Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Osoba która zadała cierpienie

Anonymous - 2011-10-15, 22:51

Tomtom....nie mów tyle tylko pokaz.
Pokaż,że kochasz!!!
Nie załamuj się...5 miesięcy to pikuś :)

Anonymous - 2011-10-16, 09:15

Piszę tutaj to co czuję, bo w domu wszystko co mówię jest złe.
Anonymous - 2011-10-16, 12:40

Pisz Tomtom.....ja nie o tym że nie masz tu pisac.
Nie mów tyle tylko pokaz,że kochasz.....odnosi sie do sytuacji w domu,do żony.
Słowna deklaracja jak widzisz nie wystarcza,moze nawet wkurza żone.....wiec...okaż miłość w czynach.

Anonymous - 2011-10-16, 20:52

Tomtom,

napiszę z własnej perspektywy kobiety- zdradzonej kiedyś tylko przez smsy.
Gdy się dowiadujesz - przez przypadek oczywiście - tak też było u Ciebie - swiat się wali...
Zaczynasz się zastanawiać co było prawdą a co kłamstwem, czy naprawdę słowa o miłosci, czyny, były prawdziwe...To boli i to bardzo. W jednej chwili to co było - a było pięknie - znika.
Pojawiają się pytania dlaczego, czy teraz mimo, że mówisz, że to skończone, że jestem najważniejsza - CZY TO PRAWDA CZY KOLEJNE KŁAMSTWO?
Skąd mam wiedzieć, że teraz już będzie tylko prawda?
Przedtem też miała być, przecież przysięgałeś...

Każdy nieodebrany telefon, jakiś "podejrzany" w oczach kobiety ruch - powoduje, że wszystko wraca.
POTRZEBA CZASU.

Robiłam błędy, jak Twoja żona. Było potrzeba szczerej rozmowy, takiej o genezie tego wszystkiego, dlaczego tak się stało, czego brakowało.
Niby rozmawialiśmy, ale nie do końca. Mąż chciał od razu, aby było dobrze, nie chciał do tego wracać. Ja wracałam i to za często.

Nadszarpnięte zaufanie trudno odzyskać. Trzeba naprawdę przebaczyć i żyć od nowa, nie wracając do starego. Dziś to wiem.

Dziś jednak jest za późno i kolejny kryzys. Zaczynamy już normalnie rozmawiać, ale daleka droga przed nami.

Powiem Co jedno, nie poddawaj się.
Dziś wiem, że decydując się na powrót męża muszę zaakceptować przeszłość, pogodzić się w tym co było, obgadać wszystko raz a dobrze. I tyle. Zamknąć ten rozdział.
Dla dobra nas obojga.
Tylko teraz nie wiem czy taką szansę będę miała.

Anonymous - 2011-10-26, 09:59

Myślę, że problem jest w Tobie nie tylko w niej.

Tak naprawdę nie wiesz co uczyniłeś. Zdaję sobie sprawę, że sytuacja dla ciebie jest ciężka, ale zauważ sam, koncentrujesz się na tym jak ci jest ciężko, tylko na samym sobie.
Piszą Ci tutaj, nie wystarczy nie robić nic złego. trzeba coś więcej. Masz w dalszym ciągu postawę krytyczną do żony, brakuje Ci zrozumienia istoty co się z nią stało.

Brakuje ci tego zrozumienia, bo pojąć co to zdrada dla zdradzonego, nie sposób jak się samemu nie przeżyło. Zdrada jest zabójstwem. Chyba Bóg nie bez przyczyny umieścił szóste "Nie cudzołóż" Zaraz po piątym "Nie zabijaj".

W sobie musisz dokonać tej zmiany. Lekkie, ani łatwe to nie jest. Nie mniej twoje "ciężko" jest niczym póki co, w porównaniu do tego z czym twoja żona będzie musiała żyć do końca życia, albo raczej bez czego, bo w niej znikło bardzo wiele z niej samej. I dla niej już nie ma żadnej alternatywy na odszukanie się jakim się było wcześniej. Natomiast jeżeli prawdziwie pokażesz jej, że ją kochasz, (Ja nie wiem jak. To ty musisz wiedzieć) możesz stać się człowiekiem. Może ona to zauważy. może to będzie balsam na jej rany. Bo kocha się bez względu na wszystko. Poza tym to co się z nią stało, nie ona uczyniła, ale to ty zrobiłeś. Masz do niej pretensje o coś, co ty sam zrobiłeś.


To tak może przesadnie porównując ale dla dobrego zobrazowania, jakbyś miał pretensje do kogoś bez nogi, że nie biega, kiedy mu sam tę nogę obciąłeś. I dobrze, że się nawróciłeś, że już nie obcinasz nóg, ale fakty się stały i trzeba teraz podjąć się trudu opieki nad kimś, w jakimś wymiarze niepełnosprawnym. Pomóc wrócić do życia.
Trudna to droga, bolesna dla obojga, ale możliwa. Może trwać nawet lata. Póki w tym wszystkim nie pojmiesz tego, nie przełamiesz własnego egoizmu i rozczulania się nad sobą jak ci ciężko, póty ona nie będzie widziała miłości z twojej strony, tylko twoją miłość własną. Kobiety mają tę szczególną wrażliwość i intuicję, która pozwala im widzieć takie rzeczy.

Po za tym, weź pod uwagę taki fakt: Wiele osób zdradzonych cierpi na nerwicę lekową. To poważna choroba. Ma to do siebie, że samoistnie włącza się system obrony życia w poczuciu zagrożenia, nawet jak tego zagrożenia nie ma. Wystarczy głupie wspomnienie, jakiś drobiazg co go nasunie, głośny dżwięk, lub czyjeś słowa. I wtedy rusza lawina niekontrolowanych reakcji organizmu. Mogą one wiązać się też jak u mnie ze słowotokiem, którego nie mogę powstrzymać. To trzeba leczyć i da się wyleczyć, ale to też choroba, którą ty sam na nią sprowadziłeś, ona się o nią nie starała.

Ona potrzebuje twojej pomocy mimo wszystko, bo ona mimo wszystko jest z tobą, a sprowadziłeś na nią niewyobrażalne cierpienie. Poszła za tobą w ogień. A ty? poszedłeś za nią teraz w jej ogień samej siebie? Czy myślisz dalej jak ci bardzo ciężko?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group