Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Ukochany mąż i tata...
Autor Wiadomość
marek12b7
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-03, 23:51   

Hanusia - pozdrawiam - podoba mi sie jak piszesz, odnajduję w tym cząstkę siebie
 
     
Hanusia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-04, 21:17   

Witaj Marku!
Ciebie również dobrze pamiętam z ostatniego spotkania :-) Ja to trochę dzikus jestem, a Wy mnie tak miło przyjęliście, że w ogóle nie czułam się obco. Żałuję bardzo, że jednak nie mogę pojechać na te wakacje, które organizujesz. W pracy niestety kolejka urlopowa obowiązuje ;-) A tak mi się marzą góry w tym roku! Ale może jeszcze się uda :-) Szkoda, że nie z Wami.
Bardzo miło słyszeć, że podoba Ci się, jak piszę, bo jak wspomniałam na początku, to raczej nie jestem utalentowana w temacie wypracowań ;-) (bardziej ścisłe talenty). Pamiętam, jak mój pan od polskiego cierpiał czytając moje wypracowania w ogólniaku i zawsze oddając je, wypominał, że chyba chcę go wykończyć :mrgreen: hihi (były właśnie do bólu ścisłe, konkretne i bez polotu ;-) ) Na szczęście tych wypracowań nie było tak wiele, więc udało się jakoś pana od polskiego ocalić - dawkował sobie emocje chłopina ;-) No ale to było lata temu, a ja całkiem zboczyłam z tematu przewodniego forum. Ale miło tak powspominać... Skoro więc jednak da się czytać, to od czasu do czasu skrobnę coś tutaj. Może w końcu będzie coś ku pokrzepieniu serc ... ;-)
Pozdrawiam

[ Dodano: 2010-07-07, 21:18 ]
Muszę się z Wami podzielić pewną rozterką, bo nie za bardzo wiem, jak teraz postępować.
Już było mi całkiem miło i radośnie (poza chwilowymi załamaniami, no ale jak to w życiu, każdy je przechodzi) i naprawdę rady księdza terapeuty,aby zająć się sobą i dzieckiem bardzo były pomocne, a gdy wdrożyłam je w życie skutkowały szczęściem i pokojem serca. Zaczęłam mieć poczucie, że w końcu znowu czerpię z każdego dnia, i nie marnuję czasu. A męża pozostawiłam Bogu. Modliłam i się i modlić będę.
No ale mąż nagle jakiś milszy się zrobił, uśmiecha się czasem, podziękuje, zapyta o dziecko, nawet ostatnio podwiózł mnie do dentysty i naprawił kran w łazience. I niby wszystko ładnie pięknie, ale ja mam inne odczucie tej sytuacji. Dla mnie niestety jego gesty to takie usprawiedliwianie się, taki balsam na wyrzuty sumienia. Bo przecież pomaga. Ale on chciałby mieć "i wróbla na dachu, i gołąbka w garści" (czy jak to szło, to przysłowie ;-) ) Chciałby być dobrym ojcem i jednocześnie mieć szczęście z kochanką. A to niestety nie jest normalne... i moim zdanie tak się nie da. Ale mój mąż wszystko sobie na razie tłumaczy (nawet płacz dziecka, gdy wychodzi). Co do naszej rodziny zdania nie zmienia. Nadal rozkochany w koleżance. Ale tutaj właśnie nie wiem, jak mam postępować. Raczej rozmowy o tym, na naszym etapie chyba nie da się przeprowadzić. Gdy wcześniej próbowałam mu tłumaczyć, uświadomić pewne prawdy oczywiste, to były tylko krzyki, groźby i zastraszanie. Nie wiem, czy mam odmawiać pomocy, jeśli sam proponuje, gubię się jeszcze w tym stawianiu granic. Jest to trochę skomplikowane dla mnie... Chyba jeszcze wiele, wiele nauki przede mną :-)
Pozdrawiam
 
     
marek12b7
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-09, 00:05   

Hanusia, no chyba Dobson - miłość jest piękna............ ale wymaga stanowczości
 
     
Hanusia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-09, 08:39   

Ehh, Marku. Znam tę książkę. Czytałam ją kilka razy. I pewnie jeszcze przeczytam :-) Teoretycznie ją rozumiem, ale praktycznie już nie :-( Niestety nie umiem jej zastosować w swoim życiu. Mąż odszedł już jakiś czas temu, bo chce zaznac szczęścia z tą drugą kobietą. Wcześniej jeszcze się miotał. Szedł ze mną do teatru, ale myślał o niej (i jeszcze w dodatku mi to mówił), spał ze mną w łóżku, a pod poduszką smsy z koleżanką. Bardzo to przykre, ale patrzyłam na to i nic nie robiłam. Nie chcę nawet pamiętać tamtego czasu, gdy sama siebie nie szanowałam, a to na co się godziłam było poniżej ludzkiej godności. Ciężko się przyznać do tego, ale był taki okres. Na szczęście chodzę na terapię, znalazłam kontakt z ludźmi o podobnych doświadczeniach, no i przede wszystkim modliłam się, modliłam, modliłam... No i przyszła przemiana serca (tak przynajmniej ja to odbieram). Na szczęście tamten niechlubny okres nie trwał długo, aż w końcu powiedziałam mężowi, że ja tak nie potrafię żyć, bo to mnie poniża. Więc się wyprowadził. Potem było jeszcze różnie, zaczęłam stawiać granice, a on był coraz bardziej rozzłoszczony. Za to ja spokojna.
A potem zaczęłam inwestować w siebie i dziecko, moje relacje z Bogiem i dzieckiem. Jeszcze pewnie długa droga przede mną, ale jest to bardzo satysfakcjonujące, coś w stylu wspinania się na szczyt, lekko nie jest, ale idziesz, robisz przystanki, a jak zdobywasz szczyt, to jest dopiero radość, a potem okazuje się, że jest wyższy szczyt do zdobycia i znowu pojawia się nowy cel. No ale, zbaczam z tematu :-)
W każdym razie teraz się uspokoiło, ale nadal nie wiem, jak stosować w swoim małżeńswie tego Dobsona :-( Może mi coś podpowiesz? Bo ja to dopiero pierwsze kroki stawiam i często się potykam, ale jest progres, bo coraz szybciej się podnoszę ;-) Mąż przychodzi obecnie do córki 2 razy w tygodniu, pyta, co u niej słychać, jak się czuje itd. A ja odpowiadam, grzecznie i spokojnie. Jestem uśmiechnięta, bo mam radość w sercu, to nie będę przecież mu udawać, jaka udręczona jestem (ale właśnie nie chcę, żeby odbierał to jako zgodę na jego kochankę), chodzę sobie na relaks w czasie gdy zostaje z córką itd. Ale nie jestem pewna, czy ma to coś wspólnego z tym Dobsonem. No i tu właśnie wychodzi, że go w praktyce nie rozumiem.
Pozdrawiam serdecznie
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-09, 08:55   

Ma wspólnego dużo z Dobsonem.Tak 3-maj
 
     
Hanusia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-10, 22:35   

A to mnie ucieszyłeś dodatkowo :-)
Czasem po prostu obawiam się, czy mój przekaz, że tak go nazwę, gestowny, czy moje zachowanie, jest wystarczającym przekazem. Nie chcę, aby mąż odczuwał, że daję mu przyzwolenie na zdradę (a tak niestety mam wrażenie, że odczytuje moją radość, uprzejmość, moje samolubienie, moje nieczepianie, moje zmiany) (na zasadzie: "fajnie, od razu mi lżej, bo widzę, że świetnie sobie radzisz, że pogodziłaś się już z faktem, iż chcę sobie ułożyć życie z inną kobietą"). Ale podkreślam to jest tylko takie moje odczucie tej sytuacji, bo co on myśli, tego nie wiem. Nie rozmawiamy ze sobą na ten temat. Dlatego jeszcze czasem zastanawiam się, czy nie powiedzieć mu wprost. Ale potem przypominam sobie, że przecież na to co on myśli, nie mam wpływu, a chyba na rozmowy inne niż o dziecku, to jeszcze nie jest dobry czas. Pamiętam okres gdy próbowaliśmy "rozmawiać", to niestety kończyło się to wzajemnym oskarżaniem, a w późniejszym czasie były to już tylko moje monologi, płacze i nerwy... A wynikało to chyba z tego, że ja chciałam rozmawiać, szybko rozwiązać problem, wszystko wiedzieć, a mój mąż nie miał na to najmniejszej ochoty.
Chyba znowu za dużo zaczynam myśleć o mężu...
Jutro obowiązkowe lody z malinami z ulubioną koleżanką ;-) A dziś jeszcze kolejna polecona lektura do poduszki - ku wzmocnieniu więzi z dzieckiem :-)
Pozdrawiam serdecznie
 
     
Jedna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-10, 23:49   

Hanusiu wspaniale sobie radzisz. A co do twoich rozterek - czy rozmawiać z mężem poważnie, czy wracać do trudnych tematów, to ja miałam nie tyle rozterki, co okropnie się męczyłam nie mogąc wypowiedzieć tego, co w mojej myśli i sercu.
(A ja raczej z rodzaju tych z polotem w wypracowaniach i wypowiedziach ustnych i ograniczanie się do konkretów przychodzi mi ciężko.)
Ale mój mąż jest teraz całkowicie głuchy na ten rodzaj rozmów, Twój pewnie też. Nie dość że głuchy, to jeszcze rozjuszony. A Pan Bóg mi na to odpowiedział - z Mądrości Syracha - "Człowiek mądry milczeć będzie do chwili odpowiedniej".
I zapisałam sobie te słowa wielkimi literami w dzienniku - bo wiem przecież, że to jeszcze nie jest chwila odpowiednia.
 
     
cola
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-11, 10:42   

W kryzysie podobno nie rozmawiamy na "powazne" tematy , raczej o dzieciach , pogodzie, ble, ble...................Mąz i tak Hanusiu nie słyszałby tego , co chcesz powiedziec o waszym zwiazku.................................on sam musi to poczuć, dojrzeć......................a ile to mu zajmie czasu? bóg jeden wie?

Ale twoja postawa i działania sa ok......tak trzymaj, i z Bogiem też trzymaj dalej , pozdrawiam :-D
 
     
Hanusia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-11, 20:49   

cola napisał/a:
Mąz i tak Hanusiu nie słyszałby tego , co chcesz powiedziec o waszym zwiazku.................................on sam musi to poczuć, dojrzeć......................

Dokładnie tak jak napisałaś, nie słyszałby... On teraz jest na etapie "motyli w brzuchu" z koleżanką z pracy, zachowania typowe dla nastolatków, aż czasem jeszcze sama jestem w szoku, że taki inteligentny mężczyzna, potrafi się tak nieracjonalnie zachowywać. Ale czytałam kiedyś, chyba tutaj na forum, że w takiej fazie, to ludziom hormony mózg zalewają i nic do nich nie dociera. Przykre to... ponieważ już jakiś czas nie jesteśmy nastolatkami, jest nasza rodzina, jest rodzina tamtej kobiety... i niestety jak zwykle na głupocie dorosłych najbardziej cierpią dzieci :-(
 
     
Olgucha42
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-11, 21:03   

Hanuś przeczytaj sobie to a zrozumiesz zachowanie dzieci w ciele dorosłych facetów.
http://www.szansaspotkani....php?page=10738
 
     
Hanusia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-11, 22:08   

Olga, dziękuję za artykuł, przeczytałam. To wszystko jest bardzo skomplikowane i każdy przypadek jest inny, każdy z nas obciążony doświadczeniami z dzieciństwa, które potem mają swój oddźwięk w dorosłym życiu, ale wielu z nas nie ma o tym pojęcia (a może ma, tylko nie żyje tym na codzień). Bo też przecież i nie każdy czyta codziennie książki z podstaw psychologii, nie każdy analizuje swe zachowania i rozmyśla nad nimi. Ja dopiero niedawno uświadomiłam sobie wiele spraw, dopiero ten kryzys sprawił, że przejrzałam na oczy (a może na razie dopiero powoli mi się otwierają), więc i dlatego też zaczęłam szukać i dokształcać się ;-) Żeby zrozumieć, żeby zmieniać, żeby stawać się lepszym człowiekiem. Bo ja taka wielce mądra byłam, myślałam, że jak już mam tyle lat, ile mam, to już charakter ukształtowany, nie jest tak źle, więc już nie trzeba nic zmieniać. Niech się środowisko dostosuje. A tutaj... teraz z perspektywy czasu patrząc, to przez ostatni rok byłam takim "zgryźliwym tetrykiem" ;-) i gdyby nie ten kryzys, to pewnie byłabym coraz bardziej "zgryźliwym tetrykiem" i coraz bardziej i bardziej, i też pewnie nic by do mnie nie docierało, aż w końcu znienawidziłabym samą siebie. A tak... pracuję nad tym tetrykiem, pracuję, no i jaki efekt: świat jest piękny :mrgreen: Aż czasem w wyobraźni sama siebie policzkuję i mówię "uspokój się dziewczyno, bo ludzie pomyślą, że zwariowałaś - bo tu taka zmiana - od ciągłego malkontenctwa, po taki niepoprawny optymizm" (ale żeby nie było, że taka 24 h jestem radosna, zapewniam, że mam też i gorsze chwile, bo zapędzam się we wspominki, w analizowanie itd.). Teraz czasem jak mąż naburmuszony siedzi, nadąsany, niezadowolony z życia, to sobie myślę, że wcale się nie dziwię, że jak on mnie taką widział częściej niż uśmiechniętą, to nie chciało mu się ze mną gadać. Problem tylko w tym, że on zamiast rozwiązywać problem i porozmawiać ze mną o tym, to wybrał łatwiejsze rozwiązanie - znalazł sobie dziewczynę uśmiechniętą, z podobnymi problemami (czyli był wspólny temat), z którą miło się rozmawia... (a teraz wielka miłość)...
A wracając do dziecinnego zachowania dorosłych mężczyzn, to nie chcę robić tutaj jakiejś psychoanalizy mojego męża, bo też i po co. Za kryzys w naszym małżeństwie odpowiadamy oboje (jak ktoś tu kiedyś napisał, chyba mało ważne w jakich proporcjach), ja wyciągnęłam wnioski (i Bogu dziękuję za ten kryzys), a mój mąż ciągle w niebieskich obłokach buja. Kończąc już, bo znowu się rozpisałam, bardzo spodobał mi się tekst Satine z innego wątku i pozwolę go sobie tutaj zacytować:

"Są osoby silne duchem, mocne charakterem, które w obliczu kryzysu - siadają z małżonkiem i rozmawiają, próbują wyjaśnić, naprawiać.

Słabi, niedojrzali - idą na skróty. Kłamią, zdradzają, biją, odchodzą.

Czy można kogoś obwiniać za słabość charakteru? Za brak dojrzałości?"
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-12, 09:05   

Kryzys jest ogromnym zagrożeniem.......ale i ogromną szansą.
Pogody Ducha
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-12, 09:37   

Hanusia napisał/a:
On teraz jest na etapie "motyli w brzuchu" z koleżanką z pracy, zachowania typowe dla nastolatków, aż czasem jeszcze sama jestem w szoku

Hanusia ale z miłości"trzepakowej" kiedys się wyrasta.
I z hasania po polu za rączkę także wychodzimy...a kiedy???

Kiedy kraj fantasy przechodzi w realkę....a realką są obowiązki,rodzina,codzienność...

I najczęście wtedy stuka do głowy :idea: :idea: taka nowa myśl
"kurcze przecież już w czyms takim byłem"....

i co??? znowu noga za pas-tak można ...i można....ale z czasm konczyny posłuszeństwa odmawiają(bez wyjątków.. :oops: ),pojawia się skleroza,kondycha juz do bani.......i wszak taka to rzeczywistośc..

nie będzie już z emeryta SUPERMENA....gdy przyroda wszystko na minus zmienia.
Cytat:
tekst Satine z innego wątku i pozwolę go sobie tutaj zacytować:

"Są osoby silne duchem, mocne charakterem, które w obliczu kryzysu - siadają z małżonkiem i rozmawiają, próbują wyjaśnić, naprawiać.

Słabi, niedojrzali - idą na skróty. Kłamią, zdradzają, biją, odchodzą.

Czy można kogoś obwiniać za słabość charakteru? Za brak dojrzałości?"


Tak to bardzo głębokie słowa Satine.....
Hanusiu obwiniać nie-bo to wieczne uczucie skrzywdzenia(twojego)
Obwiniać za brak dojrzałości??? obwinianie to moralizowanie.

Ale mądrościa mozna pokazac tą niedojrzałość.....

Wystarczy zadać męzowi proste pytanie..czy jest pewny na 100% że jak jego skóra straci datę ważności...ta kobieta będzie miała nadal tyle miłości.........


pozdrawiam
 
     
cola
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-12, 09:56   

Norbi wiesz powiem ci coś.....................lubie cie czytać :-P
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 4