Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Uczucia są bardzo ważną informacją o sytuacji życiowej człowieka. Dlatego nie należy ich tłumić, ale dostrzegać i porządkować. W jaki sposób? Katechizm Kościoła Katolickiego mówi jasno: "Uczucia zapewniają więź między życiem zmysłowym a życiem ducha". Skoro tak, to w naturalny sposób w drugiej części naszego adwentowego cyklu musimy zająć się uczuciami.
Anna Stelmaszczyk, psychoterapeutka ze Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich w Łodzi, wyjaśnia, że w życiu człowieka są dwa ważne porządki: rozumu i serca. Rozum - to porządek logicznego myślenia, wnioskowania, analizowania. Porządek serca natomiast pozwala na rozpoznawanie uczuć. Bez tej umiejętności człowiek jest jakby martwy. Dopiero dzięki wyrażaniu uczuć daje znać, że żyje.
Ks. Krzysztof Grzywocz, doświadczony kierownik duchowy z Opola, twierdzi, że w chrześcijaństwie można spotkać się czasem z tendencją do wyższego cenienia rozumu niż uczuć. - Tymczasem uczucia są niezwykle inteligentne. Nie pojawiają się bez powodu. To właśnie rozum często źle interpretuje uczucia i błądzi. Biedny byłby rozum bez uczuć i uczucia bez rozumu - mówił ks. Grzywocz na jednej z sesji formacyjnej o uczuciach.
Nie spowiadać się z uczuć
Sfera uczuć jest przez wielu pomijana i lekceważona. Albo spychana do podświadomości. Gniew, zazdrość, agresja - od takich uczuć często uciekamy, traktujemy jako grzeszne. To błąd, ponieważ uczucia są moralnie obojętne.
- Nie ma złych uczuć - zapewnia ks. Mirosław Nowosielski, psycholog z UKSW. Anna Stelmaszczyk dodaje: - Wszystkie uczucia są dobre. Nawet takie, które powszechnie postrzegane są jako negatywne - mówi i podaje jako przykład złość, która jest energią potrzebną człowiekowi do obrony siebie. Jeżeli ktoś nie umie się złościć, bo uważa, że nie wypada albo się boi, po jakimś czasie zrodzi się w nim agresja albo autoagresja lub też pojawi się jakaś choroba. Skoro tak, to nie trzeba się z uczuć spowiadać. - Przecież pojawiają się w nas spontanicznie - podkreśla ks. prof. Marek Dziewiecki, znany duszpasterz i psycholog. - Spowiadać się trzeba wtedy, gdy pod ich wpływem czynimy konkretne zło - dodaje ks. prof. Stanisław Urbański, teolog duchowości z UKSW. Warto wiedzieć, że grzeszymy już wtedy, gdy myślimy źle o innych pod wpływem naszych uczuć.
- Ważne jest, co ja zrobię z danym uczuciem, jak nim pokieruję, dlatego dopiero czyn, który idzie za uczuciem, podlega kategorii grzechu - tłumaczy ks. Nowosielski. Człowiek ma prawo kogoś nie lubić, ważne jest jednak, co z tym zrobi.
Uczucia są bardzo ważną informacją o naszej sytuacji życiowej. Jeżeli pojawiają się uczucia przyjemne, takie jak radość, pokój, zaufanie, oznacza to, że sytuacja życiowa jest raczej dobra. Natomiast uczucia nieprzyjemne, np. lęk, złość, nienawiść, oznaczają, że coś w naszym życiu jest nie tak.
- Istnieje ścisły związek między emocjami, a sposobem życia - mówi ks. Dziewiecki. Dlatego wielkim błędem szczególnie ludzi młodych jest to, że chcą sobie poprawić nastrój, nie poprawiając życia. Sięgają wtedy po różne substancje, które poprawiają nastrój, ale tylko na chwilę. Tymczasem konieczna jest raczej praca nad własną dojrzałością. Wtedy emocje, uczucia się uspokoją, bo poinformują o nowej, lepszej sytuacji życiowej.
Skoro więc uczucia są informacją o nas, to warto zastanowić się, co pokazują. Jeżeli np. ktoś mnie skrzywdzi, to naturalną reakcją emocjonalną będzie poczucie krzywdy i złość. Uczucie wtedy poinformuje o tej krzywdzie.
Niszczące zaangażowanie
Co więcej, uczucie jest również słowem Boga do nas. - Bóg przez nasze stany uczuciowe chce coś do nas powiedzieć. One objawiają jakieś Boże wyzwania - uważa o. Józef Augustyn SJ, kierownik duchowy i rekolekcjonista.
Sfera uczuć odgrywa zatem decydującą rolę w życiu duchowym.
Ks. Urbański: - Tak naprawdę nie ma życia duchowego bez uczuć.
Ks. Grzywocz: - Życie duchowe jest bardzo uczuciowe, bo więź człowieka z Bogiem jest więzią bardzo uczuciową. Cały człowiek powinien być miejscem dialogu z Bogiem. Gdyby wyłączyć uczucia, ten dialog byłby niemożliwy.
Ale uczucia są także miejscem spotkania z drugim człowiekiem. Ktoś, kto ma trudności z wyrażaniem uczuć, jest tragicznie osamotniony. Uczucia bowiem najbardziej łączą nas ze sobą. Dlatego warto uczestniczyć w życiu innych ludzi, angażować się w ich przeżycia, budować z nimi relacje.
- Ale - uwaga! - nadmierne angażowanie się w sprawy innych może być niszczące, destrukcyjne. Jeżeli np. wchodzi się w życie osoby depresyjnej, nie zachowując przy tym pewnych zasad komunikacji, także odpowiedniego dystansu, może to nas wyniszczyć, bo ta depresja w końcu zacznie się i nam udzielać - przestrzega o. Tadeusz Florek, karmelita bosy, psycholog i psychoterapeuta z Krakowa.
Pan Jezus też miał uczucia
Uczucia pięknie umiał wyrażać Jan Paweł II, który np. na oczach tłumów nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy w Wadowicach opowiadał o kremówkach, albo szczerze się wzruszał, gdy słuchał ulubionej pieśni maryjnej. Gdy było trzeba, podnosił też głos i ostro napominał, choćby w czasie jednej z pielgrzymek do Polski. I wszyscy to bardzo cenili. Bo był w tym prawdziwy. Nie udawał, nie grał, nie robił teatru.
Nie trzeba jednak daleko szukać, by przekonać się, że Papież naśladował w tym po prostu... samego Jezusa. Bo Chrystus także, od momentu, gdy się narodził, otwarcie wyrażał uczucia. Najpierw przedstawiany był jako bezbronne dziecko w kołysce, które płacze, gdy jest mu zimno albo nie ma co jeść, a potem, gdy był już dorosły. Wystarczy wspomnieć, jak powywracał stoły i przepędził kupców ze świątyni, krzycząc i złoszcząc się. Podobnie złościł się na faryzeuszy, wyrzucał im, że chcą zajmować pierwsze miejsca na ucztach, że wywyższają się ponad innych. To wszystko świadczy o tym, że był człowiekiem z krwi i kości.
Anna Stelmaszczyk zwraca uwagę również na jeszcze jeden aspekt: otóż, Chrystus umiał stawiać granice. Kiedy na przykład zobaczył, że uczniowie usnęli w Ogrójcu, nie pogłaskał ich za to i nie przykrył kocem, zachęcając, by dalej spali, ale powiedział: nawet godziny nie możecie czuwać na modlitwie? Z kolei przy śmierci Łazarza płakał, co świadczy o Jego wielkiej wrażliwości i delikatności.
Do klasyki przeszły już słowa aby się gniewać, ale nie grzeszyć (por. Ef 4, 26).
- Oznacza to, że mamy prawo być wściekli. Tymczasem wiele osób żyje często w sztucznym świecie. Udają, że nic w danym momencie nie czują, a potem to odreagowują np. zawałem albo ciężką nerwicą - podkreśla ks. Nowosielski.
Dojrzali zazdroszczą
Uczucia powinny być umiejętnie kierowane przez rozum. Samo uczucie jest bowiem w pewnym sensie ślepe. Trzeba więc rozeznać, ku czemu ono prowadzi. Jeżeli np. małżonek zakochuje się w jakiejś kobiecie, to samo uczucie zakochania nie powie mu jeszcze, czy dana relacja będzie dobra, czy zła. To trzeba ocenić za pomocą rozumu. I jeżeli relacja nie będzie służyła wzajemnemu dobru, bo np. rozbija zawarte już małżeństwo, to nie należy jej budować. Podobnie jest np. z zazdrością. Najczęściej uważamy, że zazdrość to coś złego i nie powinniśmy zazdrościć. Tymczasem trzeba rozeznać, do czego ta zazdrość prowadzi. - Zazdrość rzeczywiście często prowadzi do złych czynów. Ale sama zazdrość ma swój sens. Ludzie dojrzali zazdroszczą - mówi ks. Grzywocz. Tłumaczy, że uczucie zazdrości odnosi nas do wartości. Jak ktoś np. rozpoczyna ciekawe studia, to jest mu czego zazdrościć. - Przez pojawiające się wtedy uczucie zazdrości słyszę komunikat: ten człowiek robi coś wartościowego, cennego. Taką zazdrością nie tylko go nie krzywdzę, ale wręcz podnoszę jego poczucie własnej wartości. Staję się w ten sposób mecenasem jego wartości.
Po drugie - zazdrość stymuluje do rozwoju. Jeżeli bowiem zazdroszczę komuś rozpoczęcia studiów, być może zachęci mnie to, żeby samemu je podjąć.
Nad własnymi uczuciami trzeba pracować, porządkować je i formować. Bez tego trudno mówić o dojrzałości i o podejmowaniu odpowiedzialnych decyzji. Widać to chociażby na przykładzie wystąpień z zakonów. - Ktoś po kilkunastu latach formacji nagle, pod wpływem gwałtownego uczucia, porzuca zakon czy kapłaństwo. Okazuje się, że taki człowiek nigdy tak naprawdę nie dotknął swoich uczuć, spychał je, próbował oszukać, racjonalizował - przekonuje o. Dariusz Kowalczyk, prowincjał jezuitów.
Nieuporządkowane uczucia realnie wpływają na życie duchowe. - Jeżeli ktoś ma w sobie wiele złości i nic z tym nie robi, będzie ona projektowana na Boga i drugiego człowieka. Trudno wtedy mówić o głębokim spotkaniu z Bogiem i drugim człowiekiem - twierdzi o. Florek.
Porządkowanie uczuć
Dlatego też psychologia mówi, że konieczne jest uporządkowanie uczuć. Zdaniem ks. Nowosielskiego, uczucia są kluczem do poznawania grzechu i do umiejętności rozeznawania woli Bożej. - Pokazują, dlaczego coś jest, a coś nie jest grzechem. I pozwalają na zrobienie dojrzałego rachunku sumienia.
Strategia porządkowania uczuć wygląda tak: najpierw uczucie trzeba sobie uświadomić. I już na tym etapie pojawia się problem. Niektórzy ludzie, szczególnie mężczyźni, nie potrafią uświadomić sobie własnych uczuć. - Często mężczyźni są pełni negatywnych uczuć, pod ich wpływem działają, ale siebie i innych przekonują o jakichś racjonalnych powodach, które skłoniły ich do tego działania. A tak naprawdę to nie te powody ich skłoniły do działania, ale właśnie nieuświadomione uczucia - przekonuje o. Kowalczyk.
Dlatego w różnych sytuacjach życiowych warto rejestrować i nazywać własne uczucia. - Jeżeli coś nazywam, nadaję mu imię, jestem w dobrym kontakcie z tą rzeczywistością. Imię wiąże mnie z tym uczuciem. Ja mam wtedy uczucie, a nie ono ma mnie - mówi ks. Grzywocz. Uczuciom trzeba zaufać. Jeżeli się pojawiają, to znaczy, że mają się pojawić. Ale trzeba umieć je odczytać. Jeżeli nie przeżywamy uczuć świadomie i wypieramy je do podświadomości, objawiają one potem ogromną, niekontrolowaną siłę. - To właśnie represją uczuciową możemy wyjaśnić skalę przemocy, jaka istnieje szczególnie wśród ludzi młodych, którzy często nie mają okazji wypowiedzieć swoich uczuć. Zwłaszcza krzywdy czy żalu - mówi o. Augustyn.
Przemoc może więc być wynikiem represji własnych uczuć. Tym bardziej że uczucia to gigantyczna energia. Są jak żywioł. Woda może albo zalać wszystko i spowodować powódź, albo być wykorzystana do produkcji prądu elektrycznego. Podobnie uczucia. Możemy wykorzystać ich siłę ku złemu albo ku dobremu.
Trzeba wypowiadać uczucia
Jednak samo uświadomienie uczuć to za mało. Trzeba je wypowiadać, twierdzą psychologowie. Najlepiej przed osobą zaufaną, która nas nie zrani: kierownikiem duchowym, psychoterapeutą, przyjacielem.
Psychologowie twierdzą, że najlepszą szkołą uczuć jest rodzina. Kiedy rodzic wyraża swoje uczucia wobec dziecka, albo kiedy potrafi wydobyć z dziecka jego uczucia, to procentuje dojrzałością w dorosłym życiu.
Kolejny krok w porządkowaniu uczuć to oswajanie ich. - Muszę się im przyglądać i nabierać do nich dystansu. Bo uczucie to jeszcze nie cały ja - twierdzi o. Kowalczyk.
Wreszcie trzeba prosić Boga o łaskę uzdrowienia uczuć. - Latami np. może męczyć nas poczucie krzywdy. W pewnym momencie, pod wpływem modlitwy, ale i właściwego działania od strony ludzkiej, doświadczamy faktycznego uzdrowienia - mówi o. Kowalczyk. I bolesne uczucie znika. Dlatego, że uzdrowił je Bóg. Wyczuwamy, że taka jakościowa zmiana nie mogła nastąpić bez Jego mocy.
KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO:
Uczucia są naturalnymi składnikami psychiki ludzkiej, stanowią obszar przejściowy i zapewniają więź między życiem zmysłowym a życiem ducha. Nasz Pan wskazuje na serce człowieka jako na źródło, z którego wypływają uczucia (1764).
KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO:
Uczucia same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Nabierają one wartości moralnej w takiej mierze, w jakiej faktycznie zależą od rozumu i od woli. Uczucia nazywane są dobrowolnymi albo dlatego, że nakazuje je wola, albo dlatego, że ich nie zabrania. Doskonałość dobra moralnego lub ludzkiego wymaga, by rozum kierował uczuciami (1767).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.