Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czuję się jak w klatce

Anonymous - 2011-10-24, 20:51

Przykro mi Pestko po tym co przeczytałam, szczerze powiedziawszy liczyłam jeszcze na to, że może gdzieś po drodze coś umkło uwadze…po tym co napisałaś przyłączam się do opinii jaką otrzymałaś od terapeuty … ale chyba ten układ nie bardzo ci pasuje, a na inne rozwiązania też jesteś jeszcze nie gotowa

Pozdrawiam gorąco, pragne tylko byś wiedziała, że to nie twoja wina iż w twoim małżeństwie nie ma intymnej więzi, jakąkolwiek tajemnice skrywa mąż jest ona silniejsza od niego i nie pozwala mu z jakiś powodów na szczerość wobec ciebie, wynagradza to jak mówisz w inny sposób, który mocno wpływa na twoją samoocene i stan psychiczny. Nie znając przyczyn i dobrej woli ze strony męża raczej macie małe szanse na rozwiązanie tego problemu.

Sama nie jestes w stanie w tym małżeństwie tworzyc zdrowych relacji, do tego sa potrzebne dwie osoby.
Jedynie co możesz to zadbać o swoje zdrowie psychiczne by cała ta sytuacja nie pogrążyła cie do rozmiarów problemu utrudniającego prawidłowe postrzeganie rzeczywistości w jakiej się znalazłas.

Anonymous - 2011-10-25, 00:11

bywalec napisał/a:
Przykro mi Pestko po tym co przeczytałam, szczerze powiedziawszy liczyłam jeszcze na to, że może gdzieś po drodze coś umkło uwadze

dziękuję, że zadałaś sobie trud czytając moje posty, no sporo tego było :oops:
dziękuję za Twoje wszystkie wyczerpujące, rzeczowe i życzliwe odpowiedzi
bywalec napisał/a:
po tym co napisałaś przyłączam się do opinii jaką otrzymałaś od terapeuty … ale chyba ten układ nie bardzo ci pasuje, a na inne rozwiązania też jesteś jeszcze nie gotowa

czuje się zagubiona...
chciałabym żyć pełnią życia i być gotowa na rozwiazania ktore mnie do tego zaprowadzą
ale koncert życzeń ;) echh, wiem , że nic we mnie nie zmieni się bezemnie... tzn bez mojego udziału...
chciałbym , zeby to była nieprawda ale im dłużej to trwa tym bardziej ostro wyłaniaja się tylko te dwie drogi...
czasem myslę, że gdyby nie córcia to byłabym wolna, bardziej zdezydowana na radykalne posuniecia typu separacja
mysle tez ze zycie w układzie to bardzo niedobry klimat dla mojej córki, przecież układ który mąż mi "proponuje" nie jest możliwy do zmiany własnie dlatego ze on tego nie chce...
wyjście z układu jest atrakcyjne dla osób które sa otwarte na możliwość stworzenia relacji z kimś nowym, z kimś innym...
przeraża mnie wizja samotnego wychowywania córki
zaraz ktos napisze, ze sie mozna umowic z mezem, ze to go nie wycofuje z jej życia...
ze moze byc obecny w zyciu corki mimo separacji...
ja tak mysle ale moj maz reaguje agresywnie nawet na rozmowy na temat takiej wizji

po co jestem mu potrzebna?,by podtrzymywac wobec samego siebie i otoczenia obraz jego samego jako męża, ojca, to takie smutne, jak mowi moj terapeuta..., jestesmy wiec obrazkiem rodziny i obrazkiem małzenstwa...

a jesli zataił przedemna cos co uniemozliwia mu nawiazanie normalnych relacji małzenskich, a jesli sobie tego nie uswiadamia?? to czy zawarty przez nas zwiazek jest wazny????

bywalec napisał/a:
Jedynie co możesz to zadbać o swoje zdrowie psychiczne by cała ta sytuacja nie pogrążyła cie do rozmiarów problemu utrudniającego prawidłowe postrzeganie rzeczywistości w jakiej się znalazłas.

od samego początku od kiedy jestem na forum zastanawiam sie jak to zrobic???
nie akceptuje tego "ukladu" a jednoczesnie nie jestem gotowa rzeczywiscie na inne posuniecia...
piszesz o moim braku akceptacji siebie jako kobiety, zony, matki...
tak, mam stale w głowie głos ktory mnie krytykuje, strofuje, nie pozwala sie cieszyc i uznac ze jestem wystarczajaca dobra żoną i mamą, ze to nie moja wina... a jednak stale czuje sie winna, stale porównuje sie z matką męża, on stale przynosi do domu jej rady, opinie, wskazania jako własne ( wiem bo kiedy bywam u tesciowej słysze kopie tego co wczesniej mowił mąż np. zeby córka nosiła dwie podkoszulki zamiast jednej, ze nie je teraz jarzyn bo dawalam słoiczki, ze powinna juz sygnalizowac potrzeby fizjologiczne a ja powinnam czesciej ja wysadzac na nocnik.... itd itp)
czy jest mozliwe poczuc swoja wartość, waznosc w klimacie odsuniecia? zaraz ktos napisze ze nie powinnam tak sie czuc pomimo tego co zrobi maz... ze nie powinnam swojego poczucia wartosci opierac na nim... ale jak to w praktyce zrobic?????
czuje sie na codzien jak wariatka, bo kiedy mowie co czuje mezowi on zaprzecza nawet tym moim zwerbalizowanym odczuciom, mowi ze wymyslam i ze to nieprawda!!! a przeciez TO JA tak czuję!
juz nie wiem co jest prawdziwe! co jest dobre dla mnie? czego pragne?
moze zasłuzyłam sobie na taki układ... mam czego chciałam...wiec musze to znosic.
Dlatego czuje jakbym miala dwa zycia: to w pracy, przewietrzone i normalne i to w domu w którym nie wiem kim jestem, kim mam być...
jak złapac dystans od tego co boli, jak nie dac sie zwariowac?
wiec wybieram droge trzecia w ktorej nie mowie mezowi o roznych sprawach by nie sciagac na siebie jego pretensji, narzekania...
w układzie musze miec kawałek zycia poza mezowska wiedza...
niedzielny poranek: maz trzaskajacy naczyniami ktorych nie umyłam poprzedniego wieczoru, klnący k... i inne że zostawiłam brudne naczynia, ze znowu cos nie tak ułozone w szafce....
skad sie bierze ta jego złosc, frustracja, dlaczego tylko ja widze takie oblicze, szorstkie, wulgarne, chamskie...
nałóg kiedys tu napisał, ze widocznie przy mnie zrobił się taki...
Norbert, piszesz że powinnam zrozumieć nazwijmy to "niemożności męża"
co mi da to zrozumienie, polepszy komunikację miedzy nami? staram się rozumieć już 2 lata i tracę cierpliwośc nie otrzymując żadnego wyjasnienia...
ratunku :(

złamana napisał/a:
Pestko, jest w internecie taka książka pt gry i zabawy małżeńskie. Poczytaj. Pozdrawiam.

dziękuję :) a zachęciłas i zaciekawiłas mnie :) już szukam :)

Anonymous - 2011-10-25, 00:45

Pestka75 napisał/a:
ja tak mysle ale moj maz reaguje agresywnie nawet na rozmowy na temat takiej wizji


No i?

Już któryś raz pytam - odpowiedz na pytanie: NO I CO, że tak reaguje?
To jest jego reakcja, ale i konsekwencja tego, jak on się zachowuje (chodzi o brak jakiejkolwiek chęci na poprawę sytuacji między Wami).

Niech sobie reaguje, jak chce - zabije Cię? Trochę już Cię zabił, zabił Was.

Separacja wydaje się tu być jedynym wyjściem. I Ty to wiesz. A kręcisz się w kółko, bo jednak nie chcesz uczynić tego kroku sama. Wolisz, by znaleźć jednak czary-mary na to, by to jednak mąż się zmienił/przemyślał/dostosował się itd.

Świadomie czy nie - powtarzam to znowu - przyjmujesz wobec takich rozwiązań postawę swojego męża wobec Ciebie. Jest źle - ale nic nie zrobię, bo tak. Bo może samo się zrobi. Bo nie.

Niestety - bez Twojego kroku ku separacji - przykro to mówić - nic się nie zmieni dla Ciebie.

bywalec napisał/a:
Sama nie jestes w stanie w tym małżeństwie tworzyc zdrowych relacji, do tego sa potrzebne dwie osoby.
Jedynie co możesz to zadbać o swoje zdrowie psychiczne by cała ta sytuacja nie pogrążyła cie do rozmiarów problemu utrudniającego prawidłowe postrzeganie rzeczywistości w jakiej się znalazłas.


I ja tak myślę...


A co do wiosłowania jedną łódką - i że na tym polega małżeństwo...

Wiesz - zawsze wtedy myślę o mojej kuzynce ze Śląska, której mąż miał wypadek na budowie gołębnika (budował go dla córek). Żyje - ale jest jak roślina. Najpierw rok był w śpiączce, teraz niby jest przytomny - otwiera oczy, coś tam jęczy po swojemu, ale nie widać, by poznawał własną żonę, córki. Nie kontroluje potrzeb fizjologicznych. Z silnego, zawsze wesołego i roześmianego gościa - jest wrakiem człowieka. Według opinii lekarzy lepiej nie będzie, za bardzo ma uszkodzony mózg.

Wiesz - ona też nie ma seksu. Nie ma rozmów. Wsparcia, pocieszenia, zachwytu w oczach męża, pomocy przy dzieciach. Ona też jest uwiązana, nie może się bawić, żyć - bo mąż potrzebuje opieki 24 godziny na dobę.

Myślę, że ona chciałaby móc wybrać: separacja. Miałaby poczucie, że może o czymś decydować, tak? Bo teraz jest bezsilna. Ktoś za nią zdecydował. Los.

Ma 32 lata.


Nie mówię, że masz patrzeć, że ktoś ma gorzej. Chodzi mi o to, że czasem małżeństwo to właśnie to ZŁE, na które się godzimy, biorąc ślub. A także na to, co nieoczekiwane, a możliwe. Naiwnością chyba jest sądzić, że w życiu będą nas spotykały tylko te dobre chwile.

Możliwe, że Wasze małżeństwo było nieważnie zawarte (ja bym poradziła się kogoś, kto się na tym zna...)
Możliwe, że popełniłaś błąd, niejako zmuszając męża do ślubu, napierając to małżeństwo, miast jednak zerwać wtedy tę znajomość definitywnie, kiedy były oznaki, że już Wasze oczekiwania się rozmijają.
Możliwe, że od początku Wasze małżeństwo było skazane na porażkę.
Możliwe, że byś była szczęśliwa - musisz być odseparowana od męża. A skoro jesteś praktykująca katoliczką - do końca życia zmuszona do życia w samotności.


Możliwe jest też to - że oboje podczas separacji spojrzycie na Was i Wasze małżeństwo inaczej, niż dotychczas.

Możliwe się się oddalicie, a możliwe, że nabierając dystansu - nauczycie się ze sobą komunikować.

Możliwe - bo wszystko jest możliwe.

Jednak tkwiąc w tej sytuacji dalej - raczej nie oczekuj zmiany. Co najwyżej ta patologiczna sytuacja - bo to pewnego rodzaju patologia - będzie się jedynie pogłębiać.

Anonymous - 2011-10-25, 09:44

Pestka75 napisał/a:
Norbert, piszesz że powinnam zrozumieć nazwijmy to "niemożności męża"
co mi da to zrozumienie, polepszy komunikację miedzy nami? staram się rozumieć już 2 lata i tracę cierpliwośc nie otrzymując żadnego wyjasnienia


Relacji napewno to tak cyk nie naprawi..ale da wiedze na dany temat...
i napewno da madrosc do działań zarówno twoich jak i moze męża.....

a reszte to już chyba wyczerpująco napisały satine i bywalec....


Pestko napewno ma chłop jakis problem sam ze sobą...

jaki i jak go pokonać??? ..albo wie..albo nie chce przyznac się sam przed soba....
by czasem mu pomóc potrzebny jest ruch
...w tym przypadku ruch na daną chwile bardziej świadomego....


istotą jest tylko jedno....
ZAŁOŻENIE CO DO RUCHU

w jakim celu jest wykonany ten ruch??...
czy po to by całkiem odbić się od problemu i uciec we własny świat.....

czy dać mozliwość
..a dopiero przy jej dalszym braku zmian...podejmuję dopiero konkretne kroki...

czemu to piszę????

bo byc moze ten ruch...ma szansę wywołać lawine działań i ten kto w nie wejdzie,i zacznie coś zmieniać
nie obudził sie za jakiś czas z reka w nocniku,że komuś innemu one były niepotrzebne i cos się odechciało

nie wiem czy mnie rozumiesz???


pozdrawiam

Anonymous - 2011-10-25, 13:41

Pestka75 napisał/a:
po co jestem mu potrzebna?,by podtrzymywac wobec samego siebie i otoczenia obraz jego samego jako męża, ojca, to takie smutne, jak mowi moj terapeuta..., jestesmy wiec obrazkiem rodziny i obrazkiem małzenstwa...

a jesli zataił przedemna cos co uniemozliwia mu nawiazanie normalnych relacji małzenskich, a jesli sobie tego nie uswiadamia?? to czy zawarty przez nas zwiazek jest wazny????



- wielu rzeczy jestes świadoma, iż coś jest nie tak, utrudnia ci tylko ruch twoje przekonanie o braku możliwości zaradzenia tego. Wiąże się to z mała samooceną swojej osoby, którą od dawna nosisz w sobie. Bez konkretnego kroku w celu dowiedzenia się co jest problemem niestety stoisz w miejscu i sama się zamykasz w tej klatce. Strach przed samotnym wychowywaniem, przed byciem samą ogranicza twój ruch.
Twoja wartość samej siebie jest w znacznym stopniu zaniżona, wciąż się przyrównujesz do innych osób, to do teściowej, to do rodziny utrwalając schemat bezradności. Według ciebie porównując się z tymi osobami wydajesz się sobie gorsza, sytuacja z mężem jeszcze mocniej to uwypukla, uznajesz iż dlatego, że jestes „gorsza” od babci dziecka dlatego twoje dziecko woli ją mocniej, i jest przy niej pogodniejsze, uznajesz iż teściowa lepiej rządzi domem, kuchnią, dlatego mąz ucieka od ciebie do niej, bo tam czuje się lepiej… w świetle tych ciągłych porównań jakie sama tworzysz podtrzymujesz schemat zachowań, które udowadniają ci twoją samoocene.

Osoby te, tylko przypominają i prowokuja do takich zachowań porównywania się z innymi w celu potwierdzania tego jaka jesteś, schematem wyuczonego przekonania, które kiedys ktoś ci sprzedał o tobie. Zastanów się, kto bo pisałąś o tym już… mówił, że jestes ta osoba, o którą się boi mocniej, bo sobie nie poradzi w życiu, bo mniej zaradna? Czy ta opinia jest właściwa, prawdziwa?
bo wciąż się kłocisz wewnętrznie z tym, jednak wciąż tak postepujesz by to potwierdzać… wywołując w sobie lawine gniewu, sprzeciwu, poczucia winy i wszystkich tych emocji które za tym ida…
bo przecież widzisz się inną, nie taką szara myszką, tylko mądrą dziewczyną, przecież doszłaś w zyciu do tak wielu rzeczy, ludzie cie lubią, i dobrze się przy i z tobie czują…to są fakty, nie zaś odczucia mylne o tobie… To jednak kłóci się z sytuacja jaką masz w domu, z mężem i troche cie to zamyka w stwierdzeniu może rzeczywiście jestem taka, utrudniając tym samym podjęcie kroku w celu wyjścia z tej sytuacji. Ale przecież nikt inny by nie potrafil tworzyc zdrowych relacji z kimś kto na to nie pozwala, bo sam ma z czyms problem, którego nie potrafi wyjawić…bo przecież fakt pragnienia bycia matką nie może powodować poczucia winy, iż mam za swoje i teraz musze ponosić konsekwencje tego…to był wasz wspólny wybór, i zgoda, choć może nie do końca świadoma, jednak nie może być powodem dziś do obarczania cie wina za to…
Pytasz jak z tego wyjść…jest wiele lektur o tym jak podnieść swoja samoocene i zanizona wartość swojej osoby, tak by odbudować w sobie poczucie bycia kimś ważnym, kto potrafi sam radzić sobie z problemami, mimo, iż ktoś kiedyś swoim zachowaniem wpoił brak wyuczonego radzenia sobie z nimi … poczytaj, utwierdzaj się powoli w przekonaniu, iż gniew jaki masz w sobie na brak zgody z ta opinia jest słuszny, i wystarczy tylko zmienic przekonania o sobie by stac się silna i wyjść z tej klatki wyuczonej bezradności.

Ja mogę polecić
Pewność siebie Kompletna strategia wykorzystania własnego potencjału
Artura króla, bo osobiście bardzo lubie jego rzeczowe podejście do problemów… choc pewnie znajdziesz wiele innych pozycji.

Anonymous - 2011-10-27, 00:38

Cytat:
Wolisz, by znaleźć jednak czary-mary na to, by to jednak mąż się zmienił/przemyślał/dostosował się itd.

nie wiem czy czary mary... boje się nieodwracalności sytuacji... jakoś tak...
Dziś mój mąż wrócił wcześniej do domu... bardzo się ucieszyłam ale okazało się, że po prostu chciał wcześniej wyjść ( środy zawsze wychodzi do kolegów oglądać mecze).
Dziś doszło jednak coś nowego. Jak to się mówi u nas na śląsku wysztyglował się czyli.. okąpał , przebrał ( nigdy tego nie robi!!! ) Dziwny ten mecz. Wyszedł przed 20.00 a wrócił po 21.00. Tak, napiszecie, że skupiam się znowu na mężu zamiast na swojej odpowiedzialności za nasz kryzys i piszę czarne scenariusze.
To był dla mnie bodziec żeby powiedzieć mu co następuje:
- że mi przykro bo myślałam że wrócił wcześniej żeby ten czas spędzić ze mną, z nami,
- że dziwi mnie zmiana jego nawyków czyli sztyglowanie się ( na co mąż, żebym się nie obawiała bo nie idzie "na panienki")
- powiedziałam dziś pierwszy raz na spokojnie, bez płaczu i nerwów ( choć nie było lekko), że chcialabym złożyć wniosek o separację
- zapytał "a po co ci to"
- odpowiedziałam , że nie umawialiśmy się na "układ" w którym wyswiadczamy sobie tylko przysługi typu zakupy, gotowanie, zajmowanie się dzieckiem, a na małżeństwo ktore jest dla mnie czymś więcej niż obowiązkami, że od dawna nie czuję więzi między nami, że jestem zmęczona brakiem wyjaśnień z jego strony i uciekaniem od rozmowy na temat naszego małżeństwa, nie chcę takiego układu w ktorym jestem zbywana, w którym nie ma bliskości...
No i co? Nic nie odpowiedział. Nie uwierzył, że podejmę jakies kroki.
Chcial mnie przytulić i pocałował w policzek i to ma mnie przekonać do zmiany myślenia???
Przestałam mu ufać, zaczęłam myśleć ze kogos ma a jeśli nie ma to i tak żyjemy jak w separacji tylko pod wspólnym dachem.

Chyba się pospieszyłam, bo formalnie nie jestem jeszcze przygotowana.
Jakie sa procedury separacyjne? Czy mąż musi mieszkać ze mną pod jednym dachem. Kto może pomóc mi by nie mieszkał? ( Ma swoje mieszkanie, wspólnie przez nas wykupione ale wyprowadzka jest dla niego niemozliwa bo co powiedza ludzie, rodzina?)
Chcę spokoju, przesterzeni do przemyslenia nas na nowo. Chce by mnie zostawił na jakis czas w spokoju. Nie ma miedzy nami prawie więzi a obejmowanie mnie w sytuacji iedy mówię o separacji jest nie fair, odbieram jako grę z jego strony. Zawsze to tak działało , że mnie udobruchał rozśmieszając lub obejmując 'czule". Teraz ta nagła czułość jest dla mnie sztuczna, interesowna i odpychająca.
Przestaje wierzyć w zapewnienia ze nikogo nie ma, ze nie potrzebuje sobie kłopotu robić babą na boku.... Jeśli nie depresja, inna choroba powoduje brak zainteresowania żoną... to albo inna kobieta albo co???? Najbardziej boli ze on odpycha mnie i to nie tylko fizycznie ( odsuwając mnie po prostu od siebie) ale emocjonalnie, duchowo. Jak to się mówi: brak więzi małżeńskiej. Nie chcę żyć w zakłamaniu.

Anonymous - 2011-10-27, 09:14

Pestka75 napisał/a:
powiedziałam dziś pierwszy raz na spokojnie, bez płaczu i nerwów ( choć nie było lekko), że chcialabym złożyć wniosek o separację
- zapytał "a po co ci to"
- odpowiedziałam , że nie umawialiśmy się na "układ" w którym wyswiadczamy sobie tylko przysługi typu zakupy, gotowanie, zajmowanie się dzieckiem, a na małżeństwo ktore jest dla mnie czymś więcej niż obowiązkami, że od dawna nie czuję więzi między nami, że jestem zmęczona brakiem wyjaśnień z jego strony i uciekaniem od rozmowy na temat naszego małżeństwa, nie chcę takiego układu w ktorym jestem zbywana, w którym nie ma bliskości...
No i co? Nic nie odpowiedział. Nie uwierzył, że podejmę jakies kroki.



Jak ma wierzyć skoro ty sama w to nie wierzysz, nie jesteś gotowa… odbiera to jako straszenie, którym się za bardzo nie przejmuje, może dzis mocniej, bo zmieniłaś fornt zachowań, nie mówiłas w emocjach, tylko na spokojnie, to go zaciekawiło i troche zmyliło…może dlatego .. Chcial mnie przytulić i pocałował w policzek i to ma mnie przekonać do zmiany myślenia???... a może była to chwila jego uległości, załamania wewnętrznego, jakiejś refleksji, może… nie dowiesz się bo sama pragnąc czułości kiedy ja okazał się wycofałas.

a moze on nie chce bo cie kocha, ale sprawy zaszły za daleko i trudno dziś ten wasz układ i myslenie każdego z was o tym rozwiązac

Nie poszłas za ciosem, nie odebrałas tego jako próby nawiązania jakiegoś porozumienia i rozmowy w temacie waszego kryzysu. Odebrałas jako kolejna gre, a może to nie gra? A może to nieudolne próby przelamania się i otwarcia na was? Hm myślę, że jak sobie nie pozwolisz na to, to nigdy nie dowiesz się czym jest ta gra męża. Wydaje ci się że to gra Zawsze to tak działało , że mnie udobruchał rozśmieszając lub obejmując 'czule"…. Po czym coś się działo, że powracaliście do starech zachowań…co takiego się działo, jakie mysli sprawiały powrót do dalszego trwania w oziębłości, skoro jednak były chwile okazywania bliskości, czułości..zastanów się ty jestes w tym układzie, może to gra, a może cos więcej ze strony męża…może właśnie w te krótkie chwile kiedy cie czule obejmuje nie są grą, a sa szczere i nie bezinteresowne i mogą być próbą przemiany, próba wejścia do dialogu, rozmowy o tym co czuje, o swoim problemie, która jest dla niego trudna do przekazania jej tobie

Pisze Pestko może…. bo to ty jesteś w tej relacji, ja tak tylko z boku jako osoba bezstronna odczytuje, bo nie jestem uwikłana w te emocje i nie znam szczegółów, być może jest tak jak odczuwasz, ale dzis tego nie wiesz do końca…takie nieliczne jak opisujesz chwile mogą ci ponownie pozwolic na dowiedzenie się tego, w atmosferze otwartości, poczucia bezpieczeństwa, że mogę powiedziec cos co dla mnie takie trudne do przekazania… do tego potrzeba intymności, otwartości, bezpieczeństwa w postawie drugiej osoby, nie odrzucenia, nie braku zgody na to…choc rozumię, że może to być coraz bardziej trudne dla ciebie, bo możesz wlasnie to odbierac jako gre a nie próbe chwilową przełamania się mężą

Anonymous - 2011-11-16, 01:35

Nie zmieniło się nic... Nadal uważam ,ze tkwię w układzie, że to "gra".

Odkryłam czuły punkt męża ale nie chcę go wykorzystywać. Wizja rozstania, propozycja by wyprowadził się do "siebie"... powodują, że cichnie, przestaje się ze mna szarpać o sprawy dnia codziennego.. mimo ze oboje wiemy ze to "groźby" bez pokrycia ale gramy dalej w tą grę.

To nie jest to o co chodzi ale sprawiło , że nie czuję się juz taka ubezwłasnowolniona. Przygladam się tej możliwości, rozważam, sprawia we mnie przestrzen której potrzebuję... Na co ta przestrzeń jeszcze nie wiem.
Zastanawiam się nad soba i swoja sytuacją. Co dałaby mi separacja skoro paradoksalnie nie umiem "odlepić się" od męża?
Skupienie się na sobie, zrobienie czegoś ze sobą. Tego dawno nie próbowałam.
Ostatnia deska ratunku...
Próbuję wykorzystać energię "słusznego gniewu" o którym piszesz bywalcu.
Czekam na grupę 5 ;) 12 krokową.
Zarezerwowałam bilet na samochodową randkę z "Ognioodpornym" ( ja już to widziałam, boję się jak odbierze ten film mój mąż).
Mąż nie wie co to za film... Pewnie nie dobrniemy nawet do audycji radiowej "po"... Ale przynajmniej coś wspólnie obejrzymy i nie będzie to serial w tv ;)
Na co liczę? Przecież my nie rozmawiamy na zadne tematy oprocz tego co w pracy i co z córcią... Mam juz dość analizowania i myślenia co pomyśli mąż...

Widzę, ze różne osoby polecają różne inicjatywy. Wnioskuję, że mogę i ja :)
Klimatyczny wieczór przy kawie, domowym cieście i ... zakończony własnoręcznymi podarkami dla najbliższych http://www.osrodek-brynow.pl/

Wybieram się też na kurs wizażu dla kobiet. Wkrótce podeślę szczegóły :)
Może kogoś zainteresuje tym bardziej , ze to nieodpłatna inicjatywa :)
Potrzeba by coś w sobie zmienić może przecież zacząć się od swego wyglądu ...
Może z lepszym nastrojem będę mniej zrzędzić ;)

Nie wiem jak skończy się ten cały moj eksperyment ale zawsze będe mogła powiedzieć ze próbowałam.

Anonymous - 2011-11-16, 14:50

Pestko super! :-D
Anonymous - 2011-11-16, 22:28

Pestka75 napisał/a:
Nie wiem jak skończy się ten cały moj eksperyment ale zawsze będe mogła powiedzieć ze próbowałam.

Jeżeli w sercu będzie miłość do Boga,siebie i bliźniego to nie może przynieść złych owoców. :-D Kibicuję Ci z całego serca. :-D

Anonymous - 2011-11-17, 21:19

Pestka75 napisał/a:
Wybieram się też na kurs wizażu dla kobiet. Wkrótce podeślę szczegóły :)
Może kogoś zainteresuje tym bardziej , ze to nieodpłatna inicjatywa :)
Potrzeba by coś w sobie zmienić może przecież zacząć się od swego wyglądu ...
Może z lepszym nastrojem będę mniej zrzędzić ;)


Hej Pestka :) Ja też chcę popracować nad swoim (choć i tak już doskonałym :-P ) wyglądem. Możesz przesłać więcej info? Będę wdzięczna :-D

Anonymous - 2011-11-18, 00:04

Aniołek5 napisał/a:
Możesz przesłać więcej info? Będę wdzięczna :-D

hej Aniołku, no tak Anioły wizażu już nie potrzebują ;)
jak tylko pojawia się szczegóły- napiszę tutaj :)
na razie potwierdzone są tylko terminy czyli 8 i 15 grudzień w godz. 17.00-20.30
wiadomo, ze 2 wieczory w kobiecym gronie, przy kawie, herbacie- czysty relaks ;)
w programie m.in. określanie typu swojej cery, typu urody a co za tym idzie kolorystyki kosmetyków, typu kosmetyków i akcesoriów, nauka makijażu a także spotkanie z psychologiem
Brzmi zachęcająco? :)

[ Dodano: 2011-11-18, 00:44 ]
Cytat:
Jeżeli w sercu będzie miłość do Boga,siebie i bliźniego to nie może przynieść złych owoców. :-D Kibicuję Ci z całego serca. :-D

ano potrzebne mi kibicowanie , zwłaszcza modlitwa
czuję jakbym stąpała po kruchym lodzie, właściwie co ja robię?
codziennie mam myśli, że być może separacja nieunikniona...
że mąż nie zrozumie, oleje, pomyśli, ze mi odbiło
i nie oczekuję "cudu" który ktoś zrobi za mnie...
na tyle obecnie mnie stać... + relacja z Bogiem ( to najtrudniejsze)
ale łapię się ostatnio na tym że się wyciszam jeśli chodzi o:
- pretensje do męża
- mysli typu: napewno zrobił i powiedział tak i tak bo myśli to i to, jest taki i taki

czytam "Gry małżeńskie i poza małżeńskie" Grocholi i Wiśniewskiego...
m.in dotknęły mnie takie zdania:
..."za pomocą języka nie tylko opisujemy rzeczywistość, ale tworzymy pewne opowieści (...) te opowieści konstruują pewien sposób naszego bycia w świecie, nasze relacje z ludźmi, relacje ze światem, wartości, sensy...
(...)
nasze przekonania dotyczące ludzi, ich zachowań czy ich widzenia, wymuszają niejako na tych ludziach wpasowanie się w taką wizję. To działa trochę jak samosprawdzająca się przepowiednia. Jeśli kogoś określimy jako nieczułego, zacofanego lub mało bystrego, to nie będziemy podejmowali z nim pewnych tematów, nie będziemy słuchali jego opinii i wtedy to się stanie - partner wyda nam się taki, jakim go określiliśmy. W związkach to jest kapitalne zagadnienie. Mało kto sobie zdaje sprawę z tego, że mówiąc lub myśląc o naszym partnerze, w gruncie rzeczy nie tylko go opisujemy, także go kreujemy, tworzymy(...)

trochę czuję sie jak w nie swojej skórze, bo mniej zrzędzę a więcej mówię czego bym chciała i nie wiem czy zmienił się styl moich komunikatów czy też mąż dał za wygraną i dla świętego spokoju idzie i coś tam robi o co proszę (żeby nie było że jakis cud- oczywiście , że nie wszystko)
nie umiem jeszcze tego nazwać ale czuję ,że między nami robi się powoli jakaś przestrzeń, lepsza do nazwijmy to oddychania ( przynajmniej dla mnie)
jak widzi to On- nie wiem bo nie rozmawiamy na takie tematy
więc nie rozmawiamy... tylko ja przypatruje sie nam i zastanawiam się czy sobie przypadkiem nie wmawiam czegoś i nie kreuje rzeczywistości
czy zmiana myślenia o czymś tu: o mężu, o małżeństwie, o mnie jest manipulacją na samej sobie by np nie cierpieć, by nie podejmować decyzji np. o separacji
czy też może jest początkiem czegoś nowego
czy jest to mechanizm obronny czy też wybór lepszej opcji
czy pogodzenie się z nazwijmy to mankamentami naszych osobowości, zachowań, małżeństwa jest chowaniem głowy w piasek czy tez aktem odwagi i madrości?
oszukuję siebie czy też się zmieniam?

chyba mam dość na dziś
dzis przyszło potwierdzenie zaproszenia do kina,
babcia umówiona na niedzielę na randkę z wnusią więc idziemy do kina;
wydam się meżowi niepoważna, smieszna?
pomyśli, że zaciągając go na taki film chce coś wymóc, osiagnąć, dać do zrozumienia?
to byłby najgorszy owoc Kingo....
dobranoc wszystkim :)

Anonymous - 2011-11-18, 01:08

Pestka75 napisał/a:
zastanawiam się czy sobie przypadkiem nie wmawiam czegoś i nie kreuje rzeczywistości


To teraz cofnij się do Pestki sprzed pół roku.

Gdyby ktoś napisał, że sama kreujesz sobie taką rzeczywistość, jaką masz i wmawiasz sobie wiele rzeczy - co byś pomyślała, poczuła?

Pestko - za dużo analizy.

Nie baw się w Boga - w zgadywanie cudzych myśli, przepowiadanie przyszłości.

Kochasz? To kochaj. Siebie. Męża. Dziecko.

Nie oczekuj więcej, niż możesz dać Ty sama sobie, mąż Tobie, dziecko Tobie.

Pestka75 napisał/a:
nie wiem czy zmienił się styl moich komunikatów czy też mąż dał za wygraną i dla świętego spokoju idzie i coś tam robi o co proszę (żeby nie było że jakis cud- oczywiście , że nie wszystko)


Co jest ważne dla Ciebie?

Mąż ma robić coś z własnej woli?
Mąż ma robić coś w ogóle?
Mąż ma robić coś pod Twoje dyktando?
Mąż ma nic nie robić?
Mąż ma robić więcej, niż chcesz?


Pestko - czego chcesz?

Przedstaw wizję małżeństwa, jakie widziałabyś po CUDZIE.
Pryska kryzys, budzicie się i jest idealnie, dobrze, szczęśliwie.

JAK?

Masz taką wizję?


Pestka75 napisał/a:
czy zmiana myślenia o czymś tu: o mężu, o małżeństwie, o mnie jest manipulacją na samej sobie by np nie cierpieć, by nie podejmować decyzji np. o separacji


Czy myślenie poprzednie, tamto, niezmienione, nie było manipulacją na sobie samej, by cierpieć, usprawiedliwić parę spraw itd?

Pestka75 napisał/a:
wydam się meżowi niepoważna, smieszna?
pomyśli, że zaciągając go na taki film chce coś wymóc, osiagnąć, dać do zrozumienia?


Dlaczego chcesz pójść z mężem na to do kina?
Czy nie są to Twoje własne obawy - że idziesz na ten film, bo chcesz coś wymóc, osiągnąć, dać do zrozumienia? :) Uważasz to za coś złego? Mniej lub bardziej świadomie....?

Odwracam Twoje pytania - bo musisz się zastanowić, dlaczego teraz, kiedy jest poprawa, szukasz w tym manipulacji, samokreacji, wmawiania sobie tego i owego - a wcześniej, kiedy było źle, uważałaś, że w miarę obiektywnie opisujesz sytuację rodzinną?

Jak myślisz, dlaczego teraz zadajesz sobie pytania o pochodzenie Twoich obecnych emocji, a wcześniejsze uważałaś za bardziej naturalne.

Ten film jest także dla Ciebie. Jeśli go nie widziałaś, jedno z ostatnich zdań, może Cię zaskoczyć. :)

W każdym razie - życzę tylko dobrych owoców. :) Zaproś do kina na ten film Ducha Świętego, niech Wam towarzyszy i rozjaśnia myśli Wam obojgu. :)


Z Bogiem. :)

Anonymous - 2011-11-18, 08:32

heee lubię satine twoje spostrzeżenia ..mimo że nieraz sa w ostrej formie :mrgreen: :mrgreen:

żartuje oczywiście

Satine napisał/a:
Ten film jest także dla Ciebie. Jeśli go nie widziałaś, jedno z ostatnich zdań, może Cię zaskoczyć. :)

ano pestko moga zaskoczyc....

kiedys juz zreszta to pisałem....bardzo mi przypominasz w pewnych sprawach moje relacje...

a szczególnie w tym skupieniu co druga strona ma,a czego jej brak,
jaka jest zła ,a jaka powinna być wg.mnie jako dobra,
co robi a czego nie robi-a co powinna robić....

tego jest zreszta dużoooooooo o tej drugiej stronie
,ale w tym wszystki brak niestety jednego...

takiej malutkiej własnej oceny........w skutek czego jest szansa powstania pytania

jaką ja jestem żoną???

a od tego pytania zaczyna sie reszta

pozdrawiam i zycze sukcesu -a szczególnie sprawiedliwego zrozumienia i odszukania się was wspólnie


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group