Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - rozterki nad odbudową małżeństwa po zdradzie

Anonymous - 2011-02-08, 16:05
Temat postu: rozterki nad odbudową małżeństwa po zdradzie
Witajcie,
trafiłam tu przypadkiem. Jestem zaskoczona, jak wiele jest wkoło ludzi, którzy przeżywają to co ja. Odkrycie to dla mnie, ze moje cierpienie jest w gruncie rzeczy nienowe i takie powszechne.
Moja historia jest banalna do bólu - jestem żoną od kilkunastu lat, mam dwoje dzieci, zostałam zdradzona przez męża, koleżanka z pracy. To podobno skończone, próbujemy odbudować naszą rodzinę, bo mamy.... dzieci, które są dla nas ważne.

No i teraz moje zmagania z tym wszystkim - spotkałam sie z psychologiem, który na wejściu stwierdził, ze trzeba zacząć od tego, DLACZEGO mąż zdradził. Wiadomo, jest deficyt jakiś, musi być. Brak zainteresowania, odsunięcie emocjonalne, skupienie na dzieciach (małe są jeszcze). Oboje pracujemy zawodowo, mieszkamy w dużym mieście, gdzie każda czynność życiowa (zakupy, urzędy etc) zabiera od razu całe popołudnie. Większość czasu spędzana w aucie, w drodze do/z pracy/szkoły/przedszkola. Rozmowy, których treść sprowadza sie do ustaleń logistycznych. No i na to wszystko seksowna, zapatrzona jak w tęczę dziewczyna, której akurat w małżeństwie też coś doskwiera.
Z pokorą zrobiłam rachunek sumienia, opłakałam zdradę i chyba wybaczyłam, modlę się nieustannie o wytrwanie. Próbuję unikać poprzednich błędów, żyję na wdechu, uważnie obchodzę rafy i wyboje.
Ale jest coś, co mnie dręczy - mam uczucie, ze to droga jednak donikąd. Że sie nam nie uda, bo przecież nie można żyć odświętnie przez całe lata. Ja - uczciwe mówię - nie miałam poczucia, ze przeżywamy kryzys. Widziałam to oddalenie od siebie, bolało nawet czasem, ale w rozmowach naszych często wracała świadomość, że to przejściowe, że mija, kiedy dzieci troszkę będą starsze, to pójdzie łatwiej. Przeżyliśmy różne wiraże, trudności zewnętrzne, ale przez te kilkanaście lat głęboko wierzyłam w siłę naszego Sakramentu i w to, zę w sumie patrzymy w jednym kierunku. Ten cios, zawód jest dla mnie potworny, bo chciałam wierzyć, ze moje wartości są jego wartościami. A to się stało tak łatwo, tak banalnie, lekko, mimochodem.
Zastanawiam sie, czy jestem taka głupia, że nie widziałam swoich błędów, choć miały rozmiar już nie belki ale całej stodoły, czy jednak mój mąż jest tak słabym człowiekiem (jak zresztą większość znajomych mi facetów, na palcach moge policzyć tych prawdziwych, jak opoka trwających). PO ludzku zrozumiałabym chyba, gdyby były to dramatyczne zmagania człowieka, który zakochał się w dojrzałym wieku i walczył ze sobą. Ale to takie jakieś malutkie, łatwiutkie - bo była po prostu dostępna, ta nowa miłość. Jak w sklepie z wyprzedażą......
Usiłujemy coś zbudować. Usiłujemy być razem. Nic nie jest takie samo, bo nie moze być. Nie wracam do tego, nie dręczę - ale czasem narasta napięcie, słowa zawisają w powietrzu. Oboje mamy świadomość, zę wypowiedziane zniszczą cienki lód, po którym stąpamy...Czy to wszystko znaczy, ze mam szansę pokochac na nowo, już bez złudzeń, czy tworzę nowe złudzenia? Czy mozemy tu w ogóle mówić o miłości małżeńskiej? On zdradził, co jest dowodem na to, zę odwrócił serce, przestał kochać już dawno, nie wiem kiedy. A moje emocje... no cóż. Są moje, głęboko. Teraz usiłuję siebie przekonać, że miłość i wierność to akt woli, trwam przy tym pomimo tego, co czuję. Czy może nam sie udać? Czy po latach będziemy patrzeć z pobłażaniem na to, co się stało?

Zgadzam się z tezą w jakimś wątku na tym forum - zdrada dopiero zaczyna kryzys. Najgłębszy. Ja przynajmniej nie wyobrażam sobie, ze coś mogło mnie zranić bardziej. Ufam, że to doświadczenie ma mi przynieść jakąś naukę, sporo sie dowiedziałam o sobie, ale tak bardzo chciałabym wierzyć, żę wszystko to minie i morze sie uspokoi....

Proszę o modlitwę w naszej intencji.
S.

Anonymous - 2011-02-08, 19:28

Sagita witaj wśród nas...:-)
Każde z nas, przy pierwszym zetknięciu z forum, miało chyba podobne jak Ty refleksje: dużo nas zdradzonych, w kryzysie, nieszczęśliwych. Później, przynajmniej u mnie, doszła myśl- łatwo się od tego wszystkiego odciąć. Wszyscy wszak radzą odpuść sobie, rozwód, ułożysz sobie życie, do tego pukają się w głowę na wieść, że ja chcę cokolwiek ratować. Więc można iść z prądem...jak większość. Nie da się przecież posklejać rozbitego naczynia, żeby było bez skazy...bo nie da się! Można jednak, przy Bożej pomocy, zaakceptować tę skazę, albo jak kto woli zacząć lepić od nowa. Proces powolny i jak już zauważyłaś trudny...ale ja trwam :-)

Anonymous - 2011-02-08, 20:58

Sagita,
Witaj na forum.
Zapraszam do czytania wątków-zwłaszcza tych ogłaszających spotkania małżeńskie, porady i rekolekcje. Stan w jakim sie znalazłaś obecnie jest najtrudniejszym etapem w drodze do uzdrowienia, czasem niektórzy tu maja wrażenie,że niemal nas udusi. Pociechą jest to , że to minie.
Samym bedzie Wam trudno pokonać tę sytuację, nie omijajcie pomocy innych. Pomoc mozna uzyskać z Nieba i od ludzi. Każda jest ważna i potrzebna.
Wszystko zależy od Twojej decyzji,czy chcesz budować na Skale-na Chrystusie. Tylko w Nim znajdziecie oboje wsparcie i pomoc, uzdrowienie i wzajemne zaufanie.
Tutaj zaś możecie uzyskać wsparcie i miejsce, aby się wygadać i modlitewną wspólnotę.
Zapraszam do wizyt w Ognisku krakowskim . :-)

Anonymous - 2011-02-08, 22:43

malek napisał/a:

Więc można iść z prądem...jak większość.


Z prądem płyną tylko śnięte ryby ... ;-)

Anonymous - 2011-02-09, 07:53
Temat postu: Re: rozterki nad odbudową małżeństwa po zdradzie
Sagita napisał/a:


Proszę o modlitwę w naszej intencji.


Witaj!

Będę pamiętał w modlitwie.
I w takich ciężkich sytuacjach przebłyskuje nadzieja. Czasami wydaje mi się, że moje małżeństwo wisi na bardzo cieniutkim włosku i wtedy mam poczucie, że Bóg sam je podtrzymuje :).

Anonymous - 2011-02-09, 12:58

Sagita napisał/a:
Proszę o modlitwę w naszej intencji.


LITANIA DO MiŁOSIERDZIA BOŻEGO
MIŁOŚĆ BOŻA KWIATEM - A MIŁOSIERDZIE OWOCEM


Niech dusza wątpiąca czyta te wywody miłosierdzia i stanie się ufająca."
Miłosierdzie Boże, wytryskujące z łona Ojca - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, największy przymiocie Boga - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, tajemnico niepojęta - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, źródło tryskające z tajemnicy Trójcy Przenajświętszej - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, niezgłębione przez żaden umysł ludzki, ni anielski - ufam. Tobie.
Miłosierdzie Boże, z którego tryska wszelkie życie i szczęście - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, ponad niebiosa - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, źródło cudów i dziwów - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, ogarniające wszechświat cały - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, zstępujące na świat w Osobie Słowa Wcielonego - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, które wypłynęło z otwartej rany Serca Jezusowego - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, zawarte w Sercu Jezusa dla nas, a szczególnie dla grzeszników - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, niezgłębione w ustanowieniu Hostii świętej - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, w sakramencie chrztu świętego - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, w usprawiedliwieniu nas przez Jezusa Chrystusa - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, towarzyszące nam przez całe życie - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, ogarniające nas szczególnie w śmierci godzinie - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, darzące nas życiem nieśmiertelnym - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, towarzyszące nam w każdym momencie życia - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, chroniące nas od ognia piekielnego - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, w nawróceniu grzeszników zatwardziałych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, zdziwienie dla aniołów, niepojęte dla świętych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, niezgłębione we wszystkich tajemnicach Bożych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, dźwigające nas z wszelkiej nędzy - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, źródło naszego szczęścia i wesela - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, w powołaniu nas z nicości do bytu - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, ogarniające wszystkie dzieła rąk Jego - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, które koronuje wszystko, co jest i co istnieć będzie - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, w którym wszyscy jesteśmy zanurzeni - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, słodkie ukojenie dla serc udręczonych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, jedyna nadziejo dla dusz zrozpaczonych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, serc odpocznienie, pokoju wśród trwogi - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, rozkoszy i zachwycie dusz świętych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, budzące ufność wbrew nadziei - ufam Tobie.

O Boże wiekuisty, w którym miłosierdzie jest niezgłębione, a litości skarb jest nieprzebrany, wejrzyj na nas łaskawie i pomnóż w nas miłosierdzie swoje,
abyśmy w chwilach ciężkich nie rozpaczali ani nie upadali na duchu, ale z wielką ufnością poddali się woli Twojej świętej, która jest miłością i miłosierdziem samym” (Dz.949).

Anonymous - 2011-02-09, 22:53
Temat postu: Re: rozterki nad odbudową małżeństwa po zdradzie
Sagita napisał/a:
Ten cios, zawód jest dla mnie potworny, bo chciałam wierzyć, ze moje wartości są jego wartościami. A to się stało tak łatwo, tak banalnie, lekko, mimochodem.


Myślisz, że jakby to się stało po jego walce z samym sobą, po narastaniu jego uczucia do tej trzeciej, to byłoby Ci jakkolwiek lepiej/łatwiej?

Ja jestem w odwrotnej sytuacji, bo moja żona nie zrobiła skoku w bok tylko spotkała miłość swojego życia. Z mojej perspektywy to taki ,,niewinny'' skok w bok, to po prostu marzenie. :-)

Każda zdrada boli. Nie mam żadnych sukcesów w odbudowywaniu małżeństwa, nie mam nawet żony, która chciałaby cokolwiek odbudowywać, więc nic Ci mądrego nie poradzę. Pewnie trzeba dużo czasu, cierpliwości, miłości, przebaczenia.

Anonymous - 2011-02-10, 11:22

CIACH! - by moderator

(off topic)

Anonymous - 2011-02-10, 15:09

Sagita, cieszę się że tu trafiłaś :-D
Nic nie dzieje się przypadkiem, bo przypadki nie istnieją, jeśli już, to tylko te starannie zaplanowane :mrgreen:

Anonymous - 2011-02-14, 12:45

Bardzo dziękuję za dobre słowa i modlitwy.
W moich pamiętam o Waszych intencjach też.
"jedni drugich brzemiona noście!"
S.

Anonymous - 2011-05-06, 11:40

Witaj Sagita, bardzo bliskie mi są Twoje odczucia i myśli związane z próbą odbudowywania relacji po zdradzie. Każda zdrada boli, a zdrady są różne. Mój mąż zaczął mnie zdradzać w kontakatach na odległość z innymi mężczyznami - problem jeszcze bardziej złożony, piszę o tym na Forum. Obydwoje staramy się żyć nadal pozostając w małżeństwie, choć to bardzo trudne, pasuje mi Twoje określenie życia na wdechu. Ja też czasami mam wrażenie, że to droda donikąd. Ale potem są momenty, kiedy wydaje mi się, że jednak warto, warto dla nas, bo przecież sporo nas łączy pomimo wszystko, warto dla dzieci, bo one bardzo potrzebują nas obojga. Wiesz, moi rodzice nie rozeszli się, choć mieli ku temu powody. Teraz, wydają się sobie bardzo bliscy, a dla mnie to też jest bardzo konstruktywne, że pozostali razem, ta świadomość tez mi trochę pomaga, że z perspektywy czasu, decyzja o pozostaniu razem okaże się dobra, pomimo że teraz jest trudno. Ale po rozstaniu tez byłoby trudno... Jestem uważna, na to, co mówią ludzie z podobnymi doświadczeniami, księża, psycholodzy. Nikt nie poda jednej recepty, ale dzięki pewnemu naszemu wysiłkowi, mam wrażenie że bardzo powoli droga, którą idziemy będzie stawała się bardziej czytelna i jasna...
Sagita, pozdrawiam Cię ciepło i łączę się w modlitwie
Mati

Anonymous - 2011-06-14, 11:31

...
Anonymous - 2011-06-16, 21:39

witajcie,
Ja już pogodziłam się ze zdradą wybaczyłam, nie moge jednak wybaczyć, tego , że oszukał mnie mówiąc, że wybiera rodzinę i nadal się z nią spotykał. wiem od stycznia, że jest ta trzecia, także matka i zona, podobno się rozwodzi?
Wyrowadził się z domu, mieszka od 2 tygodni niedaleko nas, mnie i dzieci ale jakoś czasu mu nie starcza na odwiedzenie dzieci, tylko w sobotę... chcę bardzo aby do mnie wrócił - kocham go , mówiłam mu o tym nie raz, ale nie chcę aby "nocował" u nas i nadal prowadził podwójne życie. Musi wziąć odpowiedzialnośc za swoje wybory - jeżeli tak ma być.
Ja modlę się i staram czekać na to co będzie, ale nadal czuję, zę robię dokładnie to czego on chce. Nie rozumiał dlaczego każe mu wybierać między rodziną a kochanką z paracy, dlaczego muszę o tym mówić - przyjaciółce, bratu. To mnie wykańczało, pozory. Walczylam ze sobą cztery miesiące zanim komukolwiek powiedziałam, zamartwiałam się, schudłam już 10 kg, śpię dzięki lekom... tak żyć ciężko. Staram się okazywać mu jak barzdo za nim wtedy i tera tęsknimy, dzieci nie są do końca pewne o co chodzi. On nie widzi powodu aby z nimi porozmawiać, ja staram się ich nie nastawiać przeciw ojcu. To ja organizuję im wspólne spotkania, czas... to takie tródne być odrzuconą i jedyną która walczy i zabiega.
Prosiłam go kilka razy abyśmy poszli na terapię małżeńską - nie widzi ppowodu. mi nic nie moze zarzucić - tak mówi... poprostu jest ktoś w jego życiu. Otwarcie powiedziałam mu, że nie chcę rozwodu, kilkukrotnie prosiła aby się zastanowił, że czekam, daję mu szansę.. nic. Przeczytałam gdzieś na forum o dłoniach z piaskiem, tę, która mocniej się zaciska - traci piasek szybciej i więcej - ta, która jest otwarta ma go więcej... tak chyba muszę. Dać mu czas, tylko czy starczy mi mojej miłoći na to oczekiwanie? Wierzę, zę tak, choć wszyscy powtarzają mi nie czekaj, idź dalej. Iść muszę mam dwoje pociech, którymi muszę się zająć, a depresja za drzwiami. Zapisałam się do psychologa - staram się żyć jak co dzień tylko jego mi brakuje. Miłości mego życia i przyjaciela, ojca moich dzieci.
ewal

Anonymous - 2011-06-17, 01:35

Za kryzys odpowiedzialne sa obie strony,za zdrade odpowiada sam zdradzający.
Tyle na wstępie.

Usiłujemy coś zbudować. Usiłujemy być razem. Nic nie jest takie samo, bo nie moze być. Nie wracam do tego, nie dręczę - ale czasem narasta napięcie, słowa zawisają w powietrzu. Oboje mamy świadomość, zę wypowiedziane zniszczą cienki lód, po którym stąpamy...Czy to wszystko znaczy, ze mam szansę pokochac na nowo, już bez złudzeń, czy tworzę nowe złudzenia? Czy mozemy tu w ogóle mówić o miłości małżeńskiej? On zdradził, co jest dowodem na to, zę odwrócił serce, przestał kochać już dawno, nie wiem kiedy. A moje emocje... no cóż. Są moje, głęboko. Teraz usiłuję siebie przekonać, że miłość i wierność to akt woli, trwam przy tym pomimo tego, co czuję. Czy może nam sie udać? Czy po latach będziemy patrzeć z pobłażaniem na to, co się stało?

Sagita....takie samo nie będzie,może być inaczej,może być lepiej......i oby było....ale,w rachubę wchodzi jeszcze jedna ewentualność....może się nie udać.
Nie chce odbierac Ci nadzieji,bo nie to jest moim celem.....nadzieję trzeba mieć,ale nie żyć tylko nią, jako gwarancją na coś.
Jak będzie z Wami?.....z Boża pomocą można wiele,ale tez dużo zalezy od Was samych.

Czy pokochasz na nowo?....myslę,że kochasz,choć na dziś możesz mieć wątpliwości, możesz nawet mówić nie.
Wiesz...swego czasu ksiądz podczas spowiedzi zapytał mnie...czy jeszcze kochasz,nie pytam o postawe,ale o takie czysto ludzkie uczucie niczym nie ograniczone(np.wiarą).Kochasz?......niewiem proszę księdza, wydaje mi się ,że nie.Czuję obrzydzenie i .....nienawiść.
Zrozumienie tego księdza i rady były jak balsam.

Czy mozemy tu w ogóle mówić o miłości małżeńskiej? On zdradził, co jest dowodem na to, zę odwrócił serce, przestał kochać już dawno...

Miłość małżeńska to zobowiązanie i o tej w takiej chwili w/g mnie mowy raczej nie ma,ale......inaczej ma się sprawa kiedy mówimy o miłości wogóle.
Zrywając przysięgę,zdradzając....niekoniecznie przestał kochać.

Dla jasności...byłam zdradzana i nieraz słyszałam...to nie jest miłość,kto kocha nie zdradza....no...niby tak...teoretycznie prawda,ale dla mnie tylko teoretycznie.
Owszem...sama nieraz wykrzyczałam mężowi w twarz tę teorie...w emocjach, ze złości,żalu,ale....tak naprawdę byłam przekonana,że ten wówczas"drań" mnie kocha.Inaczej niz ja, inaczej niż bym chciała,ale jednak.
Wszystko co robił było jednym wielkim zaprzeczeniem,ale ja i tak wiedziałam swoje.
Naiwniaczka...owszem,byłam nią,ale nie w tej kwestii.
Są tu osoby ,które znaja mnie i mojego męża....zapytane,pewnie by potwierdziły.
Tak więc moja droga Sagito...róznie z tym kochaniem bywa.

A moje emocje... no cóż. Są moje, głęboko. Teraz usiłuję siebie przekonać, że miłość i wierność to akt woli, trwam przy tym pomimo tego, co czuję....

Emocje....ech....
Domyślam się co czujesz, z czym się zmagasz i z perspektywy czasu powiem tylko jedno.....tych(emocji) dusic nie wolno.Starać się możemy,ale nie dusimy na siłe,bo......niechciane,tłumione maja szansę wybuchnąć ze zdwojona siłą i to w najmniej oczekiwanym momencie.
Dusiłam ze strachu,bo przecież naprawiamy,bo mąż już nie zdradza,bo muszę docenić,że się zmienia,bo nie chcę zniszczyć tego co jest.......i to było do bani!!!
Zniszczyłam siebie, wpadłam w głeboką depresję.

Sagita...ja Ci niczego nie każę,nie sugeruję nawet,choc tak to wygląda...ja Ci przedstawiam jak było u mnie i u wielu innych , a to co zrobisz Ty zależy tylko i wyłącznie od Ciebie.
Wiele postów i wypowiedzi....Twój wybór.

Templariusz napisał...

Jeśli naprawdę Ci zależy na ratowaniu małżeństwa to musisz pomóc mężowi.Za swój największy błąd uważam,że nie zgodziłem się żebyśmy poszliśmy do psychologa i utonąłem w braku samoakceptacji i wyrzutach sumienia, a żona nie dała rady mnie przekonać.Rozmawiajcie, rozmawiajcie i jeszcze raz rozmawiajcie.To działa jak oczyszczająca kąpiel.I powiem szczerze ,warto wszystko odstawić na jakiś czas i rozmawiać no i bądźcie ze sobą, spędzajcie jak najwięcej czasu razem,to działa.

Sorry,ale to co piszesz jest typowe, dla strony która się zapomniała i popełniła "ów błąd.
Jesli Sagicie zalezy na ratowaniu małżeństwa to przede wszystkim musi pomóc samej sobie i....fajnie by było gdyby mąz zechciał ją w tym wesprzeć.
Jak powszechnie wiadomo i jak pewnie sam juz wiesz(bo i o tym piszesz) cięzko nawrócić,pomóc... sorry za forumowe okreslenie"zdradzaczowi". Ten zwykle jest w amoku, wie lepiej,ma tysiące usprawiedliwień i powodów dla których nie może/nie mógł postapić tak ,czy inaczej.
Nie zgodziłeś się pójść do psychologa...dziś masz swiadomość błędu,ale wtedy????
Może byłeś wsciekły na takie hasła, może myslałeś...sama idź i się zmień....może......???
Dziś może masz świadomość ile to kosztowało Twoją żonę,ile musiała przejść, z czym się zmagała....ale....czy tę swiadomość miałeś wtedy?
Dziś może jesteś jej wdzięczny....i powinieneś,bo kobieta obok Ciebie,niezłe jazdy miała sama ze sobą.
Potwierdzenie....no w końcu nie dała rady,zapomniała się i sama szukała pocieszenia.
Szukała ,bo byc może nie miała go w Tobie.......człowiek w końcu taki sam jak i Ty.

To nie są wyrzuty...absolutnie....raczej prośba....więcej wyrozumiałości i mniej nakazów typu....musisz pomóc mężowi.

Najpierw sobie, siłę będzie miała, pomoże i jemu,choć nie zawadzi aby i on sam wziął się za bary i.........pomógł żonie.

Po za tym.....cieszę się z kolejnego uratowanego małżństwa.
Niech się wam wiedzie,kochajcie się i bądźcie przykładem dla innych, ze można.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group