Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Miłość Mojego Życia

Anonymous - 2011-06-28, 09:42

Staszku, czytam Cie i mysle o tym co piszesz o zatrzymywaniu zony

wyrazenie swojego zdania zgodnego z poglądami Twoimi nie jest zatrzymaniem
zona ma swoje zdanie, Ty swoje..
nawet z twoim sprzeciwem dostanie rozwod jak bedzie chciała
nie zatrzymasz jej

ja osobiscie chcialabym by mój mąz zawalczył, stał mocno przy swoim zdaniu
( w dobrej sprawie oczywiscie)
A kluczowe wydaje mi sie osiagniecie wolnosci w swoim sercu, od zony...od uzaleznienia od niej
to sie da wyczuc z zachowaniu w postawie....
z wolnym sercem mozna powiedziec kocham i wierzę w nas, nie bede cie zatrzymywać
ale zgoda na rozwid jest sprzeczna z moja miloscią do Ciebie i wiernościa Panu Bogu

Im wiecej Was czytam tym bardziej jestem utwierdzona..ze jest kuszenie złego
bliskie mi jest to co pisali o tym O Pio i sw Ignacy, są dla mnie autorytetami
co nie zwalnia z odpowiedzialnosci za swoj rozwoj, powtorze sie
to musi isc w parze, duchowosc i praca nad sobą, bardzo jestem o tym przekonana :-)

dla uczciwości, napisze tutaj : Jarek jako moderator musiał usunąć wpiś Norbeta w tym temacie do dzialu technicznego z powodu łamania zasad
mysle ze powinnismy mówic o tym wprost, dla zapewwnienia uczestnikom bezpieczenstwa wypowiedzi i by to było jawne, Norbert otrzymał upomnienie.

proszę Was, by sprawy osobiste załatwiać na priv, tu nie jest miejsce na to, to wątek Stasia

Anonymous - 2011-06-28, 09:44

przepraszam Stachu za te przerywniki w twoim temacie
Anonymous - 2011-06-28, 16:03

W.Z.
gdybym miał kogoś na oku, to nie traciłbym czasu na rozmowy z Tobą.
Odpowiedzialnym trzeba być przede wszystkim za siebie i własne decyzje.
Powiedziałem Żonie, co się stanie, jeżeli zobaczę ją na mieście z innym mężczyzną. Szczerze i uczciwie.
Otrzymałem szczerą odpowiedź: będę sama, albo z Tobą.
Wiem, że wielu osobom tutaj nie mieści się w głowach, że kobieta chce odejść, by żyć samodzielnie.
Ale tak też się dzieje.
Pozdrawiam!

[ Dodano: 2011-06-28, 16:08 ]
Danko,
cenzura?? W moim temacie? Ejjj, to pachnie czasami UCIECZKI Z KINA WOLNOŚĆ.
JAKO AUTOR TEGO TEMATU BARDZO PROSZĘ NIE STOSOWAĆ WIĘCEJ CENZURY WOBEC LUDZI, KTÓRZY TUTAJ PISZĄ.
Każdy, tutaj może pisać co tylko mu się podoba!
Norbercie, nie przyjmuję przeprosin:)

Anonymous - 2011-06-28, 16:11

Bo wiele osób tutaj słyszało mnóstwo już takich historii.
I wie, że do życia samodzielnego - rozwód nie jest potrzebny.

To są tylko niepotrzebne koszty, zabrudzone papiery, łażenie po sądach, pisanie podań, odwołań - masa niepotrzebnych rzeczy, stresów, problemów, które się funduje małżonkowi.

I w imię czego? W imię bycia samemu?

Przecież to się kupy nie trzyma.

Rozwód jest potrzebny, by móc bez przeszkód wejść w oficjalny związek z kimś innym. I tylko po to.

Wszystko inne - rozdzielność majątkowa, alimenty, podział majątku, terminarz spotkań z dziećmi, wyprowadzka, nawet do innego miasta czy kraju - jest możliwa i bez rozwodu.

Anonymous - 2011-06-28, 16:19

Satine napisał/a:

I w imię czego? W imię bycia samemu?

Przecież to się kupy nie trzyma.

Rozwód jest potrzebny, by móc bez przeszkód wejść w oficjalny związek z kimś innym. I tylko po to.


Zgadzam się w 100%

Anonymous - 2011-06-28, 16:26

Sabino,
nie, nie masz racji. To znaczy masz, własną, subiektywną.
Ludzie się rozstają, bo nie potrafią się ze sobą porozumieć, bo przestali się kochać, gorzej, przestali się szanować.
Dziękuję, za to co piszesz. To dla mnie też jest ogromnie ważne.
Ja naprawdę mam tylko jedno marzenie: zestarzeć się u boku Żony, być jak najlepszym ojcem dla naszego syna, chodzić z rodziną co niedzielę do Kościoła.
I wiem, że to jest możliwe. Ale wiem też, że moje NIE w obecnej sytuacji tylko burzy naszą i tak skomplikowaną relację.
A mnie teraz strasznie zależy na tym, aby ta relacja była spokojna, dobra, ugodowa.
Proszę nie myśl stereotypami, każda sytuacja, każdy kryzys jest inny, każdy ma osobne indywidualne podłoże.
Ja mój kryzys oddaję Panu Bogu.
I czuję przy tym spokój.
Pozdrawiam Cię serdecznie.

Anonymous - 2011-06-28, 17:13

Stasiu napisał/a:
Otrzymałem szczerą odpowiedź: będę sama, albo z Tobą


Nie wątpię w szczerość Twojej żony. Moja też tak mówiła i myślę, że wiele osób, które planowały ułożyć sobie życie na nowo być może nawet tak z początku myślało. Oczywiście problem nie tkwi w rozważaniu jakie ona ma plany.
Znacznie ciekawsze jest tu Twoje podejście. To chyba nazywa się relatywizm.
Myślę, że tak naprawdę w swoim zachowaniu niewiele różnisz się od żony.

Anonymous - 2011-06-28, 17:27

Mógłbyś wyjaśnić na czym polega mój relatywizm?
Anonymous - 2011-06-28, 17:55

Stasiu napisał/a:
To znaczy masz, własną, subiektywną.



Jak mogę mieć subiektywną rację, skoro nie jestem emocjonalnie zaangażowana w w Waszą relację? To właśnie Twoja jest subiektywna - ja stoję z boku i łączę fakty. Obiektywnie.

To co przedstawiłam - to fakty.

Rozwód jest potrzebny, by móc bez przeszkód wejść w oficjalny związek z kimś innym. I tylko po to.

Wszystko inne - rozdzielność majątkowa, alimenty, podział majątku, terminarz spotkań z dziećmi, wyprowadzka, nawet do innego miasta czy kraju - jest możliwa i bez rozwodu.


Czy coś z tego fragmentu nie jest suchym faktem, zgodnym ze stanem prawnym?

Powtarzam.

Do życia samodzielnego - rozwód nie jest potrzebny.

Rozwód jest jedynie wtedy potrzebny, by móc bez przeszkód zawrzeć kolejny związek cywilny. Nie teraz, to w przyszłości - czas tutaj nie ma znaczenia. Liczy się właśnie fakt.
Rozwód też daje wielu ludziom moralne przyzwolenie na jawne adorowanie Twojej żony - jest wolna, więc można. Rozumiem, że wiesz, że zgadzając się na rozwód, zgadzasz się i na to.

Dziś żona mówi, że chce być sama.
Jutro pozna "miłość swojego życia", będzie miała rozwód i weźmie ślub cywilny.
I powie Ci: oj, Stasiu, no skąd miałam wiedzieć, co będzie w przyszłości.

Wspomnisz moje słowa. Tylko wtedy będzie już za późno.

Inna sprawa, że żona może bać się kolejnej separacji, bo podczas tej ostatniej zdążyłeś ją zdradzić, a potem nie dawałeś jej spokoju - męcząc ją rozmowami o Was, ciąganiem do kościoła (zachowanie neofity), brakiem spójności w mowie i zachowaniu, brakiem stabilności emocjonalnej.

Stasiu napisał/a:
Ja mój kryzys oddaję Panu Bogu.


Któremu Bogu, przepraszam?

Bóg, którego znam i w którego wierzę, nienawidzi rozwodów i karze za występowanie przeciwko Sakramentom Świętym. Na pewno wiesz, w jakiego Boga wierzysz i co to w ogóle jest wiara w Boga?

Anonymous - 2011-06-28, 18:36

Dobrze Sabino,
przedstawiasz fakty, powtarzasz je. Ja nie chcę z nimi dyskutować. Te fakty, które pokazujesz przemawiają za Tobą. Wystarczy spojrzeć na forum.
Tym lepiej, że nie jesteś zaangażowana emocjonalnie w moje małżeństwo, ponieważ dzięki Twojemu zdrowemu osądowi mogę się jedynie wiele nauczyć.
Zadaj sobie jednak to proste pytanie: czy byłabyś szczęśliwa w związku, w którym nie chciałabyś być? Czy nie zrobiłabyś wszystkiego, by się od takiego związku uwolnić, gdyby zawiodły wszystkie koła ratunkowe?
Sama postrzegasz bardzo krytycznie moje zachowanie, nawet to co nazywasz "zachowaniem neofity". Tego akurat się nie wstydzę, bo historii neofitów i neofitek przeczytałem tutaj bardzo wiele. W jakimś sensie każda osoba, która wierzy w momencie kryzysu bardziej zwraca się ku Bogu. Moim zdaniem to lepiej niż zwrócić się ku alkoholowi, rozpuście, rozpaczy, etc.
A to, że pragnę zawrócić na tą drogę Żonę? Być może to błąd, bo znam ją dobrze i widzę, kiedy jest w stanie łaski, a kiedy nie. Jeżeli nie robię tego na siłę, ale z cierpliwością i wyczuciem uważam, że daję Mojej Żonie świadectwo. Czy z niego skorzysta? Zostawiam to jej.
Masz rację, jesteśmy tylko ludźmi. Ile to już razy słyszałem od Żony: "może Ty kogoś poznasz, może ja kogoś poznam."
Wiesz, do tego nie trzeba rozwodu, by się w kimś zakochać. Wierzę, że w sercu mojej Żony jest ciągle miłość do mnie i że jest sama.
A to, że nie chce być ze mną. Cóż, zasłużyłem na to własnym, grzesznym życiem.
Widzisz, napisałem, że oddaję Bogu kryzys, nie rozwód.
Oddaję Bogu, który kocha, również tych, którzy grzeszą. Jest pełen miłosierdzia. Jest sprawiedliwy.
Wiara w Boga w moim przekonaniu polega na zaufaniu do Tego, którego ani nie widzimy, ani nie słyszymy. Ale, Który jest Miłością.
To proces, droga ku zbawieniu. To odrzucenie Szatana, zła i grzechu.
Tak, zaraz powiesz, rozwód jest grzechem.
A unieważnienia małżeństw? Dokonywane przez Kościół nie są już grzechem?
Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela. Nawet człowiek Kościoła.
Szkoda, Sabino, że jak czytam, jest inaczej.
I tego wyznam szczerze nie pojmuję w ogóle.
Pozdrawiam!

Anonymous - 2011-06-28, 18:55

Stasiu napisał/a:
JAKO AUTOR TEGO TEMATU BARDZO PROSZĘ NIE STOSOWAĆ WIĘCEJ CENZURY WOBEC LUDZI, KTÓRZY TUTAJ PISZĄ.
Każdy, tutaj może pisać co tylko mu się podoba!
Norbercie, nie przyjmuję przeprosin:)


Niestety nie zgadzam się z Tobą.
Forum ustaliło pewne zasady i moderatorzy zobowiązali się ich przestrzegać wraz z użytkownikami, gdy jednak emocje wezmą górę lub dyskusja zbacza z tematu to dla utrzymania porządku czasem trzeba zaingerować. Nie oznacza to jednak cenzury, a tylko zachowanie dobrych manier dyskusji.
Ty sam, aby pisać na forum zaakceptowałeś regulamin, więc czemu Cię teraz dziwi takie zachowanie moderatora?

Anonymous - 2011-06-28, 18:58

Stasiu, nie ma czegoś takiego jak unieważnienie małżeństwa. Jest stwierdzenie po jakimś czasie, że w momencie kiedy wszyscy myśleli że jest ono zawierane - faktycznie tak nie było, nie zaistniało, sakrament nie został zawiązany. Stwierdzenie nieważności małżeństwa. Stwierdzenie faktu nie jest grzechem.
Anonymous - 2011-06-28, 19:19

Stasiu napisał/a:
A unieważnienia małżeństw? Dokonywane przez Kościół nie są już grzechem?


No cóż. Gdzieś dzwon bije, ale nie wiesz, w której dzwonnicy.

Sąd Kościelny nie unieważnia małżeństwa.

Stwierdza, że tego małżeństwa w ogóle nie było, bo nie było ważnie zawarte - z jakichś przyczyn. Z jakichś przyczyn Sakrament był nieważnie zawarty.

To teraz będziesz polemizował z doktryną Kościoła Katolickiego?

Rozwód to zgoda na cudzołóstwo. Tak, daję Ci żono rozwód, więc zezwalam, byś cudzołożyła.

To w Sądzie Cywilnym CZŁOWIEK rozdziela małżeństwo.

Małżeństwo rozdziela kochanek, rozdziela mąż/żona prący do rozwodu, mąż/żona zgadzający się na rozwód, wreszcie sędzia, adwokat pomagający powodowi.

Swojej roli tu nie widzisz i nadal będziesz uświęcał swoje działanie?

Relatywizacja u Ciebie wygląda tak, że grzech cudzołóstwa widzisz słabiej od grzechu na przykład zabijania.

Jest powiedziane: nie zabijaj.
Jest powiedziane: nie cudzołóż.

Ciekawe - Bóg nie zaznaczył, który grzech jest mniej istotny.

Dlaczego relatywizujesz ten grzech i umniejszasz go, bagatelizujesz i usprawiedliwiasz?

Rozumiem, że Bóg ma pomagać wszystkim, nawet tym, którzy ŚWIADOMIE, dla własnej wygody i pozornego spokoju ducha - łamią sakramenty?

Gdyby tak było - niepotrzebna byłaby spowiedź, pokuta, nie byłoby kary za grzechy i Sądu Ostatecznego. Wszak Bóg usprawiedliwi i wybaczy wszystko.

Słyszałeś o grzechu wobec Ducha Świętego? Jest to jedyny grzech, o którym Jezus powiedział, że nie będzie odpuszczony.

To między innymi (cytuję) zuchwała ufność (presumpcja) - rozumiana jako stała i fałszywa pewność w zdobyciu zbawienia z wykluczeniem osobistego zaangażowania w jego osiągnięcie przy jednoczesnym braku bojaźni Bożej (grzech ciężki ze swej natury - ex toto genere suo grave).

Świadomie robisz coś złego, z myślą, że Bóg wybaczy, bo taką ma naturę.

Oczywiście, że nie trzeba rozwodu, by się w kimś zakochać.

Tu Ci to wszyscy powtarzają.

Także to, że żona i tak zapewne rozwód dostanie.

Ale to nie ma znaczenia, bo Ty za SWOJE decyzje będziesz odpowiadał przed Bogiem.
Na razie bluźnisz i ze strachu przed całkowitym opuszczeniem przez żonę, występujesz przeciwko Bogu.

I nie cierpliwością i wyczuciem żonie pokazuj świadectwo swojej wiary - ale ŻYCIEM chrześcijanina i katolika. No rzeczywiście - świetne świadectwo wiary - zgoda na rozwód.

Dużo pięknych słów, Stasiu, a w środku pustka i powierzchnia.

Z Bogiem.

Anonymous - 2011-06-28, 19:24

Nirwano,
dobrze, stwierdzenie nieważności. Nazwaliśmy je.
Powiedz mi teraz, czy zdefiniowanie tego pojęcia pomoże tym wszystkim, którzy wbrew sobie i własnym uczuciom usłyszeli: Twoje małżeństwo było nieważne? Miałeś Żonę/Męża/Dzieci/Teścia/Teściową. Definiuj ich rolę i status w Twoim życiu na nowo.Jak? Jak chcesz.
W takim razie po co Kościołowi te wszystkie zaświadczenia, nauki, szkolenia, pogadanki, skoro później i tak paru "ludzi Kościoła" zbiera się i debatuje nad sensem danego małżeństwa.
Powiedzmy sobie wprost: można to tak rozgrywać czy nie? Czy się na to zgadzamy czy nie?
Ja na przykład nie chciałbym się kiedyś dowiedzieć, że moje świadectwo dojrzałości jest nieważne, bo kiedyś był inny program nauczania.
Przykład nieadekwatny? Niekoniecznie, tutaj przynajmniej mam pewność: zdałem maturę i nikt tego nie zakwestionuje.
A zawsze może być tak, że ktoś zechce zakwestionować moje małżeństwo. I tutaj postawa kościoła napełnia mnie morzem wątpliwości.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group