Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Życie duchowe - MORALNOŚĆ

Anonymous - 2010-02-03, 01:58
Temat postu: MORALNOŚĆ
Musicie byc mocni miloscia- MORALNOŚĆ

cz.I
http://www.youtube.com/wa...feature=related

cz.II
http://www.youtube.com/wa...l8wGWvpixo&NR=1

cz.III
http://www.youtube.com/wa...feature=related

Anonymous - 2010-02-03, 23:08

grzechy bez wyrzutow sumienia

http://www.youtube.com/wa...feature=related

Anonymous - 2010-02-12, 18:29

Miłość a granice akceptacji
ks. prof. dr hab. Jerzy Bajda

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=2447

Anonymous - 2010-02-15, 01:04

Zasady to mocny moralny kościec
ks. dr Mieczysław Nowak

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=9719

Anonymous - 2010-02-15, 21:16

Czym jest wychowanie; czy wychowując można wymagać
ks. dr Jerzy Witczak, dr Henryk Jarosiewicz

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=583

Anonymous - 2010-02-17, 22:13

Biblia a moralność
Ks.prof.dr hab. Henryk Witczyk - członek Papieskiej Komisji Biblijnej, przewodniczący Dzieła Biblijnego im. Jana Pawła II

cz.I
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10925

cz.II
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10926

Anonymous - 2010-04-02, 22:35

Ewa Podrez
MORALNOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKA W "VERITATIS SPLENDOR"


Tytuł tego szkicu wymaga podwójnie usprawiedliwiającego komentarza. Po pierwsze dlatego, że porusza zagadnienia, które już zostały rozwinięte w licznych publikacjach. Po drugie dlatego, że zagadnienie moralności chrześcijańskiej wymaga wszechstronnego naświetlenia, daleko wybiegającego poza skromny cel niniejszej wypowiedzi. Dodać należy, że wypowiedź ta ma charakter refleksji osobistej, nie pretendującej do rangi naukowej analizy.

Zacznę od zarysowania ogólnego tła. Wpływ moralności chrześcijańskiej na kształtowanie się problematyki etycznej jest trudny do ogarnięcia i przedstawienia. Nawet ci etycy, którzy krytykują pryncypializm tejże moralności, są najczęściej jej ukrytymi dłużnikami. Zależność ta jest o wiele bardziej widoczna w tych wszystkich koncepcjach etyki, które wprost odwołują się do źródeł chrześcijańskich. Mogą to czynić w trojaki sposób: po pierwsze, ze względu na teorię samego człowieka jako podmiotu moralnego (ze względu na to, kim jest człowiek i jaka jest jego natura); po drugie, ze względu na samą strukturę moralności (ściślej: podstawy porządku moralnego); po trzecie, uwzględniając relacje wiążące człowieka z Bogiem.

reszta tu:
http://www.opoka.org.pl/b...veritatis6.html

Anonymous - 2010-04-22, 22:13

Świat dobry i świat zbuntowany przeciw Bogu
(część 1)


http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=103078

Świat dobry i świat zbuntowany przeciw Bogu
(część 2)

http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=103096

Artykułów można także wysłuchać.

Anonymous - 2010-04-22, 22:52

Jak zatrzymać eugenizm?

Z Jeanem-Marie Le Méné, przewodniczącym Fundacji Jérôme-Lejeune, członkiem Papieskiej Akademii Życia, rozmawia Franciszek L. Ćwik

Pod obrady francuskiego Zgromadzenia Narodowego trafił projekt nowelizacji ustawy bioetycznej. Jakich zmian można się spodziewać?
- Jest wiele znaków zapytania, bo nowe prawo będzie modyfikować ustawy z lat 1994 i 2004. Wydaje się, że prawdopodobnie nie zostanie zalegalizowany statut tzw. matek surogatek i nie będzie możliwości zapłodnienia pozaustrojowego metodą in vitro dla związków homoseksualnych mimo sporych nacisków i propagandy ze strony stowarzyszeń gejów i lesbijek. Moim zdaniem, najbardziej niepokojący jest wzrost liczby przypadków stosowania eugeniki poprzez upowszechnienie badań prowadzonych przed implantacją, które mają na celu wykrywanie zespołu Downa i uśmiercanie embrionów ludzkich odrzuconych przez rodziców i niepotrzebnych nauce.

całość tu:
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=102763

Anonymous - 2010-05-09, 00:46

„Ile grzechów w narzeczeństwie, tyle krzyży w małżeństwie”. Życie seksualne w narzeczeństwie pozostawia głębokie rany w psychice. Rany grzechów nieczystych bardzo trudno się leczą i zrastają.

Etyka życia małżeńskiego

Człowiek stworzony i obdarowany przez Boga ciągle dorasta do coraz większej doskonałości. Każdy etap ludzkiego życia i każde jego działanie powinno być dojrzałe oraz odpowiedzialne i ma zmierzać do dobra. Dlatego trzeba jak najszybciej zapanować nad sobą, żeby zachcianki, zmysły i różne uczucia nie były silniejsze od nas ani nie panowały nad nami.

całość tu:
http://www.apostol.pl/czy...BCe%C5%84skiego

Anonymous - 2010-12-16, 18:02

Dekalog Odpowiedzialnej dziewczyny

1.Nie jestem zabawką, moje ciało jest dziełem Boga.
2.Czystość jest wciąż dla mnie cenną wartością, której nie mogę podarować byle komu i byle jak.
3.Chciałabym mieć męża i dzieci. Zachowam moją czystość i miłość dla nich.
4.Kiedyś mój chłopak zostanie mężem i ojcem. Chcę mu pomóc, aby był KIMŚ w oczach żony i dzieci.
5.Mój sposób bycia nie jest obojętny dla chłopaka. Zwracam uwagę na moje zachowanie dla naszego wspólnego dobra.
6.Pierwsze ?NIE? może być trudne ? każde następne będzie łatwiejsze.
7.Moje pocałunki wyrażają dar mojej miłości i są o wiele więcej warte niż udana impreza lub kino.
8.Kocham moich rodziców; nie zawiodę ich zaufania.
9.Gdy zostanę matką, będę kochać każde swoje dziecko od poczęcia i chronić je niezależnie od trudności, jakie staną na mojej drodze życia.
10.Nie dam sobie wmówić, że jestem gorsza, bo mam takie niedzisiejsze poglądy. To po prostu nie jest prawdą!

Dekalog Odpowiedzialnego Chłopaka

1.Silny mężczyzna nie traci kontroli nad swoimi zachowaniami.
2.Darzę uczuciem swoją dziewczynę. Zależy mi na niej i nie traktuję jej jak zabawki.
3.Lubię z nią przebywać, lecz pragnę jej dobra.
4.Chciałbym dać mojej dziewczynie wszystko to, co najlepsze i nie chcę od niej fizycznych "dowodów" miłości.
5.Akceptuję jej godność tak jak szanuję moją siostrę i matkę.
6.Cenię w mojej dziewczynie wspaniałą kobietę, która kiedyś zostanie matką.
7.Ja sam w przyszłości zostanę ojcem, od mojego zachowania dzisiaj zależy jak będzie wyglądała moja rodzina.
8.Od poczęcia będę kochał wszystkie moje dzieci, bez względu na to jakie one będą. Nie pozwolę ich skrzywdzić. Zadbam o to, by w naszym domu niczego nie brakowało.
9.W moim życiu spotkałem wielu wspaniałych ludzi. Chciałbym umieć przekazać swoim dzieciom to, co otrzymałem od nich.
10.Silny jestem w Bogu, który mnie umacnia: mam prawo wyrażać swoje zdanie i szukać tych, którzy myślą podobnie.

http://www.zyrakow.parafi...39d25e7980a2972

Anonymous - 2011-01-09, 22:48

Zdrady małżeńskie
ks. Marek Dziewiecki

Więź małżeńska to najsilniejszy, najbardziej intymny i zarazem najbardziej niezwykły związek między mężczyzną a kobietą. Chrystus podkreślił wagę tego związku i jego niezwykłość stwierdzeniem, że małżonkowie opuszczą swoich najbliższych i staną się jednym ciałem. Ponieważ więź małżeńska - właśnie dlatego, że jest więzią najsilniejszą - opiera się na miłości wiernej i wyłącznej, to również najbardziej intymne przejawy czułości między ludźmi powinny być okazywane wyłącznie w małżeństwie. Wzajemna wierność małżonków odnosi się nie tylko do współżycia seksualnego, lecz także do wszelkich form fizycznej bliskości i czułości, jakie mogą zaistnieć między mężczyzną i kobietą. Niewierność to jedna z najbardziej bolesnych ran dla małżonków, a jednocześnie jedna z najbardziej dramatycznych form kryzysu małżeńskiego. Pozamałżeńskie współżycie seksualne jest tak bolesnym i głębokim zranieniem więzi i miłości małżeńskiej, że prawo kanoniczne Kościoła katolickiego uznaje, iż udowodniona zdrada małżeńska to wystarczająca podstawa do uzyskania trwałej separacji.

Chcąc zrozumieć podłoże zdrad małżeńskich, trzeba pamiętać, że pozamałżeńskie współżycie seksualne nie jest zachowaniem przypadkowym czy wyizolowanym z całego kontekstu sytuacji między małżonkami. Przeciwnie, niewierność to raczej jedno z ostatnich ogniw nawarstwiającego się kryzysu danego związku. Problemy z wiernością małżeńską nie zaczynają się zwykle od współżycia pozamałżeńskiego, ale mają mniej zauważalny czy mniej drastyczny punkt wyjścia. Każda para małżeńska tworzy w jakimś sensie niepowtarzalną historię, ale można określić pewne typowe zjawiska i tendencje, które stanowią poważne zagrożenie dla wierności małżeńskiej. Punktem wyjścia zagrożeń w tej dziedzinie mogą być negatywne doświadczenia czy błędne postawy jeszcze przed zawarciem małżeństwa. Warto pamiętać, że przecież współżycie przedmałżeńskie jest już zranieniem przyszłej więzi małżeńskiej, nawet jeśli dokonuje się między ludźmi, którzy mają zamiar się pobrać. Mężczyzna i kobieta, podejmując współżycie seksualne w takiej sytuacji, wzajemnie sobie wtedy deklarują, że dopuszczają kontakt seksualny poza kontekstem małżeństwa. Z oczywistych względów jeszcze większym zagrożeniem dla przyszłej wierności małżeńskiej jest wielokrotne współżycie z różnymi osobami. Czystość przedmałżeńska jest zatem optymalną drogą do zachowania wierności małżeńskiej.

Innego rodzaju podłożem czy punktem wyjścia przyszłych zdrad małżeńskich może być pornografia lub masturbacja. Pornografia sprawia, że małżonek uczy się odnosić do drugiej osoby tak, jak do przedmiotu, którym można się w dowolny sposób posługiwać dla zaspokojenia swego popędu czy dla osiągnięcia fizycznej satysfakcji. Tego typu mentalność prowadzi do uczenia się filozofii życia opartej na szukaniu doraźnej przyjemności, a taka postawa ogromnie utrudnia zachowanie wierności w małżeństwie. Wystawianie się na działanie seksualnie prowokujących czy niepokojących lektur, obrazów, filmów, rozmów lub innych bodźców to typowy w naszych czasach punkt wyjścia, który prowadzi do pojawienia się trudności w panowaniu nad popędem seksualnym i w zachowaniu wierności małżeńskiej.

Z kolei masturbacja jednego z małżonków już zupełnie bezpośrednio godzi w wierność i czystość małżeńską, chociaż nie pojawia się jeszcze wtedy trzecia osoba. Masturbacja sprawia, że współmałżonek czuje się zdradzony, poniżony i odtrącony. Także osoba, która się masturbuje, z jednej strony okazuje niedojrzałość i niezdolność do panowania nad popędem, a z drugiej strony pośrednio deklaruje małżonkowi, że ich wzajemna więź wchodzi w fazę kryzysu. Z powyższych względów masturbacja jednego z małżonków jest częstym punktem wyjścia do współżycia pozamałżeńskiego. Przy okazji warto zdawać sobie sprawę, że nie tylko masturbacja w małżeństwie, ale także masturbacja przedmałżeńska może być źródłem poważnych trudności małżeńskich. Z jednej bowiem strony onanizm prowadzi do postaw egoistycznych, do nadmiernego skupiania się na samym sobie, do osłabienia woli i wewnętrznej dyscypliny oraz do traktowania samego siebie oraz innych ludzi przedmiotowo. Tego typu negatywny bagaż doświadczeń i postaw jest zagrożeniem dla miłości i wierności małżeńskiej. Z drugiej strony masturbacja może powodować zaburzenia w małżeńskim pożyciu seksualnym.

W czasie rozmów z małżonkami nieraz spotkałem się z wyznaniem, iż masturbacja przedmałżeńska doprowadziła daną osobę np. do nerwic na tle seksualnym, do oziębłości w tej dziedzinie albo że jedną z konsekwencji masturbacji stał się przedwczesny wytrysk podczas stosunków w małżeństwie. W rezultacie ktoś, kto masturbował się przed zawarciem małżeństwa, ma teraz poważne problemy ze współżyciem seksualnym w małżeństwie.

Ogromnym zagrożeniem wierności małżeńskiej są błędne czy naiwne poglądy na temat zdrad małżeńskich. Przykładem takiej sytuacji może być coraz modniejsze twierdzenie, że pozamałżeńskie współżycie seksualne czasami jest jedynie zdradą "fizyczną" a nie "psychiczną". Tego typu rozróżnianie rodzajów zdrady małżeńskiej jest absurdalne od strony merytorycznej, gdyż człowiek to przecież jedność psychofizyczna oraz duchowa i dlatego tylko ludzie zaburzeni psychicznie mogą się łudzić, że jakiegoś działania dokonało wyłącznie ich ciało, a nie oni sami. Ponadto sugerowanie, że istnieje jakaś różnica między zdradą "fizyczną" a "psychiczną" okazuje się groźne również od strony wychowawczej. Jest bowiem wykorzystywane do cynicznego usprawiedliwiania zdrad małżeńskich oraz do naiwnego pocieszania zdradzonego współmałżonka poprzez sugerowanie, że w danym przypadku chodzi "tylko" o zdradę "fizyczną".

Jeszcze większym zagrożeniem dla zachowania wierności małżeńskiej jest twierdzenie, że wierność małżeńska w ogóle nie jest konieczna do tego, by być dobrym małżonkiem i że ewentualne pozamałżeńskie współżycie seksualne w ogóle nie stanowi żadnego problemu. Jeden z maturzystów zwrócił się do mnie z następującą wątpliwością: "Chciałbym w przyszłości spotkać wspaniałą dziewczynę, ożenić się i mieć szczęśliwą rodzinę. Kiedy jednak będziemy już kilka lat po ślubie i przyjdą na świat dzieci, to nadejdzie czas, by zająć się też sobą. Może gdzieś spotkam miłą dziewczynę, zaczniemy rozmawiać, zwierzać się i może w końcu dojść do współżycia, przed którym nie będę się bronił. Jednak po powrocie do domu będę nadal dobrym mężem i ojcem. Przyznaję, że gdy o tym teraz myślę, to czuję pewien niepokój, ale to jest chyba tylko skutek otrzymanego wychowania. Jeśli tylko zmienię moje nastawienie, które wpoili mi rodzice i w innym duchu wychowam moje dzieci, to nie będzie problemów z seksualnym współżyciem pozamałżeńskim. Co ksiądz o tym sądzi?".

Zareagowałem na tę wypowiedź maturzysty w taki sposób, aby dać mu szansę na samodzielne odkrycie prawdy o zdradach małżeńskich i ich skutkach. Najpierw spytałem mojego rozmówcę, czy zgodziłby się, aby to jego żona poznała jakiegoś mężczyznę i współżyła z nim, sądząc, że w małżeństwie wszystko będzie nadal w porządku. Młody człowiek aż zerwał się z krzesła i krzyknął: "Ależ nie! Jej nie wolno, to ja.". Dzięki własnej reakcji chłopiec uświadomił sobie, iż bardzo by cierpiał, gdyby zdradziła go jego przyszła żona, mimo że nawet jeszcze jej nie zna! Powiedziałem wtedy: "Masz już pierwszą ważną informację o tym, że zdrada małżeńska bardzo boli. Zawsze. Wróćmy jednak do twojej wersji. A gdyby okazało się, że poznana przez Ciebie dziewczyna zakochała się w Tobie i pewnego dnia przychodzi do twojej żony, mówiąc: ".

Chłopiec spojrzał na mnie z zakłopotaniem i powiedział: "Rzeczywiście, tak mogłoby się to zakończyć. W takiej sytuacji bardzo bym cierpiał nie tylko ja, ale też moja żona i dzieci. Ta dziewczyna również znalazłaby się w trudnej sytuacji. Wszystkim nam skomplikowałoby się życie. Nie pomyślałem wcześniej o tym". Ów maturzysta sam odkrył błędy i złudzenia we własnych przekonaniach. Zrozumiał, że jeśli chce myśleć o jakiejkolwiek dziedzinie życia w sposób realistyczny i odpowiedzialny, to musi - jak szachista - przewidywać przynajmniej kilka ruchów naprzód, aby zdawać sobie sprawę z konsekwencji planowanych postaw czy zachowań. Powinniśmy stale pamiętać, że nie żyjemy na bezludnej wyspie i że każdy nasz czyn ma wpływ na życie innych ludzi. Jeśli decyduję się na określone zachowanie, to nawet gdyby mi się wydawało, że to wyłącznie moja prywatna sprawa i że nikt nie wie, co robię, to zawsze z moim czynem związani są inni ludzie - pośrednio lub bezpośrednio. Jeśli dokonam czegoś niewłaściwego przeciw mojemu mężowi czy żonie, to wcześniej czy później, bezpośrednio czy pośrednio, będzie z tego powodu cierpieć współmałżonek, a w konsekwencji nasze małżeństwo. Nikt nie jest szczęśliwy żyjąc w kłamstwie. Bez względu na to czy prawda zostanie ujawniona, czy nie - zło, naiwność, kłamstwo czy lekkomyślność prowadzi do rozluźnienia, a potem do zerwania więzi i dobrych relacji nawet z najbliższym człowiekiem. Z tego względu każdy człowiek powinien nauczyć się przewidywać konsekwencje swoich zachowań. W przeciwnym przypadku może bowiem pojawić się krzywda, której nie da się już cofnąć, odwrócić ani zapomnieć.

Po naszej rozmowie młodzieniec nie miał już trudności z uznaniem, że zdrada małżeńska przynosi cierpienie i krzywdę niezależnie od rodzaju wychowania czy przekonań religijnych. Boli ona tak samo ludzi wierzących, jak i niewierzących. Człowiek może bowiem zmienić rodzaj wychowania, ale nie może przez to zmienić własnej natury. Przypisanie współżycia seksualnego wyłącznie małżeństwu wynika z samej natury człowieka oraz z natury miłości, a nie z określonej koncepcji wychowania.

Warto ponadto pamiętać, że ryzyko zdrad małżeńskich pojawia się także wtedy, gdy człowiek przeżywa silne lęki, frustracje czy inne formy bolesnego cierpienia psychicznego, moralnego czy duchowego w jakiejkolwiek dziedzinie życia. A zatem nawet wtedy, gdy owe napięcia, niepokoje czy cierpienia nie mają nic wspólnego z jego sferą seksualną czy z popędem seksualnym. Zachowania seksualne nie zawsze są bowiem rezultatem potrzeb seksualnych. Mogą być również przejawem somatyzacji. Somatyzacja polega na wyrażaniu za pomocą ciała napięć i konfliktów pozacielesnych. Im bardziej sfrustrowany i niedojrzały jest dany małżonek jako człowiek, im bardziej czuje się nieszczęśliwy, im mniej satysfakcji i radości doświadcza w różnych dziedzinach życia, tym bardziej atrakcyjna wydaje mu się seksualność, gdyż traktuje ją jako łatwy sposób na doraźne odreagowanie swoich napięć, rozczarowań czy niepokojów. W konsekwencji rośnie wtedy ryzyko, że dopuści się zdrady małżeńskiej, choć jego podstawowy problem nie leży wtedy w sferze seksualnej, lecz w sferze egzystencjalnej. To dlatego właśnie seksualność jest regulowana piątym, a nie pierwszym przykazaniem. Jeśli ktoś ma zaburzoną postawę wobec Boga, wobec człowieka (począwszy od rodziców) czy wobec ludzkiego życia, to nie ma szans, by zajął dojrzałą postawę wobec seksualności. Sposób przeżywania i wyrażania seksualności jest zatem rodzajem termometru dojrzałości oraz sprawdzianem całej sytuacji życiowej danego człowieka. Właśnie z tego względu w okresach trudnych i kryzysowych potrzebna jest szczególna czujność i roztropność w odniesieniu do sfery seksualnej. Ludziom niedojrzałym, niespełnionym w różnych dziedzinach życia seksualność może bowiem wydawać się jedyną drogą do szczęścia, albo łatwym sposobem na doraźne odreagowanie napięć i problemów. Współżycie seksualne staje się dla takich osób patologicznie atrakcyjne i stąd trudno wtedy o zdrowy rozsądek, czujność i wierność złożonej przysiędze małżeńskiej. Pamiętajmy, że nie jest możliwa dojrzała seksualność bez dojrzałej osobowości.

Jeśli dochodzi do zdrady małżeńskiej, to mamy wtedy do czynienia z ogromnym cierpieniem obydwu małżonków. Zwykle w początkowej fazie bardziej intensywnie cierpi zdradzony współmałżonek, jednak w dłuższej perspektywie czasowej okazuje się, że z reguły jeszcze większe cierpienie dotyka tego, kto dopuścił się zdrady. Takiemu człowiekowi zaczyna coraz bardziej komplikować się życie osobiste. Stopniowo uświadamia sobie, że skrzywdził nie tylko współmałżonka, ale również samego siebie oraz że uczynił coś, co w jakimś sensie jest już nieodwracalne. Coś, czego nie da się już wykreślić z jego życiorysu i co w jakimś stopniu będzie do śmierci wpływało na jego sposób myślenia o sobie i odnoszenia się do samego siebie. Zdrada małżeńska powoduje bolesne konsekwencje psychiczne i moralne. Czasem także konsekwencje prawne i ekonomiczne, które wynikają na przykład z pojawienia się dziecka pozamałżeńskiego. Ponadto mogą pojawić się dramatyczne konsekwencje zdrowotne w postaci zarażenia się różnymi chorobami, w tym najgroźniejszą obecnie chorobą AIDS.

W czasie któregoś z moich spotkań z maturzystami jedna z dziewcząt postawiła następujący problem: "Jeśli mój przyszły mąż zachoruje na AIDS, a ja mimo to będę go kochała i chciała z nim współżyć, to chyba rozsądną rzeczą będzie wtedy stosowanie prezerwatywy". W reakcji na ten typowy obecnie sposób myślenia zachęciłem młodzież do szczegółowej analizy sytuacji przedstawionej przez ich koleżankę. Tylko w ten bowiem sposób można uwolnić się od odpowiedzi naiwnych czy dyktowanych jakąś ideologią. Przypatrując się bliżej tej sytuacji trzeba stwierdzić, po pierwsze, że jeśli jeden z małżonków zachorował na AIDS, to prawdopodobnie oznacza to, iż dopuścił się on zdrady małżeńskiej. W niewielkim tylko procencie przypadków choroba ta pojawia się bez winy dotkniętego nią człowieka (np. na skutek transfuzji zakażonej krwi). W obliczu zakażenia wirusem HIV - nawet jeśli współmałżonek jest skłonny wybaczyć ewentualną zdradę małżeńską - to i tak nie powinno dojść do współżycia seksualnego. Jeśli bowiem chory na AIDS naprawdę kocha swego współmałżonka, to - właśnie dlatego, że kocha - on sam nie zgodzi się na współżycie! Nie będzie bowiem chciał narażać kochaną osobę na zarażenie wirusem HIV i na śmiertelną chorobę. Jeśli ktoś kocha, to nie wmawia ani sobie samemu, ani współmałżonkowi, że prezerwatywa gwarantuje bezpieczne współżycie seksualne z nosicielem wirusa HIV.

Ten przykład ukazuje prawdę, że osoba chora na AIDS nie ma prawa wymuszać na swoim współmałżonku współżycia, szukając wątpliwych w takim przypadku środków ostrożności, a jeśli naprawdę go kocha, to nie zgodzi się na współżycie seksualne nawet wtedy, gdy proponuje to druga strona. Człowiek zarażony wirusem HIV powinien do śmierci zachować wstrzemięźliwość seksualną, nawet jeśli choroba pojawiła się bez jego winy. Tego bowiem wymaga miłość do drugiego człowieka, którego nie wolno skrzywdzić. Postawę wstrzemięźliwości seksualnej do śmierci w przypadku pojawienia się choroby AIDS traktuje się obecnie już nie tylko jako obowiązek moralny, lecz także jako obowiązek prawny, gdyż w przypadku ukrycia faktu tej choroby i zarażenia nią innej osoby poprzez kontakt seksualny grożą sankcje karne.

Pamiętam dramatyczną rozmowę na ten temat w pewnej grupie narkomanów, nosicieli wirusa HIV. Jeden z nich powiedział, że zaraził się wirusem HIV, używając wspólnej strzykawki z innymi narkomanami. Odkąd odkrył, że jest zarażony, stosuje zawsze prezerwatywę, gdy współżyje ze swoją żoną. Mówiąc o tym sprawiał wrażenie kogoś przekonanego, że postępuje w sposób właściwy. Wtedy inny z narkomanów opowiedział swoją historię. Nie sięgał nigdy po narkotyki stosowane dożylnie. Zaraził się wirusem HIV w czasie współżycia seksualnego, mimo że zawsze stosował prezerwatywę. Gdy badania wykazały, że jest chory na AIDS, postanowił zrezygnować ze współżycia seksualnego, gdyż wie, że teraz on z kolei może przekazać śmiertelną chorobę drugiej osobie. Po tym wyznaniu pierwszy z wypowiadających się narkomanów zaczął płakać, a po chwili powiedział: "Ja też zdaję sobie sprawę, że współżyjąc z moją żoną, narażam ją na śmierć. Dotąd jednak próbowałem o tym w ogóle nie myśleć, gdyż to strasznie trudne leżeć obok osoby, którą ogromnie kocham, dotykać jej ciała, a mimo to powstrzymać się od współżycia". Oto współczesne tematy tabu. Oto codzienne dramaty ludzi dotkniętych chorobą AIDS. Dramaty skrzętnie skrywane przed młodzieżą przez większość osób i środowisk, które kierują się modnymi ideologiami czy chęcią zysku, zamiast troską o dobro młodego pokolenia. Uświadamianie młodzieży wyżej opisanych nieodwracalnych konsekwencji zdrad małżeńskich, czy choroby AIDS, jest czynnikiem mobilizującym do czujności, do odpowiedzialnego przygotowania się do małżeństwa oraz do dochowania wierności małżeńskiej.

Ponieważ zdrady małżeńskie są wyjątkowo bolesną krzywdą wyrządzoną współmałżonkowi i samemu sobie, a jednocześnie powodują bardzo negatywne, trwałe i w pewnych wymiarach nieodwracalne skutki fizyczne, psychiczne i moralne, to najlepszym sposobem przezwyciężenia zagrożeń w tej dziedzinie jest zapobieganie zdradom małżeńskim oraz wszelkim sytuacjom, które mogą w tym kierunku prowadzić. Zapobiegać zdradom małżeńskim to znaczy najpierw czuwać nad własnym myśleniem, czyli strzec się iluzji, że pozamałżeńskie współżycie seksualne nie jest czymś złym, że nie krzywdzi współmałżonka, że nie niszczy życia małżeńskiego czy rodzinnego. Po drugie, zapobiegać zdradom to eliminować te bodźce, sytuacje, kontakty czy zachowania, które są zagrożeniem dla zachowania wierności małżeńskiej. Po trzecie, należy troszczyć się o pogłębianie więzi ze współmałżonkiem, a także z Bogiem, który poprzez swoją łaskę i głos sumienia pomaga małżonkom respektować wzajemną przysięgę wierności. Po czwarte, należy wcześnie demaskować te zachowania czy kontakty, które mogą stać się punktem wyjścia do ewentualnych zdrad małżeńskich. Wczesne i stanowcze reagowanie w takich przypadkach może uratować wiele małżeństw.

Jeśli jednak już doszło do zdrady, wtedy następuje kryzys małżeństwa, a cierpienie obojga małżonków jest nieuniknione. Zwykle odkrycie, że jest się zdradzanym w małżeństwie, jest ogromnym szokiem i powoduje długotrwały psychiczny i moralny ból. Czasem poczucie krzywdy okazuje się wtedy tak wielkie i tak bardzo boleśnie przeżywane, że nie ma raczej szans na złagodzenie bólu i na powrót do harmonijnego życia małżeńskiego. W takim przypadku nie pozostaje zwykle nic innego, jak wystąpienie do sądu kościelnego z wnioskiem o separację. Przypomnijmy, że udowodniona zdrada małżeńska jest wystarczającą podstawą do orzeczenia trwałej separacji danego małżeństwa.

Oczywiście rozwiązaniem optymalnym w świetle Ewangelii nie jest separacja, lecz przezwyciężenie kryzysu małżeńskiego przez przebaczenie i pojednanie. W świecie ludzi nie ma sytuacji nieodwracalnych, z których nie można byłoby się wyzwolić. Na tej ziemi zawsze możliwa jest przemiana życia i przezwyciężenie bolesnej przeszłości. Przebaczenie i pojednanie to droga, którą człowiekowi podpowiada Chrystus i Jego Kościół w obliczu każdego grzechu i każdej formy krzywdy między ludźmi. Droga ta nie może mieć jednak nic wspólnego z naiwnością, z tolerowaniem zła czy ze zgodą na kolejną krzywdę. Z tego względu przebaczenie i pojednanie - także w kontekście zdrad małżeńskich - jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy małżonek, który dopuścił się zdrady, jednoznacznie uznaje swoją winę, gdy nawraca się i gdy wprowadza konkretne zmiany w swoim życiu i postępowaniu. Jeśli warunek ten zostaje spełniony, to między małżonkami może dojść do przebaczenia i pojednania. W takiej sytuacji pojawia się pełna szansa na przezwyciężenie bolesnej przeszłości oraz na budowanie lepszej teraźniejszości. Potrzebne jest wtedy zadośćuczynienie wyrządzonej krzywdy i zadanego bólu. Najdojrzalszym sposobem wynagrodzenia zdrad małżeńskich nie jest nieustanne wypominanie samemu sobie bolesnej przeszłości, lecz uczenie się dojrzałej, ofiarnej i wiernej miłości w obecnym życiu małżeńskim i rodzinnym.

Warto podkreślić, że czuwanie nad zachowaniem wierności małżeńskiej staje się czymś oczywistym i stosunkowo łatwym wtedy, gdy opiera się na pozytywnej motywacji. Motywacja negatywna oznacza sytuację, w której małżonek interpretuje dochowanie wierności małżeńskiej głównie w kategoriach narzuconego nakazu, czy tradycji, albo unika współżycia pozamałżeńskiego jedynie z lęku przed grzechem lub bolesnymi konsekwencjami ewentualnej zdrady małżeńskiej. Zachowanie wierności małżeńskiej przeżywa wtedy jako trudny obowiązek, a nie jako osobisty zysk. Tego typu negatywna motywacja jest powierzchowna i okazuje się mało skuteczna. Człowiek dojrzały kieruje się natomiast motywacją pogłębioną i pozytywną. W kontekście wierności małżeńskiej motywacja pozytywna oznacza, że małżonek przeżywa czystość małżeńską jako wyraz miłości wobec współmałżonka, a jednocześnie jako osobisty zysk i potwierdzenie, że potrafi on samego siebie przyjąć z prawdziwą miłością i odpowiedzialnością. Innymi słowy człowiek dojrzały rozumie, że dochowanie wierności małżeńskiej leży w jego własnym interesie, gdyż chroni go przed bolesną frustracją i krzywdą, przynosi ogromną radość i wewnętrzny pokój, a jednocześnie jest widzialnym potwierdzeniem podwójnej miłości - do współmałżonka i do samego siebie.



Warto zapamiętać:

. Zdrada małżeńska oznacza złamanie przysięgi małżeńskiej i wyrządzenie bolesnej krzywdy współmałżonkowi oraz samemu sobie.

. Podłożem zdrad małżeńskich może być lekceważenie wierności i dziewictwa przed ślubem, masturbacja, oglądanie pornografii, a także kryzys wewnętrzny oraz osłabienie więzi w małżeństwie.

. Podłożem zdrady małżeńskiej może być również somatyzacja, czyli próba doraźnego odreagowania życiowych napięć i niepowodzeń przez współżycie pozamałżeńskie.

. Zdrady małżeńskie powodują dotkliwe konsekwencje fizyczne, psychiczne, moralne, prawne, finansowe. Jednym z nieodwracalnych skutków współżycia pozamałżeńskiego może być choroba AIDS. Wtedy chory jest moralnie zobowiązany do powstrzymania się od współżycia seksualnego do końca życia.

. Zapobieganie zdradom małżeńskim wymaga prawego myślenia, eliminowania niewłaściwych bodźców, kontaktów czy zachowań oraz pogłębiania więzi ze współmałżonkiem i z Bogiem.

. Jeśli doszło do zdrady małżeńskiej, wtedy przebaczenie i pojednanie jest możliwe i dojrzałe wtedy, gdy małżonek, który dopuścił się zdrady, uzna swoją winę, nawróci się i dokona zasadniczej zmiany swego postępowania.

. Dochowanie wierności małżeńskiej nie powinno być traktowane jako zewnętrzny nakaz czy narzucony obowiązek, ale powinno stanowić oczywistą konsekwencję miłości do współmałżonka oraz szacunku do siebie samego.

http://www.katolik.pl/ind...id_r=169&id=602

Anonymous - 2011-03-31, 19:58

Sumienie - instrukcja obsługi

Jak posługiwać się sumieniem? Jak je pielęgnować i utrzymywać w stanie pełnej sprawności? Zanim włączysz, przeczytaj!

Gratulacje!

Gratulujemy, otrzymałeś od Boga sumienie - jeden z Jego najcenniejszych darów. To dzięki sumieniu możemy rozpoznawać w naszym życiu, co jest dobre, a co złe. Zalecamy uważne przeczytanie instrukcji obsługi, która objaśnia, jak właściwie posługiwać się sumieniem, jak je pielęgnować i utrzymywać w stanie pełnej sprawności. Jednocześnie życzymy wielu dobrych wyborów!

Bezpieczeństwo

Nie ignorować głosu sumienia

Wewnętrzny osąd sumienia przynosi owoce dopiero wtedy, gdy podejmie się wskazywane przez niego działania: zacznie realizować dobro lub też zaniecha się czynienia zła. Ignorowanie głosu sumienia niesie ze sobą poważne niebezpieczeństwo. Odpowiedzialnością za zdarzenia wynikłe z postępowania wbrew własnemu sumieniu lub zaniechania działań, do których sumienie nas wzywa, zostanie obarczony użytkownik.

Niebezpieczeństwo deformacji

Sumienie powinno być nieustannie kształtowane i rozwijane. Nie jest przy tym całkowicie autonomiczne i niezależne. By działało prawidłowo, musi odnosić się do wartości i prawdy, które istnieją poza człowiekiem: do Boga i Jego prawa. Dlatego we właściwym posługiwaniu się sumieniem tak ważne jest jego pielęgnowanie i czuwanie, by nie zostało zdeformowane.

Kierowanie się zdeformowanym sumieniem niesie ze sobą realne zagrożenie dla relacji do samego siebie i innych ludzi, a także pogłębia rozdźwięk między nami, a Bogiem i Jego prawem. Dlatego już na początku chcemy zwrócić szczególną uwagę na rozdział "Czyszczenie i konserwacja". Zawarte w nim wskazówki pomogą uniknąć niebezpieczeństwa uszkodzenia sumienia i długo cieszyć się jego głosem, wskazującym pewną drogę do życia w bliskości z Bogiem, w dobrych relacjach z innymi ludźmi i w zgodzie z sobą samym.

Opis

Sumienie to intuicyjna zdolność, dzięki której człowiek jest w stanie osądzać wartość czynów, zarówno już dokonanych, jak i przyszłych. Jest to nie tyle wiedza teoretyczna o dobru i złu, co praktyczna umiejętność stwierdzenia, że coś było, jest lub będzie dobre albo złe.
Tak rozumiane sumienie należy do istotnych elementów ludzkiej natury. Jego wskazania mają decydujący wpływ na dokonywane wybory, stanowi ono podstawę osobowości człowieka i jest motorem jego dążenia do doskonałości.

Sumienie jest zarazem tym miejscem, w którym człowiek może przekraczać samego siebie, wchodząc w dialog z Bogiem. To najtajniejszy ośrodek i sanktuarium człowieka, w którym rozbrzmiewa głos mieszkającego w nim Boga. Ten dialogiczny wymiar sumienia wskazuje na istotną prawdę o tym, że samo w sobie nie stanowi ono ostatecznej normy dobra i zła. Rozeznanie, co jest dobre, a co złe, dokonuje się w sumieniu wyłącznie dzięki nieprzerwanemu odniesieniu do Boga i prawdy. Słowa "dialog" i "sanktuarium" najlepiej oddają niezwykły charakter sumienia, w którym realizuje się tajemnica łaski i wolnej woli człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boga.

Użytkowanie

W życiu codziennym

Sumieniem możemy posługiwać się na co dzień, dokonując małych i dużych wyborów, podejmując takie czy inne działania. Nierzadko bywa tak, że po dokonaniu jakiegoś spontanicznego wyboru, w toku jego realizacji sumienie odzywa się, wzywając nas do zatrzymania się i zmiany postępowania. W ten sposób, jeśli posłuchamy jego głosu, dokonuje się w nas proces nawrócenia.

Dobrym przykładem może być tutaj ewangeliczna przypowieść Jezusa o dwóch braciach, których ojciec poprosił, by poszli pracować w winnicy. Drugi z braci, który w pierwszym odruchu powiedział "nie", po chwili zastanowienia, powodowany właśnie głosem sumienia, zmienił swoje nastawienie i poszedł za wolą ojca.

Wrażliwość na wewnętrzny głos sumienia w takich sytuacjach jest bardzo ważna. Ponieważ jesteśmy ludźmi słabymi, skażonymi przez grzech pierworodny, nastawionymi przede wszystkim na swoją wygodę i unikającymi wysiłku i poświęcenia, nasze pierwsze odruchy mogą być właśnie takie - egoistyczne i skoncentrowane na sobie. Dobre sumienie przynosi nam wtedy ratunek, a jego słuchanie stanowi okazję do zaparcia się siebie, zmiany postępowania, stopniowego kształtowania mentalności, która w przyszłości może stać się cnotą zapewniającą wolne i spontaniczne wybieranie dobra.

Wyrzuty sumienia

Wewnętrzny głos sumienia objawiający się w nachodzących nas wątpliwościach może w niektórych sytuacjach przybierać stałą i natężoną formę myśli zwanych "wyrzutami sumienia", które nie będą nam dawać spokoju. Są to ważne chwile duchowej walki, podczas których możemy lepiej poznać siebie i zbliżyć się do Boga. Ważne jest, by w takich momentach nie zagłuszać w sobie tego wewnętrznego głosu, choćby był on trudny i wymagający. Trzeba pozwolić mu objawić do końca prawdę o nas i dać się poprowadzić drogą, którą nam wskazuje, choć wydaje się, że całe zadanie nas przerasta.

Każdy wyrzut sumienia płynący z wewnętrznego dialogu z Bogiem powinien być przeżywany w ścisłej z Nim relacji, w zaufaniu, powierzeniu siebie Jego przebaczającej miłości - co najpełniej realizuje się w sakramencie pojednania. To właśnie spowiedź, z całą jej dynamiką prowadzącą od badania własnego serca, poprzez wewnętrzny żal, do wyznania grzechów podczas spotkania z miłującym Ojcem, który wskazuje drogę przemiany i nawrócenia, jest sakramentem oczyszczającym sumienie i może przynieść pokój i radość.

Rachunek sumienia

Szczególnym sposobem wsłuchiwania się w wewnętrzny głos serca jest rachunek sumienia - forma modlitwy praktykowana szczególnie w kontekście przygotowania do spowiedzi, ale też zalecana jako codzienna praktyka stawania ze swoim życiem przed Bogiem w sanktuarium naszego sumienia. Jego szczególna wartość polega na tym, że prowadzi do spotkania z Bogiem nie tylko na płaszczyźnie myśli, planów, pobożnych wyobrażeń, ale przede wszystkim na płaszczyźnie naszego codziennego życia - takiego, jakie ono jest. W ten sposób Boże prawdy i słowo Ewangelii mają szansę wcielać się w nasze życie, a my w pokornym stawaniu przez Bogiem przeżywamy kondycję grzesznika nieustannie potrzebującego Bożego miłosierdzia i doświadczamy mocy Ducha Świętego, który nas przemienia.

Dlatego w przeprowadzaniu rachunku sumienia tak ważne jest, by nie tylko skupiać się na wyrzutach i upadkach, ale też starać się dostrzegać te momenty, w których głos sumienia zapraszał nas do radykalniejszego pójścia drogą wiary i miłości. Są to chwile, w których Duch Święty pociągał nas na drogi nowego życia. Możemy dziękować Mu za to, że dał nam siłę, by odpowiedzieć na Jego natchnienie.

Możemy też, gdy przeoczyliśmy moment łaski - być może bojąc się Bożego wezwania - prosić o odwagę, by kolejnym razem podążyć za Jego głosem. W ten sposób rachunek sumienia może stać się twórczą i owocną modlitwą, której stałe praktykowanie, zwłaszcza gdy zostanie połączona ze słuchaniem słowa Bożego, zapewni nam solidną i rzetelną formację sumienia.

Konserwacja i czyszczenie

Sumienie nie jest samo w sobie doskonałe, niezmienne i nieomylne. Tak naprawdę rozwija się wraz z człowiekiem, z jednej strony ma w sobie tę niezwykłą "iskrę Bożą", a z drugiej podlega nieustannemu kształtowaniu. Jest jak cenny, szlachetny diament, który wymaga umiejętnego szlifowania, by nabrać prawdziwej wartości.
Nasze sumienie jest formowane już od dzieciństwa. Ma na nie wpływ wychowanie, szkoła, wzrastanie w relacjach w rodzinie i w gronie rówieśników. Tego, co jest dobre, a co złe, uczymy się najpierw od innych, ale też od razu "włącza" się w nas osobisty ośrodek sumienia, w którym odkrywamy naszą wolność i zdolność do samodzielnego osądzania i dokonywania wyborów, a także brania za nie odpowiedzialności.

Właściwa "konserwacja i czyszczenie", czyli formacja sumienia przebiega w dwóch podstawowych kierunkach.

Poznanie siebie

Pierwszy z nich to poznawanie siebie, swoich uczuć i ich źródeł, swoich mocnych i słabych stron, dobrych i złych przyzwyczajeń, mechanizmów wpływających na nasze zachowanie i wybory. To bardzo ważna psychologiczna sfera kształtowania dobrego sumienia. Jedną z podstawowych cech właściwie funkcjonującego sumienia jest umiejętność stawania w prawdzie, właściwy dystans do siebie, umiejętność spojrzenia z boku na własne zachowania i reakcje. Bez tej zdolności, chociaż będziemy się starali przykładać ogromną wagę do kierowania się prawem Bożym, w istocie możemy nie dotykać realnych problemów. Pozostaniemy zamknięci na prawdziwy głos sumienia przytłoczonego fałszywym obrazem siebie i świata.

Osobista dojrzałość jest niezbędnym fundamentem podejmowania wysiłku podążania za głosem sumienia, który nieraz wzywa do rzeczy trudnych, wymagających, domagających się wyrzeczenia i zaparcia się siebie. Dlatego każdy wysiłek zmierzający do lepszego poznania siebie, pracy nad sobą, kształtowania charakteru i osobowej dojrzałości jest w istocie formacją dobrego sumienia.

Drogowskazy dla sumienia

Drugi kierunek to kształtowanie sumienia w oparciu o prawdziwe wartości. Musimy zdawać sobie sprawę, że sumienie nie jest autonomiczne i samo nie tworzy wartości. To rodzaj czujnika posiadającego zdolność rozeznawania dobra i zła, o których ostatecznie stanowi sam Bóg, Stwórca i Ojciec wszystkiego, co istnieje. Dlatego tak ważna dla rozwoju sumienia jest płaszczyzna wiary, modlitwy, słuchania słowa Bożego, przyjmowania sakramentów, uczestnictwa w życiu Kościoła. Zbliżając się do Boga, poznajemy treść i głębokie znaczenie Jego przykazań, które są niezbędnymi drogowskazami dla naszego sumienia. Poruszając się w ich obrębie, możemy mieć pewność, że nie zbłądzimy i będziemy mogli bezpiecznie podążać drogą naszego życia.

Nie możemy jednak zapominać, że sercem wiary chrześcijańskiej jest spotkanie z osobą Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka, naszego Brata i Odkupiciela. Jezus wypełnił prawo przykazań i dał nam nowe prawo miłości. Dlatego też sumienie chrześcijanina ostatecznie nie kształtuje się w relacji do zbioru przepisów, nakazów i zakazów, ale w relacji do żyjącego Chrystusa, który jest najwyższą wartością i punktem odniesienia dla osądów naszego sumienia. Chodzi o to, by wzrastać w bliskości z Nim, poznawać Go i kochać oraz pozwalać, by Jego przykład i Jego Duch coraz bardziej nas przenikał i nami kierował. Sumienie zakorzenione w relacji z Chrystusem może sprawić, że nasze osądy i wybory będą takie, jakich On by dokonał, a ostatecznie o to właśnie chodzi.

Modlitwa

Pomocą w formowaniu sumienia - zarówno w wymiarze pracy nad sobą, jak i zbliżania się do Boga - są konkretne narzędzia. Pierwsze z nich to szczera, głęboka, systematyczna modlitwa: chwila wyciszenia, stanięcie w obecności miłującego Boga, sięgnięcie do Pisma Świętego i próba odczytania bieżących wydarzeń w jego świetle.

Formowanie sumienia to także rozsądny wybór tego, czego słucham, co oglądam i co czytam. Gdy dobrze się rozejrzę, znajdę wiele wspaniałych książek, filmów, audycji, stron internetowych, które pobudzają do myślenia, inspirują do dobra. Gdy korzystanie z tych źródeł umiejętnie połączymy z duchową lekturą Pisma Świętego, sumienie może się pięknie rozwijać i pomagać we właściwym rozeznawaniu i realizowaniu ideału życia wiarą w świecie. Musimy pamiętać, że bezmyślne przyswajanie treści wypaczających chrześcijański obraz człowieka i moralności nie pozostaje bez konsekwencji. Powoli drąży serce i zatruwa sumienie, osłabia je, usypia, sprawia, że coraz więcej rzeczy podlega samousprawiedliwieniu, oddala od Boga i prawdy.

Spowiedź i kierownictwo duchowe

Ponieważ sumienie nie jest autonomiczną normą dobra i zła, szczególną rolę w jego formowaniu ma do spełnienia sakrament pojednania i kierownictwo duchowe. Każdy z etapów spowiedzi - rachunek sumienia, żal za grzechy, postanowienie poprawy - dotyka sfery sumienia i je rozwija, uwrażliwia, dopuszcza do głosu, dzięki czemu może ono wpływać na nasze życie. Następujące później szczere wyznanie grzechów, krótka rozmowa czy choćby wysłuchanie nauki spowiednika jest niezwykle istotnym momentem konfrontacji naszego sumienia z punktem odniesienia od nas niezależnym.

To moment działania łaski, w którym Pan Bóg nie tylko nam przebacza, ale bardzo często oświeca też serce przez wyraźne potwierdzenie naszego moralnego osądu lub przez zwrócenie uwagi na kwestie, które mniej lub bardziej świadomie ukrywaliśmy nawet przed sobą.

Ze względu na ten moment szczególną wartość w formowaniu sumienia ma posiadanie kierownika duchowego lub stałego spowiednika, który zna prawa życia duchowego i chce nam pomóc.

Co zrobić, gdy…

? Moje sumienie jest niewrażliwe, odzywa się bardzo rzadko

Może to być oznaką sumienia szerokiego. Takie sumienie jest niewrażliwe na grzech, może go lekceważyć, a nawet usprawiedliwiać (wtedy mówimy o deprawacji sumienia). Objawia się ono coraz rzadszym przystępowaniem do sakramentu pojednania, spłyceniem i powierzchownością spowiedzi.

W takiej sytuacji trzeba podjąć wytrwałą modlitwę o dobre sumienie. Trzeba też pogłębionej, systematycznej formacji duchowej i religijnej, szczególnie w dziedzinie zasad moralnych. Pomocne bywa zaangażowanie się w życie jakiejś małej wspólnoty żywego Kościoła, w której bezpośrednie relacje z innymi ludźmi dotykające sfery wiary i moralności będą formowały sumienie i pomogą znaleźć właściwe granice. Zaleca się też rekolekcje i systematyczną spowiedź połączoną z kierownictwem duchowym.

? Często - nawet w banalnych sytuacjach - zastanawiam się, czy nie popełniam grzechu ciężkiego

Tak zwykle reaguje sumienie skrupulanckie (wąskie), czyli nadwrażliwe i nadmiernie bojaźliwe, które widzi grzech ciężki tam, gdzie go nie ma. Przyczyny ukształtowania się takiego sumienia mają swoje źródło w psychice i w braku zaufania do Boga jako kochającego Ojca. Skrupuły mogą mieć różne nasilenie i często są prawdziwą udręką dla tego, kto ich doświadcza. Są też poważną przeszkodą we wzrastaniu w bliskiej relacji z Bogiem opartej na ewangelicznym przylgnięciu przez Chrystusa do Ojca w Duchu Świętym.

Leczenie takiego sumienia winno zmierzać w kierunku budzenia zaufania do Boga. Ważne jest posiadanie stałego spowiednika lub kierownika duchowego i uczenie się całkowitego posłuszeństwa jego wskazówkom i rozeznaniu. Sytuacje trudniejsze mogą wymagać specjalistycznej terapii psychologicznej.

? Czasem nachodzi mnie wątpliwość, czy moje sumienie jest dobrze ukształtowane i czy mogę w pełni ufać jego osądom

Każde sumienie może zbłądzić w pewnych sprawach. Dlatego tak ważne jest ciągłe poszukiwanie prawdy (nie tylko w znaczeniu intelektualnym) i dopasowanie do niej swojego życia. Głębokie życie duchowe, szczerość i pokora, znajomość siebie i otwartość na Ducha Świętego sprawią, że nawet jeśli w jakiejś kwestii nasze sumienie da błędne wskazanie, to sytuacja ta nie będzie trwała długo, a doświadczenie poszukiwania prawdy jeszcze bardziej zbliży nas do Boga i utwierdzi na drodze do Niego.

Człowiek kierujący się błędnym sumieniem - jeśli błąd nie jest przez niego zawiniony - nie popełnia grzechu. Jednak nie można powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Obiektywnie taki czyn pozostaje złem, przynosi uszczerbek i jest przeszkodą w drodze do Boga; może też szkodzić innym. Dlatego tak ważne jest nawrócenie i modlitwa słowami Psalmu 19: Kto jednak dostrzega swoje błędy? Oczyść mnie od tych, które są przede mną ukryte.

Gwarancja i serwis

Kto w swoim życiu będzie dobrze i z zaangażowaniem kształtował swoje sumienie i konsekwentnie kierował się jego głosem, może mieć gwarancję, że nie zbłądzi, będzie pełnił wolę Bożą i osiągnie świętość. Nieprzypadkowo świętych nazywa się często "ludźmi sumienia".
Na sumienie otrzymaliśmy gwarancję dożywotnią. Na każdym etapie życia, gdy zauważymy, że nasz wewnętrzny osąd szwankuje, zawsze możemy zwrócić się do Boga, bo On, niezależnie od tego, jak bardzo rozwinęła się choroba naszego sumienia, może dać nam serce nowe i czyste.

Proces leczenia i naprawy sumienia, choć podlega gwarancji, bywa długotrwały i bolesny, a konsekwencje złych wyborów często pozostawiają trwałe ślady. Dlatego troska i modlitwa o dobre sumienie powinna zawsze nam towarzyszyć, byśmy z jego pomocą uświęcali siebie i innych i nie musieli odsyłać go do naprawy.

Tomasz Duszyc OFMCap
http://www.katolik.pl/ind...rtykuly&id=2738

Anonymous - 2011-06-03, 22:05

Wartości moralne

Wartość jest terminem wieloznacznym

Słowem tym posługujemy się np. gdy mówimy o miłości, męstwie, sumienności, zdrowiu czy pięknym obrazie. Jak widać mamy tu do czynienia z bardzo różniącymi się od siebie zjawiskami. Wartością może być bowiem zarówno przedmiot jak i ideał postępowania. W tym aksjologicznym gąszczu da się jednak wprowadzić pewien porządek i wytyczyć linie demarkacyjne dzielące wartości na poszczególne klasy.

Zabiegu takiego dokonał między innymi Max Scheler ustawiając dodatkowo wartości według hierarchii ważności. Na samym dole znalazły się wartości hedoniczne (czyli przyjemności zmysłowe), wyżej usytuował wartości witalne (zdrowie), następnie duchowe (poznawcze, estetyczne, prawne), na samym szczycie zaś umieścił wartości religijne.

Terminem wartość posługujemy się w filozofii dopiero od II. połowy XIX wieku. Wcześniej w powszechnym użyciu było słowo 'dobro'. Warto wiedzieć, że pojęcie to ma dość długą tradycję. Już św. Tomasz z Akwinu, nawiązując do filozofów greckich wyróżniał trzy rodzaje dóbr: dobro użyteczne pomagało osiągnąć jakiś cel (np. ktoś chcę zdobyć dyplom by znaleźć ciekawą pracę); dobro przyjemne sprawiało po prostu przyjemność; zaś dobro godziwe to dobro pożądane ze względu na własną zacność i godność.

Szczególne miejsce w świecie wartości zajmują wartości moralne. Spróbujmy zatem odpowiedzieć na pytanie czym są i jaką pełnią role w życiu każdego człowieka. Zacznijmy od dość oczywistego stwierdzenia, że czynności jakie podejmujemy posiadają swoja wewnętrzną celowość. Otóż wcielanie w życie danej wartości moralnej polega na tym, że podejmowane przez nas działania mocą swojej dynamicznej struktury zmierzają w kierunku realizacji ideału osobowej doskonałości. Wartości moralne są zatem wzorami postępowania, które ze swej natury rozwijają i doskonalą człowieka jako osobę, a nie tylko jego poszczególne uzdolnienia. Osobowy wymiar moralności zasługuje na podkreślenie, jako, że zgodnie z zasadą prymatu osoby nad społeczeństwem wartości moralne wyrażają wzory doskonałości człowieka traktowanego jak osobę właśnie, a nie wyłącznie jak człon społeczny.

Wartości bazują zatem na ludzkiej naturze i z niej czerpią swoją obiektywność i niezmienność. Nie są kwestią umowy, tak jak nie jest nią ludzka natura. Wartości moralne są zatem absolutne, czyli ogólnoludzkie i niezmienne, a także obiektywne, co oznacza, że są przez ludzki umysł odkrywane, a nie stwarzane. Powyższa teza dotyczy oczywiście niektórych tylko wartości. Wiele z nich jest bowiem uwarunkowana indywidualnymi właściwościami danej osoby, czy klimatem kulturowym, w którym wzrastała.

Świat obiektywnych wartości moralnych odkrywa przed nami Biblia, a także wiele wartościowych książek, filmów czy sztuk teatralnych. Ludzie wszystkich czasów odnajdują w Piśmie Świętym odpowiedź na pytanie o taki sposób życia, aby miało ono najwyższą jakość. Od wieków zachodzi swoisty rezonans pomiędzy przesłaniem Ewangelii a ludzkim losem, co sprawia, że treści tam zawarte są wciąż aktualne. Gdyby ludzkość na przestrzeni dziejów zmieniła się radykalnie, to dziś już nikt by Biblii nie czytał z zamiarem odnajdywania w niej cennych dla siebie wskazówek. Jako dzieło przebrzmiałe stałaby się obiektem zainteresowania co najwyżej garstki pasjonatów.

Wartości moralne a wolność

Wolność to temat rzeka. Na potrzeby niniejszego artykułu chciałbym ograniczyć się jedynie do kilku jej istotnych aspektów. Otóż wolność jak wiadomo dzieli się na wolność zewnętrzną i wewnętrzną. Ta pierwsza polega na braku zewnętrznych (potencjalnych lub aktualnych) przeszkód. Druga natomiast, określana czasem wolnością psychologiczną, to wewnętrzna zdolność człowieka do oparcia się silniejszemu motywowi i pójścia za słabszym. Chodzi tu na przykład o sytuacje, gdy bardzo czegoś pragnę, a rozsądek podpowiada mi, że należy z tego zrezygnować lub odłożyć na później.

Naturalistycznie zorientowani oponenci, dla których człowiek to rodzaj zdeterminowanej maszyny, mogliby w tym momencie zauważyć, że zawsze pociągani jesteśmy przez silniejszy motyw, nawet gdy subiektywnie odbieramy czy interpretujemy go jako słabszy. Osoby te będą twierdziły, że nawet gdy wbrew zachciankom, z czysto intelektualnych względów decydujemy się na określony sposób postępowania, to tak naprawdę nie wynika to z naszej wolności, a z tkwiących w nas deterministycznych skłonności, którym poddana jest cała rzeczywistość. Zauważmy jednak, że z tej perspektywy w podobny sposób wyjaśniony by został wszelki heroiczny nawet czyn. Ta metoda argumentowania wynika bowiem z materialistycznej wizji człowieka, a w paradygmacie materialistycznym zwyczajnie nie ma miejsca na inną interpretację.

Na marginesie dodam, że mimo posiadania wolnej woli cały czas podlegamy wielu różnorodnym uwarunkowaniom. Niektóre z nich są na tyle silne, że trudno im się samodzielnie przeciwstawić. Chodzi tu na przykład o depresje, lęki czy zaburzenia osobowości. W dzisiejszych czasach korzystanie z pomocy psychologa czy psychiatry nie powinno już być powodem do wstydu.

Wolność jest niekwestionowaną wartością. Tęsknimy wszak za swobodą umożliwiającą nam samostanowienie. Między wolnością a wartościami moralnymi zachodzi jednak istotna różnica. Otóż wartości moralne jak wiadomo są wzorcami działań doskonalącymi człowieka jako osobę. W wolności jako takiej brakuje natomiast odniesienia do ideału człowieczeństwa. Wolne czyny mogą bowiem człowieka zarówno degradować jak i doskonalić. Stąd bierze się tkwiąca w wolności ambiwalencja, ale też paradoksalność. Oto bowiem można tak korzystać ze swojej wolności, że się ją utraci. Z drugiej strony rezygnacja z części wolności prowadzi do jej zwielokrotnienia. W tym drugim przypadku mamy do czynienia z wolnością moralną, a więc taką, która uwzględnia dobro własne i innych ludzi.

Najlepszym rozwiązaniem jest zatem rezygnacja z części wolności. Nie powinno nas to jednak napawać smutkiem. Po pierwsze tych ograniczeń nie jest aż tak wiele. Ich przestrzeganie wciąż pozostawia dużo swobody. Po drugie warto uświadomić sobie, że naszym celem jest zarówno wolność jak i szczęście, a to drugie osiągnąć można poprzez nałożenia na siebie takich ograniczeń, które zoptymalizują rozwój i zadowolenie.

Relatywizm

Relatywizm moralny to pogląd, że wartości moralne są zmienne historycznie i społecznie. Dla relatywisty to co dla jednego jest dobre, dla innego może być złe. Takie stanowisko reprezentowali już sofiści. Głosili mianowicie, że normy moralne to kwestia umowy społecznej. Idea ta odżywała później wielokrotnie.

Relatywizm ma dwie odmiany: obiektywistyczną i subiektywistyczną. Przykładem pierwszej jest materializm historyczny Marksa i Engelsa. W tym przypadku wartościom moralnym wprawdzie przyznawano obiektywność, twierdzono jednak, że ewoluują w zależności od panujących w danym społeczeństwie stosunków ekonomicznych. Z kolei subiektywistyczną opcję relatywizmu reprezentuje emotywizm redukujący moralność do rzędu emocji.

Emotywizm

Emotywizmowi warto poświęcić chwilę uwagi. Główny zarzut jaki można postawić temu stanowisku to jednostronne podejście do problemu wartości. Nie ulega wątpliwości, że ideały ludzkiego postępowania są przez ludzi przeżywane. Słysząc takie słowa jak miłość bliźniego, pokój, męstwo czy przyjaźń budzi się w nas tęsknota za światem, w którym ludzie jak najczęściej zachowywaliby się zgodnie z wyrażonymi w nich treściami. Dużym uproszczeniem jest jednak na tej podstawie twierdzić, że wartości tworzy sam akt ich przeżywania. Niemała rola przypada bowiem rozumowi, który odkrywa wpływ danego czynu na rozwój osoby. Poza tym za błędne należy uznać przeciwstawianie emocji intelektowi i twierdzenie, że wartości są wytworem wyłącznie uczuć. Gdyby tak było wówczas za wartościowe należałoby uznać czynności, które wprawdzie sprawiają zadowolenie, na dłuższą metę są szkodliwe.

Konsekwentny relatywizm?

Także dziś nie brakuje osób wyznających relatywizm. Jak przykład chciałbym przytoczyć wypowiedź publicysty i zadeklarowanego ateisty Mariusza Agnosiewicza. W jednym z wywiadów stwierdza: Etyka dekalogu, nawet po odrzuceniu pogróżek zazdrosnego Boga, które są w niej formalnie priorytetowe (pierwsze przykazania), nie jest etyką uniwersalną, lecz trybalistyczną i minimalistyczną etyką zakazów: nie cudzołóż, nie kradnij, nie pożądaj. Potem zaś dodaje: Etyka judeochrześcijańska nie jest więc uniwersalna, lecz archaiczna.

Autorowi powyższej wypowiedzi wypada pogratulować wyobraźni, skoro przykazanie: nie kradnij nie jest dla niego uniwersalne. Sugeruje on bowiem, że jest w stanie ogarnąć swoim umysłem wizję wspólnoty, w której prawo własności prywatnej nie jest szanowane.

Prawdomówność jako przykład wartości moralnej

Moralność tymczasem posiada elementy obecne w każdej epoce i obowiązujące wszystkich. Dobrym przykładem jest tu chociażby prawdomówność. Wiele osób sądzi, że skoro istnieją przypadki, w których powiedzenie prawdy mogłoby zaszkodzić, to znaczy, że prawdomówność nie jest wartością absolutną. Ilustracją tej tezy mogłaby być na przykład historia przedstawiona w dramacie Dzika Kaczka H. Ibsena. Oto autor konfrontuje nas z sytuacją, gdy ujawnienie prawdy doprowadza do rodzinnej tragedii. Czy jednak można na tej podstawie wysnuć wniosek, że prawdą i kłamstwem można żonglować do woli? Skoro są
przypadki, w których kłamstwo wydaje się być optymalnym rozwiązaniem, a prawda czymś niepożądanym, to co sprawia, że jedno drugiemu nierówne?

Odpowiedź można znaleźć odwołując się do ludzkiej natury. Otóż nawet jeśli człowiek swoim postępowaniem doprowadza do sytuacji, w której kłamstwo wydaje się być najlepszą opcją, to nie znaczy jeszcze, że prawdomówność zmienia lub traci swój zasadniczy status aksjologiczny. Nadal czymś pożądanym jest przekazywanie prawdziwych informacji, ponieważ wartość prawdomówności zakorzeniona jest w wartości zaufania. Zaufanie z kolei jest warunkiem koniecznym istnienia jakiejkolwiek wspólnoty.

Ostatecznie zatem wartość prawdomówności opiera się na społecznym charakterze ludzkie natury, a także chęci przetrwania i podnoszenia jakości życia na coraz wyższy poziom. Filozofowie głoszący, że ludzie są różni i negujący istnienie czegoś takiego jak ludzka natura będą mieli problem z wyjaśnieniem dlaczego akurat kłamstwo traktowane jest jako wyjątek od prawdomówności, a nie na odwrót.

Poza tym warto pamiętać, że wrażenie zmienności może powstać, gdy sprzeniewierzenie się danej wartości następuje na skutek próby urzeczywistnienia innej wartości. Ten sam czyn różnie będzie oceniany w zależności od tego, którą z tych wartości rożni ludzie sytuują wyżej w hierarchii. Tym, co podlega zmianie jest jednak wartościowanie danej czynności, a nie wartości, które w akt wartościowania są zaangażowane.

Trudność Hume'a

Poza relatywizmem historia etyki konfrontuje nas dodatkowo z dość subtelnym problemem natury poznawczej. Został on postawiony przez żyjącego w epoce Oświecenia szkockiego filozofa Davida Hume'a. Zdaniem tego myśliciela nie istnieje logiczne przejście od zdań oznajmujących do zdań powinnościowych. Innymi słowy logika nie dysponuje schematem wnioskowania, przy pomocy którego z tego co jest moglibyśmy wydedukować to, co być powinno. Pojawia się wobec tego pytanie, jak uprawomocnić sądy wartościujące. Z wcześniejszego wywodu wynika bowiem, że nie są one arbitralne.

Rozwiązanie powyższego dylematu zależy od przyjętych założeń metafizycznych i teoriopoznawczych. Zapoznając się z nim czytelnik powinien zwrócić szczególną uwagę na ścisły związek etyki z innymi dyscyplinami filozoficznymi. Pozwoli to wyrobić sobie zdanie co do sensowności wykładania tego przedmiotu w polskich szkołach przy minimalnym tylko zapoznaniu uczniów z epistemologią, ontologią i historią idei.

Otóż przejście od porządku bytu do porządku wartości opiera się na zdolności ludzkiego umysłu do odkrycia, że wewnętrzna dynamiczna struktura określonego aktu zmierza w kierunku udoskonalenia człowieka jako osoby. Sąd wartościujący z perspektywy tomizmu jest zatem prawdziwy jeśli odzwierciedla zgodność pomiędzy dynamiką danej czynności, a jej zdolnością do urzeczywistniania ideału osobowej doskonałości. Dylemat Hume'a zostanie natomiast utrzymany w mocy z punktu widzenia tych kierunków filozoficznych, które negują lub poddają w wątpliwość możliwość dotarcia przy pomocy rozumu do istotowych struktur
człowieka i otaczającej go rzeczywistości.

Konflikt wartości

Nie mniej ważnym zagadnieniem jest problem konfliktu wartości. Pojawia się bowiem pytanie, czy subiektywnie przeżywane rozterki znajdują swoje odzwierciedlenie w obiektywnym porządku wartości.

Zacznijmy od wyjaśnienia, czym w ogóle jest ów konflikt. Otóż konflikt wartości zachodzi wtedy, gdy człowiek zmuszony jest do pogwałcenia jakiejś wartości w celu ochrony innej. Nie mamy natomiast do czynienia z konfliktem w tym sensie, że w treści jednej wartości (np. prawdomówności) znajdują się elementy pozostające w sprzeczności z jakimiś elementami obecnymi w treści innej wartości (np. dyskrecji). Tego typu dylematy moralne pojawiają się na przykład wówczas gdy obrona własnego życia domaga się uśmiercenia napastnika.

Problem z agresorem próbowano rozwikłać poprzez zastosowanie zasady podwójnego skutku - dobrego i złego. Według tej zasady mam prawo dokonać czynu wewnętrznie złego pod warunkiem jednak, że czyn dobry będzie przedmiotem mojego zamierzenia, a zły jedynie tolerowany jako konieczny skutek uboczny.

Ks. prof. Tadeusz Ślipko SJ uważa jednak to rozwiązanie za niewystarczające. Skoro bowiem zobowiązani jesteśmy do przestrzegania naczelnego imperatywu etyki chrześcijańskiej: czyń dobro, unikaj zła, to znaczy, że nie jesteśmy w sposób fundamentalny skazani na czynienie zła.

W przeciwnym wypadku oznaczałoby to, że zło jest koniecznym składnikiem ładu moralnego, a rzeczony imperatyw jest w pewnych sytuacjach niewykonalny.

Wspomniany autor rozwiązuje powyższy dylemat przy pomocy teorii koordynacji wartości. W myśl tej koncepcji zakres jednej wartości jest ograniczony przez inną wartość. Prawdomówność musi uwzględniać dyskrecję i na odwrót. Względne ograniczanie się wartości nie ma jednak charakteru dowolnego. Ks. prof. Tadeusz Ślipko SJ upatruje czynnika ograniczającego ów zakres w akcie agresji. Gdy na przykład ktoś niesprawiedliwie próbuje wydobyć z nas jakaś ważną informację, wówczas "fałsz służąc obronie sekretu nie jest kłamstwem" (patrz Zarys etyki ogólnej, str. 241).

Podobnie wspomniany filozof rozwiązuję problem zabójstwa dokonanego w obronie własnego życia. O ile agresja ma charakter aktualny, a akt pozbawienia życia napastnika jest konieczny w celu uratowania własnego, wówczas moralna wartość życia agresora ulega ograniczeniu.

Pojawia się przy okazji wątpliwość, czy Tadeusz Ślipko poprzez proponowane 'wyjątki' nie wchodzi na teren etyki sytuacyjnej i czy poprzez proponowany wyłom nie sprzeniewierza się piątemu przykazaniu. W odpowiedzi wystarczy zauważyć, że w świadomości moralnej ludzkości norma: nie zabijaj jest równie powszechna co omawiane wyżej graniczenie. Zdrowy rozsądek podpowiada, że agresor nie może być w korzystniejszej sytuacji niż jego ofiara. Poza tym nie mamy tu do czynienia z przyzwoleniem na indywidualne ustalanie wyjątków według prywatnych odczuć, a z odkryciem uniwersalnego i precyzyjnie określonego ograniczenia.

Przedstawiona powyżej wizja wartości moralnych raczej nie jest dziś popularna. Wielu osobom kojarzy się z przymusem i totalitaryzmem. Skoro bowiem pewne wartości moralne są absolutne, to każdy powinien ich przestrzegać.

Czy jednak relatywizm daje tak upragnioną swobodę? Niekoniecznie. Wszak obecny niedawno w naszym kraju socjalizm czerpał swe ideowe soki z marksizmu, traktującego przecież moralność jako zjawisko zmienne historycznie. Wydaje się zatem, że istotna rolę odgrywa tu raczej subiektywna pewność siebie.

Paweł Wieczorek

Bibliografia:
1. Tadeusz Ślipko SJ, Zarys etyki ogólnej, Wydawnictwo WAM, Kraków 2004
2. Filozofia, Leksykon PWN, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2000
3. Wywiad z Mariuszem Agnosiewiczem w 'Niezbędniku ateisty', Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2010
http://www.katolik.pl/ind...rtykuly&id=2811


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group