Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Wysłany: 2010-05-31, 12:03 po rozwodzie cywilnym, czy mamy jeszcze szanse?
Witam wszystkich. Znalazłam się tu bo długo szukałam pomocy, rady i wydaje mi się że w końcu dobrze trafiłam.
Opisze swoją historię po krótce. Pobraliśmy się z miłości dosyć młodo wyszłam za mąż miałam 20 lat. niestety przyszedł kryzys, nie wytrzymaliśmy, oddaliliśmy się od siebie i po 4 latach małżeństwa rozwiedlismy się. Teraz mija już 3 rok od rozwodu. Obydwoje mamy parnterów ale bez ślubu żyjemy. Mimo to ciąglę mamy kontakt ze sobą, ciągle myślimy pamiętamy no z perspektywy czasu żałujemy że tak rozbił się nasz związek. Ciągle się kochamy. Nie mieliśmy dzieci. I teraz moje pytanie czy mamy prawo i szanse żeby jednak odbudowac to małżeństwo? czy mamy prawo ranić naszym parnterów rozstając się z nimi czy mam to sens i są jakieś szanse?
Czy może są tu takie małżeństwa które się zeszły?
Prosze o rady.
Pozdrawiam.
róża [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-31, 13:19
Przed Wami piękna szansa, szansa na życie - znowu w małżeństwie sakramentalnym. Warto ją wykorzystać, skoro chęć po obu stronach...
Pewnie po drodze - ktoś zostanie zraniony, ale przecież nie ma gwarancji na udany związek, nawet ten sakramentalny, a co dopiero ten niepobłogosławiony; możliwość takiego zranienia chyba jest wpisana właśnie szczególnie w ten związek... Ważne, aby przygotować tę drugą stronę - na rozstanie, żeby mniej bolało... Hmm, no nie mamy prawa krzywdzić nikogo, a niestety - krzywdzimy, krzywdzimy zawsze wtedy, kiedy próbujemy pełnić w życiu swoją wolę, nie tę - Bożą...
Więc do pracy nad Wami - z Bożą pomocą... Może odnowienie ślubów małżeńskich, dobra spowiedź, żeby już nigdy więcej nie budować na piasku, nie krzywdzić nikogo więcej...
Jawi się szansa na życie już bliżej Boga, na powrót do życia sakramentalnego, na życie wedle Prawa Bożego... Oby ta szansa została mądrze wykorzystana, a zranienia z przeszłości - uleczone.
Obydwoje mamy parnterów ale bez ślubu żyjemy. Mimo to ciąglę mamy kontakt ze sobą, ciągle myślimy pamiętamy no z perspektywy czasu żałujemy że tak rozbił się nasz związek. Ciągle się kochamy. Nie mieliśmy dzieci. I teraz moje pytanie czy mamy prawo i szanse żeby jednak odbudowac to małżeństwo? czy mamy prawo ranić naszym parnterów rozstając się z nimi czy mam to sens i są jakieś szanse?
Witaj na forum.
Dobrze ,że odważyłas się napisać. Trafia tu co jakiś czas człowiek żyjący w konkubinacie szukając dla siebie pomocy. Tobie tez udzielimy wszystkiego co możemy, abys odnalazła swoją drogę do Boga, bo szuka Cię intensywnie skoro tu zawitałaś.
Każde małżeństwo zawarte przed Bogiem możemy uratować i reaktywować ponieważ opiera się na Miłości, która nie umiera i nie przemija, jedynej prawdziwej i nie pochodącej od człowieka.
Polecam Ci zanim podejmiesz jakieś kroki rozmowę z duchownym na temat Twojej sytuacji. Wyjaśni CI wszystkie aspekty duchowe życia, które teraz prowadzisz wraz ze swoim małżonkiem. Pokaże Ci jak ogromną krzywdę wobec konkubentów niesie za sobą życie w konkubinacie i jak nikłą jest pozorna krzywda odejścia z cudzołoznych związków do błogosławionego przez Boga. Jeśli Wasze intencje są czyste Bóg sam zajmie się Waszymi komkubentami i uzdrowi ich zranienia jeśli tego zechcą.
Wy sami natomiast macie przed sobą bardzo trudną, ale mozliwą do przebycia drogę odbudowy Waszego małżeństwa i stworzenie szczęśliwego związku. Uda się jeśli będziecie polegać na Bogu, swoimi siłami nie poradzicie.
Odżyją bowiem wszystkie zaległe i nie załatwione sprawy, zabolą zranienia i środowisko w którym zyjecie może nie okazać się pomocne. Wszystko jednak bedzie niczym dym, który sie rozwieje gdy swoje życie powierzycie Bogu i Jemu zaufacie.
Droga będzie wiodła przez terapie małżeńskie, rekolekcje i może grupę RCSM, ale warto. Byc może będą potrzebne także i inne formy pomocy jak terapie świeckie czyli np. program 12-tu kroków lub inne. Wszystko zależy od tego co stało się przyczyną Waszego kryzysu.
Napisz cos więcej o swoim małżeństwie i przyczynach kryzysu. Łatwiej Ci będzie radzić, ale zacznij od rozmowy z duchownym.
Proszę Cię abyś na tę rozmowę wybrała się z mężem jesli to możliwe, bo wtedy oboje dużo się dowiecie, przede wszystkim o sobie.
Może dobrze Wam zrobia najpierw rekolekcje dla narzeczonych?
Jednak aby rozpocząć ten etap zycia bedzie potrzebna decyzja o odejściu ze związków cudzołoznych i zamknięcie tego etapu zycia skutecznie i bez mozliwości zaglądania do niego w chwilach trudnych, które zapewne nadejdą. Od determinacji w tej decyzji zależy szybkość i skutecznośc odbudowy małżeństwa. Dotyczy to Was obojga.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-31, 16:04
Rozwiedziona
zawsze jest nadzieja - trzeba Zaufać Jezusowi , zerwać te pseudo związki - prowadza tylko do śmierci duchowej .
Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych
Miłość zawsze wygrywa - i tylko ona sie liczy
rozwiedziona27 napisał/a:
czy mamy prawo ranić naszym parnterów rozstając się z nimi czy mam to sens i są jakieś szanse?
Pozostająć w tych związkach , nie dajecie szansy obecnym partnerom na życie wieczne
posłuchaj kazań ks. P. Pawlukiewicza , A. Pellanowskiego
to forum to niezła kopalnie wiedzy , i realnego wsparcia - tylko brać
z Bogiem
rozwiedziona27 [Usunięty]
Wysłany: 2010-06-01, 08:22
Witam
dziękuje Wam za wszystkie wypowiedzi.
Ktoś pytał o powody rozwodu, teraz z perspektywy czasu wydają mi się błahe, ale teraz jestem już trochę starsza i może bardziej doświadczona. Nie było żadnych zdrad, bicia czy nadużywania alkoholu. Byliśmy normalną rodziną, oboje pracowaliśmy mieliśmy swoje mieszkanie. Ale w pewnym momencie mąż zaczął rozkręcać własną firmę, wiadomo zajmuje to mnóstwo czasu i tak z dnia na dzień pracowal więcej dłużej nawet w weekendy a jak już był w domu to padał ze zmęczenia i tak każdy z nas zaczął tworzyć swój własny świat on poszedł w pracę a ja zaczęłam spotykać się ze znajomymi. Pewnie dla wielu z Was to błahy i głupi powód, niestety czasu nie da się cofnąć.
Jest jeszcze jedna sprawa, my nie mieliśmy dzieci, ale On ma, tzn kontakt z dzieckiem ma bo z tą kobietą nie jest w związku. Czy w takiej sytuacji to dziecko nie mam większego prawa do niego niż ja. jak z tym żyć?
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-06-01, 09:47
Rozwiedziona..czy Wy macie ślub sakramentalny????
Z tych Twoich-krótkich- postów widać spore popapranie............
rozwiedziona27 napisał/a:
Teraz mija już 3 rok od rozwodu. Obydwoje mamy parnterów ale bez ślubu żyjemy
rozwiedziona27 napisał/a:
Ale w pewnym momencie mąż zaczął rozkręcać własną firmę, wiadomo zajmuje to mnóstwo czasu i tak z dnia na dzień pracowal więcej dłużej nawet w weekendy a jak już był w domu to padał ze zmęczenia i tak każdy z nas zaczął tworzyć swój własny świat on poszedł w pracę a ja zaczęłam spotykać się ze znajomymi
rozwiedziona27 napisał/a:
Ciągle się kochamy
rozwiedziona27 napisał/a:
my nie mieliśmy dzieci, ale On ma, tzn kontakt z dzieckiem ma bo z tą kobietą nie jest w związku
Czyli ????? możesz stanąć w prawdzie i napisać o sobie,o meżu,o Waszym związku..............
Wiesz????? mam wrażenie ,że szukasz "tabletki" na możliwy ból rozterkowy....... stawiasz różne tezy.............. i jabyś szukała potwierdzenie czy "warto" o tę tezę czynić wysiłki................
Chcesz być żoną swojego męża????
Czy chcesz być nałożnicą i konkubiną????
Odpowiedż leży po Twoje stronie...............
Ale zawsze warto stanac w prawdzie o sobie....................
rozwiedziona27 [Usunięty]
Wysłany: 2010-06-01, 10:31
tak jesteśmy po śłubie sakramentalnym
nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi.. teraz wiadomo że wolałabym byc żoną swojego męża ale już tyle sie wydarzyło w naszym życiu, jego dziecko, nasze związki z innymi partnerami...to nie jest prosta decyzja tak wszystko rzucić i wrócić do siebie raniąc po drodze niewinnych ludzi...ja zrozumiałam bład teraz ale stało się rozwiedliśmy się ja zastanawiam się poprostu czy mamy prawo do tego by się zejść
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2010-06-01, 10:52
Rozwiedziona, nałogowi chodzi o rozeznanie co jest dobre, a co złe. Tak obiektywnie, bez wdawania się w szczegóły, analizowania - gdzie krzywda mniejsza, gdzie większa..... Boże przykazania bardzo ładnie pomagają w tym, porządkują świat. Jak? No to patrz - "nie cudzołóż", "co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela"... i podobne.
Zatem? Rozwód jest złem. Sakramentalni małżonkowie powinni być razem. Tylko ważne względy mówią że czasem mogą oni żyć oddzielnie, ale wtedy - zawsze na zasadzie separacji. Czyli z możliwością powrotu po ustaniu przyczyn powodujących separację, oraz bez wiązania się z kimś innym na wzór małżeństwa. TYLKO TAK - jest dobrze, moralnie, właściwie, po Bożemu.
Czyli - skoro już wiesz jak jest dobrze - to ku temu idź. Natomiast Twoje wątpliwości dotyczą wartości niższego rzędu, czyli krzywdy rozumianej po ludzku. Czy Wasi partnerzy odczują rozstanie jako swoją krzywdę? Niewątpliwie tak! Dlatego warto przeprowadzić to - rozumnie i empatycznie. Ale też nie można widzieć tylko ich krzywdy tej czasowo bliższej, a pominąć tę krzywdę, którą się im czyni - na wieczność. Zadając teraz ból - chronisz tych ludzi przed bólem o wiele większym w przyszłości, ale też otwierasz drzwi do życia - miejmy nadzieję - w zgodzie z prawami Bożymi.
Poza tym - ten ból, ta krzywda, to tak naprawdę są konsekwencje wchodzenia w związek z człowiekiem, który jest sakramentalnym małżonkiem kogoś innego już. Takich rzeczy po prostu nie wolno robić! Bo potem nie ma dobrego wyjścia, takiego w którym krzywdy nijakiej nie będzie....
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-06-01, 15:32
rozwiedziona27 napisał/a:
to nie jest prosta decyzja
A wyjść za mąż/ożenić się było prostą decyzją?????
A rozwiązać Wasz kryzys małżeński rozwodem zamiast pracą nad sobą i Waszym małżństwem było prostą decyzją????
rozwiedziona27 napisał/a:
jego dziecko
wychodząć za mąż wiedziała sże masz męża z tzw,przychówkiem................
rozwiedziona27 napisał/a:
tak wszystko rzucić i wrócić do siebie raniąc po drodze niewinnych ludzi
A ranić siebie osobiście i nawzajem??? skazywać-jak pisze Nirwana- na ewentualność życia w permanetnym grzechu??
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-06-01, 18:32
rozwiedziona27 napisał/a:
to nie jest prosta decyzja tak wszystko rzucić i wrócić do siebie raniąc po drodze niewinnych ludzi
Otóż mylisz sie bardzo. To bardzo proste. Albo chcesz dobra, albo chcesz zła.
Ci z którymi wiazaliście sie w związki cudzołożne nie są niewinni tylko wygodni. Dla własnej wygody i przyjemności wchodzili z wami w te związki nie licząc się z konsekwencjami duchowymi oraz moralnymi tych decyzji. Nie zasłaniaj się zatem teraz tymi ludźmi. Są dorośli i wiedzieli,że każda akcja budzi reakcję.
Pytanie czego chcą małżonkowie sakramentalni.
Pozostałych członków dramatu zostawcie Bogu. Módlcie się za nich i ich życie duchowe, ale zajmijcie się soba i własnym małżeństwem. Odbudowując dobre relacje i swoim konkubentom dacie sygnał,że dobro zawsze zwyciężą i warto o nie walczyć. Dajcie im szansę na godne i dobre życie, zwłaszcza wieczne.
ojerzysj [Usunięty]
Wysłany: 2010-06-01, 23:09
Rozwiedziona 27!
witaj, i wiesz, że jakoś się ucieszyłem tym waszym dążeniem do naprawy tego, coście w sumie "napsocili" we dwoje oddzielnie. A partnerom (dlaczegoż "niewinnym"?) także przez ból dajecie szansę też naprawić swoje życie. I Wam dedykuję Słowo Boże zapisane w Objawieniu (Apokalipsie) św. Jana, rozdział drugi, wiersze czwarty i piąty (wybacz, że nie zacytuję celowo, by czytający ten tekst przeczytali przy okazji cały drugi i trzeci rozdział Apokalipsy).
A Bogu pewnie zacznę jutro dziękować za daną Wam łaskę powrotu do pierwotnej miłości, do wypełniania zadania od Niego otrzymanego w sakramencie małżeństwa, z modlitwą, ojerzysj
A gdy zejdziecie się razem, włączcie się w jakiś ruch małżeński kochających się i wiernych sobie
małżonków - to dla utrwalenia Waszej miłości.
[ Dodano: 2010-06-02, 00:18 ]
A dziecko - razem będziecie je kochać pierwotną miłością. W ten sposób będziecie mieli szansę pokazać, że łaska miłości jest większa aniżeli grzech. Miłość wskaże praktyczne rozwiązanie dla dobra dziecka.
A gdy wejdziecie na drogę przebaczenia, wzajemnego sobie przebaczania, i pojednania, to trzeba Wam będzie dużo się modlić, razem, i szukać modlitewnego wsparcia innych. obiecuję pomoc. ojerzysj
Darek [Usunięty]
Wysłany: 2010-06-03, 08:22
rozwiedziona27 napisał/a:
czy mamy prawo do tego by się zejść
Obowiązek
rozwiedziona27 [Usunięty]
Wysłany: 2010-06-10, 08:08
Witam wszystkich!
Dziękuje Wam bardzo za rady i wsparcie że jednak mamy prawo. Mam nadzieje że uda nam się odbudować i uleczyć nasze małżeństwo. Rozmawialiśmy już o tym, teraz tylko kwestia zakończenia spraw.
Dziękuje i proszę o modlitwę za NAS.
Mam jeszcze jedno pytanie, ktoś pisał że trzeba delikatnie przygotować naszych konkubentów tylko jak to zrobić by oni zrozumieli że to nie ich wina że my z mężem się kochamy?
Pozdrawiam i będe pisać jeszcze.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2010-06-10, 08:22
Jak to zrobić, jak przygotować, jak przekazać? Powiem tak bardziej technicznie może, jak ja bym zrobiła. Przede wszystkim nie zwlekać zbyt długo, przygotować się, ale niech to nie trwa miesiącami. Poczytaj forum, jaka jest jego idea, jak się ludzie wypowiadają. Bierz z tych wypowiedzi to, co Tobie konkretnie jest bliskie, co w duszy gra. Stwórz taką swoją jasną i czytelną postawę w tym temacie. A potem przekaż tę swoją postawę - właśnie jasno i czytelnie, i z miłością. Tą miłością bliźniego. Miej wtedy świadomość, że dopełniłaś wszystkiego, aby być dobrze zrozumianą... ale też miej świadomość, że możesz nie zostać zrozumiana, ale nie zależy to od Ciebie. Zawsze - módl się o światło Ducha Świętego.
No to taki zarys planu już masz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.