Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Stracone nadzieje
Autor Wiadomość
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-06, 20:29   

Różo,

postawa o jakiej piszesz jest być może poprawna dla zony,
ale z pewnością krzywdząca dla dziecka.
nie da sie pogodzić Różo wszystkiego i wszystkich.

jesli ta kobieta wróci do prawowitego męża, skrzywdzi dziecko
i ojca swego dziecka ( piszę o sytuacji, kiedy dziecko i jego ojciec
mają normalne, pełne miłości relacje).

wyjście awaryjne typu: kobieta zostawia wszystko i wraca do prawowitego męza
tez nie jest dobra.
trzeba sobie uswiadomić, ze podejmując w zyciu decyzje wyznaczamy bieg
wydarzeń i wpływamy na życie wielu innych osób, a do pewnych historii nie ma juz powrotu.
I może się zdarzyć że kazda decyzja będzie tutaj zła.
I nie mają tu zastosowania uproszczenia, że w imię Sakramentu mozna skrzywdzić
wszystkich dookoła, bo naraz znudziło mi się takie zycie i wracam do starego,
bo mi wolno, bo jest Sakrament.
Dla mnie wyżej wymieniona sytuacja nie jest moralnie jednoznaczna.
rozhybotana emocjonalnie, niedojrzała kobieta, wpada w ramiona kolejnych mężczyzn, potem wraca do męża bo nuda w nowym związku.
moralne kalectwo nie powinno usprawiedliwiać bólu dziecka, czy dzieci, Różo.

priorytetem nie jest tu kobieta, i jej widzimisię ale ... dziecko.
chyba że sie mylę i w imię własnej wygody, podpartej argumentem,
który akurat do tego pasuje mozna burzyc i udawać, ze nic sie nie stało.


piszę Ci to dlatego,
że sama mam dzieci i widzę jak bardzo mój były mąż zniszczył
w nich poczucie bezpieczeństwa, własnej wartosci, wiary w drugiego człowieka.
to dzieci są solą ziemi, to im trzeba przekazać miłość, szacunek do drugiego
człowieka, wiarę w dobro.

zrozum mnie dobrze: liczy sie człowiek , nie wygoda...

[ Dodano: 2010-10-06, 20:37 ]
Malto,

własnie doczytałam Twoj post :)
nie mozna upraszczać tam, gdzie chodzi o zycie innych,
zwłaszcza w tak fundamentalnych sprawach jak budowanie osobowości,
kształtowanie charakteru, wskazywanie priorytetów dziecku.

za głupote trzeba płacić,
a nie szukać usprawiedliwienia w okolicznościach.
 
     
malta
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-06, 20:55   

Witaj Margolcia - no wiec z Twoim poglądem sie zgadzam - nie z Rózy - przy całym szacunku dla jej osoby.
Ja równiez bede zdecydowanie upierac się przy patrzeniu na dobro dziecka, jego komfort psychiczny, jego przyszłość itp... Ja w ogóle jestem taka Mama kwoka która gdyby mogła to by piórka sypała dzieciom pod nogi aby im sie delikatniej szło :-) - ale nie zbaczjac z tematu - zadałam pytanie w tym temacie znajomej osobie duchownej - wiecie co usłyszałam?
Taka Matka nie powinna zabierac dziecka z jego bezpiecznego swiata od ojca. Sama tez nie powinna odejśc bo tym samym zabrałaby mu Matkę. Powinna zostac z partnerem na zasadzie " białego zwiazku" do czasu usamodzielnienia sie dziecka a wtedy wrócic do prawowitego małzonka... no przyznam - WYZWANIE...
:-/
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-06, 22:06   

malta napisał/a:
Taka Matka nie powinna zabierac dziecka z jego bezpiecznego swiata od ojca. Sama tez nie powinna odejśc bo tym samym zabrałaby mu Matkę. Powinna zostac z partnerem na zasadzie " białego zwiazku" do czasu usamodzielnienia sie dziecka a wtedy wrócic do prawowitego małzonka..

Witam malto, margolciu
to nie do końca jest tak.
Słowo "powinna" trzeba zamienić na "może" i wtedy jest to bardziej zblizone z nauką Kościoła.
Nigdzie nie ma nauki o tym,że trzeba czekać aż dziecko sie usamodzielni zanim Sakramentalni małżonkowie moga do siebie wrócić.- nawet w historii Abrahama i Sary (Księga Rodzaju) dziecko z nieprawego łoża (Ismael) ma tylko przekroczony wiek wczesnego dzieciństwa, ale nie jest wg. prawa dorosłe, gdy Bóg nakazuje je oddalić wraz z kochanką (Hagar), pomimo adopcji, gdyż zaburza jedność małżeńską.
Dziecko nie może i nie jest przyczynkiem do trwania w grzechu ciężkim, a zatem decyzja o powrocie do siebie prawowitych małżoków musi być rozpatrywana w tajemnicy ich serc, a nie z punktu widzenia tylko dobra dziecka.
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Gdzie tu mowa o dzieciach? Ślubujemy dziecku czy małżonkowi?
Trzeba pamiętać ,że dziecko jest darem i jego los należy do Stwórcy, a my jako ludzie mamy odpowiedzialnie i z miłością dbać o jego rozwój i wychowanie. Czy cudzołożny związek to jest dobry przykład? Czy hołdowanie własnej cielesności i chodzenie na łatwiznę to clou wychowania?
A może umiejętność wzięcia odpowiedzialności za nietrafione decyzje , także trudne i gorzkie nie jest lepszym sposobem wychowania? Czy powrót do wcześniej podjętej decyzji, szanowanie przysięgi i własnego słowa to nie jest najlepsza szkoła życia?

Nie dziwię się dziewczyny waszym poglądom, gdyż jako matkom jest wam bliższy, niż ten jaki prezentuje Stwórca w swoim Prawie.
Niestety wynika on z wieloletniego indoktrynowania nas -kobiet fałszywymi priorytetami oraz ogromu waszego maczynego serca.
Nie oczekuję,że przyznacie mi rację, ale liczę na to,że znajdziecie czas na lekturę Księgi Rodzaju oraz całego tematu:
http://www.kryzys.org/vie...?t=2251&start=0 oraz wszystkich dokumentów Kościoła tam opisanych.
Po wnikliwej lekturze tych dokumentów i odrzuceniu własnych emocji wierzę, że uda się Wam zobaczyć tę rzetelną prawdę w nich zawartą. Trzeba wyciągnąć z nich ten złoty środek, gdy Prawo Boże jest pierwsze, a nasze wyobrażenia zostają mu podporządkowane. (zwłaszcza wtedy jest to trudne, gdy prawdę zaburza grzech i własne chciejstwa oraz ciągotki cielesne. Inaczej bardzo łatwo wypaczyć prawdę.)
O kosztach na jakie naraża się dziecko z nieprawego łoża mówi ten wątek:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4738

A na koniec chcę przypomnieć pewna prawdę:
Prawo Boże jest nieomylne, a człowiek tak. Kto przestrzega 10 przykazań i nimi w życiu się kieruje ten nie popełni błędu.
:-D
(9) Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą,
(1 list do Koryntian 6:9, Biblia Tysiąclecia)

(4) Cudzołożnicy, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga.
(List Jakuba 4:4, Biblia Tysiąclecia)

Ponieważ temat przez Was poruszony jest wyjątkowo trudny i delikatny, proszę abyście wstrzymały się z rozwijaniem dyskusji przed lekturą w/w dokumentów. Będzie łatwiej wymieniac poglądy, gdy się z nimi zapoznacie. Z pewnością bedziecie miały jeszcze jakieś przemyslenia. :-D
Ostatnio zmieniony przez kinga2 2010-10-07, 00:51, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
pestka10
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-06, 23:28   

Nałogu :) ............ witaj !!!
Cóż za wspaniałe powitanie - nie spodziewałam się aż takiej pieszczoty z Twoich ust BABULCU ... pięknie - hihihi - to tak żartem na marginesie - (już potrafię się uśmiechać )

No cóż nie okłamujmy się - moje starania moja miłość - nie wystarczyły.... Mąż wystąpił o rozwód - jak pamiętacie (nie wszyscy) było dziecko z nie prawego łoża - nasze jest dorosłe . Teraz już nabrałam dystansu więc łagodniej mi się o tym pisze - sprawa rozwodowa toczyła się dokładnie rok i miesiąc. Dziwny był tok całego rozwodu - bo sąd jakby przypatrywał się wszystkiemu z boku. - czyli my korespondowaliśmy ze sobą za pośrednictwem sądu .... i wiecie co ??? - to nie były obraźliwe pisma.

Sprawy odbyły się trzy w lutym 2009 , XI.2009 i ostatnia 8 marca 2010. w której sąd ogłosił rozwód z orzeczeniem winy męża koniec ....
Każda z 2 pierwszych rozpraw trwała najwyżej 20 min i to mąż produkował się przed sędzią argumentując swoją decyzję - mi zadawano jedno pytanie czy się zgadzam - odpowiedź brzmiała NIE.
Nie było świadków, bo ich nie powoływaliśmy (nawet syna) - mąż nie miał kogo, a mi nie byli potrzebni. Trzecia trwała około 40 min bo mąż upierał się aby wyrok był za porozumieniem stron.

Wiecie co było najsmutniejsze - on przyznał przed sądem iż miał najlepszą żonę i nie może na mnie powiedzieć złego słowa, że nasze życie toczyło się bez kłótni i kłamstw itp sformowania . Powiedział również, że on ponosi pełną odpowiedzialność za wszystko - ale nie może tej młodej dziewczyny pozostawić z tym dzieckiem. Z tego względu nie może być ze mną ale oświadcza że nie zamierza zawrzeć kolejnego związku lecz być z nową partnerką aby wspierać ją w wychowaniu dziecka...
Sąd uznał że dał nam aż nadto czasu i wydał wyrok - rozwód z orzeczeniem winy męża...

Zakończył się pewien etap - boli ale już nie rozrywa serca czas biegnie - więcej obowiązków, praca i samodzielność w podejmowaniu różnych decyzji gdzieś przesłania rozżalanie się nad sobą. Wracają wspomnienia i nie powiem że wszystko jest ok - ale muszę żyć.

Wiara , nadzieja , miłość - straciły na wartości ... dla mnie.
Syn mi tłumaczył, że nie mogłabym zatrzymać ojca, bo założyłabym mu kajdany i nie zbudowalibyśmy nigdy nic szczęśliwego - ponieważ ani on ani ja nie poradzilibyśmy sobie patrzeć prosto w oczy.

A ja tego nie wiem ? - ale pewnie dużo w tym racji.

Spotykamy się z ex czasami - korespondujemy - wiążą nas jeszcze sprawy majątkowe . Za każdym razem słyszę jak wymawia moje imię mówiąc - pamiętaj jestem Twoim przyjacielem , chcę być Twoim przyjacielem - łączy nas nasz syn - pokażmy światu że można żyć w przyjaźni :)

Nie życzę mu źle ale słowo przyjaciel z jego ust rani mnie podwójnie, bo on pokazał już światu na co go stać :).
Mieszkamy w innych miastach - to dobrze - bo przysłowie co z oczu... w jakimś stopniu się sprawdza...

Ja mam życie w miarę ustabilizowane - mieszkam sama - odwiedzam syna i czas biegnie trochę monotonnie ale biegnie - czekam na wnuki ...
U ex nie ma monotonności z każdą chwilą młodnieje z własnej woli czy partnerki nie wiem ale będzie ponownie tatusiem i powiem teraz szczerze nie zazdroszczę mu - przechodzi na emeryturę i będzie miał chyba fajne zajęcie ale również będzie potrzebował dużo siły i energii.

Powiem tak --- te 3 lata było największą szkołą mojego życia - przeszłam przez piekło, chorobę, wiarę , nadzieję - nic nie podziałało na sumienie mojego męża (to mój punkt widzenia sprawy) - dziś myślę inaczej - on to sumienie ma i nie jest mu lekko z tym żyć... Czasami drogowskazy tak pomieszają życie że gdzie spojrzeć to zakręt i żadnej prostej..... Nie chcę już w tej chwili go osądzać.

Przepraszam - to nie jest z mojej strony zachęta do zaniechania walki -a tylko opis zakończenia mojego związku - nie udało mi się ot po prostu ??? - życie .... ( to informacja między innymi dla Nałoga )

Jeżeli możemy być na tyle silni - bądźmy - jeżeli możemy mieć na tyle w sobie wiary - walczmy, bo na pewno warto bynajmniej spróbować.

Życzę tu wszystkim - aby dopełniły się cuda uzdrowienia, naprawienia i błogosławieństwa małżeństw...
Na pewno w mojej modlitwie będzie taka prośba ..

Pozdrawiam - przepraszam za tak długi wpis

Pestka10
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-07, 00:41   

pestka10 napisał/a:
Przepraszam - to nie jest z mojej strony zachęta do zaniechania walki -a tylko opis zakończenia mojego związku - nie udało mi się ot po prostu ??? - życie ....

Pestko przytulam Cię serdecznie przez mojego Anioła Stróża.
Pamiętaj,że póki życia puty nadziei. Bóg nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Nie wiesz co bedzie... :-|
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 301
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2010-10-07, 00:59   Wzbudza emocje powrót do ładu Bożego

Jest taka scena w Ewangelii, gdy dwunastoletni Jezus gubi się Rodzicom. Oni odchodzili od zmysłów!!! Trzy dni! Strasznie cierpieli!! Po ludzku Jezus zrobił rzecz okrutną. Właśnie... po ludzku...

Patrząc po ludzku, rzeczywiście lepiej żyć w związku niesakramentalnym i być przy dziecku...

Jezus pokazał, że w konflikcie po ludzku i po Bożemu trzeba wybrać Boga, CHOĆBY NAWET KTOS BLISKI MIAŁ CIERPIEĆ. Nieraz nie da się i te wymiary po ludzku i po Bożemu stają w konfikcie. Trzeba wybrać.

Jezus nauczał: kto bardziej miłuje matkę, ojca, brata niż Mnie, nie jest mnie godzien.

Poza tym, po ludzku. Gdzie zaufanie do Jezusa. On daje życie i smierć. On daje sczęście. On jest ponad prawa pedagogiki. Jest taka scena w Ewangelii, gdzie św. Jan Chrzciciel mówi Herodowi i Herodiadzie, że nie wolno im być razem. A mają przecież na wychowaniu córkę Herodiady Salome, która ich z ludzkiego punktu widzenia bardzo potrzebuje. W innym miejscu Bóg mówi, że trzeba słuchać bardziej Boga niż ludzi...

Bardziej szanujemy prawo cywilne stanowione, aniżeli prawo Boże

Nierzadko się zdarza, że karę pozbawienia wolności za różnego rodzaju przestępstwa ponoszą ojcowie dzieci. Gdyby stawianie dobra dziecka było priorytetowe, to sędziowie powinni takich ojców zwalniać z kary pozbawienia wolności. Tymczasem, jak wiemy tak się nie dzieje: ojcowie nie są zwalniani ze względu na dobro dzieci, które niewątpliwie z tego powodu przeżywają cierpienie. Społeczeństwo i Kościół katolicki nie mają za złe sędziom, którzy wyrokują i skazują stosownie do przewinienia. Bywa i tak, że takie dzieci pozbawione ojca przez wiele lat są wychowywane jedynie przez matkę i ew. dziadków. Sędziom - ludziom nie robi się z tego powodu wyrzutów, że dziecko wskutek ich decyzji sędziowskich pozbawione jest obecności i opieki ojca, a Bogu, który chce uzdrowienia sakramentalnego małżeństwa robi się zarzuty, że jest taki okrutny, bo dziecko na tym ucierpi emocjonalnie...

A przecież w przypadku powrotu współmałżonka z dzieckiem do sakramentalnego mężą/żony sytuacja przedstawia się z punktu widzenia dobra, rozwoju dziecka (z niesakramentalnego związku) zdecydowanie korzystniej. Choćby z tego względu, że będzie mogło ono zobaczyć swojego rodzica i przybranego rodzica (z sakramentalnego małżeństwa) przystępujących do Komunii świętej. I już za młodu będzie wychowywane w prawdzie i miłości, w poszanowaniu Bożych przykazań.

W dziesiąty rozdziale Ewangelii św. Mateusza Pan Jezus mówi (Mt 10,34-40):

„Nie sądźcie, że przyszedłem nieść pokój po ziemi. Nie przyszedłem nieść pokoju, lecz miecz. Przyszedłem bowiem przeciwstawić syna jego ojcu, a córkę jej matce, a synową jej teściowej; bo wrogami człowieka mieszkańcy jego domu. Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna lub córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien. Kto znalazł swoje życie, straci je; a kto stracił swoje życie ze względu na mnie, znajdzie je”.

W wątku "po rozwodzie cywilnym, czy mamy jeszcze szanse?" o. Jerzy pisze:
Cytat:
Rozwiedziona 27!
witaj, i wiesz, że jakoś się ucieszyłem tym waszym dążeniem do naprawy tego, coście w sumie "napsocili" we dwoje oddzielnie. A partnerom (dlaczegoż "niewinnym"?) także przez ból dajecie szansę też naprawić swoje życie. I Wam dedykuję Słowo Boże zapisane w Objawieniu (Apokalipsie) św. Jana, rozdział drugi, wiersze czwarty i piąty (wybacz, że nie zacytuję celowo, by czytający ten tekst przeczytali przy okazji cały drugi i trzeci rozdział Apokalipsy).
A Bogu pewnie zacznę jutro dziękować za daną Wam łaskę powrotu do pierwotnej miłości, do wypełniania zadania od Niego otrzymanego w sakramencie małżeństwa, z modlitwą, ojerzysj

A gdy zejdziecie się razem, włączcie się w jakiś ruch małżeński kochających się i wiernych sobie
małżonków - to dla utrwalenia Waszej miłości.

[ Dodano: 2010-06-02, 00:18 ]
A dziecko - razem będziecie je kochać pierwotną miłością. W ten sposób będziecie mieli szansę pokazać, że łaska miłości jest większa aniżeli grzech. Miłość wskaże praktyczne rozwiązanie dla dobra dziecka.

A gdy wejdziecie na drogę przebaczenia, wzajemnego sobie przebaczania, i pojednania, to trzeba Wam będzie dużo się modlić, razem, i szukać modlitewnego wsparcia innych. obiecuję pomoc. ojerzysj
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
Ostatnio zmieniony przez Andrzej 2010-10-07, 09:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-07, 07:08   

Andrzeju,
paragraf o karaniu winnych ojców nie ma tu nc do rzeczy.
pewnie, że najgorzej mają dzieci, których rodzice pomarli, a najlepiej
te, których rodzice się kochają.
ale nie o to tu chodzi.
rozważamy sytuację osób, które mają decyzyjność.
i rozważamy sytuację dziecka, które nie wybierze Boga
w swojej bezradności, do Boga dziecko idzie przez innego
człowieka, powolutku :)

dziecko ma ojca i matkę,
żona ma męża.

z punku widzenia żony, powrót do męża byłby wskazany
z punktu widzenia dziecka: kim jest dla niego mąż matki?
z punku widzenia ojca dziecka: dlaczego wyrywa mu sie dziecko z ramion i chce włozyc obecmu facetowi, przecież jest dobrym ojcem.

mówisz: po Bożemu wolno,
w imię Boga można zrujnować kolejnym ludziom życie?
( juz raz kobieta zrujnowała życie: mężowi)
dziecko, tamten ojciec ( OJCIEC!) nie mają naczenia.
czy naprawdę Twoim zdaniem, wolno kobiecie zabrać
dziecko, jak worek kartofli, i ulokować w mieszkaniu
obcego mu faceta?

pozdrawiam
m:)

[ Dodano: 2010-10-07, 07:13 ]
mam jeszcze jeden mały moralny dylemat:

rzadko kiedy zdradzacz nawraca się i pada na kolanach przed Bogiem,
choć i tak bywa.

powrót do współmałżonka często jest spowodowany tym, iz nie udało
sie ułożnie sobie zycia i życie w zgodzie z Bogiem ma się do tej sytuacji nijak.
Więc ta kobietą kierują nie zbożne cele, ale własna wygoda,
a Bóg, Sakrament dla niej nic nie znaczy.
czy dalej kreujemy jej wizerunek na osobe nawróconą?
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-07, 07:49   

Witajcie wszyscy.
Pestka, pozdrawiam Cię i podziwiam za spokój, który wynika z Twojej wypowiedzi. Jesteś Wielka !
Głowę chylę przed Izzabellą, bardzo mi się podobało to, co napisalaś.
W ogóle pozdrawiam wszystkich i mam nadzieję że się spotkamy już jutro. Pomimo tego co się stało. Albo dzięki temu.
 
     
malta
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-07, 08:53   

Oj Kinga - nie doceniasz mnie - znam Księge Rodzaju - czytałam ja nie raz, nie dwa, nie trzy:-) To wg mnie najpiekniejsza cześć Starego Testamentu - dlatego czesto do niej wracam.
Generalnie w tej dyskusji nie chodzi o przerzucanie sie wiedzą czy cytatami z Pisma - bo ja mogłabym podeprzeć sie innym - np:
...Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie (Iz 49,15) ...

... bardziej chodzi o to co tak klarownie wyjaśnia Margolcia - czyli o łagodne potraktowanie zdradzacza w stylu "rób swoje, grzesz, cudzołóż, szalej, baw sie - a ja zawsze bede Twoja wycieraczką o którą się wytrzesz zanim na nowo wejdziesz do domu" a o bezduszne potraktowanie dziecka w stylu " wiem, ze Ci tu dobrze, ze tutaj jest Twój dom - ale teraz wracamy do pewnego miłego Pana który wejdzie w buty Twojego Taty".
Może upraszczam, moze jako Mama nie jestem obiektywna, moze łatwo mi teoretyzować bo nie stanęłam nigdy przed takim dylematem - ale pomimo całej tej dyskusji i otwarcia na argumenty innych - a naprawdę jestem otwarta na słuchanie - nie ma mojej zgody na gorsze traktowanie słabszych którzy sami o swoje prawa się nie upomną...
Pestka - wielki spokój jest w Twojej wypowiedzi - widać wielkie przepracowanie tematu. Podziwiam za spokój i godność. Upadłaś - wstałaś - idziesz dalej. Pieknie.
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-07, 10:18   

pestko,

w całej tej trudnej sytuacji, jedyne co możemy ocalić to naszą godność,
mieć szacunek do siebie,
chyba to bym najbardziej chciała wynieść z gruzów mojego małżeństwa.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-07, 10:19   

Malta napisała:

Cytat:
teraz wracamy do pewnego miłego Pana który wejdzie w buty Twojego Taty".

Ten miły Pan to sakramentalny mąż tej Pani, któremu ona kiedyś ślubowała... Padły też wtedy słowa, że co Bóg złączył... Żaden czlowiek, czyli również dziecko, o którym mowa - nie może rozdzielić małżonków.

Znane, ale jeszcze raz:
- Gdzie Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na właściwym miejscu...
Czy może poprawnie wychować dziecko ojciec i matka żyjący z dala od Boga? Uważam, że nie, przynajmniej życie pokazuje, że dzieci z rodzin praktycznie niewierzących - mają również kłopoty z wiarą, mają kiedyś kłopoty w swoim małżeństwie, wszak ojciec i matka żyjący na kocią łapę - przekazali im to 'coś', że tak można, tak jest dobrze, że w pewnych przypadkach cudzołóstwo jest ok - poniekąd usprawiedliwione... Trudno przekazać dzieciom coś, czego sami nie posiadamy. I niekoniecznie tak, że tamten prawdziwy tatuś to już cud- miód, bo ojciec z krwi i kości... I przecież nikt mu nie zabroni wychowywania swojego dziecka (najczęściej bywa tak, że on wcale nie garnie się do tego). A Kazik? Myślę, że skoro miał tyle siły, aby przebaczyc żonie i przygarnąć ją z dzieckiem z nieprawego łoża - stać go będzie na bycie ojcem dla tego dziecka... Być może ma mu więcej do zaoferowania niż ojciec 'prawdziwy'.
Dobro dziecka nie może stać ponad Przykazaniami Bożymi. Zresztą, dla mnie, to one są wyznacznikiem rzeczywistego dobra, prawidłowego poruszania się po krętych drogach życia. Jest w nich Boża dalekowzroczność, której my nie posiadamy. Ufam, że Bóg wie, lepiej, co będzie dobre dla mnie, dla mojego dziecka - niż ja sama.
Rodzice winni być dla swoich dzieci przykładem żywej wiary. Jak może dać ten przykład ojciec/ matka, których dziecko nigdy nie widziało przy kratkach konfesjonału, czy przy Stole Eucharystycznym?
Moim zdaniem, żadne nawet najpiękniejsze pobudki, jak te tutaj, nie usprawiedliwiają trwania w cudzołożnym związku.
Najpierw Przykazania, a potem dopiero jakieś nasze ludzkie pomysły na szczęście własne, czy dzieci. Nie próbujmy być mądrzejsi od Pana Boga :-?
Tam, gdzie grzech tam powinna być pokuta - chęć poprawy, a tutaj mówimy o słodkim trwaniu w grzechu (choć tak po ludzku - powód piękny), bo przecież białe małżeństwo - to chyba nierealne :-?

Szkody wynikające z wychowania dziecka przez Kazia nie muszą być aż tak wielkie (bardzo prawdopodobne, że wcale ich nie będzie), jak szkody innego rodzaju poniesione - aż przez kilka osób z sytuacją związanych.
Ostatecznie, czy to służy dobru dziecka? Dobro wyrasta z Dobra...

Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Mt 16, 25-27
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-07, 10:37   

Różo,

życie pisze najdziwniejsze scenariusze.

moja teściowa chodzi do kościoła ( pozostańmy przy tym stwierdzeniu, bo jest
najbezpieczniejsze) i ma 3 synów.
pierwszy ma troje dzieci, każde z inna kobietą, ślubną żonę i dziecko z prawego łoża
opuścił w dniu pierwszych urodzin tegoż dziecka.
drugi syn, mój mąż, opuścił dwoje dzieci, czy ma juz co zbierac po świecie, nie wiem
trzeci się własnie ożenił.

jak widzisz zdrajców mozna wychować pod skrzydłem kościoła,
a nawet uznać winnych za ten stan rzeczy wszystkich wkoło.

[ Dodano: 2010-10-07, 10:40 ]
Różo,

a tak na marginesie,
po co zmuszać Kazia do wychowywania cudzego dziecka,
a ojca dziecka do walki o prawa ojców.

co się w tym wszystkim liczy,
czyje dobro,
bo ja sie juz gubię
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-07, 10:40   

Cytat:
jak widzisz zdrajców mozna wychować pod skrzydłem kościoła,

W zupełności zgadzam się z Tobą. Niedzielne bycie w kościele - to jeszcze nie katolicyzm... Może taki ćwierć już jest... :-D

Cytat:
po co zmuszać Kazia do wychowywania cudzego dziecka,

Margolciu, zakładamy, że Kazio podejmuje się tego zadania w pełni świadomie i dobrowolnie.
O co chodzi?
O życie wieczne, tutaj - kilku osób. Sorki, że tak górnolotnie :-D
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-07, 11:31   

malta napisał/a:
Oj Kinga - nie doceniasz mnie - znam Księge Rodzaju - czytałam ja nie raz, nie dwa, nie trzy:-) To wg mnie najpiekniejsza cześć Starego Testamentu - dlatego czesto do niej wracam.

Witaj,
cieszę się,że znasz Księgę Rodzaju :mrgreen: Szacun. Ja czytałam wielorotnie, a nie moge powiedzieć,że znam.Zawsze coś nowego wyczytam. ;-) ( pewnie dlatego całe życie "wałkujemy" Ewangelię w Kościele :-P ) i rzeczywiście nie chodzi o przerzucanie się cytatami.
Chodzi o treści jakie zawarte są w tych tekstach.
malta napisał/a:
... bardziej chodzi o to co tak klarownie wyjaśnia Margolcia - czyli o łagodne potraktowanie zdradzacza w stylu "rób swoje, grzesz, cudzołóż, szalej, baw sie - a ja zawsze bede Twoja wycieraczką o którą się wytrzesz zanim na nowo wejdziesz do domu" a o bezduszne potraktowanie dziecka w stylu " wiem, ze Ci tu dobrze, ze tutaj jest Twój dom - ale teraz wracamy do pewnego miłego Pana który wejdzie w buty Twojego Taty".

Zupełnie nie tak.
Zachęcam do wysłuchania tego kazania:
http://www.kazaniaksiedza...nna_homilia.mp3
mowa w nim o godności, o jej przywróceniu i dostrzeganiu. O prawdziwej godności człowieka jako istoty ludzkiej, a nie o patrzeniu po wierzchu, co sprzyja takim poglądom, że osoba kochająca jest wycieraczką , a zdradzacz tylko wykorzystywaczem.Takie spojrzenie po wierzchu kreuje w naszych umysłach świat, aby uniemożliwić godne życie zranionym ludziom, oferują kolorowy blichtr wyobraźni, na którym nie da się zbudować fundamentu do wychowania potomstwa.
Nie można wychować dziecka w poczuciu,że ślub bierzemy tylko na dobre dni, a gdy bedzie źle " machniemy sobie" potomstwo na boku i wtedy wszyscy usprawiedliwią nas, gdy porzucimy męża czy żonę i zaczniemy jako " dobrzy" rodzice wychowywać nowe życie. Co jednak kiedy tych dodatkowych dzieci będzie więcej niż jedno? A każde z innym partnerem? Które dziecko wtedy ma prawo do dwojga kochających go rodziców?
Prawda jest taka,że po ludzku wszystkie ,a po bożemu żadne.
Bóg powiedział: Nie cudzołóż właśnie po to , aby nie było tych dylematów.
Każdy grzech wnosi w życie cierpienie, jeden wieksze inny mniejsze.
I to nie jest prawda,że zdradzacz nie cierpi, bo cierpi. Niejednokrotnie cierpi już do śmierci, bo skutki jego grzechu , po ludzku bywają nieodwracalne.
Każda zdrada rani nie tylko współmałżonka, ale także wszystkich w pierwotnej rodzinie, i wszystkich w drugiej, bo pogłębiane i sankcjonowane zło staje się zgorszeniem.
Niestety nie myśli się często o tym ,że rodzice cudzołożni stają się gorszycielami własnych dzieci:
(4) Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. (5) I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje. (6) Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. (7) Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie. (8) Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny. (9) I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego.

(Ew. Mateusza 18:4-9, Biblia Tysiąclecia)

(42) Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. (43) Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. (45) I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie, chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. (47) Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła,

(Ew. Marka 9:42-47, Biblia Tysiąclecia)

Choć to po ludzku trudne i czasem wszystko w człowieku się buntuje, to trzeba ucinać grzech i okazję do niego tak szybko, jak tylko człowiek sie zoriętuje,że wszedł w sytuację grzechu. To dotyczy także wychowania dzieci, aby nie niosły w zycie przekonania,że w jakiś okolicznościach maja prawo krzywdzić innych dla pozornych korzyści własnych lub cudzych.
Jest jedna Prawda i jedna Moralność, każde odstepstwo od 10-ciu przykazań to tylko rozmiękczanie sumienia i na dłuższą metę nie przyniesie nic dobrego.

Jednak patrząc tak bardzo po ludzku i z punktu cierpiacej kobiety doskonale rozumiem stanowisko Twoje malto i margolci, bo i mnie tak byłoby łatwiej. Niesty, albo na szczęście Bóg nie dopuszcza w moim życiu miejsca na takie dylematy, każde nawet pozornie niewinne usprawiedliwienie zła odczuwam bardzo dotkliwie ( to koszty wieloletniego flirtu z okultyzmem)
Często czuję się w swoim życiu, jak na polu minowym, po którym nie potrafię sie poruszać sama. Każdy krok samodzielny to wybuch i dramat, ale kiedy zamykam oczy i słucham gdzie Bóg każe mi stawiać stopy to wtedy przechodzę nastepny odcinek pola bez zranień. Odkąd trzymam się Maryi to, gdy nie mam siły i jakoś szwankuje mi słuch, to wtedy Ona decyduje co dalej i jestem bezpieczniejsza niz gdy sama "nasłuchuję dyrektyw z góry."

Tego i Wam dziewczyny życzę, umiejętności zaufania Maryi. Zawsze i wszystko Jej oddajcie, a wtedy wszystko stanie się jasne i proste. Gdy mysli sie czysto po ludzku łatwo wpaść w pułapkę zła. Ono zawsze przychodzi pod płaszczykiem dobra, dlatego tak trudno je dostrzec. :-(

/przepraszam za interpunkcję i literówki, mam jakiś problem techniczny z klawiaturą :roll: /
Ostatnio zmieniony przez kinga2 2010-10-07, 11:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8