Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - publiczna dyskusja na ważne tematy

Anonymous - 2011-02-02, 08:32
Temat postu: publiczna dyskusja na ważne tematy
by nie zaśmiecać i uszanowac prawo do własnego wątku,
j23, chciałabym na oddzielnym zupełnie wątku podyskutować w tym temacie,
bo zupełnie nie rozumię przyznam szczerze twojego toku rozumowania, pewnie wina gdzie w złym moim odbiorze tego co chcesz przekazac...
zatem jesli możesz prosze rozwnin tą mysl,
..."Ja akurat uważam iż to nie kryzys jest powodem zdrady ale zdrada jest powodem kryzysu"....

[ Dodano: 2011-02-02, 15:07 ]
można zamknąć temat,
teraz rozumię, prześledziłam forum

Anonymous - 2011-02-02, 18:21

I ja tak uważam. A zdrada zaczyna wtedy, gdy poświęca się więcej uwagi lub czasu koleżance z pracy niż własnej zonie. Zaczyna się wszystko w głowie, w myśli w fantazjach... A potem są słowa, jest porównywanie... kryzys w małżeństwie... a na końcu konkretny czyn...
Anonymous - 2011-02-02, 19:47

bywalec - to są słowa kard. Nycza wygłoszone podczas jednej z homilii. Czytałem tą homilię 2-3 lata temu w Gościu Niedzielnym. Była kierowana do rodzin.
Była juz dyskusja na ten temat w dziale technicznym
Ja je rozumiem tak.
Nie kryzys jest powodem zdrady
Zdrada jest przeważnie wynikiem - dysfunkcji, czyjejś niedoskonałości, przekazu międzypokoleniowego, grzesznej natury człowieka. Oczywiście mogą być sytuacje kiedy ktoś dolewa oliwy do tego ognia, kiedy zachowuje się tak, że zdradzacz szuka, czuje się źle w związku. Ale to tylko uruchamia tkwiące w nas niedoskonałości.
Zdrada jest powodem kryzysu
Zdrada niszczy jedność małżeńską. Prowadzi do o wiele większego kryzysu niż przed faktem zdrady. Uruchamia ciąg zdarzeń, które są już często nie do naprawienia. Jest najczęstszą przyczyna rozwodów.
kryzysy przed zdradą są o wiele łatwiejsze do naprawienia niż te wynikające z faktu zdrady.
Myślę że te słowa kard. Nycza uzupełnia doskonale ten cytat:
Problemem współczesnego człowieka nie jest to iż popełnia grzech lecz że nie widzi iż potrzebuje Bożego miłosierdzia.
A więc nie usprawiedliwianie się, że zdradziłem/am bo ktoś coś tam... Uważam to za relatywizm.
Zdradziłem bo natura człowieka jest grzeszna... Boże wybacz...

Może się mylę, może nie mam racji. Ale tak czuję.

[ Dodano: 2011-02-02, 20:39 ]
cytuje dosłownie:
Problemem współczesnych ludzi nie jest to iż popełniają grzechy, tylko to, że w tym co czynią nie dostrzegają zła i nie czują, że potrzeba im Bożego miłosierdzia.

[ Dodano: 2011-02-02, 20:48 ]
i jeszcze taka myśl (już nie pamiętam kto to powiedział, ale cytuje dosłownie):
Wierność jest miarą odpowiedzialności za związek, również za partnera.
myślę, że również uzupełnia temat tej dyskusji.

Anonymous - 2011-02-02, 22:04

no ja się z tym zgadzam, że zdrada pogłębia kryzys, bo o wiele więcej para musi przerobić, by stworzyc potem zupełnie inną nową lepszą relacje, to niezwykle cięzkie do przeżycia doświadczenie, zbudowanie na nowo w sobie zaufania do drugiej osoby.Zatarcie obrazów i rozmycie ciągle nękających myśli z nią zwiazanych.

Zgadzam się z teorią, głębokiej dysfunkcji człowieka, związanej z jego doświadczeniem z dzieciństwa, innymi przezyciami traumatycznymi, które mocno zaburzają jego późniejsze relacje prawidłowe - to powód dla mnie do nieważności małżeństwa, trudno bowiem tworzyć z kimś więź, której ktoś nie potrafi, bo taki ma wzorzec zachowań nabytych. A często taka osoba nawet nieświadoma swoich braków nie chce nic z tym robić. Więc pełna zgoda, ze trudno coś bez zgody kogoś tworzyć samemu.

Ja odnosze się do sytuacji, w których ludzie jednak są w stanie tworzyć związek, przecież nie wszyscy są zaburzonymi socjopatami, którzy nie potrafią podporządkować się zasadom współżycia.


Ja pisze, i stąd nasze rozminięcie w naszych przekazach, że jednak większość ludzi, to zupełnie normalni ludzie, potrafiący te relacje w miare dobrze tworzyć z drugą osobą,
Wszyscy mamy jakieś swoje ułomności, ale one nie czynią z nas niezdolnych do życia razem tylko, które tworzą nasze mylne przekonania o naszym współmałżonku.
I stąd moj brak zgody na obarczanie winą tylko tego co zdradza.
Związek dwojga osób, to relacja dwojga małżonków, oboje pracują na to jak wygląda ich współżycie ze soba.
Jesli dochodzi do utraty więzi, do jej osłabienia, to coś musiało się dziać w tym małżeństwie źle, była jakaś rysa
Ktoś musiał być w nim lub oboje z niego niezadowoleni, częściej tylko ktoś bo zazwyczaj nam to umyka,
i z przerażeniem stwierdzamy, ze w prozie życia sami sie zatraciliśmy, wychowując dzieci, pracując na kolejne kredyty i lepszy status rodziny. Gdzieś po drodze zatracamy sens bycia razem,

Pewnie temu, kto bardziej nastawiony jest na rodzine niż siebie łatwiej przychodzi zgoda z utrata miłości i bliższych, głębszych relacji, bo pewnie mocniej zaangażowany w życie rodzinne zaspakaja swoją potrzebe ważności.
Ale pewnie ten, kto jest mocniej odsunięty od niej, lub ma o wiele większe potrzeby tworzenia relacji nie tej domowej, a bardziej nastawionej na bliskość, czułość ze swoim małżonkiem, pewnie w takim człowieku dochodzą sprzeczne uczucia, między tym co ma a tym czego pragnie.
Pewnie na tym etapie, szuka bliskości z małzonkiem... gdy jej nie znajduje, pewnie szuka gdzie indziej.
Pewnie wtedy więcej uwagi poświeca koledze, czy koleżance z pracy, dawnej szkolnej miłości, by poczuć to uczcie,
I ten etap, który jeszcze jest możliwy do naprawienia, myślę, że wiele osob właśnie rozwiązuje pod kontem swoich ułomności.

Zamiast spojrzeć na siebie, i zacząc coś robić dla zwiazku, robi zupełnie coś odwrotnego...jakby sami sobie strzelamy do bramki
albo, wierzgamy nogami, kopiemy, kontrolujemy na siłe zmuszając do wierności bycia razem, wmawiając drugiej stronie że to jej wina bo poprzewracało jej sie w głowie, ze zbytków, nie słuchając tylko że ona pragnie tylko głębszej więzi emocjonalnej której my nie czujemy juz
albo robimy zgoła co innego zatracamy szacunek do siebie, pozwalając na wszystko, byle by tylko była z nami, za cenę wszystkiego..
ani jedna ani druga nasza postawa nas do siebie nie zbliża, a bardziej oddala.
Myślę, że trudno nam na tym etapie właśnie przyznac się do tego, stąd albo poczucie winy nas niszczy, albo poczucie skrzywdzenia.
Ciekawe dlaczego w tym czasie sami nie mamy odwagi się przyznać do tego, myśle, ze z braku dystansu do siebie o własciwe zachowania idące w kierunku uzdrowienia sytuacji, zmiany priorytetów ważności osób, rzeczy pogłębia się kryzys, komunikacja. którą potem często juz nie idzie odbudować.

Trudno też i o jakieś sprawiedliwe rozłożenie win między obojgiem, jak pisałeś... "...Ta wina nie zawsze rozkłada się po połowie.
bo tak jak są grzechy ciężkie i lekkie - tak też ktoś może być winien tylko w 10%.
Trudno by brał wtedy winę za kryzys na siebie.... "
to czysto subiektywne odczucie każdego zranionego... skoro jest choćby tylko 10% winy, to musze przyznać sie do swojego współudziału w relacjach naszych,
czysto matematycznie by jej nie było gdyby wynik był 0% wtedy można by było mówić o nie braniu winy na siebie za kryzys...
ale czy taki wynik jest możliwy? chyba nie
I ten nasz subiektywny odbór przewinien małżonka,
w oczach małżonka, te moje 10% wcale tak sie nie klasyfikuje dla niego.
On ma inny odbiór, bo swój odbiór moich przewinien, gdzie 10% zamienia na wiele więcej....
Podobnie jak Ty, tak samo uważam, ze nie ma usprawiedliwiania drugiej osoby za zdrade, za jej czyny odpowiada ona, ja odpowiadam, za swoj udział, w tej naszej relacji w której doszło do zdrady, za te swoje subiektywne 10%, a rzutujące zupełnie inaczej na drugą osobe.

j23 napisał/a:
Problemem współczesnych ludzi nie jest to iż popełniają grzechy, tylko to, że w tym co czynią nie dostrzegają zła i nie czują, że potrzeba im Bożego miłosierdzia.


pełna zgoda

Anonymous - 2011-02-03, 10:27

Cytat:
Problemem współczesnych ludzi nie jest to iż popełniają grzechy, tylko to, że w tym co czynią nie dostrzegają zła i nie czują, że potrzeba im Bożego miłosierdzia.


Może właśnie tutaj leży problem zdradzających i w ogóle - działających na zgubę siebie, swojego małżeństwa, a czasem i drugiego człowieka. Nieumiejętność rozróżniania zła od dobra - dysfunkcja sumienia.
Ks. Twardowski w wierszu "Pytam" pisał: jak Jezusa przybliżyć tym wszystkim
którym dzisiaj zgłupiało sumienie? Rzeczywiście, bywa że sumienie głupieje. Zło jawi się jako dobro i odwrotnie. I tutaj potrzeba czegoś więcej jak psychoterapia, potrzeba dotknięcia Łaską. Czy to może zadziać się, kiedy człowiek w swojej pysze zajął miejsce należne Bogu? Nie. Bóg pysznym się sprzeciwia, pokornym łaskę daje.(1 P 5,5)


Zawołałem orła ze wschodu,
z dalekiej krainy wezwałem człowieka,
bo go potrzebowałem do mojego planu.
Tak powiedziałem, i tak się z mej woli stanie.
Tak zaplanowałem, i tak uczynił (Iz 46, 11).
Dlatego, że już wcale zapomnieli,
że są śmiertelni, nie żadne anieli,
I że nie tylko obuwie, odzienie
Lub drogi - bite kształcą się ustawnie,
Lecz że się przecież kształci i Sumienie -
Jak wszystko!... (Chociaż dziś to brzmi zabawnie)...
(Cyprian Kamil Norwid)

http://www.youtube.com/watch?v=9qB-_64H_Hc


Bojaźń Boża

11 Bojaźń Pańska to chwała i chluba,
wesele i korona radosnego uniesienia.
12 Bojaźń Pańska zadowala serca,
daje wesele, radość i długie życie.
13 Temu, kto się Pana boi, dobrze będzie na końcu,
a w dniu swej śmierci będzie błogosławiony.
14 Początkiem mądrości jest bojaźń Pana,
i dla tych, którzy są [Mu] wierni, wraz z nimi została stworzona w łonie matki.
15 Założyła u ludzi fundament wieczny,
a u ich potomstwa znajdzie zaufanie.
16 Pełnia mądrości to bać się Pana,
który upoi ich owocami swoimi.
17 Cały ich dom napełni pożądanymi dobrami,
a spichlerze swymi płodami.
18 Koroną mądrości - bojaźń Pańska,
dająca pokój i czerstwe zdrowie.
19 <A [Pan] ją przejrzał, policzył>.
Wiedzę i poznanie rozumu jak deszcz wylał,
i wywyższył chwałę tych, co ją posiadają.
20 Korzeń mądrości to bać się Pana,
a gałęzie jej - długie życie.
Syr 1

Anonymous - 2011-02-03, 13:49

Jak Was czytam, mam tylko jedna myśl...
moze tak proba ustalenia terminoligii??

moze ktos ustali tu i teraz, dla dobra dyskutantów i wzajemnego zrozumienia - co to jest zdrada?

czy mowimy tylko o zdradzie fizycznej?
czy tylko to jest zdradą...?
bo jak to czytam, to widze, ze to pojecie i dla niektórych tu jest znacznie szersze

i sory j23
ale sam sobie przeczysz...

"...Zdrada jest powodem kryzysu
Zdrada niszczy jedność małżeńską. Prowadzi do o wiele większego kryzysu niż przed faktem zdrady..."


to byl wczesniej kryzys czy go nie bylo?
to zdrada go wywolala czy go pogłebila?

Anonymous - 2011-02-03, 17:04

Nie przeczę - bo nigdzie nie powiedziałem, że wczesniej nie było kryzysów
Tylko zaden kryzys nie upowaznia do zdrady.

owszem może być zdrada fizyczna i psychiczna.

Lustro - nigdzie Cię nie potępiłem za to co robisz. Staram sie zrozumieć i zawsze stanę po stronie tych którym zamyka sie usta. Jeżeli cokolwiek pisałem to byś zastanowiła sie jakie konsekwencje przynosi zdrada.

Bo zdrada nawet sprzed 20 lat ciągle ma swoje macki. Bez wzgledu na to czy jest wybaczona czy nie.
Bo jeżeli sie juz rozstaniecie to konsekwencja zdray jest zburzenie zycia dzieciom, partnerowi, zniszczenie RODZINY.
I nie wazna jest tu terminologia ani czy ktos zdradził bo coś tam.

Potem jet podział majątku, ktoś zyskuje ktos traci. Może byc też tak, że komuś nie starczy na nowe mieszkanie, dom. Będzie musiał wyjechac - rozstac sie z dziećmi, najbliższymi = to tez są konsekwencje zdrady.

Piszemy tu tylko o swerze duchowej i dobrze. Ale nie ma ducha bez ciała. A trudno żyć kiedy wisi nad tobą widmo utraty dachu nad głową = bo ktoś komu kiedys zaufałeś, stworzyłeś jedność beztrosko zdradza, odchodzi i ma w d... konsekwencje. Zostawia cie z niezapłaconymi kredytami, na spłatę których go teraz nie stać. Trudno żyć, kiedy wielu się zastanawia = jakież to motywy kierowały tym zdradzaczem, jak to ten zdradzony pchał go w ramiona kochanka. Tylko pomyśl co wtedy czuje ten który dostaje po jakimś czasie pozew o podział majątku i ma świadomość że nie ma z czego spłacić???

Przeraża mnie beztroska tych, którzy się usprawiedliwiaja - zdradziłem bo coś tam...
Przerażają mnie ci którzy temu wtórują
Nie doświadczyliście jeszcze dna. Widma utraty nie żony/męża ale utraty o wiele więcej. Utraty środków do życia, swojej rodziny, gniazda. Wtedy tylko krok, cienka czerwona linia.
życie wtedy na prawdę traci sens.
Nie wtedy kiedy odchodzi ktoś kto nie miał pojęcia czym jest małżeństwo a ze słowa odpowiedzialność zrobił sobie spółkę z o.o.
to wszystko sa konsekwencje zdrady.

Muszę na jakiś czas rozstać się z tym forum.
Byt wiele sie dzieje w moim życiu.

Anonymous - 2011-02-03, 21:19

Niech Bóg ma nas w swej opiece i pozwoli spotkać pomocnych ludzi
Anonymous - 2011-02-03, 21:45

j23 napisał/a:
Nie doświadczyliście jeszcze dna. Widma utraty nie żony/męża ale utraty o wiele więcej. Utraty środków do życia, swojej rodziny, gniazda. Wtedy tylko krok, cienka czerwona linia.
życie wtedy na prawdę traci sens.


Myślę, że wielu tu doświadczyło takich emocji w sytuacjach okołorozwodowych. Myślę że wielu jak ja rozumie, współczuje i pragnie nieść pomoc, wiare i nadzieje, że jutro zaświeci słońce.

Ale jestem zdania, że właściwszą dla nich formą pomocy jest nie forum, rozmowa z nami, a przede wszystkim
wskazanie zródeł fachowej pomocy, namawianie do skorzystania z pomocy osób wyspecjalizowanych w tym kierunku.
Wielu bowiem wymaga terapii, farmakologicznej pomocy, by same zaczęły umieć radzic sobie w zaistniałej sytuacji tak by móc jak najlepiej z jak nalepszą korzyścią dla siebie wyjść z sytuacji.
Stres, trauma zwiazana z rozwodem, porzuceniem, zdrada, przemocą jest zbyt duża, by taka osoba często mogła sama podejmować właściwe decyzje ważące na jej życie.
Brak zgody takiej osoby na fachową pomoc, czy słuchanie takiej osoby tylko rad osób nie mających kwalifikacji, a jedynie własne doświadczenie, moga mocno zaszkodzić jej niż pomóc potem może być tylko już.."Wtedy tylko krok, cienka czerwona linia"
Pomoc psychologa, często też sprawia, że ludzie może do siebie nie wracają, nie ma bowiem możliwości pojednania się juz na ten czas jaki byśmy chcieli, ale zawsze pomoga inaczej spojrzeć na to co sie dzieje wokół mnie.
A wtedy łatwiej o porozumienie, /choc i czasem tak się zdarza, że nie/ ale emocje już tak nami nie targają, potrafimy dla dobra dzieci, dojść do sensownego porozumienia dla nich na prawde warto o to,


i jeszcze inny wymiar, tego co piszesz

j23 napisał/a:
Piszemy tu tylko o swerze duchowej i dobrze. Ale nie ma ducha bez ciała. A trudno żyć kiedy wisi nad tobą widmo utraty dachu nad głową = bo ktoś komu kiedys zaufałeś, stworzyłeś jedność beztrosko zdradza, odchodzi i ma w d... konsekwencje. Zostawia cie z niezapłaconymi kredytami, na spłatę których go teraz nie stać. Trudno żyć, kiedy wielu się zastanawia = jakież to motywy kierowały tym zdradzaczem, jak to ten zdradzony pchał go w ramiona kochanka. Tylko pomyśl co wtedy czuje ten który dostaje po jakimś czasie pozew o podział majątku i ma świadomość że nie ma z czego spłacić???


często właśnie to jest też i dla wielu osób powodem trwania w związku z kimś, kto przez lata nas zdradza, stosuje przemoc, nie szanuje...bo brak środków na życie, bo lęk jak sama sobie poradze, bo nie mam gdzie sie podziać bez domu, latami trwam i cierpie...
i kiedy sie "nadarza okazja" właśnie jest to formą zemsty za lata bycia ofiara w związku. Takie dla tej osoby wyrównanie rachunków.

Ich nie ma, bo odpowiedzialność znów była po dwóch stronach, ktoś by nas tak nie traktował jakbyśmy w pore odeszły, zamiast żyć w iluzji on sie zmieni, kiedy brak nam stanowczych działań przeciwstawncych zadawanemu nam cierpieniu, kiedy sami nie stawiamy granic, tylko wciąż je przesuwamy.
Tu nasz przysłowiowy 10% udziału decyzje kiedyś dalszego bycia razem, bez stawiania granic.. sprawił, że ktoś nas latami krzywdził, znieważał, a my trwaliśmy w przesądzeniu, zmieni sie...
Smutna prawda, do której nalezy sie przed soba przyznać, jako współodpowiedzialnej.
Jedynymi osobami niewinnymi są dzieci, biedne skrzywdzone, niekochane jak być powinny, nie mające w nikim wsparcia i pomocy, same częsciej pomagają rodzicom niż one im przetrwać trudny okres. Ale nie bez wpływu na ich późniejsze życie jako dorosły.

j23 napisał/a:
Muszę na jakiś czas rozstać się z tym forum.
Byt wiele sie dzieje w moim życiu.


pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group