Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - z doświadczeniem uzależnienia męża, po rozwodzie w USC

Anonymous - 2011-08-29, 17:27
Temat postu: z doświadczeniem uzależnienia męża, po rozwodzie w USC
Właśnie ( jakoś boli cały czas) kończyłam pisanie wiadomości z opisem mojego życia z ostatnich 6-7 lat... I wszystko jakiś cudem się skasowało... Może było za dużo tekstu? Nie wiem jak to odczytać.
W każdym razie witam po raz kolejny...
Już nie będę pisała od początku, chyba że to się potem okaże ważne.
Jestem od prawie pięciu lat rozwiedziona w USC. Rozwód był spowodowany narkomanią męża- najkrócej ujmując cały ten dramat, który ciągnął się jeszcze długo, jeśli nie do dzisiaj...
Jestem wierząca i w kwestii wierności ten papier nie miał żadnego dla mnie znaczenia. choć decyzja była bardzo trudna. Ostatecznie mąż podjął leczenie w ośrodku które nie bez perypetii, ale ukończył. Podjął pracę w Warszawie ( my mieszkamy ok. 250 km dalej), było coraz lepiej, żyliśmy jak małżeństwo bo nim byliśmy przecież. Ale się skończyło ok. 3 lata temu, znowu ćpanie, prokuratura, utrata wykonywania zawodu i wszelkie tego typu konsekwencje. Dla mnie. która z tym wszystkim walczyłam będąc z dziećmi sama był to już kompletny dół , a raczej brak już jakichkolwiek sił... Zrozumiałam bez wyjścia dla własnych innych tłumaczeń, że albo on teraz sam zechce się z tego wyczołgać i sam wykaże jakąś wole bycia z nami albo to już NIC. Wszystko zaczęło się rozwalać, on oddalał się coraz bardziej, coraz rzadziej dzwonił, przestał płacić pieniądze dla dzieci, mówił że nie bierze, ale zachowywał się jak uzależniony... Ja ostatecznie oddałam sprawę alimentów do komornika i to jak dzisiaj twierdzi ostatecznie przekonało go że go nie kocham...
Od Wielkanocy wiem, że ma inną kobietę i jak twierdzi może się pobiorą....
To może niezrozumiale dla kogoś, ale ja dopiero od tego czasu poczułam się zdradzona. Poczułam to nieopisane piekło ZDRADY...Jestem jak w obłędzie, jestem tym już wykończona.
Czy my mamy szansę? Proszę Was odpiszcie. Może ktoś ma podobne doświadczenie w życiu. Chyba należy napisać, że takie podwojone: uzależnienia i zdrady...jeśli to nie jest jakaś forma podwójnej zdrady...
Co ja mogę teraz robić? Modlić się, wiem. Ja nie wiem już jak się modlić. czasami myślę, że źle się modlę, albo coś istotnego w tej modlitwie zagubiłam... czasami jakby pustka była z drugiej strony i powiew zwątpienia czy tam w ogóle Ktoś jest???
Od dwóch lat jestem w psychoterapii, czuję że łatwiej poszło by terapeucie gdybym uznała, że mojego małżeństwa nie ma... A ja czuję, że to coś w rodzaju stygmatu. Wybito mi go za moja własną zgodą i chęcią 19 lat temu i jest. Po prosu jest.
Jestem z dziećmi sama, rodzina machnęła na mnie niejako ręką już dawno, bo twierdzą, iż wiele lat temu, od razu właściwie po wyjściu na jaw narkomanii powinnam " sobie dać z nim spokój"... Dzieci już chyba też mają dosyć moich stanów choć staram się jak mogę nie zatruwać im życia...Do tego starszy syn zaczyna mnie krytykować i twierdzi, że powinnam sobie kogoś znaleźć-jakby to miało mnie uleczyć...nie bardzo rozumie moje argumenty, albo ja je za słabo przedstawiam. Problem się robi większy, bo on ( syn lat 17) twierdzi mocno że jest niewierzący, a ja mam teraz za swoją wiarę. Ojciec krótko mówiąc ma" nową laskę", żyje sobie, a ja jestem nieszczęśliwa. Młodszy na razie ( lat 14) się temu przygląda.... Ta samotność w tym wszystkim jest straszna...czasami myślę, że zwariowałam i nie potrafię tego zobaczyć w jakiejś chorobie. Obracam się wśród ludzi, którzy mojego myślenia nie rozumieją i w końcu po kilku próbach machaja na mnie ręką....
czy ktoś z zewnątrz mógłby mi powiedzieć, czy ja gdzieś popełniam błąd, jakiś notoryczny błąd i go nie widzę. Proszę Was na pewno o modlitwę, ale też o odzew na ten list.

Anonymous - 2011-08-29, 23:57

czy ktoś z zewnątrz mógłby mi powiedzieć, czy ja gdzieś popełniam błąd, jakiś notoryczny błąd i go nie widzę.

...a ja mysle,ze widzisz....widzą tez znajomi ,rodzina...nawet dzieci(starszy syn)
Jestes "uzależniona" od męża...umarłaś" wraz z rozwodem....zastygłaś...funkcjonujesz,ale "nie żyjesz".
Mniemam,ze jedynym celem do którego dązysz jest powrót męza.
Wszystko co robisz tylko temy słyzy....modlitwy, terapia...
Mąż,mąż,mąż.....

Piszesz...modlitwa nie działa....a jak sie modlisz o co?....
Chodzisz na terapię,po co?...czego oczekujesz?...
Jesli jak wyzej chodzi tylko i wyłacznie o powrót meza,to nie dziw sie ,że nie działa

Czy my mamy szansę? Proszę Was odpiszcie.

Edytko...jestesmy tylko ludźmi,takimi samymi jak Ty,Twój mąż....cóz Ci da nasze tak,bądź nie?
Czy coś się zmieni?
W przypadku TAK...zaczniesz się wiecej modlić,a moze jeszcze ta modlitwa,a może tamta bardziej skuteczna?
Odpowiemy NIE...przeciez jestes juz rozwiedziona,co zmienie nasze NIE?
Odpuścisz?....nie sądzę.
Szansa jest zawsze,ale nie zalezy tylko od nas samych,co bedzie i jak wie tylko Bóg.
Zaufaj Mu.

Co ja mogę teraz robić?

Zacznij ŻYĆ swoim życiem.
Zacznij żyć dla siebie i dzieci.

Zrozumiałam bez wyjścia dla własnych innych tłumaczeń, że albo on teraz sam zechce się z tego wyczołgać i sam wykaże jakąś wole bycia z nami albo to już NIC.

...no i sama sobie odpowiedziałaś.

Żyj jak potrafisz najlepiej....czekaj nie czekając!!!!

Anonymous - 2011-08-30, 00:13

edytka napisał/a:
To może niezrozumiale dla kogoś, ale ja dopiero od tego czasu poczułam się zdradzona.


znam to uczucie , wiedziałam , że mąż ma kochankę , ale przed nawróceniem spływało to po mnie jak po kaczce , 2 lata temu wszystko się zmieniło w jeden dzień , i tak jak Ty poczułam ból zdrady.

edytka napisał/a:
Czy my mamy szansę?


dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych

edytka napisał/a:
ja jestem nieszczęśliwa.


to można zmienić , zapraszam na skypa na pogaduchy i modlitwę .

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=5264

Jak daleko masz najbliższe ognisko sychar???

to tyle w telegraficznym skrócie :mrgreen:

Pogody Ducha

Anonymous - 2011-08-30, 08:17

Dziękuję Wam.
Leno, masz we wszystkim rację. Jednak inaczej to dociera do człowieka jak ktoś tak całkiem z zewnątrz to powie.
Nie zgadzam się jednak, że rodzina ma racje. Oni chcą mojego dobra- wiem, ale rozumieją go tak: zostawić, pożegnać i wejść w nowy związek. Nie zgadzam się z tym.
Masz rację, trzymam się kurczowo "powrotu męża", we wszystkim. W modlitwie też, trochę jakbym mówiła : wyczaruj mi Boże znowu ten ładny różowy domek, przecież sam go kiedyś stworzyłeś... I przyznaję, trudno mi pojąć, że Bóg ma inny plan niż odbudowę małżeństwa, które sam pobłogosławił, złączył- jakoś nie mogę w to uwierzyć... Choć, z drugiej strony czuję, że On może tego chce, ale zupełnie innymi drogami niż ja mu niejako wytyczam, lub innymi drogami niż ja to widzę.Może drogami, których jeszcze nawet nie ma....
Modlę się o ten powrót, ale jednocześnie czasami dotyka mnie ogromny lęk, jakbym poczuła, że właśnie to upragnione nastąpiło, i czuję jak bardzo nie potrafiłabym dać sobie z tym rady: zdrada, podejrzenia z nią związane i narkomania...wiem już coś na ten temat- zwykłe przemęczenie takiego człowieka ( uzależnionego męża) nigdy nie jest już dla osoby z nią żyjącej tylko przemęczeniem- gdzieś w środku paraliżuje ten lęk, że może znowu, znowu...
Widzę, jak wiele zmian we mnie zachodzi, jak wiele rzeczy zauważam, z tym uzależnieniem od męża- masz rację. Jestem typową, do bólu typową, współuzależnioną...

Dziękuję Wam, że jesteście.

Mirakulum- dziękuję. Przeczytałam w jakiejś Twojej odpowiedzi:
"Uwierz mi - jestem po doświadczeniach przemocy , alkoholizmu , rozwodu , zdrady - a teraz moja miłość do męża jest prawdziwsza , głębsza i mocniejsza niż kiedykolwiek , wypróbowana w ogniu cierpienia i miłości Bożej"- przepraszam za tak banalną ciekawość: jesteście teraz z mężem razem? Bo piszesz w profilu: po rozwodzie.

e.

Anonymous - 2011-08-30, 17:09

edytka napisał/a:
jesteście teraz z mężem razem?


jeszcze nie , choć jedna próba była , rok temu :mrgreen:

spędziłam z mężem miesiąc w Szkocji , było super , mąż był trzeźwy, czułam się bezpiecznie, było wiele nadziei i radość w nas i naszych dzieci .........ale.........

Niestety bez spowiedzi, sakramentów , nawrócenia i terapii mąż zapił , nie wytrzymał nawet tygodnia po moim wyjeździe, a po 3 tygodniach kochanka wróciła , zresztą jak ja byłam, to dwa razy się zjawiła się pod domem , raz nawet pijana.

Bez nawrócenia obojga małżonków to bardzo trudne.

Właśnie wczoraj minęły 2 lata od mojego nawrócenia , moje życie nie jest łatwe , ale jest wielka przygodą , jest prawdziwe , pełne pasji i wyzwań, życie w którym są prawdziwi przyjaciele i spełniają się pragnienia serca. :mrgreen:

Czy kiedyś mąż dołączy do prawdziwego życia ???? To wie tylko Bóg.

czasem mam sygnały , od Niego , że "umiera" , wegetuje , że się wstydzi.
Ma wolna wolę - choć zniewoloną alkoholem i cudzołóstwem . Modlę się dla Niego o łaskę nawrócenia.

Pogody Ducha Edyto
dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych
Taki beton jak ja nawrócił - i dał nowe życie i nadzieję - to może wszystko :mrgreen:

Anonymous - 2011-08-31, 16:46

Mirakulum napisał/a:
dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych
Taki beton jak ja nawrócił - i dał nowe życie i nadzieję - to może wszystko

Mirakulum, dlaczego o sobie piszesz "beton"? Czy Ty zdradzałaś, piłaś, byłaś w innym związku cywilnym? Bo mój były mąż dokładnie tak robi, więc jego nawrócenie nie jest możliwe, skoro on nie chce. A nie chce, nie kocha mnie, nie kocha dzieci. I pewnie to samo jest u Edytki i wielu z tego forum.
Edytko, pozdrawiam Ciebie, też jestem kilka lat po rozwdzie i wiem, że koniec małżeństwa nastąpił gdy były mąż odszedł, czas to sobie uzmysłowić, dla własnego dobra i dla dobra dzieci.

Anonymous - 2011-08-31, 17:21

bogusia napisał/a:
jestem kilka lat po rozwdzie i wiem, że koniec małżeństwa nastąpił gdy były mąż odszedł,

Witaj Bogusiu,
małe sprostowanie.
Skoro zaistniał Sakrament Małżeństwa to mąż nie może być były, a jest mężem. Małzeństwo się nie skończyło tylko trwa nadal, naruszyliście tylko i bardzo poraniliście Jedność małżeńską-mąż odejściem, Ty mówieniem "były mąż".
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę,że taka postawa zamyka Cię na możliwość pojednania i odbudowania związku zarówno na poziomie duchowym jak i psychicznym, a to wpływa na poziom cielesny. Dopóki nie otworzysz się na przebaczenie i pojednanie, obietnica jedności małzeńskiej nie może być przez Boga zrealizowana. Najpierw przyzwoleniu musi zaistnieć w Twoim sercu, wtedy zacznie działać Bóg, a co będzie to wie tylko On. Małzeństwo trwa do śmierci cielesnej, a Miłość poza grób. :-D

Anonymous - 2011-08-31, 18:11

bogusia napisał/a:
Mirakulum, dlaczego o sobie piszesz "beton"?


bo Bóg już wcześniej wiele razy mnie wołał, obdarował wieloma darami , a ja nic - beton . Żeby się obronić wystarczyłaby separacja i nie było by takich ciężkich skutków duchowych.

Ja uważam , że moja decyzja rozwodowa była zdradą emocjonalną .

to tyle

Pogody Ducha :mrgreen:

Anonymous - 2011-08-31, 22:31

Kingo, prawdziwie i pięknie napisałaś. Miłość trwa poza grób .To prawda.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group