Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Intencje modlitewne - Proszę o modlitwę za moje małżeństwo

Anonymous - 2011-10-29, 20:29

Bardzo prosze o modlitwe o uzdrowienie mojego malzenstwa (Zbyszka i Agnieszki) o uleczenie ze wszystkich zranien ( takze z dziecinstwa) o wybaczenie i zaufanie. O czysta milosc malzenska i trwale nawrocenie.

Dziekuje.

Anonymous - 2011-11-01, 01:08
Temat postu: Re: Proszę o modlitwę za moje małżeństwo
mallgos napisał/a:
Bardzo proszę o modlitwę za moje małżeństwo, przezywamy powazny kryzys trwający już długo. Czuję ogromny ból i rozpacz, modlę się każdego dnia i Was również prosze o wsparcie modlitewne. Małgorzata


Bardzo piekne forum. :-D

Malgorzato

Pomodle sie za twoje malzenstwo.Moim zdaniem problemy w malzenstwie wynikaja z niewystarczajacej wiedzy biblijnej i katechizmowej.Kazdy malzonek winien milowac swoja zone na wzor Chrystusa, ktory umilowal Kosciol wydawszy Samego Siebie za Jej zbawienie.W taki sam sposob kazdy malzonek powinien kochac zone miloscia ofiarna.Gdyby przyszlo oddac zycie za malzonke kazdy maloznek winien bez wahania oddac swoje zycie.Wiadomo, ze w praktyce zyciowej nie potrzeba takich ofiar, raczej swiadomosc gotowosci oddania najwyzszej ofiary za malzonke powin a byc motorem do dobrego traktowania zony.Malzonka z drugiej strony powinna miec gleboki szacunek dla meza.Jezeli oboje zdacie sobie sprawe ze swoich powinnosci to zycie malzenskie stanie sie szczesliwym doswiadczeniem, przedsionkiem nieba.

Anonymous - 2011-11-04, 21:08

I ja się modlę...
Anonymous - 2011-11-21, 21:52

Kochani ponownie przychodzę do Was z prosba o pomoc. Niestety łatwiej jest zapobiegać, niż naprawiać, cóż mogę jedynie walić głową w mur, ale to nic nie pomoże. Jest bardzo trudno, w moim małżonku coś pękło i choć jest, to jakby go nie było. Nie mówi już o rozwodzie, ale jest bardzo na mnie zamknięty. Mam wrażenie, że nie czuje do mnie kompletnie nic. Wciąż proszę o modlitwę i jednocześnie jeszcze raz bardzo dziękuję, z pewnością jestem już silniejsza, ale tęsknię ogromnie. Brakuje mi jego miłości, w ogóle rakuje mi miłości w zyciu, boję się, że mąż dokładnie wie, że mnie nie kocha, a jedynie nie potrafi odejść. Boję się też, że w takim układzie odejdzie jeśli pojawi się inna opcja. Mam wrażenie, że wyczerpałam już wszystkie pomysły.
Jeśli macie jakieś linki do stron osób, które były już nad przepaścią, a jednak się podniosły, z chęcią poczytam, żeby dodać sobie jeszcze sił.
Dziękuję wszystkim za wsparcie.

Anonymous - 2011-11-23, 17:37

mallgos napisał/a:
Jeśli macie jakieś linki do stron osób, które były już nad przepaścią, a jednak się podniosły, z chęcią poczytam, żeby dodać sobie jeszcze sił.

Witaj,
są w necie różne świadectwa i dotyczą różnych problemów, które Bóg zechciał rozwiązać np. to:
http://www.youtube.com/watch?v=4ju2KgXmJHs

Skoro tu się udało to i Ty uwierz,ze Twoje problemy się rozwiążą.

Anonymous - 2011-12-01, 12:34

cuda się zdarzają, ale kto powiedział, że każdemu - zbyt wczesna była moja radość. Wczoraj doszło do małego spięcia i mąż znowu orzekł rozwód, przeniósł się spac do pokoju obok. Czas powiedzieć stop i zagoić rany - 1,5 roku to szmat czasu, tę walkę przegrałam i nie mam już siły walczyć dalej. Dużo mnie to nauczyło, wiele w sobie zmieniłam, ale niestety wywołało to nie radośc ale efekt - daj palec wezmę całą rękę. Mąż bardzo lekko mówi o tym, że mnie nie kocha, szybko krzyczy rozwód, a gdy nawet próbowaliśmy coś sklejać nie usłyszałam ani jednego dobrego słowa, chociazby dziekuję po zjedzonym obiedzie. Jeśli nie ma w nim miłości to już jej nie stworzę, a sama czuję się już tak samotna, tak spragniona czyjeś bliskości, a z jego strony tylko jad.
Nie wiem co się stało, ale coś jemu zaciemnia umysł, on musiałby przejrzeć na oczy, bo kompletnie nie widzi tego jak on sam funkcjonuje, jakie złe emocje podaje. Naprawa nie może polegac tylko i wyłacznie na naprawianiu jednej osoby. Dziękuję jeszcze raz za wsparcie.
Pozdrawiam

Anonymous - 2011-12-01, 12:51

mallgos napisał/a:
1,5 roku to szmat czasu,


czy ja wiem , ja ratuję moje małżeństwo od 1999 roku ,

od ponad 2 lat z Bogiem w tej wspólnocie Sychar i poprzez program 12 -kroków , widzę wielkie zmiany we mnie , ale zawsze jest coś do zrobienia.

Cel mojej przemiany przez te lata się zmienił - od zmiany męża , poprzez ratowanie małżeństwa , poprzez własną przemianę do NIEBA .
Cel się zmienił , kiedyś by mąż przestał pić i stosować przemoc ,
by mieć spokojny dom( po to między innymi się rozwiodłam ) co mi spokoju nie dało .
Bo we mnie, w środku go nie było .
Teraz Celem jest żyć wiecznie - a po drodze tu na ziemi być szczęśliwym , budować to na ziemi Królestwo Boże.
Teraz jestem szczęśliwa , idę droga ku pełni życia . A mąż albo dołączy , albo nie - jego wybór - jest to mój smutek ale nie przysłania mi wszystkiego .
Widzę tę Jego szarpaninę - 2 tyg temu powiedział że wraca do Polski - 20 grudnia.
Czekam z otwartymi ramionami - zobaczymy czy też naprawdę chce.... być szczęśliwy????

mallgos napisał/a:
Naprawa nie może polegac tylko i wyłacznie na naprawianiu jednej osoby.

Trzeba od czegoś zacząć , a możemy naprawiać tylko siebie ale nie sami .
Należy polegać na BOGU , wpuścić Go do całego swojego życia

Pogody Ducha i nie poddawaj się

Anonymous - 2011-12-01, 16:43

ani ja ani Bóg nie zmusimy go do miłości do mnie, on ma wolną wolę i często powtarza, że już nie kocha. Istnieą granice zmian, bo nie można w tym wszystkim stracić siebie, a jesli on woli towarzystwo innych kobiet, jesli znalazł sobie przyjaciółkę, do której wciąż żali się na mnie, do której biegnie na każde kiwnięcie palcem, bo jest smutna, bo musi pogadac, a mnie zostawia sama z moimi smutkami, to gdzie w tym sens, gdzie w tym logika, gdzie w tym jego zalezy mi. Nie wygram z tą dziewczyną, stałam się panią od konkretnych czynności sprzątająco-gotujących, nie mam żadnych praw, muszę akceptować każdego jego zachowanie. Obecnie to ja mam być spokojna, cierpliwa, akceptująca. On robi co chce i jak ma jakieś fochy, czy nerwy to nie próbuje nawet być milszy czy lepszy. Ten związek mnie "zabija".
Świadomość moich błedów oczywiście istnieje, starałam się je naprawiać, ale prawda jest taka, że na kryzys pracują obie strony, to nie tylko moja zasługa - mąz jednak uważa, ze to tylko ja jestem winna. Modlę się do Boga i myślę, że gdyby uważał, że nalezy mi pomóc to już by to uczynił. Prawda jest taka, że dotychczas cieszyłam się faktem, że mąż po prostu jest, że nie ma kłótni i z tej radości pomyślałam, że to już jest cud, ale w związku nie wystarczy tylko być.

Anonymous - 2011-12-01, 19:09

A gdzie granice ???
Anonymous - 2011-12-01, 19:20

o jakich granicach mówisz, możesz rozwinąć temat?
Anonymous - 2011-12-01, 19:23

mallgos napisał/a:
stałam się panią od konkretnych czynności sprzątająco-gotujących, nie mam żadnych praw, muszę akceptować każdego jego zachowanie.


no to przestań nią być postaw granice ,
Jesteś księżniczka , córka Boga , masz godność dziecka Bożego .

Pogody Ducha

Anonymous - 2011-12-01, 20:35

no właśnie z tym mam problem i on to skutecznie wykorzystuje, kiedy próbuję "się zbuntować" to jego to tylko bardziej rozjusza i daje argument, że ja nic nie robię i dlatego nie widzi przyszłości ze mną. Ja chyba zacznę się za niego modlić, bo on najwyraźniej źle czuje się sam ze sobą i winy tego stanu upatruje się we mnie, jest o tym tak bardzo przekonany, że nie jestem w stanie tego przekonania podwazyć. Stąd te wszystkie niepowodzenia, on zachowuje się jakbym jemu przeogromną krzywdę zrobiła. Trudno ktoś musi być rozsądny i najwyraźniej czas przełamać się i zająć się sobą. jeśli chce odejść to siłą go nie zatrzymam.
Dziękuję za wszelkie rady, analizuję je i biorę sobie do serca.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group