Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Temat trudny i niedokończony...

Anonymous - 2011-07-20, 13:13
Temat postu: Temat trudny i niedokończony...
Witam,

znalazłem się tutaj dzięki koleżance, która poleciła mi to forum... gdyż moje problemy mnie czasem przerastają i chyba potrzebuję Waszej pomocy i wsparcia! Jeśli ktokolwiek zechciałby mi pomóc będę ogromnie wdzięczny!

Moja historia jest dość długa, więc opowiem na razie tylko jej część, a gdy będzie taka potrzeba dopowiem więcej...

Kryzys małżeński rozpoczął się od tego, że zbagatelizowaliśmy z żoną pewne ważne tematy dotyczące naszego bycia razem, pomijaliśmy problemy milczeniem, jakby same się kiedyś miały rozwiązać. Z perspektywy czasu widzę, że to był błąd.

6 lat temu - choć nic tego nie zapowiadało - zmarli moi rodzice. W przeciągu trzech miesięcy! Starałem się dzielnie znosić to doświadczenie, jak na faceta przystało, ale nie do końca mi to wychodziło. W domu nie czułem emocjonalnego wsparcia, więc szukałem go instynktownie poza nim. Najwięcej podnosiła mnie na duchu koleżanka w pracy... To było chyba wówczas nieuniknione - zakochałem się w niej!

Na początku wydawało mi się, że to uczucie jest tylko chwilowe, ale okazało się, że jest to jedynie preludium do rozterek wewnętrznych, jakie od tamtej pory niszczą mnie i moją Rodzinę. Żona dość szybko zorientowała się, co się ze mną dzieje, zobaczyła nasze sms-y, jej zdjęcie w moim notesie, zadzwoniła do niej, powiedziała, że wie o nas i kazała mi się wyprowadzić. Wcześniej jeszcze chciała, byśmy zrobili spotkanie z naszym 9 letnim synem i poinformowali go o zaistniałej sytuacji.
Byłem przerażony biegiem wydarzeń, co więc tym bardziej mogło poczuć dziecko, dowiadując się, że jego ukochani rodzice mają się rozstać!? Słuchał nas tylko, nie wypowiedział żadnego słowa. Po pewnym czasie przyszedł do mnie, płakał jak nigdy i tylko zdołał wypowiedzieć: "tato, nie rozwódź się z mamą"!!! Obiecałem mu wtedy, że tego nie zrobię... i nie zrobiłem do dziś, chociaż kryzys małżeński ciągnie się już szósty rok i nie wiem czym się zakończy.

Bardzo długo bo pięć lat nie potrafiłem w zasadzie określić czego ja tak naprawdę chcę. Próbowałem kilkakrotnie zakończyć związek z kochanką, szczególnie ze względu na syna, ale nigdy nie potrafiłem. Ale też nigdy nie zdecydowałem się na rozwód i odejście do tamtej kobiety. W pewnym momencie (ok 2 lata temu) moja żona powiedziała mi, że jest jeszcze czas bym to skończył, gdyż ona czuje, że angażuje się uczuciowo w innym. A ja nawet po takim ostrzeżeniu nie potrafiłem tamtego zakończyć!

Dziś sytuacja zupełnie się odwróciła. To żona ma kogoś, do kogo codziennie wychodzi, kto ją pociesz i daje wsparcie - ja zaś zostałem pół roku temu zostawiony (z dnia na dzień) przez wspierającą mnie kobietę, która zostawiła mnie dla przypadkowo poznanego mężczyzny. Dopiero teraz widzę jaki byłem ślepy zakochując się w niej, gdyż jej miłość była bardzo płytka... Teraz też mogę dopiero doświadczyć tego, co odczuwała moja żona - zdrady. W zasadzie nawet podwójnej.

Próbowałem rozmawiać z żoną o moim błędzie, prosiłem o wybaczenie, ale ona przypomniała mi tylko o ostrzeżeniu, które mi dała i które zignorowałem!
Nie wykorzystałem wtedy szansy...

Teraz pozostaje mi tylko modlić się do św. Rity i liczyć, że jeszcze nie wszystko stracone, chociaż wiele na to wskazuje! :-(

Anonymous - 2011-07-20, 19:28

odpowiedz szczerze sobie na pytanie, na co liczę ? czego chcę? powrotu żony czy kochanki?
-kiedyś wiele rzeczy nie potrafiłeś - co musiało by się stać byś teraz potrafił?

Św. Rita niewiele zdziała jak będziesz tylko czekał na cud

pozdrawiam

Anonymous - 2011-07-20, 20:21

Przede wszystkim dziękuję Marku za odpowiedź na mój post!

Ja wiem, w obecnej chwili czego chcę! Chcę powrotu do Rodziny! Ale wiem jakie jest to w obecnej sytuacji trudne dla żony, którą przecież tak mocno zraniłem - zwyczajnie po ludzku powinna mnie zostawić i związać się z tym, który ją podniósł w najtrudniejszych chwilach, z człowiekiem z którym się od dwóch lat spotyka.
Stąd moja modlitwa do św. Rity, gdyż wierzę, iż za jej wstawiennictwem możliwy będzie cud naszego pojednania, przebaczenia..., które z ludzkiego punktu widzenia nie wchodzą w grę!

Nie czekam jedynie na cud, ale co w tej sytuacji mogę jeszcze zrobić?

Anonymous - 2011-07-20, 21:08

Trudny temat i niedokończony.....trafnie określiłeś

Adamie....brak odpowiedzi na Twój post,bo cóz można poradzić?
Komentarze typu...masz co chciałeś,Twoja wina,takiś i owaki......nic juz nie wniosą,a bardziej pogrążą.
Narozrabiałes,masz tego świadomość i dzis ponosisz tego konsekwencje.
Na żone wpływu nie masz,nie zmienisz jej,do niczego nie zmusisz...ale możesz zmienic siebie.
Co i jak?...to juz sam powinienes wiedzieć.
Dotąd ....żyłes źle,bez Boga,sakramentów,egoistycznie...
Zacznij zyć inaczej...i.... zacznij kochać prawdziwie(bo nie tylko kochanka płytko kochała)
Pokora,cierpliwość...czas...

Anonymous - 2011-07-20, 21:30

No cóż Lena... masz rację! Będę się starał już więcej nie zepsuć. A cierpliwości i pokory muszę się niestety od nowa nauczyć! Dziękuję i pozdrawiam!
Anonymous - 2011-07-20, 21:46

Jeszcze jedno Adamie....
Modlitwa piszesz....pięknie,jak najbardziej i pomocna,ale.....czy Twoje serce czyste?
Sakramenty?
Nie musisz odpowiadać...to nie mnie potrzebne,ale Tobie.

Anonymous - 2011-07-20, 22:00
Temat postu: Re: Temat trudny i niedokończony...
adamsapple napisał/a:
Witam,

znalazłem się tutaj dzięki koleżance, która poleciła mi to forum... gdyż moje problemy mnie czasem przerastają i chyba potrzebuję Waszej pomocy i wsparcia! Jeśli ktokolwiek zechciałby mi pomóc będę ogromnie wdzięczny!

Moja historia jest dość długa, więc opowiem na razie tylko jej część, a gdy będzie taka potrzeba dopowiem więcej...

Kryzys małżeński rozpoczął się od tego, że zbagatelizowaliśmy z żoną pewne ważne tematy dotyczące naszego bycia razem, pomijaliśmy problemy milczeniem, jakby same się kiedyś miały rozwiązać. Z perspektywy czasu widzę, że to był błąd.

6 lat temu - choć nic tego nie zapowiadało - zmarli moi rodzice. W przeciągu trzech miesięcy! Starałem się dzielnie znosić to doświadczenie, jak na faceta przystało, ale nie do końca mi to wychodziło. W domu nie czułem emocjonalnego wsparcia, więc szukałem go instynktownie poza nim. Najwięcej podnosiła mnie na duchu koleżanka w pracy... To było chyba wówczas nieuniknione - zakochałem się w niej!

Na początku wydawało mi się, że to uczucie jest tylko chwilowe, ale okazało się, że jest to jedynie preludium do rozterek wewnętrznych, jakie od tamtej pory niszczą mnie i moją Rodzinę. Żona dość szybko zorientowała się, co się ze mną dzieje, zobaczyła nasze sms-y, jej zdjęcie w moim notesie, zadzwoniła do niej, powiedziała, że wie o nas i kazała mi się wyprowadzić. Wcześniej jeszcze chciała, byśmy zrobili spotkanie z naszym 9 letnim synem i poinformowali go o zaistniałej sytuacji.
Byłem przerażony biegiem wydarzeń, co więc tym bardziej mogło poczuć dziecko, dowiadując się, że jego ukochani rodzice mają się rozstać!? Słuchał nas tylko, nie wypowiedział żadnego słowa. Po pewnym czasie przyszedł do mnie, płakał jak nigdy i tylko zdołał wypowiedzieć: "tato, nie rozwódź się z mamą"!!! Obiecałem mu wtedy, że tego nie zrobię... i nie zrobiłem do dziś, chociaż kryzys małżeński ciągnie się już szósty rok i nie wiem czym się zakończy.

Bardzo długo bo pięć lat nie potrafiłem w zasadzie określić czego ja tak naprawdę chcę. Próbowałem kilkakrotnie zakończyć związek z kochanką, szczególnie ze względu na syna, ale nigdy nie potrafiłem. Ale też nigdy nie zdecydowałem się na rozwód i odejście do tamtej kobiety. W pewnym momencie (ok 2 lata temu) moja żona powiedziała mi, że jest jeszcze czas bym to skończył, gdyż ona czuje, że angażuje się uczuciowo w innym. A ja nawet po takim ostrzeżeniu nie potrafiłem tamtego zakończyć!

Dziś sytuacja zupełnie się odwróciła. To żona ma kogoś, do kogo codziennie wychodzi, kto ją pociesz i daje wsparcie - ja zaś zostałem pół roku temu zostawiony (z dnia na dzień) przez wspierającą mnie kobietę, która zostawiła mnie dla przypadkowo poznanego mężczyzny. Dopiero teraz widzę jaki byłem ślepy zakochując się w niej, gdyż jej miłość była bardzo płytka... Teraz też mogę dopiero doświadczyć tego, co odczuwała moja żona - zdrady. W zasadzie nawet podwójnej.

Próbowałem rozmawiać z żoną o moim błędzie, prosiłem o wybaczenie, ale ona przypomniała mi tylko o ostrzeżeniu, które mi dała i które zignorowałem!
Nie wykorzystałem wtedy szansy...

Teraz pozostaje mi tylko modlić się do św. Rity i liczyć, że jeszcze nie wszystko stracone, chociaż wiele na to wskazuje! :-(

Cześć. Jesteś pewny, że żona kogoś ma? Może chce Ci pokazać jak się czuła jak się dowiedziała o twojej zdradzie?

Anonymous - 2011-07-20, 22:43

Czy modlitwa jest zarezerwowana dla osób o czystym sercu? Jakbym nie był przekonany, że Jezus przybył dla nawrócenia grzeszników nie znalazłbym się ani na tym forum, ani tym bardziej nie wierzyłbym w szczerą modlitwę!
Jak słusznie też Leno zauważyłaś, iż potrzebny mi jest oprócz pokory i modlitwy - czas. Czas na zmianę, także na powrót do Sakramentów! Nie da się jednak wskoczyć od razu na dziesiąty stopień schodów - ale nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym się już na nim znaleźć!

Co do kogoś, kto jest w życiu żony jestem akurat pewny. Nawet rozmawiałem z nim. Dziękuję Jaga za zainteresowanie - pozdrawiam!

Anonymous - 2011-07-20, 23:03

Czy modlitwa jest zarezerwowana dla osób o czystym sercu?
Nie Adamie,nie tylko,ale .....Bóg nie jest tylko od spełniania Twoich zyczeń.
Bóg jest miłosierny,ale i wymaga,daje nam przykazania....
Nie przestrzegasz...masz konfesjonał.
Nie zmuszam....sugeruje jeno...Ty wybierasz.

Anonymous - 2011-07-20, 23:03

adamsapple,
Witaj na forum.
Skoro postanowiłeś się modlić to ok, skoro odbudowujesz swoje życie duchowe to ok, ale co ponadto? Modlitwa i wiara pomaga bardzo, ale potrzebujesz jeszcze ludzkiego wsparcia- psycholog, rekolekcje, lektury, audycje.
Modlitwą możesz wiele zmienić, ale to bardzo powolne i żmudne działanie, stać Cię na długoletni plan naprawczy? Jesteś gotów przez długi czas spokojnie zmieniać siebie, aby czekać na mozliwość odbudowy miłości małżeńskiej ?
Jesli odpowiedzi brzmią tak, to zapraszam do części edukacyjnej forum i czytaj, przysłuchuj się, poświęć czas na rekolekcje, podczytuj inne wątki, trwaj w postawie zadośćuczynienia i gotowości do pojednania.
Życzę Ci wytrwałości.

Anonymous - 2011-07-20, 23:04

Ps.
Nawrócenie grzeszników....własnie
Wiesz gdzie sie zaczyna?

Anonymous - 2011-07-20, 23:44

Wierszem "Modlitwa" ks. Jana Twardowskiego chciałbym się dziś z Wami pożegnać dziękując za wszystkie odpowiedzi!

"Jezu Frasobliwy
na przekór wszystkim
bez parasola na deszczu
z gołymi kolanami
słaby bo bezstronny
nieśmiały jakbyś debiutował wierszem
z prośbą o prostotę
samotny bo spokrewniony ze światem
pewnie martwią Cię ludzie
którzy są jak katechizm
na każde pytanie
muszą mieć koniecznie odpowiedź"

Anonymous - 2011-07-21, 00:01

...wiem,że Jezus miłosierny,ale ja osobiscie staram sie tego nie wykorzystywac i byc ok w stosunku do NIEGO.
Czasem nie jestem....ale tez nie wymagam.
Adamie...na tym forum nie chodzi o dowalenie człowiekowi.....choć czasem trzeba wstrząsnąć.
My nie potrzebujemy odpowiedzi....odpowiedź potrzebna jest Tobie.
Śpij spokojnie.

Anonymous - 2011-07-21, 00:05

lena napisał/a:
Ps.
Nawrócenie grzeszników....własnie
Wiesz gdzie sie zaczyna?


Heeeeeeee Adamie podpowiem Ci.........

tam się zaczyna -gdzie grzesznik postanowi więcej nie życ w grzechu.......a za powstałe grzechy rozliczy sie z Bogiem.........(to tak najprościej)

a po ludzku???

ufff chłopie masz co prostować....
swoja drogą

czy jakby nie było kopa w tylną częśc(ciała) od kochanki to byś oprzytomniał????

zapewne nie ;-) ;-)
-ale kop był istotny bo to DOŚWIADCZENIE.........

zatem wyciągaj z tego doświadczenia wnioski by drugi raz nie włazic juz do tej samej "rzeki".......

chcesz budowac???,wracac na łono rodziny??? chcesz wybaczenia i pojednania???

hmmmm czytam w twoim poście entuzjazm....a w nim wiare,nadzieje oraz oczekiwanie na cud...

no tak ale wiara może upaśc -przy konfrontacjach z rzeczywistością.
Nie mysle tu o wierze w Boga...bo ta bedzie na 100%(wiesz tonący brzytwy się chwyta )
Nadzieja może prysnąć(jak czar) -jak to oczekiwanie będzie zbyt długo trwało..........

a cud?? heee wiesz zbytnio bym na to nie liczył---ale kto wie... :mrgreen:

Ważne jest w tym wszystkim jedno- czy ty jestes gotów na:
kochac kobietę(zonę) mimo wielu słów jakie byc może padna z ust???
-nie kocham już
-nic nas nie łączy
-nigdy nie bedziemy razem

czy potrafisz byc wierny kobiecie (zonie)??
dla jakiej pewnie staniesz sie prawie powietrzem.........

bedziesz Adamie to potrafił???
oczekiwać,stac z boku,wiernie żyć

nawet wbrew męskiej dumie??

To czego oczekujesz(poszukujesz) -to tak naprawde jest postawą z jednej strony
względem żony a dokladnie -co jej ślubowałes
,a z drugiej strony wiernośc Bogu i zgoda na jego plany..........
zadaj sobie ucziwe pytanie

czy jestem juz gotów z całych sił starać sie o zonę???
czy to tylko kaprys bo narazie nie mam innej alternatywy???

pozdrawiam i miłej nocy


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group