Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
gdzie jego sumienie???
Autor Wiadomość
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-24, 22:18   

Jolu...przeczytałam Twoje posty i ciekawi mnie jedno....jaką twardą miłość zastosowałas...i czy wogóle zastosowałaś (przez te trzy miesiace) ?
...i ...właśnie...dlaczego znowu Ty się wyprowadzasz?
 
     
Jola90
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-24, 22:56   

Nie wiem Łezko i Leno, może uciekam, ale tu mi ciężko wytrzymać psychicznie i muszę chyba odpocząć na dłuzej od męża, bo doszłam do wniosku, że tylko to może go poruszyć w jakiś sposób. To, że go kocham, nie daje mu prawa mnie krzywdzić, a jak tu jestem, to wszystko jest ok., bo żona jest, dzieci są, małżeństwo jest, więc o co chodzi...
Moja trwarda miłość, to separacja od podawania jedzenia, prania, wspólnych odwiedzin znajomych, spania..., źle zrobiłam???
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-25, 06:21   

Jolu kochana, odpowiedz sobie z reka na sercu czy rzeczywiscie bylo jak piszesz z tymi granicami...czy bylas konsekwentna
dajesz jasno mezowi do zrozumienia ze nie akceptujesz jego zachowania....meza moze to poruszyc...ale nie musi...chodzi tu o Twoje i dzieci samopoczucie...ze nie ma przyzwolenia na zlo w waszym malzenstwie
granice nie musza przyniesc efektu w postaci powrtu malzonka (choc czesto przynosza! :-) gdy zaczynamy szanwac siebie, szanuja nas i inni
wazna jest postawa....z milosci nie z zemsty czy checi ukarania czy udowodnienia czegos
granice granicami...ale one wyplywaja, z wewnetrznej postawy...kocham...ale wymagam..

Jolu, wspieram modlitwą :-)

[ Dodano: 2010-08-25, 06:25 ]
http://www.katolik.pl/ind...d_r=636&id=1668 polecam Ci ten artykuł
i zachecam do czytania jak najwiecej jak tylko masz czas...

[ Dodano: 2010-08-25, 06:27 ]
z tego artykulu
"Czasami jeden z partnerów związku trapionego problemami nie ma najmniejszego zamiaru się zmienić. W dalszym ciągu podejmuje działania, które sprawiają ból drugiej osobie. Bywa też i tak, że jeden z małżonków nadużył zaufania partnera, miał romans i chociaż go zerwał, nie upłynęło jeszcze dość czasu, aby mógł dowieść, iż znowu można mu ufać. W takiej sytuacji okazywanie zaufania może nie być najlepszym sposobem postępowania. Z drugiej strony należy podtrzymywać relację i pracować nad rozwiązaniem problemu. Jeden z partnerów może wówczas zastosować radę z Księgi Przysłów w celu ograniczenia dalszych strat: Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie ma tam swoje źródło (Prz 4, 23). Możemy strzec własnego serca, wypowiadając następujące słowa:
- Kocham cię, lecz nie mam do ciebie zaufania. Nie możemy być ze sobą tak blisko, dopóki nie rozwiążemy tego problemu.
- Kiedy zaczniesz uprzejmie mnie traktować, odnowimy nasz bliski związek.
- Kiedy udowodnisz, że myślisz poważnie o otrzymaniu pomocy, będę czuła się na tyle bezpieczna, aby ponownie się przed tobą otworzyć.
- Nie mogę dzielić się z tobą głębszymi przeżyciami, jeśli będziesz mnie za nie karał."

"W opisanych sytuacjach małżonkowie są oddani temu, aby rozwiązać problem, a jednocześnie okazują mądrość, strzegąc swojego serca poprzez stworzenie dystansu emocjonalnego, dopóki nie będą mogli się bezpiecznie otworzyć przed partnerem. Takie postępowanie zapobiega kolejnym ranom i dalszemu osłabieniu związku.
Należy podkreślić, że postawę taką można przyjąć wyłącznie wówczas, gdy kierują nami czyste motywy. Ludzie mający złe intencje, wykorzystują granice do wyrażania takich uczuć, jak pragnienie zemsty i gniew. Ponieważ nikt z nas nie jest doskonały, powinniśmy zbadać motywy kryjące się w nas samych za wyznaczeniem granic, aby upewnić się, czy są one wyrazem miłości.

Używanie emocjonalnego dystansu lub odmowy okazywania miłości do ukarania drugiej osoby jest znakiem, że nie określiliśmy granic, aby rozwiązać konflikt, lecz by wywrzeć zemstę. "

[ Dodano: 2010-08-25, 06:30 ]
Ach i najwazniejsze przeciez! dbaj o gleboki zwiazek z Panem Bogiem
jak sie oddalasz, rozmawiaj o tym z Panem Bogiem...

same takie zewnetzrne gesty wbec meza jesl nie beda z serca, nie beda prawdziwe
Duch sw bedzie dzialał miedzy Wami jak go o to poprosisz... :-D
Ostatnio zmieniony przez Danka 9 2010-08-25, 20:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-25, 10:38   

Danka 9 napisał/a:
"W opisanych sytuacjach małżonkowie są oddani temu, aby rozwiązać problem, a jednocześnie okazują mądrość, strzegąc swojego serca poprzez stworzenie dystansu emocjonalnego, dopóki nie będą mogli się bezpiecznie otworzyć przed partnerem. Takie postępowanie zapobiega kolejnym ranom i dalszemu osłabieniu związku.
Należy podkreślić, że postawę taką można przyjąć wyłącznie wówczas, gdy kierują nami czyste motywy. Ludzie mający złe intencje, wykorzystują granice do wyrażania takich uczuć, jak pragnienie zemsty i gniew. Ponieważ nikt z nas nie jest doskonały, powinniśmy zbadać motywy kryjące się w nas samych za wyznaczeniem granic, aby upewnić się, czy są one wyrazem miłości.


Łaaaaaaa Danko wchodze na sychar po wypoczunku a tu takiiiiiiiiii rodzyneczek :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:


Pieknie i serce sie raduje jak widac efekty 12 kroków....i jak to działa uffffffff...super

Danko pełna racja!!!!
...prwada..miłośc..szczere intencje....mocne uczucie....prawdziwa relacja z Bogiem.....to wszystko składniki ....czystosci naszego serca.....tego co faktycznie w nas drzemie i czego chcemy....


Brak tego ,zbytnie własne Ja,zle pojety egoizm....daje to co ponizej.......

Danka 9 napisał/a:
Używanie emocjonalnego dystansu lub odmowy okazywania miłości do ukarania drugiej osoby jest znakiem, że nie określiliśmy granic, aby rozwiązać konflikt, lecz by wywrzeć zemstę. "


I dodam tylko od siebie.....i nie wiem jak przekłamane,jak skrywane,jak oszukane.....

zawsze to wyjdzie........czyli

PRAWDA

A to ??

Danka 9 napisał/a:
same takie zewnetzrne gesty wbec meza jesl nie beda z serca, nie beda prawdziwe
Duch sw bedzie dzialał miedzy Wami jak go o to poprosisz


nic dodac ..nic ując.......

co z siebie dajesz....to od innych odbierasz........

pozdrawiam ;-) ;-) ;-)

i pieknie sie czyta twoje posty :lol: :lol:

[ Dodano: 2010-08-25, 11:02 ]
Jola90 napisał/a:
Moja trwarda miłość, to separacja od podawania jedzenia, prania, wspólnych odwiedzin znajomych, spania..., źle zrobiłam???

Jolu jezeli mozna się wciać.........

Czy zle zrobiłam????......to pytanie zalega w samej Tobie....poczytaj dokładnie co napisała Danka....

szczerośc naszych intencji....okresla działania....działania zazwyczaj sa takie by ukazywały drugiej stronie ....co nas boli...co złego nam robi....jak sie czujemy gdy dotyka nas zło.....ale okreslaja też co druga strona ma w sobie zmienić.....by
nasze serce sie otworzyło..........

Człowiek jako istota ...to nie zabawka....jaką mozna sie bawić......
jaka zmotywujemy do działan...do zmian.....do przewartosciowania.....

a potem stwierdzimy ...teraz mi sie juz nie chce.....

Jola raz obrana droga....musi byc stała i konsenkwentna.....niepotrafie byc stały w działaniu i konsenkwenty ,działam podłog nastroju lub swego widzimisie....

znaczy sie mam sam ze sobą problemy........

kiedys było takie powiedzenie....

chciałabym i sie boję.......to powiedzenie trzeba rozłożyc na człony....

albo chciałabym???


albo sie boję????

pozdrawiam ;-) ;-)
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-25, 11:45   

Wyprowadzam się z domu po raz kolejny, tym razem na dłużej, a może i na stałe, a do sądu złożę o separację.

Jolu.....czujesz się źle, jesteś rozdarta, wycieńczona psychicznie...znaczy sie masz problem.
To Twój problem,Ciebie dotyczy i bez względu na to,co lub kto jest jego przyczyną..... to Ty musisz się z nim uporać.
Czy wyprowadzka(kolejna) rozwiąze ten problem?.....czy sprawi,ze sie odetniesz...przestaniesz mysleć....że skończy sie krzywda....że,poczujesz sie lepiej?

Rozwiązanie,czy ucieczka?

Uciekać można bez końca,ale to nie sposób na uwolnienie się od problemów, bo one same nie znikną,nie zgubią po drodze....nierozwiązane dogonią i dopadną wszędzie.

Separacja?
Jolu...bywaja sytuacje kiedy jest konieczna, ale to ostateczność.
Czy to już ten czas?
Czy dobrze przemyślałas tę decyzje.....i czy Twój stan emocjonalny(rozdarcie,wycieńczenie psychiczne) pozwala na podejmowanie tak waznych decyzji?
Czy jestes gotowa na konsekwencje?

może uciekam, ale tu mi ciężko wytrzymać psychicznie i muszę chyba odpocząć na dłuzej od męża, bo doszłam do wniosku, że tylko to może go poruszyć w jakiś sposób.

Jolu....przypomnij sobie.....po poprzedniej wyprowadzce nie czułaś sie najlepiej, syn również, a mąż jak wynika z Twojego pisania miał się całkiem dobrze.
Liczysz,że tym razem męża ruszy?....a co jesli nie?
Zostaniesz ze swoimi problemami i co gorsza dostaniesz na dokładkę nowe, bo nie wyszło tak jak się może spodziewałaś.
Więc...czy warto?

Jolu,a czy nie mozna normalnie zakomunikować,że musisz odpocząć, nabrać dystansu,wyciszyć się w związku z czym wyjeżdżasz z dziecmi na kilka/kilkanaście dni.
Niech to bedzie również czas dla niego ,na przemyślenia i uporzadkowanie swojego życia.
Szczera rozmowa,spokojna, bez oceniania,zarzutów w stylu, bo Ty to, czy tamto....zamiast tego...czuję tak i tak,boli mnie to....nie godzę sie na to,czy tamto...itp............... i konkretne decyzje.

Panie daj mi siłę do dzwigania tego krzyża.


Jezu ufam Tobie,wskaż mi droge,prowadź.......to działa :)

Twarda miłość jakoś słabo działa. Myślę, że zastosowałam ją za późno, ale do wszystkiego trzeba dojrzeć sercem, do rozstania też, tylko dlaczego mam z dziećmi cierpieć przez nieodpowiedzialnego męża i ojca :-( .

Twarda miłość musi być nie tylko twarda, mądra i rozsadna, ale i konsekwentna.
Czy taka była?
Czy taka jest?

Jolu pytałam o twarda miłość bo jak wyczytałam miałas z nia problem...wachałaś sie.....stąd rownież moje wachania czy takową stosowałaś.
Oczywiście to Twoja decyzja, Twoj wybór i Twoje konsekwencje....osobiście jednak jestem za .

Jolu....nie działaj w emocjach
 
     
Jola90
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-25, 15:43   

Lenko wszystko się zgadza. Tak mu powiedziałam zanim wyprowadziłasm się z domu ostatnim razem,że muszę odpocząć i się wyciszyć i wyciszyłam sie, bo już psychicznie wysiadałam. Z drugiej strony, muszę być konsekwentna, bo powioedziałam, że się wyprowadzę i co teraz mam zostać?
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-25, 18:48   

Jola..............miłość i małżeństwo to ciągły proces i praca przy mierzeniu się codziennie z utratą własnych złudzeń i rozczarowań „tym drugim” czyli małżonkiem.
Ileż złudzeń?????? ileż rozczarowań???

Pogody Ducha
 
     
Ela K.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-26, 09:06   

Ostatnio się zastanawiam nad granicami. Trzeba je stawiać, to oczywiste. Inaczej ponosimy koszty emocjonalne, fizyczne, duchowe etc. Są granice takie same dla wszystkich ludzi: nikogo nie można bić, upokarzać, obrażać i znieważać.

No i są granice osobnicze, jeden znosi latami pastwienie się nad nim, inny jest nad wyraz wrażliwy/drażliwy (co jest przesadne) i obraża się o byle co kończąc relację.

Wyobraźmy sobie, że nikt naszych granic nie przekracza w sensie tych ogólnoludzkich: nie bije nas, nie upokarza werbalnie, nie obraża w sposób bezpośredni, wręcz jest miły. Ale: robi coś absolutnie niedopuszczalnego: zdradza. I teraz: albo w tym układzie tkwić i czekać na opamiętanie, aż się tamta sprawa rozwiąże tak czy siak (panience się znudzi, jemu się znudzi panienka no ale przecież zawsze moze być kolejna panienka) albo z układu się wypisać zostawiając wolne pole do popisu złu moralnemu (bo jemu w to graj, panience zresztą też,ma co chciała) i liczyć na jakieś cudowne ocknięcie się facecika z dna moralnego.

Jola tkwiła w takim układzie ponad 8 miesięcy. Ponosiła koszty psychiczne i fizyczne, jest na skraju wyczerpania, co skończyć się może tragicznie, chorobą somatyczną, depresją. Bardzo przeżywa bycie oszukiwaną i zdradzaną. Ma już dość, chce to uciąć i się wynieść w bezpieczne miejsce a tym samym pozostawić paniczyka "w spokoju" i niech hula dusza, piekła nie ma.
I mnie to wcale nie dziwi. Ponoszone koszty są zbyt duże. Dla dobra dzieci trzeba zadbać o siebie, o swoje zdrowie i spokój. Spokojna matka=stabilna matka.

Tylko faktem jest, że takich decyzji nie wolno podejmować w stanie dużych emocji, tylko już jak najbardziej racjonalnie. Rozejście się rodziców to dla dzieci rana ropiejąca, wciąż odnawiana. Jak będą wyglądać kontakty z ojcem po rozejściu się aby jak najmniej cierpiały? To trzeba przemyśleć.

Jest jeszcze inne wyjście: zostać, ale zmienić nastawienie do tego człowieka. Tak by nie raniło jego zachowanie, aby jak najmniej raniło. Jednym słowem: "olać go" i robić swoje. Traktować uprzejmie, ale zdystansować się jak do kogoś "obcego" emocjonalnie, tak by jego zachowanie nie raniło. Jak kolegę. Angażować przy tym do opieki nad dziećmi jak najwięcej a samemu jak najwięcej starać się odprężyć po tej wielomiesięcznej traumie.
Kwestia nastawienia ma kluczowe znaczenie. Jeśli jest to możliwe byś tak traktowała męża (wiadomo, że z miłością, ale taką jak się ma ogólnie do ludzi którzy błądzą, tak by jego aktów zdrady nie odbierać osobiście, choć to paradoks, bo zdradza właśnie Ciebie, traktować jak chorego na grzech człowieka a nie jako normalnego, zdrowego psychicznie) to można zostawać. I odkrywać własne piękno i własną godność nie przez pryzmat osoby zdradzanej i odrzucanej, ale w świetle Jezusa Chrystusa. Jeśli natomiast nadal masz cierpieć niewymownie, płakać po kątach i doprowadzić się do załamania psychicznego to zmykaj póki czas.
Tu trzeba patrzeć na siebie w kontekście bycia jak najlepszą matką i opoką dla dzieci. O nie idzie ta gra w dużej mierze.

[ Dodano: 2010-08-26, 10:10 ]
Jola90 napisał/a:
bo doszłam do wniosku, że tylko to może go poruszyć w jakiś sposób.


No i tu właśnie w mojej opinii jest pewien błąd myślowy. Jeśli robisz to po to, by go poruszyć, to nie rób tego, bo go to raczej nie poruszy,wręcz się chłopak ucieszy,że ma wolność i swobodę i na co dzień nie musi konfrontować się z poczuciem winy.
Jeśli robisz to DLA SIEBIE I DZIECI to warto rozważyć.
Inaczej jak wyjedziesz to dalej będziesz rozpamiętywać dawne krzywdy zamiast budować nowe, piękne życie z Bogiem i ludźmi. Będziesz czekać na smsa lub telefon, lub przyjazd.
Nie łudź się.
Zacznij myśleć o SOBIE w oderwaniu od męża, odklej się wreszcie od niego, od uzależnienia swojego samopoczucia od tego co on robi. Każdy odpowiada tylko i wyłącznie za siebie, za swoje zachowanie, za to, co robi z danym mu czasem na ziemi, za swoje myśli, słowa, uczynki. Nie warto uzależniać się od innych ludzi, na tym się z reguły kiepsko wychodzi. Jedyną godną zaufania Osobą jest Bóg. Choć i On "karze" od czasu do czasu, ale po to, by nas wreszcie doprowadzać do pełni, do siebie.

[ Dodano: 2010-08-26, 10:29 ]
I jeszcze jedno: lubimy się łudzić, że ktoś się ocknie, bo w końcu nas kocha gdzieś w głębi serca, bo my przecież takie fajne i dobre i poukładane i interesujące i w ogóle och i ach.
Guzik prawda. Jak ktoś kocha to nie zdradza, a jak zdradza i "kocha" to wcale nie wie, co to miłość, i tak naprawdę nie kocha. A my wcale takie fajne nie jesteśmy jak o sobie myślimy. Nie kochają nas ci nasi mężowie i taka jest prawda. Bo nam to przysięgali? No i co z tego że przysięgali?
Taki mąż Jest wiarołomcą. Jest człowiekiem niegodnym zaufania, jest niedojrzały, ma niepoukładane w łepetynie, nie ma zasad, poczucia obowiązku ani sumienia.

Kolejne pytanie: No i co z tego ze nie kocha? To mam przez to cierpieć? A niby z jakiej racji mam cierpieć? Mam prawo do godnego życia, do bycia dobrą matką i odpowiedzialną. Moim zadaniem nr 1 jest stworzenie takiego domu, gdzie dziecko/dzieci będą się czuły bezpiecznie, bo to o nie mam przede wszystkim dbać, bo są bezbronne wobec dorosłych.

Trzeba sobie to w głowie poukładać, a patafiany niech się zmagają z poczuciem winy. Ty nic złego nie robisz (mam nadzieję), nie masz czego się wstydzić i możesz chodzić z podniesioną głową. Nie daj się złamać poczuciu krzywdy i zranienia.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-26, 15:33   

Ela K. napisał/a:
Trzeba sobie to w głowie poukładać, a patafiany niech się zmagają z poczuciem winy. Ty nic złego nie robisz (mam nadzieję), nie masz czego się wstydzić i możesz chodzić z podniesioną głową. Nie daj się złamać poczuciu krzywdy i zranienia.


Ela K ..a przeczytaj spokojnie swój post.....

ile w nim krzywdy???? i ile odczuc zranienia????

Napisze tylko tyle nie tędy droga i nie taki cel............

Mając Boga w sercu.....nie mamy takich odczuć
....skoro ktos sie z czegoś zwolnił
...to i ja daję sobie prawo do zwolnienia się z czegoś????.......

Bo Ja myślę że zwalniając się z przysiegi ...niewiele roznimy sie od patafiana....

pozdrawiam ;-) ;-)
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-26, 16:29   

Jolu pozdrawiam Ci i pamietam w modlitwie pisz jak u Ciebie.

Norbi dziekuje pieknie za dobre słowa....wczesniej, ale to były cytaty z artykulu..ja taka madra nie jestem :-D :-D :-D
ciesze sie ze spodobal sie!

Elu piszesz, o łudzeniu się..wiesz, to nie jest ułuda ale realna obietnica pomocy Pana BOga jaka dostalismy wraz z Sakramentem...zatem kazdy z nas moze liczyc na cud!
Cytat:
jak ktos kocha to nie zdradza

hm zdrada jest wykroczeniem przeciw milosci...dysfunkcja, zagubieniem....czy czlowiek w jakims nalogu, a zdrada jest rodzajem haju emocjonalnego....moze miec milosc w sercu...ma zagubienie...nie jest sobą....
jest zdolny do kochania...ale teraz jest "chory"...wybrał chorobe w jakis sposob

Piszesz ze nie jestesmy fajne....masz racja , nie ma ludzi idealnych i nikt z nas nie jest bez wad i wazne by w kryzysie przyjrzec sie im szczegolnie uwaznie...pod lupą :-)
ale w atmosferze milosci Bozej...zapewniam cie ze dla Pana Boga jestesmy najfajniejsi na swiecie :mrgreen: ..
mimo wszystkich naszych brakow

Z reszta postu Eli zgadzam sie, Elu mialas podobne chyba doswiadcenia tak piszesz o tym wyraziscie i widac jescze Twoje emocje...Sciskam!
 
     
Ela K.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-26, 16:32   

NORBERT napisał/a:

Mając Boga w sercu.....nie mamy takich odczuć
....skoro ktos sie z czegoś zwolnił
...to i ja daję sobie prawo do zwolnienia się z czegoś????.......

Bo Ja myślę że zwalniając się z przysiegi ...niewiele roznimy sie od patafiana....

pozdrawiam ;-) ;-)


Gdzie mowa o zwolnieniu siebie z czegokolwiek? My się chyba niezbyt dobrze rozumiemy. Wręcz przeciwnie: mam postępować godnie i odnajdywać swoją godność osobową, o co trudno, bo poczucie krzywdy i zranienia może nas ograniczać, wyzwalać głupie zachowania. Nie można dać się "złamać" takim trudnym emocjom(dla mnie to oznacza kierować się impulsami, wdawać się w głupie wylewanie żali, kłótnie, wymówki), choć te emocje nieodwołalnie się pojawiają od czasu do czasu (warto się modlić o uzdrowienie ran i emocji). To są tylko emocje. Nie mogą wpływać na nasze postawy i nami kierować. Tym różnimy się od zwierząt, że mamy rozum.

Co rozumiesz przez zwolnienie siebie z czegokolwiek dotyczącego przysięgi małżeńskiej: czy napisałam: nie kochaj, cudzołóż i nie bądź uczciwa?Wręcz przeciwnie: kochaj, ale mądrze (zdystansuj się).
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-26, 16:46   

Cytat:
Gdzie mowa o zwolnieniu siebie z czegokolwiek? My się chyba niezbyt dobrze rozumiemy. Wręcz przeciwnie: mam postępować godnie i odnajdywać swoją godność osobową, o co trudno, bo poczucie krzywdy i zranienia może nas ograniczać, wyzwalać głupie zachowania. Nie można dać się "złamać" takim trudnym emocjom(dla mnie to oznacza kierować się impulsami, wdawać się w głupie wylewanie żali, kłótnie, wymówki), choć te emocje nieodwołalnie się pojawiają od czasu do czasu (warto się modlić o uzdrowienie ran i emocji). To są tylko emocje. Nie mogą wpływać na nasze postawy i nami kierować. Tym różnimy się od zwierząt, że mamy rozum.

Co rozumiesz przez zwolnienie siebie z czegokolwiek dotyczącego przysięgi małżeńskiej: czy napisałam: nie kochaj, cudzołóż i nie bądź uczciwa?Wręcz przeciwnie: kochaj, ale mądrze (zdystansuj się).

Dzięki Elu za wyjasnienie....teraz jest to przejrzyste i zrozumiałe....


...zatem sorry za zły dobiór..... :-D :-D

Ale sformułowania w Twoim poscie były własnie wskazujacy na taki obieg sprawy jak to odczułem
.....i chyba nie tylko Ja????


.....zabrakło prostych słów takich jak poniżej

Ela K. napisał/a:
Wręcz przeciwnie: kochaj, ale mądrze (zdystansuj się).



pozdrawiam ;-) ;-)

[ Dodano: 2010-08-26, 16:59 ]
Ela K. napisał/a:
To są tylko emocje. Nie mogą wpływać na nasze postawy i nami kierować. Tym różnimy się od zwierząt, że mamy rozum.


Elu emocje sa i zawsze bedą.....ucieczka od nich......dławienie ich na siłę.......zastepowanie ich innymi sprawami nie ma sensu.

Jedna- jedyna właściwa droga to nauczyć się je akceptowac i nalezycie przeżywac .....


Emocja jest zawsze neutralna...to dopiero nasz rozum dokonuje podziału jej na dobra...lub złą.

Skoro potrafimy akceptować w naszym odczuciu dobra emocję...trzeba sie nauczyc i akceptowac ta złą.........


to nieraz trudne(szcególnie w sferze uczuć)...ale wykonalne.... :-) :-)
 
     
Jola90
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-27, 20:31   

Tak nałóg, masz rację, miłość jest dawaniem, a nie tylko braniem, tzreba pracować nad sobą, a w naszym małżeństwie mąż był tylko nastawiony na branie i to co zacytowała Danka: "Używanie emocjonalnego dystansu lub odmowy okazywania miłości do ukarania drugiej osoby jest znakiem, że nie określiliśmy granic, aby rozwiązać konflikt, lecz by wywrzeć zemstę. "

[ Dodano: 2010-08-27, 20:52 ]
Tak Elu i inni. Mąż złamał cała przysięgę. Mam się łudzić dalej, że panienka mu się znudzi lub on jej, skoro prosto w oczy mi powiedziała, że dała mu szczęście, że go kocha, a on ją i oboje nie mają zamiaru tego zakończyć, dalej traktować ich, jak chorych, jak tu już nasza rodzina się rozpada???
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-28, 18:25   

Jola90 napisał/a:
traktować ich, jak chorych, jak tu już nasza rodzina się rozpada???


Jolu, a kto Ci zabroni ich tak traktować? To tylko i wyłącznie TWOJE poczucie, i Twój stan ducha. Patrz realnie. Działaj realnie. Ale nie trać nadziei.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9