Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Sakrament małżeństwa - Seksualna rewolucja Jana Pawła II

Anonymous - 2011-04-12, 11:53
Temat postu: Seksualna rewolucja Jana Pawła II
Seksualna rewolucja Jana Pawła II
z o. Jarosławem Kupczakiem OP,
dyrektorem Ośrodka Badań nad Myślą Jana Pawła II na UPJPII w Krakowie,
rozmawia Urszula Jagiełło


Ojcze, Jan Paweł II stworzył rewolucyjną teologię ciała, a Ojciec jest jedną z pierwszych osób, które zaczęły się zajmować tym tematem w Polsce. Dlaczego akurat teologia ciała?
Warszawie, na Służewie, i tam ktoś podarował mi świeżo wydane katechezy środowe Jana Pawła II o teologii ciała zatytułowane „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich". Dokładnie pamiętam te wiosenne słoneczne dni, kiedy zacząłem czytać tę książkę. Już wtedy, podczas lektury, miałem wrażenie, że to jest jedna z najlepszych książek teologicznych, jakie kiedykolwiek czytałem w życiu. Byłem nią tak zafascynowany, że postanowiłem na jej podstawie wygłosić konferencje dla studentów SGGW. Zorganizowaliśmy wtedy w akademikach uczelni na Ursynowie cztery spotkania - wykłady połączone z dyskusjami. Zainteresowanie studentów było duże, a ja do dziś trzymam notatki z tych wykładów.


Później wyjechałem do Stanów Zjednoczonych i tam poproszono mnie, żebym przybliżył tamtejszemu środowisku akademickiemu polskie pisma Karola Wojtyły, jeszcze wówczas nieprzetłumaczone na język angielski („Miłość i odpowiedzialność", „Osoba i czyn"). Zająłem się więc objaśnianiem antropologii chrześcijańskiej w ujęciu Karola Wojtyły i to dało mi możliwość studiowania teologii ciała.

Jak ta teologia została przyjęta w Stanach Zjednoczonych?
Była niemal objawieniem dla Kościoła amerykańskiego, bardzo zniszczonego przez rewolucję seksualną lat 60. Zarówno księża, jak i świeccy odkrywali, że teologia ciała to nowe i skuteczne narzędzie potrzebne do tego, aby rozpocząć rozmowę z tymi, którzy odrzucili całkowicie nauczanie Kościoła. Mogli wreszcie dotrzeć do społeczeństwa, które pogubione w dziedzinie moralności doświadczyło całkowitego rozbicia małżeństwa i rodziny oraz kryzysu powołań. Teologia ciała wyraźnie wskazywała, że nie jest tak, iż tylko dusza człowieka jest dobra, a ciało jest złe i prowadzi do grzechu. Nasze ciało i seksualność także zostały stworzone jako „bardzo dobre" (por. Rdz 1). Mówi się, że Jan Paweł II „egzorcyzmował" w ten sposób Kościół z ducha manicheizmu.

Jan Paweł II mówił, że nasza seksualność nie jest zła. Czy pożądanie też jest dobre?
Określenie „pożądanie seksualne" ma dwa podstawowe znaczenia. W pierwszym, neutralnym, pożądanie seksualne jest tym, co odczuwają do siebie mężczyzna i kobieta. W drugim pożądanie rozumiane jest jako użycie innej osoby dla własnej przyjemności. Między tymi dwoma znaczeniami pożądania seksualnego jest przepaść. W chrześcijańskim małżeństwie pożądanie seksualne jest czymś całkowicie naturalnym. Pod warunkiem jednak, że mąż, który pożąda swojej żony, wie, że jest ona osobą, i że kocha ją nie tylko ze względu na jej atrakcyjność, ale także ze względu na jej uczucia, jej sposób myślenia, reagowania, wszystko, co składa się na jej wewnętrzną tajemnicę, na to, kim ona jest.

Pożądanie seksualne jako użycie drugiej osoby dla własnej przyjemności sprawia, że traktujemy przyjemność seksualną jako jedną z wielu, i to niespecjalnie wyjątkową. Organizujemy więc sobie życie tak, aby mieć jej jak najwięcej. Takie rozumienie pożądania może prowadzić do oszukiwania drugiego człowieka. Mężczyzna mówi: „Kocham cię", gdy tak naprawdę chciałby powiedzieć: „Pożądam cię".

Sama przyjemność nie jest oczywiście niczym złym. Jeśli jednak zależy mi wyłącznie na przyjemności, którą może mi dać druga osoba, to traktuję ją jak rzecz. Kiedy pożądanie wypiera miłość, staje się zabójcze.

Nikt z nas nie chce świadomie wykorzystywać drugiej osoby, ale wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu egoistami i ujawnia się to w codziennych relacjach. Czy Papież mówił, jak osiągnąć ideał miłości?
Jan Paweł II był realistą, dlatego wiedział, że nie jesteśmy zdolni w ten sposób kochać i mówił o wychowywaniu samego siebie do prawdziwej miłości. Z jednej strony musimy się uczyć tego, że w miłości mamy do czynienia z osobą, a nie z rzeczą. Powoli możemy poznawać, czym jest prawdziwa więź między ludźmi, jaka jest natura pożądania seksualnego i jak należy je traktować. Z drugiej strony nie jesteśmy zdani wyłącznie na swoje wysiłki zrozumienia i porządkowania naszych relacji, które często kończą się klęską. Bycie z drugim człowiekiem jest możliwe dzięki wierze. Wierzymy, że w momencie, kiedy sami nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej, by móc kochać, siłę może dać nam Bóg. Miłość, o której mówił Jan Paweł II, ma charakter „kontrkulturowy", czyli opozycyjny w stosunku do kultury masowej, która promuje pożądanie w tym negatywnym rozumieniu. Taka miłość jest niebywale trudna, ale Papież podkreślał, że tak naprawdę całe chrześcijaństwo jest trudne. W walce o miłość przekraczającą biologiczne mechanizmy, którym podlegamy, tak jak i w walce o to, by być chrześcijaninem, ma nam pomagać łaska płynąca z sakramentów. Nawet jeśli cały świat mówi, że niemożliwa jest miłość, która całkowicie rezygnuje z siebie, która nie manipuluje drugim człowiekiem, która może trwać całe życie, to my wiemy, że taka miłość istnieje, bo jest przecież Chrystus. On jest gwarancją, że będziemy kochać, przekraczając naszą naturę. Jeśli brak nam sił, żeby w to wierzyć, warto popatrzeć na te rodziny, które żyją w chrześcijańskiej „kontrkulturze" i są szczęśliwe.

Dawniej granice zachowań wyznaczał wstyd, dziś traktujemy go jako coś, co powinniśmy przekraczać.
To prawda. Dzisiaj świat odrzuca wstyd. Można powiedzieć, że żyjemy w kulturze bezwstydu. Ta kultura przeczy jednak sama sobie. Dlaczego? Uznaje wstyd za hipokryzję, przekonuje, że nie powinniśmy się kryć z tym, co naturalne, a nie dostrzega hipokryzji w twierdzeniu, że człowiek pozbawiony wstydu jest szczęśliwy. Przykładem kultury bez-wstydu jest plaża nudystów, ale też para wyjątkowo namiętnie całująca się na przystanku autobusowym. Przyjrzyjmy się, jakie sygnały wysyła nam ta kultura. Zwykle większe miasta obstawione są bilbordami reklamowymi. Widzimy więc - np. reklamę samochodu, na której jest zgrabna i skąpo ubrana dziewczyna. Komunikat jest prosty: jeśli będziesz miał ten samochód, będziesz miał też taką dziewczynę. Mężczyzna traktuje w tej sytuacji kobietę jak rzecz, którą można kupić, ona staje się rzeczą. Ludzie nie zdają sobie nawet sprawy, że przyjmując taki sposób rozumowania, odbierają sobie szacunek do samych siebie, do swojego ciała.

Jan Paweł II mówił, jak odzyskać ten szacunek. Szedł tropem niemieckiego filozofa, Maxa Schellera. Według niego wstyd jest oznaką lęku. W raju, przed grzechem, człowiek nie czuł wstydu, pojawił się on dopiero po tym, kiedy pierwsi ludzie zgrzeszyli. Po grzechu Adam i Ewa zasłaniają przed sobą intymne części ciała. Wstyd seksualny jest próbą ostrzeżenia drugiego człowieka, aby nie kierował się w stosunku do mnie jedynie pożądaniem, ale był w stanie zobaczyć we mnie osobę. Tak naprawdę boimy się tego, że zostaniemy zredukowani wyłącznie do przedmiotu pożądania seksualnego.

Właściwie rozumiany wstyd jest bardzo ważnym elementem dojrzałości, także dojrzałości kochających się osób. Dla małżonków wstyd jest umiejętnością zachowania pewnej intymności własnych zachowań seksualnych, by strzec je przed wzrokiem innych. Małżonkowie wiedzą, że ich seksualność to język miłości, którym mówią tylko do siebie.

Dlaczego Ojciec mówi tylko o małżonkach? Skąd bierze się przekonanie, że ten język miłości dotyczy tylko małżonków, a nie osób, które są pewne, że się kochają, ale jeszcze nie powiedziały sobie tego przed księdzem?
Seks przedmałżeński jest kłamstwem. Według teologii ciała, akt seksualny - w języku miłości, o którym wspominałem - to komunikat: „Całkowicie do ciebie należę". Odtąd, jak mówi Pismo Święte, mężczyzna i kobieta przez wzajemną przynależność stają się jednością, jednym ciałem. Wierzymy, że do tego, żeby stać się jednym ciałem, nie wystarczy zamieszkanie ze sobą, ale potrzebny jest sakrament małżeństwa. W tym znaczeniu seks przedmałżeński jest kłamstwem, bo ludzie w sposób niewerbalny mówią sobie: „Całkowicie do ciebie należę", ale stan faktyczny jest inny.

Kiedyś słyszałam taki argument, który mnie urzekł: dostaliśmy życie od Boga i dlatego, żeby je naprawdę komuś oddać, potrzebujmy Jego wsparcia. W sakramencie małżeństwa Bóg pieczętuje to, że ofiarowuję moje życie mężowi, a on swoje życie daje mnie.
Teologia ciała określa małżeństwo jako dar z siebie. Mówi też, że w małżeństwie, w zjednoczeniu seksualnym stajemy się bardziej podobni do Boga. Bóg nie jest monadą, ale wspólnotą Trzech Osób. Jeżeli mówimy, że człowiek jest obrazem Boga, to nie dotyczy to tylko jego duszy, ale także ciała. Co więcej, ponieważ człowiek został stworzony mężczyzną i kobietą, możemy powiedzieć, że dopiero wtedy, kiedy zaczyna żyć w małżeństwie, staje się całością i odzwierciedla wspólnotę Trójjedynego Boga. Skoro jedność mężczyzny i kobiety to chwila, kiedy stają się podobni Bogu, także to wszystko, co skłania ich ku sobie, biologia, budowa i struktura ciała, jest dobre. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy nie pozwolili zbanalizować naszej cielesności.

Skoro człowiek upodabnia się do Boga w małżeństwie, to czy celibat ma sens?
Celibat na całe życie na pewno nie jest czymś naturalnym i Jan Paweł II mówi, że jedyną motywacją, która usprawiedliwia taki wybór, jest pragnienie życia dla Królestwa Niebieskiego (z gr. dia ten basileian). Dla niektórych mężczyzn i kobiet podążanie za Chrystusem, do którego jesteśmy wszyscy wezwani, polega na naśladowaniu Go „bardziej wprost". Nie oznacza to, że bardziej radykalnie, bo radykalnie musi Go naśladować każdy z nas. Po prostu są ludzie powołani do życia w celibacie jak Chrystus. A On, jak wiemy, był w pełni człowiekiem i by zyskać tę pełnię, nie potrzebował zjednoczenia z kobietą, nie żył w małżeństwie. Skoro Chrystus, żyjąc w ten sposób, był w pełni człowiekiem, był całością, to Kościół wierzy, że w przypadku niektórych ludzi powołanych do takiego życia również jest to możliwe. Życie w celibacie nie oznacza jednak ucieczki od własnego ciała czy własnej seksualności. Zawsze pozostaje się tym konkretnym mężczyzną i tą konkretną kobietą, ze swoją cielesnością i seksualnością.

Jednym z głównych problemów, jaki ludzie dostrzegają w nauce Kościoła dotyczącej seksualności, jest kwestia tzw. otwartości na życie. Dlaczego Kościół odrzuca antykoncepcję?
Farmakologia - jak dotąd - zawsze służyła do tego, żeby leczyć choroby. Kiedy medycyna podsuwa kobiecie pigułki antykoncepcyjne, w rzeczywistości wysyła jej komunikat: „Twoja płodność jest chorobą". To nie pozwala nam stawać się podobnymi do Boga. Jesteśmy do ; niego podobni, gdy jesteśmy wspólnotą w jedności mężczyzny i kobiety, ale też wtedy, gdy tak jak On możemy dawać życie. Powiedzenie za pomocą antykoncepcji, że jedna z najcenniejszych rzeczy, jaką człowiek posiada, jest chorobą (bo trzeba ją za pomocą pigułek ograniczać), to okrutne kłamstwo. Antykoncepcja nie pozwala nam stawać się podobnymi do Boga. Jesteśmy do Niego podobni, gdy jesteśmy wspólnotą w jedności mężczyzny i kobiety, ale też wtedy, gdy tak jak On, możemy dawać życie.

Wszystkie nasze problemy z seksualnością wynikają zatem z tego, że chcemy z niej korzystać „po swojemu", a nie tak, jak pomyślał to Bóg.
To dobre podsumowanie naszej rozmowy.


- fragment

http://www.list.media.pl/...a-jana-pawa-ii/


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group