Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Przypadek zupełnie beznadziejny

Anonymous - 2011-07-17, 22:58

Wujt napisał/a:
Znam ją trochę więc mogę tak zakładać.



trochę to za mało, Bóg zna Jej serce, nawet Ona sama wielu rzeczy o sobie nie wie.

Anonymous - 2011-07-18, 16:41

I tak już kiedyś Nałkowska pisała: znamy sie na tyle na ile nas sprawdzono. I żona jest pewnie zaskoczona, że jak jej włączono przycisk: sprawdzam, to oblała egzamin z życia. I pewnie nie wie, co zrobisz, to jeszcze bardzo świeże, czy Ty sam to wiesz? Czy któreś z Was wniosło sprawę o rozwód lub zaprzeczenie ojcostwa (czas ucieka, 6 mcy od urodzenia dziecka)? Jeżeli żadne nie wniosło to jest wzajemna nadzieja. Ty sobie możesz to uzasadniac jej tchórzostwem ale z tego co piszesz przy tej całej sytuacji ona nie jest tchórzem. Piszesz, że się umartwia, nie znam jej ale myślę, że nie chce się tak czuć. Szuka drogi na poukładanie i tez ją to wszystko boli, tym bardziej, ze sama Wam to zrobiła. Piszesz, że się Ciebie boi. Te dwa przykłady, które podałeś z wózkiem i jej rodziną nie tyle świadczą o tym, że CIEBIE sie boi. Ona sie po prostu boi. O to jak będzie to dziecko traktowane, o to jak będzie odbierane, o totalne odrzucenie przez tych nielicznych, na których wydawało się, że mogła liczyć, tj na własną rodzinę. Pisząc o słowach Karole chodziło mi o to jasne i wyraźne wsparcie: jest mi bardzo ciężko, nie wiem jak będzie ale chcę dać nam szansę bo jesteś dla mnie ważna. Wiem, że trudno w takiej sytuacji ale .. To juz chyba faktycznie tylko w rękach Boga bo to na ludzką głowę za dużo.
A osobom, które napisały dobre słowo tutaj to dziekuję. Nawet nie wiecie jakie to ważne. I jak dobrze, że jest takie forum.

Anonymous - 2011-07-19, 21:55

Cytat:
I pewnie nie wie, co zrobisz, to jeszcze bardzo świeże, czy Ty sam to wiesz?

Nie wiem. Jakoś nie mam ochoty zakładać nowej rodziny choć bardzo chciałbym ją mieć.


Cytat:

Czy któreś z Was wniosło sprawę o rozwód lub zaprzeczenie ojcostwa (czas ucieka, 6 mcy od urodzenia dziecka)? Jeżeli żadne nie wniosło to jest wzajemna nadzieja.

Złożyłem pozew o zaprzeczenie ojcostwa. Ona w sumie sama chciała złożyć, ale wolę to mieć pod swoją kontrolą, bo jakby to robiła równie skutecznie jak pozew o rozwód, to za 6 miesięcy okazałoby się, że to dziecko jednak jest moje i już nic nie można z tym zrobić.

Co do sprawy o rozwód, to we wrześniu zeszłego roku miałem już gotowy pozew. Ona (była już wtedy w ciąży, ale ja tego nie wiedziałem), najpierw mówiła, że nie ma do tego głowy, potem żebym składał, a jak ja powiedziałem pod wpływem rodziny, że nie składam, to powiedziała, że sama złoży. Jak się dowiedziałem, że jest w ciąży to zapytałem czemu tego pozwu nie złożyła jeszcze. Powiedziała, że to zrobi raz dwa. Potem, że przed Bożym Narodzeniem. Teraz twierdzi, że trzeba najpierw zrobić zaprzeczenie ojcostwa. Nie dopatrywałbym się w tym jakiejś jej nadziei na uratowanie małżeństwa. Po prostu jej na tym nie zależy, gach nie ma zamiaru odchodzić od żony, a tym bardziej się rozwodzić, poza tym to czas gra na jej korzyść. Może zakłada, że sobie kogoś znajdę i sam będę chciał rozwodu i nie będzie mi zależało na orzekaniu o winie itp.

Ona jest chytra jeżeli nawet nie świadomie to podświadomie.


Cytat:
Ty sobie możesz to uzasadniac jej tchórzostwem ale z tego co piszesz przy tej całej sytuacji ona nie jest tchórzem.

Jest tchórzem. Nie potrafi mówić o swoich emocjach, boi się wszystkiego i wszystkich. Czy ktoś kto po pijaku jeździ samochodem 200km/h jest bohaterem? Nie jest głupi. To co ona nabroiła to nie jest dowód na jej odwagę tylko niedojrzałość.

Zawsze tak było. To nie jest, że sobie jakiś jej czarny obraz teraz maluję. Po prostu ma różne ułomności jak każdy i ja je akceptowałem, z tym, że nie miałem pojęcia, że te jej ułomności doprowadzą do czegoś takiego.

Cytat:
Piszesz, że się umartwia, nie znam jej ale myślę, że nie chce się tak czuć.

To jest taki typ człowiek, dla którego szklanka jest w połowie pusta. Piszę o tym jaką ją znałem.

Teraz mamy kontakt ograniczony i jak wysyła jakieś komunikaty to: ,,patrzcie jestem sama, mam dwójkę dzieci, żyję, daję sobie radę''.

Cytat:
Szuka drogi na poukładanie i tez ją to wszystko boli, tym bardziej, ze sama Wam to zrobiła.

Układa sobie i chwała jej za to, że się nie stacza jeszcze bardziej. Przynajmniej niczego takiego nie widzę. Nie widzę, żeby ją cokolwiek bolało. Od samego początku nie widziałem w niej choć cienia skruchy.

Jej historia jest prosta: ja jej nie rozumiałem, nie starałem się zrozumieć, jestem beton, ona spotkała miłość swojego życia, ja mam na co zasłużyłem, może to jest przykre co zrobiła, ale małżeństwo i tak by się rozpadło, bo do siebie nie pasujemy, a ja jestem frajerem, że nie potrafię tego zrozumieć, ale czemu się dziwić skoro i tak nic nigdy nie rozumiałem i jestem beton więc i tak nic nie zrozumiem, więc nie ma sensu mi tłumaczyć.

Cytat:
Ona sie po prostu boi.

Widzisz niezależnie od siebie do tego doszliśmy. Tak jak powyżej pisałem: ona się boi wszystkich dookoła i zawsze się w pewien sposób bała. Mnie również. Wiem np. z relacji teściowej, że ona się bała ze mną pewne drażliwe tematy poruszać. Nie wyobrażajcie sobie mnie jako jakiegoś tyrana, ale po prostu ona ma problem z komunikacją. Nie potrafi mówić, słuchać, jak się ktoś z nią nie zgadza, to reaguje agresją i wycofaniem.

Cytat:
O to jak będzie to dziecko traktowane, o to jak będzie odbierane, o totalne odrzucenie przez tych nielicznych, na których wydawało się, że mogła liczyć, tj na własną rodzinę.

Ona się sama wyautowała. Jej naprawdę nikt nie potępił. Teściowa ją wspiera, siostra tak samo. Znajomi są skłonni utrzymywać z nią kontakty, ale ona sama zerwała kontakt ze wszystkimi z wyjątkiem tych którzy mnie nie lubią tj. 2 osób i które jako pierwsze się o wszystkim dowiedziały i ją wspierały w rozwalaniu własnego małżeństwa i tamtego np. zapewniając, ze to ma sens, że jak tamten odejdzie od swojej rodziny to może mieć dobry kontakt z dziećmi itp.


Cytat:
Pisząc o słowach Karole chodziło mi o to jasne i wyraźne wsparcie: jest mi bardzo ciężko, nie wiem jak będzie ale chcę dać nam szansę bo jesteś dla mnie ważna. Wiem, że trudno w takiej sytuacji ale .. To juz chyba faktycznie tylko w rękach Boga bo to na ludzką głowę za dużo.

Wiesz jakie były jedne z moich pierwszych słów jak mi powiedziała, że jest w ciąży?

Powiedziałem jej, że może ja jestem w szoku, ale że może na mnie liczyć i że jak będzie trzeba to jej pomogę. Mam wrażenie, że na moment zaszkliły jej się oczy, ale po ułamku sekundy się uspokoiła i powiedziała, że nie potrzebuje żadnej pomocy.

Przez naprawdę długi czas starałem się być życzliwy, może aż nadto, ale zbyt przykre dla mnie było to, że traktuje mnie z buta i dałem sobie spokój.

Długi okres czasu jak mnie o coś prosiła to to robiłem, ale też postawiłem granicę, bo sam nie potrafiłem się o nic doprosić.

W dalszym ciągu jestem uprzejmy, tyle, że na dystans i nie na każde zawołanie. Zresztą ona stara się o nic mnie nie prosić.

Cytat:


A osobom, które napisały dobre słowo tutaj to dziekuję. Nawet nie wiecie jakie to ważne. I jak dobrze, że jest takie forum.

Napisz proszę o sobie coś więcej. Tutaj albo na prywatną wiadomość.

Dobrej nocy!

Anonymous - 2011-07-21, 17:38

Wujt, tak mnie coś naszło żeby Ci napisać co sądzę o Tobie i Twojej sytuacji (będę trochę ogólnikami walił, wiesz pamięć już nie ta ;-) ).

piszesz, że nie widzisz szansy / nie wierzysz że żona wróci.

ale ja jestem taki "ktoś" kto zawsze ma zdanie odmienne, nie lubię iść z prądem, tak to tylko śnięte ryby płyną ;-)

więc niniejszym zgłaszam votum separatum.

żona poszła na zieloną trawkę. to fakt niezaprzeczalny.
żona ma dziecko z innym. to też fakt niezaprzeczalny.

ale ja widzę światełko! a wiesz jakie? w Twojej postawie!

wiernie czekasz na żonę. wprawdzie masz do niej jakieś tam pretensje, często jesteś wobec niej niemiły, nie chcesz jej pomagać, itp. ale to normalne w Twojej sytuacji. (dziwne by było to że jej pomagasz ze wszystkim, jesteś milutki jak baranek i w ogóle to całą sytuacja się nie przejmujesz)

do czego zmierzam? chciałem Ci po prostu napisać że mimo wszystko zachowujesz się jak prawdziwy Mężczyzna. tak, przez duże M i pogrubione.

a kogo potrzebuje kobieta? na to powołują się tacy panowie jak Jacek Pulikowski czy Ksiądz Pawlukiewicz.

kobieta potrzebuje prawdziwego mena przy sobie. a prawdziwy men to nie koniecznie jakiś umięśniony byczek, z paroma dziarami na łapskach, nie ten co potrafi kogoś pobić, nie ten co zalicza coraz to nowe laski, w końcu nie ten co rozbija czyjeś i swoje małżeństwo.

prawdziwy mężczyzna to taki przy którym kobieta (żona) czuje się bezpiecznie.

koleś Twojej żony to nie jest prawdziwy facet, to łajza, chłystek, gówniarz. i każdy kolejny jej "misio" też będzie gnojkiem i gówniarzem. ona nigdy się nie będzie czuła bezpieczna z kimś innym prócz Ciebie. i kiedyś to zrozumie. i jak już to zrozumie to Ty masz na nią czekać! masz być wtedy prawdziwym mężczyzną. i nie trać czasu, zacznij już dziś!
ks. Pawlukiewicz mówi: jeśli ojciec nie zrobił z Ciebie mężczyzny to tylko Bóg może Cię nim zrobić.

Bóg nam daje kryzysy po coś. mi zapewne go dał żebym stał się z gówniarza mężczyzną, myślę że powoli się nim staję. ciężko na to pracuję.

ja w Ciebie wierzę Wujt, imponujesz mi stary!

ja od Boga dostaję wszystko o co poproszę. więc od dziś będę się mocno modlił za Wasze małżeństwo. tak więc cytując z klasyka: do roboty :-)

Anonymous - 2011-08-04, 00:31

Jestem po sprawie o zaprzeczenie ojcostwa.

Sporo emocji to u mnie wywołało. Nie wiem czemu, ale nawet miałem problem ze snem.

Trafiliśmy na fajną, mądrą sędzinę.

Na początku się zdziwiła, że nie mamy rozwodu. Potem mówiła, że trzeba się dotrzeć w małżeństwie. Potem mówiła o sprawach mało związanych ściśle ze sprawą o zaprzeczenie ojcostwa m.in:
- dzieci nie wybaczają ojcom rozwodów (to do mnie było, powiedziałem, że nie zamierzam się rozwodzić),
- Magdzie powiedziała: ,,co Pani powie dziecku za 5-10 lat? Jak pani mu wytłumaczy, że jakaś inna kobieta potrafi z tatusiem wytrzymać, a pani nie potrafiła'',

Pytała mnie, czy wybaczyłem żonie, odpowiedziałem, że tak. Potem mnie jeszcze zapytała, czy widzę możliwość żeby być z żoną. Odpowiedziałem, że chciałbym być.

Żonę też o to zapytała, ona jakoś wymigała się od odpowiedzi, powiedziała, że od sierpnia o tym nie rozmawialiśmy.

Niestety nie powstrzymałem się od dwóch szpil. Pierwsza to jak mnie sędzina zapytała o to czy wiem czyje to dziecko, to odpowiedziałem, że z tego co żona mówiła to było niepokalane poczęcie. Sędzina powiedziała żebym nie szydził. Przeprosiłem. Potem jeszcze jak żona zeznawała np. współżycia, to dopowiedziałem, że to przecież był jeden jedyny raz.

Co do tego współżycia, to żona albo kłamała albo sama nie pamięta, bo to jest niespójne z tym co mi sama wcześniej mówiła. Odniosłem wrażenie jakby jej było się wstyd przyznać, że to może był rzeczywiście tylko jeden raz, bo najpierw zeznała, że to trwało kilka miesięcy, a potem jak ją sędzia dopytała, to powiedziała, że w sierpniu i wrześniu. Co się kupy nie trzyma z tym co mi mówiła tj., że pod koniec sierpnia już w zasadzie wiedziała, że jest w ciąży i że wtedy z gachem nie była. Jakby mało to wszystko istotne, ale drażni mnie, że jej nie stać na mówienie prawdy.

Pani sędzia namawiała nas na spotkanie, żebyśmy poszli do kawiarni. Podchwyciłem to i na koniec zapytałem : ,,jaką kawiarnie pani sędzia sugeruje''. Na co powiedziała, żeby żona wybrała. Magda nic nie odpowiedziała. Następnego dnia po rozprawie zapytałem, czy wybrała kawiarnię, odpowiedziała żebym nie był cyniczny, bo nie potrafię nawet urodzin dziecka wspólnie spędzić. Na co odpowiedziałem, że przecież zapraszałem Cię na urodziny. Coś fuknęła i nic już nie powiedziała.

Przed rozprawą żona była uśmiechnięta, parę zdań na spokojnie zamieniliśmy.

Po rozprawie, a przed ogłoszeniem wyroku żona była cała roztrzęsiona ze łzami w oczach.

Po wyroku wybiegła z sądu, jak jej mama chciała ją zatrzymać to nie chciała gadać i pobiegła. Rozmawiałem z jej siostrą. Pytałem, czy gach się jakoś zjawia itp. Szwagierka powiedziała, że nie wie, że w ogóle nie rozmawiają na takie tematy.


Nie jestem wstanie złapać z nią jakieś nici porozumienia. Mój przyjaciel mówi, że jak gadam o niepokalanym poczęciu, to nie mam się co dziwić. Zepsułem znowu coś?

Ciężko mi jakoś. Do tego zakończyłem wszystkie moje relacje z kobietami, bo to zawsze ewoluowało w niewłaściwą stronę, więc nawet nie mam z kim iść do kina :-(

Znowu bardzo smutno.

Proszę o modlitwę.

Anonymous - 2011-08-04, 01:05

Mój przyjaciel mówi, że jak gadam o niepokalanym poczęciu, to nie mam się co dziwić.
...i ma racje......niestety.
Domyślam sie,ze łatwo Ci nie jest,,ze żal itp,......ale myśle,ze Ty sam do końca nie wiesz czego tak naprawde chcesz....zony na powrót,czy nie.

Anonymous - 2011-08-04, 01:16

Wiem czego chcę: kochającej żony, gromadki dzieci i poczucia, że wszystko jest na swoim miejscu.
Anonymous - 2011-08-04, 01:36

Rozumie....chcesz tego co kazdy z nas,ale.....czy napewno chcesz "tej" zony....z jej bagazem.
Mnie odpowiadać nie musisz.

Anonymous - 2011-08-04, 13:26

Jeju... Wujcie... nie zazdroszczę Ci. Nie chciałbym przeżywać tego co Ty, ale chciałbym się odnieść tylko do tych niestosownych żartów nt. niepokalanego poczęcia.

Wiesz... jakbyś nie wiedział, to np. pierwsze soboty miesiąca, nabożeństwa fatimskie i np. nowenna 9-miesięczna do Matki Bożej, którą odmawiamy na forum, to wszystkie te nabożeństwa są w intencji zadośćuczynienia za zniewagi wyrządzane Matce Bożej. Czyli m.in. za tego typu żarty.

Jak sądzę, Niepokalana będzie Ci wdzięczna jak przemyślisz takie żarty.

Anonymous - 2011-08-04, 14:12

Wujt - wiesz ja chyba rozumiem czemu zona nie umie jeszcze mowic prawdy....
pewnie sama przed soba tez nie o konca staje w prawdzie...
Zdaje mi sie ( na podstawie wlasnego doswiadczenia) , ze dopoki sam czlowiek przed
soba nie uzna swojego grzechu , trudno mowic o jasnym widzeniu swojego
zycia....sama klamalam przed soba ze przeciesz nic takiego sie nie dzieje..no nie...
Wez tez pod uwage ze zly naprawde miesza i robi co moze zeby zniszczyc
jakiekolwiek relacje miedzy wami.
Naprawde to jest walka duchowa...
Moze modl sie o madrosc w tej sytuacji...aby duch sw. otwieral Twoje oczy zebys zobaczyl,
i uzdatnil Twoje uszy zebys dobrze slyszal ...
Twoja sytuacja jest trudna ale nie jest beznadziejna....
Ja do kina tez nie mam z kim chodzic :lol: , samotnosc jest trudna ale Ty
widzisz juz tak duzo i tak duzo rozumiesz ze poradzisz sobie i z tym. ;-)
Bede pamietala w modlitwie.

Anonymous - 2011-08-04, 18:16

wiara47 napisał/a:

pewnie sama przed soba tez nie o konca staje w prawdzie...


Na pewno. Kto wie, czy nie jest to podstawowy i najważniejszy powód braku pojednania w małżeńskich kryzysach. Umysł czlowieka wyprawia nieprawdopodobne wolty, aby wymigać się od prawdy. Manipuluje, rozciencza, przekręca, unika, ... Złapany za rękę krzyczy "to nie moja ręka".

Bo fazy zdrady są na ogół takie:

1. Zaślepienie, euforia i pobudzenie
2. Agresja, atak i przerzucenie winy
3. Wyparcie i odcięcie
4. Powolny powrót do normalności, wyrzuty sumienia
5. Chowany wstyd, życie w zakłamaniu, samooszukiwanie, strach

Anonymous - 2011-09-05, 12:01

Znienacka przychodzą takie chwilę, że potrzebuję drugiej połowy jak powietrza. :-(

Poza tym to po staremu...

Anonymous - 2011-09-09, 14:31

Wujt- długo czasu minęło zanim się tutaj zalogowałam, ale zalogowałam się po tym jak przeczytałam Twój post-mój przypadek też jest beznadziejny, jednak gdzieś tam w środku mam nadzieje, że prawdziwa miłość może przetrwać najgorsze burze...Serdecznie Cię pozdrawiam
Anonymous - 2011-09-13, 21:11

4. Powolny powrót do normalności, wyrzuty sumienia
5. Chowany wstyd, życie w zakłamaniu, samooszukiwanie, strach
Te fazy przechodzi mój mąż :-)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group