Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - "Rozwód może spowodować powolną i bolesną śmerć"

Anonymous - 2011-01-07, 13:18

Norbert, zdaję sobie sprawę, że czytany fragment dotyczy miłości duchowej. W każdym razie dzieki za pocieszenie ;-)
Tylko mam wrażenie że czasami na forum wszystko sie podciaga do tej duchowej miłości właśnie... Jakby całą resztę nalezało wyplenić albo pominąc milczeniem. Wszystko dostaliśmy od Boga, nie tylko duchowość - uczucia, emocje i ciało też.

Z doświadczenia wiem jedno - gdyby nie Bóg, gdybym nie zwróciła się jakiś rok temu do Boga, nie kochałabym swojego męża. Nienawidziłabym go pewnie. Siebie też.
Miłosć Boga leczy rany. Dlatego żal mi męża, bo nie ma sie do kogo zwrócić, skoro nie wierzy... Został tylko psycholog ale oni aż tyle nie mogą ;-)

A co do ważności przysięgi, Adela, nie chodzi o to że ktoś sobie stwierdzi po paru latach że był niepoczytalny albo pijany, bo tego chyba trudno nie zauważyć na slubie ;-)
Są sytyacje, kiedy przysięga składana jest z myślą, że sie jej nie dotrzyma. Zapytasz może skąd wiadomo co kto myśli. Mam na mysli konkretną sytuację: kobieta spotyka się z dwoma męzczyznami, ten który jest kandydatem na męża o tym nie wie. Spotyka się z tym drugim przed slubem i po ślubie. Po slubie oswiadcza mężowi że ... ma mieszkać w innym pokoju.
To nie koniec jeszcze, ale już nie będę się rozpisywać. Trudno w tej sytuacji wierzyc że składając przysięgę chciała jej dotrzymać...


Pozdrawiam wszystkich

Anonymous - 2011-01-07, 13:35

agni7 napisał/a:
Po slubie oswiadcza mężowi że ... ma mieszkać w innym pokoju.

Mężczyzna ów pewnie o tym wiedział lecz liczył na to, że po ślubie narzeczona się zmieni, jakże się mylił.
Tak się kończą ludzkie chcenia bez pokrycia.
Dalej nie widzę powodu do unieważnienia sakramentu, do śmierci ta kobieta ma szansę się nawrócić i tworzyć zgodne małżeństwo.

Anonymous - 2011-01-07, 14:01

agni7 napisał/a:
Tylko mam wrażenie że czasami na forum wszystko sie podciaga do tej duchowej miłości właśnie... Jakby całą resztę nalezało wyplenić albo pominąc milczeniem. Wszystko dostaliśmy od Boga, nie tylko duchowość - uczucia, emocje i ciało też.

Hmmm ja juz dawno miałem takie wrażenie..... ;-) ;-)
no właśnie czemu nieraz powstaje taki efekt...jak chwyce Boga za nogi to juz mi prawie skrzydła rosną......

A tu rzeczywistośc płata figle ..ani nic nie rośnie...ani nic nie ulega zmianie w moim zyciu....

pytanie czemu????

no właśnie -a może Bóg nie widzi w tym co robie prawdy?????.......

...oglądałem swego czasu program o amerykanskim odpowiedniku programu 12 kroków...

było tam cos ciekawego

...dla ludzi jacy cos w zyciu przegrali,pogmatwali była prosta rada....zanim wejdziesz w normalne zycie rodzinne,zanim będziesz naprawiac co sie popsuło..bądz na to gotów...

po zakonczeniu programu kup roslinkę i zadbaj o nia przez 2 miesiące-podlewaj,doglądaj i zobacz czy po dwóch miesiącach roslinka jest piekna....

nastepnie kup sobie zwierzątko przez 5 miesiecy dbaj,wyprowadzaj,dokarmiaj i po tym czasie zobacz czy zwierzątko zyje i jest radosne.......

gdy zdasz te egzaminy gotów jestes na powrót do rodziny by o nia zadbac........


pozdrawiam

Anonymous - 2011-01-07, 14:30

Jarosław,
bardzo dobrze byłoby gdyby sie tak skończyło, jednak... nie napisałam wszystkiego.
Chłopak rzeczywiscie liczył, że się wszystko ułoży, że to fanaberie, bo dziewczyna była w ciązy (dlatego też slub). Jednak nieułożyło się i w koncu okazało się że dziecko jest nie jego. Ale że kochanek nie miał pieniędzy, wiec matka dziewczyny wyperswadowała jej że lepszą partią jest ten drugi...zamozniejszy... ona juz wczesniej te zareczyny zerwała, nie chciala slubu. Ale wróciła, pobrali się, pytanie po co to zrobiła? Moze po to, zeby zapewnić sobie byt, za jakis czas rozwiesc sie z powodu niezgodnosci charakterów i uzyskac alimenty... ?I zaczać zycie z innym?
Czy takie małżenstwo, przysięga na fundamencie oszustwa jest ważna - nie przed sądem biskupim nawet, ale przed Bogiem? Moim zdaniem to profanacja. Szkoda mi tej dziewczyny tez, nie sądze ze robiła to z lekkim sercem, a jej rodzina miała w tym duzy udział.
Kościół określa warunki jakie muszą zostać spełnione, aby małżeństwo było ważne. Małzonkowie składają przysięgę sobie - przed Bogiem, a nie Bogu. Dla mnie składać przysiegę to nie znaczy wypowiadać słowa, to znaczy wierzyć w to co się mówi. Boga nie da się oszukać, ludzi można.

Wiem, że nadal jest mozliwośc, żeby się nawróciła i można się trzymać tego stanowiska. Tylko, zakładając że tak się stanie, czy wtedy nie powinni jeszcze raz sobie przysięgać? Tym razem prawdziwie?

Anonymous - 2011-01-07, 14:38

agni7 napisał/a:
Wiem, że nadal jest mozliwośc, żeby się nawróciła i można się trzymać tego stanowiska. Tylko, zakładając że tak się stanie, czy wtedy nie powinni jeszcze raz sobie przysięgać? Tym razem prawdziwie?

Człowiek nie widzi intencji tylko czyny, dlatego nie powinien osądzać, powaga Kościoła zostaje poważnie nadszarpywana jak chociażby w przypadku Pazury , Cejrowskiego i jeszcze pewnie by się paru znalazło.

A może ona w tamtej chwili miała czystą intencję wiesz to?
I biskupi też nie będą wiedzieli.

Anonymous - 2011-01-07, 14:52

Wiem, że pomysł, jaki mi przychodzi do głowy, jest utopią i nie do zrealizowania, ale... problemem jest chyba nie omylność sądów biskupich, tylko omylność ludzi zawierających związek małżeński.

ZA ŁATWO można wziąć ślub kościelny. I nie rozumiem właściwie - taki to ważny sakrament, na całe życie przecież, jak i inne - a poza kilkoma godzinami nauk przedmałżeńskich (wiadomo, jak one są prowadzone, a często gęsto są w ogóle tylko na papierze) nie ma praktycznie żadnego przygotowania. Ksiądz, który udzielał mi ślubu, odbył na osobności ze mną, a potem z moim narzeczonym dwugodzinną rozmowę, w której zadawał pytania z księgi i wpisywał odpowiedzi. To wszystko. Na nauki przedmałżeńskie nie chodziłam, bo kurs miałam zaliczony na lekcji religii w klasie maturalnej (niby trwał cały rok, dostałam nagrodę i miałam stopień celujący), a przecież nic z tego nie pamiętam, poza tym dniem, kiedy katecheta (proboszcz) puścił nam "Niemy krzyk". To były normalne lekcje religii...

Gdyby był przepis, że wymagane są rekolekcje dla narzeczonych, rozmowy z psychologami rodzinnymi, warsztaty o komunikacji - taki kompleksowy zestaw informacji, wiedzy, nauki o nas samych - może nie byłoby wielu kryzysów. Piszę o "wymogu", bo wiem, że sama możliwość jest. Wiem - tylko kto z nas dobrowolnie by z tego skorzystał? To powinno iść po prostu w parze - by młodzi wiedzieli, że chcąc wziąć ślub, będą musieli troszkę popracować nad swoim związkiem i tak jak komunię świętą poprzedza nauka katechizmu, tak ślub kościelny poprzedzałyby właśnie rekolekcje, warsztaty, spotkania z psychologami.

Owszem, wszystkiego przewidzieć nie można, ale przynajmniej miałoby się poczucie, że zrobiło się wszystko, by dobrze się do małżeństwa przygotować.

Pewnie wymagałoby to ogromnych nakładów, zaangażowania ze strony osób duchownych - ale czy nie warto postawić na profilaktykę, niż potem leczyć? Czy nie jest tu popełniany grzech zaniechania (myślę o macoszym traktowaniu przygotowan do małżeństwa)?

Ileż tu z nas - dopiero kiedy nastąpił kryzys - sięgnęło po fachowe lektury, poszło do psychologa? Ileż z nas powiedziało te słowa: SZKODA, że nie wiedziałam/em wcześniej o tym i tamtym, może wszystko byłoby inaczej?
Ilu z nas (nie wyłączając mnie!) więcej czasu przed ślubem poświęciło czasu na wybór sukni, wypisywanie zaproszeń, ustalaniu menu i listy gości, niż na nauce prawidłowej komunikacji z przyszłym małżonkiem? Ilu z nas dopiero na tym forum uświadomiło sobie, że sakrament jest nierozerwalny i nawet jeśli małżonek zdradzi, my mamy obowiązek wiernie trwać i czekać - ilu tutaj się oburzało: jak to, to mam do końca życia być sama/sam? Też chcę być szczęśliwy/a. To jakim cudem uzyskał ślub kościelny - mając takie przekonania i nie mając wiedzy o dogmatach Kościoła Katolickiego?

Pytania można mnożyć. Wiadomo, że nic się za bardzo nie zmieni - pozostaje nam chyba tylko korzystać z tej wiedzy, jaką mamy i szerzyć ją w swoich rodzinach, u znajomych, wskazywać możliwości dla narzeczonych...


Biorąc pod uwagę, jak głęboki kryzys przechodzi rodzina w Polsce (i nie tylko), zmiany są chyba konieczne, tylko jakoś nikt nie kwapi się, by leczyć przyczynę, a nie skutki....

Anonymous - 2011-01-07, 15:20

Jarosław,
Oczywiście, że nie wiem jaką miała w chwili ślubu intencję. Trudno mi tylko sobie wyobrazic że jest dziecko w drodze nie z mężem, (co do czego mąz nie został wtedy uświadomiony) kochanek przed slubem i po ślubie, a w trakcie przysiegi panna młoda o tym na chwilę zapomina i ma czyste intencje.
Może jest to możliwe, ale trudno mi w to uwierzyc:) Gdybym wierzyła że ma czyste intencje mimo zaistniałych faktów, to zastanowiłabym się dlaczego tak chcę w to wierzyć...

Trudno mi było przyjąc to, że ja powinnam kiedyś do mojej przysięgi inaczej podejść, mój mąż też. Ze moje motywy nie były do końca dojrzałe. Zeby było jasne, nie podważam ważności mojego mażeństwa. I nadal mam nadzieję, że może zostać uratowane.
To tylko taka refleksja, bo mam wrażenie że chodzi w tej dyskusji o trzymanie się nadziei, że skoro ktoś przysięgał przed Bogiem to sam ten fakt jest gwarancją ratunku. Ale człowiek może niestety dużo zepsuc... za to zwrócenie sie ku Bogu może wiele naprawić, tylko trzeba siebie naprawdę zobaczyć.

Anonymous - 2011-01-07, 18:27

Satine napisał/a:
Ileż tu z nas - dopiero kiedy nastąpił kryzys - sięgnęło po fachowe lektury, poszło do psychologa? Ileż z nas powiedziało te słowa: SZKODA, że nie wiedziałam/em wcześniej o tym i tamtym, może wszystko byłoby inaczej?


No cóż satine ????
przynajmniej w naszych krajowych realiach można powiedziec.......


Polak mądry po szkodzie.......


pozdrawiam

Anonymous - 2011-01-07, 22:19

Satine napisał/a:
Ileż tu z nas - dopiero kiedy nastąpił kryzys - sięgnęło po fachowe lektury, poszło do psychologa? Ileż z nas powiedziało te słowa: SZKODA, że nie wiedziałam/em wcześniej o tym i tamtym, może wszystko byłoby inaczej?


Też mi przyszło do głowy, że fajnie by było gdyby nauki przedmałżeńskie były dłuższe i większy nacisk był położony na kryzys małżeński.

Nauki, na które ja chodziłem były całkiem przyzwoite, ale może dobrze by było gdyby przyszedł na nie ktoś kto rozstał się z małżonkiem i ktoś kto się rozstał i zszedł oraz żeby opowiadali o łzach, krwi i pocie. Plus do tego jakieś ćwiczenia itp. Widzę oczami wyobraźni jak prowadzący wskazuje na jakąś parę i mówi: ty go zdradzisz z kolegą z pracy, stwierdzisz, że to miłość twojego życia itd. Co robicie? Itp.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group