Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
dostaliśmy szansę, czy ją wykorzystamy?
Autor Wiadomość
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-05, 21:32   

Michaił, jestem pełna podziwu dla Twojej postawy.Tyle dobrej woli w Tobie, tyle chęci pojednania, choć to przecież nie Ty zdradziłeś... Twoje posty aż emanują bólem :-(

Wiesz, wykrycie zdrady to dla "zdradzacza" też wielki stres, więc stąd ta nerwowość, opryskliwość. Wypadałoby teraz stać się troszkę bardziej pokornym, spolegliwym, a nie każdy tak chce, nie każdy potrafi. To właśnie ta pycha, która jest sprawcą wszystkich grzechów - ona doprowadziła do zdrady, ona teraz jest przeszkodą w pojednaniu...
Myślę, że czas pokaże, co zamierza żona.
Rzeczywiście, w tych pierwszych miesiącach po zdradzie zdradzony czuje się lepiej będąc sam, wtedy jakby troszkę mniej boli - też tak wtedy miałam, że było mi lżej, kiedy męża nie było w zasiegu mojego wzroku...
Wiesz, myślę, że dlatego jest Ci aż tak ciężko, bo jednak brakuje czegoś ze strony żony... Ona teraz powinna myśleć, jak Ci wynagrodzić tę krzywdę, powinna starać się, żeby bolało Ciebie mniej, tymczasem żona próbuje zrobić ofiarę z siebie.
Michaił, ten czas teraz to bardzo trudny czas dla Was obydwojga - Ty musisz uporać się z poczuciem ogromnej krzywdy, a żona z poczuciem winy, więc jest ciężko... Możecie mieć wrażenie, że oddalacie się od siebie nawzajem. Kwestią dobrej woli z obydwu stron i czasu jest - kiedy uporacie się ze swoimi problemami.
A gdybyś spytał żonę, czy zechciałaby wspólnie z Toba poszukać pomocy dla Was, bo nie wiem, czy sami przebrniecie pomyślnie przez tę traumę...

Michaił, zdradzacz tuż po zdradzie nie potrafi (chwilowo) kochać...

Jeszcze długo może być tak, że będziecie oddalać się od siebie, to znowu zbliżać z nadzieją.......... To ta huśtawka. Może jednak ktoś pomógłby Wam ją zatrzymać??


Dobranoc :-(

http://www.youtube.com/wa...feature=related

[ Dodano: 2010-08-06, 09:33 ]
Cytat:
zresztą powiedziała mi że sama myśl o seksie ze mną napawa ją obrzydzeniem, tak jakbym to ja ją zdradził...

A ja myślę, że żona nie miała tutaj na myśli Ciebie, ale obrzydzenie do seksu w ogóle, oczywiście na dziś. Hmm, nic dziwnego, kiedy już można zaobserwować to całe cierpienie, jakie wynikło - z seksu przecież (!) , przestaje on być aż tak atrakcyjny ... To oczywiście na pewien czas i miejmy nadzieję, że ten brak atrakcyjności będzie już zawsze kojarzył się - z potencjanym trzecim.
Tak to jest kiedy seks "zafunkcjonuje" w oderwaniu od miłości. :-(
 
     
Michaił
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-06, 19:17   

wczoraj wieczorem znowu dałem plamę. z byle powodu napadłem na żonę, powiedziałem jedno słowo za dużo, ona odpowiedziała i dalej jakoś poszło.

pogodziliśmy się w końcu ale niesmak pozostał nam obojgu, bo parę przykrych i nie zawsze zgodnych z prawdą dla nas obojga słów padło.

miałem dziś zawieźć żonę do rodziców bo jedzie jutro do promotorki, ale zaproponowałem żonie żeby pojechała pociągiem, żona jeszcze rano mnie pytała czy chcę z nią jechać ale powiedziałem że lepiej i bezpieczniej dla nas obojga będzie spędzić ten weekend osobno.

poprosiłem też żonę o to żebyśmy spali osobno. w sumie w naszym łóżku od prawie 2 miesięcy nic się nie dzieje a łoże małżeńskie tylko do spania nie służy.

strasznie mi brakuje, nie tyle seksu, co czułości, zwykłego przytulenia, pocałunku, usłyszenia 'kocham cię' a to że spaliśmy razem wzmagało we mnie złe samopoczucie z tego powodu.

myślę że spanie osobno może mi pomóc, będę dalej żony ale tylko dosłownie bo nawet w łóżku byliśmy daleko od siebie. żonie myślę też pomoże, bo ona momentami nie może na mnie patrzeć, stara się tego po sobie nie dać poznać ale to się czuje.

mam wczoraj ze mną rozmawiała, powiedziała mi mądre zdanie które wcielam teraz w życie: nie mów jej że się zmieniasz, słowa się nie liczą, liczą się czyny.

rodzice widząc co się dzieje zaczęli mnie wspierać. nigdy jeszcze nie rozmawiałem tak dużo i szczerze z mamą co teraz. stwierdziliśmy razem (mama, tata, ja) że wszyscy musimy się zmienić żeby w domu było dobrze, wprawdzie ameryki nie odkryliśmy ale wcześniej w domu nikt ze sobą nie rozmawiał.

róża napisał/a:
A gdybyś spytał żonę, czy zechciałaby wspólnie z Toba poszukać pomocy dla Was, bo nie wiem, czy sami przebrniecie pomyślnie przez tę traumę...


nie ma szans. ja już w dzień po, jak mi powiedziała o wszystkim, poszedłem do znajomego księdza i on zaproponował żebym przyszedł z żoną, ale ona odmówiła. niedawno też się pytałem, znowu odmowa. powiedziała że chce iść sama, ale jakoś jej nie po drodze...

róża napisał/a:
Tak to jest kiedy seks "zafunkcjonuje" w oderwaniu od miłości. :-(


nigdy nawet nie pomyślałem o zdradzie, właśnie z tego powodu. nie potrafiłbym okazać innej kobiecie takiego uczucia jakie okazywałem żonie, nie potrafiłbym jej tak dotykać jak żony, nawet nie potrafiłbym jej pocałować jak żony. i co ważne: nie chciałbym.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-06, 19:48   

Michaił, to super, że wreszcie zdobyłeś się na odwagę i podzieliłeś się zmartwieniem z mamą; teraz już będzie Ci lżej :-D A mama, jako kobieta z doświadczeniem - posłuży też dobrą radą, pocieszy ... Przecież Pan Jezus powiedział, że mamy nosić brzemiona nie tylko swoje, ale i innych... Mama poniesie chętnie...
Odnośnie zmian w sypialni, już dawno myślałam, żeby to zaproponować, czyli rozdzielność... Skoro tak Ci będzie lepiej, lżej, czemu miałbyś nie skorzystać z tej możliwości. Może wreszcie dotrze do żony, co się stało... Może obudzi się w niej sumienie, bo póki co - chyba uśpione...
Wraz z podjęciem zdecydowanych kroków - na pewno coś zacznie się zmieniać, może nie od razu - na lepsze, ale z czasem ...
Kibicuję Wam :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:
Pozdrawiam.
 
     
Michaił
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-12, 15:28   

powoli zbliża się koniec. jednak rany okazały się zbyt głębokie, moje rany.
nowe fakty sprawiły że chyba już nie czuję nic do żony, nie chcę chyba być z tą osobą, przestało mi na niej zależeć.

miałem ochotę walczyć o żonę ale teraz już nie mam siły. chyba Bóg dał mi zbyt ciężki krzyż, a może tak się to musiało skończyć żebym ja mógł się zmienić?

ale mam dla kogo żyć, bez obaw, rodzice, siostra z mężem są mi życzliwi jak nigdy dotąd, nigdy nie miałem z nimi tak dobrego kontaktu. żona zawsze mi wmawiała że oni mnie ograniczają, wiecznie krytykują i ja w to uwierzyłem, raniąc moich bliskich. i oni nawet nie oczekiwali ode mnie słowa 'przepraszam' tylko mi pomogli i dalej pomoc oferują.

a żona? ona stała się tak zdegenerowaną i wyrachowaną osobą że zastanawiam się czy to ja byłem taki zły czy ona mnie takim uczyniła? jasne aniołkiem nie byłem, ale czy ja sobą nie dałem manipulować przez te 3 lata?

w całej tej sytuacji cieszy mnie to że znowu JA rozdaję karty, znowu mam 4 asy plus jednego w rękawie. cały czas nie mogłem kontrolować tej sytuacji, byłem skopany, stłamszony i manipulowany ale teraz odzyskałem kontrolę nad wszystkim, choć żona jeszcze nie wie...
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-12, 19:01   

Michaił napisał/a:
w całej tej sytuacji cieszy mnie to że znowu JA rozdaję karty, znowu mam 4 asy plus jednego w rękawie. cały czas nie mogłem kontrolować tej sytuacji, byłem skopany, stłamszony i manipulowany ale teraz odzyskałem kontrolę nad wszystkim, choć żona jeszcze nie wie...


Oj Michał.............. a jak ta kontrola to tylko ułuda?Twoja ułuda?
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-12, 20:32   

Michaił,
kiedy czytam Twoje posty, widzę ten sam schemat.
ten sam co u mnie.
dopóki wierzysz, ze wszystko da sie odwrócić, że jeszcze możesz kochać,
tak niewinnie jak wczesniej, walczysz.
a kiedy spod zasłony niewiedzy wyhynie błoto, nie masz siły walczyc
bo ile trzeba wody żeby to zmyc, czasu żeby zapomnieć, odwagi zeby sie z tym
zmierzyc.

to wszystko jest tak cholernie smutne.
twoja żoną zdrowo bym telepnęla.
nastepna co wierzy, że zmieniając faceta będzie szczęsliwa,
tyle że nie będzie, i jesli jeszcze tego nie wie, to niedługo się dowie.

Michaił,
myślę o Tobie i życzę Ci siły i odwagi.
pozdrawiam
m.

[ Dodano: 2010-08-12, 20:38 ]
A,
jesli chodzi o kontrolę,
to nie masz na nic wpływu.
na nic z wyjątkiem siebie,
ale i tak szybkość krwi w zyłach będzie zależeć
od emocji, a na to juz wplywu brak.
i z tym się raczej trzeba pogodzić.

smutne, ale prawdziwe.
m.
 
     
Michaił
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-13, 06:51   

nałóg napisał/a:
Michaił napisał/a:
w całej tej sytuacji cieszy mnie to że znowu JA rozdaję karty, znowu mam 4 asy plus jednego w rękawie. cały czas nie mogłem kontrolować tej sytuacji, byłem skopany, stłamszony i manipulowany ale teraz odzyskałem kontrolę nad wszystkim, choć żona jeszcze nie wie...


Oj Michał.............. a jak ta kontrola to tylko ułuda?Twoja ułuda?


czyżby? ja się już nie boję że ona mnie zostawi. ja już kontroluję siebie. jej nigdy nie mogłem, ale swoje życie mogę. i właśnie to zrobiłem. pewnie łatwo nie będzie ale musiał przyjśc moment otrzeźwienia.
więcej potem.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-13, 08:36   

Cytat:
nowe fakty sprawiły że chyba już nie czuję nic do żony, nie chcę chyba być z tą osobą, przestało mi na niej zależeć.


To stan na dziś... Żebyś mógł spojrzeć na całą sytuację - trzeźwo, bez nadmiernych emocji...
Jutro może być inaczej... Jutro serce może zaskoczyć - przypływem miłości, jeszcze większej niż dawniej...

http://il.youtube.com/wat...feature=related
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-15, 12:09   

Michaił napisał/a:
ja już kontroluję siebie.


czy aby na pewno :-/ - skoro na innym temacie napisałeś , że po 4 latach znowu zapaliłeś papierosa ?????
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-15, 12:21   

Mirakulum,

ach, nic Ci nie umknie :)
 
     
Michaił
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-16, 14:34   

Mirakulum napisał/a:
Michaił napisał/a:
ja już kontroluję siebie.


czy aby na pewno :-/ - skoro na innym temacie napisałeś , że po 4 latach znowu zapaliłeś papierosa ?????


przede wszystkim nigdy nie byłem uzależniony. rzuciłem bo taki miałem kaprys. rzuciłem 1 maja 2006 i nie zapaliłem przez tyle lat. a 2 machy sobię wziąłem bo taki miałem kaprys.
miałem też kiedyś kaprys że nie będę pił alkoholu przez 1 rok, tak bez powodu i nie piłem chyba dwa.
to było dobre 6, 7 lat temu, do dziś piwa i wódki nie piję prawie w ogóle (nie lubię) a inne alkohole to tylko te smaczne - tekila, miód pitny, ajerkoniak.
to po prostu kwestia podejścia do używek.

i najważniejsze: żona mi powiedziała że czyta ten temat. tak więc ja kończę tu pisac bo mija się to z celem teraz. każdy mój post może zostac teraz odebrany jako manipulacja, a tego bym nie chciał.

wszystko było pisane szczerze, bez ściemy, wiele było ostrych słów pod adresem mojej żony, ale to tylko odzwierciedlało stan mojej duszy danego dnia, nie miej pretensji Żono.

będę się starał w miarę wolnego czasu dawać znac co u nas.
Proszę o modlitwę za żonę, za mnie, za nas, wierzę że damy radę rozpalić w sobie na nowo żar miłości.

Pozdrawiam

Michał (nie Michaił)
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-13, 20:17   

Michał, co u Ciebie/u Was? Co z tą szansą?
Naładowany pozytywnie po rekolekcjach, wypoczęty... Pisz :-D
 
     
Michaił
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-14, 14:26   

Witam,

Troszkę czasu minęło od mojego ostatniego posta w tym temacie. Mój ostatni post był pisany pod wpływem ogromnych emocji, chwilę wcześniej wróciłem do domu z nową wiedzą: dowiedziałem się z kim mnie żona zdradziła; standard: kolega z pracy, biurko obok, do tego żonaty, z dzieckiem.

W każdym razie wtedy był przełom, obraz mojej świętej żony runął niczym domek z kart. To mi pozwoliło się uwolnić od wyrzutów sumienia (za jej zdradę, ja swoją winę znam), że to nie ja ją popchnąłem w jego ramiona.
Czy poczułem się panem sytuacji? Nie, to przyszło później, na sekundkę.
Czy miałem nad kimś kontrolę? Nie, odzyskałem kontrolę nad sobą.

Ale niestety w jednej chwili wszelkie uczucia do żony zgasły.

Wiele miałem myśli, pomysłów co z tym zrobić. Np. sprawić żeby "kolega" przestał tam pracować, ot choćby mały szantaż, anonimowy, "ty stamtąd odchodzisz, albo powiem twojej żonie", albo po prostu go skompromitować przed rodziną, w pracy.

Tak, wtedy byłem panem sytuacji, miałem nad nimi kontrolę, mogłem ich zniszczyć oboje.
Ale te myśli na szczęście szybko odeszły bo to wszystko mogłoby uderzyć w żonę i we mnie, bo co bym do niej czuł lub nie, nadal była moją żoną i nie chciałem jej w żaden sposób krzywdzić, poza tym mój plan nie musiał się potoczyć tak jak chciałem, trochę niebezpieczny grunt, więc na szczęście rozsądek zwyciężył.

Postanowiłem jedno: na razie żonie nie powiem. Miała do napisania pracę magisterską i chciałem jej w tym pomóc, a dopiero potem "pa pa", tyle chciałem zrobić. No cóż, Pan Bóg miał inny plan wobec nas. Następnego wieczoru jakoś tak nasza rozmowa się potoczyła że powiedziałem żonie że wiem o NIM. Ona mi oznajmiła że wie że ja wiem, bo czytała moje posty na forum; było ostro, ale to już była inna rozmowa niż wcześniej, już nie klęczałem przed nią, rozmowa równego z równym. Powiedziałem że chcę jej pomóc w napisaniu tej pracy a potem się zobaczy, wspomniałem o rozwodzie, unieważnieniu małżeństwa. Powiedziałem też że nie mam już siły na cokolwiek i zostawiam to Bogu do naprawy i że może jak razem siądziemy i napiszemy tę pracę to nas to jakoś połączy na nowo.

Był środek sierpnia, oddanie pracy 15 września, ilość stron pracy: 0 stron. I tak codziennie siedziałem z żoną i coś tam tworzyliśmy, tzn. ona bo ja się na informatyce nie znam, było to raczej pomoc typu zrobienie kawy, jakieś poprawki w Wordzie, mobilizacja, ale siedziałem z nią często do 2, 3 w nocy i pilnowałem by nic jej nie rozpraszało.

To była ważna lekcja dla mnie, musiałem zamknąć dziob na kłódkę i nie wypominać swoich krzywd, nie okazywać smutku jak bym się danego dnia nie czuł, musiałem schować honor i dumę do kieszeni, często zaciskać zęby gdy żona się denerwowała z jakiegoś powodu i na mnie się wyładowywała.

Zaczęliśmy też wychodzić w niewielu wolnych chwilach np. do kina, czy do McDonalda. I jakoś tak milej się między nami zrobiło. Choć bywały dni że przychodziłem do domu i wyłem z bezsilności. Ale gdy żona wracała musiało być ok i było.

Ja dojrzewałem do pojednania. Postanowiłem że po obronie (czyli wtedy za 3 tygodnie) czeka nas rozmowa i warunki ewentualnego (bo żona nie musiała go przyjąć) pojednania:
1) bezwarunkowe i w miarę możliwości szybkie odejście z pracy,
2) całkowite zerwanie relacji z "przyjacielem" od smsów (zobacz: pierwsza strona, od niego się zaczęło) - na tamtą chwilę było to kilka do kilkunastu smsów na dzień,
3) zerwanie znajomości z dwoma kolegami ze studiów z uwagi na rozmowy na intymne tematy z nimi, z wcześniejszych rozmów z żoną wyszło też że obaj proponowali jej seks, oczywiście żona się teraz wypiera że źle ją zrozumiałem...

Doszedłem do wniosku że bez spełnienia tych warunków nie jestem w stanie normalnie z nią żyć (przykład na samym końcu). Kolega z pracy - wiadomo; kolega od smsów mieszka w tym samym mieście co teściowie - gdyby żona chciała sama jechać do rodziców pewnie bym rozmyślał czy nie jedzie akurat spotkać się z nim. Zbyt wielkie obciążenie dla psychiki, znam siebie.

No cóż, ja swoje, Pan Bóg swoje, rozmowa odbyła się 3 dni później. Inna sprawa czy żona coś z tego zrozumiała (przykład na samym końcu :-) ). Fakty są takie że nadal pracuje tam gdzie pracowała, choć cały czas mówi że niedługo stamtąd się zwalnia. Smsów jakby mniej, ale ja jej telefonu nie sprawdzam więc równie dobrze może z nim smsować w pracy. No i co z tej rozmowy wynikło? Ano wydawało mi się że żona przyjęła to ze zrozumieniem. I od tego czasu czułem wielki spokój wewnętrzny, już nie było strachu, pomyślałem że znowu mogę zaufać i ufałem.

Niestety diabeł nie dawał za wygraną. Żona powiedziała kochankowi że ja wiem, ale nie zamierzam się w żaden sposób mścić. Ale ktoś na niego doniósł do pracy (ale nie ja), więc o kim on mógł pomyśleć jak nie o mnie? Czemu się wcale nie dziwię zresztą, no bo wybaczyć coś takiego i to za darmo, niemożliwe, tylko jakiś moher by tak mógł :-)
W każdym razie gość się wycykał i chciał się ze mną zobaczyć żeby się wywiedzieć od kogo ja wiem. Ja wiem że on się wygadał, pochwalił, on zapewniał żonę że nikomu nie powiedział, no ale skoro nikomu nie powiedział to skąd ja wiem? I po co chciał się ze mną widzieć? Swoją drogą niezły matoł z niego, chcąc się ze mną spotkać sam przyznał się że się wygadał :mrgreen:
Ale ponieważ ja się z nim zobaczyć nie chciałem zaczął grozić mojej żonie że coś mi zrobi (ciekawe co? zdradzi mnie? ;-) ).
Na szczęście do dziś wszyscy żyjemy, gość chyba wyluzował, zresztą chyba nie liczył że się przestraszę takiego leszcza ;-)
Choć czeka go nie łatwe życie teraz i nas też w sumie, bo zdechnie mu kot - pomyśli o mnie, ktoś mu napisze na drzwiach K+M+B pomyśli o mnie, auto mu się zepsuje - znowu ja. No ale cóż, takie są konsekwencje zdrady...

A teraz najważniejsze: wybaczyłem mu. Naprawdę, szczerze mu życzę żeby przez to co się nam stało i on się czegoś nauczył. Chłopak ma żonę, dziecko - to więcej niż mam ja. Bardzo bym chciał żeby i jego małżeństwo się naprawiło, żeby się chłopak nawrócił, tyle osób już skrzywdził. Może teraz właśnie Bóg daje mu na to szansę? Modlę się za niego czasami i trzymam kciuki. Gdyby tak się stało na pewno byłoby mi łatwiej iść przez życie z żoną, wtedy ta cała sytuacja miałaby jakiś głębszy sens...

„Powiedz grzesznikom, że żaden nie ujdzie ręki mojej. Jeżeli uciekają przed miłosiernym sercem moim, wpadną w sprawiedliwe ręce moje. Powiedz grzesznikom, że zawsze na nich czekam, wsłuchuję się w tętno ich serca, kiedy uderzy dla mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie moje łaski, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie i daję im, czego pragną” (Dz. 1728).

To cytat dla niego.



Teraz pora wybaczyć samemu sobie i żonie, ale wszystko idzie ku lepszemu.

Co do pracy mgr to stron było 108 a obrona na 4,5 :-) Ja sam obroniłem pracę mgr zaledwie na 4 ;-)

Po tych wydarzeniach zaczęliśmy znowu spać w jednym łóżku a i atmosfera w domu się polepszyła i polepsza z każdym dniem. Prawie codziennie chodzimy na spacery. Spotykamy się też ze znajomymi Troszkę żałuję że nie pojechaliśmy razem na rekolekcje ale może i dobrze się stało. Bardzo bym chciał żeby jechała ze mną na spotkanie Sychar w pobliskich Żorach, ale wątpię żeby chciała jechać.

Niedawno padły też ze strony żony ważne słowa: przepraszam Cię, żałuję tego co zrobiłam. A po obronie mi powiedziała że nie zasługuje na mnie. Ważne słowa bo jakiś ciężar ze mnie spadł. Obrazy zdrady czasami wracają ale wtedy mówię diabłu: i co z tego? co mam z tym zrobić, żyć tym do końca życia? stało się. i pomaga.

Ja sam też się zmieniłem, zawsze mi pokory brakowało, byłem zarozumiały, zbyt pewny siebie, miałem skłonność do oceniania ludzi a w swoich uczynkach nie widziałem nic złego. Cała ta sytuacja sprowadziła mnie na ziemię, ale wiecie co? Nie jest tu tak źle wśród zwykłych ludzi :D I dalej się uczę siebie samego.

Co dalej? Nie wiem, czekam aż żona odejdzie z pracy, nie będę naciskał, niech to będzie jej decyzja, gorzej jak będzie ją w nieskończoność odwlekać.
"Przyjaciel" od smsów? Też mnie to martwi, nie jest łatwo żyć w świadomości że jest ktoś drugi komu wyznała miłość i dalej z nim utrzymuje kontakt.
Trzecia sprawa to jej podejście do innych mężczyzn - jakby to nazwać... zbyt łatwo otwiera serce przed innymi facetami, i z kochankiem i z 2 kolegami ze studiów prowadziła bardzo intymne rozmowy. Jak się skończyło z tym pierwszym - wiadomo, z kolegami ze studiów gada nadal, wczoraj nawet z jednym chciała wyjść na kawę. Może i jestem drobnostkowy (?) ale uważam że to nie w porządku wobec mnie i jej to powiedziałem. Oburzyła się straszliwie oczywiście.
Mam wrażenie że ona nadal uważa że nic się nie stało z jej strony złego, a jeśli nawet, to wszystko jest moją winą i to ja mam się zmieniać na lepsze, ona nie musi bo zawsze mi ufała, zawsze o wszystkim mówiła itp.

Nie wiem czy kocham żonę nadal. Bo wcześniej jakoś inaczej czułem tę miłość, wydawało mi się że TO uczucie to właśnie miłość. Teraz postanowiłem że chcę z nią być, na dobre i złe, aż do śmierci.

Ale ufam Bogu, robię co mogę (ale już nie na siłę, tylko szczera rozmowa) a resztę zostawiam Panu.

Tyle na dziś.

Pozdrawiam
Michał

[ Dodano: 2010-10-14, 14:27 ]
gratuluję każdemu kto dotarł do końca i nie zasnął :mrgreen:
 
     
agnicha
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-14, 14:33   

Michaił napisał/a:
Proszę o modlitwę za żonę, za mnie, za nas, wierzę że damy radę rozpalić w sobie na nowo żar miłości.


Michał, pamiętam o Was w modlitwie!

Tak czytam sobie te posty powyżej....i nie pasowały mi one kompletnie do Michała, który z taką miłością mówił o swoim małżeństwie i żonie w Łagiewnikach...

:mrgreen:
Jeszcze raz dzięki za Twoją obecność na rekolekcjach....;-)

z modlitwą
agnicha
Ostatnio zmieniony przez agnicha 2010-10-14, 14:38, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8