Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - zadawałam ból a teraz ja cierpie

Anonymous - 2011-04-28, 10:01

wiesz marcia - Twój post mógłby byc zatytułowany: JAK ROZPRZESTRZENIAŁO SIĘ ZŁO... chyba nawet ospa nie roznosi sie tak szybko jak usprawiedliwienie wszechogarniajacej zdrady...

nałóg to dobrze ujął...trafnie...

uprawianie sexu w przeróznych konfiguracjach towarzyskich przypomina wierszyk o rzepce: "babcia za dziadka, dziadek za rzepke - oj przydałby się ktos na przyczepkę..." a wszystko usprawiedliwiane wygodnym płaszczykiem kłopotów małzeńskich, niezrozumień itp...

piszesz o którejs tam parze ( pogubiłam się o której) - w ich małzeństwie też jest nieciekawie... i to już?... nieciekawość też jest usprawiwieniem?

znasz ten pseudo- zarcik?
w delegacji to nie grzech, z brzydką to nie grzech, z zamkniętymi oczami to nie grzech, po pijaku to nie grzech, z kolega to nie grzech, bez butów to nie grzech, bez całowania to nie grzech... i parę innych nie nadających sie do pisania na publicznym forum... rozumiem, ze można tam dopisać "w nieciekawym małzeństwie to też nie grzech"...
Jestem mega zdegustowana jak łatwo usprawiedliwia sie ZŁO...
Gdzie jest granica?
Ile to osób jest w tym łancuszku? ciekawe ile dzieci?...

czytałam niedawno w Zwierciadle artykuł o naszym młodym pokoleniu i ich podejściu do uczuć ( sami sie tego nie nauczyli - czyli pewnie od nas...)

Chłopiec wyjechał na wycieczkę a jego chomik zachorował. mama biegała ze zwierzątkiem do weterynarza, kupowała leki, woziła na zastrzyki - było cięzko ale chomik przezył... po powrocie opowiada Synowi co sie wydarzyło - streszcza wszystkie zabiegi - po czym mówi - wydałam 300 zł ale na szczęście go uratowaliśmy...
Na co chłopiec: 300 zł? !!!! mamo - przeciez nowy chomik kosztuje 40 zł... po co tyle wydałaś?????

i to by właściwie było na tyle...

Anonymous - 2011-04-28, 10:14

lena napisał/a:
Znajac życie....zwykle najpierw musimy dostać w tyłek,musi zaboleć i czasem musimy cos stracić...żeby się spamietać,zacząć właściwie działać i zmieniać.

Pewnie że tak jest ,bo sami do tego prowadzimy-by dostac tego kopa od zycia.
Zastanawia mnie natomiast jedno po co?-to robimy.

Czy mąż marci-musiał odpowiadać klinem za klin?.
czy marcia musiała zdradzić?

czy chocby moja zona musi taka byc jaka jest?
czy ja musiałem zaniedbywać?

pewnie NIE.

zgodze się z marcia w jednym- dorośli ludzie.
Zakładając jak chca
siadaja i rozmawiają o przeszłości ,o terazniejszości ,o przyszłości-odstawiają na bok swe ochy i achyi fochy,oceniaja co mają ,biora całokształt swych losów,wybieraja piorytety i działają.

Warunek!!!-musi byc przejaw i chęci tworzenia czegoś razem.
inaczej to nadal pic,dziecinada i troska o własną tylną częśc ciała i tłumaczenie swej niechęci.
Lecz przychodzi czas kiedy naszych usprawiedliwień nie słucha juz nikt,nawet sam Bóg.
co wtedy? jak wyjasnimy własna niemoc i niechęć?

cóż taka mnie naszła refleksja.
marcia nawywracałas to fakt-ale chcesz to zmienic, naprawic-a w tym jest juz dzieło Pana.
Pros go dalej marciu o wsparcie,przebaczenie,zrozumienie

[ Dodano: 2011-04-28, 10:41 ]
malta napisał/a:
czyli pewnie od nas

a niby od kogo?
KALKULACJA W ŻYCIU I WŁASNE ZACHCIANKI-taka to nauka.

dzis czytam w necie mąż zabił i podpalił zonę,bo nie zapłaciła za dodatkowe kanały kablówki i nie mógł oglądać piłki noznej.

rodzina,wartości,miłośc,partnerstwo-wszystko na dalekie plany -bo wazne co ja czuję,czego potrzebuję,czego mi brak,dlaczego jestem nieszczęśliwy/wa.
nastawienie na brac,a zanik dać
A to wszak ja mam dawac jako pierwszy,ja mam kochac jako pierwszy i nie zawsze. DAĆ jest równaniem BRAĆ

Anonymous - 2011-04-28, 11:32

Marcia, przerwij ten koszmar. Po pierwsze spowiedź generalna i odbudowanie relacji z Bogiem, odkrycie wartości sakramentu małżeństwa, prawdziwej miłości, najlepiej rozmowy o tym z kierownikiem duchowym ( warto takiego znaleźć) i naprostowanie Twojej ścieżki. Nawet po rozmowach z mężem o rozwodzie, a nawet po samym rozwodzie jesteś żoną Twojego męża i tylko Ty masz prawo z nim "sypiać" i nikt inny. Uważam, że mąż powinien dostać od Ciebie jasny komunikat w rodzaju : owszem zgrzeszyłam, ale Bog mi przebaczył, staram się nawrócić i naprawić to co zrobiłam, nie zgadzam się na rozwód i będę walczyć o nasze małżeństwo i czekać, aż Ty się opamiętasz dla dobra wszystkich osób w to zamieszanych (szczególnie DZIECI!). Jasny komunikat powinna dostać też ta kobieta, żadne krycie męża! Jesli już z nią rozmawiasz to też uświadom jej co robi twojej i swojej rodzinie i powiedz, że nie zrezygnujesz z męża, a sakrament małżeństwa trwa do śmierci, a nie tylko dotąd dopóki będzie ciekawie i bezproblemowo. Odkryj w sobie godność Dziecka Bożego i wyjdź z tego bagna, a może uda Ci się wyciągnąć męża i uratować dzieci, chociaż one pewnie poniosą już konsekwencje w swoim życiu niedojrzałości swoich rodziców.
Przepraszam, że wkroczyłam tu z radami i pouczeniami, ale nie mogłam się opanować.

Anonymous - 2011-04-28, 14:16

tak Norbert - tylko zauważ, ze opisany przez Ciebie przypadek to nadal jest extremum - cos co czytający nazwą patologią i zrobią wielkie WOW - maż podpalił zone - WOW...

a to, ze małzonkowie pod byle pretekstem robia sobie urlopy od przysięgi to juz nie jest extremum tylko "nowe standarty" i "rodziny patchworkowe"... coraz bardziej oswojone, coraz bardziej propagowane, akceptowane...

Mąż odsuwa sie od zony - to zona przysuwa sie do sąsiada - żona sąsiada jest zła i przysuwa się do kolegi z pracy prawem odwetu - potem mąż znów do zony i jakoś sie kręci...
Oczywiście ze zawsze tak było - tyle, ze dawniej takie akcje sie piętnowało - zdradzacz wiele tracił w otoczeniu i w ostatecznym rozrachunku szybko się nawracał bo zwyczajnie mu się nie kalulowało chodzić z łatka świni...

teraz łatwiej sie wybacza bo:

- ma stres w pracy
- zona sie zaniedbała
- nie wyszumiał sie w młodosci
- ma depresję
- ma kryzys wieku srdniego
- czuje sie niedoceniamy
- zyje pod presją
- wszyscy tak robia
- spotkał miłość swojego zycia
- zrozumiał, ze jest stworzony do czegoś innego
- nie czuje sie w pełni męzczyzną
- sex jest bez fajerwerków
- coś się w nim wypaliło
- sytuacja go przerosła itp...

...jest z czego wybierać - no nie?...

tyle, ze nazywając rzeczy po imieniu - jak w ekonomii - jest podaż jest popyt... proste.
Nikt nie weźmie - jak ktos inny nie da...

oczywiście mozna dorabiać ideologie i pisać epopeje na temat powodów zdrady - tyle, ze zbyt wiele tu osób na forum cierpi bo ktoś inny wybrał sobie z powyzszej listy wytłumaczenie i jest usprawiedliwiony... a potem przychodzi opamiętanie i jest wielkie "zdziwko"...

Anonymous - 2011-04-28, 14:54

malta napisał/a:
tyle, ze nazywając rzeczy po imieniu - jak w ekonomii - jest podaż jest popyt... proste.
Nikt nie weźmie - jak ktos inny nie da...


no taa.

Teraz rozumiem mego kolegę z lat młodości. :mrgreen: :mrgreen:
ja mówiłem wiesz stary ubustwiam szybkie samochody i piekne dziewczyny.

a on mawiał
heee a ja odwrotnie.
malta napisał/a:
a potem przychodzi opamiętanie i jest wielkie "zdziwko"...


malta :ale ważne że przychodzi to opamietanie-i to chocby warto własnie dojrzeć.
sorrki nie usprawiedliwiam marci
ale nijak nie potrafie zrozumiec jej chłopa.
-modlił się
-zabiegał o nich
-wszedł na forum o wsparcie i pomoc
-może wypraszał Boga o otwarcie oczu(zonie)

a gdy przyszło to wyproszone,wymodlone-wypina się.

czy ktos mi to wyjasni czemu?
zreszta tego nie potrafie zrozumiec i w moim związku.

Anonymous - 2011-04-28, 15:13

wiesz co? nie chce generalizowac ani upraszczać - nie ma dwóch identycznych ludzi - ale czesto jest tak ze w momencie zagrożenia - kiedy cel wydaje sie byc poza zasięgiem - spinasz sie i dostajesz nadludzkich sił aby go osiągnąć...

Powoli - nie wiadomo kiedy - zaczyna sie tracić z oczu człowieka o którego walczysz a górę bierze sam cel - sama walka... programujesz sie na to aby zwycięzyć i za wszelka cene zatknąć swoją falgę na szczycie... tylko po drodze gubisz resztę - gubisz przyjemność chodzenia po górach - ta flaga jest najwazniejsza... tylko o to zaczyna chodzić...
Czest tak jest ze porzucona kobieta zostawia wszystko - dbałość o siebie, o dzieci, o dom, o relaks, o rozwój i spina sie tylko na walkę o cel... mało w sumie chodzi o zrozumienie powodów jego odejścia, mało o naprawę siebie , o refleksję - chodzi tylko o to aby wrócił - nieważne na jakich zasadach i z jakim bagażem - ma wrócic i wyłącznie o to chodzi... zreszta to samo dotyczy facetów - w takich osobach więcej jest czasem nienawiści niz miłosci... ale to i tak motywuje do starań...

...no i potem Pan Bóg daje łaskę - cos zaczyna się powoli przejaśniać... i wtedy mozna poluzować, mozna zwolnić tempo, odsapnąć, zmyć barwy wojenne... i zastanowić sie co czuję to tym maratonie... i czesto sie okazuje, ze nic... albo ze nienawiść albo obojetność albo wściekłość, rozczarowanie, złość... okazuje sie, ze chodziło nie o człowieka ale o udowodnienie sobie i swiatu ze wróci, ze potrafię, ze jak sie zepnę to go sprowadzę... wtedy czasem pojawia sie chęc odwetu...
coś w stylu - nawalczyłam sie o Ciebie - teraz patrz jak ja to czułam/czułem - i co miło Ci? widzisz co mi zrobiłaś/zrobiłeś?... no to teraz ja Cie przeczołgam...

dlatego od początku mojej tu obecności powtarzam ze nie o sciągnięcie niewiernego do domu "na stan" chodzi ale o to aby kryzys przekuć w sukces i aby nawet z tego koszmarnego przezycia umiec wyłuskac cos pozytywnego...wygrać kryzys a nie być górą...

Anonymous - 2011-04-28, 15:20

bruno napisał/a:
czy ktos mi to wyjasni czemu?

Chyba zmęczenie materiału i to,że osoba która wraca nie jest tą z wyobrażeń.
Wraca poraniony człowiek, któremu potrzeba leczenia i wsparcia, a ten który czekał często myśli, że wracający z równą siłą i determinacją będzie zabiegał o odbudowanie zaufania, z jaką niszcył i kaleczył, gdy odchodził.
Żadko czekający jest na tyle dojrzały, by wykrzesać z siebie jeszcze chęć bycia lekarzem dla powracającego współmałżonka. Do tego dochodzi też postawa wracającego,bywa różna. Od pozytywnej i zabarwionej refleksją o rzeczywistym stopniu swojej winy do takiej, której zupełnie brak refleksji. Zdarza się, że chce wrócić w stare kapcie i do tego jeszcze stawia warunki. Czekającemu wtedy puszczają nerwy i opadają ręce, w desperacji rzuca się w nowe kłopoty, pozornie zaradzające jego potrzebom.
Aby odpowiedzieć uczciwie na to pytanie, sami zainteresowani muszą stanąć w prawdzie, ale czy się nią z nami podzielą :?:

Anonymous - 2011-04-28, 16:58

mnie zastanawia jedno: Marcia, dlaczego sypiasz z mężem? myślisz że go przekupisz? on ma teraz komfortową sytuację: sypia z dwoma kobietami! nie na raz, za dobrze by było, ale ma darmowy seks z dwoma kobietami. dla wielu facetów to szczyt marzeń, jak jedna ma okres to idzie do drugiej. po co ma z tego rezygnować?


przepraszam że tak brutalnie i bezpośrednio.

Anonymous - 2011-04-29, 00:40

Zgadzam się z tym co napisała Malta i Michał. Całkiem podobnie na to patrzę.

Zwłaszcza z Maltą. Też się czasem zastanawiam, czy to nie jest taka walka dla samej walki, osiągnąć cel: skruszoną żonę, ale co potem z tym zrobić to już nie wiadomo.

Dlatego myślę sobie czasem że może lepiej jak żona nie wróci, przynajmniej nie będę miał problemu co z tym fantem zrobić.

Dobrej nocy!

Anonymous - 2011-05-04, 22:09

A mnie to przypomina taką bajkę... żuraw i czapla... "chodzą wciąż tą samą drogą, ale spotkac sie nie mogą"... eeech! życie...
Anonymous - 2011-05-09, 13:27

Droga Autorko!
Każdy z nas tutaj ma swoją drogę, swoje doświadczenia. Jest po jednej albo po drugiej stronie zdrady. Są tacy, co byli i tu i tu. Dziwne to wszystko.

Chciałabym CIę podnieść na duchu.
Ja tez zostałam zdradzona przez męża, i - o paradoksie - choć mogłabyś (teoretycznie) być w sumie przecież jego kochanką, właściwie w tej chwili jesteśmy w podobnej sytuacji. Rozumiem, ze poczucie winy za zdradę pierwotną komplikuje rzeczywistość i uczucia, ale - jeśłi chcesz uratować małżeństwo - możesz zrobić tylko jedno: położyć kres tym oszustwom i podjąć walkę o wybaczenie mu. To trochę jak sylogizm, ale w skrócie idzie o to: wybacz mu tak, jak chciałabyś, aby Tobie wybaczono.
Albo jeszcze inaczej - wybacz mu i naucz go wybaczenia.

To jest męczarnia, droga krzyżowa, Getsemani. Naprawdę, pełne pułapek, że już, że tym razem wspaniale i na nowo, że na zawsze albo że już nigdy. Poczytaj posty, setki świadectw jak ludzie sie zmagają. Ale jedno jest wspólne - trzeba zacząc od siebie, od tej wsobnej, dojrzałej decyzji, ze Ja Chcę. Nie w trybie warunkowym, ze gdybyś cos tam (pułapka!) albo że może jutro (kolejna pułapka). Już, teraz, od razu. W sobie samej musisz odwrócić się od każdej, najmniejszej nawet, najbardziej zawoalowanej pokusy odwetu.
I najtrudniejsze - założyć, że ON NIE WRÓCI. I zaakceptować to jako możliwość, a jednak podjąć ryzyko. To jest po ludzku niemożliwe, jak wskazuje moje własne doświadczenie, a to samo wyczytałam tu na forum. Bo to jest jak chodzenie po wodzie, wbrew fizyce. No ale Pan Bóg stworzył różne dziwadła i ma w nich upodobanie nawet, i - wyobraź sobie - mawia czasem: chodź, odwagi! I człowiek idzie po wodzie, po głowach demonów. Są tu ludzie, którzy nie odzyskali małżonków, a jednak nie są pokonani!

Jest jeszcze inne ryzyko, o którym trzeba pamiętać - ze sie po ludzku uda, że będziecie razem, ale w duszy będziesz mieć pustynię. Nie kocham go, nie chce już, niech sobie idzie - to też przechodzę, wyczytuję, zę inni na forum mają też to doświadczenie "nocy ciemnej". Rada? Trzeba przejść, na siłę!

Z tego, jak mówisz o mężu, o Waszym współżyciu, które jest najwspanialszym darem, o spotkaniach z kochanką... wnioskuję, ze cały ten proces rozumienia i wybaczania, jemu i sobie masz przed sobą. Moze się mylę. Ale chciałam Ci powiedzieć, że warto. Że trzeba podjąć ten wysiłek. Ale przygotuj się, że możesz z tego wyjść ze złamanym biodrem, jak Jakub w ST. kiedy siłował sie z Bogiem. Nikt nie obieca, ze nie będzie bolało. No będzie!
Wychodzenie ze złudzeń zawsze boli.

Nawet nie wiesz, jak bardzo warto. Jeśli Pan Bóg pobłogosławił kiedyś Wasze małżeństwo, zmuś Go, żeby zrobił to jeszcze raz! Ja Go zmuszam co chwila, naprawdę, co kawałek wyciaga nas z krzaków.

PS. nie jestem psychologiem, ale to, co robi Twój mąż to zwykła reakcja zranienia - on tą drugą komunikuje Ci, zobacz, to są moje rany, ja tak cierpiałem, poczuj, posmakuj. ZAJMIJ SIĘ MNĄ! Dziecinne w sumie. Któreś w was musi być dojrzalsze - niestety, trudność polega na tym, że ta dojrzałość to cierpliwe znoszenie współmałżonka i jego gorszych momentów. Mój mąż mi na początku powiedział: wiem, jestem świnią, zniose wszystko, nawet jak będziesz dla mnie okropna. Więc staram się być dobra. I tak idziemy oboje się podpierając, jedno na wpół ślepe, jedno kulawe.

Acha, jeśli jesteś wierząca, to proś o modlitwę wszystkich wkoło! Działa!

Głowa do góry, dacie radę!! Wiem, zę wątpisz i mi nie wierzysz. Najgorsza choroba duszy to nie chcieć chcenia. Jeśli nie wpadniesz w tę pułapkę, to dacie radę!

Mistrz Eckhart mówił, że Bóg jest Bogiem chwili obecnej, nie oglada sie na dawne grzechy. Poczytaj Mistrza Eckharta.
Niech Was pilnują Anioły!
S.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group