Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Już po orzeczeniu o separacji :(

Anonymous - 2011-01-13, 21:43
Temat postu: Wielkie dzięki Satine :)
Potrzebuję takich odpowiedzi stawiających mnie do pionu :),
Masz rację, że muszę się uzbroić w cierpliwość...

"Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie..." - nad dojrzewaniem tych owoców będę więc teraz pracowała :)

Dziękuję :-)

Anonymous - 2011-01-17, 14:05
Temat postu: Re: chwila zwątpienia
Ania77 napisał/a:
Już drugi dzień po orzeczeniu separacji. (...) Ale nie chcę juz robić sobie złudzeń, bo mąż co jakiś czas sprowadza mnie na ziemię, mówiąc o swoich planach na przyszłość (w których wciąż nie ma miejsca dla mnie). I to mnie dołuje i odbiera nadzieję.


Aniu, mój M od września powtarzał prawie codziennie, że nie ma dla nas szansy, że nie chce mi dawać nadziei, nie pozwalał się do siebie zbliżać... W Sylwestra znów zadałam Mu pytanie, czy chce coś zmienić, powiedział, że nie, bo to nie ma sensu. Znowu się wkurzałam, ciskałam obrączkami, obiecywałam zgodę na rozwód... Ale słowa to jedno, a czyny to drugie. Ja się cieszę, że nasze relacje też są coraz bardziej ludzkie, razem potrafimy coś zrobić. Ostatnio nawet więcej jest między nami przytuleń. U Twojego M też sama zauważasz zmianę. Oczywiste jest to, że nic się nie zmieni od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ja mam czas, ja poczekam. Czego i Tobie życzę.

Anonymous - 2011-01-17, 21:19

Dzięki, u mnie ostatnio raz góra raz dolina, wczoraj udało mi się od męża usłyszeć, ze tak może odrobinkę chce ratować to małżeństwo. Ale dziś usłyszałam, ze problem jest w tym że ja uważam ten czas za kryzys a on uważa, ze nasze małżeństwo to błąd, że ślub był największym błędem jego życia. Po raz kolejny straciłam nadzieję a nawet chęci do ratowania tego związku. Mam wrażenie, ze już do końca życia będę sama...chyba się poddałam..nie wytrzymam dłużej...
takie sytuacje jak ta dzisiejsza powodują, ze przestaję wierzyć w moc modlitwy. Przestaję wierzyć, że codziennie zanoszona modlitwa może wpłynąć na osobę, która tej modlitwy nie chce (chociaż nie wiem czy nie chce, bo jak na razie to udaje nam się codziennie wspólnie pomodlić "Ojcze Nasz", każdy z nas ma co prawda swoją intencję, ale zawsze jakiś głos do Boga).
Kocham mojego męża, chcę szanować jego wybór, ale to takie trudne. Wiem, że popełniłąm wiele błędów, ale małżeństwo to (jak powiedział mój szwagier) to ciągłe dawanie sobie szansy, codziennie na nowo i chciałabym kiedyś od mojego meza taką drugą szansę dostać.
Proszę o modlitwę jak zwykle :) o to bbym nie straciła wiary i o to by Bóg wyprowadził nas szybciej z tego kryzysu.

Anonymous - 2011-01-17, 21:37

Ania77 napisał/a:
Proszę o modlitwę jak zwykle :) o to bbym nie straciła wiary i o to by Bóg wyprowadził nas szybciej z tego kryzysu.

Aniu nie jak najszybciej tylko jak najskuteczniej, najbardziej trwale, w czasie dogodnym dla Was obojga do pełnego uzdrowienia.
Znasz to powiedzenie ludowe: "Co nagle to po...."

A modlitwę moja masz. :-D

Anonymous - 2011-01-17, 22:06

Ania77 napisał/a:
wczoraj udało mi się od męża usłyszeć,


Ania77 napisał/a:
Ale dziś usłyszałam



Sam z siebie to mówi? Czy odpowiada na Twoje męczące i liczne pytania?

Cztery dni temu podziękowałaś za postawienie do pionu, po czym znowu wypytujesz go o Was.


W poniedziałek mówi nie, we wtorek mówi nie, no to może w środę powie tak. Wszak jest zapewne staruszkiem chorym na sklerozę, który nie pamięta, co czuł i myślał wczoraj. Wszak separacja to tylko taka zabawa, nic to nie znaczy.


Wiecie co, powiem tak - niektóre wątki są świetnymi (choć smutnymi) instruktażami, JAK WSPOMAGAĆ kryzys by był jeszcze większy, a także JAK DO KOŃCA ZNIECHĘCIĆ do siebie małżonka.

Anonymous - 2011-01-17, 22:31
Temat postu: Satine jak zwykle masz rację
Temat zaczął mój mąż, ale fakt ja potem niepotrzebnie zadałm kilka pytań (ale same się wyrwały..bo rozmowa zaczęła przybierać taki miły charakter, ze myślałam, ze wolno mi już je zadać, ale się pomyliłam).
Staram się być silna, ale czasem po prostu, po ludzku potrzebuję się wygadać, i tak było teraz, potrzebowałam właśnie Ciebie i Kingi, bo po wyjściu męża poczułam się strasznie samotna (nie mam ostatnio z kim o tym porozmawiać, bo moja przyjaciółka, która zazwyczaj stawia mnie do pionu jest chwilowo niedostępna, wiec tu wylałam swoje żale). Jestem na etapie akceptowania mojej nowej sytuacji, bo pewien etap został zamknięty przynajmniej prawnie.
I jak już pisałam wcześniej szykuję się do dalszego boju o szczęście mojej rodziny.

Anonymous - 2011-01-17, 22:37

I tu zawsze je wylewaj, pisz, żal się, zadawaj pytania, płacz, ciesz się, itd.

Rozmowy z mężem o WAS odpuść, bo to nie czas i pora na takie rozmowy.

Anonymous - 2011-01-17, 22:43

Apropos tego co napisała Satnie...

Rozmawiałam niedawno z dziewczyną która wróciła po 2 latach pracy z Anglii - mina marsowa, usta zacięte, wzrok zabijajacy niemal...

nasz dialog:

Ja: Słyszałam ze szukasz pracy - co kokretnie chciałabys robić - może pomogę?
Ona: Cokolwiek. Po tym syfie w UK nic mnie nie zaskoczy.
Ja: Na pewno nie było tak źle - cos z pewnoscia skorzystałaś.
Ona: nic nie skorzystałam - drogie utrzymanie, wiec wróciłam bez kasy.
Ja: Kasa nie najwazniejsza - zdobyłaś doswiadczenie, nauczyłas się języka - jesteś młoda, wszystko przed Toba.
Ona: Jakie doswiadczenie? - sprzatałam tam a jezyka nie potrzebowałam bo pracowałam u Polaków którzy wyemigrowali wczesniej i pracują w City. Zreszta mielismy polska kablówkę.
Ja: no to chociaz tyle twojego co pozwiedzałaś, zobaczyłas inne zycie.
Ona: jakie zwidzanie? Po wyszorowaniu 200 merów domu i umyciu 20 okien kładłam sie przed tv i ogladałam polskie seriale az do usniecia... i tak co dzień...

Pozornie bez związku?...

Nieprawda... potwierdzam to co napisała Satine... skoro juz tu jestescie - skoro macie taaaaką kopalnie wiedzy, ludzkich opowiesci, sposów radzenia sobie z nimi - TO SKORZYSTAJCIE Z TEGO.... TAK TO WŁASNIE DZIAŁA....

Nie leżcie TEPO JAK TA OPISANA PRZEE MNIE DZIEWCZYNA bo mina lata, kryzys nie minie a Wy nadal bedziecie sie zastanawiać dlaczego...

TU SA GOTOWE ROZWIAZANIA - TYLKO BRAC I JEŚĆ ŁYZKAMI ...

Anonymous - 2011-01-17, 22:58
Temat postu: Dzięki Malto
Wiecie, ja potrzebuję, teraz kontaktów z ludźmi takimi jak Wy czyli, osobami które bezwzględnie wierzą, ze po kryzysie można jeszcze normalnie funkcjonować w małżeństwie. Szukam wciąż wokół siebie osób, którym się udało przez to przejść i wygrać, ale ich moim otoczeniu jest tak niewielu natomiast większość tych małżeństw co znam się rozpada. Dlatego tu zaglądam i korzystam z rad na forum, Dzięki temu potrafię nie jestem dziś rozwódką tylko w separacji, moje kontakty z mężem są w miarę poprawne (a nawet sie lubimy) to zasługa rad dotyczących komunikacji i zmiany swoich postaw. Fakt, czasem uparcie powtarzam błędy, cóż... staram się.. :) ale czasem jakąś lekcję przerobić muszę kilka razy...
Dużo dobrego dzięki Wam już sie dokonało (takich dołujących dni jak dziś jest w moim życiu coraz mniej, a nawet te dołki są nieco płytsze niż kilka tygodni temu i za to Wam dziękuję, za wsparcie, modlitwę i stawianie mnie do pionu :) bo po to tu się wyżalam :)

Anonymous - 2011-01-17, 23:15

Aniu,
"Nam" się udało...jesteśmy razem, zbudowaliśmy od podstaw szczęśliwą rodzinę.
Jeżeli piszesz ,że się "nawet lubicie" to już bardzo dużo, my do takiego stanu od nienawiści dochodziliśmy parę miesięcy.

Anonymous - 2011-01-17, 23:35

Ania77 napisał/a:
potrzebuję, teraz kontaktów z ludźmi takimi jak Wy



zapraszam do skypowej grupy Modlitewnej - codziennie po 21 .

skyp : Mirakulum

Anonymous - 2011-01-18, 09:25

Bafi, dziękuję, znowu rodzi się we mnie nadzieja :) wiem, ze potrzeba mi więcej cierpliwości i pokory...a także pełnego zaufania Bogu.
Mirakulum, chętnie bym się włączyła w skypową grupę tylko nie bardzo wiem jak :)

Anonymous - 2011-01-18, 10:54

Aniu, ja po naszej ostatniej awanturze odpuściłam sobie pytania o naprawianie, o precyzowanie uczuć i myśli mojego K. Bo dotarło do mnie że jeszcze nie czas by usłyszeć, że On chce ze mną być, że mnie kocha itd. Teraz mogę usłyszeć, że mnie nie kocha, że jest ze mną tylko dla dzieci, że chce być sam... Więc nie drążę, nawet jak On próbuje mnie sprowokować. I jest mi z tym lepiej. Wolę z Nim sobie pogadać o dzieciach, o tym co będzie jutro, jakie mamy plany na najbliższy tydzień. Kwestii uczuć nie ruszam. Mnie ogólnie dużo czasu zajęło uczenie się mówienia o uczuciach, potem znów się zamknęłam w sobie i znowu nie umiałam mówić. I na swoim własnym przykładzie wiem, że da się na nowo zakochać w kimś kogo się zna od lat.
I nie nastawiaj się że będzie dobrze jutro, czy za tydzień. Czekaj i ciesz się póki co tym co masz, Twoim wzrostem w wierze, Waszymi drobnymi kroczkami ku sobie.

P.S. Tego posta piszę po części do samej siebie, bo cały czas muszę sobie te prawidła do głowy wkładać. Jest ciężko, ale idzie mi coraz lepiej.

Anonymous - 2011-01-18, 11:03

Kajtusiu, dziękuję :) od dziś będę się jeszcze bardziej starała nie wymuszać na moim mężu deklaracji, ze choć trochę chce ratować małżeństwo. Fakt, czas skupić się na działaniu a nie na słowach :)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group