Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
gdzie jego sumienie???
Autor Wiadomość
Jola90
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-15, 21:46   gdzie jego sumienie???

dziśwczoraj "uciekłam" od męża do siostry i póżniej pojadę do rodziców, aby nabrać sił, dystansu, mogę na nich zawsze liczyć, a mąż niech przemyśli swoje postępowanie i poczuje jak to jest być samym, bez obiadku, żony i dzieci, może coś do niego dotrze i zmieni swoje postępowanie.
Od wczoraj się do mnie nie odezwał, dziś spotkaliśmy się przypadkowo w kościele na mszy i różańcu za zmarłego z rodziny. W kościele usiadł w ławce za mną, potem po zakończeniu śpiwów p[oczekałam na niego w samochodzie, robił mi wymówki w drodze do domu, że wszyscy gapili sie na niego w kościele i jakby wiedział, że będę, to by nie przyjechał z teściem. w domu spytałam, czy przenmyślał swoje postępowanie, on na to nic specjalnie, to zapytałam, czy uważa że dobrze robi, on że dobrze, ja mu na to, czy jest mu dobrze samemu, on że tak, a ja dalej czy jest szczęśliwy, on z uśmiechem na twarzy że tak, to wykręciłam się i od razu pożałowałam, że wyciągnęłam rękę, a on co - ma to gdzieś.
Najgorsze jest to, że syn chce wrócić do domu, bo bardzo tęskni za dziadkiem, nie ojcem i codziennie dzwonimy do teścia, a on ciągle mnie pyta kiedy wrócę, więc ja mu na to, że jeszcze nie wrócę, bo mąż mnie nie chce. Jak mu nie żal dzieci, nawet nie zapytał o nie, gdzie jego sumienie???
Jak myślicie, dobrze zrobiłam?
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-16, 12:10   

Jola90,
Witaj,
widzę że emocje rosną i pęcznieją, ale postaraj je zwolnić i rozprosz.

Nigdy nie jest dobrze tam, gdzie na brak miłości i zrozumienia odpowiadamy sami brakiem miłości, złością, niechęcią zrozumienia czy ucieczką.

Nie twierdzę, że aby uspokoić złe emocje nie jest dobra czasem i kilkudniowa abstynecja obecności przy współmałżonku. Nigdy jednak nie jest dopuszczalne, aby na tym cierpiały dzieci, a tym bardziej były w to wciągane.
Rozumiem stres, rozumiem frustrację, rozumiem emocje, ale jest jeszcze rozum, etyka i zwykła ludzka przyzwoitość.
Wyjeżdżamy z domu, bo mąż doprowadza nas do obłędu i białej gorączki? Zabieramy dzieci? To wykrzesajmy z siebie choć tyci pomysłu na to aby znaleźć powód pobytu poza domem, aby nasze pociechy przeżyły go bez stresu. Przecież nie wynosimy się na stałe, więc jak po powrocie bedziemy remontować psychikę nie tylko własną , ale i dziecięcą? W imię czego dzieci mają nosić nasze ciężary wynikające z dysfunkcji dorosłych?
To my dorosłe kobiety nie dogadujemy sie mężami, dzieci kochają oboje rodziców. Patrzą na nas, i jestesmy ich światem, stabilizacją bezpieczeństwem. Nie budujmy murów i fortyfikacji, a dzieci to nie wojsko zaciężne i nie karta przetargowa.

A teraz Jolu już konkretnie do Ciebie. Zrobiłaś co zrobiłaś. Trudno, wyszło dziwnie. Odnoszę wrażenie,że nie tylko nic nie uzyskałaś ale jeszcze bardziej się denerwujesz.

Nie bardzo rozumiem, o co chodzi z tym Kościołem. Od kiedy to pójście do Kościoła uzależnia się od konfliktu lub jego braku ze współmałżonkiem? A patrzyli na męża skoro sie rozsiadł za Tobą zamiast przy Tobie, więc sam sobie w poprzeg zrobił.

Natomiast nie wiem czego sie spodziewałas zadając pytania czy mężowi dobrze z tym czy z tamtym. I pytanie niedojrzałe i odpowiedzi takoż same. Mówiąc prawdę to był granat zaczepno-odłamkowy i ciesz się że nie eksplodował. :-|

Jolu nie można tak rozmawiać z drugim człowiekiem, a juz na pewno nie z facetem. Jesli nie wybuchnie to się opancerzy i nie usłyszysz tego co chciałaś :!:

Wyciągnęłaś rękę do zgody? Na pewno? Czy wiesz ,że z punktu widzenia męża w tej ręce trzymałaś odbezpieczony granat, który On mógł tylko przejąć i rozbroić, unieszkodliwić albo spowodować detonację. Czy Twój mąż to szkolony pirotechnik? To nie była otwarta ręka na zgodę, dlatego pożałowałaś. Wyciągnęłaś ją z ukrytym oczekiwaniem i agresją.
Joluś postaraj się przywołać emocje , które TObą targały wtedy i wyciągnij tą rękę przed lustrem. Zobacz co ujrzysz, tylko zrób to uczciwie.
Emocje zaciemniają prawdę, dodaj do tego różnice na linii kobita i facet i masz pasztet na wiele lat.

Teraz dziecko. Tęskni do dziadka, nie do ojca, bo dziadek się cieszy jego obecnością, aojciec juz kojarzy z przepychanką emocjonalną. Skoro teść tak go lubi to pozwól mu pobyć z dziadkiem, gdy będziesz docierać kanty z mężem.

Jesli mąż chce Waszego powrotu to wróć, ale zamiast się wkurzać na siebie. WIeczorkiem odpalcie kompa i zamiast rozmowy , a w efekcie sprzeczki zacznij na głos czytać rozdział z Dzikiego Serca Eldriga. Jeden dziennie wystarczy.
Jeśli mąż się obruszy to mu powiedz, aby postarał się skupić na tekście i niech Ci pozwoli przeczytać mu tę książkę.
Jeśli pomysł wypali, oboje się wyciszycie, spędzicie wspólnie czas, wiele się dowiecie i będziecie mieli solidne podstawy do zmian w sobie. Następna polecana tak lektura to Urzekająca lub Ewangelia- sama ocenisz-wyczujesz, która lepiej już będzie brzmiała. ( Tylko nie zacznij od Apokalipsy :mrgreen: ), bo to ma doprowadzić do czytania codziennego Ewangelii w rodzinie. Tam gdzie płynie Słowo Boże, tam Demony usiedzieć nie mogą.
Proponuję jednak zacząć od lektury świeckiej,żeby przyzwyczaić mężą, a nie zbuntować.
I jeszcze coś.
WIeczorne błogosławieństwo z nakreśleniem krzyża na czole połączone z całusem i słowami KOCHAM CIĘ ( choćby się w Tobie gotowała największa złość) ma taką moc, że gdyby żony o tym pamiętały to Sychar by świecił pustkami.
Nie zniechęcaj się niczym. Jak na początku się obruszy, to rób to duchowo.
Mój mąż na widok czynionego gestu błogosławieństwa zbaraniał. :-?

JOLU wy się KOCHACIE tylko nie rozumiecie. Nie straćcie tego uczucia. Możecie je z omocą Jezusa podnieść i uczynić pieknym. Niech Was Bóg prowadzi.
Potrzebujecie terapii małżeńskiej i rekolekcji. Z serca życzę moc Błogosławieństw dla Was i całej rodziny.
 
     
Jola90
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-16, 12:47   

Tak Kingo masz rację, od początku jego skoku w bok nie chciałam wciagać w to dzieci, ale teraz to już mąż przegiął totalnie, nie rozumiemy się obecnie, on twierdzi że dobrze robiu i bardzo bym chciała uczestniczyc w jakichś rekolekcjach, tylko czy on będzie chciał.
Mąż dziś przez telefon wyrzucał mi, że wczoraj w kościele zrobiłam to wszystko na pokaz, żeby wszyscy zobaczyli, z jego rodziny, nie rozumiem co on mi zarzuca, oddałam ostatnią posługę wujkowi. Ciągle myśli tylko o sobie egoista.
Wracam chyba dziś do domu, bo też mi fatalnie na duszy.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-16, 13:34   

Cytat:
w domu spytałam, czy przenmyślał swoje postępowanie, on na to nic specjalnie, to zapytałam, czy uważa że dobrze robi, on że dobrze, ja mu na to, czy jest mu dobrze samemu, on że tak, a ja dalej czy jest szczęśliwy, on z uśmiechem na twarzy że tak, to wykręciłam się i od razu pożałowałam, że wyciągnęłam rękę,


Pytać zdenerwowanego męża, czy jest szczęśliwy, to jakby prosić się o takie właśnie zachowania; to nie był moment stosowny na takie pytania, owszem - przy kolacji ze świecami odpowiedź byłaby na pewno inna, czyli szczera. A tutaj dałaś mu okazję do ulżenia sobie - Twoim kosztem.
To czego Wam potrzeba to - rozmowy, rozmowy, rozmowy. Zasiąść przy stole, kiedy w domu spokój, może właśnie ta kolacja przy świecach, lampka wina i uważne słuchanie siebie nawzajem. Jolu, wcześniej pisałaś o tej trzeciej... Może więc trzeba najpierw te sprawy wyjaśnić, bo to, co dzieje się dziś to tylko efekt czegoś większego. Czy nadal mąż spotyka się z nią?
To odtrącenie Twojej ręki wyciagniętej do zgody... Myślę, że nie było tam tego odtrącenia, bo nie było też chęci do zgody - przynajmniej w tym momencie; raczej upust Waszych emocji, wiec nie obrażaj się... Mąż zareagował tak, jak każdy przeciętny facet - w takiej sytuacji.
Ucieczka z domu niczego nie rozwiąże, wręcz pogorszy. Proponuję, kiedy już emocje opadną - spokojną rozmowę, raczej bez pytań, jak czuje się mąż, ale właśnie o tym, jak Ty się czujesz, że jest Ci baardzo źle... Być może, już bez ciągnięcia za język - usłyszysz od męża takie same słowa, że jemu też... W tamtej sytuacji mógł powiedzieć, tylko to, co usłyszałaś, to nie był moment na szczerość. Może więc na razie - wyciszenie, a potem propozycja poważnej rozmowy, nie kłótni.
Bardzo trudno jest zmusić kogokolwiek do skruchy, taki przymus działa wręcz odwrotnie...
Może, kiedy będzie mniej słów, w sercu zrodzi się coś więcej, czyli skrucha... Póki co - chyba nie motywujesz do tego męża.
Twoja nieobecność w domu nie musi sprawiać, że mąż natychmiast poczuje się nieszczęśliwym... Owszem, można czuć się "nieszczęśliwym", kiedy nie ma obok nas kogoś kogo bardzo kochamy, kto nas kocha bardzo...
 
     
Jola90
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-17, 09:50   

Dziękuję różo, lubie Cię czytać, masz rację. Wiem, że emocje są złym doradcą, ale po ostatnich wydazreniach tzn. w czwartek gdzie mąż pojechał załatwić jedną sprawę na cały dzień i wrócił w nocy, nie dając znaku życia prawie do 18 od samego rana i po drodze wyszło jeszcze ze okłamał mnie, mówiąc mi że pojechał do pana x, a co do rzeczy, to był u pana y, więc przegiął totalnie z tym, ciągle mnie okłamuje, załatwia sprawy do ok. 12 w nocy, wiadomo jakie sprawy, znajduję też często w samochodzie jej włosy, więc to pewne ciagnie to nadal, wypierając się oczywiście i wymyślając tysiąc powodów lub ostatnio taki tekst, że i tak nie powie, bo nie uwierzę, ale jak mam wierzyć skoro ciągle kłamie, Wam wszystkim wierzę bardziej niż jemu.
Myślę, że w ten czwartek spotkał się z nią lub nawet pojechali gdzieś, może coś zobaczyć, albo zwiedzić. Tylko Bóg to wie, gdzie był i co robił od wczesnego rana do nocy. Licznik w samochodzie też był skasowany, więc coś ukrywa. Telefon także ukrywa i blokuje pin-em, żebym nie dowiedziała się czegoś więcej, teraz to już nawet nie chcę nic czytać, bo to zbyt boli, a swojego czasu się dowiedziałam, gdy nie było jeszcze tego pin-u o ich spotkaniach, pisała że go kocha, itp. taka dziecinada, że szok.
Dziś byłam u księdza i zaproponował mi żebyśmy razem przyszli na katechezę, ale myślę, że nie będzie chciał, bo jakiś czas temu też nie chciał nawet o tym słyzsec, powiedział, że pon wie, co ksiądz mu powie i nie chciał, a co do rekolekcji, to ksiądz raczej odłożył by je na później, kazał najpierw do niego na katechezę, a i powrót do domu treż mi odradził, abym jeszcze męża przytrzymała. Może taki prymus działa odworotnie, ale to był krzyk rozpaczy. Sama już nie wiem synowi obiecałam dziś powrót i chyba wrócę, tak mówi mi serce, choć mąż się nie odzywa, więc nie wiem, czy tego chce, może robi mi na przekór.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-17, 11:36   

Jolu, to faza delektowania się strąkami... To faza, jak to Kinga :-D fajnie nazywa - amoku... Wtedy kłamstwo na porządku dziennym, krętactwo, matactwo itp. Bo gdyby prawda ujrzała światło dzienne mogłoby być głupio, że to właśnie te strąki... Więc zataić przed światem, bo przecież bardzo smakują... Są zapewnienia o miłości, już wiesz... Żeby smakować nie przestało...
I jak tu pomóc, kiedy wiesz, że te strąki wnet bardzo zaszkodzą, że masz dla męża stół zastawiony wykwintnym jadłem... Niestety, musi nasycić się. A Ty ? Pozostaje czekać, aż żołądek rozboli... Tu nic nie przyśpieszysz, musi powrócic sam, musi zapragnąć czegoś lepszego, piękniejszego niż te pole..
Czekać cierpliwie - z modlitwą... To możesz na dziś...

http://www.youtube.com/wa...feature=related
 
     
Jola90
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-18, 21:09   

Dziękuję różo, też tak myślę i żyję tą nadzieją, ale po dzisiejszej rozmowie z mężem, to już ręce opadają.
Wróciłam do domu, na widok dzieci mąż i dziadek szczęśliwi, a rozmowa: mąż nic zero przeprosin.
Wiesz co mi dziś powiedział, że nigdy nie pójdzie na katechezy i rekolekcje, że dzieci są najważniejsze i dla nich musimy się jakoś dogadać, a dalej, że go do niczego nie zmuszę, sugerując, że dalej będzie jeździł i wracał późno (wiadomo skąd i dlaczego) i czy będę szczęśliwa i dzieci także po rozwodzie. Odpowiedziałam, że nie wiem, ale nie wiem, co zrobię i co dalej będzie, bo mi marnuje życie i zdrowie, a na trójkąt się nie zgadzam.
Nic do niego nie dociera, potem zaczął mnie zaczepiać, tulić i zapragnął sexu , dziwne co?
Brakuje mi siły na to wszystko, upadam na zdrowiu :(.

Rozmowa była spokojna, ale odebrałam ją jako szantaż: dla dobra dzieci siedź cicho i rób dobrą minę do złej gry, a ja będę dla ciebie miły i dobry. Co mu powiedzieć, jak go traktować i z nim postępować, bardzo proszę o rady, bo bardzo zagubiona jestem.

"Pozostaje czekać, aż żołądek rozboli... Tu nic nie przyśpieszysz, musi powrócić sam, musi zapragnąć czegoś lepszego, piękniejszego niż te pole." Tak różo, tylko ile można czekać, to już 8 m-cy, fizycznie i psychicznie jestem wykończona.

[ Dodano: 2010-05-18, 22:27 ]
Modlitwa, nadzieja i wiara dają mi siłę.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-19, 07:36   

Jola.............to czekaj nie czekając.Wzmacniaj siebie ,zadbaj o siebie,pokochaj siebie prawdziwa miłością abyś mogłą kochać zdrowo innych.
A mąż????? no cóż.......... ja jestem za twardymi granicami dla obu stron,za twardą miłością dla obu stron w dysfunkcji
Jola90 napisał/a:
że go do niczego nie zmuszę, sugerując, że dalej będzie jeździł i wracał późno (wiadomo skąd i dlaczego)

Ale zgadzać sie na to nie musisz.Bo to jest forma sznatażu emocjonalnego...........gra dziećmi.............. możesz powiedzieć STOP ,ale na to zgody nie ma........... ty robisz po swojemu więc ja stawiam coraz twardsze granice..........
Jakie? jest sepracja nieformalna...pod łoża,od stołu,od prania,gotowania,podawania, prasowania............... jest wiele wyrazów twardej miłości.
Tylko czy Ty jesteś gotowa i tak zdetermiowana by te granice postawić..................
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-19, 10:52   

Jolu, naprawdę niewielu mężczyzn potrafi powiedzieć "przepraszam", zwłaszcza, kiedy rzecz dotyczy domniemanej zdrady... Przecież to byłoby równoznaczne z przyznaniem się do niej... Dalej to już tylko konsekwencje i jeszcze ta niewiara z ich strony, że żona zechce to przebaczyć.. Raczej widmo rozwodu im jawi się...
To przytulenie - mogłaś potraktować je jako "przepraszam" i pewnie w zamyśle męża miało tym być... Ale Ty zdajesz się szukać książkowego ideału... A pomyśl, czy i Ty nie powinnaś za coś przeprosić...
Jolu, u Ciebie to wszystko w sferze domysłów, podejrzeń... Traktując męża jako obecnego i już przyszłego "zdradzacza" nie zachęcasz go do zmiany postępowania...
Proponuję najpierw upewnić się co do zdrad, a dalej... No, może zaczniesz mysleć o Was inaczej, z większym optymizmem... Odnoszę wrażenie, że utraciłaś kiedyś zaufanie i to uczyniło z Waszego życia koszmar. Zapytałaś, gdzie jeździ, gdzie chodzi? Co Ci odpowiedział?

[ Dodano: 2010-05-19, 12:55 ]
Cytat:
nigdy nie pójdzie na katechezy i rekolekcje, że dzieci są najważniejsze i dla nich musimy się jakoś dogadać, a dalej, że go do niczego nie zmuszę, sugerując, że dalej będzie jeździł i wracał późno (wiadomo skąd i dlaczego)

Kto to zasugerował - mąż, czy Ty, Jolu? Może właśnie zbyt daleko idące, a niepoprawne wnioski wyciągasz?
Nie chce chodzić na katechezy... Żeby to chcieć, trzeba rozumieć więcej, a mąż rozumie na dziś może trochę mniej... Najpierw porozumieć się, choć odrobinę - dogadać się tak po ludzku, a potem katechezy, rekolekcje. Najpierw umyć ręce, uszy, szyję, a dopiero potem makijaż. A Ty chciałabyś chyba inaczej i może słusznie buntuje się.

Czasami idąc we dwoje - trzeba zatrzymać się, bo ten drugi nie nadąża i nie jest w stanie przyśpieszyć kroku... Jeśli ten pierwszy nie zwolni - straci tego drugiego z pola widzenia. Tak też jest w życiu religijnym w małżeństwie - czasem trzeba obejrzeć się za siebie, zaczekać... Różne mamy tempo, a mamy iść razem - we dwoje.

Pewnie ma sumienie Twój mąż, Jolu - jak każdy z nas. Widzisz, jak poruszyło go, że nie siedzieliście w kościele obok siebie, jak mąż z żoną - to przecież sumienie...

To piękne w mężu, że dla niego dzieci są tak ważne... A może i Ty jesteś tak ważną osobą dla męża? Próbował Ci to okazać, dlaczego napisałaś, że "to dziwne"?
 
     
Jola90
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-19, 20:54   

Tak nałóg-masz rację, maż chce szantażować mnie dziećmi, bo ich dobro jest najważniejsze i dalej ciągnąć tę chorą znajomość, ja nie mam zamiaru brać w tym udziału, mówię stop, nie zgadzam się na trójkąt.
Dziękuję Ci bardzo za wskazówki na temat twardej miłości.
Ostatnio zmieniony przez Jola90 2010-09-16, 18:15, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-26, 11:51   

Cytat:
Podobnie jest z separacją od stołu, czy teraz, gdy być może mąż też się miota byłoby to dobre rozwiązanie,

Moim zdaniem - nie należy tego czynić... To są te cienkie nitki, które jeszcze łączą - nawet najbardziej zagrożone małżeństwo; trzeba te nitki wzmacniać, aby powstały z nich mocne liny - takie już (kiedyś) nie do zerwania. Pomyśl, jak odczytałby taki gest Twój mąż, co w ślad za tym może pójść... Podejmując konkretne działanie trzeba najpierw próbować przewidzieć konsekwencje i być przygotowanym na ich poniesienie. Warto zadawać sobie często pytanie - "co wyniknie z tego, co czynię - jakie dobro?" A może zło??
X odseparowany od łoża - uczyni wiele , aby powrócić do niego spowrotem; ma świadomość , że zdradą wyrządził żonie wielka krzywdę, czuje się winny, próbuje naprawiać.
Y odseparowany od łoża - stwierdzi, że nie warto już zabiegać, że jest tak, jak przypuszczał - żona już nie kocha i "rozgrzeszony"wyrusza w drogę...
Jolu, tu już sama musisz podjąć decyzję - tylko Ty...
 
     
Jola90
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-26, 21:19   

Dziękuję różo :).
Tak tylko ja podejmuję decyzję i niestety nie jest ona łatwa, miotam się strasznie, ale czuję, że tak muszę, bo przecież muszę szanować siebie, a do tej pory chyba się nie szanowałam spełniając jego zachcianki łóżkowe, czyż nie?
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-27, 12:16   

Jolu, te wszystkie zranienia, które masz za sobą... One chyba uniemożliwiają na dziś - obiektywną ocenę sytuacji. Łatwo nazwać próbę zbliżenia się do siebie ciałem i duchem - zachcianką, łatwo pomyśleć o sobie, że chyba nie szanuję samej siebie, kiedy kładę się do łóżka z mężem, który (być może!) sypiał też z inną kobietą...
Moim zdaniem naprawdę niewielu mężczyzn dosięgnęło takiej patologii, aby mogli z dwiema jednocześnie... Czyżbyś podejrzewała o to swojego męża?
On wychodzi... Wcześniej pisałaś, że "ona pisała, że go kocha"... Więc bardzo prawdopodobne, że trudno mężowi uwolnić się z tych sideł, ona najzwyczajniej w świecie może go do tych wyjść nakłaniać, wręcz szantażować. Wczułaś się w położenie męża? Gdyby już przyznał się do romansu, a może (póki co tylko "może" ) i zdrady fizycznej - pewnie by tak nie obawiał się, a tu przecież chodzi o to, aby sprawa nie wyszła na jaw... Jak mówi przysłowie "Na złodzieju czapka gore" :-D
Z tym brakiem szacunku do siebie, to może zbyt mocno rozpędziłaś się Jolu... Przeciez jesteś żoną swojego męża, co w tym dziwnego, że spełniasz jego zachcianki, a on Twoje?O braku szacunku do siebie powinna pomyśleć ta, która próbuje wejść pomiędzy Was.
Odnoszę wrażenie, że chcesz coś zepsuć do końca... Pchnąć męża w jej ramiona (stęsknione) - bardzo łatwo o to teraz, tak więc apeluję o ostrożność, bo :evil: chyba krąży...
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-27, 15:55   

Jola90 napisał/a:
a do tej pory chyba się nie szanowałam spełniając jego zachcianki łóżkowe, czyż nie?


No tak.............. mieć ciacho i zjeść ciacho.

Moje spojrzenie jest męskie.............ale wiem też ,że to trójkąt.
A w takim trójkącie jest przedmiotowość................człowiek używa człowieka jak rzeczy,jak przedmiotu...................
Seksualność ,seks małżeński jest sprowadzany do ..............czynności fizjologicznych.
Chcesz być podmiotem w małżnstwie??czy przedmiotem?????

Człowieka się szanuje,kocha .......a nie używa jak rzeczy.

Wybór należy do Ciebie...................
Ja jestem zwolennikiem twardej miłości,konsekwentnej i spójnej w działąniu i postawie.

Pogody Ducha
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8