Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - czy cudzołóżnica ma tu wstęp?

Anonymous - 2011-10-06, 10:26

tak, tylko tą bezwarunkową akceptacje musi przerobić sam z pomoca teraupety by pokochac siebie samego i być zdolnym do miłości i tworzenia pozytywnych zdrowych relacji.
Partner tego nie jest w stanie mu ani dac ani z tego go wyciągnąc, tego musi byc świadomoa osoba zyjąca z osoba o takim zaburzeniu.

plus to, że miłoscią bezwarunkową kocha tylko matka swoje dziecko, późniejsze doświadczenia w relacjach z dorosła osoba, są warunkowane. Tylko relacja matka dziecko to miłość bezwarunkowa, w zyciu dorosłych juz ludzi miłość jednak ma znamiona juz wypracowanej warunkowej miłości, którą powinna cechowac pełna akceptacja drugiego człowieka dla jego inności, odmienności od nas samych. Kochamy mimo iz pieknie sie różnimy.

Anonymous - 2011-10-06, 10:26

nie chciałam nikogo do niczego przekonywać, ale tylko zachęcić do zgłębienia tematu leczenia własnie zespołu niezaspokojenia emocjonalnego

[ Dodano: 2011-10-06, 10:29 ]
bywalec napisał/a:
Partner tego nie jest w stanie mu ani dac ani z tego go wyciągnąc, tego musi byc świadomoa osoba zyjąca z osoba o takim zaburzeniu.


oczywiście ze partner nie jest w stanie dac takiej miłości i nierozsądne jest tego od niego oczekiwać

i własnie w ksiązkach które poleciłam jest fajnie pokazane o jaką miłość i akceptacje chodzi, bez pomijania znaczenia i roli Pana Boga

Anonymous - 2011-10-06, 10:34

Satine napisałaś ..."Nie, nie.... Według mnie sposobem jedynym jest spojrzenie na Boga jak na Osobę, niemal realną. Poprzez Osobę Chrystusa ja tak na Niego patrzę..."

Satine tak;)))
sięgasz, wiary i to jest punkt wyjścia dla takiej osoby, wiara iz może swój problem pokonać... bo inaczej osoba innego wyznania, nie będąca tak mocno wierząca i ufająca w Boga nie potrafiłaby z tego zaburzenia wyjść, a to nie prawdą...ważna jest wiara człowieka w to, że zasługuje na miłość i akceptacje to zmienia jego spojrzenie na świat po przejściu terapii i często jak no u alkoholików powró do Boga... na początku samej tarapii nie było Boga, dopiero samoświadmość i wiara zbliżyła i później już umacniała...

Anonymous - 2011-10-06, 14:19

mada27 napisał/a:

bywalec napisał/a:
Partner tego nie jest w stanie mu ani dac ani z tego go wyciągnąc, tego musi byc świadomoa osoba zyjąca z osoba o takim zaburzeniu.


jestem na krokach i poczułam ,że to za mało , więc terapia małżeńska , która podjęłam z meżem pozwoli z tego zaburzenia - zespołu niezaspokojenia emocjonalnego wyjsc?

hmm oboje może popaprani , oby cierpliwości i nadzieji nam nie zabrakło

Anonymous - 2011-10-06, 16:54

bywalec napisał/a:
Satine napisałaś ..."Nie, nie.... Według mnie sposobem jedynym jest spojrzenie na Boga jak na Osobę, niemal realną. Poprzez Osobę Chrystusa ja tak na Niego patrzę..."

Satine tak;)))
sięgasz, wiary i to jest punkt wyjścia dla takiej osoby, wiara iz może swój problem pokonać... bo inaczej osoba innego wyznania, nie będąca tak mocno wierząca i ufająca w Boga nie potrafiłaby z tego zaburzenia wyjść, a to nie prawdą...ważna jest wiara człowieka w to, że zasługuje na miłość i akceptacje to zmienia jego spojrzenie na świat po przejściu terapii i często jak no u alkoholików powró do Boga... na początku samej tarapii nie było Boga, dopiero samoświadmość i wiara zbliżyła i później już umacniała...


Serdecznie witam
Chciałam krótko się podzielić moim doświadczeniem...dla każdego jest inne zapewne.
Trudno jest mi wartościowac kiedy wierzę mocniej, a kiedy mniej ,a kiedy wcale...
Moje jedynie powiedziec ,że pamiętam okresy w moim zyciu ,że jakby wiara nie szła w parze z tym co robiłam...i właśnie ten okres jest dla mnie :niezwykły".
Bywalec myślę sobie ,że piszesz o pewnego rodzaju świadomości, która wynika z doświadczenia czegoś nowego, odkrywczego w sobie samym, cżłowieku. Będąc jakby "daleko od Boga" dziś moge powiedzieć ,że ten Bóg był najbliżej i działał bardzo mocno...a choćby dlatego ,że przekonał mnie nie wiem jak ,że ja nie muszę zasługiwać...,że ja mam w sobie to coś , co sprawia ,że PRAGNĘ być kochana i kochać. Szczegół polega na tym ,że ten "OBRAZ MIŁOŚCI" burzy nasze wyobrażenia o miłości, i to jest cudowne. Jeśli chodzi o człowieka niewierzącego...co może sprawić ,że taki to człek zacznie patrzeć na siebie pozytywnie. Myślę ,że to samo co mnie która jest wierząca...DOŚWIADCZENIE BOGA, ( ze świadomością ,że to Bóg lub bez tej świadomości) myślę sobie ,że chodzi o ten subtelny "dotyk" Boga przez człowieka chociażby w świadectwie życia codziennego...

Pozdrawiam

Anonymous - 2011-10-07, 11:27

Mirela napisał/a:
Jeśli chodzi o człowieka niewierzącego...co może sprawić ,że taki to człek zacznie patrzeć na siebie pozytywnie. Myślę ,że to samo co mnie która jest wierząca...DOŚWIADCZENIE BOGA, ( ze świadomością ,że to Bóg lub bez tej świadomości) myślę sobie ,że chodzi o ten subtelny "dotyk" Boga przez człowieka chociażby w świadectwie życia codziennego...


Ujęłaś doskonale słowami coś, czego ja nie potrafiłem ująć :-D

Anonymous - 2011-10-07, 13:11

Mirelo mysle, że dobrze zrozumiałas…pisząc o wierze miałam na mysli o dokonaniu tego procesu u samego siebie.
Człowiek, który nie akceptuje siebie, tak naprawde siebie nie kocha, nie akceptuje też tym samym swoich wyborów, nawet jak sa to sa to wybory nieświadome, a zachowania głębokie podyktowane jakimiś lękami, przekonaniami, pod wpływem emocji. Rzeczywistość jaką widzi jest mocno przekłamana, i widac to mocno u ludzi choćby na forum. Ich działania często są mylne, podyktowane emocjami związanymi z ich myśleniem, nie zaś z oczywistym prawidłowym odbiorem tego co się dzieje a z tym co czuje.
Zaczynają się zachowywać w pewnien określony sposób… przysłowiowy zwrot w kierunku Boga i religii np.
myslą, że ich wiara jest teraz silniejsza i są bliżej Boga, tymczasem sa to pewne mechanizmy obronne, z których nie zdawaja sobie sprawy, myslą, ze to kara Boska za to, że nie zyli do tej pory blisko Boga, zgodnie z jego przykazaniami, dlatego obsesyjnie zaczynaja się modlic, uczęszczać w obrzędach religijnych na znak pokuty myśląc iż w ten sposób w cudowny sposób wszystko zmieni obrót…tymczasem problemu istotnego jaki ich wpędził w taka sytuacje nadal nie rozwiązuja.

Często żyja w przekonaniu, iż odtąd ich zycie wygląda inaczej, bo zyją w zgodzie z Bogiem, zastanawiaja się tylko dlaczego wciąż mimo pobożności, ich życie się nie odmienia, więc pogłębiają coraz mocniej swoją religijność… A nie odmienia, bo nadal uwikłani w swoje nawykowe zachowania prócz obsesyjnego religijnego życia niczego nie dokonali…
Bóg dał nam wolna wole i rozum, nie ingeruje w nasze życie, nie dokonuje cudow właśnie po to, byśmy sami zrozumieli jak błędne jest nasze myślenie. Gdyby za nas to zrobił, wtedy nikt niczego by się nie nauczył, nie doświadczył różnicy między dobrem a złem, miedzy tym co dla niego samego jest dobre a co sprawia mu cierpienie i krzywde. Tylko poprzez samoświadomość tego, jest w stanie uwierzyc w siebie, dlatego „dotyk Boga” jak łądnie piszesz działa właśnie między innymi poprzez tych ludzi, których na swojej drodze spotykamy, którzy skłaniają nas do refleksji, którzy stawiają nam granice, którzy pomagaja nam z naszego błednego przekonania wyjść.
W momencie takich przeobrażeń w nas samych dokonuje się przemiana i człowiek zaczyna się akceptowac co najważniejsze, odtąd jego wybory są świadome, a wiara w siebie dopiero zaczyna być świadomym wyborem,
Od tej chwili człowiek wie czego chce, wie co może dac mu szczęscie, wie jak się bronić przed krzywda, zaczyna szukac prawd, odnajduje się w wierze jaka została mu przekazana przez rodziców, świadomie ja akceptując jako własna a nie narzuconą w procesie wychowawczym i uznana rzekomo jako włąsną.
To ważny element życia człowieka, kiedy uznaje zasady wpajane mu od dziecka nie jako narzucone ale jako naprawde przemyślane i swoje. Jego wiara i uznawane zasady odtąd są jego wyznaniem, które świadomie wie, że mogą mu nie utrudniać życia ale sprawiać, iż będzie dzieki nim żyło mu się lepiej w zgodzie z tym co czuje a tym co głosi jak postepuje… te dwie rzeczy przestaja się kłócić ze soba

Dlatego pisałam, iż człowiek który nie akceptuje siebie jest osoba choćby tylko nieświadomą swojego wyznania.
Staje się nim poprzez gruntowne przeanalizowanie tego czego pragnie od życia, jak może dojśc do tego, co może a co na pewno mu tego nie da.
Stąd też i po uświadomieniu sobie tego i uwierzeniu w siebie jest to myślenie…Będąc jakby "daleko od Boga" dziś moge powiedzieć ,że ten Bóg był najbliżej i działał bardzo mocno… tak, bo jęsli patrząc na to z punktu ugruntowanej osoby wierzącej to wie, że ten Bóg cały czas jest i był ze mną, nawet wtedy gdy cierpiałam czy sama wyrządzałam krzywde, że po to dał wolna wole by człowiek z niej mógł dla własnego dobra korzystając, i z tych doświadczeń coś zrozumieć albo nie, że to wszystko zalęży od niego, jego pracy nad soba, od wyciągania lekcji z tego czego doświadczyliśmy.
Warto jednak dodać iż łatwiej dojśc do tego osobom, które jednak miały szczęscie w swoim życiu doświadczyć zdrowej miłości rodziców, opiekunów, niż tym, którzy tego szczęścia mieli mniej, oni maja więcej do przerobienia by do takich wniosków na temat swojego życia dojść, co jednak nie jest powodem, iż ich trudne dzieciństwo determinuje ich na zawsze na pozostanie w tym, mogą tego doświadczyć tylko muszą trafić na swojej drodze mądrych ludzi, którzy im pomoga w tym i sami zechcą coś robić.

I tak sobie mysle, że dlatego, czegoś doświadczamy, co wydaje nam się cierpieniem i krzyżem…
bo Bóg stawia na naszej drodze takie a nie inne osoby, których wybieramy sobie na współmałżonków, mając w tym zamierzony cel, a celem nie jest krzywda, czy nasze cierpienia ale… byśmy czegoś sami się nauczyli o sobie samym jak działamy, myslimy, zachowujemy sie względem innych byśmy nauczyli się miłości do drugiego człowieka akceptując go takim jaki jest, przy jednoczesnym stawianiu taj osobie potrzebnych mu granic by tak samo jak my w odpowiednim czasie mógł doświadczyć tej samoświadomości, akceptacji siebie samego i miłości do siebie.

Tyle, że my może prędzej w tym planie tego doświadczamy.
Mnie w każdym razie wiele dało i pomogło…. Wiem, że te osoby które spotkałam były mi potrzebne jak i te doświadczenia które przeżyłam w procesie dochodzenia do tej samoświadomości. Mysle, że i ja tym osobom byłam potrzebna, w ich procesie, czy ich doświadczeniach…jak i wiem, że spotkam jeszcze wielu ludzi w swoim życiu, którzy dostarczą mi róznych doświadczeń dobrych złych… a które będą uczyć mnie wciąż życia tak jak pieknie to ujełaś
Mirela napisał/a:
myślę sobie ,że chodzi o ten subtelny "dotyk" Boga przez człowieka chociażby w świadectwie życia codziennego...

Ten proces myśle, że jest niekończącym się procesem rozwoju.

Anonymous - 2011-10-08, 00:38

bywalec napisał/a:
przysłowiowy zwrot w kierunku Boga i religii np.
myslą, że ich wiara jest teraz silniejsza i są bliżej Boga, tymczasem sa to pewne mechanizmy obronne, z których nie zdawaja sobie sprawy, myslą, ze to kara Boska za to, że nie zyli do tej pory blisko Boga, zgodnie z jego przykazaniami, dlatego obsesyjnie zaczynaja się modlic, uczęszczać w obrzędach religijnych na znak pokuty myśląc iż w ten sposób w cudowny sposób wszystko zmieni obrót…tymczasem problemu istotnego jaki ich wpędził w taka sytuacje nadal nie rozwiązuja.

Często żyja w przekonaniu, iż odtąd ich zycie wygląda inaczej, bo zyją w zgodzie z Bogiem, zastanawiaja się tylko dlaczego wciąż mimo pobożności, ich życie się nie odmienia, więc pogłębiają coraz mocniej swoją religijność… A nie odmienia, bo nadal uwikłani w swoje nawykowe zachowania prócz obsesyjnego religijnego życia niczego nie dokonali…
Bóg dał nam wolna wole i rozum, nie ingeruje w nasze życie, nie dokonuje cudow właśnie po to, byśmy sami zrozumieli jak błędne jest nasze myślenie. Gdyby za nas to zrobił, wtedy nikt niczego by się nie nauczył, nie doświadczył różnicy między dobrem a złem, miedzy tym co dla niego samego jest dobre a co sprawia mu cierpienie i krzywde. Tylko poprzez samoświadomość tego, jest w stanie uwierzyc w siebie, dlatego „dotyk Boga” jak łądnie piszesz działa właśnie między innymi poprzez tych ludzi, których na swojej drodze spotykamy, którzy skłaniają nas do refleksji, którzy stawiają nam granice, którzy pomagaja nam z naszego błednego przekonania wyjść.

.




Serdecznie witam!
Na wstępie pragnę Ci podziękować… Za co? Powróciłam pamięcią do niezwykłych doświadczeń Boga w moim życiu. Te wspomnienia mnie rozczulają , budzą żar …wdzięczność, szczęście takie bardzo , bardzo osobiste relacje Stwórcy ze stworzeniem. I cieszę się jednocześnie , ponieważ poczytałam o sobie( może nie zupełnie do końca w tak załączonym obrazie ). Przysłowiowy zwrot w kierunku Boga… jest odpowiedzią na ból i cierpienie , którego Bóg dla nas nie chciał… Czy myślałam ,że jestem silniejsza, bliżej? Tak i przyznam ,jest to niezwykła TAJEMNICA , kiedy się temu przyglądam dziś , myślę sobie ,ze Bóg kocha paradoksy; Czasem właśnie tak jesteśmy przyciągnięci;zmysłowo; do Boga, by przygotować nas na wypłynięcie na głębię.
Często wracam do tego co pisał Jan Paweł II w Encyklikach ,a o Miłosierdziu Bożym jest mi najbardziej bliska , pisze tak ( kiedyś już cytowałam):” Miłosierdzie — tak jak przedstawił je Chrystus w przypowieści o synu marnotrawnym — ma wewnętrzny kształt takiej miłości, tej, którą w języku Nowego Testamentu nazwano agape. Miłość taka zdolna jest do pochylenia się nad każdym synem marnotrawnym, nad każdą ludzką nędzą, nade wszystko zaś nad nędzą moralną, nad grzechem. Kiedy zaś to czyni, ów, który doznaje miłosierdzia, nie czuje się poniżony, ale odnaleziony i „dowartościowany”. Ojciec ukazuje mu nade wszystko radość z tego, że „się odnalazł”, z tego, że „ożył”. A ta radość wskazuje na dobro nienaruszone: przecież syn, nawet i marnotrawny, nie przestał być rzeczywistym synem swego ojca; wskazuje także na dobro odnalezione z powrotem: takim dobrem był w wypadku marnotrawnego syna powrót do prawdy o sobie samym.”
Tak pogłębiają swoją religijność ;,małymi krokami ; jak to powiedzieć z zaślepieniem; przed obmyciem w sadzawce, trzeba być gotowym ;silnym;, ugruntowanym w nadzieję , a ta jest ŁASKA od Boga. Człowiek ma niezwykłą okazję być dotykanym przez Boga , Jego cierpliwością, łaskawością o której później napisze św. Paweł, że „miłość cierpliwa jest, łaskawa jest (...) nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego”, że „współweseli się z prawdą (...) we wszystkim pokłada nadzieję (...) wszystko przetrzyma” i że „nigdy nie ustaje”. I tak jak nam zostaje przebaczone tak odkrywamy potrzebę przebaczania , zmian w swoim życiu. I to jest ciekawe w tej wierze …ten obraz zaślepionego człowieka jest obrazem wielkiego ukochania przez Boga… wielkiej wyrozumiałości i troskliwości, przenikliwego spojrzenia, trafiającego w możliwości człowieka na dany moment. Po takim doświadczeniu „dotykamy naśladując Boga” drugiego człowieka.
I przychodzi ten moment… wypłyń na głębie Prawdy… „ a teraz idź i obmyj oczy w sadzawce”… pamiętaj… ”Nie lękaj się , Ja jestem z Tobą”…
Bóg wyzwala człowieka z myślenia ,że to kara… ta jego sytuacja… jednak w trakcie takiego myślenia Bóg wydobywa z człowieka to co dobre… np. żal, np. potrzebę zadośćuczynienia, łzy…, modlitwę…
A z czasem doświadczamy przeogromnej Prawdy, ze Bóg kocha nas „w całości” , każda cząstkę , wszystko… To odkrycie POPYCHA CZŁOWIEKA do działania… Mam świadomość… ,że Bóg mnie kocha i chce mojej zdrowotności w każdej dziedzinie życia… nawet w najmniejszym fragmencie mojego ”bytu w całości”.
Bóg zrobi wszystko żeby nas zbawić ,żeby człowiek był szczęśliwy, żeby ludzkie serce się nie szamotało , bo należy TYLKO do Boga.
Nie chcę sięgać w tak wielka Tajemnicę relacji Boga i człowieka „nie mnie badać „ jak Bóg prowadzi człowieka, jak na niego patrzy( a patrzy nie tak jak człowiek) ale mnie do tego bardzo bym mówiła jak kocha Bóg każdego… w każdym momencie, nawet jeśli na ten moment jest to „raczkująca” relacja…
Wspólnota , drugi człowiek jest potrzebny do zbawienia… do rozwoju , do nauki miłowania…
I to co bardzo lubie z tej encykliki:
"Przypowieść o synu marnotrawnym wyraża w sposób prosty i dogłębny rzeczywistość nawrócenia. Nawrócenie jest najbardziej konkretnym wyrazem działania miłości i obecności miłosierdzia w ludzkim świecie. Właściwym i pełnym znaczeniem miłosierdzia nie jest samo choćby najbardziej przenikliwe i najbardziej współczujące spojrzenie na zło moralne, fizyczne czy materialne. W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku. W takim znaczeniu miłosierdzie stanowi podstawową treść orędzia mesjańskiego Chrystusa oraz siłę konstytutywną Jego posłannictwa. Tak też rozumieli i tak urzeczywistniali miłosierdzie wszyscy Jego uczniowie i naśladowcy. Nie przestała ona nigdy objawiać się w ich sercach i czynach jako szczególnie twórczy sprawdzian tej miłości, która „nie daje się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwycięża” (por. Rz 12, 21). Trzeba, ażeby to właściwe oblicze miłosierdzia było wciąż na nowo odsłaniane. Naszym czasom wydaje się ono — pomimo wszelkich uprzedzeń — szczególnie potrzebne."
To jest niewątpliwie pewniak przyssania się do Boga....

Z Bożym pozdrowieniem
Mirela

Łaska...Miłosierdzia ,nie ogarne jej...cudownie mnie zaskakuje

Niech Pan NAM BŁOGOSŁAWI:)

ps. cudzołożnico...wobec tego ...zmień nick swój i nie utożsamiaj sie z nim , bo do Boga należysz...jest w Tobie dobro ,które pora odkrywac z Bogiem

Anonymous - 2011-10-08, 22:05

Mirela napisał/a:
pragnę Ci podziękować


Mirelo cała przyjemność po mojej stronie.... móc z toba wymienić sie przemyśleniami swoimi ;-)

Anonymous - 2011-10-09, 00:48

bywalec napisał/a:
przysłowiowy zwrot w kierunku Boga i religii np.
myslą, że ich wiara jest teraz silniejsza i są bliżej Boga, tymczasem sa to pewne mechanizmy obronne, z których nie zdawaja sobie sprawy, myslą, ze to kara Boska za to, że nie zyli do tej pory blisko Boga, zgodnie z jego przykazaniami, dlatego obsesyjnie zaczynaja się modlic, uczęszczać w obrzędach religijnych na znak pokuty myśląc iż w ten sposób w cudowny sposób wszystko zmieni obrót…tymczasem problemu istotnego jaki ich wpędził w taka sytuacje nadal nie rozwiązuja.

Często żyja w przekonaniu, iż odtąd ich zycie wygląda inaczej, bo zyją w zgodzie z Bogiem, zastanawiaja się tylko dlaczego wciąż mimo pobożności, ich życie się nie odmienia, więc pogłębiają coraz mocniej swoją religijność… A nie odmienia, bo nadal uwikłani w swoje nawykowe zachowania prócz obsesyjnego religijnego życia niczego nie dokonali…
Bóg dał nam wolna wole i rozum, nie ingeruje w nasze życie, nie dokonuje cudow właśnie po to, byśmy sami zrozumieli jak błędne jest nasze myślenie. Gdyby za nas to zrobił, wtedy nikt niczego by się nie nauczył, nie doświadczył różnicy między dobrem a złem, miedzy tym co dla niego samego jest dobre a co sprawia mu cierpienie i krzywde. Tylko poprzez samoświadomość tego, jest w stanie uwierzyc w siebie, dlatego „dotyk Boga” jak łądnie piszesz działa właśnie między innymi poprzez tych ludzi, których na swojej drodze spotykamy, którzy skłaniają nas do refleksji, którzy stawiają nam granice, którzy pomagaja nam z naszego błednego przekonania wyjść.

.


Cała prawda.....
Bywalec......jestes cennym darem dla tego forum :-)

Anonymous - 2011-10-09, 01:15

poprostu żyj i daj innym żyć , tak mi sie teraz ta mysl nasunęła
Anonymous - 2011-10-09, 19:17

lena napisał/a:
bywalec napisał/a:
przysłowiowy zwrot w kierunku Boga i religii np.
myslą, że ich wiara jest teraz silniejsza i są bliżej Boga, tymczasem sa to pewne mechanizmy obronne, z których nie zdawaja sobie sprawy, myslą, ze to kara Boska za to, że nie zyli do tej pory blisko Boga, zgodnie z jego przykazaniami, dlatego obsesyjnie zaczynaja się modlic, uczęszczać w obrzędach religijnych na znak pokuty myśląc iż w ten sposób w cudowny sposób wszystko zmieni obrót…tymczasem problemu istotnego jaki ich wpędził w taka sytuacje nadal nie rozwiązuja.

Często żyja w przekonaniu, iż odtąd ich zycie wygląda inaczej, bo zyją w zgodzie z Bogiem, zastanawiaja się tylko dlaczego wciąż mimo pobożności, ich życie się nie odmienia, więc pogłębiają coraz mocniej swoją religijność… [b]A nie odmienia, bo nadal uwikłani w swoje nawykowe zachowania prócz obsesyjnego religijnego życia niczego nie dokonali… [/b]
Bóg dał nam wolna wole i rozum, nie ingeruje w nasze życie, nie dokonuje cudow właśnie po to, byśmy sami zrozumieli jak błędne jest nasze myślenie. Gdyby za nas to zrobił, wtedy nikt niczego by się nie nauczył, nie doświadczył różnicy między dobrem a złem, miedzy tym co dla niego samego jest dobre a co sprawia mu cierpienie i krzywde. Tylko poprzez samoświadomość tego, jest w stanie uwierzyc w siebie, dlatego „dotyk Boga” jak łądnie piszesz działa właśnie między innymi poprzez tych ludzi, których na swojej drodze spotykamy, którzy skłaniają nas do refleksji, którzy stawiają nam granice, którzy pomagaja nam z naszego błednego przekonania wyjść.

.


Cała prawda.....
Bywalec......jestes cennym darem dla tego forum :-)




„Doprowadzenie do całej prawdy” dokonuje się więc w wierze i poprzez wiarę, co jest dziełem Ducha Prawdy i owocem Jego działania w człowieku. Duch Święty ma być tutaj najwyższym przewodnikiem człowieka: światłem ducha ludzkiego." Jan Paweł II
ENCYKLIKA DOMINUM ET VIVIFICANTEM

Cudów Bóg dokonuje, lepszych od tych które oczekujemy...:)

Pozdrawiam

Anonymous - 2011-10-09, 21:20

dziękuję Ci Bywalcu za te słowa...
sprawiłaś, że "polubiłam" swoje cierpienie i chyba czas zacząć na to wszystko inaczej patrzeć :)

Anonymous - 2011-10-12, 11:30

cudzoloznico.
Mam nadzieje, ze nie zniszczylas jeszcze swojego malzenstwa i nie skrzywdzilas swojego dziecka? Weszlam na to Forum przez przypadek, ale to co napisalas poruszylo mnie.Pozdrawiam Cie serdecznie.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group