Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Miłość Mojego Życia

Anonymous - 2011-05-28, 10:24

nie zgodzimy się Stasiu i nie zrozumiemy prawdopodobnie - inne planety.

Gdyby Twój post czytał nałóg to by Ci napisał, ze walka to przegrani i wygrani i walką niczego nie załatwisz - ja sie oczywiście pod tym podpisuje ale jestem juz tak długo i na tym forum i wśród lektur z tej tematyki że zdaje sobie sprawę iz na tym etapie na którym jesteś - nie złapiesz o czy mówimy.

Wiesz jaki to etap?
Zabiegałes o zone choć była z innym - tu gratulacje - dałeś radę!
Jak zdobyłes to odpuściłeś. Odwróciłeś się od niej i pozwoliłeś aby ta Najpiękniejsza Kobieta Świata siedziała w kartonowym pudełku jak zabawka syna Norberta i obsiadał ja kurz... tak tak gonienie króliczka jest fajniejsze niz jego złapanie...

Nie oceniam Cie ani nie krytykuję - tak zrobiłeś i teraz ponosisz tego konsekwencje - mój bunt budzi jedynie to, ze kiedy ta zabawka wychyliła sie z pudła i zainteresowała swiatem poza kartonem w Tobie włączył sie red alert i dawaj wpychac ja z powrotem...

a wszystko pod płaszczykiem miłosci której oczywiście nie kwestionuję tylko pytam czy aby na pewno o miłość a nie poskromienie buntu tu chodzi...

Dlatego własnie tak zaintersowałam się Twoja opowieścią - uderzyły mnie te piękne slogany w pierwszym poscie. Są przepiekne jesli idą w parze w poszanowaniem osoby którą opiewają.
Gdybyś był dla żony dobrym mądrym partnerem, świetnym ojcem a do tego nazywał ją najpiękniejszą - to chyba nalezałoby Cie umieścić w Serves we Fracji obok wzorca metra... ale Ty tylko nazywasz.

Kiedys na spotkaniu Al annon jedna z dziewczyn powiedziała: "Im ładniejsze nazywanie - tym gorsze traktowanie - jak mąż mówił do mnie w dzień królowo to było prawie pewne, ze wieczorem bedę z dziećmi lecieć do rodziców".

Z Twoją definicją wolności też sie nie zgodzę.

NIKT NIE MA PRAWA NARUSZAĆ WOLNOŚCI DRUGIEJ OSOBY POD JAKIMKOLWIEK UZASADNIENIEM - skoro nie zrobił tego Pan Bóg i nie zabrał Adamowi jabłka w Raju choć mógł - to nie masz prawa i Ty Stasiu...

ale sie nie lękaj :mrgreen: - co Ci miałam napisac to napisałam i znikam z Twojego watku i nie bede Cie więcej niepokoić - a ja słowa zawsze dotrzymuję - tak więc zapanuje tu spokój :mrgreen:

Pozdrawiam

Anonymous - 2011-05-28, 12:57

Malto,
tak, masz rację chodzi o bunt. Twój wobec moich słów, mojej Żony wobec mnie, mój wobec jej obecnej postawy.
Cieszę się, że przyjmujesz Jej stronę, chociaż masz rację nie rozumiemy się. Zdobyłem Żonę, gdy była zafascynowana innym, a nie była z innym. Ale może tylko zdobyłem, może nie rozkochałem w sobie w pełni, może nie byłem najdoskonalszym partnerem, narzeczonym, mężem.
Dalej nie rozumiemy się w kwestii wolności, ponieważ myślimy o niej z innych perspektyw.
Gdyby było tak jak piszesz drukowanymi literami, to nie wyprowadził bym się z domu, nie zgodził w sądzie na separację, zamontował bym podsłuch w mieszkaniu, wynajął detektywa.
Bardziej chodzi mi o to, że Kasia myśli teraz, że wszystko jej wolno, że to co robi jest dobre dla wszystkich. A nie jest. Nie chcę mówić o sobie, ale jest jeszcze nasz syn, moi rodzice, rodzice Kasi, jej siostra i mąż. A wszystkie te osoby pragną naszego małżeństwa.
Walczyłem o Żonę, nawet ona sama powiedziała mi, walcz o mnie, nie ze mną.
I tak się dzieje. Czy tego chcemy, czy nie jesteśmy w ośrodku walki duchowej.
Ważne jednak, by czynić to z sercem otwartym, a nie z zamkniętym umysłem.
Wierzę, że zostałem zrozumiany, bo ja rozumiem Ciebie, Malto.
Pozdrawiam.

[ Dodano: 2011-05-28, 13:07 ]
Bywalczyni,
ujęłaś w pełni, to co dzieje się teraz ze mną.
Dlatego zaprzestałem kontrolowania Kasi, oddaję Jej kontrolę nad własnym życiem. Jeżeli pomimo negacji kocha mnie prawdziwie nacieszy się życiem w samotności i wróci do mnie.
O to trzeba się modlić, aby wypełniła się wola Pana, który połączył nas przed ołtarzem.
Chodzę do kościoła, bo dzięki temu czuję większą siłę, ale masz rację, to co ludzkie we mnie wyje z tęsknoty, z bólu.
Ale już nie uciekam w inne światy, wierzę, że Pan Bóg daje mi ten czas na naprawę samego siebie ustami mojej Żony, która tak naprawdę oczekuje we mnie dojrzałego partnera i ojca.
Dziękuę.

[ Dodano: 2011-05-28, 13:16 ]
Daimon,
gdybym wszystko rozumiał, gdybym wszystko wiedział, potrafił należycie ocenić, to czy szukał bym pomocy, tutaj na forum?
Jest, tak jak mówisz. Na dzień dzisiejszy pragniemy zupełnie czegoś innego. Im bardziej będę naciskał, tym więcej stracę.
Dlatego wyciszam się, dystansuję, uspokajam.
Nie cierpię przez to mniej, ale wiem, że przez to cierpienie dojrzewam.
Ja, szczur.

[ Dodano: 2011-05-28, 13:22 ]
Leno,
Moja Żona jest przekorna i z pewnością jest, tak jak piszesz.
Sprawy wiary należy oddać Dobremu Panu, On formuje człowieka i jego postawę.
Włączył mi się czerwony guziczek, mojej Żonie zielony.
Ot, wszystko.

Anonymous - 2011-05-28, 14:57

wiem, ze rozumiesz to co pisze, jestes na etapie, kiedy już wiesz, że kontrola, manipulacja tylko wzmaga konflikt...
odpuszczasz wiele i wiem ile kosztuje człowieka taka postawa
- z jednej strony pozwolenie na otwarcie klatki jak tu często takie zachownia okreslają, danie wolności
- z drugiej strony walka z własnymi lękami a co jesli spodoba jej sie ta wolność i ju znie bedzie pragnęła wrócić do mnie

niestety innej drogi nie ma jak tylko dzis szukanie wsparcia gdy ogarnia nas panika, stawianie siebie do pionu...jak i ciągłe korygowanie swoich myśli, podług tego co mimo uruchamianych lęków powinienem robić by unikac manipulowania by choc na chwile poczuć spokój wewnętrzny i mieć nadzieję, że ukochana osoba w końcu uwierzy iż moje przemiany, nawrócenie są trwałe

Niestety tylko do tego trzeba czasu, i to dla każdej skrzywdzonej osoby innego,
twoja zona musi przejść każda faze w drodze do wybaczenia własnie po to by jak w końcu sama zechciała wrócić był to powrót bez leków, bez patrzenia na przyszłość tylko na odtąd wspólne inne nowe życie...
Przeszliście już ten etap bez przerobienia krzywdy i wybaczenia i wiesz bardzo dobrze, że po miesiącu miodowym, wróciły chwile nieprzerobionego bólu i potem separacja... dlatego i bunt żony i chęc wolności żony, i brak bliskości, wsparcia z jej strony ma dziś sens, dziś każdy z was przerabia swoje by w przyszłości wyjśc z tej lekcji mądrzejszym na przyszłość i każdy po swojemu...

Zona swoim buntem, dziś po trochu odpłaca swoje krzywdy, po troche sprawdza na ile mimo prób potrafisz dzielnie trwać przy obranej drodze, by czuć sie co dzień pewniej i bezpieczniej przy tobie...

Dlatego to takie trudne dla ciebie, bo uruchamia jej zachowanie w tobie lęki, ze może to juz koniec, że wolnośc spodoba się lepiej niż małżeństwo z tobą, ale bez obaw jesli twoją żona jest tak wspaniałą osoba jak ją opisujesz, w stosownym czasie na nowo zapragnie tworzyć rodzinę i bliskość z tobą.. tylko daj jej wolność radzenia sobie samej z tym, jesli zapragnie pomocy poprosi, nie musisz wybiegac z jej udzielaniem, po prostu bądź blisko zawsze bez dawania odczucia iż jesteś nieproszony i natrętny.
A wtedy żona będzie mogła sie skupić na swoich problemach bez walki z tobą, na jej warunkach, w czasie jaki jest jej potrzebny do tego bez odczuwania przymusu z twojej strony...

A to też jest dla ciebie wspaniała i mądra nauka mimo, że cięzki to dla ciebie czas, to jednak uczy pokory, cierpliwości i zrozumienia.

Po takim wspólnym przerobieniu krzywd, wychodzeniu z kryzysu para może tylko na końcu stworzyc coś pięknego bo opartego na szacunku do siebie, zaufaniu i wzajemnej miłości...

Dlatego szukaj wsparcia, osób, narzędzi takich, które będa cie na tej drodze podtrzymywać i umacniać i odsuwac lęki czy podszepty nakłaniające do kontrolowania...znasz juz ten etap i wiesz, ze takie zachowania robią więcej złego niż dobrego

pozdrawiam i życze wiele cierpliwości

Anonymous - 2011-05-28, 15:29

Na takie słowa czekałem, logując się tutaj.
Jesteś kolejną osobą, która apeluje do mnie o cierpliwość, wytrwałość, a jednocześnie rozumie moje lęki, poczucie straty i szczerą chęć naprawienia, tego co po ludzku zaprzepaściłem.
Dzięki Tobie widzę jak ważna przede mną droga, postawa.
Od tygodnia, od czasu naszej bardzo trudnej rozmowy, którą zupełnie niepotrzebnie i lekkomyślnie wymusiłem na Żonie trwam w postanowieniu, zero nachodzenia, zero niepotrzebnych telefonów. Przychodzą momenty trudne, kiedy po pracy przychodzę do mojego prowizorycznego mieszkania i jestem sam. I wtedy jest ciężko.
Powtarzam sobie w myślach, wybaczam Ci Kasiu tą separację, Twój bunt i słowa, co ranią jak noże. Proszę wybacz mi moje błędy i wróć do mnie.
Wiem już, że samo nawrócenie to początek. Bardzo chciałem przyspieszyć nasz powrót wspólną modlitwą, zaprosić Kasię na mszę świętą niedzielną. Ale ona nie chce, odmawia. Dzisiaj nie chce robić nic razem. Chce być Zosią- Samosią.
A jednak czas, kiedy daję jej wolność procentuje, kiedy nie nakręcam niepotrzebnie atmosfery kontrolowania, wypytywania, szperania w jej sercu i myślach.
I wtedy przychodzą myśli pełne pokoju: myślę sobie, przecież potrafię żyć bez niej, wyciągam wnioski z poprzedniej separacji i trwam w wierności, mam pracę którą lubię, czas poświęcony na zabawy z synem wykorzystuję jak najlepiej.
Uczę się, powoli, stopniowo, ale konsekwentnie.
Bo już wiem, że każdy związek ma swoje kolce, że na prawdziwą miłość trzeba ciężko i w znoju pracować.
Ale też cieszę się, że potrafię wybaczać w najtrudniejszym dla mnie etapie życia.
Wiem, że na końcu każdej drogi czeka wytchnienie.
A przecież każdy z nas ma prawo do marzeń:)
Dziękuję serdecznie i pozdrawiam!

Anonymous - 2011-05-28, 18:24

Stasiu napisał/a:
Gdyby było tak jak piszesz drukowanymi literami, to nie wyprowadził bym się z domu, nie zgodził w sądzie na separację, zamontował bym podsłuch w mieszkaniu, wynajął detektywa.

Staszku w zasadzie do wypowiedzi bywalca mało można dodac...

heee -chyba tylko to że bywalec(mami) kiedys identycznie mi to klarowała i warto było słuchac :-D :-D

Ja natomiast od siebie podpowiem ci cos odnośnie tego co napisałeś
-a czemu??
bo kiedys wcześniej podobnie to widziałem jak ty...

czyli moja zgoda w sądzie na separcaje,moja zgoda na wyprowadzkę-to moje gesty w kierunku żony na zasadzie spójrz nawywracałem wiem zgadzam sie z toba,zależy mi na tobie-robie to dal ciebie.
I zgoda bo ja tak to czułem,ja tak to widziałem i byc może identico ty to czułes ,


Ale widzisz
ja widziałem w tym gest -a moja zona widziała w tym konsenkwecje(moje).
I z perspektywy czasu przyznam z reką na sercu że to były KONSENKWENCJE.

Dwoje ludzi to dwa światy jedna sprawa ,a dwa punkty widzenia ,wszak konfrontujesz tu na forum to z maltą.
i brak zrozumienia
Jeden temat a dwojako to widzicie-a odnieś że żona to widzi jeszcze ostrzej niz malta,bo ma w przeciwieństwie do malty na plecach bagaz złych doświadczeń z tobą.

Widzisz najpierw znajdż zrozumienie z osoba obcą-a potem daj czas reakcji zacierania złego w pamięci i szukaj zrozumienia u żony.

Stasiu napisał/a:
Powtarzam sobie w myślach, wybaczam Ci Kasiu tą separację, Twój bunt i słowa, co ranią jak noże. Proszę wybacz mi moje błędy i wróć do mnie.
Wiem już, że samo nawrócenie to początek. Bardzo chciałem przyspieszyć nasz powrót wspólną modlitwą, zaprosić Kasię na mszę świętą niedzielną. Ale ona nie chce, odmawia. Dzisiaj nie chce robić nic razem. Chce być Zosią- Samosią.


Hola hola.....zwolnij te myśli o buntach,wyzwoleniu itd itp.
A spójrz na to inaczej

SEPARACJA-TO MOJE KONSENKWENCJE

OSTRE SŁOWA RANIĄCE MNIE -ODREAGOWYWANIE ŻONY NA TO CO SAMA PRZESZŁA

NIEZALEŻNOŚC CZYLI JAK PISZESZ ZOSIA SAMOSIA-ODPOWIEDZIALNOŚC ZA TO ŻE ILES LAT NIE BARDZO POTRZEBNA BYŁA CI ZONA.


Staszku( sorry )wiesz chcesz zbyt szybko iśc na skróty bez odpowiedzialności za własne czyny i pełnego przejścia konsenkwencji......

i dopisze ci jeszcze cos o czym całkowicie zapomniałeś

gdzie w tym będzie ZADOŚCUCZYNIENIE

Stasiu napisał/a:
Bo już wiem, że każdy związek ma swoje kolce, że na prawdziwą miłość trzeba ciężko i w znoju pracować.


No i to mi sie podoba mega..mega :mrgreen: :mrgreen:
a wiesz czemu????

bo jak juz sobie pokłujesz całe ciało i ostro do krwi :-P :-P

to będziesz szanował cel w imie jakiego zostałes pokłuty
DO KOŃCA ŻYCIA....


ufff tyle ..dla uspokojenia twego rozdartego serca

napisze cos takiego

wiesz Staszku jakich błędów nie potrafia wybaczyc kobiety swemu facetowi??

własnych Staszku......własnych... :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

pozdrawiam

Anonymous - 2011-05-28, 22:32

Zaczynam o moim małżeństwie myśleć w nieco szerszej perspektywie, jako o długim dystansie, maratonie. Teraz mamy czas, gdzie biegniemy osobno, ale w oczach Boga jesteśmy nadal jednością.
Wiesz, ja właśnie przed tym chcę ochronić własną Żonę, przed błędami, ale jak się okazuje mogę się tylko modlić i wierzyć, że jest już na tyle dorosła i odpowiedzialna, że sobie poradzi.
To prawda, zasośćuczynienia zabrakło, pokuty nie było. Są teraz, bo za każde zło wyrządzone drugiemu człowiekowi trzeba nam zapłacić.
A jednak, pamiętajmy o tym, że kobiety też ślubowały i to na całe życie.

Anonymous - 2011-05-28, 23:09

Stasiu napisał/a:
A jednak, pamiętajmy o tym, że kobiety też ślubowały i to na całe życie.

Heee Staszek a ty w przekazach wciąz swoje :mrgreen: :mrgreen: -dobrze żes uparty,i mam nadzieje że tą upartośc wykorzystasz w zaszczytnym celu.....

pewnie że ślubowały--ale jak zapewne wiesz to kobiet sumienie nie nasze.
A wracając do tematu (a gdzieś sie to już przewijało w wypowiedziach) skoro jednej stronie można było sie zapomniec......to czemu druga ma nie skorzystac z przywileju zapomnienia

Staszek sorry ale to nie my rozliczamy całokształt-jeno Bóg.
A w naszych rękach pozostaje wiara,nadzieja i konsenkwencja w postanowieniach.

no dobra kończę.......... bo padam z nóg :-? :-? :-? ledwo z synami skończyłem oglądac mecz

Barcelona dokopała Manchester 3:1

dobranoc i nie katuj sie dalej ustaleniami typu kto ile i za ile

[ Dodano: 2011-05-28, 23:27 ]
wiesz w zasadzie dopisze jeszcze to,bo twój post pobudził mnie do myslenia.
Staszek to oczywiste że mysle o tym że bedziemy jeszcze blisko z żoną.
Jak to sie mówi czekam na jej powrót(taki rzeczywisty) mimo ze żyjemy pod jednym dachem.

Ale ja nie chce powrotu żony z litości bądż takiego z obowiązku bo tak mówi wiara.

Moje serce czeka na żonę jaka sama dokona tego wyboru-jak wróci to kierowana miłościa i uczuciem.

Na obecna chwile wiem że nie stac jej na to -a ja to potrafie uszanować,mimo że chwilami jest trudno

Anonymous - 2011-05-28, 23:56

i etap Zosi Samosi jest potrzebny... kazdemu z was

u osoby skrzywdzonej, zdradzonej, porzuconej w pierwszej kolejności ogromnie spada samoocena, jak do tego dodać jeszcze problemy z dzieciństwa drastycznie widać problemy jak na dłoni,widac od razu brak pewności siebie i braku stawiania granic, które pewnie w dużym stopniu uchroniłyby przed wieloma zbednymi cierpieniami i upokorzeniami.
Jest za to u takiej osoby wycofanie,
Taka osoba trwa w oczekiwaniu na przemianę współmałżonka cierpiąc strasznie i pozwalając na krzywdzenie. Wszystko to sprawia, że zatraca poczucie własnej wartości, szacunku wywołując ogromny ból w niej ale też i gniew, złość i agresję.
W którymś momencie sięga dna, bądź ktoś ją zostawia wywołując ogromny strach przed tym co teraz będzie, jak sobie dam rade sama.
Ale czas płynie, emocjonalnie nie daje rady, fizycznie organizacyjnie zaczyna uczyc sie samodzielnie dawać rade... nabiera siły i pewności siebie, odzyskuje dawną wiarę we własne możliwości
Na zewnątrz wtedy się wydaje taką silną osobą Zosia Samosia, wewnętrznie jednak słaba, emocjonalnie rozbita...
Już niby czuje się silna, bo przecież daje rade i z dziecmi sama wychowywac, i finansowa być zaradna, ale pamięc przezytych krzywd wciąż wraca, i emocjonalnie niszczy.

Jak widzą ją inni... jako silną, przecież nie okaże słabości, to by znaczyło iż nie daje rady, sama przed sobą sie nie przyzna do tego...przed innymi tym bardziej, przed mężem - O nie nie zobaczy więcej mojego braku szacunku do siebie...
Przecież nadal czuje słaba samoocene, przeciez nadal jest wewnętrznie słaba, owszem widzi wzrok podziwu u innych ale sama jeszcze na etapie Zosi Samosi nie pokaże iż jest cięzko, potrzebuje wsparcia, nade wszystko reszte energii jaka ma przełozy na dalsze pokazywanie maski tej odważnej, silnej, zaradnej.

Taką chce sie widzieć, taką chce by inni widzieli, bo taką droga dochodzi do odzyskiwania swojej dumy utraconej, do odzyskania szacunku zszarganego przez pozwalanie na rzeczy, do których dziś już wie że nigdy nie powinna dopuścić.

Gdy na tym etapie osoba krzywdząca chce pomóc, może to wywoływac własnie ogromny sprzeciw, jak i bunt.
Zraniłes mnie, teraz chcesz pouczać, chronic, pomagac, jest przekaz zobacz jak sobie radze bez ciebie.
A to nic innego jak wołanie docen to do czego doszłam mimo, iz z twojego powodu bylam na dnie samozagłady, rozpaczy, bezsilności totalnej niezaradności... uszanuj i pozwól samej odzyskac wiare w siebie, swoje możliwości, nie odbieraj mi teraz tego do czego doszłam dziś po tym jak musiałam sie pozbierac by nauczyć sie samej zyc w swiecie dorosłym, gdzie nie zawsze jest jak w bajce, gdzie ksiąze odchodzi, gdzie nie ma sprawiedliwości i dobro nie zawsze zwycięża zło....

To Zosia Samosia, niby silna, ale jakże moćno jeszcze zraniona, zagubiona, jakże slaba emocjonalnie i rozbita ile pracy nad soba jeszcze przed nia, by odzyskała dawną wiare w siebie.
Gdy pozwala sie Zosi Samosi na jej przerobienie bólu, staje sie inną odtąd osoba, odważna, pewną siebie, uśmiechniętą, zaradna...
Kto nie chce za żony odważnej, pewnej siebie dziewczyny... takiej, która wie co to lęk ale zna swoje możliwości iż da rade, pokona przeciwności, wyjdzie z nich silniejsza, mądrzejsza?

Drogo kosztuje taka kobiete ta jej wolność, to bycie w pewnym momencie Zosia Samosia... okupiona wieloma wyrzeczeniami, trudami dnia codziennego... ale duma z jaką patrzy gdy dokona tego jest zapłata za wszystko.

Czy widząc teraz ile wysiłku trzeba wlozyc by na nowo odzyskać utraconą wiare w siebie, chęc wolności do zycia kiedy byłam tą pewną siebie osobą nadal budzi lęk czy może uznanie i szacunek do takiej osoby...


Owszem sa osoby, które podnosza swoją wartość, samoocene na skróty, zmieniając partnerów, szukając w nich potwierdzenia swojej kobiecości, siły i charakteru... ale zapewniam nawet jeśli taką droge ktoś wybiera, w końcu musi zawrócić, bo fascynacja mija, a wiecznie podtrzymywac sztucznie przy zyciu, przy udawadnianiu komus wartości, których on sam nie czuje sie nie da...

Cóz ci co wybieraja ta droge sami musza do tego dojrzeć, nikt im kiedy sa na tej drodze nie przemówi do rozsądku..iz jedyna osoba jestem ja sama, w oczach których moge zobaczyc zadowolenie z siebie, wszystko inne jest chwilowe...
W ten sposób nikt nie doszedł we wlasnym rozwoju do odzyskania wiary we własna samoocene, ale prawda wielu próbuje, i wiele osób cierpi przez to dłużej... mało kto jednak dał sobie w tym czasie to powiedzieć, przetłumaczyc... jeśli juz to w trakcie terapii.... gdy kolejny raz cierpi nie wiedząc, iż zachowuje sie schematycznie, wybierając osoby, które bąda krzywdzić....

Anonymous - 2011-05-29, 08:44

Bywalczyni,
Twoje mądre, wnikliwe słowa otwierają mi oczy. Modliłem się o to ostatnio do Pana i widzę, że mnie wysłuchał:)
Analizując Twoją wypowiedź widzę Żonę, wiem że dla niej ten okres separacji, samotności jest równie trudny jak dla mnie. Tyle tylko, że Ona miała odwagę na zmianę, odwagę, której mnie zabrakło. Teraz dopiero widzę jak niemęski byłem w naszym małżeństwie, że wszystkie najważniejsze decyzje podejmowała za nas moja Kobieta. A tak być nie powinno, bo pomimo wszystko, to mąż ma być kapitanem okrętu, tego oczekuje kobieta. Każda kobieta. Oczywiście każda na swój własny, indywidualny sposób.
Moja Żona nie należy do kobiet idących na skróty, dla niej wiara jest tak samo ważna jak i dla mnie. Niemniej znam kobiety, które się na taką opcję decydowały i zawsze kończyły tak samo, wypaleniem, zmęczeniem, zniechęceniem.
Bo każdy związek to krzyż, bo każdy człowiek jest grzeszny, ułomny, niedoskonały, popełnia błędy.
Pamiętam jak dzisiaj, jak 2 lata temu Kasia powiedziała mi o separacji, mogłeś się nie wyprowadzać...
Jednak buduję w sobie przekonanie, że ten czas separacji jest nam dany przez Pana. Podczas niej wydarzyło się mimo wszytsko wiele dobrego. Znalazłem stałą pracę, którą lubię, odbudowałem zniszczoną relację z moim Teściem, odkryłem na nowo jak ważną Osobą dla mnie jest Pan Bóg.
Nauczyłem się kochać Żonę bez zazdrości, uczę się nie wypytywać jej co robi, gdzie jest i czuję z tego powodu pokój w sercu. Zrozumiałem, że wolą samotność, cierpliwość i wytrwałość, nieustanną pracę nad sobą niż drogę na skróty.
Dzisiaj zobaczyłem na chwilę Żonę, podarowałem jej ulubioną gazetę, uśmiechnęła się do mnie. Tak będę budował, to co napsułem.
Dziękuję za kolejny mądry list:)

Anonymous - 2011-05-29, 08:46

bywalec napisał/a:
etap Zosi Samosi jest potrzebny

Mami ech sorry bywalec to z przyzwyczajenia :mrgreen: :mrgreen:

Bardzo mnie zaciekawiło to co napisałaś o zosi samosi.
Nurtuje mnie jedno w tym temacie jaka jest wówczas rola męża?
co powinien robic..lub nie robić???

stać z boku?? doceniać??

hmmm pisze te pytania bo fragmentami sam nie wiem czym nie daj Bóg więcej nawalę....a może co winienem robic a staje sie bezczynny.

Zreszta mysle że i Staszkowi tez potrzebne sa te odpowiedzi

Anonymous - 2011-05-29, 08:55

Daimon,
chciałbym Ci powiedzieć, że ci zazdroszczę, bo widzisz Ukochaną Osobę co dnia, chciałbym Ci powiedzieć, chętnie bym się z Tobą zamienił. Ale wtedy bym Cię okłamał.
Ja ten moment, o którym piszesz mam już za sobą. Poznałem, doświadczyłem tego wypalenia, emocjonalnego oddalania się Mojej Kobiety, to się dzieje czasami niezauważalne, z dnia na dzień.
Są chwile, gdy Cię prosi, byś ją przytulił, objął, chce Twojej bliskości i nagle...już nie prosi.
Przestaje prosić o cokolwiek razem, rozmawia z Tobą coraz mniej, wyprowadza się z sypialni, kiedy wraca do domu z pracy wygląda na przemęczoną, przestaje się uśmiechać.
Dlatego potrzebna jest ZMIANA.
Ja już to wiem. Jak powinno to wyglądać w Waszym wypadku?
Na pewno modlitwa, wspólne Eucharystie, najlepiej w Waszej intencji, terapia małżeńska, zmiana otoczenia, w końcu idą wakacje!
Ale ta zmiana musi wyjść od Ciebie, inaczej albo Twoja Kobieta będzie tkwiła w emocjonalnym letargu, a Ty będziesz oszukiwał sam siebie, że jesteś szczęśliwym mężem, albo się rozstaniecie.
Nie gniewaj się proszę, jeżeli moje słowa brzmią arbitralnie, ale zdążyłem się już nauczyć, że relacje damsko-męskie są uniwersalne, mimo indywidualnego charakteru każdej z nich.
Pamiętaj o jednym: jeżeli Ty nie podejmiesz decyzji, życie zrobi to za Ciebie.

Anonymous - 2011-05-29, 08:58

Stasiu napisał/a:
Nauczyłem się kochać Żonę bez zazdrości, uczę się nie wypytywać jej co robi, gdzie jest i czuję z tego powodu pokój w sercu.

Staszku tak też myślałem że w tym coś na rzeczy,zresztą było widac w twych postach jak mocno zaprzeczałes i wypierałeś hasła KONTROLA.

Hmm nie chcę brnąc zbytnio w ten temat,ale wiem jedno ...gdy mocno.. cos wypieramy,czemus zaprzeczamy.
I mimo iz nawet włożylismymy sami ogrom pracy by dany problem z nas usunąć.

Gdy przyłapani nawet na mysli o nim -mocno zaprzeczamy,wypieramy go może to byc oznaką.
że problem jest ,nadal w nas tkwi -jedynie się wyciszył.

popatrz na to dokładniej

[ Dodano: 2011-05-29, 09:06 ]
Stasiu napisał/a:
Nie gniewaj się proszę, jeżeli moje słowa brzmią arbitralnie,

Stachu nie gniewam sie na to co napisaleś,ale powiem tak....

kilka razy wylazłem przed szereg z inicjatywą i przypaliłem sobie łapy w ognisku.

Ostatnie hasło jakie znam
JESTEM JESZCZE NIEGOTOWA....

i nie mam zamiaru przerzucac sie statystaykami kto mniej kto więcej(nie pije tu do ciebie)
Ale w skrócie mój kryzys trwa 6 lat,były juz etapy ciche,separcji domowej,odejścia emocjonalne,diagnozy,zarzuty,separacja poza domem nieformalna(5 miesięcy),powrót i próby budowy,separacja poza domem (2 lata)formalna,moja decyzja i powrót,faza nieudolnych pzrepyachanek.
A od 9 -miesięcy moge nazwać swą postawę pod hasłem
MĄDROŚC I BUDOWANIE

I wybacz ale widze to inaczej niz ty-jak mówią pośpiech jest tylko wskazany przy łapaniu pcheł.
Modlitwa innych za nasz związek alez owszem jak najbardziej mile widziana,ja nie prosze Boga o takie banały typu
napraw nasz związek,
oddaj mi żone,
uzdrów ją,
czy daj jej w serce miłość.
Bo głupio mi pouczac Boga w czymś co sam wie najdokładniej.
Ja prosze o moją mądrośc i wytrwałośc,oraz dalsze madre prowadzenie mnie
,a dla żony?
o Bożą opieke nad nią i jej zdrowiem.
Mnie nie zaprząta mysl czemu żona chodzi do koscioła,czy dlaczego sobie odpuszcza.
Przyznam ostatnio był taki czas(prawda Leno ;-) )
Ale to prędzej strach mój i troska-bo Bóg jest bardzo potrzebny żonie szczególnie w jej problemach zdrowotnych.

Staszku co tu powiedzieć ?
musisz sie nauczyc czekac,cierpliwości i spokoju
oraz pzryjmowania tego co Bóg ci poda na tacy.
A skróty???
są do bani -próbowałem i niewypały

pozdrawiam
i tyle w temacie o mnie

Anonymous - 2011-05-30, 05:47

Żona powiedziała mi, że chce rozwodu.
Anonymous - 2011-05-30, 07:05

Stasiu,

................................
cichutko... wiem, że boli........

W zeszłym tygodniu czytany był fragment ze św. Jana: "Nie ma miłości większej od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich"
I pomyślałam sobie, że jeżeli ten ból, strach, rozpacz to choć w części takie moje małe umieranie (bo wierzę, że po nim narodzę się na nowo - inna, mądrzejsza), to niech tak będzie. Niech to będzie moje - może słabe, kiepskie - umieranie za męża...
Jeśli tak ma być, to niech będzie... Może to moja pierwsza prawdziwa ofiara dla niego?...

Dzisiejsza moja modlitwa dla Ciebie, dla Was...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group