Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
dostaliśmy szansę, czy ją wykorzystamy?
Autor Wiadomość
Wujt
[Usunięty]

Wysłany: 2010-11-25, 23:00   

Dzięki Michał!

Nie zdołałem przeczytać całego wątku, ale przeczytałem początek i koniec oraz przeleciałem resztę.

Że te wszystkie historie są do siebie podobne! Myślę, że też jesteśmy do siebie trochę podobni, jak czytałem Twój wątek, to jakbym widział swoje reakcje. U mnie niestety to się wszystko znacznie gorzej potoczyło.

Nie zazdroszczę Ci, z tego co piszesz, to ona za bardzo skruszona nie jest. Przykre to, że nie chce spełnić Twoich oczekiwań (4 warunków), które nie są jakieś wygórowane. Podziwiam jeżeli potrafisz się wznieść ponad to.

Po lekturze znów zadaję sobie pytanie, czy gdyby nie powiedział żonie, że nie będę żył w trójkącie/czworokącie i konsekwentnie wyciągał do niej rękę i pokazywał życzliwość, to czy coś by to zmieniło i teraz nie byłaby w ciąży z kochankiem. Dręczy mnie to.

Życzę Ci żeby Twoja żona była wobec Ciebie przynajmniej uczciwa.

Napisz proszę, czy Wy się ze sobą całujecie, kochacie?

Chyba nie chciałbym być na Twoim miejscu :-D Takie mozolne odbudowywanie, bez pewności czy wszystko nie runie, to strasznie ciężka sprawa.

Czy ci zdradzający nie mogliby ułatwić życia zdradzonym i próbować im nieba uchylić?

Kiedyś dawno temu jak chodziłem z jedną dziewczyną, to prawie że ją zdradziłem (znalazłem się w mocno napiętej sytuacji erotycznej, nie całowałem się ale położyłem rękę na piersi co mnie otrzeźwiło). Było mi z tym strasznie źle i sam się przyznałem i szczerze przeprosiłem i prosiłem o przebaczenie. Czy tak nie byłoby prościej?
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-11-26, 06:48   

Wujt napisał/a:
Chyba nie chciałbym być na Twoim miejscu :-D Takie mozolne odbudowywanie, bez pewności czy wszystko nie runie, to strasznie ciężka sprawa.

Czy ci zdradzający nie mogliby ułatwić życia zdradzonym i próbować im nieba uchylić?
... Czy tak nie byłoby prościej?


Byłoby, ale nie o to chodzi. Wujt, widzisz - bo wszystko się rozbija o to, po co my jesteśmy tu na ziemi. Otóż jesteśmy tu, i żyjemy po to, aby nauczyć się Miłości. Każda nauka odbywa się w trudzie, kiedy wszystko przychodzi nam z łatwością - niczego się nie uczymy. Podobnie z Miłością. Bardzo łatwo kochać jest kogoś, kto kocha nas, przeprasza, prosi o wybaczenie..... Ale dostajesz trudnego małżonka... i Pan Jezus się pyta "Czy wciąż kochasz tego człowieka, jak ja go kocham?" A ten człowiek wciąż brnie w bagno.... Ale On wciąż go kocha... i pyta się nas "Czy ty też wciąż kochasz tego człowieka?"
Wujt - chcesz prościej, czy chcesz się nauczyć Miłości?
 
     
Wujt
[Usunięty]

Wysłany: 2010-11-26, 13:36   

Nirwanna napisał/a:
Wujt napisał/a:
Chyba nie chciałbym być na Twoim miejscu :-D Takie mozolne odbudowywanie, bez pewności czy wszystko nie runie, to strasznie ciężka sprawa.

Czy ci zdradzający nie mogliby ułatwić życia zdradzonym i próbować im nieba uchylić?
... Czy tak nie byłoby prościej?


Byłoby, ale nie o to chodzi. Wujt, widzisz - bo wszystko się rozbija o to, po co my jesteśmy tu na ziemi. Otóż jesteśmy tu, i żyjemy po to, aby nauczyć się Miłości. Każda nauka odbywa się w trudzie, kiedy wszystko przychodzi nam z łatwością - niczego się nie uczymy. Podobnie z Miłością. Bardzo łatwo kochać jest kogoś, kto kocha nas, przeprasza, prosi o wybaczenie..... Ale dostajesz trudnego małżonka... i Pan Jezus się pyta "Czy wciąż kochasz tego człowieka, jak ja go kocham?" A ten człowiek wciąż brnie w bagno.... Ale On wciąż go kocha... i pyta się nas "Czy ty też wciąż kochasz tego człowieka?"
Wujt - chcesz prościej, czy chcesz się nauczyć Miłości?


Nirwanna to już do mnie dotarło, że mam kochać pomimo wszystko, a nie za coś. Zresztą często w ten sposób wyznawałem miłość, że kocham pomimo wszystko, choć może nie do końca to rozumiałem.

Ja kocham swoją żonę, inaczej niż kiedyś, ale kocham. Jestem dla nie jej dobry, pomagam jej, nie dokuczam. I mi to jakoś w miarę łatwo przychodzi, pomimo tego, że ona jest dla mnie często niemiła. Nawet mnie to nie denerwuje, jestem ponad to. Pisałem tylko, że byłoby dla mnie problemem gdyby ona wróciła mówiąc w uproszczeniu z łaski, bez skruchy. Ja mogę żyć i kochać ją taką hardą i niemiłą na odległość, z takim kontaktami jakie są konieczne z uwagi na dziecko, ale byłoby dla mnie bardzo trudne do zniesienia żyć z kimś takim pod jednym dachem. Moim zdaniem to nie jest problem mojej zbyt małej miłości, tylko brak zgody na to żeby mnie ktoś krzywdził. Jak myślisz?


Paradoksalnie to nawet wolę ją taką niemiłą. Ja się nie gniewa na nią jak ona na mnie burczy. Gorzej znoszę jak robi się między nami sympatycznie czy tak po prostu zwyczajnie. Chyba po prostu jestem pogodzony z sytuacją, przywykłem do niej i boję się zmian :-)
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-11-26, 15:20   

Michał napisał:

Cytat:
rzeczywistość okazała się inna. owszem pani żona to ta z którą brałem ślub, dane z dowodu się zgadzają ale wewnątrz to już zupełnie inna osoba i na nowo muszę się jej uczyć (i vice versa). i nie zawsze ta nowa żona mi pasi, bo brałem ślub z inną...

bądź gotowa że jak mąż wróci to najpierw będziecie ze sobą chodzić, potem okres narzeczeństwa a potem dopiero ślub. gdzieś pośrodku pewnie będzie też wasz drugi "pierwszy raz"


W zupełności zgadzam się z tym, co napisał Michał.
Konieczność chodzenia ze sobą męża/żony po zdradzie to niejako konieczność. Mężu/żono - poznajmy się od nowa... I gdyby zdrada zadziała się za czasów narzeczeństwa to posunięcie byłoby zapewne nieroztropnym, ale cóż, tutaj chodzi przecież o męża/żonę. A naprawdę można dokonać w trakcie tego chodzenia - wielu zdumiewających odkryć, choć wydawałoby się, że nic już zaskoczyć nie może...

Tytuł wątku Michała sugeruje świadomość szansy na wygraną i z góry zakłada, że w tę szansę jest wpisana ciężka praca obydwojga. Jeśli Michał pracował więcej, widocznie na więcej było go stać... Jeśli żona dała z siebie może zbyt mało - widocznie na tyle było ją dzisiaj stać.. Ale przecież pojednanie po zdradzie - to nie jest efekt miesiąca, czy dwóch - to dzieje się nieustannie. A przyszłość - może pozytywnie zaskoczyć.

Michał, z czterech opcjii "po" jesteś chyba na górze :-D
1. brak przebaczenia
2. przebaczenie, ale nieumiejętność, niechęć do pojednania
3. przebaczenie + pojednanie, ale ciągła tęsknota za utraconym "diamentem"
4. przebaczenie, pojednanie, pogodzenie się z trudną przeszłością i uśmiech, jak kiedyś... :-D

Cztery szczebelki, a jak wielka odległość między nimi... Każdy śliski, z każdego można spaść...
A kto stoi - też może upaść. Byle już tak nie pozostać...

Michał, trzymaj się ! Siłownia to super pomysł :-D

http://www.youtube.com/watch?v=Vm0pXaAtVtY
http://www.youtube.com/watch?v=pUjs9u8C0TA
Ostatnio zmieniony przez róża 2010-11-29, 13:46, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-11-26, 17:20   

Cytat:
Moim zdaniem to nie jest problem mojej zbyt małej miłości, tylko brak zgody na to żeby mnie ktoś krzywdził. Jak myślisz?

Myślę podobnie :-) i mam podobny problem.....
 
     
Michaił
[Usunięty]

Wysłany: 2010-11-29, 15:01   

Wujt napisał/a:
Napisz proszę, czy Wy się ze sobą całujecie, kochacie?


tak, po 3,5 miesiącach braku współżycia (od czerwca) zaczęliśmy się kochać. ale to też sfera która została straszliwie upośledzona i nad którą cały czas pracujemy, nie będę ukrywał że bardziej chyba ja ucierpiałem i mam pewne problemy :cry: facet jesteś więc wiesz o czym mówię...

a tak w ogóle to moja żona chyba czyta to forum albo Pan Bóg mnie lubi (no dobra to akurat oczywiste, pytanie: kto mnie nie lubi? mnie można tylko lubić :-P ) :-)
od czwartku dzieją się u nas małe cuda!

w sobotę było spotkanie wspólnoty Sychar. parę dni wcześniej żona mi powiedziała że się zastanowi czy ze mną pojedzie. w czwartek zapytałem ją jakie mamy plany na sobotę, bo szczerze mówiąc wypadło mi to z głowy, a żona takim zdziwionym głosem oznajmia mi że przecież w sobotę jedziemy na Sychara, jakby to była oczywista oczywistość :-)

po drugie na spotkaniu była mowa o Sycharowych rekolekcjach małżeńskich w kwietniu 2011. ja siedzę cicho, bo nie chcę się przed żoną wychylać, a żona: to co jedziemy? no i jedziemy :-)

po trzecie dziś idzie się wyspowiadać.

po czwarte i najważniejsze: wczoraj mieliśmy bardzo szczerą rozmowę, taki jej rachunek sumienia.


Cytat:
1) bezwarunkowe i w miarę możliwości szybkie odejście z pracy,
2) całkowite zerwanie relacji z "przyjacielem" od smsów (zobacz: pierwsza strona, od niego się zaczęło) - na tamtą chwilę było to kilka do kilkunastu smsów na dzień,
3) zerwanie znajomości z dwoma kolegami ze studiów z uwagi na rozmowy na intymne tematy z nimi, z wcześniejszych rozmów z żoną wyszło też że obaj proponowali jej seks, oczywiście żona się teraz wypiera że źle ją zrozumiałem...


ad.1. jak już wspominałem już sama chce stamtąd odejść jak najszybciej,
ad.2. powiedziała mi że smsują już bardzo rzadko i chce zerwać tą relację,
ad.3. nie będzie się z nimi więcej spotykać.

wyszło też wiele jej innych kłamstw, bardzo przykrych dla mnie, nawet teraz :cry: najgorsze jest to że ja te rzeczy czułem wtedy gdy się działy...

ale z drugiej strony jakoś mi lżej po tej rozmowie. wiem że mogę liczyć na żonę, że nie zostawi mnie z moimi problemami, które mam niestety teraz ogromne, szczególnie w sferze psychicznej. wiem że mogę jej teraz o wszystkim powiedzieć co mnie trapi. itd. staramy się zacząć nadawać na tych samych falach.

ale nadal potrzebuję wsparcia. dużą pomocą jest dla mnie żorska wspólnota Sychar, byliśmy już tam dwa razy i nie mogę się doczekać kolejnego spotkania.
potrzebuję też Was, Sycharki i Sycharkowie, wasze posty/opinie są dla mnie bardzo ważne i pomocne. to że zaczęliśmy wychodzić z kryzysu nie znaczy że nie potrzebuję już pomocy, właśnie teraz ta pomoc mi jest najbardziej potrzebna żeby z zboczyć z właściwej drogi.

jedynie niezawodna Róża mnie tu wspomaga.
Nałóg czekam na Ciebie. zawsze ceniłem Twoje opinie, to że wiele razy mi się nie podobały było spowodowane moim kiepskim stanem a nie niechęcią do Twojej osoby.
...

pomożecie?

Pozdrawiam
Michał
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-11-29, 16:23   

Michaił napisał/a:
wiem że mogę liczyć na żonę, że nie zostawi mnie z moimi problemami, które mam niestety teraz ogromne, szczególnie w sferze psychicznej

Michał Dezyderata mówi:".......zachowaj ostrośność w swoich przedsięwzięciach....".
Nie licz na żonę bezkrytycznie.
A problemy ucz sie rozwiązywac obok.......czy mimo obecności żóny.Dobrze że jest........ale jak by cos sie stało...........że jej by na jakiś czas nei było.....to co????? Zminiaj siebie ......dla siebie.
Bo jak będziesz zminiałą siebie dla żony.......to sie rozczarujesz bardzo mocno.
Bo ona jest tylko człowiekiem.Może zawieżć Twoje oczekiwania,chciejstwa,pragnienia,plany...........i co wtedy???krach?????
No bo ona......to,ona....tamto........... i powrót do starego?????
 
     
Lidka10
[Usunięty]

Wysłany: 2010-11-29, 16:28   

Michaił!
Widzę ze u Ciebie się całkiem dobrze dzieje:-) Cieszę się.
Powiedz jak jest z rozmowami o całej tej sprawie? Czy drążysz czy wolisz nie wiedzieć? I czy żona z racji, że jest płcią zwykle bardziej skorą do rozmów chce o tym rozmawiać?
Pytam by mieć szerszy światopogląd bo moja sytuacja jest podobna do Twojej (he he pewnie i do 80proc. tu opisywanych), tyle że jestem trochę dalej - albo tak mi się wydaje.
Ja mam ochotę czasem do tego wracać bo czasem mam wrażenie ze to jeszcze nie tak do końca przepracowany temat. No i myślę ze zupełne zaprzestanie rozmów o tym nie jest dobrym pomysłem - bo to tak jakby się o wszystkim zapomniało. A ja myślę o tym wszystkim codziennie i jeszcze po tak długim czasie zrywam się w nocy i płaczę, mając ochotę uciekać...
Mój małżonek dalej pracuje z babą i raczej to się nie zmieni z różnych powodów. Odpoczywam psychicznie jak jest przy mnie, ale jak wychodzi do pracy podświadomie jest mi źle, a jak się spóźnia to już w ogóle nie jest stanowczo fajnie...
Chciałabym mieć pewność, że nie myśli już o tamtej babie, ale trudno z nim rozmawiać bo on tego w dalszym ciągu nie potrafi i się strasznie wewnętrznie denerwuje jak ma coś wydobyć z siebie. Ja się czuję źle jak nie rozmawiamy o tym, natomiast on jak rozmawiamy... i kółko się zamyka. Wiec chciałabym poznać twoja opinie na temat rozmów i wracania do tematu.
I wiesz co? Nie wiem czy mam prawo zapytać (ale przecież nie musisz odpowiadać jeśli to zbyt wścibskie) czemu nie macie dzieci?

Pozdrawiam
 
     
Michaił
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-02, 14:55   

Lidka10 napisał/a:
Powiedz jak jest z rozmowami o całej tej sprawie? Czy drążysz czy wolisz nie wiedzieć? I czy żona z racji, że jest płcią zwykle bardziej skorą do rozmów chce o tym rozmawiać?


ja wiem kim jest "on". od kogoś się dowiedziałem ;-) ale żonę interesuje tylko od kogo wiem, nic poza tym. jeśli są o tym rozmowy to właśnie "od kogo wiesz?". ja już nie chcę o tym gadać, bo i po co rozdrapywać rany? po za tym jestem już bardzo zmęczony i mnie każda rozmowa o tym bardzo boli.
ja jej wybaczyłem, ona przeprosiła, wyspowiadała się, dla mnie temat rozmawiania o zdradzie jest zamknięty i nie chcę do tego wracać. czasem lepiej pewnych rzeczy nie wiedzieć, nie pytać o nie. mi żona powiedziała bardzo dużo, choć powiedziałem jej że nie musi mi mówić, Bogu ma wyznać grzechy, nie mi. ale powiedziała i zachwycony nie byłem :-?

Lidka10 napisał/a:
No i myślę ze zupełne zaprzestanie rozmów o tym nie jest dobrym pomysłem - bo to tak jakby się o wszystkim zapomniało.


trzeba iść do przodu i lepiej do tego nie wracać co było. ale wnioski trzeba wyciągać. dla mnie to nauka na przyszłość, będę pamiętał czym się dla mnie skończyło zaniedbanie żony.

Cytat:
A ja myślę o tym wszystkim codziennie i jeszcze po tak długim czasie zrywam się w nocy i płaczę, mając ochotę uciekać...
Mój małżonek dalej pracuje z babą i raczej to się nie zmieni z różnych powodów. Odpoczywam psychicznie jak jest przy mnie, ale jak wychodzi do pracy podświadomie jest mi źle, a jak się spóźnia to już w ogóle nie jest stanowczo fajnie...


wiesz ja miałem i nadal mam tak samo. ja po żonę jeżdżę do pracy, jak mi dzwoni że zostaje w pracy dłużej to zaraz mnie ogarnia wręcz przerażenie, a na pewno spore zdenerwowanie. co ciekawe brak w tym zachowaniu podejrzliwości i braku zaufania, więc to chyba tylko taka reakcja stresowa. żona obiecała że na początku stycznia złoży wypowiedzenie więc liczę że ten koszmar się skończy niedługo.

Lidka10 napisał/a:
Wiec chciałabym poznać twoja opinie na temat rozmów i wracania do tematu.


i jeszcze raz: zdecydowanie nie wracaj do tego co było. oczywiście pod warunkiem że z twojej strony padło "wybaczam" i ze strony męża "przepraszam". jak wybaczyłaś to małymi literkami pisało też że nie wypominasz. a dla zdradzacza wypominanie to bardzo szerokie pojęcie. zresztą pomyśl jak sama reagujesz jak ktokolwiek coś ci wypomina: bunt, niezgoda na takie traktowanie.

Lidka10 napisał/a:
I wiesz co? Nie wiem czy mam prawo zapytać (ale przecież nie musisz odpowiadać jeśli to zbyt wścibskie) czemu nie macie dzieci?


zwyczajnie nie możemy mieć dzieci, ani ja ani żona :-( a chcieliśmy bardzo, 2,5 roku starań. kto wie czy nasze oddalenie się od siebie nie było właśnie spowodowane nie tyle brakiem dziecka co poczuciem porażki (?) temu towarzyszącym. chcieliśmy adoptować dziecko, mieliśmy już kurs nagrany na początek września. no ale zdrada, kryzys... a potem nadszedł wrzesień. zrezygnowaliśmy na kilka dni przed rozpoczęciem...
teraz jest sytuacja patowa, podobno jakaś ustawa się ma zmienić i ośrodki adopcyjne mają być likwidowane (?) i zastępowane jakimś POtworkiem, a i my się zastanawiamy czy chcemy mieć w ogóle dzieci? czy jesteśmy na tyle dojrzali żeby wsiąść na siebie taką odpowiedzialność jak opuszczone przez rodziców dziecko skoro sami doprowadziliśmy do ruiny nasze małżeństwo? ja na razie nie wiem...
 
     
Lidka10
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-02, 15:36   

Michaił mi nie chodzi o drążenie tematu jak to było, kiedy... Bo odpowiedzi znam. I też wiem kto to itp... też uważam, że nie jest dobrze za dużo wiedzieć.
Mi chodzi o stan uczuć męża dzisiaj. Widzisz ja go nie zaniedbałam i cały czas czułam się kochana, a tak do końca nie byłam, więc teraz się po prostu boję w to uwierzyć. Masz rację - to taka reakcja stresowa...
Nie bez kozery zapytałam o te dzieci, bo tak myślę, że to (w naszym przypadku) było przyczyną kryzysu i całego tego zamieszania. Dobrych kilka lat po ślubie, żadnych przeciwwskazań w naszym przypadku, a dzieci nie było... Chyba rosła w nas frustracja, rozczarowanie... i te pytania wszystkich o dzieci... Myślę że mąż się czul obwiniany o ich brak - choć to chyba się urodziło w jego głowie. Bezpłodność czy niepłodność często prowadzi do kryzysu...
Moja przyjaciółka miała sytuację jak Twoja. Czuła się zaniedbywana przez męża wiec znalazł się jakiś pocieszyciel (widocznie zawsze się jakiś znajdzie) i o mało nie zniszczyła swojego małżeństwa. Przezwyciężyli zdradę, wybaczyli sobie i w końcu mąż się zgodził na adopcję. Mają cudownego synka, a jej mąż poza nim świata nie widzi... pewno, że układa się różnie ale znaleźli swoje miejsce na świecie. Poza tym ktoś mi powiedział, że Pan Bóg zawsze błogosławi po tak trudnych przejściach...
 
     
Michaił
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-29, 14:51   

gdyby ktoś pół roku temu mi powiedział że spędzimy z żoną święta wspólnie, pogodzeni to... chciałbym mu wierzyć ale bym nie wierzył. ale spędziliśmy je razem! nie były to łatwe święta, szatan zaatakował znienacka, w samą Wigilię, wszystkie złe wspomnienia wróciły i nie dawały spokoju aż do dziś.

tak trudno ponownie zaufać, ale chyba się udawało. aż do niedzieli gdy wróciliśmy do domu, szukałem w torebce żony mojego portfela, a znalazłem papierosy... znowu kłamstwo, bardziej mnie to zabolało niż to że znowu paliła (ma przeciwwskazania - tarczyca).

i też śmieszna sytuacja. żona z tydzień temu umówiła się na dziś z koleżankami. ja miałem siedzieć w domu ale wczoraj zadzwonił mój kumpel żebyśmy gdzieś skoczyli dzisiaj, zgodziłem się i powiedziałem żonie że też wychodzę. ale zaproponowałem jej że jak będę wracał to po nią podskoczę do koleżanek. troszkę kręciła, a dziś rano mi powiedziała że jedna z koleżanek odwołała spotkanie. i znowu myśli: chciała się spotkać z nimi czy może z pewnym kolegą (o którym wyżej już pisałem) i tylko mnie okłamała?

czy to Bóg daje mi znać że mam być przezorny w zaufaniu do żony? czy może to próba zaufania żonie i to wszystko z tym odwołanym spotkaniem to przypadek.

z jednej strony chciałbym z nią dziś o tym pogadać ale z drugiej sam wiem jak absurdalnie to brzmi i jak ona to może odebrać. sam bym tak to odebrał. ale tak strasznie boję się być znowu skrzywdzonym, okłamanym...

czasem mam wrażenie że tracę kontakt z rzeczywistością :shock: że tak naprawdę pół roku temu nic się nie stało, że to tylko zły sen był. czuję że wariuję, czasami nie potrafię spać pół nocy, albo budzę się co chwilę...

nałóg napisał/a:
Wybaczenie to postawa.Do wybaczenia nie musi być potrzebna prośba Twojej żony.To Ty możesz chcieć jej wybaczyć.Bo wybaczenie to akt jednostronny.
Natomiast czym innym jest pojednanie.
Do tego(pojednania) potrzebne są dwie strony konfliktu.Bo to tak jak przy pakcie pokojowym.Nie zawierają paktów pokojowych strony niezwaśnione,a tylko te w stanie konfliktu.
I obie muszą chcieć ten pokój zawierać.
Przy pojednaniu powinna być postawa przyznania się do popełnienia określonego czynu.Potem uznania swojej winy w tym czynie.Następnie żal za skutki tego czynu i prośba o wybaczenie i pojednanie.Ale nie ma pojednania bez zadoścuczynienia.Tylko jak to zrobić w przypadku zdrady???.Proste: trzeba być przejrzystym ,prawdomównym i nie wchodzić w żadne sytuacje dwuznaczne by nie dawać sobie pokusy na powtórkę.Sobie pokusy a partnerowi powodów do podejrzeń.To jest zadośćuczynianie codzienne.
Czy można i czy powinno się zapomnieć o krzywdzie?????..........wg mnie nie.
Należy pamiętać ..Choć nie należy tym żyć.
Nie należy pamiętać po to by przy każdej nadażającej się okazji wypominać i dokopywać "krzywdzicielowi"
Pamiętać należy po to aby dostrzegać symptomy nawrotów .Uzależnienia,grzechy,zdrady są pod duzym "ostrzałem" "kusego" i są wykorzystywane do nawrotów .I po to nalezy pamiętać o tym co bolesne.I to obie strony krzywdy.I krzywdziciel-chyba jeszcze bardziej jak skrzywdzony.

Pogody Ducha



trzeba być przejrzystym ,prawdomównym i nie wchodzić w żadne sytuacje dwuznaczne by nie dawać sobie pokusy na powtórkę.Sobie pokusy a partnerowi powodów do podejrzeń.To jest zadośćuczynianie codzienne.

trochę mi tego ze strony żony brakuje, mówiłem jej kiedyś o tym, ale dla niej pewne rzeczy, sytuacje są normalne i to ja przesadzam.

czy to ja jestem zbyt podejrzliwy? czy żona tworzy dwuznaczne sytuacje? poradźcie coś...

[ Dodano: 2010-12-29, 15:16 ]
dodam jeszcze ciekawą rzecz dotyczącą tego jej spotkania z koleżankami: miałem dziwne przeczucie, że coś jest nie tak.

nie sugerowałbym się tym gdyby nie dwa zdarzenia. gdy kryzys wybuchł żona pojechała na weekend do rodziców. zapytałem wtedy wprost: jedziesz to niego ("przyjaciela" któremu wyznała miłość, nie kochanka, on był na miejscu)? oczywiście zaprzeczyła.

parę dni później gdy wróciła, spotkała się z dwoma kolegami. jeden i drugi jej proponował seks w przeszłości, sama mi to powiedziała, choć nie wprost, później się wypierała że ją źle zrozumiałem.

ale do rzeczy, w obu sytuacjach miałem złe przeczucie, taki niepokój, taki jak mam od wczoraj.
w pierwszej sytuacji się nie myliłem, jechała się spotkać z nim.
w drugim też miałem rację, coś złego się tam działo. nie było tam wprawdzie seksu ale o zdradę to zahaczyło.

o obu sytuacjach sama mi powiedziała w przeddzień spowiedzi.

chciałbym nie ufać swojemu przeczuciu ale czuję że coś jest na rzeczy...

[ Dodano: 2010-12-29, 15:22 ]
chciałbym się pozbyć tej podejrzliwości, bo to mnie niszczy i niczemu i nikomu nie służy, ale cały czas coś wychodzi na wierzch, cały czas ktoś mąci. chciałbym żeby to się już skończyło.

mam na to sposób, ale zły, zbyt wiele osób by ucierpiało, mogę tych kolegów żony, jej byłego kochanka zgnieść, mam na nich tyle że ich kobiety by ich pozabijały, ale chyba sam bym się tym pogrążył i naprawdę byłby koniec, wszystkiego i wszystkich... to moja kara doczesna, walczyć z pokusą zemsty na tych co mnie skrzywdzili.
 
     
katblo
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-29, 16:07   

Michaił, to nie tak...
To nie kara tylko Twoje zadanie - które musisz wykonać najlepiej jak umiesz - nie mścić się, nie szukać zemsty, nie nienawidzić a ranę pozwolić Bogu zamienić w perłę...
Zaufanie od nowa to nie jest taka prosta sprawa
Ale nie chodzi o to by kogokolwiek zabijać, prawda?
Pozdrawiam, z modlitwą
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-29, 19:40   

katblo napisał/a:
To nie kara tylko Twoje zadanie - które musisz wykonać najlepiej jak umiesz - nie mścić się, nie szukać zemsty, nie nienawidzić a ranę pozwolić Bogu zamienić w perłę...

Zgadzam się w 100 % :mrgreen:
 
     
Michaił
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-29, 23:19   

katblo, chyba nie zauważyłaś o czym jest post ;-)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9