Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czuję się jak w klatce

Anonymous - 2011-07-01, 00:27

Witam, jestem tutaj nowa- od godzinki zaledwie. Czytam i czuję jakby to czasem były moje myśli, moje bóle choć sytuacje nie do porównania. Jestem w związku od 9 lat a w małżeństwie od prawie 2. Mamy roczną córeczkę. Wszystko się dla mnie zmieniło gdy się urodziła. Mam wrażenie jakbym przejrzała na oczy. Wydaje mi się jakbym obudziła się ze snu i rzeczywistość jest taka, że mój mąż jest daleko odemnie. Pozornie, na zewnątrz uchodzimy za zgodne małżeństwo. Czuję się nieszczęśliwa bo od 2 lat nie zwraca na mnie uwagi. Nie wiem jak to napisać bo to w końcu forum i jakos zażenowana sie czuję ale jednocześnie tak bezradna i smutna i samotna bo nie ma komu wlasciwie tego opowiedzieć.
Czuje sie jak w klatce. Czuje ze nie mam męża tylko współlokatora, kogos z kim wymieniam się usługami typu zakupy, sprzątanie, obiady, kąpanie małej... Nie patrzy na mnie, nie dotyka, nie rozmawiamy. On nie chce. Ucieka przed rozmowami. Nie reaguje na moje histerie, placze, rozsądne .... właściwie co?- monologi. Jest jak skala, jak ściana, jak lód. Zamarzam i topię się w smutku, poczuciu opuszczenia i jakiegoś obłędu. On twierdzi że wszystko jest o.k, że kocha tylko problemy życia codziennego powodują ze nie ochoty się zblizyć do mnie.. Czasem wszystko wyje mi w środku z bólu. Trwam w martwym związku a własciwie miotam się w nim. Nie widze wyjścia. Bardzo mnie to boli takie codzienne odrzucanie mojej miłości, czułości.... Mój maz twierdzi ze nie ma problemu, że to ja go mam skoro mi to przeszkadza. Zasugerowałam separację. Wściekł się. Powiedział , że dla dobra dziecka ma zostać tak jak jest. Aaaaaaaaaa :roll:
Wydawac by sie mogło, ze w porówanaiu z opisywanymi tu historiami moja to jeszcze nie przesądzona sprawa. Moje małżeństwo umiera, umarło i to jest dla mnie dostateczna tragedia. Próbowałam juz róznych sposobów: pół zartem poł serio, bycie grzeczna i cichą zoną gotująca ulubione obiadki, usmiechnietą ( do bólu), rozedrganą, histeryczną i płaczliwą ( cóż mąz tak mnie zaczął uspojać że zostały mi na 2 tygodnie 2 siniaki od jego uścisku uspokajającego). Nie rozumiem skąd bierze sie w nim agresja. Znam go 9 lat. Zawsze był oaza spokoju. To mnie przeraża. :-(

Anonymous - 2011-07-01, 01:47

Witaj Pestko75,
wydzieliłam Ci własny wątek. Tak łatwiej sie odnaleźć z mnogości materiałów i postów.

Napisałaś,że miotasz się w martwym małżeństwie. Masz prawo do takich odczuć, ale zawsze gdzieś jest początek tych problemów. Zachęcam Cię do spokojnej analizy waszego związku i odpowiedzenie sobie lub na forum, jesli chcesz na następujące pytania:
-czy jesteście związkiem sakramentalnym?
-czy przeżyliście narzeczeństwo w czystości i mieszkaliście osobno do ślubu?
-czy w waszym pożyciu była stosowana jakakolwiek forma antykoncepcji?
-czy mąż był obecny przy porodzie?
-czy zdiagnozowano u Ciebie depresję poporodową?
-czy próbowaliscie jakiejś terapii małżeńskiej np. rekolekcji, terapii psychologicznej czy innych form?
-jaki jest Wasz stosunek do wiary i codzienne wspólne praktyki religijne?
-czy Ty lub mąż jestescie DDD?
-jak często i z jakiego powodu pojawia się agresja w waszym małżeństwie? Jesli nie był to jednorazowy incydent należy zacząć od postawienia mu tamy.

Gdy poczytasz inne wątki te pozornie dziwne pytania odkryją przed Tobą potencjalne punkty zapalne, które mogły dać początek obecnym problemom.
Pisz jak Ci serce dyktuje odważnie lub ostrożnie, ale skoro tu trafiłaś to już zrobiłaś krok ku uzdrowieniu. Niech Ci na tej drodze Bóg błogosławi.

Anonymous - 2011-07-01, 07:25

Pestka....witaj.
To dobre miejsce aby skonfrontować własne wyobrażenia z rzeczywistością.
Najpierw poczytaj ,możliwie dużo.To kopalnia informacji o postawach i zachowaniach.

Pisz,wentyluj emocje.Nie wstydż sie pisać o tym co Cię dręczy.Wtedy dostaniesz zwroty.
Czy TY/Wy oboje znacie książki Jacka Pulikowskiego np.Warto byc ojcem,Warto naprawiać małżeństwo,Warto pokochać teściową,Warstość współżycia małżeńskiego?
Polecam też Dobsona i "Miłość wymaga stanowczości".
Małgorzaty Artymiuk :"Pomiędzy mężczyzną a kobietą".

Pestka75 napisał/a:
Jestem w związku od 9 lat a w małżeństwie od prawie 2.


A co to znaczy ??Co uważasz za związek???

Anonymous - 2011-07-01, 11:23

kinga2 napisał/a:
-czy mąż był obecny przy porodzie?


dlaczego o to spytałaś? co to ma do rzeczy?

Anonymous - 2011-07-01, 11:28

Pestko :

Spokojnie .
Po pierwsze . To Ty "u Was" "rozdajesz karty" ( to nie mąż myśli o separacji tylko Ty ) .
Zatem masz czas i od Ciebie zależy co zrobisz .
To "komfortowa" sytuacja ( oczywiście na tle przypadków z tego forum , bo wyobrażam sobie Twój ból ) .
Zatem po pierwsze przestań myśleć o separacji .
To dobrze , że się wściekł !!!
Problemy się rozwiązuje , a nie ucieka przed nimi .
Po separacji będziesz miała tylko większy problem .

Już jest dobrze . Trafiłaś TU . Teraz czytaj itd. .......
Dużo i wytrwale , niech płyną tygodnie , popraw relacje z Bogiem .... i spokojnie .
Uważnie obserwuj męża , może ma jakiś problem ?

Nic nie umarło ! Na dobre i NA ZŁE , pamiętasz ?
Do śmierci , pamiętasz ?
Walcz o Was , o siebie , męża , o dziecko .
WARTO napewno ( dopóki walczysz jesteś zwycięzcą ) .
Ja też walczę , ale karty rozdaje żona .

To , że po urodzeniu dziecka się zmieniło to NORMALNE .
Teraz macie oboje drugie role do odegrania , matki i ojca .
Bądźcie ODPOWIEDZIALNI .
Moim zdaniem najpierw jesteś jednak ŻONĄ , dopiero potem MATKĄ .
Trochę to dziwne . Na ogół to mężczyzna czuje się " porzucony" , odepchnięty , spada na drugi plan .

Czytaj , słuchaj i staraj się zrozumieć .
Spokojnie .
Jesteś tu "od godziny" , ja już prawie 2 miesiące i dopiero ( chyba ) coś zaczynam rozumieć , zmieniać swoje postrzeganie i SIEBIE .

Uwierz , że ten kryzys jest DAREM !
Teraz bardzo boli , ale może to wszystko jest po coś ?
Pomyśl .
Nie ma tego złego co by nie wyszło na dobre .
Znasz chyba to potoczne powiedzenie .

Do Mada27 :
Pytanie Kingi2 nie jest bezzasadne .
Więź ojca z dzieckiem , może być wzmocniona , z żoną również .
Z drugiej strony może powstać jakiś "problem ze współżyciem " .
Tak ja to widzę . Mężczyźni to wzrokowcy .

Anonymous - 2011-07-01, 21:38

mada27 napisał/a:
kinga2 napisał/a:
-czy mąż był obecny przy porodzie?


dlaczego o to spytałaś? co to ma do rzeczy?


Zdarza się,że mężczyźni obecni przy porodzie, a nie przygotowani do tego przez kurs czy psychologa tak bardzo przeżywają tę chwilę ,że odsuwają się potem od swojej żony, jedni z powodu obawy,że ból porodowy był spowodowany niejako przez nich i nie chcą powtórki, a inni gdyż swoją żonę zaczynają traktowac tylko jak matkę swoich dzieci-czują dystans do cielesności żony. W takich sytuacjach konieczna jest pomoc fachowca, aby przywrócić w mężczyźnie równowagę psycho-emocjonalną, bez tego moze dojść nawet do zupełnego ustania pożycia.
Pytanie poddałam, gdyż może to być jakiś powód dystansu męża wobec siebie jaki odczuwa Pestka75 i z pomocą seksuologa czy psychologa do ich domu może wrócić czułość. Nie koniecznie osoba trzecia może być przyczyną stłumienia intymności w małżeństwie, może też być jakiś stan chorobowy w ciele o którym mężowi ciężko porozmawiać z żoną.

Anonymous - 2011-07-02, 00:35

Witajcie :)
Cieszę się z tych pierwszych odpowiedzi, bo tak bardzo potrzebuje wsparcia i tak bardzo nie chcę juz stać w miejscu i przyglądać sie jak małzeństwo przecieka mi przez palce....

Trudne odpowiedzi na Twoje pytania Kinga2... Nie do wszystkich odniosę się na forum- dość osobiste.
Jakie to dziwne bo podobne tematy-problemy przemykaly mi juz po glowie ale kiedy zadaje je ktoś z zewnątrz nagle brzmia głosniej i zmuszają do zaskakujacych odpowiedzi...
Tak, jestesmy zwiazkiem sakramentalnym ale nie mieszkaliśmy osobno do slubu. Znaliśmy się przed ślubem 7 lat. W ostatnich 2 latach tego przedmałżeńskiego okresu już pojawialy się pierwsze problemy. Pierwszy ten , że moj maż nie chcial słyszec o malżeństwie a raczej się do niego wogóle nie przymierzał. Bylam juz tym zmeczona, zamierzalam odejść i wtedy on sie oswiadczył. Teraz myslę, ze nie powinnam przyjąć oświadczyn, takich dla świętego spokoju. Już wtedy mój mąż mówił ze kocha ale nie widzi potrzeby małżeństwa, ze kocha ale nie stać nas na dziecko... Długo by o tym pisać. Juz wtedy paradoksalnie odsunął się odemnie fizycznie. Tłumaczyłam sobie: że cukrzyca, ze starszy odemnie 8 lat, że zmęczenie, ze, że że...........
Wiele sobie wtedy tłumaczyłam. Bardzo chcialam być żona, mamą, miec normalne zycie.
Jestem DDA ( co to DDD nie wiem). Przeszlam terapię dla DDA, bylam pierwsza , która postawiła veto zachowaniom współuzależnieniowym w mojej rodzinie. Mój tata zdecydowal sie na leczenie odwykowe. Wytrwał w trzeźwości kilka lat. Obecnie znów pije ale ja nie angażuję się już w próby uzdrowienia mojej rodziny odkąd mam własną. Tata wie któredy droga na odwyk. Od czasu do czasu przypominam mu o tym. Moja mama po odwyku taty miała kilkuletni epizod anorektyczny. W skrócie: szpitale, dożywianie przez kroplówkę, oddzialy psychiatryczne. Mój obecny mąż wspieral mnie bardzo mocno w tym okresie. Staralam się angażować o tyle ile mama prosila o pomoc lub w sytuacji zagrożenia jej życia. Dlugo by o tym pisać-doszłam do etapu akceptacji wlasnej bezsilnosci wobec jej choroby. Ostatecznie mama "zaskoczyła" i znów jest wśród zywych. Dzielnie pomaga mi w opiece nad córeczką kiedy jestem w pracy.
Wracając do męża. W okresie mojej ciąży całkowicie przeniósł się na kanapę.
Bardzo mnie to bolało, mówiłam mu o tym. Opiekowal się mną ale "na odległość" tej kanapy własnie. Jakos sobie to wtedy tłumaczyłam, kolezanki mowiły: oj masz chyba hormonalna huśtawke nastrojów. Zobaczysz jak urodzisz to przejdzie, wszystko wróci do normy. Nie chcialam chyba widziec problemu bo juz wtedy bolal jak cholera. Tak maz był przy porodzie. Deklarowal , ze nie chce być i w końcu jakoś tak się potoczyło, że został do końca ( jego decyzja nie moja choć twierdzi, ze nie chcial mnie zostawić w bólach).
Po porodzie nie było ze mna najlepiej. Czulam się porozrywana nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Myślałam: pewnie wiele kobiet tak to przezywa, a u mnie jeszcze kwestia wieku ( pierwsze dziecko a 35 lat na karku). Pierwsze 3 miesiące były ciężkie. Niektorych chwil nie pamietam dobrze, zwłaszcza tych wybuchów emocji w ktorych mowiłam męzowi żeby zabrał dziecko jak tylko je wykarmię do teściowej. Żeby sobie je wychowali a mnie zostawili w spokoju. Wstyd mi teraz. Te słowa palą mnie do dziś. Nie oddalabym mojej corki nikomu choc czesto myślę, że gdyby nie ona pewnie nic by nie trzymało mojego męża przy mnie :cry:
Agresja. Pojawila się 2 razy: raz oberwały drzwi od sypialni- wylecial zamek a niedługo potem szarpał mną ( twierdzi ze chciał mnie uspokoić, że histeryzowalam i bał się że w takim stanie wsiąde do samochodu). Klocilismy się. Widziałam ze wzbiera w nim wściekłosć. Wybuchnęła. Nie przeprosił. We mnie została zadra...
Z nas dwojga ja tylko chodze do koscioła. Trudno mi czasami więc róznie to wygląda w praktyce. Wyjscie na niedzielna Eucharystię to jedyne na co mnie stać.
Z nas dwojga tylko ja korzystałam z pomocy psychologa, jeszcze przed ślubem. Miałam wiele watpliwości. Czy to ja byłam oporna czy tez terapeuta nieskuteczny czy jedno i drugie?
Zaproponowalam mezowi jakis czas temu terapię małzeńską. Pojawiła sie w nim złość i kategoryczne NIE. Na wszelkie próby rozmowy, dialogu, moje pytania reaguje milczeniem, ścianą obojętności. Twierdzi ze to jaj mam problem. Bie jest łatwo rozmawiać nam o naszej intymnosci ale według mojego męża do zadnego seksuologa, terapeuty nie pójdziemy bo on nie powierza swoich problemów rodzinie a co dopiero obcym. Zawsze był zamkniety w sobie. Teraz tylko ogniskuje to nasze problemy o których nie chce rozmawiac.
Nie dba o siebie. Śpi w ubraniu. Miał kupić choinkę na święta ale w końcu już było za późno, niezbyt duży wybór i drogie- tak twierdził ( a ja pomyslałam: a moze racja, tyle zachodu z choinką, przecież to tylko symbol a potem długo bylo mi przykro.... Nie dostałam tez zadnego prezentu Bozonarodzeniowego ani urodzinowego. Stwierdzil ze nie mamy pieniedzy.
Temat pieniedzy to punkt zapalny w naszych rozmowach. Muszę bardzo argumentować zeby cos kupić np. krzesełko do karmienia małej, kojec, dywanik na kórym siedzi i sie bawi....
Skapi uczucia, pieniedzy, czasu ( wychodzi z domu o 7.00 a wraca na 19.00/20.00 na kapanie córki). Skapi nawet nie ze swoich ale i moich bo każde z nas ma swoje pieniądze i wydatkujemy na zmiany, po równo. Chyba za bardzo się rozpisałam.
Czuje gorycz i ból. Co sie stało z nami? Z miłością? Ze zwiazkiem?
"Nałóg" pytasz co oznacza dla mnie zwiazek?
Patrze w siebie szukajac odpowiedzi i widze pustkę. Nie wiem co napisać. Naprawdę. Boli kiedy o tym myślę. Myślę: a jednak mi sie nie udało. Czy to historia mojego zycia, ociążenia rodzinne, ślepota na problemy męża? ( ale pytam- milczy). Co zrobiłam nie tak? A jak sobie odpowiem to zrobi mi sie lepiej? Może nigdy sie nie kochalismy tak naprawdę skoro nagle miłośc odpłynęła?
Kinga 2 piszesz, ze wspólny porod mógł go odseparować od mojej fizyczności... Ale juz wcześniej były problemy. Podróz poslubna- wiało chłodem. To moja wersja. Mój mąz twierdzi ze mysle tylko o sobie i ze tylko liczy sie co ja chcę...
Czekam już 22 miesiące na wspólne pożycie i myslę, ze po prostu przestał mnie kochać. On twierdzi ze przecież opiekuje sie nami, robi zakupy, kapie córeczkę wiec kocha a ja wymyślam. Tak, widzi we mnie tylko mamę, nie zonę. Unika wyjść tylko we trójkę. Zawsze musi nam ktos towarzyszyc żeby chcialo mu sie pojsć wspolnie na spacer. Wspolne wyjścia a tylko na urodziny do kogoś. Kino, kawiarnia, park to strata czasu i pieniędzy dla meża.
Teściowa. Znosi jedzenie od swojej mamy. Twierdzi że nie mamy nic w lodówce choć robię zakupy.... Mam metlik w głowie juz nie wiem czym i kim jesteśmy... Pogubiłam się.

[ Dodano: 2011-07-02, 01:06 ]
mare1966 napisał/a:
Po pierwsze . To Ty "u Was" "rozdajesz karty" ( to nie mąż myśli o separacji tylko Ty ) .
Zatem masz czas i od Ciebie zależy co zrobisz .

Nie mam takiego wrazenia bo to ja przychodze i dopytuję, to ja staram się o "audiencję" u męża.... Jemu nic nie przeszkadza, dobrze jest jak jest. To ja się miotam i mnie boli i jak wiele razy podkreślał to moj problem nie nasz, nie jego........ Obojetność, zamrożenie, sen dlugi.... który powoduje że ja również stygnę....

[ Dodano: 2011-07-02, 01:11 ]
kinga2 napisał/a:
Pytanie poddałam, gdyż może to być jakiś powód dystansu męża wobec siebie jaki odczuwa Pestka75 i z pomocą seksuologa czy psychologa do ich domu może wrócić czułość. Nie koniecznie osoba trzecia może być przyczyną stłumienia intymności w małżeństwie, może też być jakiś stan chorobowy w ciele o którym mężowi ciężko porozmawiać z żoną.

Pytam i nie uzyskuje odpowiedzi od męża, mąż nie chce i nie uznaje żadnej pomocy z zewnątrz. Myślę: nie potrzebuje mojej bliskości? nie tęskni? zatem przestał kochać, jest ktoś trzeci lub nigdy nie kochał dostatecznie by teraz miłośc przetrwala kryzys a moze kryzys sie pojawił bo sie pomyliliśmy i nie powinnismy byc ze sobą?

Anonymous - 2011-07-02, 10:44

Pestko75 .

Bardzo , bardzo dobrze , że się otworzyłaś .
Dziękujemy Ci za to . ( jestem pewien ,że mogę pisać w liczbie mnogiej ) :->
Im więcej napiszesz , tym lepiej .

Teraz WASZA sytuacja przedstawia się bardziej wyraźnie .
( choć tak naprawdę , czy nawet 20 stron wystarczy żeby opisać ludzkie życie , a jeszcze pozostaje 20 stron Twojego męża i jego "wersja" )
Bardzo Ci współczuję , bo jednak jesteś w podobnej sytuacji i chyba wiem co czujesz choć w części .
Ty walczysz , mąż jest bierny ( ale On też ma uczucia , cierpi , UWIERZ ) .
Zadałaś mnóstwo pytań !
Potrzebujesz CZASU , żeby sobie na nie odpowiedzieć ( myślę , że ktoś z tąd Ci trochę pomoże , nakieruje ) . Pytaj też Boga . Nie bój się , idź do Niego . Wyspowiadaj , przyjmuj Komunię , powierz swoje troski , zaufaj .
Jak trwoga , to do Boga . To mądre przysłowie .
Bez Boga nie da się tego wytrzymać !!!
Po jakimś czasie powinnaś poczuć się lepiej , odczujesz SPOKÓJ , nabierzsz trochę SIŁY ,
pewności , odnajdziesz drogę .
To nie stanie się z dnia na dzień !
Nie będę ukrywał , MACIE trudną sytuację i WIELE problemów .

Czytaj Forum , książki Pulikowskiego , kazania księdza Piotra itd.
zdecydowanie pogłębiaj relacje z Bogiem ,
zaufaj Bogu .
Dowiedz się CZYM JEST MIŁOŚĆ .

....... i kochaj męża ( mimo wszystko , choć to takie trudne )
Jemu chyba na razie nie pomożesz ( próbowałem zmieniać , przekonywać , błagać żonę i nic to nie dało - na razie , myślę :-> )
WZMACNIAJ SIEBIE , potem przyjdzie czas na niego , może sam " wyjdzie z krzaków "
jak zobaczy w Tobie ZMIANĘ . :->

Myślę , że istotna jest również wiara ( niewiara ) męża .
W gruncie rzeczy masz podobne zadanie do mojego i podobne trudności ,
podejmij WYZWANIE i walcz ( z miłością ) .
Jesteś dobrą , piękną i DZIELNĄ kobietą .

Anonymous - 2011-07-02, 11:28

mare1966 napisał/a:
podejmij WYZWANIE i walcz ( z miłością ) .

22 miesiące walki, opadam z sił :cry:
w końcu wpadam w histeryczny lament a mąż jak ściana płaczu- stoi i nic, karteczki mogę tylko wkładać z pobożnymi życzeniami... Coś we mnie umiera. Miłość chyba.
Rozglądam się dookoła. Tak skupilam się na dziecku , rodzinie, ze nagle się okazało , że nie mam wokół ludzi z którymi można by pogadać. W rodzinie męża nie dowierzają, że mamy kryzys. W mojej rodzinie znacząco potrząsają głowami, że od początku wiedzieli, ze z tego nic nie wyjdzie...albo że smutnie się skończy. Co to znaczy zając się sobą, co to znaczy "odczepić się" od męża? Wiele o tym tutaj piszecie... Tyle we mnie żalu, zlości, pretensji, głodu miłości. Im one większe tym mąż dalej odemnie. Czy wogóle ja mam jakiś wpływ na jego oddalenie lub powrót?

Anonymous - 2011-07-02, 11:29

kinga2 napisał/a:
Zdarza się,że mężczyźni obecni przy porodzie, a nie przygotowani do tego przez kurs czy psychologa tak bardzo przeżywają tę chwilę ,że odsuwają się potem od swojej żony, jedni z powodu obawy,że ból porodowy był spowodowany niejako przez nich i nie chcą powtórki, a inni gdyż swoją żonę zaczynają traktowac tylko jak matkę swoich dzieci-czują dystans do cielesności żony. W takich sytuacjach konieczna jest pomoc fachowca, aby przywrócić w mężczyźnie równowagę psycho-emocjonalną, bez tego moze dojść nawet do zupełnego ustania pożycia.
Pytanie poddałam, gdyż może to być jakiś powód dystansu męża wobec siebie jaki odczuwa Pestka75 i z pomocą seksuologa czy psychologa do ich domu może wrócić czułość. Nie koniecznie osoba trzecia może być przyczyną stłumienia intymności w małżeństwie, może też być jakiś stan chorobowy w ciele o którym mężowi ciężko porozmawiać z żoną.


nie wiedziałam, że to ma takie konsekwencje
dziękuję za wyjaśnienie;)

Anonymous - 2011-07-02, 11:37

Pestko75 .
Widzę , że jesteś . Zaczekaj kilkanaście minut , odpowiem Ci jak potrafię .

Jeszcze raz . Szukaj Boga , rozmawiaj z Bogiem , oddaj Bogu swoje kłopoty .
Nie jestem "nawiedzony" . Kiedyś byłem " bardziej wierzący" , chciałem "podciągnąć" żonę , ale gdzieś się sam pogubiłem , spowiedź 2 razy do roku , do kościoła osobno zawsze , oddaliliśmy się tak bardzo , że "wyskoczyła z rozwodem . Dla mnie SZOK . 19 lat małżeństwa i 3 dzieci , a Ona bez uprzedzenia wywala mnie na śmietnik ( jak chcesz to poczytaj " moje wątki" ) .
Przez 2 miesiące ponad 10% wagi mniej , nieprzespane noce .
Kolejno : szok , niedowierzanie , rozpacz , utrata wszystkiego w jednej chwili , osamotnienie ,
szukanie pomocy ( m.in. to forum ) , próby rozmowy , listy , podsuwanie czegoś do przeczytania , próby namówienia do rozmowy w poradni , prezenty , komplementy , wyznania , błaganie , "czołganie się " ........ i nic ( nie może na mnie patrzeć , dobrze się bawi - to jej słowa )
w między czasie uciekłem do Boga , zacząłem Go prosić , bo już widziałem , że sam niczego nie zrobię
Nagła 1 rozprawa . Na kilkanaście godzin przed rozprawą presja wszystkich - daj jej ten rozwód . Załamałem się . Powiedziałem , że dam jej ten rozwód . Modliłem się tylko to Ducha świetego przed rozprawą .
Wyrok . ......już na 1 rozprawie . Zaskoczenie kompletne .
Pozew oddalony . Gdyby zapadł inny wyrok ......... nie wiem .
Niestety ŻONA napisze drugi pozew , ale teraz już się nie poddam mam nadzieję .
I może mam też trochę czasu .
Dlaczego piszę o sobie ?
Były osoby , które już na początku radziły mi ZAJMIJ SIĘ SOBĄ .
Jak to ? Mam "olać" żonę ? ( przepraszam za to określenie , ale dobrze oddaje .....)
Widzisz , ja do końca utraciłem w oczach żony jakąkolwiek wartość .
A jak traktujemy takie osoby ? Nie szanujemy ich !
Po co jej taki bezwartościowy facet ?
Ona chciała uciekać , a ja ją trzymałem , zamknąć w klatce .
Nacisk wywołuje opór .
W zaciśniętej pięści piasku nie utrzymasz . Otwórz dłoń i wyprostój . Piasek pozostanie .
Zatem jest i taka koncepcja . Najpierw wzmocnij siebie , nabierz WARTOŚCI w swoich i Jego oczach . Pokaż , że bez niego też da się żyć . Zdobądź SPOKÓJ , pewność siebie , nawet RADOŚĆ . Zdobędziesz SZACUNEK .
Z taką kobietą chce się żyć !!!
Warto o nię zawalczyć .
Tak to mniej więcej działa .
Tą koncepcję zaleca James Dobson " Miłość potrzebuje stanowczości " . ( słynne otwórz klatkę , postaw granice - ultimatum mężowi , nich zejdzie z tapczanu )
Może w końcu zacznie JEMU zależeć na Tobie .

To tak w skrócie i trochę chaotycznie .

Anonymous - 2011-07-02, 12:25

mare1966 napisał/a:
Jesteś dobrą , piękną i DZIELNĄ kobietą

Mare1966 dziekuje ze starasz się pocieszyc ale nie znasz mnie a zaledwie kartkę z mojej historii. Dzielna? Nie bardzo. Trzeba było zerwać relację z moim mężem przed ślubem. Zabrakło mi odwagi, siły... co jeszcze nie wiem. Nie ma co płakac nad rozlanym mlekiem ale stalo się i jest dziecko. Tylko ten fakt mnie powstrzymuje przed odejściem. Piekna? Nie wiesz tego. Jak sie taka nie czuję i chyba dla meża tez nie jestem taka. Przestał na mnie patrzec jak na kobietę. Pisalam juz o tym. Nie po to pisze tez żeby mi wszyscy udowadniali ,ze nie jest tak jak piszę.
Dobra? Oj, róznie z tym bywa jak u kazdego. Moze nie dość dobra dla mojego męża ...
Dlatego czuje sie jak w klatce bo umarlo coś... i wszystko w moim mezu mowi mi ze nie ma co zbierać. Dla dobra dziecka jestesmy- sam tak powiedział. Czy z takiego stanu jest wogóle wyjście? Jestem jak w potrzasku...
Może sama bede bardziej szczęsliwa, niczego nie oczekując, licząc znów tylko na siebie...
A wolno mi w mojej sytuacji oczekiwac czegos innego, innej milości, nowej relacji???
Odpowiedź macie chyba dla mnie tylko jedną....

Anonymous - 2011-07-02, 14:24

Pestko75 .
Ja na krótko zerwałem przed ślubem , ale dałem jej szansę .
Miałem watpliwości . Zabrakło mi odwagi ?
Ona mi teraz nie chce dać szansy .
Mimo to uważam , że to Bóg nas łączy w pary ,że to nie przypadek .
No , może głupi jestem , ale myślę , że ON ma w tym swój plan .
Głupi jestem , bo naprawdę uważam , że życie wieczne jest więcej warte niż 30 lat tu na ziemi .
Głupi jestem , bo myślę ,że ON prawie na siłę pcha nas do zbawienia , nakładając na nas różne "krzyże"
( trudne małżeństwa ) .
Głupi jestem , bo wierzę ( dopiero teraz ) w moc SAKRAMENTU małżeństwa .
Głupi jestem , bo staram się kochać żonę , a Ona ma mnie gdzieś .
Jestem idiotą , bo jest we mnie tak ogromna potrzeba bliskości , miłości ,
że gotów byłbym zakochać się choćby jutro , a ja wbrew sobie
chcę żony .
Dziecko potrzebuje patrzeć na kochających się rodziców .
Kolejność powinna być taka :
1. Bóg ( to Twój prawdziwy Ojciec , chce dla ciebie źle ? )
2. Mąż ( i na złe , aż do śmierci )
3. Dziecko ( dziecku nie ślubowałaś , kiedyś odejdzie )

Jesteś DOBRA , bo stworzył Cię Bóg , indywidualnie , nie ma drugiej takiej jak Ty .
A wszystko co stworzył było dobre .
Jesteś dobra , bo to wynika z tego co napisałaś .
Jesteś PIĘKNA , jestem facetem , to wiem lepiej . ;-)
Czy Twój mąż powiedział Ci ,że jesteś brzydka ?
Ja też nie mówiłem swojej żonie ( dopiero teraz ) , że jest piękna .
Czy dla faceta , "ale jesteś piękny" coś znaczy ?
Tak wiem , byłem durniem .
Czy Ty kiedykolwiek powiedziałaś mężowi , że jest MĄDRY ???
( moja żona nigdy )

No cóż . Bóg jest tylko jeden .
Dziwię się zawsze , jak ktoś nie wierzy w Boga .
Dla mnie to takie oczywiste , logiczne i namacalne zmysłami .
Mamy ogromną potrzebę miłości . Po co ? Do rozmnarzania niepotrzebna .
Mamy umysł , duszę , własny cały świat przemyśleń , uczuć , emocji , swiat niematerialny .
To wszystko da się " zakopać w piachu " ?
Dlaczego góry są takie piękne , zachód słońca nad morzem , kwiat .
Po co muzyka , taniec , poezja ?
Jak czułby się Adam na świecie bez Ewy ?
A Ewa bez niego ?
Dlaczego świat jest tak poukładany , prawa fizyki , proste i piękne ?
Matka natura ?
A co ze światem niematerialnym ?

Pestko75 Ty sama znasz odpowiedź na ostatnie pytania .
Widzisz , żeby wejść na szczyt i zaznać szczęścia - trzeba podjąć TRUD wspinaczki .
Na skróty się chyba nie da .
Może zrób pierwszy krok a zdobędziesz siłę .
Najtrudniej zacząć , pokonać bezwładność .

Najtrudniej sprzeciwić się samemu sobie ( szukać nowej miłości )
"stracić" własne szczęście , porzucić marzenia .
Jakie to trudne .
Z drugiej strony im większy trud , tym większa nagroda .
Mamy wolną wolę .

Wiesz , lubię patrzeć na kobiety .
Weźmy takie zakonnice . Dlaczego one są takie radosne ?
Czy one nie nie marzyły o "wielkiej miłości" ?
Może ją jednak znalazły ?

Wiesz , lubię wycieczki .
Trzeba zaplanować gdzie , jak , wstać rano , naszykować się .
Czasem myślę po jaką cholerę , nie lepiej pospać ?
Ale wiesz .
Nigdy nie żałowałem .
Zawsze było warto .

Czy warto ? Na to sama musisz sobie odpowiedzieć .
I jeszcze jedno . To jakby droga . Idziesz i odpowiadasz sobie codziennie .

Znów trochę chaotycznie , ale od serca , chwili odczucia .

Anonymous - 2011-07-02, 16:05

Dobrze piszesz mare1966.
Kiedy popatrzy się na układ postu to faktycznie wychodzi z tego jakiś wiersz
mare1966 napisał/a:
trochę chaotycznie , ale od serca


--- a poszczególne akapity Twoich myśli to zwrotki. :-) Takie odskocznie do dalszych przemyśleń.
Jak na razie mam małe doświadczenie jak skutecznie wyjść z kryzysu małżeńskiego. ALE działam. Działam w brew sobie ---- tak jak tu piszą, tak jak tu radzą.
Kryzys to krzyż. Skoro Najwyższy to dał, to i ON podpowie jak wyjść z kryzysu.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group