Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Załamana - zgodzić się na rozwód? Nie wiem co robic
Autor Wiadomość
irracja
[Usunięty]

  Wysłany: 2010-09-13, 15:43   Załamana - zgodzić się na rozwód? Nie wiem co robic

Pisałam tutaj na początku mojej małżeńskiej katastrofy (jakieś 5 miesięcy temu). Przypomnę, że chcieliśmy z mężem odbudować, wskrzesić nasze uczucie i podjeliśmy decyzję o tymczasowj (!) wyprowadzce męża do rodziców. Mieliśmy się spotykać/randkować i w sumie tak robiliśmy, choć wszystko wydawało się dziwne i wymuszone. Po miesiącu doprowadziłam do pierwszej konfrontacji i wówczas usłyszałam (ponownie, ale dosadniej) że już nic do mnie nie czuje i że nie widzi dla nas pszyszłości. Możemy się spotykac jako przyjaciele. Ponownie spotykaliśmy się, na podobnych zasadach, aż do momentu jak mu powiedziałam że jest to dla mnie nie do zniesienia, że go kocham i że chce byc jego żoną. W odpowiedzi usłyszałam, że jest to nie możliwe, że on juz się nie zmieni, że to już koniec. Potem nastapiło kilka bardzo ciężkich dni, w ktorych ja staralam się z wszystkich sił o niego (błagania, prośby, obietnice, szantaże) skończyło się moim załamaniem nerwowym. On to widział, zaczął sie o mnie trochę troszczyć (tak mi się wydawało). Zaczęłam chodzić do psychologa, jadlam leki uspakajace, spotykalam sie z przyjaciólmi, czytalam, wyjeżdzałam odpocząc. Pomału zaczęło być w miare normalnie, wierzylam że idzie w dobrym kierunku. Odpuscilam mu, dalam mu czas na przemyślenia, nie atakowałam tel, smsami. On pisal co 2-4 dni, ja odpowiadalam. Były to smsmy miłe i tylko czasami wplatałam że mi zależy i że mi go brakuje. Pod koniec sierpnia byly jego urodziny, zaprosiłąm go na kolację (zrobilam jego ulubione danie), kupilam prezent. Wczoraj zainicjował spotkanie, cieszyłam się bo myslałam że może coś go ruszyło i .... Poinformowal mnie, że chce rozwodu, że chce zacząć się spotykać z koleżanką z pracy. To było jak kolejny cios. Poplynęły mi łzy, nic już nie powiedzialam. Zaczął płakać - plakalismy z pól godziny. Mowil że chce sprawdzić jak to z nim jest w innym związku (jesteśmy ze soba 13 lat, to nasze pierwszy i jedyny związek), czy to jego problem, mowil że najgorsze jest że widzi że zmieniam się na lepsze. Nie chce jednak do mnie wracać, chce spróbować z nią. Ze mną chce się umawiac na kawę, chce utrzymac kontakt. Mam byc jego koleżanką, a jego koleżanka parterką? Nie umiem sobie z tym poradzić, to zabiło we mnie resztki nadziei, umarło tez moje wyobrażenie ideału, myslalam że on ma depresję, że cierpi po śmierci zmarłego ojca. Okazuje się, że on planował caly czas "wyjście" z tego związku. Ukladał sobie w głowie nowy związek. Nie moge tego zrozumieć, że człowiek tak religijny, dobry, oddany rodzinie, nie podejmuje najmniejszej próby ratowania związku. Szuka przygód, kosztem zdrowia kogoś kogo kochał. Pomożcie mi to przetrwać, zrozumieć, nadac sens kolejnym dniom. Czuję, że się rozpadam, tracę wiarę w ludzi. Nie wiem czy godzić sie na ten rozwód. Dodam tylko, że spędziliśmy wczoraj 3 godz. razem (to najdlużej od 4 miesięcy) i wieczorem maz napisal do mnie kilka neutralnych smsow. Czy ruszyła go nasza rozmowa, zaskoczyło go własne zachowanie (placz), a może znowu doszukuje się nieistniacego a on poprostu sprawdzal czy sobie czegos nie zrobilam.
 
     
katblo
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-13, 21:51   

Pozdrawiam i będę pamiętać w modlitwie!
Nie daj się wciągać w psychomanipulację, Twój mąż jest dorosły i ma wolną wolę, jeśli powstał w jego głowie tak chory pomysł na życie, to nie jest to Twoja wina. Nie zatrzymasz go siłą, a Twój mąż tak jak mój i wielu innych padł ofiarą dzisiejszej choroby cywilizacyjnej - "wszystko mi wolno i wszystkiego muszę spróbować"
 
     
ania4
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-13, 22:42   

Ja mysle ze zawsze warto miec nadzieje, nigdy nie wiadomo kiedy go Pan Bog kopnie w dobra strone. Ja jakis czas temu tez juz sie lamalam czy sie nie zgodzic na rozwod w koncu, i nagle zupelnie i niespodziewanie maz przyszedl z kwiatami i bywa czasem mily. O rozwodzie tez od tamtej pory nie uslyszalam. taki maly cud...

Mysle tez, ze trzeba probowac takie sytuacje jakos przetrwac, nie ulatwiac im przeprowadzenia super planu z rozwodem. Jak chce to niech sie wysili osobiscie od poczatku do konca i niech rzeczywiscie ma to poczucie winy ze robi krzywde. Mam wrazenie ze taka zgoda to ich "rozgrzesza", moga zawsze sobie wytlumaczyc, ze "skoro sie zgodzila to widac tego chce".
 
     
nella
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-14, 07:28   

Jesli jestes osobą bardzo wierzącą...tu proponuje ciekawe stwierdzenia bardzo mądrego człowieka

http://www.sychar.org/video/youtube2s.html
 
     
irracja
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-14, 08:44   

Dziękuje Wam bardzo za wsparcie i modlitwę. Nie wiem co z tego jeszcze będzie, szarpie się między myslami, rozsądkiem, uczuciami. Mój mąż wczoraj znowu pisał smsy. Nie chce robic sobie nadziei, bo to tak strasznie boli jak dostaje informację od niego że mnie nie chce. Z drugiej strony z każdym jego małym gestem dopatruję się szansy. Najgorsze jest w tym to, że nie potrafię żyć poza tym, te mysli mnie prześladują, czuję że staczam się. Nie mam siły pracować, więc ciągle biorę wolne, zaniedbałam inne zobowiązania, nie mam ochoty jeść, nic mnie nie cieszy.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-14, 09:39   

Cytat:
Poinformowal mnie, że chce rozwodu, że chce zacząć się spotykać z koleżanką z pracy.

Zdrada lubi chadzać w parze z kłamstwem...
Irracjo, to całe zło, które dzieje się od dłuższego czasu - może być efektem kontaktu z 'koleżanką' z pracy, ale nawiązanego już wcześniej... Nie bierz więc sobie do serca, że mąż zrobił to właśnie teraz, kiedy tak starałaś się... Teraz, to mąż już może schodzi powoli - z obłoków na ziemię...
Dziewczyno, weź się za siebie... Na pewno nie wygrasz tej batalii o męża leżąc w łóżku, pogrążając się coraz bardziej. Tamta będzie jawić się mu jako ta bardziej atrakcyjna i słusznie :!:
Proponuję - wizytę u lekarza, dbałość o wygląd zewnętrzny, tak, żeby stwierdził, że rozwód z taaką kobietą to pomysł niedorzeczny.
Pamiętaj, że kochanki lubią manipulacje, więc nie wszystko zło dzieje się tylko za sprawą męża...
To bardzo trudny czas dla Ciebie, ale wbrew pozorom - jeszcze baardzo dużo zależy od Ciebie.
No wychodźże czym prędzej z tego łóżka, Irracjo!
'Odchudzania' też dosyć.
Życie jest pełne niespodzianek - również miłych :-)
Nie myśl o rozwodzie... Myśl, jak z Bożą Pomocą - ratować Was. Jeszcze wszystko możliwe, uwierz w to :-)
 
     
irracja
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-15, 09:15   

Wiem, że działam na siebie destrukcyjnie. Wiem też, że mam nieuzasadnione zaburzenie własnej wartości, godności..... ale niestety mysli te przychodzą i odchodzą wraz z kolejnym ukluciem w sercu, wówczas pojawiają się łzy i niemoc. To wszystko trwa, trwa bez końca. Dziś znowu nie wstałam do pracy, czuję zobojetnienienie na świat. Nie wiem jak to pokonać - biorę antydpresanty, chodzę do psychologa. Czekam na wiadomość od niego, jakby tylko przywracało równowagę. :cry:
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-15, 13:54   

ania4 napisał/a:
... nie ulatwiac im przeprowadzenia super planu z rozwodem. Jak chce to niech sie wysili osobiscie od poczatku do konca i niech rzeczywiscie ma to poczucie winy ze robi krzywde. Mam wrazenie ze taka zgoda to ich "rozgrzesza", moga zawsze sobie wytlumaczyc, ze "skoro sie zgodzila to widac tego chce".


Dokładnie tak!!!

A z drugiej strony zachować szacunek wobec siebie, zadbać o siebie itp...

To że działasz na siebie destrukcyjnie to normalne w takiej sytuacji. Postaraj się nie dać manipulować sobą. Nie musisz żebrać o jego miłość by zachować szacunek dla samej siebie.

...błagania, prośby, obietnice, szantaże... - tym nie zdobędziesz jego miłości

niestety czy tego chcesz czy nie musisz być twarda przy nim, a popłakać sobie możesz przed Bogiem

bierz się do roboty, wszystko będzie dobrze

pozdrawiam :)
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 20:24   

nie, żeby miał wyrzuty sumienia, bo to nieludzkie.. żebym świadczyła o prawdzie, żyła w zgodzie z Bożą Wolą i dla dobra ukochanego, choć może to dopiero z perspektywy czasu zostanie dostrzeżone, stoję na straży spraw nadrzędnych - obrony, zdrowienia schorowanego małżeństwa rodziny. I nic na siłę.. jeśli będzie brnął w ślepy zaułek, to bez mojej pomocy.
Sursum Corda!
 
     
irracja
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-24, 11:56   

Myślę, że to już koniec. Nie mam już nadziei, wracam do życia (bez niego). Podaje się, przy najbliższej okazji zgodzę się na rozwód.
 
     
ania4
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-24, 13:24   

Cytat:
Myślę, że to już koniec.


tego nigdy nie wiadomo na 100%, wiec nie warto sie zastanawiac, czy to koniec - szkoda czasu i nerwow

Cytat:
Nie mam już nadziei,


rozumiem... tez czasem nie mam juz nadziei, a wtedy slysze od dobrych ludzi, albo sama sobie mowie "wytrzymaj jeszcze troche" i jakos przechodzi

Cytat:
wracam do życia (bez niego).


i bardzo dobrze, moze po prostu trzeba na niego zaczekac zyjac sobie na razie "bez niego", czyli majac swoje fajne zycie? zeby go Twoje zycie zaintrygowalo za jakis czas i zeby chcial w nim znowu zaistniec

Cytat:
Podaje się, przy najbliższej okazji zgodzę się na rozwód.


a co da Twoja zgoda? przeciez jak sie uprze to i tak w koncu da rade sie rozwiesc i bez Twojej zgody. Mojemu moja zgoda byla potrzebna po to zeby byl wyrok bez orzekania o winie (tak powiedzial, na rozmowach o rozwodzie sie skonczylo, na razie, na szczescie). Nie zgodzilam sie, bo nie rozumiem dlaczego mam sie zgadzac na cos co jest zle i na co nie mam ochoty. To prawie tak, jakby zabojcy byla potrzebna zgoda ofiary na morderstwo.
Nikt mnie nie moze zmusic do tego zebym _chciala_ sie rozwiesc, a skoro ja tego nie chce, to nie widze powodu, dla ktorego mialabym sie zgadzac.
 
     
irracja
[Usunięty]

  Wysłany: 2010-10-31, 15:10   

Znowu załamanie, nie umiem już tego wszystkiego znieść. Wydawało mi się, że juz pomału dochodze do siebie, że jestem w stanie zająć się swoimi sprawami. Smutek i żal są cały czas, ale udawało mi się przez ostatni miesiąc opanować. Niestety dzisiaj znowu tama pękla, zalał mnie ból, cierpienie ale też złość i pogarda. Nie jestem w stanie pojąć, jak można tak krzywdzić kogoś, kogo się kochalo. Jak można niedotrzymywać słowa. Nie jestem w stanie z tym żyć. Nie widzę sensu w niczym. Jak można aż tak się zmienić? Chciałabym mu teraz wykrzyczeń, że jest okropny, egoistyczny, prymitywny. Boję się że mogę zrobić coś głupiego.
 
     
Bruce
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-31, 16:31   

Witam
Jak namówić Męża na rozmowę z księdzem,psychologiem,pójść do poradni małżeńskiej itp.,kiedy on kategorycznie nie chce o tym słyszeć, bo jak twierdzi nie jest niczemu winny a za wszystkie problemy między nami odpowiadam Ja.
 
     
irracja
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-31, 17:06   

Bruce napisał/a:
Witam
Jak namówić Męża na rozmowę z księdzem,psychologiem,pójść do poradni małżeńskiej itp.,kiedy on kategorycznie nie chce o tym słyszeć, bo jak twierdzi nie jest niczemu winny a za wszystkie problemy między nami odpowiadam Ja.


tego to ja nie wiem, mój mąż tez nie chce o tym słyszeć. a raczej nie chciał o tym slyszeć, jak jeszcze słuchal :(
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10