Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Zbyt długa historia
Autor Wiadomość
zkszacior
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-12-01, 17:56   Zbyt długa historia

Witam. Dzięki za każde słowo jakie do tej pory od Was otrzymałem. Ponieważ ciężko jest mi w kilku słowach opisać to co się we mnie dzieje postanowiłem zawrzeć to w jednym, zbyt długim wpisie. Historyjka ta znajduje się w załączniku.
Wierzcie mi bardzo długo zastanawiałem się czy zamieścić, napisać cokolwiek o moim małżeństwie, o mnie samym. Ale jestem już na granicy. Czego? sam się zastanawiam.
Wytrwałym, którzy to przeczytają gratuluję cierpliwości i naprawdę ich podziwiam :lol:
Jeśli jeszcze zechcecie w jakiś sposób odnieść się do tego bądźcie brutalni i bezpośredni. Ja tak lubię :-P
Mam nadzieję że dobrze umieściłem załącznik (nigdy tego nie robiłem). O pozytyw, może się czegoś nauczyłem :mrgreen: Jeśli byłyby problemy to dajcie znać.

anty-historia1.rar
Anty-historia
Pobierz Plik ściągnięto 563 raz(y) 14,47 KB

 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 21:37   

Przeczytałam, mnóstwo bólu i rozdarcia.... ale i sporo pozytywów ;-)
Dziś już padam na nos (spokojnie, nie z powodu przeczytania, rozpakowuję się po przeprowadzce :lol: ), postaram się szerzej jutro napisać.
Zkszacior, spytam się tylko, czy czytałeś z dystansem swoją historię? Wiem, że niezmiernie trudne to jest, ten dystans, ale czy mógłbyś ją przeczytać pod katem słowa "spójność"? Oczywiście ta spójność ma się Ciebie tyczyć ;-)
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 22:03   

Nirwana czytałem to wiele razy, samo pisanie odbywało się w systemie ratalnym.
Mam świadomość tego że panuje tam chaos. Mam obecnie lepszą chwilę. Udało mis ię trochę poczytać, pomodlić. Dziękuje za tą chwilę, bo staram się spojrzeć na swoje życie z dystansu ale i jakoś tak przez pryzmat Boga, jeśli to możliwe.
Chaos jest być może spowodowany ciągła i nieustanna analizą tego co się stało w moim małżeństwie. Znalezienie przyczyn, przewidywanie skutków. Tylko jak teraz, tzn. w chwili obecnej o tym myślę to jest to patrzenie oczami człowieka, słabego człowieka, próżnego i dumnego że własnymi umiejętnościami, dzięki swojej wiedzy i inteligencji SAM rozwiąże wszystkie swoje problemy. Taka Zosia Samosia. Jeśli chodzi o spójność moją. No cóż. Przyznaję że jestem rozwalony od środka. Co ja mówię, ja jestem w kawałkach. Chyba trzeba będzie dobrze poprzyglądać się sobie, powyrzucać na śmietnik parę części, kilka zregenerować, resztę zostawić, ewentualnie coś dokupić. A składanie, układanie i konfigurowanie pozostawiam Bogu. Tak teraz o tym myślę.
Wiesz, moja żona od wczorajszego wieczora w "terenie" (ja w domu z dzieciakiem), ale jakoś, znów to zaznaczę, teraz myślę o niej ciepło. Kilka razy dzisiaj rozmawialiśmy ze sobą przez telefon. Tak do późnego popołudnia rozmawiałem z nią dosyć oschle, Ona jakoś też nie wiedział nie raz co powiedzieć. Wieczorem spytała się jak się trzymam. Zresztą często mi zadaje to pytanie. Prawdę mówiąc nie wiem co jej odpowiedzieć bo sam tego nie wiem.
A teraz czytam i się modlę na tyle ile potrafię i ile mam sił. Może coś się podzieje :mrgreen: Zawsze uważałem że Pan Bóg to niezły w sumie kawalarz. Lubi nas pstryknąć w nos.
No a tak poza tym to życzę Ci dużo siły i wytrwałości przy przeprowadzce. :-D
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 09:58   

Ciekawy tekst: http://www.kryzys.org/viewtopic.php?p=75256#75256

Może coś w nim znajdziesz dla siebie choc nie do końca o Twoich problemach traktuje.

Dużo bólu w tym co napisałeś. Radzic trudniej. Proste słowa o zaufaniu Bogu nie zawsze wystarczą. Potrzebna spowiedź i jeśli jeszcze nie byłeś to nie czekaj tylko lec do konfesjonału. Nie szukaj w nim kierowników duchowych tylko Jezusa, a ten potrafi przemówic nawet przez najbardziej tępego kapłana.

Będę pamiętał w modlitwie.
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 10:16   

Hej "w.z.". Dzięki za modlitwę teraz mi tego trzeba, mnie i mojej lubej. Jeśli chodzi o spowiedź to byłem już dwa razy(łał ale wyczyn :-/ ) A co do kapłanów to cóż. poszedłem do pierwszego lepszego księdza, nawet nie znam ich a należę do parafii, tzn. mieszkam na ich terytorium :-P . Tak naprawdę nie interesowało mnie jaki to będzie ksiądz, chciałem pojednać się z Bogiem po mojej dwuletniej samowolnej banicji. Udało się. Tydzień później znowu spowiedź, bo.... szkoda gadać, upadłem na pysk. Ksiądz nie za bardzo rozumiał co się ze mną dzieje, ale powiedział jedną dobrą rzecz, mianowicie że jak będę miał dalej takie przerwy w spowiedzi, a dalej brak kontaktu z Jezusem to narobię sobie syfu w swoim życiu. Wcześniej, dużo wcześniej chodziłem na spowiedź do jednego księdza, siadaliśmy w fotelach, rozmawialiśmy. Teraz tak jak pisałem chcę spotkać się z jedną osoba, duchowną, do której mam zaufanie, aby pogadać o... tego dowiem się na miejscu ;-)
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 10:21   

Zkszacior - "pierwszy lepszy ksiądz" - pewnie wcale nie jest pierwszym lepszym księdzem, ale może właśnie tym, kogo Bóg chciał Ci postawic na drodze ....pomyślałeś o tym ? Może tak właśnie jest . Myślę, że każdy z księży ma byc właśnie PIERWSZYM I LEPSZYM !Pozdro !! EL.
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 11:00   

To cieszę się, że masz już trochę poukładane:) Jeszcze tylko powtórzę to co już nieraz pisałem na forum - moim zdaniem nadzwyczaj skuteczna jest modlitwa do Aniołów. Módl się do Anioła Stróża żony by pokazał jej zło jakie robi, a także do Anioła kochanka by też mu trochę pokazał. No i oczywiście Michał Archanioł, że o świętych nie wspomnę. Ostatnio jakoś mam dziwne upodobanie do świętego Jan Marii Vianney. Jakoś mam takie odczucie, że to święty bardzo życzliwy ludziom i rozumiejący ich słabości. pozdrawiam
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 11:28   

W.z. - to pewnie dlatego, że Jan Maria Vianney jest patronem księży proboszczów i kapłanów, a mamy rok kapłański :)
Ja tez jestem "na bieżąco" z tym Świętym, bo jest główna postacią Rorat, na które chodzę z moimi dziećmi. Codziennie dostajemy zadanie na następny dzień związane z jego życiem - pytanie na dziś: w jakim państwie i w którym roku urodził się Jan Maria Vianney? Karteczki z odpowiedziami i nazwiskami dzieci wrzucają do kosza przy ołtarzu, a po Mszy Św. ksiądz losuje nagrody :lol:

[ Dodano: 2009-12-02, 11:57 ]
zkszacior.... przebrnęłam przez Twoją historię i... podziwiam Cię! tak naprawdę iszczerze, bo myślę, że jesteś silny w swojej słabości właśnie dlatego, ze masz jej świadomość.
Trudno wypowiadać się więcej, bo historię znam tylko z jednej strony, pewnie Twoja żona dorzuciłaby tez kilka "kawałków tortu" od siebie... ale myślę, że idziesz we właściwym kierunku, nie rezygnujesz z małżeństwa, walczysz, opierasz się na Tym, Który Daje Siłę.
Przede wszystkim coś robisz!! Nie jesteś bierny, nie czekasz, aż żona sie zmieni, analizujesz problem pod różnymi kątami, nie zamykasz sie w sobie i nie odwracasz od żony, która przecież popełniła (i nadal popełnia) błąd, nie odwracasz się od kochanego człowieka, kobiety, którą obiecałeś chronić i opiekowac się nią... dla mnie fantastyczne świadectwo dojrzałej miłości.
Koniec kadzenia :-P
Trzymam za Ciebie kciuki i.. może powinnam wziąć przykład?
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 15:39   

Hej. Dzięki za Wasze słowa.
"E.L." być może masz rację, może to nie był pierwszy lepszy ksiądz. Jak teraz o tym myślę to facet był niezły, nie osądzał mnie, nie krytykował, wysłuchał. I długo nawet zabawiłem w konfesjonale :lol: Być może był to kapłan, który potrzebny mi był w danej chwili, momencie.
Jeśli zaś chodzi o modlitwę do Aniołów. Niezła myśl. Mam nadzieję że się z nimi dogadam ;-) .

Dzisiaj kolejny dzień. Trochę trudny. Moja żona dzisiaj wróciła z "terenu", teraz jest w pracy (ja mam parę dni wolnego). Źle się czuła. Miałem wrażenie że miała za sobą ciężką noc no i w ogóle nie jest dzisiaj w formie. Nie wiem czy jest zadowolona, że wróciła do domu. Pewnie nie jest jej łatwo. Nie oznacza to że ją usprawiedliwiam.
Kiedy wróciła przywitaliśmy się, zrobiłem jej kawkę, poprosiła mnie czy nie zrobiłbym jej śniadania. Zrobiłem czemu nie. Nie było to nic niezgodnego ze mną. Spytałem się jak się czuje, źle wyglądała więc powiedziałem że jak chce to niech się prześpi zanim pójdzie do pracy.
Wcześniej gdy próbowałem z nią porozmawiać, to w końcu informowała mnie że ma już dość, że rozumie to co przeżywam, że jest mi ciężko ale zbyt długa rozmowa powoduje u niej złość i Ona sama nie wiem dlaczego. Kiedyś powiedział mi, że nie będziemy o nim rozmawiać, ponieważ tak naprawdę nie dotyczy to niego. Hmmm cóż mogę powiedzieć.
Moja żona ma nieraz takie gorsze dni, wracam z pracy i widzę że płakała, lub w ogóle chce jej się płakać, trzęsie się w środku.
Boję się. Boję się najgorszego. Boję się samotności i tego że upadnę. To trochę paraliżuje ale walczę z tym. Staram się nie walczyć sam. Nie wiem czy nie drażni jej mój nastrój. Dzisiaj nawet niezły. Odnoszę również nie raz wrażenie że próbuje mnie zniechęcić, o czym ją zresztą poinformowałem.
Przed nami wieczór, zobaczymy co się podzieje, ale nie zdziwiłbym się gdyby żona zadzwoniła do mnie że wraca później. Na noc chyba będzie w domu bo jutro rano idzie do pracy.
Ale żyje dalej. Do dzieła!
 
     
ProNo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 17:11   

Dasz radę ! Musisz być ponad to co się stało im wcześniej zrozumiesz tym lepiej .
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 17:41   

Zkszacior............. w Twoim tekście przez wszystkie przypadki odmieniasz własne "MNIE". Najczęściej użwywanym zwrotem jest zwrot lub słowo bezpośrednio lub pośrednio,w czasie dokonanym i niedokonanym jest Twoje "MNIE".............w najróżniejszych znaczeniach.
W swoim eseju-spowiedzi byłeś do bólu szczery? czy to cała prawda o Tobie?
Bo piszesz tak jakby Twoje życie zaczeło się od poznania żony i ożenku................. a wcześniej????

Ktoś wyżej pytał Cie o spójność..............raz piszesz o tym,że byłeś uczestnikiem jakiejś terapi.............. że dawała Ci ona dużo,że zwdzięczasz dużo żonie........ aby dalej napisać ;'"Na pewno nie będę brał żadnych prochów, a psychoterapia w chwili obecnej nie da rozwiązania"

Ty wiesz lepiej????

Swoim wyznaniem podjąłeś wysiłek wejścia na drogę poznawania siebie........... ale bez solidnego rozliczenia sie z własną przeszlością nie poznasz swoich zalet i wad............
Bo "kusy" podsuwa Ci pychę,drażni Twoje "MNIE"............. wizje,scenariusze,reżyserka.................. 'kusy' to lubi...........oj lubi.................
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 19:05   

Hej. "nałóg" pewnie, że to nie jest cała prawda o mnie. Małżeństwo i narodziny syna są dla mnie póki co najważniejszymi i najmocniejszymi przeżyciami, elementami mojego życia.
Jeśli chodzi o terapię, to nie byłem na jakieś terapii, tylko na psychoterapii u profesjonalnego psychoterapeuty (nie mylić z psychologiem bo to nie to samo, choć akurat w moim przypadku był to też psycholog). Wiesz zanim rozpocząłem swoja własną psychoterapię sporo pracowałem z psychoterapeutami, jako partnerami, współpracownikami. Długo dojrzewałem do tego aby podjąć taka pracę nad sobą. Wniosek jeden: jest to jeden z najbardziej ekstremalnych sportów, jazda na całego.
Dlaczego rozpocząłem taką pracę nad sobą? Bo widziałem co się ze mną dzieje, bo nie lubiłem siebie takiego jakim jestem, byłem, bo miałem kupę spraw w sobie nierozwiązanych. Bo to wszystko szkodziło, wpływało nie tylko na mnie ale i na moją rodzinę. Tak, żonie dużo zawdzięczam, pomagała mi i mnie wspierała.
Dlaczego teraz nie chcę podjąć terapii? Powodów jest kilka. Kasa, brak czasu no i najważniejsze cel. Nad czym miałbym pracować? Poznanie siebie, takim jakim się jest, akceptacja własnej osoby, nie ma sprawy. Tylko, że nie dałoby się uniknąć na początku sprawy związanej z moim małżeństwem. OK przyjrzałbym się z boku na swoje małżeństwo, moją rolę i pozycję w nim. Jak, gdzie i dlaczego było mi dobrze w związku a gdzie źle. Tylko pozostaje najważniejsza rzecz. Akceptacja, zgodzenie się na obecny stan rzeczy! Nigdy! Dlaczego? Bo jest to nie zgodne ze mną, ze mną tam w środku, ja nie godzę się na coś takiego, pomimo zrozumienia i akceptacji siebie samego. Jasne trzeba być asertywnym wobec całego świata i rzeczywistości, wiem że na niektóre rzeczy nie mam wpływu, na decyzję i zachowanie różnych osób, w tym mojej żony. Ale czy tylko dlatego mam, muszę to zaakceptować, pogodzić się z tym i radośnie iść dalej przez życie, patrzeć na to co się stało jako pewien etap, ważny co prawda w moim życiu, ale nie jedyny. Mam to zaakceptować pogodzić się z tym i dalej dążyć do szczęścia? Nie wiem ochajtać się jeszcze raz, spłodzić piątkę dzieci, zdobyć Nobla, wejść na Mount Everest?
Wiem jest w tym wiele emocji, nawet złości kiedy to piszę. Nie jest to skierowane przeciwko Tobie "nałóg", tylko przeciwko.... nie wiem czemu.
Mam świadomość tego, że "czarny" gnębi mnie co dzień i chce rozwalić moje życie.
Nie wiem, może znowu dojrzeję do tego aby znów potrenować, tzn. rozpocząć zabawę nad sobą. Wiem gdzie, jak i do kogo się kierować. Wiem który nurt, szkoła psychoterapii najbardziej mi odpowiada.
A przede wszystkim to chciałbym Ci podziękować. Znowu jest o czym myśleć. :-P
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 19:38   

zksiacior............czyli wiesz że nic nie wiesz.......................
Kot tez sie kręci czasami za własnym ogonem.............

Wiesz???mam wrażenie ,że Ty nie za bardzo chcesz aby cos zmienić w sobie,aby sie sobie przyjrzec,że tak naprawdę to chyba uciekasz przed sobą,szukasz akceptacji dla takiego siebie jakim nie jesteś.
I wolisz nic nie akceptować..............

Piszesz;"Długo dojrzewałem do tego aby podjąć taka pracę nad sobą. Wniosek jeden: jest to jeden z najbardziej ekstremalnych sportów, jazda na całego. "

A spójność wewnętrzna?????Dałeś "dęba"? bo lepiej resztę życia spędzić na pół gwizdka?
Użalając sie nad sobą........... bo syn.........bo dawca nasienia........ bo niegodny mąż swojej żony............. bo za ciężko? bo boli,ale lepiej niech boli ciągle jak raz a porzadnie rany oczyścic a potem zadbać o rekonwalescencję???

Czyli co???? lęk przed sobą? przed zmierzeniem się z przeszłością?ze swoimi wadami chrakteru? z swoimi mocnymi stronami? z postawą?

Piszesz:"....Nie wiem, może znowu dojrzeję do tego aby znów potrenować, tzn. rozpocząć zabawę nad sobą...."
Lęk?sarkazm?.....wiesz............ praca nad sobą to postawa,to zmierzenie sie ze swoim charyzmatem(nie z charyzmą),kim i po co jesteś na tym świecie???????? potrenować sobie można jazdę na rowerze,grę w piłkę,w cymbergaja,pobiegać.............i to można traktowac jako zabawę....................

Terapia,aby zmniejszyć ryzyko ostrych nawrotów powinna być do bólu szczera i dogłębna....prawdziwa.................do końca,do pieluch prawie.............bezwarunkowa.
Piszesz ,że znasz temat psychoterapi.............. te terapie są różne.
Sporo jest pop- i neo psychologów,terapeutów.............. mówią ,robią to co ich klienci chcą usłyszeć.
Kasują i ok............

Mam wrażenie ,że Ty chciałbyś bardziej "rozliczyć" teraputycznie swoje małżeństwo,żonę a nie siebie.................
A może warto poprostu zadać sobie pytanie "PO CO" i na nie szukać odpowiedzi a nie "dlaczego,jak,gdzie.........." Te ostanie pytania mają zwykle ukryty cel,zakamuflowany: szukać winnego po za sobą,wybielić siebie,przedstawić siebie wobec siebie i innych tak aby w to co się wymyśli,co się wydaje przekonało siebie i innych.
Kryzys jest efektem końcowym toczącego "robaka".
To efekt,skutek a nie przyczyna.

Czy da się to "przetrenować"??????
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 21:48   

No, ja cały dzień w delegacji... składam słowa, coby opisać odczucia swe... a forumowicze wszystko już powiedzieli ;-)
Zkszacior - o pozytywach napisała Ci już ak70. Ja jeszcze dodam to, o czym mówi Mirakulum - że nauczyciele (i pewnie ludzie pomagający innym) są trudno reformowalni, trudno im pomóc, bo oni z definicji "wiedzą lepiej". Za to, jak już powiedzą że wcale nie "wiedzą lepiej" i poproszą o pomoc, i ją przyjmą.... to ruszają z kopyta ;-) Czego i Tobie życzę.
Jeśli chodzi o spójność. No, chaos jest w Twojej wypowiedzi, bo i chaos w emocjach, i w tym czego chcesz, czego oczekujesz.... Piszesz, że z jednej strony żadnych prochów brać nie będziesz, a z drugiej - że czasem jedynym posiłkiem dnia jest papieros :shock: Wiesz - jak chcesz się koniecznie na jakieś uzależnienie wykończyć, to nie ma sprawy, wybierasz sobie takie które Ci bardziej pasuje. Pasuje nikotynizm i rak płuc, rak krtani? Lepszy nałóg niż lekomania? Bo się napatrzyłeś na lekomanów, a na osoby umierające na raka płuc - nie? O ile wcześniej na anoreksję nie padniesz.....Ironicznie teraz gadam, bo dla mnie jest to żadne tłumaczenie, że prochów brać nie będziesz, bo się napatrzyłeś... Wolisz na żywca, bez wspomagaczy? A raczej - ze wspomagaczem papierosem, bo ten jest jeszcze jakoś społecznie akceptowalny? Wolna wola. Tylko - jak pisałam wcześniej - nie jesteś odpowiedzialny wyłącznie za siebie. Czyń sobie destrukcję na swojej osobie, ale ze świadomością, że jesteś wciąż i nieustająco też przykładem mężczyzny dla syna. I nie zdziw się, kiedy on - nie radząc sobie z jakimś dużym życiowym problemem - też pójdzie w destrukcję.
Dalej o spójności - to albo kochasz syna, albo zrzekasz się praw rodzicielskich...?
I jeszcze - kochasz żonę i prosisz aby Cię znienawidziła? Hmmmm...
Ja w tym widzę rozpacz i krzyk - miotasz się ze skrajności w skrajność, z nadzieją że jak powiesz że ktoś Cię ma znienawidzić to ten ktoś od razu zaprzeczy, może powie że kocha... I jak powiesz o całkowitym odcięciu się od syna, to ktoś powie - że absolutnie nie, bądź wciąż ojcem, twórzmy rodzinę...Taki krzyk rozpaczy - widzicie, jakie bzdury gadam??? Niech mi ktoś zaprzeczy, proszę!!! Niech mnie ktoś uratuje!!!
Tylko że - w ten sposób na ludzi to nie działa... Bo to jest szantaż emocjonalny, wiesz o tym?
Postaram się poradzić Ci "po męsku", czyli w punktach.
1. za Mirakulum (dzięki Ci Dobra Kobieto :mrgreen: ) - zadaj sobie pytanie "co jest największym pragnieniem mego serca?" Odpowiedz sobie - szczerze i we własnym sercu, najlepiej po spowiedzi i Komunii, i poproś w modlitwie o łaski i dary Ducha Świętego.
2. Pomyśl, jak możesz osiągnąć to Twoje największe pragnienie? Środki do rozeznania - jak wyżej.
3. Skoro otworzyłeś się na forum, a forum Cię nie zjadło, to może podzielisz się na forum swoją koncepcją, jak to pragnienie osiągnąć? Ludzie na forum ewentualnie skorygują azymut, i postawią wyraźne znaki drogowe :-D Ewentualnie powiedzą - tak trzymaj, chłopie! (może nie natychmiast, ale życzę Ci - wkrótce ;-) )

P.S.
Zauważyłeś, że nic nie napisałam o Twojej żonie? Bo tak ma być - najpierw TY!!!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 12