Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Czytam forum od kilku tygodni. Szukam nadziei na ratowanie mojego małżeństwa.
W październiku rok temu dowiedzialam sie, że mąż ma kochankę. Zrobiłam chyba wszystko co mozna było zrobić, rozmawiałam z kochanką, tesciami, jej rodzicami.
Przeszłam przez niedowierzanie, rozpacz, awantury, lęk, ciągłe modlenie,
kryzys wiary... Emocje wyniszczające zdrowie.
Przestałam zajmowac sie dziecmi, w pracy balansowanie na krawedzi. Mąż złozył pozew o rozwód. Mieszka z nami, ale chodzi do kochanki, przepada na całe dnie,
czasami noce, wraca zamyka się w pokoju, nie reaguje na płacz dzieci, nie pomaga.
Jestem tym wszytskim wykończona, związek męża z kochanką kwitnie.
Razem spędzają weekendy, on wydaje się być szczęśliwy.
Czy jest najmniejsza choćby iskra, że on sie opamieta?
Dostałam teraz propozycję studiów, które wspomogłyby mój rozwój zawodowy,
ale nie mam na to sił. Moje zycie legło w gruzach, dosłownie.
[ Dodano: 2010-10-30, 20:24 ]
Czuję ogromny zal, że ktos swoimi decyzjami zniszczył moje zycie, że niszczy
dzieciństwo dzieci, które odtrąca. Szukam nadziei na ratunek mojego małżeństwa,
ale wydaje mi się że nic juz nie da się zrobić. Chciałam oddac to wszystko Bogu, zaufać, ale nie umiem. Ból jest nadal zbyt silny. Widziałam jak traumę zdrady i rozwodu przezywała przyjaciółka mojej mamy. Depresja, targnięcie sie na życie, a potem jałowe zycie z dnia na dzień, pełne utyskiwań, opowidań, jaki ten mąż był,
i co ją boli.
malta [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-30, 20:05
Witaj Karolina. Popoś Kinge aby wydzieliła Ci swój własny watek w dziale Rozwód czy ratowanie...
To co teraz napisze może wydac Ci się przewrotne lub niedorzeczne - ale lepiej aby mąż nie mieszkał teraz z Wami - to Cie niszczy... nie doradzam abyś go wyrzuciła - po prostu wydaje sie być albo człowiekiem wyrachowanym albo tchórzem. Chce i zjeść ciastko i mieć ciastko...jesli złozył w sądzie pozew, nie pomaga Ci w domu a tylko manifestuje swoje zadowolenie - to jest podły...
Trudno jest Ci dawac rady - instyktownie przejdziesz przez wszystkie etapy - bedziesz na zmiane łapac mega doły lub wielkie stany euforii kiedy mąż bedzie miły dla Ciebie.
Mogę Ci tylko poradzić jedno - zachowuj sie z g o d n o ś c i ą - Twój mąż jest teraz w amoku - nie analizuj jego słów - byc może wkrótce powie Ci że nigdy Cie nie kochał i jestes największa pomyłka jego zycia i pare innych tekstów - staraj się tego nie analizowac - to hormony i .
Czytaj posty innych - schemat jest zawsze podobny a teksty niemal identyczne.
Nawet jesli krew burzy Ci się w zyłach i jestes wsciekła - staraj sie aby mąż miał jak najlepszy kontakt z dziecmi - to zadziała na plus w dwóch sprawach - po pierwsze bedzie go to utrzymywac mentalnie bliżej Rodziny a po drugie - bedzie wsciekało kochankę
Co do kryzysu wiary - powiem Ci cos z autopsji. Po smierci bliskiej osoby poczułam wielka niezgode na to co sie stało. Pokłóciłam sie z Panem Bogiem - zbuntowałam się i przestałam modlić. Po krótkim czasie złość przeszła ale nadal nie miałam siły aby sie modlic wiec na noc kładłam sobie rózaniec pod poduszkę a w dzień brałam go do torebki. Niby sie nie modliłam - ale starałam sie być "w kontakcie" ...
Oczywiscie kryzys wiary minął.
Bądz blisko forum bo sporo trudnych dni przed Tobą - z jakiego rejonu kraju jesteś?
karolina* [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-30, 21:02
Witaj Malta,
to wszystko jeste bardzo skomplikowane. Mąz sie nie chce wyprowadzić, bo mu tu wygodnie, i chyba odkłada na mieszkanie. Nie wyprowadzi się, a jak mu powiem że mnie to niszczy to nie wyprowadzi sie jak najdłużej. Jesli chodzi o mnie i dzieci to juz powiedział, ze jesteśmy jego pomyłką, on kocha kogo innego i nawet dzieci kochanki kocha, bo są lepsze niż moje. Nie widzę mozliwości związani go z naszymi dziećmi, nie widzę mozliwości wyprowadzenia go z domu, poza zdawkowymi zdaniami nie rozmawiamy ze sobą. Wszystko bardzo się zabagniło.
malta [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-30, 21:34
no to klops... tak sobie od razu pomyslałam czytając Twój post że mąż spryciula ... Jutro napisze Ci na priv jak powinnaś zabezpieczyc siebie i dzieci od strony prawnej - to wazne bo z tego co piszesz mąż jest raczej z tych co sobie kalkuluje na zimno. Musisz na tym polu być konsekwentna nawet jesli nie masz siły - jest kilka spraw które sa naprawdę ważne. Odezwę sie.
Nie napisałas jak długo jestescie po slubie - czy to pierwszy taki kryzys, czy raczej efekt jakiegos dłuzszego nieporozumienia? Widzisz - wiekszość kryzysów jest do siebie podobna i choc to marna pociecha - to jednak po pierszych achach i echach przychodzi opamietanie i zimny prysznic dla zdradzacza.
Ty ten czas wykorzystaj dla siebie. Przeczytaj Dobsona, rozpocznij jakąś modlitwę - moze Nowenne Pompejańską, może pisz pamietnik - to pozwoli Ci uczyć sie na własnych błedach... Nie doradzam wchodzenie w jakieś głebsze dyskusje z mężem - chyba ze on je zainicjuje - pamietaj, ze to człowiek w pewnym sensie opętany, nie jest sobą.
Nie błagaj go o nic - postaraj sie być miła ale stanowcza. Krótkie rozmowy - zero obelg ale konsekwencja. Typowa twarda miłość.
Nie wypytuj go absolutnie o nowy związek - pomijaj to - w rozmowie z mężem w ogóle nie mów o kochance. Twoje serce może pekać z bólu ale nie daj po sobie poznac jak bardzo - to naprawde ważne - bo jesli pokażesz mu swoje słabe strony - czyli tzw "miękkie podbrzusze" - bedzie wiedział gdzie Cie uderzać.
Czy masz komu sie wypłakiwać - nie wiem - koleżanka, Mama, sasiadka? Chodzi o to aby on nie widział Cię w fatalnej kondycji - jesli jest zdecydowany na rozwód - wykorzysta to - bedzie robił z Ciebie histryczkę...
Trzeba aby widział Cię w dobrej formie, zeby nie zarzucił Ci że zaniedbujesz dzieci itp...
To co pisze to takie abecadło - z czasem zrozumiesz...
Módl sie duzo a jak nie mozesz to wstępuj do kościoła chocby posiedzieć. Nie podejmuj na razie zadnych decyzji - obserwuj, pracuj nad soba, spedzaj czas z dziecmi, wycisz się... to wszystko naprawde da sie przeżyć i paradoksalnie wyjść z takiego doświadczenia silniejszą.
Czytaj to forum - ile ludzi tyle historii - zobacz jaką ewolucję niektórzy przeszli - z Toba tez tak bedzie.
Odezwę się na priv. ściskam Cie.
malek [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-31, 08:45
Droga Karolino...szukasz nadziei. Mój przypadek jest przykładem, ze nadzieja odchodzi ostatnia. Przeczytaj moje posty, zobaczysz, że Bóg może wszystko, nawet gdy po ludzku tej nadziei już nie widać. .
Dla mnie lepsze było jest jak wiszący nade mną młotek spadł- życie w zawieszeniu było najgorsze, wyniszczało mnie strasznie. Może wyda Ci się to niedorzeczne, ale czasem lepiej jak związek z kochanką zostanie dopięty-jak zmieszkają razem. Wtedy ona okaże się już nie taka cudowna, a cudze dzieci wspaniałe.... Teraz on słyszy tylko płacz swoich dzieci, to pewnie jeszcze bardziej go irytuje....bo z jednej strony udawadnia mu, że jego są płaczliwe, ale też być może wzmaga poczucie jego winy.
Módl się i staraj żyć własnym życiem. Koniecznie dokształcaj, dbaj o siebie...dasz radę, udowodnij mężowi, że sobie poradzisz bez jego pomocy. Ja tak tez robiłam, zaciskałam zęby, czasem wyłam, ale dałam radę
[ Dodano: 2010-10-31, 09:03 ]
Mąż uświadomił mi, że z moich postów jasno nie wynika....jesteśmy razem i budujemy, mozolnie, potykając się jeszcze (szczególnie ja ) ale zwróceni w stronę "słońca". Karolino warto trwać przy Bogu....oddaj mu to wszystko. Oczywiście zmieniaj siebie, na to masz wpływ...męża zostaw Bogu.
karolina* [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-31, 09:37
Mój małzonek nie potrzebuje zebym cos udowodniała. On sobie zyje swoim zyciem,
zupełnie nie pamietając że ma dzieci, jakieś obowiązki.
Raczej chyba muszę sie zająć soba, żeby nie stracic tego czasu jaki mi Bóg dał na ziemi. Muszę się uczyc, wychowywać dzieci. Gratuluje, ze udało Ci się Malek scalic związek. To naprawde ważne.
Postaram sie zasosowac rady z forum.
róża [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-31, 11:38
Sumienie budzi się w ciszy... Wszystko co jest jej przeciwieństwem - zagłusza to sumienie, znieczula, a tym samym upewnia zdradzacza w przekonaniu, że podjęte przez niego złe wybory - są tymi słusznymi. To jest to, czego zdradzający poszukuje w tym czasie najbardziej - potwierdzenia, że rodzina, którą założył jest jego pomyłką życiową.
Karolino, nie daj mężowi tego komfortu. Już pewnie powiedziałaś wszystko, co powiedzieć należało, a teraz - czas na ciszę.....
Ta cisza będzie będzie dla Ciebie błogosławieństwem, a dla męża udręką. W niej to może zrodzić się powoli - jego zrozumienie Was i siebie samego.
Pozwól Wam wejść na to drzewo, z którego łatwiej można dostrzec Jezusa, a nawet z Nim porozmawiać... Jak Zacheusz...
karolina* [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-31, 11:46
Jestem w ciszy. I moze paradoksalnie lepiej mi sie z tym zyje. Łatwiej, bo jestem sobą,
nie akceptuje rozwodu, kochanki, jego znikania na wieczory i noce.
Ale nie jest to łatwe.
Karolina, wiem przez co przechodzisz...
I niby jestem juz pogodzona z losem, że mężowi nie w głowie żona i rodzina, tylko kawalerskie zycie daleko od domu, wciąż przychodzą chwile buntu...
Wiesz, z czasem nauczysz się balansować na tej cienkiej linie. Pan Bóg nigdy nie zostawia w potrzebie i nie opuszcza tych, którzy Go wzywają...
Nam kobietom, ślepo zapatrzonym w naszych mężczyzn, rzeczy najprostsze - dbanie o siebie, o swoją godność, poczucie własnej wartości - przychodzą czasem z największym trudem.
Pisz, jeśli chcesz, na priv lub gg
Pozdrawiam!
Czytałaś "Urzekającą"? Polecam!
Jedna [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-02, 09:27
Karolina ty jesteś świetna babka. Jesteś urzekająca, tak jak my wszystkie tutaj
Katblo ma rację, poczytaj to: http://www.tolle.pl/pozycja/urzekajaca i inne książki tych autorów.
A nowa praca i studia dadzą ci mnóstwo satysfakcji i zajmą myśli czymś ciekawszym i przyjemniejszym niż rozważanie zdrady mężowskiej. Powodzenia!
karolina* [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-02, 20:02
Dziękuję za Wasze ciepłe słowa, juz mialam taki moment, że siedzialam
( w piżamie na rozbebranym łożku ) i nie byłam w stanie wykonac żadnego ruchu.
I gdybym mogła tak bym juz została. Dzięki ze jestescie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.