Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Miłość Mojego Życia

Anonymous - 2011-06-27, 16:29

Witam Wszystkich serdecznie!
Wczoraj usłyszałem w konfesjonale, że większym grzechem będzie trzymać Żonę na siłę i zabraniać rozwodu niż zgodzić się na rozwód, cierpliwie czekając w modlitwie, aż Żona sama wróci.
Oniemiałem.
Zacząłem myśleć.
Rafał napisałeś: Żonę zostaw.
Rafale tak zrobię, kobiety są tak naprawdę bardzo do siebie podobne.
Już się nie boję.
Dziękuję Was bardzo za Waszą obecność:)

Anonymous - 2011-06-27, 18:33

Bywalec????piszesz:
"włącza sie myslenie
- To nie Ja to siły nieczyste, tu potrzebne są egzorcyzmy by wypedzic zlo.....))
a wystarczy tylko samoświadomość by popracować nad sobą nad błędnym myśleniem i przerzucaniem odpowiedzialnosci z człowieka na to co robi, jak myśli i adekwatnie do odczuwanych emocji działa na szatana...
"

Polemizuję z Toba w tym co okreslasz jako "....wystarczy tylko samoświadomość".......

Z własnego doświadczenia,z doświadczeń innych ludzi przeżywających zniewolenie i ubezwłasnowolnienie przez określone nałogi(tak chemiczne jak i zachowaniowe) nie wystarcza samoświadomość.Byłem świadomy destrukcji,inni mi znani też byli w większości świadomi toczącej sie degrenolady fizycznej,psychicznej i duchowej...........ale uzależnienie jest/było silniejsze.Świadomość była/jest wypierana.
Dopiero uznanie swojej bezsilności,upadku,dna pozwala na oparciu sie o Coś/Kogoś kto może pomóc.

Z perspektywy jakiegoś czasu można podejmować próby określania czy konkretny człowiek jest/był uwikłany,wspierany przez "kusego" w dochodzeniu do równi pochyłej.

W ogromnej większości znanych mi ludzi borykających się ze zniewoleniami nałogów twierdząoni że nie byli sobą.Że szli wprost na zatracenie.............jakby świadomie dążyli do samozagłady,do unicestwienia.
Duży odsetek uzależnionych ma za sobą (nieczynni)lub boryka się (czynni) z myślami samobójczymi.I to nie ma większego znaczenia........alkohol....narkotyki....hazard..... seksoholizm......zakupomania...kredytomania......gry internetowe...... internet.
U narkomanów jest to tzw.złoty strzał...... u alkoholików pragnienie zapicia się na śmierć........ a u innych poprostu prochy czy sznur.Aby uwolnić siebie od świata i świat od siebie.

Ogromna większość tych co wyszli z czynnego nałogu prosiłą o pomoc Boga..........czesto jakkolwiek go pojmując i nazywając.

To taka moja refleksja w temaci który jest dyskutowany.
To moja reflekscja.............i nikomu jej nie narzucam.

Pogody Ducha

Anonymous - 2011-06-27, 18:42

zgadzam się, i myślę, że własnie ta samoświadomość może dobijać, a jednocześnie właśnie ona prowadzi do szukania dróg rozwiązania......( nieświadomi żyją dłużej :-) )
Anonymous - 2011-06-27, 18:50

A ja Danusiu uważam i wierze, że złe myśli przedewszystkim pochodzą od nas samych,
pomijając przypadki zniewolenia, dręczenia i opętania demonicznego...


..."Z lektury katechizmu wynika, że zwykłym działaniem złego wobec każdego człowieka jest kuszenie"...
dla mnie to działanie człowieka w większości oparte na zaspokojeniu własnych potrzeb kosztem innych, bez udziału przeważnie "złego".
Człowiek sam siebie kusi, sam sobą manipuluje i usprawiedliwia by móc w miare komfortowo egzystowac


Każdy z nas ma swoje zdanie...moje niezmienne co do mądrości bywalca,ale nieco inne co do powyższego.

Jest Bóg,jest i szatan,wierząc w Boga, musimy wierzyć i w szatana......a zadaniem drugiego jest kuszenie....i....tu jego rola sie kończy(pomijając przypadki opetania)....reszta zalezy od nas.

Ujmując najpościej.....szatan kusi,człowiek wybiera i czyni...i to on jest odpowiedzialny...znaczy człowiek.
Myśli same w sobie nie maja wiekszego znaczenia ...znaczenie ma to co my z nimi zrobimy.

Oczywiście odnoszę sie do myśli "nieświadomych",złych, tych o których mówimy...przychodza niewiadomo skąd i dlaczego...
Inna bajka kiedy sami przywołujemy do głowy okreslone wydarzenia,sytuacje,kiedy rozkoszujemy się w nich, pielegnujemy.....

Jeszcze inna bajka to pozytywne myslenie ,ale nie o tym powyzsza dyskusja.

Anonymous - 2011-06-27, 21:36

Stasiu napisał/a:
Wczoraj usłyszałem w konfesjonale ...


Nikogo na siłę nie trzymasz, ani nikogo nie wyganiasz nie zgadzając się na rozwód.
Zgadzając się na rozwód podejmujesz decyzję, że to już nie "na dobre i na złe". Podpisujesz się pod nekrologiem Waszego małżeństwa.

Tak naprawdę niczego jej nie zabronisz, jeśli będzie uparcie dążyła do rozwodu, ma duże szanse go dostać, ale to będzie jej własna decyzja. Jest dorosłą osobą i ma prawo podejmować decyzje, podobnie jak Ty.

Niestety poziom wykształcenia i nie tylko, naszych księży pozostawia wiele do życzenia. Pozostaje tylko modlić się za nich, bo nie mamy na to wpływu.

Na szczęście Pan Bóg dał nam jeszcze zdrowy rozsądek i sumienie. Warto z tego też skorzystać, bo z myślenia nawet On nas nie zwolni.

Anonymous - 2011-06-27, 22:03

w.z. napisał/a:
Nikogo na siłę nie trzymasz, ani nikogo nie wyganiasz nie zgadzając się na rozwód.
Zgadzając się na rozwód podejmujesz decyzję, że to już nie "na dobre i na złe". Podpisujesz się pod nekrologiem Waszego małżeństwa.

Tak naprawdę niczego jej nie zabronisz, jeśli będzie uparcie dążyła do rozwodu, ma duże szanse go dostać, ale to będzie jej własna decyzja. Jest dorosłą osobą i ma prawo podejmować decyzje, podobnie jak Ty.

Niestety poziom wykształcenia i nie tylko, naszych księży pozostawia wiele do życzenia. Pozostaje tylko modlić się na nich, bo nie mamy na to wpływu.

Na szczęście Pan Bóg dał nam jeszcze zdrowy rozsądek i sumienie. Warto z tego też skorzystać, bo z myślenia nawet On nas nie zwolni.


Fajnie że choc Ty wz dostrzegłes Staszka :-D :-D

Staszku podpisuję się pod tym co napisał wz..a do całości dam
przykład- może błachy..może prosty
ale jakos związany z twoimi odczuciami..........

Twoja mysl o zgodzie na rozwód ma być niejako prezentem dla zony tak???

zatem cos mojego.........

dzis dałem żonie prezent z okazji rocznicy....prezent leży....nie zostaje przyjety...
wiesz ta sytuacja spowodowała mój smutek,żle sie z tym czułem...

wkońcu zapytałem wprost Aga dlaczego nie chcesz prezentu przecież to symbol,pamięc...
i wiesz co usłyszałem???.......

Przeciez jak dajesz prezent komus to ty musisz czuć satysfakcje z tego że kogos obdarowaleś i nie obchodzi cie co ktos z nim zrobi.......

Bo danie prezentu to jest czas twojej radości i dalej juz dla Ciebie nieważne....

Wiesz Stachu to pieruńsko mądre

...zatem zadaje Ci pytanie....
czy twój prezent dla żony cieszy ciebie-????
bedziesz czuł radośc z obdarowania???

nie pisz tego na forum

w ciszy sam sobie odpowiedz............

nałóg napisał/a:
nie wystarcza samoświadomość

Ano wystarcza samoświadomośc....bo na skutek niej powstaje decyzja o pomocy sobie....

na skutek tej samej samoświadomości znając dokładnie swa słabość i możliwości powrotu do czynnego nałogu....

niejako chroniąc sie uzalezniony korzysta z grup wsparcia,programów,terapi ..
kończąc tok myslowy

...samośwoadomość pozwala mi na mądrośc że mam w czyms problem....
i co z tym zrobię..

A pierwsza oznaka leczenia sie i zdrowienia jest nic innego jak....

stanowcze stwierdzenie to ja nawaliłem..to moja wina...to sam siebie do tego doprowadziłem

a zwalanki na małzonków,demonów,szatana......
heeeeeeeeee najłatwiej

to prawie jak na balkonie padły w doniczkach bratki...

moge zwalic na kwaśne deszcze....na świecące słonce i jeszcze bym znalazł

-a prawda jest jedna..........zapominało sie o podlewaniu

Anonymous - 2011-06-27, 22:13

Witaj w.z.
tylko, że wtedy upierając się przy swoim "nie" niszczymy jedynie i tak nadwątloną relację z Ukochaną osobą.
Pozwolę sobie odwrócić sytuację.
Każdy z nas tutaj poznał kiedyś żonę/męża. Nieważne gdzie i jak. Coś się w Was, nas zaczęło. Coś bardzo pięknego, co przywiodło nasz wszystkich przed ołtarze.
Nie przed sądy.
Ta miłość, którą każdy z nas przeżył, która zaowocowała decyzją o byciu na "dobre i na złe" była podejmowana w duchu WOLNOŚCI przez Ciebie, Twoją Żonę, Danusię, Jej Męża, etc.
Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek upierał się przy swoim TAK i w ten sposób ZMUSIŁ drugą osobę do ślubu.
Kocham, dlatego nie wymuszam.
Kocham, dlatego wysłuchuję.
Kocham, dlatego nie zazdroszczę.
Mój problem polega na tym, że miałem 10000 proc czystej miłości Mojej Żony, a odwróciłem się do Niej plecami.
Sam, uczciwie zapracowałem na obecne cierpienie.
Ale odnalazłem w nim miłość i za to dziękuję Dobremu Panu:)

[ Dodano: 2011-06-27, 22:22 ]
Witaj Norbercie,
wiesz Przyjacielu (bo takim stałeś się dla mnie, ostatnio), ja doskonale wiem, co czujesz, gdy Twoje starania o Żonę owocuję u Niej obojętnością, a u Ciebie cierpieniem.
Ja właśnie dlatego wyprowadziłem się z domu.
Postawiłem sobie za cel nr 1: być takim facetem dla Mojej Kobiety, który będzie ją rozweselał, zaspokajał (pod każdym względem, nawet takim o którym nikt tu nie pisze, he, he, wszak cenzorów Ci u nas dostatek), rozumiał, pocieszał. I to Norbercie z WZAJEMNOŚCIĄ.
Jestem jak Freddie Mercury: I WANT IT ALL.
Ale już nie podpiszę się pod I WANT IT NOW.
Przeczytałem ostatnio w liście Aguty:
Pan Bóg w odpowiednim czasie rozwiąże wszystkie Twoje problemy.
Nie był adresowany do mnie.
Tym bardziej adresuję go do Ciebie.
Dobrej nocy.
PS. Mam nadzieję, że nadejdzie kiedyś taki dzień,. że będę mógł z wdzięcznością uścisnąć Ci dłoń. Niekoniecznie wirtualnie:)

[ Dodano: 2011-06-27, 22:31 ]
Ps. Zmarł Maciej Zębaty.
Teraz pewnie w niebie śpiewa z Aniołami: "Tańcz mnie po miłości kres"...
[*]

Anonymous - 2011-06-27, 22:54

Stasiu napisał/a:
Mój problem polega na tym, że miałem 10000 proc czystej miłości Mojej Żony, a odwróciłem się do Niej plecami.
Sam, uczciwie zapracowałem na obecne cierpienie.

Stachu jasne że po cos było to co się stało.....każde doświadczenie..każde cierpienie ma sens...

w tym wszystkim tylko trzeba sie odszukac...czy pomoże Ci że napisze to
też miałem czysta miłośc..ze mialem w żonie najlepsza przyjaciólkę....

zmarnowałem ,doświadczyłem,zmieniałem....Bóg widocznie tego chciał....
by ten dumny facet nie potrzebujący nikogo..ani wiary..ani Boga..ani łachy znikąd..padł na kolana i prosił..............
Padłem Stachu a kark z pochylenia przed Bogiem długo jeszcze sztywniał....

Widzisz tez jestem zdania
nikogo na siłę..bo co warta wyżebrana ..wyproszona miłość..co warty powrót marnotrawnego a byc może kopanego do końca życia...co warte postrzępione zaufanie..co wart strach w oczach przy każdej dziwnej sytuacji........
wiadomo dobro winno iść w parzez dobrem..miłośc winna iśc pod reke z miłością.....

Tylko zapominasz Stachu o jednym..co jak Bóg oczekuje od ciebie że nie wypuścisz i podepczesz tej miłości???
co Stachu jak to jest twoja próba????
co Stachu jak to jest sprawdzenie Cie- czy słowa wypowiadane były prawdziwe???

Znajdz sposób jak dac żonie wolnośc..jak dac jej oddech..dać czas na myslenie......
a zarazem nie ograniczać jej całkowicie........

pozdrawiam i dobrej nocy

Anonymous - 2011-06-27, 23:12

......."Dopiero uznanie swojej bezsilności,upadku,dna pozwala na oparciu sie o Coś/Kogoś kto może pomóc"......
właśnie dlatego pisalam pare postów predzej o wierze, każdemu pomaga co innego, musi jednak mieć motywacje i wiare,
najczesciej to wiara w Boga,
wiara w powrót do rodziny te dwa fundamenty pomaga najmocniej trwac w postanowieniu cięzkiej pracy jaka wkładamy np w wychodzeniu z nałogów, ale tez i innych zaburzeń,

Z perspektywy jakiegoś czasu można podejmować próby określania czy konkretny człowiek jest/był uwikłany,wspierany przez "kusego" w dochodzeniu do równi pochyłej. według powyższego twojego całego i tego urywka nałóg ja mam pytanie
- czy wpadając w alkohol to była wina kusego czy też z winy samego człowieka mającego problemy z samym sobą, z emocjami człowiek uzależnil sie?
i alkohol był tylko uśmierzaczem bólu jaki trwaił dusze, ego, czy jak kto woli nazywać?

Tam nie było szatana, choć było zło, nie musiał kusy nikogo namawiać do takich rozwiązań swoich problemów, to człowiek sam wybrał taka droge rozwiązywania problemów,
- bo tak z pokolenia wszyscy reagowali na stres w domu, każdy pije nic złego w tym
- tak łatwiej usmierzyć ból
- bo wstyd było sięgnąc po pomoc
- bo łatwiej było życ w zgodzie i harmoni o sobie takim jakim sie chciało widzieć niz jakim nas widzieli inni
można pewnie i wiele tu wciąz pisac dlaczego lepiej
bo na pewno o wiele trudniej było przyznac sie do tego nie daje rady, potrzebuje pomocy, musze uznac z pokorą jestem słaby
to wymagało pokory, a jak tu walczyc z dumą i do tego jeszcze skutkami jaki alkohol poczynił w psychice samego człowieka

Dlaczego alkoholik targa sie na życie wina kusego? czy wina i konsekwencje zycia i narastających problemow jakie niesie alkohol, i jego znów destrukcyjnego wpływu na zdrowie psychiczne i fizyczne człowieka...
ale można znów przerzucic, zmanipulowac siebie, tak wina siły wyższej...ona mną owładneła ja sie poddałem.
kiedys jak pili, by było łątwiej o komfort picia to była wina zony, matki, dzieci, pracy...

A że nie byli alkoholicy soba wtedy gdy pili, cóz, trudno sie dziwic im,
dzis maja świadomość bez odurzenia, dużą doza wiedzy jak alkohol wplywa na ludzi
wtedy...
gdy leżeli w błocie, pijani, okradali, sprzedawali sie za możliwość tylko złagodzenia nałogu wypicia kieliszka jej nie mieli, bo i nie mogli mieć, ... tu nie szatan był winny a wypijany poza granicami zdrowego rozsądku dla organizmu alkohol i jego destrukcyjne skutki ...
po co mieszac do tego kusego... złem nie jest wodka a czlowiek, który znalazł narzedzie do łagodzenia emocji jakie w nim narastaja w zwiazku ze stresujacym zyciem...

Dziś zamiast przyznac sie do tego wole winą za jakis etap swojego zycia obarczyc kusego i jego wpływu namnie, iż nie byłem soba?
czy wina moich jakiś zaburzeń emocjonalnych, z dzieciństwa złych doświadczeń i wzorów umiejętnego radzenia sobie z problemami doprowadziła mnie do nałogu bo tylko taki mechanizm znałem walki z własną bezsilnością na problemy jakie miałem w życiu...albo wolalem znać
prościej zapic problem niż go rozwiązac było... zreszta rzesza współuzaleznionych pomagała im w takim mysleniu i postepowaniu, nie kusy a mała świadomość tego jak nie powinnam pomagac alkoholikowi, nałogowcowi, jak powinnam bronic sie przed kims kto robi mi krzywde...
e jak to sie mówi, żeby chcialo sie chciec...czasami przychodzi dzień, że nie ma już innej drogi

Andrzej - 2011-06-27, 23:39
Temat postu: Co by było, gdyby...
Stasiu napisał/a:
Witaj w.z.
tylko, że wtedy upierając się przy swoim "nie" niszczymy jedynie i tak nadwątloną relację z Ukochaną osobą.


To nie ja niszczę relację, (która notabene jest chorą relacją, kiedy jedna ze stron wybiera zło i wymusza zgodę na to zło współmałżonka), kiedy stawiam granice złu. Co by było, gdyby moja żona zażądała ode mnie popełnienie jakiegoś zła-przestępstwa np. zgody na wspólną kradzież, czy wspólne oszustwo, albo jakieś inne zło?

Stasiu, czy Twoim zdaniem dla podtrzymania na siłę tej relacji powinienem zgodzić się na kradzież - na każde zło za cenę złamania własnego sumienia, przysięgi małżeńskiej - znieważenia Pana Boga?

Anonymous - 2011-06-28, 07:23

bywalec napisał/a:
według powyższego twojego całego i tego urywka nałóg ja mam pytanie
- czy wpadając w alkohol to była wina kusego czy też z winy samego człowieka mającego problemy z samym sobą, z emocjami człowiek uzależnil sie?
i alkohol był tylko uśmierzaczem bólu jaki trwaił dusze, ego, czy jak kto woli nazywać?

Bywalec........ nie sądzę żeby któreś z nas miało materialne dowody działania lub nie złego ducha na konkretnego człowieka.
Mozna stawiać tezy i antytezy .............. czy ten pierwszy kieliszek,pierwsza działka,pierwsza zdrada,pierwsza przemoc fizyczna czy emocjonalna była poczyniona z wolną wolą człowieka czy pod wpływem i za przyczynkiem "kusego".Dowodów materialnych brak.
Norbert1 napisał/a:
Ano wystarcza samoświadomość....bo na skutek niej powstaje decyzja o pomocy sobie....


A jak długo do niej dochodziłeś Norbert????

Anonymous - 2011-06-28, 07:43

Stasiu napisał/a:
upierając się przy swoim "nie" niszczymy jedynie i tak nadwątloną relację z Ukochaną


Jest Stasiu taki schemat, który pojawia się podczas wielu kryzysów: jedna ze stron planuje sobie na nowo ułożyć życie. Proponuje drugiej stronie rozstanie się w zgodzie bez kłótni i często tak się dzieje. Kiedy natomiast osoba porzucona nie zgadza się na rozwód wywołuje to wściekłość drogiej strony.

Do czego Ci ta dobra relacja potrzebna? By czasami pójść sobie z "byłą" żoną na kawę, a może nawet i do łóżka??? Po co tak się bawić drugą osobą. Miłość to też odpowiedzialność za współmałżonka.

To człowiek jest relacją. Człowiek jest podmiotem. Nie zgadzamy się na rozwód z szacunku i miłości do swojego współmałżonka. Bo on jest dla nas najważniejszą osobą po Bogu.


ps.
Zgoda na rozwód nie rozwiąże problemów. Zaręczam Ci, że ból nie przejdzie, a nawet będzie większy - kiedy np. spotkasz żoną z innym facetem na mieście.
Chyba, że masz już inne plany i kogoś na oku. Wtedy ta dyskusja staje się bezcelowa.

Anonymous - 2011-06-28, 08:11

Stasiek............ poczytaj Mirakulum.......inne wątki tych co zgodzili się na tzw."kulturalny rozwód".
Stasiu napisał/a:
Postawiłem sobie za cel nr 1: być takim facetem dla Mojej Kobiety, który będzie ją rozweselał, zaspokajał (pod każdym względem, nawet takim o którym nikt tu nie pisze, he, he, wszak cenzorów Ci u nas dostatek), rozumiał, pocieszał.

Stasiu............ powodzenia.To o czym piszesz jest ułudą.
Bądż facetem,ochroniarzem,przywódcą...noś spodnie...szanuj żonę ale i siebie.
Nie bądż wycieraczką.
Kobiety w większości potrzebują stanowczych partnerów........a nie podnóżków.Bo nawet kiedy na początku odpowiada im taki służalczy partner ,to i tak tylko sprawa czasu kiedy poczuje się sfrustrowana i zapragnie mieć przy boku mężczyznę.

Dobson .........i 'Miłość wymaga stanowczości"
od siebie też

Anonymous - 2011-06-28, 09:26

nałóg napisał/a:
A jak długo do niej dochodziłeś Norbert????

A ważny jest czas???

wiesz nałog dziwnie to brzmi akurat w twoich ustach...

ale odpowiem
długo trwało,czy każdego jaki z czyms w sobie walczył..czy chocby mojego znajomego jaki kilka dni temu powiedział mi przez telefon...
kurcze Norbert mam internet,siedze w nim codzień ,a od roku nie ciągnie mnie nic przewrotnego ,nie zjadam wzrokiem kobiet....od roku zyję w celibacie....

To jest nałóg samośwaiadomość do jakiej dochodzi sie ciężką praca ..
..a u mnie poprzedzane było to wieloma terapiami uczącymi mnie nowego sposobu reagowania,nowego sposobu życia z emocjami,zastepująca błedy wyniesione z domu rodzinnego-a wgrane we mnie jak program,nowego postrzegania ludzi,zrozumienia ich i ich potrzeb...

W tym wszystkim był i czas na program 12 k....także czas na Boga........

wiesz nałog czemu pojawił sie początkowo Bóg na mej drodze???

czemu go wybrałem???

By niby walczyć z jakimiś demonami we mnie???...infekcją szatana???....

BZDURA totalna
....bo ewentualnie złem jakie infekowało ..mogłem byc sam...

własnymi wypaczeniami niszczyłem to co tyle lat budowałem...

Ja i Bóg???

hmmm zanim przyszła ta prawdziwa wiara...zanim przyszło to prawdziwe uczucie i zrozumienie czemu jest na mej drodze....

Był na początku batem dla mnie-tak batem ..czy rozumiesz to???

to był nałóg strach że i jak strace Jego to strace wszystko...
a kiedy przyszła samoświadomość ...
to poszedłem do kościoła i stając przed Nim....powiedziałem

tyle razy nawaliłem obiecując,tylko Tobie jeszcze nic nie obiecywałem ..zatem obiecuje -daj mi szanasę..

i trwam wciąż w tym co obiecałem......

Ale to jest moje


wpierasz mi nieraz że bez grup...spotkan popłynę
..hmmmm???

nie nalóg właśnie bez tego przebywania wciąż i wciąż w tym samym -w tych problkemach

ŻYJĘ.


i chocby dlatego ze żyję
nieraz też przychodzi chwila tak jak teraz w poście Staszka

-wiesz taki ludzki czynnik...zrozumienie...przezycie jego smutku...

tego drugiega faceta ..jaki walczy z przeciwnoscia losu..chocby tak podobnego jak u mnie...

jak moge daje cos z siebie...

Ja nałóg nie ganiam za zaszczytami..statystyką...za słowem uznania......

nie buduję swego Ego (oj juz nie) jak kiedys wcześniej ,zreszta tak mocno pokręconego
pisze z serca..nie mam szablonów do jakich wkładam...kolejnych..kolejnych.i kolejnych

pozdrawiam


Dokonałem korekty wszystkich fragmentów jakie mogły byc skierowane personalnie...został tylko czysty opis MNIE


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group