Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Mój bezpieczny świat się zawalił

Anonymous - 2011-10-12, 18:09

ewales napisał/a:
Nie chce spędzać ze mną czasu bo mnie nie lubi jak twierdzi. Więc jak odwiedza dzieci to ja mam wyjść z własnego domu. A właściwie to najlepiej chce być tylko z córką. Mały go nie interesuje.

napisałam na priv.

Anonymous - 2011-10-14, 20:08

dzień za dniem mija, siedzę i wybucham płaczem. wczoraj jak był mąż córka zapytała czy się przeprowadzi - on nie, bo z mamą się nie dogadywaliśmy... już drugie dziecko mu nie przeszkadza.. nie wiem co robić, jak postępować, żeby się wzmocnić. najgorsze są wieczory -samotne, smutne. i smutne to macierzyństwo jak obok nie ma kogoś komu powiesz - zobacz jak ładnie się uśmiecha... nie wiem czy dobrze zrobiłam pozwalając na tą wyprowadzkę. mógł tu zostać, ale sam powiedział, że z litości... czy jest sens budować związek z litości? a teraz czy mam szansę go rozkochać w sobie z powrotem skoro mieszka z inną? myślę sobie Boże dlaczego niektórzy mają ciągle pod górkę? jak patrzę na moich znajomych, pełne rodziny to zadaję pytanie dlaczego ja? dlaczego nie mogę zapewnić moim dzieciom ojca w domu?
Anonymous - 2011-10-14, 23:49

Czułam sie tak samo jak Ty, ciężkie jest maciezynstwo jesli nie ma z kim dzielic tych radosci dnia codziennego. Ale wazne jest zeby przez meza nie stracic tych chwil, one przemina i beda juz nie do odzydzyskania. Ja bardzo załuje, bo po kolejnym odejsciu meza nie pamietam nic z pierwszego miesiaca zycia maleństwa, przeoczyłam to zajeta ciagle swoim bólem i mezem, drugi raz nie popełnie takiego błędu

Czy mozna rozkochac meza skoro sie wyprowadził? Mysle, że można, jest moze nawet łatwiej, bo widzi Cie zawsze ładną, w dobrym nastroju. Zauwazyłam ze to bardzo działa kiedy facet widzi ze dajesz sobie rade, ze jestes silna, zadbana itd. Chyba "drazni" ich jak widzą ze nie sa niezbedni, ze bez nich tez samy sobie doskona;le rade

duzo siły i wytwałosci zycze :-)

Anonymous - 2011-10-16, 23:39

widzę jak jestem od niego uzależniona... Jak wpływa na mnie jego obecność. Postanowiłam jutro skorzystać z pomocy psychologa bo nie wiem jak postępować, żeby uratować przede wszystkim siebie. czuję że łapię coraz większy dół, powoli zaczyna się depresja, zaczynam się robić słaba psychicznie i fizycznie... a na to nie mogę sobie pozwolić. dla dzieci. one mnie potrzebują. MUSZĘ się wzmocnić. Powtarzam sobie - nie słuchaj tego co mówi, nie wdawaj się w dyskusje, bo on chce cię bardziej zniszczyć.
Sama jego obecność jak tu przychodzi dodaje mi siły, tylko nie wiem czy pozytywnej. bo potem przychodzi napad lęku, stresu.
stara się mi pokazać jak bardzo mnie nie lubi, jak męczy go moja obecność. ja normalnie się odzywam, staram się uśmiechać, być miła, uprzejma.
nie pokazywać moich słabości, tylko to , że radzę sobie świetnie. nie musi wiedzieć, że na drugi dzień ryczę jak bóbr.
dzisiaj modliłam się o siłę, żeby to przetrwać.

[ Dodano: 2011-10-22, 23:01 ]
Zaczęłam terapię. Teraz czuję ogromny żal, że zostałam tak po prostu - odrzucona. I smutno mi. Wychodzę do przyjaciół, nie chcę siedzieć tu w domu, który razem urządzaliśmy... Ale za chwilę tęsknię i chcę wracać. Huśtawki nastroju, poczucie bezsensu, potem nadzieja, spoglądanie w przyszłość, ciekawość jak to będzie. Czas biegnie tak szybko. Łapię się na rozmyślaniu o nim - co może robić, jak tam mu z nią - sama sobie zadając ból. W listopadzie mam ochrzcić mojego bąbelka. Ja i on przy ołtarzu. On, który mówi - nie wierzę w prawdy Boże... Moja modlitwa przeciwko jego postawie. Nie mogę wyobrazić sobie jak to będzie.
Rozmowa z moim teściem, który jest po rozwodzie- Cytuję: tak to jest. każdy robi według siebie, poukładasz sobie wszystko. ja też jestem sam i musiałem sobie poradzić.
Tylko że ja nie chcę być sama, nie potrafię, nie lubię. Po prostu jest to dla mnie bardzo ciężkie. Potrzebuję mieć obok oparcie. Ja i moje dzieciaczki.
Kocham męża pomimo... Wiele wybaczałam, dużo znosiłam. Ale widocznie nie dane nam razem wychowywać dzieci mieszkając pod jednym dachem. Może to jest czas dla niego aby pokochał to dziecko? Wierzę, że moja modlitwa za niego ma sens. Tylko to trzyma mnie jeszcze jakoś.
Jutro idę do pracy, dzieci zostają pod jego opieką.
Ostatnio stwierdził, że mu się nawet podobało. Podobało mu się spędzenie poranku i południa z dziećmi... - tak mówi tato. A moją osobę najchętniej wyciąłby ze swojego życia. Zamienił. Jak mebel. Zużyty, wytarty...Nie pasuje i szpeci, znudził się.
Wstaję rano i modlę się o dobry dzień. Aby już tak nie bolało...
Czytam wasze posty i to mnie umacnia w wierze, że nie tylko ja chcę walczyć o małżeństwo pomimo poczucia krzywdy, zranienia, ciężkiego życia,które miałam z nim...

[ Dodano: 2011-10-31, 22:17 ]
W niedzielę chrzest mojego bąbelka. Ja i on przy ołtarzu.
boję się jak to będzie. Dla męża ważne jest mieć w co się ubrać - ponoć kupił sobie garnitur - niż uczestniczyć w pełni w uroczystości. Spowiedź w jego przypadku? Nie pójdzie, a jak tak- to tylko po to, żeby podpisać kartkę.
Duchu Święty - umocnij mnie...
Zaczął się ode mnie oddalać już bardzo. Widzę, że jest pod takim wpływem swojej nowej pani, słucha się jej i radzi.
A ja mogę się tylko modlić...
Wspomniał, że po nowym roku składa pozew. Miesiąc temu twierdził, że to tylko kartka. Nie musi mieć rozwodu, bo to do niczego nie potrzebne.
Teraz coraz szybciej chce się ode mnie odciąć. I bawić się z innymi kobietami. Ja już nie jestem dla niego atrakcyjna. Nie jestem kobietą. Tylko przeszkodą na drodze do szczęścia...

[ Dodano: 2011-11-07, 01:22 ]
Chcę podzielić się z wami refleksją dzisiejszego dnia. I prosić o modlitwę. Dzisiaj mój syn przyjął chrzest. Było spokojnie i dobrze. Denerwowałam się, ale podczas mszy czułam się dobrze, bezpieczna, radosna. Piękne kazanie było o fundamencie rodziny, a sensie życia, wartościach, odpowiedzialności.
Modlę się, żeby choć trochę wpłynęło to na moje relacje z mężem, które ostatnio bardzo się popsuły, tylko nie wiem dlaczego.
Podczas, gdy chrzestna przekazywała bąbelka do trzymania tatusiowi to chrzestnemu spadła świeca. Ktoś kto nie wierzy powie = przypadek. Dla mnie to ewidentny znak...

Anonymous - 2011-11-10, 18:57

Cytat:
:-) Chcę podzielić się z wami refleksją dzisiejszego dnia. I prosić o modlitwę. Dzisiaj mój syn przyjął chrzest. Było spokojnie i dobrze.


Chwała Panu! :mrgreen:

Anonymous - 2011-11-12, 23:44

Moje relacje z mężem- byłam miła, nie działało, byłam uśmiechnięta - wywoływało to obrażanie, ignoruję - wywołuje zdziwienie. Może w tym jest metoda? Pozwolić mu zatęsknić za moim zainteresowaniem. Powiedziałam mu co sądzę na temat rozwodu i nie wracam do rozmowy. W sytuacjach kryzysowych ( kilka dni temu zwolniono go z pracy) zapewniam, że kocham i wierzę w niego. Tyle. Jestem tym już zmęczona. Czuję, jak stara się ściągnąć ze mnie energię podczas wizyt. Powtarzam sobie- Tu jest twój dom, jesteś chroniona razem z dziećmi, nie daj się sprowokować, nie podejmuj jałowych dyskusji. On sam zdecydował, nie wpłynę na jego decyzję. Stara się budować swoje życie od nowa. Beze mnie. Ale tak niestety się nie da - mamy wspólne wspaniałe dzieci, które nie zasługują na życie bez taty. A odcinając się ode mnie trudno mu będzie utrzymać dobry kontakt z dziećmi, pokazać wartość życia rodzinnego.
Anonymous - 2011-11-14, 16:18

Ewales z przyjemnoscia Cie czytam i duzo w Twoim pisaniu mądrosci i pogody.

Cytat:
Pozwolić mu zatęsknić za moim zainteresowaniem. Powiedziałam mu co sądzę na temat rozwodu i nie wracam do rozmowy. W sytuacjach kryzysowych ( kilka dni temu zwolniono go z pracy) zapewniam, że kocham i wierzę w niego. Tyle.

dla mnie super...

nie pozwol sobie zabierac energii ( jak piszesz) na spotkaniach z mezem...stawiaj granice mów stop gdy mąz pozwala sobie na za wiele...
mysle ze spotkanie z psychologiem pomogą w tym

z modlitwą, niech Pan Bog błogosławi :-)

Anonymous - 2011-11-14, 23:34

a mój mąż mieszka z nami i ja co dzień budzę się z tą świadomością, że kocha inną kobietę bo mi o tym mówi i ten fakt nie rusza mnie bo albo on zwariował albo ja.
Anonymous - 2011-11-16, 02:07

To świat zwariował - to co normalne jest dziś nienormalne, a to co nienormalne uznawane jest jako normalne, a zarabiają adwokaci...
Anonymous - 2011-11-16, 12:06

Tak to jest na tym świecie - nigdy nie jest constans... W moim małżeństwie też tak było - cudowne chwile i przeszkody. Brak rozmowy, cierpliwości, pogoń za rzeczami materialnymi.. a teraz kiedy mamy mieszkanie, super dzieci, zdrowie - to mąż stwierdził, że widocznie nie to jest ważne, tylko osoba z jaką się jest. i ponoć nowa miłość to jest to. A ja w to nie wierzę. po prostu. czytałam wczoraj listy, które do mnie pisał (mieszkał w innym mieście, nasza znajomość rozpoczęła się wakacyjnie. nie myślałam o nim wtedy poważnie. jest ode mnie młodszy , dzieliła nas odległość 250 km...) przez 4 lata.
znalazłam walentynki, które dostawałam już po ślubie... kocham i będę kochał wciąż... dlatego mam tak dużą nadzieję, że jakoś uda się nam naprawić relacje. może nie za chwilę, nie za miesiąc, ale przecież życie się nie kończy. jeszcze wiele lat przed nami. Jesteśmy rodzicami, mamy dwoje cudownych dzieci. małych dzieci, które zasługują na pełną rodzinę. dlatego nie mogę się poddać.
mimo płaczu, który się zdarza, zbieram się dla nich.
dałam dzisiaj list, w którym zwróciłam mu wolność - choć tak trudno powiedzieć - żegnaj.
dalej modlitwa, praca nad sobą i stanowczość. pomagają mi godzinne rozmowy przez telefon, spotkania z przyjaciółmi.
a co dalej? czas pokaże. na razie muszę się zmusić do nauki, bo mam egzamin 1 grudnia. Tak więc do roboty ;-)
A - i wczoraj zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam mówiąc - albo zostajesz albo dzisiaj się wyprowadzasz - decyzję musisz podjąć sam - tak to się u nas odbyło ponad 2 miesiące temu. Ale lektura Dobsona mi pomogła rozwiać wątpliwości. Nikogo na siłę się nie zatrzyma. Jakbym się czuła, gdyby tu był i udowadniał mi, że to moja wina, że jest nieszczęśliwy.?
Czy będzie lepiej? nie wiem. Ale jak ktoś powiedział - nadzieja umiera ostatnia...

[ Dodano: 2011-11-17, 19:29 ]
reakcją na mój wczorajszy list jest wrogość. Nie rozmawia ze mną, nie chce być w moim towarzystwie. dzisiaj po wizycie u dzieci wyszedł bez słowa. na moje stwierdzenie że musimy porozmawiać na temat córki stwierdził - napisz list. powiedziałam - napisałam to co czuję. co mam robić? czekać? chyba tak. dać mu czas.
A ja się z tym lepiej czuję. jestem szczęśliwa bo mam moje dzieci radosne i szczęśliwe. mały podobno płakał przez większość czasu jak mnie nie było czyli przez godzinę. A jak mama w domu to on uśmiechnięty :->
córka się dziwi - no cóż - po prostu mały wyczuwa złe emocje.
mąż czuje się wrobiony w dziecko. ale do tego trzeba dwojga. faktycznie ja chciałam, on nie. ale to nie znaczy, że nie odszedłby. źle było już jakiś czas temu. sfrustrowany, że ma spędzić życie z jedną babą jak przecież tak działa na kobiety, że może mieć kogoś bardziej atrakcyjnego.
oglądanie się w moim towarzystwie i komentowanie wciąż innych kobiet było dla mnie trudne do zniesienia. mówiłam, że źle się z tym czuję, ale odzew był niewielki.
ale koniec z obwinianiem się. na to co było nie mam już wpływu. na to co będzie owszem i tu trzeba skupić swoje działania.

Anonymous - 2011-11-18, 18:57

hej, po przeczytaniu twojej wypowiedzi przyznam, że mam podobną sytuację dwoje zdrowych dzieci 11 chłopak i 15 córa dorodne piękne,ja studia- teologia, i moje małżeństwo 16 letni staż, sama się dziwiłam że nam to się udaje podczas gdy inne padają................he dom, praca.....stała państwowa, wczasy, wyjazdy wszyscy pełni podziwu za nasze partnerstwo w kuchni i w życiu, mijają latka wzloty upadki wychowane dzieciaczki, tylko cieszyć się i planować co dalej,dalej...........przypadek.......mąż z kimś pisze na necie, kłamstwo, wykręty, esemesy dziwne,i tak dwa lata, myślę sobie dam mu czas, mówiłam wybaczę bo kocham, ale on tylko.to mi minie, on też wie jak to dla mnie trudne, rani mnie i nic z tym nie robi, dlaczego?bo ona nie chce niczego między nami zepsuć, rozumiecie coś z tego, a poza tym to tylko wirtualnie są bo jest w anglii, dałam mu wiele czasu gramy przed dziećmi ale córa wie co jest na rzeczy, on jak w amoku przy necie z nią piszę i albo jest chory albo tak zakochany, znajomi i rodzina mówią że to kryzys wieku.......po 40 z facetami tak jest, ile mogę jeszcze, nie wiem też zbieram siły dla moich dzieci, bo są wszystkim, a on wie że może stracić wszystko bo nie było źle a ja się cenię i nie daję się upokarzać nie sypiam z nim już pół roku, miał dość czasu a ja nie będę ta druga, bo on ma potrzeby............w nosie mam jego potrzeby. rozmowy są długie częste, szczere, o niej i jej bólu, o nim, o mnie co ja czuję wie wszystko, gra się toczy, ultimatum jej dał i sam miał, rezygnuje z pracy jedzie w styczniu za granicę do anglii, ale nie do niej, trudno nam żyć tak, on musi coś wybrać, tak nie można, rozwodu nie bierzemy bo ja stracę pracę, a w tym wszystkim nie jestem sama, nie wiem czy to ironia losu czy przeznaczenie bo..spotkałam faceta, zakochał się we mnie, spotykamy się, on taktowny, rozumie jak jest nie narzuca się ale wiem też że to chore, strasznie się z tym męczę bo tak już prawie rok, i boję się że to ja pierwsza odejdę, oboje z mężem wiemy jak jest, i nic na to nie możemy zaradzić przyzwyczajenie do siebie i szczery szacunek ze względu na dzieci i tyle, nie potrafimy już razem być a każdy kolejny dzień to ból,ale bez przykrych słów, obelg, bo nigdy tego nie było, wzorowe małżeństwo, jedyna jego wada....alkohol, a teraz jego desperacja i moja ucieczka w nową przyjaźń,
Anonymous - 2011-11-19, 23:11

najbardziej boli, kiedy ukochana osoba mówi - kocham cię- komuś innemu...
przyznam się, że czuję jakby on ze mną grał w jakąś grę. mam dostęp do jego konta. w przelewie do niej napisał - oby się żyło dostatnio - kocham cię... zastanawiam się dla kogo jest ta deklaracja miłości. czy faktycznie dla niej czy po to, żebym się dowiedziała.
tak szybko zaczął się ten związek, szybka wyprowadzka, szybka miłość. i co dalej?
a my? dzieci? ja wiem, że mężczyźni nie mają takiego instynktu na początku jak my - ale nazywając swojego syna sku.... (nie będę kończyć) to coś tu jest nie tak. a jej opowiada jak to on kocha swoje dzieci. zresztą opowiedział jej całą naszą historię. jak poczęła się córka też. jak to źle u nas było, że on mnie już nie kocha, że jest ze mną nieszczęśliwy. a ta pani to teraz wybawicielka i opiekunka- uwolniła go ode mnie, ma - jak to mówi - tam święty spokój, może palić ile chce. no żyć nie umierać.
przepracowuję to wszystko na terapii. weszłam w rolę jego mamy czułam się odpowiedzialna, a on jako dziecko z małą odpowiedzialnością obraził się, bo wybrałam innego malucha czytaj - syna. a facet ma 31 lat... po prostu - jak stwierdził - pomylił się w życiu. nie chciał żony i dwójki dzieci. nie tak miało wyglądać jego życie. postąpił jak dziecko - nie podoba mi się to zabieram swoje zabawki i idę na inne podwórko, gdzie jest przyjemniej... bez problemu, wyrzutów sumienia.

Anonymous - 2011-11-20, 12:30

ewales, wspieram Cię modlitewnie
Anonymous - 2011-11-20, 14:42

ewales z Bogiem, jagusia szukaj dróg Pana

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group