Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Wysłany: 2010-12-21, 21:38 Wigilia z rodziną - pomóżcie
Witam,
Pisałam tu jakis czas temu na forum o naszych z mężem problemach. To znaczy sa to według mojego męża moje problemy, bo On "jakoś sobie radzi". Od poczatku naszego małżeństwa było i jest ono targane kryzysami, nie układa sie tak jakby każde z nas sobie to wyobrazalo. Mąż ma tylko Mamę, z która moje stosunki do tej w zasadzie chwili nie ukladały się. Tesciowa mieszka dośc daleko, bywa rzadko, wolałaby częściej.
Moi rodzice mieszkają w tym samym mieście, ale prawie wogóle ich nie odwiedzamy. Mąż odwiedza ich tylko jak musi, z własnej woli nigdy. Razem tez tam rzadko jezdzimy, bo ja rzekomo jestem uzzleniona od rodzicow, bo bywam u nich raz w tygodniu. Moi rodzice nie wtrącaja się, nie robia niespodziewanych nalotów.
Co roku jest ten sam problem ze świetami. Jesli nie przyjedzie Tesciowa, to rodzice nas zapraszają. Ale - tu mój wieli bół- mój mąż stweirzda, ze Wigilie spedzamy w naszym domu, ze tu jest nasz dom, a jak rodzice chchą to niech sami do nas przyjadą. Jest to dal mnie bardzo przykre, bo przecież nie powiem 70-letnim ludziom, ze maja wieczorem do nas jechać.
To samo jest w przypadku zapisania mi mieszkania, z ktorego wyprowadzja sie moi rodzice i które jest wieksze od tego, w którym w tej chwili mieszkamy. Maż stwierdzil, ze sie nie przeprowadzimy tam, bo nie bedziemy mieszkac w mieszkaniu, gdzie sie wychowalam, bo jestem uzalezniona od rodzicow i to mi zaszkodzi.
Jest mi z tym ciezko, mam wrazenie, ze probuje mnie odciac od rodziny. Daje wybor typu: jak chchesz to jedz na Wigilie do Rodzicow sama. Przeciez to nie fair.
Modle sie i oddaję to kolejny rok Panu Jezusowi.
Poradzcie co można z tym zrobić.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 07:49
A czy gdzies jest napisane że wigilia musi być z rodzicami????
Jak tak bardzo Cię boli to co mówi mąż to może znaczyć że coś w tym jest............
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 08:34
Mysle, ze wszytsko da sie pogodzic....tak uważam
nie mozesz przywieźć swoich rodziców do siebie? to to samo miasto przecież...sa taksówki nawet jak nie masz samochodu
uwazam, ze rodzice, szczególnie starsi, sa jak dzieci - mamy wobec nich obowiazk
a wigilia to szczególny moment
tak sie zastanawiam...nie wiem jaki jest układ, ale teściowa tez pewnie jest juz starsza osobą...i też pewnie nie chce byc sama w ten szczególny moment...
moze to nie jest dobry pomysł - nie znam ani jej ani Twoich rodziców, ani tak naprawde Was...ale moze jak by tak wszyscy zasiedli przy wigilijnym stole razem, u was...?
i nie doszukiwała bym sie tu od razu Nałóg jakichs dysfunkcji - wiem, to Twój ulubiony schemat
a ja nie uwazam, ze wszyscy na świecie jestesmy dysfunkcyjni i nadajemy sie do przynajmniej grupowej terapii
a mieszkanie - no cóz...a nie przyszło Ci do głowy sprzedac to po rodzicach i kupic podobne?
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 08:40
basilicum napisał/a:
Jest mi z tym ciezko, mam wrazenie, ze probuje mnie odciac od rodziny.
No właśnie???
co nieraz warto dostrzec........
a ile w tym- to moje wrażenie..a ile w tym prawdy.........
Basilicum wiadomo jedno na wrażeniach nie budujemy RZECZYWISTOŚCI..........
Hmmmmmm ---- wigilja to szczególny dzień...rodzinny
........ale może też dzień w jakim warto podumac i zadać sobie pytanie.
Od kiedy i z kim tworze rodzinę..a dalej......
....z kim mieszkam
.....z kim dzielę troski codziennego dnia
.....z kim wychowuje dzieci
.....z kim dokonuje codziennych zakupów
.....z kim ewentualnie spedzam codzień czas
Rodziców trzeba szanować......kochać(na swój sposób).....byc pomocnym........
Ale trzeba także czasami dorosłości by puścić tatowe gacie..i skończyc z trzymaniem maminej spódnicy.......
Basilicum sama najlepiej wiesz jak jest ...zatem wejrzyj w siebie...tam ODPOWIEDŻ....
pozdrawiam i Pogody Ducha
[ Dodano: 2010-12-22, 08:47 ]
mgła napisał/a:
a ja nie uwazam, ze wszyscy na świecie jestesmy dysfunkcyjni i nadajemy sie do przynajmniej grupowej terapii
Mgła sama wiedza to zbyt mało........skoro jest wiedza....to trza działać.......
w sparwie terapi.........chocby ????
by nie zatruwac zycia innym.....dlatego warto zaczynać od Siebie
....ale to moje zdanie.........
pozdrawiam
basilicum [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 09:10
nałóg, oczywiście, że nie nalezy spedzac kazdej wigilii z rodzicami, ale chyba mozna co jakiś czas. W ubiegłym roku była u nas tesciowa, w tym roku pojechala do drugiego syna. Dwa lata temu spedzilismy sami, mimo, ze bylismy zaproszeni na wigilie, gdzie byla moja siostra, moi rodzice i tesciowei mojej siostry. zabrakło tylko nas, bo moj mąż powiedział, ze nie pojdzie. Dlaczego? Bo wigilie spedza sie u siebie w domu. Ja uważam, że kompromis mozna wypracować. Moj mąż zas jest tyranem. Nie, bo nie.
NORBERT,
NORBERT napisał/a:
Od kiedy i z kim tworze rodzinę..a dalej......
ano od ponad 6 lat, przynajmniej formalnie, bo duchowo to ja tego nie czuje do dziś
....z kim mieszkam
no z moim mężęm
.....z kim dzielę troski codziennego dnia
to dzielenie jest bardzo slektywne, to ja zajmuje sie głownie dzickiem, ja domem, nawet majstra od remontów ja załatwiałammgła,
mgła napisał/a:
a mieszkanie - no cóz...a nie przyszło Ci do głowy sprzedac to po rodzicach i kupic podobne?
.....z kim wychowuje dzieci
ja głownie wychowuje, mój mąż głownie mnie w tym zakresie krytykuje
.....z kim dokonuje codziennych zakupów
mój mąż nie dokonuje żadnyc zakupów, wszytkie robie ja, a on jeszcze wydziela mi na nie pieniadze, co jest żenujące
czasmi wypchniety robi duże zakupy, ale wypchniety, a nie za wlasnej inicjatywy
.....z kim ewentualnie spedzam codzień czas
czas zazwyczaj spedzam sama, bo mój mąż albo patrzy w komputer, albo robi inne rzeczy, aby sie odizolować, nie pamietam juz kiedy zainicjował jakies spedzamie wolnego czasu
[ Dodano: 2010-12-22, 09:12 ]
mgła napisał/a:
a mieszkanie - no cóz...a nie przyszło Ci do głowy sprzedac to po rodzicach i kupic podobne?
oczywiście jest taka opcja, tylko, że oczywiście ja musiałabym wszytkiego dokonac, bo mój mąż nie zabierze się za nic
Rece mi juz opadają.
[ Dodano: 2010-12-22, 09:28 ]
Mąz oczywiście twierdzi, ze mi pomaga i ze wszystko co dobre w zachowaniu dziecka to jego jedyna zasluga. Ale dowodem tego jak pomaga w domu jest 5 worków śmieci na balkonie, nie wyniesione od tygodnia. Dlaczego tam są? Pani psycholog powiedziala mi, ze skoro z mezem nie da sie dogadac na temat podzialu obowiazkow to przynajmniej nelzy zaczac od smieci, stwiac mu jeprzed nosem, przy wejsciu do domu na przyklad.
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 09:30
zeszło sie dwóch guru ... bo Panowie wiedzą najlepiej?
sami wiecie, ze inaczej świat wyglada ze strony faceta a inaczej kobiety...prawda?
zatracacie idee Świat Bozego Narodzenia Panowie - to w polskiej tradycji świeta rodzinne...a nie tylko małżenskie
moze pora skończyć z tak pojetym widzeniem świata?
nie uważacie, ze akurat w tym momencie to nie jest tak?
przy polskim stole pozostaje wolne nakrycie dla ...? kogoś
kimkolwiek ten ktos jest
a nie ma prawa zasiąść przy nim teściowa, teściowie...kuzyni, dziadkowie..mozna mnozyć..
jestem kobietą, tez mam rodzinę...
w niej sa i rodzice i dziadkowie...byli pradziadkowie (juz niestety ich nie ma)
wiem jak to jest byc "mediatorem-dyplomatą"
ile to wymamga "gimnastyki", kunsztu...odporności i samozaparcia...
ale znalezienie kompromisu to chyba jest własnie to o co chodzi
i wiem, ze mozna sie przy tyn wypalić - to tez wiem - trzeba bardzo uważać
dziewczyna jest całkiem normalna i zdrowa i nie ma pomieszane w głowie!!!
chce spędzic swieta z bliskimi - to jest nienormalne???
świadczy o dysfunkcji???
a tak moze szanowny współmałzonek dostrzegł by cos wiecej poza koncem swojego nosa?
Trudno basilicum - masz takiego faceta w domu wiec mieszkanie bedziesz musiała sama sprzedać...jak stwierdzisz, ze to jest jakies rozwiązanie
a z tego co piszesz...to raczej twój pan nadaje sie do naprawy
Nałóg i Norbert - kobieta chce porady jak zrobic, zeby świeta były radosnym czasem
wiec moze sie na tym skupcie
zamiast szukac w niej utajonych wad i dysfunkcji
chce tak jak my wszyscy spedzic czas z bliskimi - to grzech?
Basilicum - postaraj sie cos z tyranem "uhandlować"...czasem naprawde warto potargowac sie - ja coś - Ty coś...
PS
i przypominam Panowie - Nałóg i Norbert
jest przeciez przykazanie - szanuj ojca swego i matę swoją...?
obowiazek, nawet nie moralny, a prawny nakłada sie na dorosłe dzieci wobec starszych rodziców...tak jak wobec dzieci
a co dopiero moralny obowiązek!
w domach dziecka, domach opieki, domach starców robi sie wszytsko, zeby ten czas był jak najbardziej rodzinny
zeby nikt nie został sam
a własnych rodziców dla wygody i widzi mi sie męża nalezy zostawić???
nalezy samemu nie pójśc do nich rodzinnie, choc jest tam cała rodzina, bo mąż tak chce?
chyba cos tu sie komus pomylilo
Pogody ducha Panowie
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 10:23
mgła napisał/a:
a z tego co piszesz...to raczej twój pan nadaje sie do naprawy
Mgła a ty juz stawiasz takie DIAGNOZY........
sorry za słowa...........ale za materac robisz.........że już wiesz tak wszystko i najlepiej
basilicum napisał/a:
czas zazwyczaj spedzam sama, bo mój mąż albo patrzy w komputer, albo robi inne rzeczy, aby sie odizolować, nie pamietam juz kiedy zainicjował jakies spedzamie wolnego czasu
Basilicum nie wiem co chciał wyrazic nałóg
..ale ja jedynie chciałem wyrazić swoje zdanie..........
Skoro mąż coś stara się pokazać..chocby cos co sie jemu nie podoba
..to???
-warto to przemyśleć...........
skoro z jakiś przyczyn wyłacza sie z życia rodzinnego
-to warto dowiedziec się czemu...........
mgła napisał/a:
Basilicum - postaraj sie cos z tyranem "uhandlować"...czasem naprawde warto potargowac sie - ja coś - Ty coś...
Mgła uhandlować???? wiesz takie rady zostaw dla Siebie....i u siebie handluj...
Rodzina to nie TARG......
mgła napisał/a:
moralny obowiązek!
a jakie sa jeszcze przyklady
moralnych obowiązków-wymienisz?????
[ Dodano: 2010-12-22, 10:34 ]
mgła napisał/a:
sami wiecie, ze inaczej świat wyglada ze strony faceta a inaczej kobiety...prawda?
No właśnie mgła najważniejsze napisałas na początku....zatem po co????
dalej takiiiiiiiiiii wykład.........
skoro świat jest różny ....to nie walczymy z tym światem.....tylko staramy się dogadać jak w tych dwóch światach ZGODNIE ŻYĆ.....
i ci którzy to potrafia...to nie mają kryzysów,zatargów,waśni...............uzupełniają sie a nie ZWALCZAJĄ
basilicum [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 10:53
NORBERT, nie wiem dlaczego mąż sie wylącza. ja zacisnełam zęby i zaczełam prace domowe wykonywac sama. Denerwuje mnie to, że On w każda sobote jedzie sobie na siatkówkę i wraca po 4 godzinach, że co jakis wieczór idzie grac z kolegami z pracy w pokera twierdząc, że to dla rodziny i utrzymania sie w pracy. Czas spedzony z dzieckiem czy ze mna jest niewspólmiernie mniejszy.
Modlę sie ,aby pan Bóg mnie oświecił i mąż bardziej i chetniej zaangazował sie w małżeństwoi rodzicielstwo. Przeciez on nigdy z własnej chęci nie poszedł z dzieckiem na spacer. Nie kupł zabawki.
Moj mąz pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej. Tesciowa rozstała sie z mężem, gdy mial 10 lat. Rozwód był trudny, mąz nabawił sie tików nerwowych. Kilka miesiecy temu jeden z lekarzy widząc zachowanie mojego męża zalecił mu porade w poradni zdrowie psychicznego. Oczywiście on to wysmial i nie zamierza tam isc.
Czasmi sie dziwię, że w tym wytrzymuję.
[ Dodano: 2010-12-22, 11:04 ]
Chciałabym zgodnie żyć. Chciałabym kompromisów. Nie oczekuję, że mąz z miłościa czamiami spełni moje marzenie. Ale ja ciągle słyszę : "nie". Nie chche mi sie od tego żyć. To mnie dobija i tłamsi, odbiera zyciowa energię. Lekarze mówią, że powinnam zdecydowac sie na drugie dziecko (choruje na przewlekła chorobę prowadząca do niepłodnosci, a pierwsze dziecko było juz cudem, że sie pojawiło). Tylko jak z takim mężem miec drugie dziecko???
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 11:07
basilicum napisał/a:
Czasmi sie dziwię, że w tym wytrzymuję
Ufffffff basilicum widać że jest Ci cięzko...widac zmagania.
Ale widzisz juz pewnie sama jakiego trudu i mądrości to wymaga..jak trudnych działań ...by choćby zrozumiec siebie i własne oczekiwania...i brak mądrości męża....
Pytasz czemu to wytrzymujesz????
.....hmm nikt nie trzyma nas przeciez na siłę....często jest to wybór
....z jednej bo PRZYSIĘGALIŚMY....
z drugiej mozna nogi za pas...i prysnąc dla własnej wygody............
....do nas należy decyzja....
czy łatwiej...czy trudniej.....
pozdrawiam
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 11:28
po pierwsze Norbert - poprosze o wyjasnienie tego kalamburu - robie za materac?
bo ja jestem blondynką i nie bardzo rozumiem
po drugie - uhadlowac...no cóz
wiesz co to kompromis?
jak zwał tak zwał - kompromisy osiaga sie metoda ustepstw i tzw. pójscia na reke drugiej stronie...i ot mi chodziło
i nie mów, ze to coś złego i ze nie mamracji...sam nie stosowałes nigdy tego?
po trzecie - czy ja proponuje walke ze światem???
patrz wyżej
proponuje dogadanie sie, kompromis..."uhandlowanie" (brzydkie słowo, bardzo cie zraziło...niepotrzebnie)
rodzina to nie targ...a Ty nie znasz pojecia przenosnia...?
a serwujesz mi tu jakies materace...no dziwne naprawde
bardzo wkurzyły Cie uwagi pod swoim adresem? usmiechnij sie ...nie warto tak sie od razu obruszac
a czy basilicum chce prysnąc dla własnej wygody???
nie wydaje mi sie, nic nie pisała, co by na to wskazywało...wiec po co tak piszesz?
ja ja rozumiem...ma normalny problem na juz
a Ty co zrozumiałes?
i powiedz mi - uwazasz, ze facet sie zachowuje ok robiąc tak jak pisze basilicum?
ale to ona ma sie leczyc?
bo sie tu "zgłosiła"?
lepiej jej powiedz co ma zrobic juz...z wigilijna wieczerzą
no to na razie tyle
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 12:22
haaaa o co chodzi z materacem??? ano o to że tak naprawde nie znamy prawdy...
ale wiemy z forum że róznie to bywa....pisze jeden małżonek....a za pare dni pisz edrugi i wychodzi co innego PRAWDA????
Dlatego przed ocenami nieobecnych trzeba się wzbraniać.........
A czemu załatwiać naprawy..leczenia..zmiany od siebie????
Bo leczy się pacjenta obecnego.....a gdy kryzys w małżeństwie..to na mur beton zapracowały na niego obie strony........
co do wigilji????? ano zrobić to co dyktuje serce...bo to będzie prawdą.......
i nie wkurzyłem się.....tak w kwestji wyjasnienia..........
kiedys mi to łatwo przychodziło...dziś juz trudniej
pozdrawiam
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 12:46
no to teraz sie przekonałam, ze naprawde jestem ograniczona umysłowo...kompletnie nie rozumiem co ma materac do wiedzy...
Norbet - jasniej poproszę...jak dla kobiety
to super...ja tez w tym momencie skupiła bym sie na wigilii...
ale to co napisałes...to naprawde super rada...mysle, ze basilicum sama by na to w zyciu nie wpadła (i to akurat jest lekka złośliwośc z mojej strony - tak dla wyjasnienia)
rada niczym złoto a jaka konkretna
wiec kobieto - rób co uważasz...taką złota rade dostałas
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 13:10
basilicum napisał/a:
Kilka miesiecy temu jeden z lekarzy widząc zachowanie mojego męża zalecił mu porade w poradni zdrowie psychicznego.
Witaj,
wiem że temat nie dotyczy zdrowia męża tylko sposobu spędzenia Świąt w rodzinnej atmosferze, ale sama niechcący dałas odpowiedź jak należy postapić.
Do Świąt mało czasu i już niezbyt wiele da się zrobić, ale powinnaś chyba sama umówić się na rozmowę do poradni zdrowia psychicznego w sprawie męża, jak poradził Ci lekarz. Skoro On sam nie chce iść to choć Ty posłuchaj jak się zachowywać i jak postępować aby doprowadzić do wizyty męża u lekarza.
Nie twierdzę,że mąż ma zaburzenia psychiczne, ale skoro jakiś lekarz patrząc z boku dostrzegł potrzebę takiej konsultacji to tego nie lekceważ. Być może żyjąc latami pod jednym dachem z mężem nie zauważasz pewnych symptomów czytelnych dla osób trzecich, zwyczajnie do nich przywykłaś. Chyna naczelną sprawą teraz jest doprowadzić do rozpoczęcia u męża ewentualnej kuracji, która przy poprawnej diagnozie da wymierną poprawę w relacjach małżeńsko-osobowych. Możliwe, że odpowiednio ustawiona kuracja rozwiąże większość poruszanych dziś problemów.
Nie sposób bowiem osobie zdrowej zrozumieć jak funkcjonuje umysł chorego i jak postrzega świat i sprawy jakie mu przedstawiasz. To co dla Ciebie proste, Jemu może jawić się jako zagrożenie lub problem nie do pokonania.
I jeszcze jedno, jesli okaże się że mąż rzeczywiście jest chory to obecne zachowanie ucieczki w jakąś znaną formę zajęcia np. internet jest " normalnym" objawem, gdyż w niej czuje się "bezpieczny". To coś jakby z zachowanie autystycznego dziecka-własny świat nie potrzebujący bdźców z zewnątrz.
Jeśli tak spojrzysz na rzeczywistość obecnej sytuacji to wiele spraw nie wyda Ci się aż tak problemotwórczych-np. śmieci.
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 13:13
no to teraz juz mamy dwa materace...na jednym watku
witaj Kinga2 w gronie materacy
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.