Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Mój bezpieczny świat się zawalił

Anonymous - 2011-12-09, 16:38

Po ludzku rozumując chciałoby się samemu działać.... dlatego czuje ogromną bezsilność, że nie umie dotrzeć do własnego męża.....chyba Agaj o to Ci chodziło?
Anonymous - 2011-12-09, 18:58

Malwina83,

Tak, ja również nie umiem dotrzec do swojego męża. Tłumacze Mu, że rodzine jest najważniejsza itd.Ale nic. Uwież mi, próbowałam różnie trwa to już 3 lata i nic...
Powoli trace nadzieje, dlatego mogę tylko oddac Go w modlitwie.

Czuję również bezsilnośc....

Nie wierze,że się zmieni i przeraża mnie myśl, że będę już do końca sama z dziecmi...
straszne...

pozdrawiam

Anonymous - 2011-12-09, 19:26

agaj napisał/a:
Czuję również bezsilnośc....


byle nie bezradność , w bezsilności nie masz siły załatwić tak wielkiej sprawy jak kryzys ale jeszcze możesz zrobić co najmniej 2 rzeczy - modlić sie i zmieniać siebie .

Ogłoszenie bezsilności to pierwszy krok w zdrowieniu , i 1 krok w programie 12- kroków

to taka mała podpowiedź :mrgreen:

Pogody Ducha

Anonymous - 2011-12-09, 21:13

[quote]Nie wierze,że się zmieni i przeraża mnie myśl, że będę już do końca sama z dziecmi...
straszne...




Agaj, gdybys nie wierzyla, to chyba by Cie tu z nami nie bylo, co? ;-)
Poza tym...
Wiem, ze to trudne, nie wiedziec co stanie sie z Toba, z Twym mezem, Wasza relacja, taka niewiadoma moze dobijac...Mialam w sobie takie poczucie, jeszcze dosyc niedawno, ze ja chce, ja musze wiedziec! Albo moj maz sie zmieni na lepsze albo to koniec- takie opcje stawialam sobie samej i nie ukrywam, ze tez Panu Bogu. I z czasem, ktory wypelniac zaczela modlitwa, coraz czesciej pojawial sie rozaniec w mych rekach, doszlam do wniosku, ze ja nie musze wiedziec, ze ja jestem bezsilna wobec naszego kryzysu i tak chyba ma byc. A czy moj maz sie zmieni, czy nie zmieni to juz pozostawiam jemu i samemu Bogu. Nic na sile. Mysleniem, zapelnianiem dnia nachodzacymi, powracajacymi myslami tez meza nie zmienie, ani naszej relacji nie ulepsze.
Malo tego, ucze sie, ciagle ucze sie poznawac siebie, i zyc i byc szczesliwa sama ze soba i z dziecmi. I tak mozna. Jest to wykonalne :-) Mozna pokochac siebie, zaakceptowac to co sie stalo i nie odstanie i uciszyc, tez wskutek cudownego dzialania modlitwy, swoj glod emocjonalny, swe pragnienia milosci i bliskosci drugiego czlowieka. Oczywiscie ja kocham mego meza ale nie mysle juz o tym, czy sie zmieni, co bedzie, bo nie odpowiem sobie na te pytania...Nie ma jak po prostu. Tesknie za nim bardzo, mysle o nim cieplo i wieczorem, kladac sie spac sama ( tak wiem to wariactwo) mowie mu w myslach dobranoc.
Ale nie uzalezniam juz swego szczescia czy tez samopoczucia od zmian mego meza na lepsze, od jego nawrocenia, o ktore sie modle...

Ciesze sie tym, co dostaje od Boga. Moimi dziecmi, ich zdrowiem, tym, ze nasze podstawowe potrzeby sa zapewnione. Cieszy mnie tez kazdy wypieczony przeze mnie chleb czy bulki, ciasto itd. I to, ze Bog o mnie pamieta, czuwa, troszczy sie, kocha- to chyba najbardziej mnie napawa radoscia :-)

Tak,ja tez jestem bezsilna wobec meza, ale to chyba dopiero poczatek mojej przemiany i poczatek relacji z Bogiem;-)

pozdrawiam serdecznie

Anonymous - 2011-12-09, 21:48

Agnieshka,

Dziękuję Ci za te słowa i zazdroszczę tej postawy. Chciałabym byc taka silna jak Ty.
Mam nadzieję ,że to się zmieni.
Będę się modlic o siłe, żebym dała radę ciągnąc ten wózek, bo czasem się zasapiam.

Anonymous - 2011-12-09, 22:41

Agnieshka napisał/a:
kladac sie spac sama ( tak wiem to wariactwo) mowie mu w myslach dobranoc.


to nie wariactwo, dołóż jeszcze Błogosławieństwo :mrgreen:

Anonymous - 2011-12-09, 22:49

tak piękne słowa -
Agnieshka napisał/a:
Mozna pokochac siebie, zaakceptowac to co sie stalo i nie odstanie i uciszyc, tez wskutek cudownego dzialania modlitwy, swoj glod emocjonalny, swe pragnienia milosci i bliskosci drugiego czlowieka.


moja modlitwa nie jest jeszcze na tyle mocna żeby wyciszyć pragnienie miłości i bliskości drugiego człowieka.
moja terapeutka mówi o miłości pomimo... mam przeanalizować dlaczego... jak to dlaczego.. kocham go, bo jest dla mnie mężem, człowiekiem, który niedawno leżał tu obok, jest ojcem moich dzieci i zobowiązał się razem ze mną je wychowywać. podoba mi się fizycznie, jesteśmy tak różni, ale wiele razy nasze myśli były takie same - często brałam telefon z myślą, żeby zadzwonić i nie zdążałam bo on dzwonił...
dogadywaliśmy się w wielu sprawach.
kolorowo i cukierkowo nie było ale jak to w małżeństwie poprawnie. potem kulały te emocje... brak rozmowy, schematy ucieczki od trudnych tematów...
tak, ten stan męczy - nie wiemy co dalej... możemy mieć tylko nadzieję i wiarę że On wie po co tak się dzieje.
pytam się go - będziesz w niedzielę? - jak mi się będzie chciało.
napisałam mu, :- że nie przychodzi tu dla mnie, że jego przyjście tu dużo mnie kosztuje, ale robię to dla dzieci bo one taty potrzebują. że kochać go nie przestanę bo nie umiem...
dał córce telefon. pisze codziennie że ją kocha, przesyła całuski i dla brata też...
taki tata na telefon... ale cieszę się, że chce z nimi utrzymywać kontakt. dla mnie to trudne, ale kocham dzieciaki i teraz patrzę na nie. bo moje dobro kłóci się na razie z ich dobrem. ja najchętniej nie chciałabym go widzieć.

[ Dodano: 2011-12-15, 22:33 ]
no ile jeszcze będzie tak bolało? córka tęskni. pisze codziennie - co porabiasz tato, a on odpisuje - jedziemy tu, tam... a ja to muszę czytać, bo mała nie radzi sobie dobrze jeszcze z telefonem. jak się mam od niego odciąć, skoro pisze, przychodzi do dzieci, do domu stęskniony, pobawi się nimi- pogra w gry, nakarmi małego i wychodzi do swojego "domu". a my tu zostajemy smutni...
najłatwiej znoszę te wizyty jak go ignoruję. staram się nie patrzeć na niego, robić swoje... odzywać się tylko w niezbędnych słowach. nie wracam do tematu rozwodu.
to i tak nic nie zmieni w jego głowie...
postanowił. na pewno nie sam, ale teraz podobno jest taki szczęśliwy. znalazł swoją drugą połówkę. wszystko mu się chce...
mogłabym pozwolić starszej córce pójść do niego, ale chciałabym odwlec ten moment jak najdłużej... poza tym synuś jest za mały na takie oddawanie... za parę miesięcy to będzie co innego. tylko chyba serce mi pęknie jak będę wiedziała, że ona zajmuje się moimi dziećmi...
czekam tylko kiedy tam zacznie się wykładać pół dnia na kanapie, kiedy zauważy jak jest sterowany...

Anonymous - 2011-12-17, 16:12

Ewo, podbijam watek, z modlitwą.
Anonymous - 2011-12-17, 19:30

Ewales wiem ze ci cięzko ... ja dzis jestem po odwiedzinach męża .. po raz pierwszy od tylu miesięcy w spokoju, bez wyzwisk, obarczania złęm ... ja uśmiechnięta (choc kosztowało mnie to wiele wysiłku) i jego pytanie czy jutro jesteśmy, przy wyjściu z domu: to do jutra.
Powiedziałam niewiele, że czekam nie czekając, że wie ze ma droge otwartą i że nie będe błagać, prosić, ze może spokojnie przyjść nie będę osaczać ... ze zaczęłam naprawe od siebie .... i ze on ma wolna wolę a ja muru głową nie rozbije ... był dziś padniety bo i przeziebiony i chyba ...przepity ... nawet dał sie dotknąć, nie było mowy ze nie przyjdzie bo sie mnie boi ...ale nie pierwsza jaskółka czyni wiosne ... powiedziałam ze to chyba dobrze ze tak sie stało, teraz to pomogło mi zrozumiec tyle rzeczy, ze musze zaczac od siebie ... pomysl teraz o sobie, o swoim dobrze, wszyscy dobrze radza, że on nie chce upadłej koiety, zmeczonej ... ja się bardzo starałam wygladac dobrze i miło ... tak chciałam przytulic go, chociaz musnełam po głwoie, poprawiłam koszule ... dzieci to tez część ciebie, jak je kocha tak naprawde do ciebie tez nie stracił wszystkich uczuc ... musisz przejsc te wszystkie etapy, ból, zał, cieprpienie, zwątpienie, żałość, zlość ... część mam za sobą, tesknie ale widze ze jak normalnie sie zachowuje, jestem jak kiedys, zadowolona bez pretensji do niego on tez inaczej reaguje.
Nie wiem czy kogos ma, ty wiesz o tym i jest ci cięzej napewno ... musisz wyzbyc sie tych cholernych mysli, wiem ze trudno ,,, mi to zajeło 4 miesiace i dalej mnie nachodzą ... czekaj nie czekając ... dzis mam dobry dzien a nie wiem jak bedzie jutro
Trzymaj się przedswiątecznie!

Anonymous - 2011-12-17, 19:34

Grunt to wiara i się nie poddawać choć najturdniejszę są poczatki Pozdrawiam
Anonymous - 2011-12-18, 00:01

czuję się już mocniejsza, terapia zaczyna działać, przestałam obwiniać się o to co się stało, zaczynam rozumieć mechanizm uzależnienia...
Pokazuję, że dam radę. Jego wizyty dotyczą dzieci - nie mnie. Jego reakcje są nieprzewidywalne, ale przynajmniej nie rani mnie swoimi słowami. Ostatnio "otworzył "sobie sam skrzynkę pocztową, bo mu nie chciałam dać klucza, tylko powiedziałam, że jak będzie do niego korespondencja to mu dam. wysłałam smsa - że jego zachowanie pozostawiam bez komentarza... dając do zrozumienia że zauważyłam co wyprawia. jutro znów ma raniutko przyjść do dzieci - znowu dostałam odpowiedź w jego stylu, że nie podoba mu się, że to tak rano, odpisałam, że to akurat mało mnie obchodzi, chcę wiedzieć czy będzie. nie będę wciągać się w te gierki. krótki przekaz - tak - nie.
nie odkrywam się z moimi emocjami. o uczuciach wie, bo wielokrotnie powtarzałam mu, że go kocham, ale nie pozwolę więcej się traktować bez szacunku.
a jego nowa? okazało się, że mamy wspólną znajomą i dowiedziałam się o niej paru rzeczy. nie wiem dlaczego, ale współczuję mu jeśli uważa, że to jest jego partnerka do dalszego życia. koleżanka prawie się założyła, że nie wytrzymają do wakacji. ja nic nie zakładam. po prostu staram się żyć tak, żeby MI i DZIECIOM było dobrze. :-D

Anonymous - 2011-12-18, 09:49

Brawo ewales! :-)
Anonymous - 2011-12-18, 10:25

Super ewales :!:
Anonymous - 2011-12-18, 15:32

Ewales jesteś na etapie "to on odszedł i należy mi się..." super. W końcu zauważyłaś, ze on też ma obowiązki i nie Ty masz się dostosować do niego, ale on do Ciebie! Ty opiekujesz się Waszymi dziećmi. Pokaż mu granice. U mnie też to zadziałało: brak kontaktu telefonicznego i osobistego, żeby nie mógł ranić i nie oglądać mojego cierpienia. Więc brawo! Przyjdą znów zwątpienie, ból, załamania ... ale to taka kolej rzeczy. Ja wciąż to przechodzę. Nawet dziś, bo obiecał że przyjdzie a nawet nie odezwał się do dzieci. Ale cóż ... wczoraj byłą górka dziś dołęk :cry: ale w końcu ustabilizuje się na prostą :lol:
A już Ci kiedys pisałam: co ona zrobi lepszą zupę niż Ty???? Poczekaj jak się zachłyśnie nowością i tez wyrzuci na strych :mrgreen: Jakoś trzeba czekać ... a co czas przyniesie? Zawsze coś innego, nowego. I to jest najlepsze w tych naszych sytuacjach: coś nowego nie znaczy gorszego niz było.
Przedświątecznie Cie pozdrawiam, dziś z dziewczynami miałam choinkę ubierać ... ale choina sie posypała :) sztuczny chiński szajs he he
Trzymaj taką pozę dalej, bo oni nie chcą nas wyjące i słabe, dlatego znajdują sobie coś, co jest naszym przeciwieństwem. Twarda bądź a nie miękka ;-)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group