Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
rozumiem że nic nie mogę. Poprostu pogodzić się i czekać ma jeszcze gorsze. A w tym wszystkim ja. Czuje się małoważna bo moje życie wymyka się w otchłań. Tak zająć się sobą to nie takie proste kiedy serce pęka z bólu. Jakie nam szanse ja 40 latka przy 24 młodej wesołej dziewczynie. Dzieci też zaczęły go irytować . Równia pochyla w dół. Gdzie bliżej.. Końca małżeństwa czy końca jego szaleństwa. Dziś wigilia najgorsza w moim życiu . On ma dosyć a ja już nie daje rady udawać . Już nie robię mu wymówek co po co i tam nie słucha -uodpornił się i zlewa mnie. No i jak tu się uśmiechać .
Calineczka [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-25, 23:25
Wspólczuję airam, przechodzilam i a i może jeszcze przechodzę to samo. Moj mąż wyprowadził się 1,5 roku temu. O kryzysie wieku średniego przeczytałam wszystko co tylko można bylo. Nieobecny był 2 lata a rok wcześniej urodzila nam sie corka ( mamy jeszcze 14 letniego syna). Byly kursy tanca ukrywane, wypieral sie ze nie ma innej kobiety ale byla. Teraz jest 28 letnia młoda i coś przebąkuje ze motor chce kupić. Ja zostalam z dziećmi, przychodzi do dzieci często a ja czuje sie ciągle źle. Tak, tak 40 lat to jest ten wiek, że coś takiego się dzieje i wierz mi robiłam wszystko aby wyszło, chodziliśmy na terapię malżeńską i nie wyszlo niestety. Ale słyszałam też że można to przejść i może sie udać.
Pozdrawiam i dużo siły życzę.
irracja [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-26, 15:38
Mój mąż nie ma 40 lat, ale niestety za jego sprawą przeżywam to samo co wy. Ostatnio mu wspomnialam, że to co sie z nim dzieje to wlasnie kryzys tożsamości i wiecie co: zgodzil sie z tym. Sam sobie z tym nie radzi, sam tego nie rozumie, nie zmienia to jednak naszej obecnej sytuacji :(
airam [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 09:06
to już nie jest wirtualna przyjaciółka. Koszmar z ubiegłych lat powrócił. I jak tu siebie odnaleźć. Pocieszać go. on sam się pociesza z inną i myśli że tego nie widzę. Nie wiem czy to wytrzymam i ile. Już płakać chyba nie umiem. Nadzieję że się opamięta też tracę. A moja godność szacunek dla siebie . Czuje pustkę i bezradność.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 10:12
airam napisał/a:
A moja godność szacunek dla siebie
Ariam.......nikt i nic Ci tej godności nie może ani zabrać ani dać jak Ty sama na to nie pozwolisz!!!!!
To samo z szacunkiem.............. To Ty masz najpierw szanować siebie ,a inni będą tak Ciebie szanować jak Ty sama siebie.
A płacz???? no cóż........przykre to ale płacz w takich sytuacjach działa najczęściej odwrotnie od zamierzonego.
Poprostu "popapraniec" utwierdza się w swoim myśleniu ,że z taką "babą' jedzą,bluszczem,mazgajem,płaczką nie sposób wytrzymać.........że nie sposób ją szanować........że nei sposób o nią zabiegać.............bo nie ma o kogo.
Bo to nie jest ta "księżniczka" z narzeczeństwa.
Poprostu to jedna wielka pomyłka.
Ariam............ kiedyś Ola2 zamieściła na tym forum "Instrukcję własnego chcenia"
Może wydrukuj ją soebie i zacznij stosować:
INSTRUKCJA OBSŁUGI WŁASNEGO CHCENIA/NIECHCENIA – DLA POCZĄTKUJĄCYCH
Przepis na wyjście z domu
1. Wziąć swój zmaltretowany zewłok z wersalki lub fotela i zanieść do łazienki.
2. Jeżeli będzie się opierać, złapać za czuprynę lub uszy.
3. W łazience napuścić wodę do wanny i nie pomylić gorącej z zimną - lepiej wymieszać i łokciem sprawdzić, czy się nadaje.
4. Do wody wsypać olejków wonnych tudzież soli kąpielnych.
5. Leżeć w tym minimum 20 min.
6. Nie zapomnieć ruszać rękami, bo wprawdzie się ciało namoczy, lecz samo nie umyje.
7. Wyjść z wanny i szorstkim ręcznikiem potrzeć wszędzie. Wszędzie napisałam, a więc tam tyż.
8. Natrzeć ciało, co by się nie łuszyło, a ujędrniło - nie mylić tej czynności z zabalsamowaniem.
9. Ułożyć szał fryzurę i nałożyć makijaż - na twarz, nie na włosy.
10. Iść do szafy i pogrzebać. Wyjąć ciuchy, który trzymało się na najlepsze okazje, w tym bieliznę.
11. Założyć to wszystko stosownie do pogody i pory dnia (nie polecam ulubionego bikini+jesiennego płaszcza+klapek=strój powodujący, że cię zamkną w wariatkowie albo za coś inszego zaraz po wyjściu z domu).
12. Usiądź przy telefonie z adresami rodziny i przyjaciół.
13. Zacznij dzwonić od nazwiska zaczynającego się na A.
14. Umów się z kimkolwiek, pamiętając, żeby wykluczyć mężów swych koleżanek i przyjaciółek, bo może być groźnie, a ty masz i tak dużo adrealiny we krwi, więcej ci nie trza, bo padniesz, nim wyjdziesz. A więc nie z kimkolwiek, ale tylko i wyłącznie z kobietą, którą lubisz, a która jest pogodna i niebiańsko cierpliwa, spolegliwa.
15. Wyjdź z domu (oczywiście ubrana) i nie zapomnij zamknąć drzwi na klucz (acha, woda z wanny wypuszczona?!).
16. Dalej samo się zrobi, bo jak dotrzesz do tego punktu, to oznacza, żeś w 90% ogarnięta.
17. Pamiętaj, tylko wróć do domu późno.
18. Jak coś fajnego, fajniejszego jak powyżej wymienione, do głowy nagle wpadnie, natychmiast rzucać wszystko ( prócz bąbelków) i rozpocząć realizację tego czegoś, co wpadło.
P.S. Uwaga! Instrukcja nie nadaje się do bezpośredniego użytku dla facetów - oni se muszą kilka rzeczy zmodyfikować.
P.P.S.S. Uwaga! Jeśli masz dzieci, to musisz wcześniej zadbać o ich opiekę.
INSTRUKCJA OBSŁUGI WŁASNEGO CHCENIA cz. II jest przeznaczona dla tych, którzy pierwszą instrukcję stosują bez posługiwania się ściągą, znaczy się realizują ją z pamięci.
Inspiracją do powstania tej instrukcji były własne doświadczenia oraz poglądy bardzo pozytywnie nastawionego do życia prof. Marcela Messinga, holenderskiego antropologa, filozofa i mistyka, który mówi: "Przestańcie się bać, nadchodzą naprawdę wspaniałe czasy". Wprawdzie ma na myśli czasy, które mają nadejść globalnie dla ludzkości, to zanim dojdzie do tych przemian, to każdy powinien już teraz zadbać o szczęście swoje i bliskich. Wprawdzie prochu facet nie wymyślił, ale fajnie brzmi.
INSTRUKCJA OBSŁUGI WŁASNEGO CHCENIA CZ. II - DLA ZAAWANSOWANYCH
1. Wyjdź do ludzi, ale nie rzucaj się na nich łapczywie, bo wprawdzie czasami samotność bywa fajna, ale przebywanie non stop "sam ze sobą", może doprowadzić Cię do tego, że już nie będziesz mogła patrzeć na siebie. A od tego do depresji czy nałogów króciutka droga.
2. Otocz troską dzieci (tylko nie bądź do cholery nadopiekuńcza). Poświęcaj im czas, i nie chodzi tu o ilość, jaką poświęcasz, ale jakość tych kontaktów. Nie masz własnych dzieci? Nie szkodzi! Mogą być cudze, z dalszej rodziny, siostrzenice/siostrzeńcy, bratanice/bratankowie.
3. Idź do lasu, parku, w pole, kiedy tylko zaświeci słoneczko, kiedy tylko możesz. Zamykaj oczy i słuchaj, wdychaj. I tylko nie gadaj, że mieszkasz w centrum miasta. Wtedy rusz tyłek trochę dalej.
4. Kiedy chwycą Cię nerwy, złap się za jakąkolwiek pracę fizyczną. Piszę jakąkolwiek, bo już dom możesz mieć, z racji częstych nerwów, wylizany do czysta. Zawsze jeszcze możesz popracować na rzecz otoczenia.
5. Rozwijaj i podlewaj w sobie współczucie i miłość do innych ludzi. Wiem, że do niektórych, tych jeszcze krzywdzących Cię, jest trudno. No to zacznij od innych. Jak się wprawisz, przeniesiesz to na krzywdzicieli. Myśl o zaletach ludzi, a nie koncentruj się na ich wadach. Nikt nie jest doskonały! Pomyśl, że ta sfrustrowana dziś pani w kolejce, odreagowuje być może... właśnie zdradę męża.
6. Bądź czasem krową lub żółwiem. Staraj się być cierpliwa i unikaj gwałtownych reakcji. To, co Cię dzisiaj wyprowadza z równowagi, jutro może nie mieć znaczenia. Niestety w naszym przypadku, to najtrudniejszy punkt do zrealizowania.
7. Masz prawo do "nicnierobienia". No bo jak realizujesz te wszystkie punkty, to i tak robisz wiele. Bóg przez sześć dni ciężko pracował, a siódmego dnia wreszcie mógł odpocząć. Dlatego ten siódmy punkt dopisałam, taki tylko dla Ciebie, człowieku, będący w czasie kryzysu lub po kryzysie.
Pozdrawiam optymistycznie
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 23:42
To co napiszę Airam nie spodoba sie pewnie kilku osobom...moze i Tobie
ale to moje własne doświadczenie...coś, o czym moge powiedziec - wiem, poczułam, widziałam...
znałam kiedys kogoś, faceta...po 40
panienki na boku - pierwsza kiedy miał 44 lata (pół roku)...potem 5 lat później nastepna(ponad rok)...i kolejna nie całe półtora roku po niej(tez koło roku)...
wszystkie zachwycające, jedyne, niepowtarzalne, mądre, wartościowe...troche potrzebujące męskiego wsparcia - jak my wszystkie, kobiety...
a zona...
żona sobie trwała na posterunku, miała swoje zainteresowania, wymagała od swojego męża dokładnie tyle ile przedtem, czasem sie nadymała, czasem wpadała w rozpacz albo złośc - wszytsko w pewnym umiarze...
miała swoje koleżanki, swoj specyficzny świat, w którym znajdowała samorealizację...
przetrwała...
bo on to jednak, mimo wszystko, widział, potrafił docenic pomimo, jej wartość...i zostawiał po kolei kobiety swojego zycia
znałam go dobrze, to nie jest wyimaginowana postać...
czasem trzeba trwac, po prostu, mając swoją wartość, poczucie, ze jest sie kimś (poczucie własne, samo dla siebie), trwac...
myslę, ze dla jego zony to tez było trudne...ona tez widziała co sie dzieje...
ale ona nie dawała pozanac tego po sobie, nie wprost
męzczyźni w tym wieku, jakkolwiek podatni na damski urok szczególnie sporo młodszy, potrafia docenic stabilnośc tego co mają...a od czego zdarzało im sie uciekać...
moja babcia mawiała - dobrze karmic, chwalic ...i nie spuszczać z oka...
to ostatnie Ci odpada, bo sam sie spuścił...ale ta reszta...
ja wiem, ze to nie łatwo...ale co pozostało?
toczyc walkę, az ten o którego ona sie toczy umknie z linii frontu?
a moze lepiej zostac ta spokojna przystanią...?
nie proponuje Ci bierności...ale moze pewien umiar
sztuka złotego środka
i uwierz, bo jak sie nie wierzy, to traci sie połowe mozliwości
No, a teraz mozecie mnie objechać...wszyscy myslacy inaczej
airam [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 22:23
trwać a czy to odniesie skutek? zaczynam mieć dosyć
iwonka [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 22:29
kryzys jest do przejścia jeśli chcą obie strony...u mnie był tzw.kryzys ...czuję się przegrana ,przyznaję się...rozwód to nie wygrana...to porażka,że nie wyszło
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-03, 12:01
Zabrałam głos wiec odpowiem...tak jak czuje i widzę...
nikt nie daje żadnych gwarancji...to zycie
ani ja na efekty czekania
ani inni na sto innych sposobów i pomysłów na to co z tym fantem zrobić...
myśle, ze umiem powiedzieć co czuje ta druga strona kiedy jest ze wsząd atakowana "miłością"...prośbami, jękami, chęcią naprawy...wymówkami, pretensjami i deklaracjami na przemian...
ale to tylko moje widzenie świata...moje odczucia
i historia kogoś, kogo znałam...
odruch ucieczki, jaki wywołuje natarczywość drugiej strony, to chyba jednak nie to, co chcesz osiągnąć Airam?
a Iwonka ma racje...jezeli jedna strona nie chce, to nic nie poradzi na to ta druga
jak mawiaja - jak ktos nie chce, to gorzej jak by nie mógł...
pozostaje co?...wiara w cuda...
napisałam Ci - i uwierz...ale nie buduj na tej wierze swojego świata...
tak czuje to ja
pozdrawiam - i wszytskiego co najlepsze w Nowym Roku :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.