Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Zdradziłem, Ból i Łaska
Autor Wiadomość
Antony
[Usunięty]

  Wysłany: 2010-08-03, 17:01   Zdradziłem, Ból i Łaska

Witam,

historia trudna, ale czuję nadzieję.

Jesteśmy w związku małżeńskim od ponad 3 lat. Prawie tyle samo wiosen liczy sobie nasza córka. Ja pracuję, a moja żona przez ostatnie trzy lata zajmowała się dzieckiem. Mocno przeżyła macierzyństwo i swoją nową rolę. Zbiegło się to z faktem, że zmieniłem prace z wolnego zawodu na etatową pracę w biurze. Pierwszy rok naszej relacji obfitował w radość i szczęście z narodzin córki. Było pięknie. Bywało też bardzo dużo trudnych chwil. Wynikało to z frustracji mojej żony, pewnej zależności od swoich rodziców (teściów), silnej więzi z córką i zmęczenia itd. Ja oddałem się nowej pracy z zapałem - z jednej strony uczyłem się nowych rzeczy, z drugiej dostawałem satysfakcję z wykonanych zadań. Robiłem jakąś tam "karierę", choć w dość stresujących warunkach i czasami (nie zawsze) czasochłonnych. Frustracja nas obojga rosła. Powiedziałem nawet wtedy (szczerze), że nie mam czasami ochoty wracać do domu. Moja żona miewała dosyć swojej sytuacji, krótkiej historii zawodowej i nieskończonych studiów (praca magisterska).

Pierwsze kłamstwo w małżeństwie polegało na moim powrocie do nałogu (marihuana) po pięcioletniej abstynencji i pracy nad sobą. Później przez okresy krótsze lub dłuższe spirala kłamstwa rosła. Imprezy, narkotyki, nie wracanie do domu na czas, zaniedbywanie żony, domu, niestabilność finansowa. Przetykane to było naprawdę świetnymi dniami czy wakacjami, ale kłamstwo już było. Odeszliśmy od Boga. Później przyszedł romans i zdrada. c.d.n.
 
     
katblo
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-03, 18:29   Witaj!

Bez Boga i na kłamstwie małżeństwa nie da się zbudować - najważniejsze już wiesz...
Teraz trzeba pozwolić, by to, co dotychczas było złe, zawaliło się w gruzy, oczyścić fundamenty i zacząć od nowa.
Nie ma sytuacji bez wyjścia, gdy Pan Bóg zamyka wszystkie drzwi, zostawia otwarte okno.
Trzeba pomyśleć o terapii i walczyć o żonę, o małżeństwo, o normalną rodzinę dla córki.
Pozdrawiam!
 
     
agnicha
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-03, 21:35   

witaj Antony...
ojjjjj....skomplikowałeś sobie życie....
sobie - i swojej rodzinie,

ale skoro tu wszedłeś, wnioskuję, że chcesz zawalczyć o małżeństwo, czy tak?

Napisz nam coś więcej o sobie...
co zamierzasz?
Co (o ile w ogóle) już zrobiłeś w tym kierunku?

z modlitwą
agnicha
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-03, 22:22   

Antony,
Witaj na forum.
Czy oprócz poznania i przyznania się do nałogu masz już sprecyzowany plan wyjścia z niego? Jakaś grupa wsparcia, leczenie? Czy żona ma grupe wsparcia dla współuzależnionych, która pomoże jej przeżyć Twoją walkę o trzeźwość i nauczy jak ona ma sobie radzić w tej sytuacji?
 
     
Antony
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-04, 09:39   ciąg dalszy.

Dzięki za wsparcie. Dzisiaj poszczę, chleb i woda.

Zacznę może od końca. Jesteśmy po dwóch spotkaniach konsultacyjnych w poradni dla małżeństw. Po pierwszym decyzja "na tak", czyli odbudowa, mojej żony była w miarę stabilna. To znaczy ostatni miesiąc (mniej więcej miesiąc temu otworzyłem się na dobre i powiedziałem prawdę) był jedną wielką sinusoidą, od wspaniałego życia seksualnego i długich rozmów po bardzo silne, negatywne emocje, złość, nienawiść, chęć odwetu itd. Piszę o żonie. U mnie bardzo zmienne nastroje, aż do pierwszej spowiedzi i pojednania z Chrystusem. W niepojętym miłosierdziu Jego dostałem trochę wewnętrznego spokoju i drogowskaz. Ale również spotkania z terapeutami i rozmowy na telefonie zaufania dały mi obiektywne spojrzenie na związek i ból, który moja żona przeżywa.
Drugie spotkanie w terapii zakończyło się sugestią terapeutki o spotkaniach indywidualnych. Od mniej więcej dwóch tygodni u mojej żony rośnie takie uczucie, że jeśli mnie zostawi i zmusi do rozdzielenia, to odzyska szacunek do siebie, poczucie własnej godności, a przede wszystkim spokój. Pewnie nie muszę pisać, że schudła (mimo codziennych śniadań i kolacji, które przygotowuję), jest ciągle spięta i mój widok lub głoś wzbudzają w niej obrzydzenie, niechęć, nienawiść itd. Przyznaje, że udaje jej się to tłumić. Dzięki temu ta codzienność (zakupy, spacery z córką, spotkania z rodziną) jakoś się toczy.
Mniej więcej od dwóch/trzech dni dostaję sygnały pt. "Miej odwagę przyjąć konsekwencje i wyprowadź się" " nic co zrobisz nie zmieni moich odczuć" nigdy Ci nie wybaczę" "nie ma siły i nie chcę tak żyć". Postawa, którą najlepiej wyrażają słowa "Kocham Cię, ale nie chcę z Tobą dzielić życia". Ze spotkań indywidualnych - moja żona była na jednym, ale terapeuta był jakiś nieudany i będzie chyba próbować jeszcze raz do innego. Niestety zniechęciła się jeszcze bardziej. Reasumując - ma dosyć i chce żeby to się skończyło. Mówi, że nie ma siły nawet na 3 miesiące czasu (tak jakoś wyszło) na zastanowienie i analizę. A ja codziennie muszę chodzić do pracy i zostawiać je same na co najmniej 9 godzin. Samotność jest wtedy bardzo przytłaczająca - widzę to po SMS-ach i śłyszę w rozmowach.

Uzależnienie. Jestem na terapii w Monarze od trzech tygodni. Spotkania indywidualne, psychoterapia. Nie dotyczy to tylko narkotyków, ale również poznania motywów, wsparcia w kryzysie i rozwoju osobowości. Moja żona była na jednym spotkaniu dla współuzależnionej. Motywacja - ochrona siebie i córki. Sposoby postępowania ze mną. Ciężko o częstsze spotkania, bo są wakacje i brakuje terapeutów. Według wszelkiego prawdopodobieństwa - jeśli wcześniej zupełnie nie zrezygnuje - od września zaczną spotkania w grupie. Choć bardzo się ich boi i tego co może tam usłyszeć.

Ja jestem biernym narkomanem od miesiąca. Wczoraj zrobiliśmy test i wyszedł negatywnie (czyli nie biorę). Paski jednak były jakieś blade co wystarczyło, żeby zasiać wątpliwości w jej sercu. Nie biorę i czuję siłę, żeby nie brać już nigdy. Bóg jest miłosierny i mi pomoże. Czuję to całym sobą.

Wiara. Codziennie od trzech tygodni czytam Pismo Święte. Eucharystia i tajemnica. Wewnętrzne modlitwy i zawierzanie. Uczę się oddawać wszystko (choć nic nie mam), uczę się marności, uczę się przebaczenia sobie i ponad wszystko pokory i cierpliwości. On mi pomaga. Nie zdawałem sobie sprawy ze skali siły miłosierdzia. Amen.

Mało napisałem o faktach niewierności i kłamstwa, ale to może popołudniu.
 
     
katblo
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-04, 10:06   

W Twojej intencji daję dziś modlitwę i post.
Tyle mogę zrobić jedynie...
Wiesz, nie wiem czy przebaczyłabym mężowi wszystko co zrobił, gdyby nie rozłąka...
Wcale się jej nie dziwię, wiem, jak to boli, czy żona ma oparcie w wierze? W kimś bliskim (przyjaciółka, rodzina)?
Żona przeżywa trzęsienie ziemi i na pewno Ci wybaczy, ale nie dziś ani jutro...
Pozdrawiam!
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-04, 10:49   

Cytat:
Od mniej więcej dwóch tygodni u mojej żony rośnie takie uczucie, że jeśli mnie zostawi i zmusi do rozdzielenia, to odzyska szacunek do siebie, poczucie własnej godności, a przede wszystkim spokój. Pewnie nie muszę pisać, że schudła (mimo codziennych śniadań i kolacji, które przygotowuję), jest ciągle spięta i mój widok lub głoś wzbudzają w niej obrzydzenie, niechęć, nienawiść itd.

Antony - Twoja żona teraz baardzo cierpi, cierpi bardziej niż przypuszczasz.... Wykaż się wielkim zrozumieniem, cierpliwością i pokorą... Mocne słowa, jakie kieruje być może - w Twoją stronę powinny pobudzać Cię do zadośćuczynienia.... I czynisz to - chwała Panu, może z Jego pomocą uda się Wam odbudować małżeństwo, uda się pokonać coś, co po ludzku jest nie do pokonania ... Na pewno nie zadzieje się to szybko, na pewno nie raz zwątpicie, że to jeszcze możliwe.... Byle nie poddać się :!:
Dołączam Was do mojej modlitwy.

[ Dodano: 2010-08-04, 11:06 ]
http://www.youtube.com/watch?v=4a4j-wNCGPw
 
     
ewulek
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-04, 11:13   

Antony swoim ciagłym dalszym nawracaniem możesz pomóc nie tylko sobie ale i twojej żonie, Bóg czeka na każdego z otwartymi ramionami, życzę wytrwałosci...masz również moją modlitwę.

z Panem Bogiem
 
     
Antony
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-04, 11:45   c.d.

Dziękuję stokrotnie. Obym miał okazję przekazać kiedyś to wsparcie dalej. Jesteście wielcy w swojej Wierze.

Od dwóch dni słyszę: "Ja tego nie chcę" czyt, odbudowy. Właśnie rozmawialiśmy. Przeklina swoją wrażliwość - to tylko źródło jej cierpienia. "Jeśli miałabym się zdecydować to musiałbym się zmienić, a nie chcę się zmieniać". To jakby zmęczona rezygnacja.

Czy ma oparcie?
Owszem próbowała. Była w kościele z nami kilka razy i raz sama. Nie może się przemóc. Twierdzi, że nie żałuje za grzechy i boi się swojej obłudy. Może to wymaga czasu? Wydaje mi się, że jak się otworzy drzwi choć trochę to łaska zaczyna działać. Dlatego jest wolna wola - zawierzenie aktem woli. Ja czuję, pewnie w reakcji na jej niecierpliwość, że pojednanie powinno nastąpić jak najszybciej.
Znamy takiego księdza, któremu ufamy. Był u nas w domu. Pobłogosławił pomieszczenia i nas. Moja żona powiedziała, że jak spowiedź to tylko przez rozmowę u niego. Tylko, że teraz jest zajęty i musi poczekać.
Ma dwie/trzy prawdziwe przyjaciółki. Wczoraj właśnie spotkała się z jedną z nich i mówiła o prawdziwym rozluźnieniu.

Mieszkamy razem. Czy sądzicie, że rozdzielenie może przynieść korzyści. Moim zdaniem, a czuję to bardzo mocno (czyżby lęk?) - to będzie początek końca. Zgoda na brak pracy. Zgoda na oddzielne życie. A nieubłagany czas zacznie przyzwyczajać nas do braku siebie. Jest też kwestia małej córki, z którą kontakt miałem zawsze i mam bardzo dobry. Ojcem to ponoć byłem i jestem całkiem niezłym.

Powtarzam sobie "Boże, udziel mi głębszej wiary" na zmianę z "Ufam Tobie, Jezu". Drogie Panie, piszecie, że to możliwe i ja Wam wierzę. Ufam w przyszłość, która po ludzku wydaje się poza naszym zasięgiem.
 
     
katblo
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-04, 11:57   

Tak, masz rację.
Rozłąka powoduje zanik więzi.
Co innego musieć godzić się z taką decyzją małżonka, a co innego taką decyzję podjąć.
Brawo!
To że znosisz ten trud, wziąłeś na siebie odpowiedzialność za swoje czyny, świadczy o dojrzałości i daj Panie Boże abyś wytrwał do końca, tak jak trwasz teraz - blisko Boga, przy żonie.
Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy, wynagradza sługi wierne wielekroć...
No ale jak się nabroiło, to teraz trzeba odpokutować.

Z Panem Bogiem!
Wyruszyła dziś na szlak 33 Rzeszowska Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę, w której wędruje nasz duszpasterz i kilka znajomych osób - podałam Twoją intencję - obiecali modlitwę od dziś do 13tego - kiedy będą już u celu - przed tronem Jasnogórskiej Pani.
:-D
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-04, 12:17   

Cytat:
Od dwóch dni słyszę: "Ja tego nie chcę" czyt, odbudowy. Właśnie rozmawialiśmy. Przeklina swoją wrażliwość - to tylko źródło jej cierpienia. "Jeśli miałabym się zdecydować to musiałbym się zmienić, a nie chcę się zmieniać".


Wrażliwość to piękna cecha charakteru - czyni życie pełniejszym, bardziej ludzkim, ale prawdą jest, że trudniejszym, bo bogatszym w ...cierpienie.
Antony, masz wspaniałą żonę. Za słowami "ja tego nie chcę" pewnie kryje się lęk przed bólem, jaki Ją czeka, jeśli postanowi przebaczyć... Przecież łatwiej byłoby dziś powiedzieć "odejdź, nie kocham" i pozostać w poczuciu skrzywdzenia, użalania się nad sobą, a może i z pomysłem na szukanie 'nowej, lepszej miłości'..

Cytat:
Mieszkamy razem. Czy sądzicie, że rozdzielenie może przynieść korzyści. Moim zdaniem, a czuję to bardzo mocno (czyżby lęk?) - to będzie początek końca. Zgoda na brak pracy. Zgoda na oddzielne życie. A nieubłagany czas zacznie przyzwyczajać nas do braku siebie.

Jeśli to możliwe - starajcie się jednak do tego nie dopuścić... Owszem, żona może potrzebować teraz czasu na wyciszenie, żeby poukładać swoje mysli, pocierpieć na osobności, bez widoku tego, który zranił... Nie próbuj więc na siłę ją uszczęsliwiać, kiedy chce być sama - pozwól jej na to. Nie zaniedbuj natomiast nigdy - okazywania jej serca i nie wstydź się skruchy, bo wiesz z tym przebaczeniem to jest tak, że trzeba sobie na nie troszkę zasłużyć... ;-)

Cytat:
Ma dwie/trzy prawdziwe przyjaciółki. Wczoraj właśnie spotkała się z jedną z nich i mówiła o prawdziwym rozluźnieniu

Super, tego teraz potrzeba żonie :-) Staraj się, aby miała dużo czasu dla siebie, aby jak najczęściej uśmiechała się, jednym słowem - rozpieszczaj...
Ostatnio zmieniony przez róża 2010-08-04, 12:20, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
ewulek
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-04, 12:17   

Moim zdaniem oddzielne życie może pogłebić kryzys, lepiej trwaj przy żonie...już lepiej w oddzielnych pokojach anizeli wyprowadzka jednego z was...
 
     
Antony
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-04, 16:16   Jesteście wielcy.

Jednym słowem piękne wsparcie. Dziękuję wszystkim stokrotnie: pielgrzymom, poszczącym, radzącym, czytającym i modlącym się.

Wiem, że mam wspaniałą żonę. Czuję się jak ostatni tępak. Ten ból...niewysłowiony pewnie.

Będę pisał jeszcze.

Szczęść Boże

[ Dodano: 2010-08-04, 16:20 ]
ewulek napisał/a:
Moim zdaniem oddzielne życie może pogłebić kryzys, lepiej trwaj przy żonie...już lepiej w oddzielnych pokojach anizeli wyprowadzka jednego z was...


Trzecią noc śpię na podłodze, także chyba rzeczywiście w tym kierunku.

[ Dodano: 2010-08-04, 16:32 ]
róża napisał/a:
Za słowami "ja tego nie chcę" pewnie kryje się lęk przed bólem, jaki Ją czeka, jeśli postanowi przebaczyć...


tak właśnie jest.

[ Dodano: 2010-08-05, 16:53 ]
To okres bardzo gwałtownych zmian i ekspresowej weryfikacji takich pojęć jak małżeństwo, rodzina, zaufanie, miłość, ból i wielu innych. Czuję jednak wsparcie Wasze i innych nam życzliwych osób.

Na pewno czynnikiem w całym przeżywaniu mojej zdrady pozostaje to, że po raz przynajmniej trzeci (mówię tu o dużych sprawach) zawiodłem zaufanie mojej żony i dane jej słowo. Pierwsze dwie złamane obietnice dotyczyły narkotyków. Wrzesień rok temu - dowiedziała, nomen omen, od mojego szwagra, że sobie hulam na całego za jej plecami. Oczywiście mądrze postąpił i chciał dla nas jak najlepiej. Po kilkumiesięcznej abstynencji nałóg zwyciężył mnie i doprowadził do niekontrolowanych zachowań. Mimo napisania pracy magisterskiej w międzyczasie i popełnienia obrony, byłem w bardzo głębokim bagnie. Tutaj dostałem pierwsze poważne ostrzeżenie. W styczniu Policja zatrzymała mnie pod wpływem narkotyków. Zabrano mi prawo jazdy, osadzona w areszcie na jedną dobę i nieomal skończyło się na zarekwirowaniu samochodu, rewizji naszego mieszkania i moich rodziców. w tym wszystkim jednak działała jakaś siła, bo do najgorszego nie doszło. Przede wszystkim nie spowodowałem wypadku, który w moim nieodpowiedzialnym, zatrutym stanie umysłu mógłby mnie kosztować kilka lat więzienia,a moją rodzinę - wolę nawet nie myśleć co.

Mimo tej bardzo silnej nauczki gdzieś tliło się to uzależnienie i maju ponownie uległem pokusie. Najgorszym elementem uzależnienia od tego narkotyku jest rozregulowanie życia płciowego i całkowite zagłuszenie sumienia.

Historia mojej zdrady właściwie przeplata się z okresem zażywania narkotyków. One stępiały zmysły, zagłuszały wyrzuty sumienia, usprawiedliwiały kłamstwo. Mówię jak o trzeciej osobie, ale to po prostu byłem toksyczny ja. Dlatego, mimo okresów kompletnego braku kontaktu z kobietą, z którą zdradziłem moją żonę, w okresie aktywnego uzależnienia wracałem do tego. Jak do innego narkotyku. Ponieważ od stycznia i historii z prawem jazdy moja żona prowadziła drobiazgowe śledztwo w tej sprawie odkryła kilka faktów, sms-ów i złożyła sobie obraz sytuacji z tej i innych historii. Nigdy nie wykonałem tego kroku i nie napisałem/powiedziałem "to koniec, nigdy więcej nieuczciwości wobec mojej rodziny" i z tego powodu moja żona ma do mnie największy żal. Uważa, że zostawiałem sobie furtkę na zdradę. Nie wiem. Pod wpływem marihuany dzieją się bardzo złe rzeczy. Zwłaszcza jeśli jest się uzależnionym wiele lat. Osobowość się zmienia i zachowania też. Obiecując mojej żonie brak kontaktów z tą kobietą, płacząc i umawiając się na wspólną pracę i przyszłość - rzeczywiście tak czułem i myślałem. Jakąś straszną obłuda i kłamstwem zarosłem jednak i nawet po czymś takim parłem tępo sytuację bez żadnych korzyści. W sytuację zaryzykowania tego wszystkiego co najpiękniejszego ofiarował mi Bóg. Rodziny. Pięknej i mądrej żony. Z wadami, kochającej mnie bardzo, bardzo mocno. Tak mocno jak boli i nienawidzi. I jeszcze wspaniałej córki.

Łatwo mówić o braku kontroli. Myślę o sobie z tamtego okresu jak o jakimś złym bracie bliźniaku, ale to przecież jedna i ta sam osoba. Długo czułem do siebie wstręt i obrzydzenie. Powoli, malutkimi kroczkami zaczynam siebie widzieć jako człowieka. zszywam swoją godność i próbuję sobie wybaczyć. To jest bardzo trudne, ale wiem, że jest to możliwe. Choć nie wiem jak naprawdę nasze życie na końcu będzie wyglądało.

Czasami nienawidzę się za to do jakiego stanu doprowadziłem moją żonę, dziecko, dom. Stałem się ich żywym, chodzącym koszmarem. W pierwszych dniach chwiałem po prostu zniknąć i nigdy się nie narodzić, bo w naszej (z przerwami) trzynastoletniej relacji więcej chyba zadał żonie bólu i dałem radości. A na pewno ten ból jest silniejszy. Cierpienie tak wielkie, że przysłania wszelką dobroć jak między nami była i może być.

Czuję teraz, że to powoli można zmienić. "Jak żółw, ociężale" jak pisał Tuwim. W każdej wolnej chwili rozważam mękę Chrystusa i modlę się tak jak potrafię. Za moją żonę, córkę, siebie, nas. Widzę drogę i widzę kamienie. Budowanie wszystkiego od nowa na bardzo niestabilnych fundamentach przeszłości i Na Chrystusie. Chciałbym móc za 10 lat dać Wam tu wszystkim świadectwo. Pokazać, że można. Że On jest Drogą, Prawdą, Życiem. I to tu na ziemi. Przy śmiechu, gotowaniu, pracy, odpoczynku, w deszczu i słońcu. To jest moje marzenie.

Każda minuta, każdy oddech, każda kaloria spalona dla mojej rodziny i małżeństwa. choćby był cień nadziei trzymam go mocno obydwoma rękami. I modlitwa, i skupienie i wewnętrzna konsekwencja, stałość, sprawiedliwość, honor, godność, prawda i miłość.

Tak mi dopomóż miłosierny Boże.

[ Dodano: 2010-08-06, 09:48 ]
Wstawiennictwo Wasze działa. Dziękuję za pomoc.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-06, 14:16   

Nałóg zniewala........ubezwłasnowalnia.
Masz grupę wsparcia??jesteś AN???
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8