Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - kryzys wieku średniego mojego męża- pomocy

Anonymous - 2010-12-24, 10:55

rozumiem że nic nie mogę. Poprostu pogodzić się i czekać ma jeszcze gorsze. A w tym wszystkim ja. Czuje się małoważna bo moje życie wymyka się w otchłań. Tak zająć się sobą to nie takie proste kiedy serce pęka z bólu. Jakie nam szanse ja 40 latka przy 24 młodej wesołej dziewczynie. Dzieci też zaczęły go irytować . Równia pochyla w dół. Gdzie bliżej.. Końca małżeństwa czy końca jego szaleństwa. Dziś wigilia najgorsza w moim życiu . On ma dosyć a ja już nie daje rady udawać . Już nie robię mu wymówek co po co i tam nie słucha -uodpornił się i zlewa mnie. No i jak tu się uśmiechać .
Anonymous - 2010-12-25, 23:25

Wspólczuję airam, przechodzilam i a i może jeszcze przechodzę to samo. Moj mąż wyprowadził się 1,5 roku temu. O kryzysie wieku średniego przeczytałam wszystko co tylko można bylo. Nieobecny był 2 lata a rok wcześniej urodzila nam sie corka ( mamy jeszcze 14 letniego syna). Byly kursy tanca ukrywane, wypieral sie ze nie ma innej kobiety ale byla. Teraz jest 28 letnia młoda i coś przebąkuje ze motor chce kupić. Ja zostalam z dziećmi, przychodzi do dzieci często a ja czuje sie ciągle źle. Tak, tak 40 lat to jest ten wiek, że coś takiego się dzieje i wierz mi robiłam wszystko aby wyszło, chodziliśmy na terapię malżeńską i nie wyszlo niestety. Ale słyszałam też że można to przejść i może sie udać.
Pozdrawiam i dużo siły życzę.

Anonymous - 2010-12-26, 15:38

Mój mąż nie ma 40 lat, ale niestety za jego sprawą przeżywam to samo co wy. Ostatnio mu wspomnialam, że to co sie z nim dzieje to wlasnie kryzys tożsamości i wiecie co: zgodzil sie z tym. Sam sobie z tym nie radzi, sam tego nie rozumie, nie zmienia to jednak naszej obecnej sytuacji :(
Anonymous - 2010-12-27, 09:06

to już nie jest wirtualna przyjaciółka. Koszmar z ubiegłych lat powrócił. I jak tu siebie odnaleźć. Pocieszać go. on sam się pociesza z inną i myśli że tego nie widzę. Nie wiem czy to wytrzymam i ile. Już płakać chyba nie umiem. Nadzieję że się opamięta też tracę. A moja godność szacunek dla siebie . Czuje pustkę i bezradność.
Anonymous - 2010-12-27, 10:12

airam napisał/a:
A moja godność szacunek dla siebie

Ariam.......nikt i nic Ci tej godności nie może ani zabrać ani dać jak Ty sama na to nie pozwolisz!!!!!
To samo z szacunkiem.............. To Ty masz najpierw szanować siebie ,a inni będą tak Ciebie szanować jak Ty sama siebie.
A płacz???? no cóż........przykre to ale płacz w takich sytuacjach działa najczęściej odwrotnie od zamierzonego.
Poprostu "popapraniec" utwierdza się w swoim myśleniu ,że z taką "babą' jedzą,bluszczem,mazgajem,płaczką nie sposób wytrzymać.........że nie sposób ją szanować........że nei sposób o nią zabiegać.............bo nie ma o kogo.
Bo to nie jest ta "księżniczka" z narzeczeństwa.
Poprostu to jedna wielka pomyłka.

Ariam............ kiedyś Ola2 zamieściła na tym forum "Instrukcję własnego chcenia"
Może wydrukuj ją soebie i zacznij stosować:

INSTRUKCJA OBSŁUGI WŁASNEGO CHCENIA/NIECHCENIA – DLA POCZĄTKUJĄCYCH

Przepis na wyjście z domu
1. Wziąć swój zmaltretowany zewłok z wersalki lub fotela i zanieść ‎do łazienki.
‎2. Jeżeli będzie się opierać, złapać za czuprynę lub uszy.
‎3. W łazience napuścić wodę do wanny i nie pomylić gorącej z zimną - lepiej wymieszać i ‎łokciem sprawdzić, czy się nadaje.
‎4. Do wody wsypać olejków wonnych tudzież soli kąpielnych.
‎5. Leżeć w tym minimum 20 min.
‎6. Nie zapomnieć ruszać rękami, bo wprawdzie się ciało namoczy, lecz samo nie umyje.
‎7. Wyjść z wanny i szorstkim ręcznikiem potrzeć wszędzie. Wszędzie napisałam, a więc tam tyż.
‎8. Natrzeć ciało, co by się nie łuszyło, a ujędrniło - nie mylić tej czynności z zabalsamowaniem.
‎9. Ułożyć szał fryzurę i nałożyć makijaż - na twarz, nie na włosy.
‎10. Iść do szafy i pogrzebać. Wyjąć ciuchy, który trzymało się na najlepsze okazje, w tym ‎bieliznę.
‎11. Założyć to wszystko stosownie do pogody i pory dnia (nie polecam ulubionego ‎bikini+jesiennego płaszcza+klapek=strój powodujący, że cię zamkną w wariatkowie albo za coś ‎inszego zaraz po wyjściu z domu).
‎12. Usiądź przy telefonie z adresami rodziny i przyjaciół.
‎13. Zacznij dzwonić od nazwiska zaczynającego się na A.
‎14. Umów się z kimkolwiek, pamiętając, żeby wykluczyć mężów swych koleżanek i przyjaciółek, ‎bo może być groźnie, a ty masz i tak dużo adrealiny we krwi, więcej ci nie trza, bo padniesz, ‎nim wyjdziesz. A więc nie z kimkolwiek, ale tylko i wyłącznie z kobietą, którą lubisz, a która jest ‎pogodna i niebiańsko cierpliwa, spolegliwa.
‎15. Wyjdź z domu (oczywiście ubrana) i nie zapomnij zamknąć drzwi na klucz (acha, woda z ‎wanny wypuszczona?!).
‎16. Dalej samo się zrobi, bo jak dotrzesz do tego punktu, to oznacza, żeś w 90% ogarnięta.
‎17. Pamiętaj, tylko wróć do domu późno.
‎18. Jak coś fajnego, fajniejszego jak powyżej wymienione, do głowy nagle wpadnie, ‎natychmiast rzucać wszystko ( prócz bąbelków) i rozpocząć realizację tego czegoś, co wpadło.‎

P.S. Uwaga! Instrukcja nie nadaje się do bezpośredniego użytku dla facetów - oni se muszą ‎kilka rzeczy zmodyfikować.
P.P.S.S. Uwaga! Jeśli masz dzieci, to musisz wcześniej zadbać o ich opiekę.



INSTRUKCJA OBSŁUGI WŁASNEGO CHCENIA cz. II jest przeznaczona dla tych, którzy pierwszą ‎instrukcję stosują bez posługiwania się ściągą, znaczy się realizują ją z pamięci.

Inspiracją do powstania tej instrukcji były własne doświadczenia oraz poglądy bardzo pozytywnie ‎nastawionego do życia prof. Marcela Messinga, holenderskiego antropologa, filozofa i mistyka, który ‎mówi: "Przestańcie się bać, nadchodzą naprawdę wspaniałe czasy". Wprawdzie ma na myśli czasy, ‎które mają nadejść globalnie dla ludzkości, to zanim dojdzie do tych przemian, to każdy powinien już ‎teraz zadbać o szczęście swoje i bliskich. Wprawdzie prochu facet nie wymyślił, ale fajnie brzmi.

INSTRUKCJA OBSŁUGI WŁASNEGO CHCENIA CZ. II - DLA ZAAWANSOWANYCH

‎1. Wyjdź do ludzi, ale nie rzucaj się na nich łapczywie, bo wprawdzie czasami samotność bywa ‎fajna, ale przebywanie non stop "sam ze sobą", może doprowadzić Cię do tego, że już nie ‎będziesz mogła patrzeć na siebie. A od tego do depresji czy nałogów króciutka droga.

‎2. Otocz troską dzieci (tylko nie bądź do cholery nadopiekuńcza). Poświęcaj im czas, i nie chodzi ‎tu o ilość, jaką poświęcasz, ale jakość tych kontaktów. Nie masz własnych dzieci? Nie szkodzi! ‎Mogą być cudze, z dalszej rodziny, siostrzenice/siostrzeńcy, bratanice/bratankowie.

‎3. Idź do lasu, parku, w pole, kiedy tylko zaświeci słoneczko, kiedy tylko możesz. Zamykaj oczy i ‎słuchaj, wdychaj. I tylko nie gadaj, że mieszkasz w centrum miasta. Wtedy rusz tyłek trochę ‎dalej.

‎4. Kiedy chwycą Cię nerwy, złap się za jakąkolwiek pracę fizyczną. Piszę jakąkolwiek, bo już ‎dom możesz mieć, z racji częstych nerwów, wylizany do czysta. Zawsze jeszcze możesz ‎popracować na rzecz otoczenia.

‎5. Rozwijaj i podlewaj w sobie współczucie i miłość do innych ludzi. Wiem, że do niektórych, tych ‎jeszcze krzywdzących Cię, jest trudno. No to zacznij od innych. Jak się wprawisz, przeniesiesz ‎to na krzywdzicieli. Myśl o zaletach ludzi, a nie koncentruj się na ich wadach. Nikt nie jest ‎doskonały! Pomyśl, że ta sfrustrowana dziś pani w kolejce, odreagowuje być może... właśnie ‎zdradę męża.

‎6. Bądź czasem krową lub żółwiem. Staraj się być cierpliwa i unikaj gwałtownych reakcji. To, co ‎Cię dzisiaj wyprowadza z równowagi, jutro może nie mieć znaczenia. Niestety w naszym ‎przypadku, to najtrudniejszy punkt do zrealizowania.

‎7. Masz prawo do "nicnierobienia". No bo jak realizujesz te wszystkie punkty, to i tak robisz ‎wiele. Bóg przez sześć dni ciężko pracował, a siódmego dnia wreszcie mógł odpocząć. Dlatego ‎ten siódmy punkt dopisałam, taki tylko dla Ciebie, człowieku, będący w czasie kryzysu lub po ‎kryzysie.

Pozdrawiam optymistycznie

Anonymous - 2010-12-27, 23:42

To co napiszę Airam nie spodoba sie pewnie kilku osobom...moze i Tobie
ale to moje własne doświadczenie...coś, o czym moge powiedziec - wiem, poczułam, widziałam...

znałam kiedys kogoś, faceta...po 40
panienki na boku - pierwsza kiedy miał 44 lata (pół roku)...potem 5 lat później nastepna(ponad rok)...i kolejna nie całe półtora roku po niej(tez koło roku)...
wszystkie zachwycające, jedyne, niepowtarzalne, mądre, wartościowe...troche potrzebujące męskiego wsparcia - jak my wszystkie, kobiety...
a zona...
żona sobie trwała na posterunku, miała swoje zainteresowania, wymagała od swojego męża dokładnie tyle ile przedtem, czasem sie nadymała, czasem wpadała w rozpacz albo złośc - wszytsko w pewnym umiarze...
miała swoje koleżanki, swoj specyficzny świat, w którym znajdowała samorealizację...

przetrwała...
bo on to jednak, mimo wszystko, widział, potrafił docenic pomimo, jej wartość...i zostawiał po kolei kobiety swojego zycia
znałam go dobrze, to nie jest wyimaginowana postać...

czasem trzeba trwac, po prostu, mając swoją wartość, poczucie, ze jest sie kimś (poczucie własne, samo dla siebie), trwac...

myslę, ze dla jego zony to tez było trudne...ona tez widziała co sie dzieje...
ale ona nie dawała pozanac tego po sobie, nie wprost

męzczyźni w tym wieku, jakkolwiek podatni na damski urok szczególnie sporo młodszy, potrafia docenic stabilnośc tego co mają...a od czego zdarzało im sie uciekać...

moja babcia mawiała - dobrze karmic, chwalic ...i nie spuszczać z oka...
to ostatnie Ci odpada, bo sam sie spuścił...ale ta reszta... ;-)

ja wiem, ze to nie łatwo...ale co pozostało?
toczyc walkę, az ten o którego ona sie toczy umknie z linii frontu?
a moze lepiej zostac ta spokojna przystanią...?

nie proponuje Ci bierności...ale moze pewien umiar
sztuka złotego środka

i uwierz, bo jak sie nie wierzy, to traci sie połowe mozliwości


No, a teraz mozecie mnie objechać...wszyscy myslacy inaczej :mrgreen:

Anonymous - 2011-01-02, 22:23

trwać a czy to odniesie skutek? zaczynam mieć dosyć
Anonymous - 2011-01-02, 22:29

kryzys jest do przejścia jeśli chcą obie strony...u mnie był tzw.kryzys ...czuję się przegrana ,przyznaję się...rozwód to nie wygrana...to porażka,że nie wyszło
Anonymous - 2011-01-03, 12:01

Zabrałam głos wiec odpowiem...tak jak czuje i widzę...

nikt nie daje żadnych gwarancji...to zycie

ani ja na efekty czekania
ani inni na sto innych sposobów i pomysłów na to co z tym fantem zrobić...

myśle, ze umiem powiedzieć co czuje ta druga strona kiedy jest ze wsząd atakowana "miłością"...prośbami, jękami, chęcią naprawy...wymówkami, pretensjami i deklaracjami na przemian...
ale to tylko moje widzenie świata...moje odczucia
i historia kogoś, kogo znałam...

odruch ucieczki, jaki wywołuje natarczywość drugiej strony, to chyba jednak nie to, co chcesz osiągnąć Airam?

a Iwonka ma racje...jezeli jedna strona nie chce, to nic nie poradzi na to ta druga

jak mawiaja - jak ktos nie chce, to gorzej jak by nie mógł...

pozostaje co?...wiara w cuda...
napisałam Ci - i uwierz...ale nie buduj na tej wierze swojego świata...

tak czuje to ja

pozdrawiam - i wszytskiego co najlepsze w Nowym Roku :)

Anonymous - 2011-01-07, 11:53

czy jest sens jechać na spotkania małzeńskie pogłębiające, kiedy mój mąz mówi mi, że robi to tylko dla mnie i na nic się nie nastawia. co to może nam dać?
Anonymous - 2011-01-07, 12:58

Taką chęć wyjazdu męża, choćby tylko ze względu na Ciebie (czy to nie jest już COŚ, że mąż chce zrobić to dla Ciebie?) warto wykorzystać. Jakże często w ten sposób rodzą się piękne owoce - niespodziewanie ...obydwoje zostają obdarowani.
Airam, jak najbardziej - polecam taki wyjazd. Pokaż, że cieszysz się :-D .
http://www.youtube.com/watch?v=eA0v3LfGemM

Anonymous - 2011-01-07, 15:06

airam napisał/a:
czy jest sens jechać na spotkania małzeńskie pogłębiające, kiedy mój mąz mówi mi, że robi to tylko dla mnie i na nic się nie nastawia. co to może nam dać?


Na weselu w Kanie nikt nie pytał, czemu ma napełniać dzbany wodą i co to może dać, jaki w tym sens. Nie kalkulowali, tylko wypełniali wodą po brzegi, najwięcej jak mogli. A Pan uczynił cud.

Airam, nie kalkuluj. Jedź i nie oczekuj, daj z siebie wszystko, co możesz. Ciesz się, że możecie jechać (wielu z tutaj opisywanych współmałżonków popukałoby się w głowę, gdyby mieli jechać na takie rekolekcje). Niejeden raz czytaliśmy tu o przypadkach, kiedy podczas takich rekolekcji wiele się działo z małżonkami. Czasami zmiany były trwałe, czasami chwilowe - nie ma co oczekiwać, nastawiać się. Najważniejsze by działać i zrobić wszystko, co można w tej sytuacji.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Anonymous - 2011-01-07, 22:36

kryzys wieku średniego.... jak każdy kryzys nalezy się mu przypatrzec czy jest kryzysem wchodzenia w kolejny etap naszego zycia razem, czy może jest przedłużeniem i nałożeniem innych kryzysów z przeszłości naszej, całego naszego pożycia małżeńskiego..
Mamy wiele etapów w naszym zyciu i w związku z nimi przechodzimy różne kryzysy... kryzys dotarcia sie po zawarciu małżeństwa, kryzys po narodzeniu się dzieci, kryzys wieku średniego...
jak kazdy mozna przejść, tylko pytanie czego tyczy kryzys, wybranego etapu z naszego życia czy tez całego naszego pożycia razem, bo od tego zaczyna sie praca nad związkiem...
jesli to rzeczywiście tylko kryzys wieku średniego, i do tej pory było dobrze każdemu w małżeństwie,
to może wystarczy tylko w okresie gdy dzieci są już dorosłe inaczej spojrzeć na nowy etap zycia, na nowy wymiar swojego bycia razem, przeorganizowanie potrzeb każdego z nas, tak by każdemu na nowym etapie zycia było super fajnie razem i każdemu z osobna,
a jesli nie i kryzys to obraz całokształtu zaniedbań, niedopatrzeń naszego małżeństwa,
wtedy praca nad związkiem jest o wiele trudniejsza
bo i czas i potrzeby po drodze i zaniedbania każdego z małżonków sa o wiele większe do nadrobienia...
dlatego nalezy na początku przyjrzeć sie swojemu małżeństwu jak ono wyglądało, a dopiero potem rozpocząc prace nad jego zmiane ku lepszemu...
inaczej to najlepsze wyjście spychanie na problem wieku średniego zamiast przyznawanie sie do współodpowiedzialnosci za jego jakość...

Anonymous - 2011-01-13, 15:51

dziękuję wszystkim.

z wielkim trudem ale pojechaliśmy na spotkania małżeńskie. oportunista- mój mąż , zmusiłam go to chciał mi zrobić na złość i nie uczestniczyć. Jednak przemógł sie. Razem uczestniczyliśmy. bez jego emocji .Trudno powiedzieć jaki będzie skutek. Jest poprawa ale on nadal nie tak blisko mnie jak był. Ten dystans jest trudny do zniesienia. Jakby był obok ale nie ze mną. brak jeszcze szczerości i więzi. tęsknię za nim prawdziwym czy to jeszcze kiedyś się stanie? a jeśli w grę wchodzi inna kobieta i kocha nas obie? czasem tak właśnie czuję. Można powiedzieć że się zadręczam ale brakuje mi sił jak w takim stanie go widzę. mówi mi że mu na mnie zależy ale ja potrzebuję jego miłości , radości i oddania. jak go odzyskać?

za każde słowo od was dziękuję.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group