Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Sprawy zatajone przed ślubem - ratować czy unieważnić ślub?

Anonymous - 2011-11-21, 16:53

marek12b7 napisał/a:
Mówi się tak - Pan Bóg pobłogosławił Ci małżeństwo i dał najlepszego dla Ciebie współmałżonka.
Może to nie tylko teoria?
A jak byśmy poczuli się gdybyśmy w to uwierzyli?


Kto tak mówi? Ja nie słyszałam takiej teorii, jak do tej pory - ale nie podważam Twego zdania ;-)

A jeżeli to nie teoria... To Pan Bóg ma niesamowite poczucie humoru :-D . Nie, żebym uważała się za chodzący ideał :lol:

A tak poważniej... może warto tak myśleć - tzn. poszukać tych najlepszych cech męża, tych, które pomimo wszystko dają mi szczęście? tych, bez których nie mogłabym żyć, gdyby był inny? ...

Ja wiem, że nie mam żadnego wpływu na mojego męża. Będzie chciał, to będzie dalej mnie kłamał... I chyba to boli - że nie mogę w żaden sposób zagwarantować sobie, że on powie mi prawdę... Pozostaje tylko modlitwa w jego intencji o zejscie z drogi kłamstwa, o jego nawrócenie, o moje przebaczenie...
a chcieć przebaczyć jest tak ciężko... człowiek się tylko nad sobą lituję, pastwi się tym co się stało, myśli o sobie jak o ofierze... i taki stan jest wygodny - bo całą winę obarcza się partnera... ja nie jestem niczemu przecież winna- tak sobie myślę i ciężko jest mi sobie uzmysłowić, że może nie do końca... choćby dlatego, że nie zaprosiłam Boga do naszego związku na samym jego początku...

Anonymous - 2011-11-21, 19:03

o. Pelanowski mówił - najbardziej w życiu rozwija mnie to co najwięcej mnie kosztuje.
Nasi trudni partnerzy stają się dla nas niesamowitą szkołą. Łatwo jest kochać anioła. Ale pijaka? Zdradzacza/czkę? Jak?????????????????
Czyż jednak nie zmusza nas to do osiągania naszych wyżyn?
Po drodze zamieniam sobie pytanie z DLACZEGO???????
na PO CO??

wciąż jeszcze znajduję odpowiedzi............................

Anonymous - 2011-11-21, 19:33

Słowo Boże mówi 'kochajcie nieprzyjaciół"
a czyz i grzesznicy nie czynia dobrze tym , którzy sa dla nich dobrzy?

no jakos tak :)

Anonymous - 2011-11-22, 08:13

marek12b7 napisał/a:
o. Pelanowski mówił - najbardziej w życiu rozwija mnie to co najwięcej mnie kosztuje


te słowa dotkneły tej części mej duszy, której myślałam dawno już nie ma... myślałam, że tam już nigdy nikt nie zdoła mnie wprowadzić z powrotem...
Piękne zdanie, naprawdę ...

marek12b7 napisał/a:
Łatwo jest kochać anioła. Ale pijaka? Zdradzacza/czkę?


maryniaa napisał/a:
Słowo Boże mówi 'kochajcie nieprzyjaciół"


Pytanie tylko, czy można pokochać taką miłością kochanka... jaką powinna być miłość kobiety do mężczyzny, i na odwrót... taką, jaką kochają zakochani...
Bo co innego kochać matkę, ojca, córkę, syna, co innego koleżankę, kumpla , a co innego swego partnera ...
No właśnie - jak... jak pokochać... i jak pytasz Marku, Po Co? Mnie jedynie przychodzi na myśl odpowiedź: dla dzieci.
A co gdyby dzieci nie było? No co? .... no właśnie ... i tu pojawia się przepaść nie do przejścia... jak na razie...

Anonymous - 2011-11-22, 08:38

nie PO CO kochac - lecz Po Co to wszystko się dzieje?
...

ja nie potrafię kochac, ja nie wiem jak, lecz jeśli pozwolę Bogu by on to we mnie uczynił...............

Anonymous - 2011-11-22, 17:11

Aniołek5 napisał/a:
czy można pokochać taką miłością kochanka... jaką powinna być miłość kobiety do mężczyzny, i na odwrót... taką, jaką kochają zakochani...


Miłość trzeba odróżnić od rzeczy , czy uczuć które nią nie są .

zakochanie - to nie miłość ,
uczucie do kochanka też nie

Miłość to coś o wiele większego , trudniejszego i piękniejszego

Nie kocha się np dla dzieci

Kocha się prawdziwie pomimo .....

warto posłuchać m.in. ks Pawlukiewicza , ks.Dziewieckiego

http://www.youtube.com/watch?v=WzDNSn5Ke_M

http://www.youtube.com/wa...feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=ItGj1HZcqVM

Pogody Ducha

Anonymous - 2011-12-26, 17:01

Postawić granice... Wyznaczyć je wyraźnie... Na czym dokładnie to ma polegać, co? Ile można mówić: nie rób tak, to mnie rani; nie okłamuj mnie; bądź wobec mnie szczery? Ileż razy można prosić?
Mój cudowny mąż, już by się wydawało, że wychodzi na prostą, przestał kłamać, był ze mną szczery, dawał pieniążki na życie i spłaty długów, mówił tylko: XY jest dla mnie do przeżycia, reszta dla Ciebie, rób z nią co chcesz. I co ja robiłam z resztą? Spłacałam długi, opłacałam wszelkie abonamenty, kupiłam jedzenie i pieluchy i odkładałam resztę, na czarną godziną, na dzień kiedy wypłata nie przyjdzie na czas, na chrzciny dziecka...
I miałam na koncie odłożone oszczędności. Na święta pieniądze miał przywieźć mąż. Zarzekał się, że ma na 100% pieniążki na zakupy świąteczne. „Ale na pewno masz te pieniądze? Nie okłamujesz mnie? Powiedz prawdę, to inaczej rozdysponuje wypłatą, inaczej poplanuję wydatki” pytałam, bo doświadczenie mnie nauczyło, że słowa mojego męża to jedno, a rzeczywistość to co innego.
I tak oto przyszedł dzień jego przyjazdu. Cieszyłam się jak głupia. No przecież obiecał, że kłamstwom już koniec, że powie całą prawdę, że wszystko wyjaśni... Ostatnie zapytanie: czy aby na pewno wieziesz pieniądze – tak, mam na pewno przy sobie ponad 500zł.
I już miałam wychodzić z domu, by odebrać męża, kiedy dostałam smsa powiadamiającego o obciążeniu konta oszczędnościowego kwotą 500zł. Nogi mi się ugięły... Pomyślałam, że ktoś wkradł się na moje konto i mi ukradł pieniądze. I miałam rację – zalogowałam się na swoje konto i nie mogłam oczom uwierzyć, kiedy zobaczyłam, że ktoś wyciągnął 500zł. A już tym bardziej nie mogłam uwierzyć, kiedy ujrzałam nazwisko męża przy tej operacji... Nogi mi się ugięły... I znowu się zaczyna jazda z ginącymi pieniędzmi z konta, pomyślałam... Ale zadzwoniłam do męża, myśląc, że to jakoś wyjaśni. A on, swoim starym zwyczajem, zaczął kłamać, że żadnych pieniędzy nie ruszał, że nawet nie miałby jak, że mam wsiąść w samochód i po niego przyjechać, że kontem zajmiemy się później, ale on nie ma z tym nic wspólnego... Krew mi się zagotowała... Postraszyłam go, że pojadę do banku i udowodnię mu, ze on wyciągnął te pieniądze... i dopiero wtedy się przyznał... dopiero wtedy powiedział, że zgubił tamte 500zł i musiał wyciągnąć z konta... nie wytrzymałam... nie wytrzymałam psychicznie tego napięcia, które mi towarzyszy od dnia, w którym zaczęłam go podejrzewać o oszukiwanie mnie, od miesiąca przed ślubem, kiedy intuicja mi mówiła, że coś tu nie pasuje... ale wtedy zwaliłam na stres przed ślubem... i poszło...
Powiedziałam, że miarka się przebrała. Prosiłam go wcześniej, dużo wcześniej, by mnie więcej nie kłamał. I powiedziałam, że jeżeli jeszcze raz mnie okłamie, to niezależnie od dnia, godziny i okoliczności, karzę mu się wynieść z domu. I dotrzymałam słowa. Nie pojechałam po niego, powiedziałam, że może przyjechać zobaczyć się z dziećmi ale świąt z nim nie spędzę... dla jednych pewnie to świństwo, nie wybaczyć, nie wpuścić do domu dzień przed wigilią, a dla mnie to po prostu powiedzenie DOŚĆ i wyznaczenie jasno granicy. Dzieci są tak małe, że nawet nie wiedzą co to jest choinka, więc stwierdziłam, że muszę jasno postawić granicę. Mąż siedzi u mamusi i tatusia, którzy głaskają go po głowie, choć wiedzą, jakich świństw mi narobił. Jest wściekły, bo wobec zaistniałych okoliczności, musiałam w końcu rodzicom, z którymi mieszkam, powiedzieć całą prawdę, Calusieńką o nim, jego kłamstwach wobec mnie i też wobec nich. Dzwoni tylko, by porozmawiać z córką – choć ona mówi zaledwie kilka słów.
I jedyne co mogę teraz zrobić, to modlić się, by się nawrócił... by się opamiętał... już nawet nie dla mnie i dzieci – ale dla swojego zbawienia. Ja go na razie na oczy nie chcę widzieć. Muszę poczekać aż opadną emocje... I znowu pojawiło się pytanie: czy nasze małżeństwo jest ważne? Zatajony alkoholizm ojca, zatajone dziecko przed ślubem, zatajone kredyty, zatajona sytuacja majątkowa, okłamał w sprawie swego wykształcenia i przeszłości... czy mogę liczyć na moc sakramentu, którego może w ogóle nie było? Ja ślubowałam komuś innemu! I to nie tak, że ja sobie co innego wyobrażałam, tylko on mnie świadomie wprowadzał w błąd! Perfidnie!
I pytanie: wiecznie giną pieniądze... wiecznie w kwocie około 500-600zł na miesiąc... jak nie mnie, to komuś w mojej rodzinie... On i jego rodzice twierdzą, że tamto dziecko nie jest uznane i mąż nie płaci alimentów... teściowa się przyznała, że potajemnie przed moim mężem płaci tamtej miesięcznie na dziecko... ale czuję podstęp... Teściowie by płacili za jego plecami? To na co jemu takie kwoty?
Jestem wykończona psychicznie... Wigilia była dla mnie mimo wszystko pięknym dniem – bo dzieląc się opłatkiem, byłam szczera wobec każdego... a z mężem nie byłabym, w stanie się tym opłatkiem podzielić... za dużo tego, za dużo...

Anonymous - 2011-12-26, 18:33

Współczuję Ci bardzo
Wiem, co to znaczy nie miec do męża zaufania. Mój również mnie okłamywał, jak się dowiedziałam o jakimś kłamstwie, mówił, że to dla mojego dobra, żebym się nie denerwowała. Nie wracał na noc, ciągle w ,,interesach,,, myślę, że też mnie zdradzał, ale tego nie wiem na 100 %.

Jesteś bardzo mądrą kobietą, potrafisz realnie spojrzec na sytuację
Mi bardzo pomogłaś w trudnej sytuacji, dziękuję.

Będę się modlic i trzymac kciuki, dasz radę, jesteś silna,pamiętaj

Anonymous - 2011-12-27, 13:17

Witaj, nie będe udzielać rad, bo sama mam problem, którego już nie da się rozwiązać, jedno muszę ci napisać jesteś bardzo dzielną kobietą!
Nie każdą stać na tak odważną decyzję.Nie ulegnij tylko mężowi, zrobiłaś pierwszy bardzo trudny krok, nie mając go blisko siebie, będziesz mogła szybciej wyzwolić się choćby z rozmyślań o jego notorycznych kłamstwach.dalsze trwanie w takim rozpamiętywaniu może zniszczyć psychikę człowieka nawet nieodwracalnie!

Wygląda na to,że kłamstwa w waszym związku na dobre zaczęły się wtedy, kiedy twój mąż "zapragnął " dziecka przed ślubem; chciał cię mieć przy sobie.

Znam takie sytuacje kiedy znikają zaoszczędzone pieniądze, :cry: , i ciągły ich brak! :cry:

Nie ustawaj w swoim postanowieniu.Proś Boga , On cię poprowadzi.Powodzenia. Gorąco pozdrawiam. :-)

Anonymous - 2011-12-27, 17:34

laura_33_31 napisał/a:
ie mając go blisko siebie, będziesz mogła szybciej wyzwolić się choćby z rozmyślań o jego notorycznych kłamstwach


Matko! Jak ja Ci dziękuję za zrozumienie!!! Wiesz, jaka była moja pierwsza myśl na wieść kiedy dokładnie wraca mąż? Gdzie schować złoto dzieci, by tego przypadkiem nie sprzedał... To jest straszne...

Dzisiaj zadzwoniłam do teściowej i powiedziałam prawdę o ginących pieniądzach. Prosiłam, by powiedziała, czy nie wie o jakiś problemach męża, o zadłużeniach, czy on ma zasądzone alimenty. Zaprzeczała, że nie. Ale wieczorem telefon znów rozwrzał, bo teściowa chciała potwierdzić kradzieże i znikające pieniądze rodziny z moimi rodzicami. Ja w końcu nie wytrzymałam i ostro postawiłam sprawę: albo mi powie prawdę o alimentach, albo ja ruszę niebo i ziemię, sądy i adwokatów, by się dowiedzieć prawdy. wtedy się dowiedziałam, że ma zasądzonoe 400zł...

[ Dodano: 2011-12-27, 17:43 ]
ileż można słuchać kłamstw... jak mój mąż ma mi mówić prawdę, skoro jego rodzice go kryją... jego matka dzwoniła do niego po 3 razy dziennie - denerwowało mnie to, ale myślałam że skoro nie odczuwam, że ona wtrąca się do naszego życia, to nie będę się tego czepiać... ale on zawsze wychodził, gdy ktokolwiek dzwonił... moja mama mówiła, że domyślała się o dziecku, bo podsłuchała kiedyś niechcący jego rozmowę z jakąś kobietą, której mówił coś o tym że nie ma teraz pieniędzy i pytał czy mała śpi... prawdopodobnie dzwonił do swojej byłej, a się zarzekał, że nie ma z nią kontaktu... Boże, a ja temu człowiekowi zawierzyłam całe swoje życie, ślubując przed Bogiem... a on przed Bogiem ślubował ze skrzyżowanymi palcami z tyłu... perfidnie patrzył mi w oczy, wiedząc, że okłamał mnie w bardzo wielu sytuacjach... co znaczy jego przysięga? co znaczy moja? ja przysięgałam kawalerowi bez obciążeń, bez zobowiązań, z zabezpieczoną przyszłością, ze skończoną szkołą średnią... a nie kłamcy, oszustowi i złodziejowi... bo oszustwa zaczęły się przed ślubem... kradzieże też...

[ Dodano: 2011-12-27, 17:53 ]
wiecie, nie pomogły nowenny, modlitwy, prośby modlitewne do klasztorów... ja wiem, że Bóg działa we własnym czasie... ale myślałam, że może choć trochę męża serce się skruszy... że już nie będzie ściemniał o pieniążkach i przyzna się, jeżeli ich nie ma... a on dalej to samo... wziąć z konta i zwalić na mnie, że ja sama nie wiem co z kontem się dzieje, albo że "znowu" ktoś się nam na konto wkradł...
teraz już wiem, że w życiu czasami trzeba się zachować bez zbędnej dyplomacji... walnąć ręką w stół i porządnie postraszyć... i jeżeli ta druga osoba nie może po łacinie powiedzieć "mea culpa" to my stosując trochę łaciny kuchennej możemy powiedzieć coś o naszych uczuciach...
na teściową podziałało...

[ Dodano: 2011-12-27, 17:59 ]
niestety, jestem zmuszona wnieść sprawę o separację oraz o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Jeżeli przedstawiciele kościoła stwierdzą, że moje małżeństwo jest ważne, przyjmę to z pokorą i będę trwała w wierności... ale intuicja mi mówi, żeby taki wniosek złożyć. dlaczego ja mam zamykać sobie drogę, dlaczego mam trwać przy mężu, jeżeli się okaże, że moim mężem nigdy nie był? nie, nie mam jakiegoś pana na oku... nie, nie planuję się z kimś spotykać lub się wiązać. Ale da mnie najważniejsza jest prawda i chcę, i mam prawo wiedzieć, czy moje małżeństwo w świetle wszystkich faktów jakie wyszły na jaw, jest ważne.

Anonymous - 2011-12-27, 22:38

Witaj Aniołek5, daj Boże abyś wytrwała w swych postanowieniach!
Twardą ręką /jak to się mówi/ dasz radę, dowiesz się wszystkiego , choć wiadomo, miłe te wieści nie będą, ale ja uważam,że lepsza gorzka prawda niż słodkie kłamstwo.

Tak masz prawo do prawdy!!! Nie zmieniaj nigdy tego postanowienia!!!Kłamstwo to ohyda!
Masz prawo do spokoju,i stabilności!!!

Jak on ma Cie okradać przez całe życie, okłamywać i jeszcze Bóg wie co, to zniszczy Cię psychicznie! Lepiej być samą!
Mówię to z własnego doświadczenia.Całe życie mnie okłamywał, i na dodatek wmawiał i wmawia nadal ,że ja go okłamuję,że jestem fałszywa,że nic nie daje,że chodzę to "tego swojego kościoła", a ja jestem już wrakiem człowieka.3 stycznia mam iść na operację, a on przed świętami powiedział,"może byś nie poszła do szpitala, bo jak wrócisz to musi być dieta......."nie rozumiem tego do dziś? :cry:

Nie warto dla nich się poświęcać jeśli oni sami tego nie chcą.

Pan Bóg też nie zmusza nikogo do Miłości, do Modlitwy, do chodzenia na Mszę Św., czy przystępowania do Sakramentów.Czyń człowiecze po swojemu wolna twoja wola.Pozdrawiam

Anonymous - 2011-12-28, 17:12

Aniołek5 napisał/a:
wiecie, nie pomogły nowenny, modlitwy, prośby modlitewne do klasztorów... ja wiem, że Bóg działa we własnym czasie... ale myślałam, że może choć trochę męża serce się skruszy...


Pomogły Aniołku... pomogły... a Bóg działa, oj działa :-D

Gdyby nie te modlitwy pewnie nie zobaczyłabyś trzeźwym okiem co Twój mąż robi, jak postępuje i nie podjęłabyś tej decyzji:

Aniołek5 napisał/a:
teraz już wiem, że w życiu czasami trzeba się zachować bez zbędnej dyplomacji... walnąć ręką w stół i porządnie postraszyć... i jeżeli ta druga osoba nie może po łacinie powiedzieć "mea culpa" to my stosując trochę łaciny kuchennej możemy powiedzieć coś o naszych uczuciach...


Powodzenia!

Anonymous - 2012-01-01, 17:27

To trochę boli... tak się zarzekał, że mnie kocha, że beze mnie żyć nie może... wiem, że go wylałam z domu dzień przed wigilią... wiem, że powiedziałam, by do mnie więcej nie dzwonił... przez tydzień od dnia mojego twardego uderzenia ręką w stół próbował dzwonić - jeszcze w dzień kłotni chciał wyjaśniać, spokojnie porozmawiać. Potem pisał smsy że chce pogadać z córką... ignorowałam, bo bałam się prób manipulacji mną z jego strony, a poza tym, chciałam pokazać, że nie może ot tak poprostu mną manipulować... w Wigilię zadzwonił z życzeniami i gratulacjami - bo ponoć jestem na plusie. To znaczy jego nieuczciwość , kłąmstwa i oszustwa kontra moje noepozwolenie mu na spędzenie świąt z dziećmi pozoliły mi wyjść na plus. Jakbyśmy toczyli wojnę na punkty - kto się bardziej chamsko zachowa... jak można tak myśleć? Czy on wogóle nie zna pojęcie "konsekwencja"?
w święta zadzwonił raz - chciał pogadać z dzieckiem... potem wtorek jeszcze próbował się skontaktoać i prosić o sznsę na wyjaśnienie... ja wiem, że byłyby to kolejne kłamstwa, bo wynikało to z samej rozmowy telefonicznej... środa - wyszła ta cała akcja z jego matką i jej przyznanie się, że są zasądzone alimenty... w czwartek dzwnonił 12 razy... w piątek wcale... wczoraj raz... zero sms. nie wiem po co wczoraj dzwonił...a dzisiaj... jest Nowy Rok a on nawet nie napisał życzeń skierowanych wyłącznie do dzieci... tak szybko się poddał? wziął sobie do serca moje słowa? od kiedy on taki posłuszny? boli fakt, że ktoś, kto tak potwornie zranił, po tygodniu złożył miecz i nie potrafi nawet napisać zwykłe: "Pomyślności w Nowym Roku"... boli fakt, że się poddał i nie walczy... trudno... będzie mi łatwiej wejść w Nowy Rok... konsekwencja mojej decyzji wiem. Ale pojawia się w takim razie pytanie: czy On mnie kiedykolwiek kochał? i ta świadomość, że skoro odpuścił sobie już po tygodniu mimo wszystko utwierdza mnie w mojej decyzji o rozstaniu... bo tak logicznie myśląc, ten kryzys i rozłąm związku nastąpił by tak czy inaczej, przy jego "zainteresowaniem" rodziną i mną...
Dam radę. Jak ja nie dam rady, to kto da? :lol: :mrgreen: ;-)

[ Dodano: 2012-01-01, 19:17 ]
nie żałuję swej decyzji. naprawdę. wiem, że musiałam tak zrobić. wiem, że nie miałam innego wyjścia...
i tak stałam sobie dzisiaj w kościele... przypomniało mi się, jak jeszcze niedawno nie potrafiłam Jezusowi oddać życia... nie potrafiłam mu tego mego zycia zawierzyć... mówiłam "Rób Jezu co chcesz", ale dodawałam swoje podpunkty... i dzisiaj właśnie, patrząc na obraz Jezu ufam Tobie, pomyślałam sobie, tak trochę arogancko: wygrałeś Jezu. Wygrałeś... Zgiąłeś mnie w pół... teraz już nie mam nawet pomysłu na najmniejszy podpunkt... nawet na zaznaczenie z gwiazdką... nie mam sił myśleć, jak to moje życie ma wyglądać... nie mam na niego pomysłu... teraz to ja Ci je zawierzam takie jakie jest... a Ty, jak jesteś taki cwany i mówisz, że wszystko możesz, to zrób sobie ze mną i mym losem co chcesz... zobaczymy na co Cię stać... zobaczymy, co Ty tam sobie wykombinowałeś...
teraz dopiero czuję, że jestem w kryzysie małżeńskim... teraz dotknęłam dna... i czuję taką potworną pustkę w sercu... czuję się wypompowana... nie mam sił na nowenny - bo nie potrafię nawet sobie intencji wymyśleć... tak bardzo jestem zrezygnowana... owszem, mogę za kogoś... ale nie jestem w stanie modlić się regułkami... teraz zaczynam dialog z Bogiem... choć mam wrażenie, że to na razie monolog... wyrzucam z siebie swe przemyślenia, ból... oddaję to Im tam na górze... ja swoje życie spaprałam na własną rękę... jestem odowiedzialna za swój wybór męża... jestem odpowiedzialna za to, że chyba nie do końca go poznałam... nie poznałam jego rodziny... Boga zaprosiłam do swego życia tak naprawdę dopiero teraz... jestem odpowiedzialna za to, że moje dzieci będą się wychowywać (cały czas lubna razie) bez ojca. I muszę tę odpowiedzialność wziąć na swoje barki i dzelnie sobie radzić...skoro tyle dosłownie spieprzyłam, to niech "fachowiec" się wieźmie za moje życie... AMEN...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group