Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Dział techniczny - Wydzielone z wątku mufinki

Anonymous - 2011-01-03, 11:21

Przy końcu doczesności Bóg nie zapyta nas o to, czyśmy cierpieli lecz wyłącznie o to, czyśmy kochali. Jeśli trwam w miłości także wtedy, gdy z tego powodu cierpię, to trwam na drodze zbawienia, ale nie dlatego, że cierpię, lecz dlatego, że kocham. Jeśli natomiast cierpię, ale nie kocham, to takie cierpienie nie przybliża mnie do zbawienia. Przeciwnie, zwykle okazuje się drogą do rozpaczy, gdyż kto nie kocha, ten wcześniej czy później popada w rozpacz nawet wtedy, gdy nikt z zewnątrz nie zadaje mu cierpienia. (ks. Marek Dziewiecki)


Czy to ciągle jeszcze miłość do róż, czy już tylko delektowanie się sobą - poranionym przez nie?
W miłości - nie ma miejsca dla 'ja' w centrum... Im mniej mnie, tym więcej miłości...
Jak drewno w kominku - daje ciepło w miarę spalania...

Anonymous - 2011-01-03, 11:54

róża napisał/a:
Czy to ciągle jeszcze miłość do róż, czy już tylko delektowanie się sobą - poranionym przez nie?
W miłości - nie ma miejsca dla 'ja' w centrum... Im mniej mnie, tym więcej miłości...
Jak drewno w kominku - daje ciepło w miarę spalania...


Różo :-D :-D :-D

hmmmm ....zastanowiło mnie co napisała Danka..????

i rozumiem stan euforii..radości....życia w podskokach-bo tak przeciez działa miłość.....

lecz ja w tym również wyczytałem to...

-zgoda na własny krzyz
-droga do pracy i poprawy
-chęc i mocna motywacja działania
-naprawa relacji
-rozwój każdego dnia w drodze ku miłości....

A jedyna postawa wg. mnie błędna jaka może powstać(chyba ze złej analizy sytuacji) to BIERNOŚĆ............

bo przecież będąc biernym tez można przyjac postawe miłości
ale czy to wówczas nie wygląda tak

wobec Boga jest wszystko o,k i jedynie na tym kończę?????

a czy przypadkiem???

Postawa miłości to jest
- wyzwanie..
-to trud....
-to zmiana swej postawy każdego dnia....
-to nastwaienie na konstruktywizm ..a nie destrukcję....

róża napisał/a:
W miłości - nie ma miejsca dla "Ja w centrum"... Im mniej mnie, tym więcej miłości...


......no tak...bo czy zbyt dużo Ja w centum to nie inaczej jak tylko egoizm i egocentryzm.....z własnym prawem do pokaleczenia tymi kolcami róż........
a wówczas w mym sercu nie zostaje nic jak tylko delektowanie się swoim prawem tak naprawde nie wiadomo do czego....
i na co to mi????

przecież nieraz ludzie żałuja własnych decyzji...tylko nie potarfia jednego...

powiedziec głośno ŻAŁUJĘ

pozdarwiam

Anonymous - 2011-01-03, 13:20

Różo - podjęłaś cytat, który wkleiłem w podpisie :-)

Ten cytat i Twój komentarz pod nim (tzn. dwie ostatnie linijki) - moim zdaniem nie ma żadnej sprzeczności. Ja tego nie rozumiem jako "delektowanie się sobą" czy delektowaniem się własnym poranieniem tylko... hmm...

Miłość człowieka do człowieka jest na tyle doskonała, na ile człowiek przylega do Boga. Im bardziej przylega, tym bardziej kształtuje sobie sumienie, które coraz doskonalej podpowiada mu co ma robić w różnych konkretnych sytuacjach. Bóg każdemu człowiekowi, w każdej chwili zsyła ocean łaski (co ma robić, jak ma kochać), niedoskonałość człowieka oraz jego wolna wola sprawia, że nie potrafi tej łaski przyjąć. Może przyjąć tylko wówczas, jeżeli powie Bogu "tak" i powtarza "tak" całe życie w różnych sytuacjach. Na tę drogę rozwoju można w ogóle nie wejść, bo taka jest ludzka wola, z całą pewnością jednak rozwój nigdy się nie kończy, bo Bóg jest nieskończony. Miłości nie da się zdefiniować, ułożyć "w ramki", ale zdefiniować daje się zasady - co robić, by nie sprzeciwiać się Bogu, by pełnić Jego Wolę (dekalog, przykazanie miłości Boga i bliźniego, cała Ewangelia jest o tym). Myślę, że tak naprawdę każdy wie gdzieś w sercu czym jest miłość, całym sobą dąży do niej, tak jak i intuicyjnie wie, jak należy się zachować zgodnie z miłością. To, że nie zachowujemy się "jak trzeba", chociaż gdzieś w środku wiemy jak być powinno, jest efektem różnych czynników: własnych grzechów oraz zranień, których nie chcemy wyleczyć lub nie wierzymy, że dają się wyleczyć. Często grzeszymy z powodu własnych, niewyleczonych zranień. Grzeszymy też z egoizmu, którego nawet nie uświadamiamy sobie, bo myślimy w danej sytuacji błędnie, że robimy to, co dla nas najlepsze, a tak naprawdę czyniąc to, ranimy samych siebie. Chcąc się ochronić, zabezpieczyć, zyskać szczęście, schodzimy na manowce...

Usłyszałem kiedyś definicję "chrześcijanina" - to człowiek, który ma relację z Jezusem. Relacje można mieć różne - bardzo złe lub bardzo dobre. Ale Jezus nie odrzuca nikogo. Można mu wykrzyczeć własne bóle, niedoskonałości, np. to, że nie umie się stosować Jego wskazań z Ewangelii, że nie rozumie się dlaczego w niektórych przypadkach trzeba nadstawić drugi policzek, a w niektórych ukręcić bicz i tłuc, tak jak On to zrobił wyganiając handlarzy ze świątyni - i nie umie się rozróżnić tych przypadków. Denerwuje cię to, że nie umiesz czegoś, nie jesteś w stanie czegoś zrobić? Powiedz to Bogu... porozmawiaj z Nim... Są piękne modlitwy, nowenny, ale jak czujesz, że różaniec zmienia się w taśmę produkcyjną w fabryce, to odejdź od tej taśmy i porozmawiaj z Bogiem, który jest OSOBĄ. Człowiek nie lubi być zmuszany do niczego, a jako że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, to sądzę, że On też "nie lubi" być zmuszany do niczego. Jeżeli coś nam daje (a tak naprawdę to nic bez Niego nie mamy), to tylko - aż - z miłości do nas.

Ks. Dziewiecki napisał w tym artykule, skąd jest cytat, że Jezus kochał wszystkich, ale to nie oznacza, że wszystkich traktował jednakowo. Dlatego miłość też nie jest jednakowa. Jednakowe zachowanie w podobnych - wydawałoby się - sytuacjach nie świadczy, że jest czynione zgodnie z miłością. Jeżeli dwie osoby zachowają się tak samo w takiej samej sytuacji, to jedna z nich może być w sercu masochistą, a druga działa z miłością: przykład teoretyczny, pierwszy z brzegu: św. Maksymilian Kolbe z miłości oddał życie za współwięźnia, a teoretycznie więzień Iksiński w tej samej sytuacji zrobiłby to samo z motywacji równoznacznej z samobójstwem...

Tutaj artykuł ks. Dziewieckiego.

Jezus mówił faryzeuszom rzeczy wprost, z delikatnością porównywalną z waleniem młotkiem między oczy... Czy sądzicie, że to nie był jedyny możliwy przejaw miłości z Jego strony do faryzeuszy? Bóg jest miłością i jest doskonały.

Anonymous - 2011-01-03, 13:52

Jarku, zgadza się, wypożyczyłam tę myśl na chwilkę, bo świetnie pasuje do tematu :-D

Norbercie, jak myślisz, czy postawa miłości jest rzeczywiscie tak rozumianą - potocznie? Ilu z nas zatrzymało się na poziomie nieodpłacania złem za zło + wierność + uczciwość i tak znieruchomiało w tej postawie...Tymczasem miłość to ruch, to ciągłe tworzenie...
Skoro jesteśmy w technicznym - porównajmy miłość do auta. Nawet najpiękniejsze z zewnątrz i wewnątrz - nie pojedzie, jeśli silnik niesprawny...Trzeba zająć się jego naprawą... Naprawą serca, bo to w nim rodzi się i trwa miłość.

Danka 9 napisała:

Cytat:
odkrylam ze cos waznego dla siebie
ze moge miec troche takiej martyrologicznej postawy w sobie....w rozumieniu milosci...


Bardzo podoba mi się Twoje podejście do tematu - to poszukiwanie w sobie zbyt słabo dokręconej śrubki.. . Może to tylko śrubka z napisem humor? :-D Noworoczny "przegląd techniczny"...

Anonymous - 2011-01-03, 14:09

róża napisał/a:
Ilu z nas zatrzymało się na poziomie nieodpłacania złem za zło + wierność + uczciwość i tak znieruchomiało w tej postawie...Tymczasem miłość to ruch, to ciągłe tworzenie...


Różo...hmmmm :-D :-D :-D

Ja postawe miłości porównam do tego....

siedze w domu i mam flustrację na....

bo na zewnątrz zła pogoda,leje deszc,jest pochmurno,wieje silny wiatr......

i przeciez mam wytłumaczenie haaaa!!!! mój zły humor ma wytłumaczenie bo przeciez jest taki ,bo jest ochydna pogoda............

lecz nagle????.....

przestaje padać,wiac,przejasnia sie i na zewnątrz wychodzi piękne słonce....

a ja????

nadal jestem zflustrowany

...zatem co jest?????

ano problemem jestem ja i mój humor -a nie czynniki zewnętrzne

i może właśnie załapanie tego daje możliwośc wyjścia z postawy...a wejścia w rozwój miłości......

ale???? to jest jednak zależne od własnego wyboru......tego WOLNEGO WYBORU


pozdrawiam

Anonymous - 2011-01-03, 15:13

róża napisał/a:
Tymczasem miłość to ruch, to ciągłe tworzenie...
Skoro jesteśmy w technicznym - porównajmy miłość do auta. Nawet najpiękniejsze z zewnątrz i wewnątrz - nie pojedzie, jeśli silnik niesprawny...Trzeba zająć się jego naprawą... Naprawą serca, bo to w nim rodzi się i trwa miłość.


Jak to mówi ks. Pawlukiewicz: niektórzy stoją w aucie na parkingu, udają, że prowadzą, kręcą kierownicą i mówią: pyr - pyr - pyr, a tymczasem: wsiądź w Jezusa! daj gazu, jedynka, dwójka, trójka... Alleluja i do przodu! :-D

Anonymous - 2011-01-03, 16:58

Jarek 321 napisał:


Cytat:
wsiądź w Jezusa! daj gazu, jedynka, dwójka, trójka..


Więc w nowym roku: gazu, jedynka, dwójka, trójka :mrgreen: Zwłaszcza, kiedy droga pod górę..


Boże
Boże którego nie widzę
a kiedyś zobaczę
przychodzę bezrobotny
przystaję w ogonku
i proszę Cię o miłość jak o ciężką pracę

Ks. Jan Twardowski

http://www.youtube.com/watch?v=qi3eOfggG2w

Anonymous - 2011-01-03, 21:23

Ciekawy ten nasz dział techniczny :-P
Anonymous - 2011-01-04, 11:35

Życie, jak części różańca... Jest w nim, a jeśli nie ma - to będzie każda z nich ... Chodzi jednak o to, aby nie dać się zwariować - kiedy jest ta radosna ...i nie zapaść się zbyt głęboko pod ziemię, kiedy - ta trochę bolesna, bo i jedna i druga przeminą...
Nie masz tu nic trwałego na ziemi... I my sami przemijamy...
Jedynie miłość trwa wiecznie.
http://www.youtube.com/watch?v=iRVuS5Yoaq4

Anonymous - 2011-01-05, 06:29

lena napisał/a:


Zresztą również sie zgadzam,a z czym nie ....zawarłam w swoich postach.
Nie będę sie powtarzać po raz enty.......Danka wyjasniła.Może jej słowa sa bardziej zrozumiałe.

Leno zgoda.
czasem ludzi chca tego samego a inaczej.
Ważne by umiec się odnaleźć

[ Dodano: 2011-01-05, 06:48 ]
Bo jest "postawa miłości" i Postawa miłości

róża napisała coś co warto sobie wziąć do serca:
róża napisał/a:
jak myślisz, czy postawa miłości jest rzeczywiscie tak rozumianą - potocznie? Ilu z nas zatrzymało się na poziomie nieodpłacania złem za zło + wierność + uczciwość i tak znieruchomiało w tej postawie...Tymczasem miłość to ruch, to ciągłe tworzenie...

to że piszemy tu o postawie, o miłości, że wymieniamy swoje spostrzeżenia, doświadczenia, poglądy świadczy że jest to temat ważny dla Was, dla tego Forum, dla mnie... dla wielu innych.
Cytat:
Ciekawy ten nasz dział techniczny

Czyżbyś i Ty zauważyła, że to tu przez kilka dni biło serce tego forum???

Anonymous - 2011-01-05, 11:28

Z miłością, jak ze starym autem wymagającym nieustannie remontu... Trzeba mieć cierpliwość... Ale to właśnie tym starym BMW, które może już straciło nieco kolor i rzęzi, i zgrzyta, możemy dojechać do mety - obydwoje... W nowym, łatwo o pokusę - rozsiąść się samemu...
J23, chyba rozumiem Ciebie... Czy nie jest tak, że czujesz się nieco wyobcowanym spośród nas, bo nie potrafisz przebaczyć? Hmm, może i łatwo o takie odczucie, że wszyscuy tutaj - mają to za sobą i poszło im łatwo, szybko, bez wysiłku. Nie mogę wypowiadać się za innych, więc refleksje na własnym przykładzie...
Hmm, nie jest to proste..... To jakby pozwolić przetoczyć się przez siebie - długotrwałej burzy...
Owszem, to pewnie może zadziać się szybciej, mniej boleśnie, kiedy już w sercu po miłości jedynie echo... Czyli tak naprawdę - obojętność. Ale czy wtedy przebaczenie jest prawdziwe? Tu może warto zapytać siebie, co było pierwsze - praca nad zobojętnieniem, żeby przebaczyć, czy też zobojętnienie wskutek przebaczenia, żeby już na przyszłość nie bolało? Odkleić się od męża/żony, żeby już nie leżeć więcej pod starym BMW, nie "brudzić się złością", sobą samym brzydszym?
Obojętność to jednak nie miłość , no chyba, że święta obojętność :-D ... Z wielkiego zranienia do miłości, jak niegdyś, a może i większej - droga trudna, mozolna.....

Więc, czy nie jest tak, że czasem postawa miłości jest już obojętnością? A może ta funkcjonowała z powodzeniem już od dawna (nierozpoznana), a kryzys małżeński jest tylko jej skutkiem ?

Różną mamy wrażliwość, różna przeszłość nas kształtowała, więc i nie ma schematu na przebaczenie, na miłość. One mają swój niepowtarzalny rytm, bo i my różnimy się mniej lub bardziej...... To, co zaledwie draśnie Jasia, już bardzo mocno porani - Stasia i będzie on potrzebował duużo więcej czasu na leczenie niż Jaś... To, co będzie jeszcze miłością dla Jasia, dla Stasia będzie obojętnością, bo Staś ma inne, większe oczekiwania... Dlatego, warto konsultować jak najczęściej z mężem/żona, czy czuje się on kochanym. Może jego/jej odpowiedż rzuci nowe, prawdziwe światło na moją postawę miłości. Może zaniepokoi - twórczo...

A przebaczenie? Moim zdaniem, w przypadku wielkich zranień - może zadziać się tylko przy pomocy z Góry, czyli uzdrawiająca moc Sakramentów. I znowu, czy ja przypadkiem nie czekam, kiedy sam/sama uporam się z przebaczeniem, żeby powrócić do życia sakramentalnego, czy mam świadomość, że jestem słaby/słaba, sam/sama mogę jedynie porążyć się w bagnie nieprzebaczenia coraz bardziej... Czy szukam Pomocy...
Czas doświadczenia nienawiści w sobie to cenny czas widzenia siebie prawdziwym. Że ani ja znowu taki piękny/a ani taki/a znowu brzydki. Potrafię trochę kochać, ale też całkiem dobrze potrafię - nienawidzieć... Ot po prostu, człowiek w całej krasie - proch i nicość ...wobec Bożej Miłości, Bożego Miłosierdzia. Jako takim - dalekim od doskonałości, też mogę cieszyć się sobą - prawdziwym, cieszyć się życiem. Bez wątpienia - do takiej radości potrzeba pokory. A ta nie jest trendy...
Czy żyjemy pełnią Ewangelii na codzień? Czy może raczej - próbujemy żyć... Już sam fakt próbowania, że jest w nas taka wola, to niewątpliwie - efekt Łaski Bożej... Ale żyć pełnią? Któż to potrafi?
J23, marzyłeś o walce - masz ją... Masz swoją barykadę... Na litość - nie giń jednak na niej :-D . Nie musisz. Dopóty widzisz siebie w prawdzie - wygrywasz.
To naprawdę baardzo trudne - wybaczyć komuś, kto nie poprzestaje na samym skrzywdzeniu, ale pała gniewem, nienawiścią - krzywdząc bez końca. A co dopiero - kochać go? To już ciężka praca.
J23, poczuj się wreszcie na Sycharze, jak u siebie :-D .

Miłość... Któż wie, gdzie jest początek - jej prawdziwej i gdzie koniec... Gdzie przebaczenie - już pełne, a gdzie zaledwie jego namiastka... Same tajemnice...

Anonymous - 2011-01-05, 15:05

róża napisał/a:
Różną mamy wrażliwość, różna przeszłość nas kształtowała, więc i nie ma schematu na przebaczenie, na miłość. One mają swój niepowtarzalny rytm, bo i my różnimy się mniej lub bardziej...... To, co zaledwie draśnie Jasia, już bardzo mocno porani - Stasia i będzie on potrzebował duużo więcej czasu na leczenie niż Jaś...


Zagrożenia jedności małżeńskiej cz. 2. Inne światy.
http://www.parafia-magdalenka.pl/?p=110 (trochę o różnicach wrażliwości wynikających z ...)

Anonymous - 2011-01-05, 20:52

róża napisał/a:
J23, marzyłeś o walce - masz ją... Masz swoją barykadę... Na litość - nie giń jednak na niej :-D . Nie musisz. Dopóty widzisz siebie w prawdzie - wygrywasz.

Tak, kiedy miałem 13 lat myślałem jak Jaś. Dziś jestem już Janem i myślę, że trzeba wiedzieć kiedy z tej barykady zejść. Bo tkwiąc na niej można stracić i to co już stracone i to co można było ocalić.
Różo - Sychar nie jest miejscem gdzie będę "u siebie".

Co do odczuć na temat wybaczenia. Nigdy w życiu "inni" i to co im wyszło lub nie, nie byli dla mnie wyznacznikiem.
Zawsze będę powtarzał: ilu ludzi tyle supełków w ich życiu, Ile małżeństw tyle dróg do ich rozwiązania, ile skrzywdzeń tyle możliwości lub nie do wybaczenia i pojednania.

Anonymous - 2011-01-05, 21:13

j23 napisał/a:
ilu ludzi tyle supełków w ich życiu, Ile małżeństw tyle dróg do ich rozwiązania, ile skrzywdzeń tyle możliwości lub nie do wybaczenia i pojednania.


A ilu ludzi tyle dróg do znalezienia Pana Boga :-)

Wtedy będziecie szukali Pana, Boga waszego, i znajdziecie Go, jeżeli będziecie do Niego dążyli z całego serca i z całej duszy. (Pwt 4, 29) :-D


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group