Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Wysłany: 2010-03-27, 16:41 PRAWDZIWY FACET W KOŚCIELE
Mężczyzna w Kościele
„Kościół współczesny nie magnetyzuje mężczyzn, lecz ich raczej odstrasza” i „co gorsze, niewielu duszpasterzy zdaje sobie z tego sprawę i niewielu wykazuje zaniepokojenie nieobecnością mężczyzn w Kościele” - powiedział wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki podczas Archidiecezjalnej Pielgrzymki Mężczyzn i Młodzieży Męskiej. Winę za znikomą obecność mężczyzn w życiu kościelnym ponosi sam Kościół – stwierdził.
„Jeśli chcemy mieć w Kościele mężczyzn śmiałych i szukających wielkości, musimy zrobić to co Chrystus, czyli obiecać im cierpienie, ciężkie próby i trud. Niestety, dzisiaj chrześcijaństwo często reklamowane jest jako antidotum na cierpienie, na zmartwienie i na ból” – mówił abp Gądecki.
Zdaniem metropolity poznańskiego, „mężczyźni nie są ludźmi mniej religijnymi”, lecz Kościół, by zachęcić ich do praktyk, powinien nauczyć się przemawiać do nich innym językiem niż do kobiet.
„Mimo iż w chrześcijaństwie broniliśmy różnicy między mężczyznami i kobietami, w ogóle nie wykorzystaliśmy tej wiedzy. Owszem, wierzymy, że kobiety i mężczyźni różnią się między sobą, ale nauczamy jednych i drugich w ten sam sposób” – analizował abp Gądecki.
Według metropolity, „wielu mężczyzn obawia się tego, że kiedy zaczną chodzić do kościoła, będą musieli przyjąć nudny tryb żywota, że chrześcijaństwo zmieni ich w gamoni albo w nieudaczników”, zaś „dobrze wykształceni mężczyźni mają trudności z przyjmowaniem rzeczy na wiarę”, gdyż „w Kościele stawiani są wobec nierozumnej alternatywy: Pan Bóg albo nauka”.
„Bóg już wiele razy przywracał Kościół do równowagi i stanie się tak również tym razem, jeśli tylko usuniemy bariery, które zniechęcają i demoralizują mężczyzn” – wyraził nadzieję wiceprzewodniczący Episkopatu Polski.
Za jedną z cech demoralizujących życie religijne abp Gądecki uznał koncentrowanie się duszpasterzy na ilości podejmowanych przez nich działań i dbałości o ich zewnętrzny efekt, kosztem jakości podejmowanych inicjatyw.
„Kościół ocenia bardzo często swój sukces według kryteriów zjazdu rodzinnego. Patrzymy na to, ile przyszło osób i czy wszyscy są zadowoleni. Duży i zadowolony tłum ma być odpowiednikiem oczekiwanego plonu Kościoła. Im więcej spotkań, im więcej zebrań, tym większy plon” – mówił hierarcha.
„W rozwijających się parafiach i wspólnotach kościelnych sukcesu programu duszpasterskiego nie mierzy się ilością ludzi, ale ilością nawróceń. Natomiast w parafiach przeżywających stagnację o sukcesie decyduje liczba osób, które pojawiają się na zebraniach liturgicznych” – dodał abp Gądecki.
Na zadane przez siebie pytanie: „co zrobić, żeby mężczyźni z powrotem znaleźli swoje miejsce w Kościele, odpowiadające ich męskiej osobowości?”, metropolita poznański odparł, że „trzeba na nowo postawić przed nimi wyzwanie, jakie stawia przed nimi Chrystus: muszą być sobą”.
„Mężczyźni będą chcieli się przyłączyć do Kościoła tylko wtedy, kiedy Kościół przestanie zajmować się sobą, kiedy zacznie zajmować się zmienianiem świata. Bo taki był początek Ewangelii” – stwierdził wiceprzewodniczący Episkopatu.
Do sanktuarium maryjnego w Tulcach, gdzie od pięciu wieków czczona jest gotycka figura Matki Bożej, przybyło kilkuset mężczyzn. Na zakończenie Mszy św. abp Gądecki zawierzył Matce Bożej Tuleckiej wszystkich mężczyzn archidiecezji poznańskiej. Winę za brak mężczyzn w Kościele ponosi Kościół.
dla zainteresowanych całość materiału kobieta i mężczyzna-różnica i rola w życiu każdej płci tu:
http://www.sw-zygmunt.pl/?id=31
(pierwsza część kazania- piątek dzień szósty 1 )
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-03-27, 16:50
Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła
Murrow David
Wydawca: W drodze
Tłumaczenie: Katarzyna i Marcin Turscy
ISBN: 978-83-7033-597-7
Format: 135x210 mm
Stron: 428
Rodzaj okładki: miękka
Dlaczego mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła?
Nie mam czasu.
Nie umiem się odnaleźć w Kościele.
Jest nudno.
Nie lubię księdza.
Za często proszą o pieniądze.
Tam jest zbyt wiele hipokryzji.
Tak zazwyczaj odpowiadają mężczyźni. Ale czy to prawda? Może po prostu się boją? A może Kościół źle działa i organizuje swoje duszpasterstwo w taki sposób, że odpowiada ono na potrzeby kobiet, ale odpycha mężczyzn? Takie pytania stawia w swojej książce David Murrow — „zwykły mężczyzna z kościelnej ławki”, jak sam siebie przedstawia.
Mężczyźni Świętego Józefa to sieć mężczyzn, którzy pragną w swoim życiu duchowym czegoś więcej. To mężczyźni, którzy:
szukają Pana: “Będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca”. (Jer 29,13)
starają się służyć potrzebom innych zamiast szukać władzy i przywilejów. (Łk 22,25n)
trwają w Bożej mocy (J 15)
odkrywają radość życia według Bożego planu. (Kol 1,9-12)
Pragniemy wspólnie wzrastać w tej wizji.
Jeśli chcesz – możesz do nas dołączyć.
Proponujemy wspólne spotkania, by razem wzrastać w Bożej wizji męskości, by na nowo odkrywać miejsce mężczyzny w rodzinie i społeczeństwie, by podobnie jak Święty Józef stawać się mężczyznami oddanymi Jezusowi Chrystusowi, naszemu Panu i Zbawicielowi.
Recenzja książki :Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła
Murrow David
Czy Kościół wyjdzie do mężczyzn?
Już sam tytuł książki mówi o niej wiele. To nie pytanie: „Czy mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła?", ale stwierdzenie: „nienawidzą". A odpowiedź na pytanie: „dlaczego tak jest?" musi zrodzić się jako refleksja czytelnika sprowokowana poruszonym przez Davida Murrowa problemem braku mężczyzn w Kościele.
Książka nie pozostawia czytelnika obojętnym, co zresztą jest celem jej autora. Nie jest to lektura tylko dla mężczyzn. W Kościele, w którym oprócz przywódczych stanowisk każda inna działalność jest w rękach kobiet, a ich zaangażowanie i uczestnictwo w kościelnych nabożeństwach jest daleko większe niż mężczyzn, to być może one jako pierwsze muszą zdać sobie sprawę z problemu nieobecności mężczyzn, aby potem wesprzeć konieczne zmiany. Przesłanie skierowane jest jednak przede wszystkim do odpowiedzialnych Kościoła- zarówno świeckich, jak i duchownych liderów i duszpasterzy.
Ponad czterysta ciekawie napisanych stron, opartych na olbrzymiej liczbie gęsto cytowanych przez autora badań (dostępnych na stronach: http://www.barna.org/ oraz http://www.gallup.com/), których lektura wciąga czytelnika tak, jak mężczyzn pochłania oglądanie filmów akcji. Bo to właśnie w nich znajduje normalny mężczyzna więcej spraw poruszających jego- użyję tu tytułu książki Johna Eldredge'a- „dzikie serce" niż w tym, do czego wzywa go współczesny Kościół. Murrow ukończył antropologię, i z tej perspektywy widzi w mężczyźnie „myśliwego" (w przeciwieństwie do kobiet- „zbieraczek"). Mężczyzna zawsze będzie wolał polować, tymczasem Kościół proponuje mu formy aktywności typowe dla zbieraczy: monotonne i niekończące się zajęcia. Tak jakby odpowiedzialni za Kościół nie chcieli zobaczyć tego, co świat biznesu już dawno odkrył- aby mężczyzna mógł się czemuś poświęcić, trzeba mu przedstawić WNOC (to skrót od: „Wielki, Niebezpieczny, Odważny Cel"). A ponieważ Kościołowi wydaje się nie zależeć na tym, aby wykorzystać powołanie właściwe mężczyznom, jego wypełnienia szukają oni poza Nim.
Mężczyzn z dala od Kościoła trzymają trzy dysproporcje (zwane przez Murrowa „nieświętą trójcą"): liczebna (więcej kobiet niż mężczyzn w Kościele), uczestnictwa (więcej kobiet angażujących się w kościelną działalność) i dysproporcja wynikająca z różnic osobowości (kobiecie łatwiej odnaleźć się we współczesnym Kościele). To wszystko powoduje, że mężczyzna podświadomie odbiera Kościół jako „klub dla pań". Żeby poważnie pomyśleć o swoim miejscu w Kościele, musiałby mężczyzna zgodzić się z tym, że przyjdzie mu usiąść w jednej ławce z kobietami i tymi świętoszkowatymi mężczyznami, którzy właściwie niczym nie różnią się od kobiet. Bo przecież niełatwo w Kościele spotkać mężczyzn choć trochę przypominających bohaterów biblijnych! Mężczyzna wie, że w Kościele wymagać się będzie od niego, aby był miły i pilnie wykonywał swoje małe obowiązki. Nie usłyszy o duchowej walce prowadzonej na śmierć i życie, nie będzie się go nawoływać do podjęcia wyzwania, współzawodnictwa, przygody i ryzyka.
Żeby dobrze czuć się w takim Kościele- twierdzi autor- musiałby mężczyzna „przejść przeszczep osobowości". Nic dziwnego więc, że mężczyzna woli trzymać się z dala od Kościoła, a jeżeli już bierze udział w kościelnym nabożeństwie, robi to według „strategii mafii"- dla żony lub dla podtrzymania tradycji- w taki sposób, żeby nic z tego, co słyszy, nie dotarło do jego wnętrza. We współczesnym Kościele preferuje się wartości powszechnie uważane za kobiece: pokorę, słabość, bezpieczeństwo, stabilizację, zachowawczość, przewidywalność i wsparcie. Może więc zamiast oczekiwać aż mężczyźni przyjdą do takiego Kościoła, sam Kościół zwróci się do mężczyzn?- proponuje Murrow. Pierwszym krokiem do tego byłoby poznanie ich, drugim zaspokojenie ich potrzeb.
Autor zwraca więc uwagę na naturalne różnice między mężczyzną a kobietą, które same w sobie stawiają mężczyznę w trudnej sytuacji. Testosteron i inna budowa mózgu nie ułatwiają mu ani przyjęcia tego, co słyszy w zbyt długich dla niego kazaniach lub czyta w czasie lektury Słowa Bożego, ani odpowiedzi na to przesłanie- nie potrafi tak dobrze jak kobieta werbalizować myśli, nie lubi też tego, co we wspólnotach kościelnych nazywa się „dzieleniem". W czasie dojrzewania uruchamia się w mężczyźnie mechanizm znany w psychologii „oddzieleniem"- odrzuca wszystko to, co kojarzy mu się z kobietami; w tym Kościół. Nie dostrzega u siebie takiej potrzeby do rozwijania relacji z innymi, jaką obserwuje się u większości kobiet, unika więc także przyjaźni kościelnych (potrafi za to nazwać przyjacielem kolegę z wojska, którego nie widział od wielu lat).
W głębi swojego serca każdy mężczyzna pragnie być bohaterem. Marzy o wielkości, tymczasem w Kościele istnieje coś, co Murrow nazywa „policją pokory", która kara za „grzech" dążenia do tej wielkości. Zamiast moralizowania mężczyzna potrzebuje usłyszeć wezwanie do przygody i radykalnej przemiany życia. Nie można zachęcać go do „zażyłej relacji z Jezusem", ponieważ mężczyzna nigdy nie określa w ten sposób swojej znajomości z innym mężczyzną. Potrzebuje on za to usłyszeć o „pójściu za Panem" i zobaczyć, czy „to działa". Musi mu zostać pokazany biblijny obraz Mistrza, bo obraz Jezusa ukazywany przez Kościół odrzuca go- zarówno jeżeli chodzi o te słodkie pobożne obrazki, na których Pan wygląda jak kobieta z męskim zarostem, jak i o to, w jaki sposób się Go przedstawia- jako delikatnego, preferującego nie zwyciężać, a przegrywać, nikogo nie sądzącego. Za takim mężczyzną mieliby podążać?
Dyrektor organizacji „Kościół dla mężczyzn" (http://www.churchformen.com/) zachęca do tego, aby przełożeni kościelni zaczęli stawiać na mężczyzn i inwestować w ich duchowy rozwój, tak jak czynił to Pan. To się opłaca Kościołowi (także dlatego, że- jak pokazują badania- za nawróconym mężczyzną do Boga przychodzi zwykle cała rodzina), który w ten sposób stanie się bardziej dynamiczny na zewnątrz i gotowy do podjęcia ryzyka śmiałego niesienia Dobrej Nowiny. Według Murrowa potrzeba odejść od tradycyjnego modelu, w którym jeden pasterz prowadzi stado owiec (który mężczyzna chce być owcą?), i wyszkolić świeckich mężczyzn, którzy mogliby być ojcami duchownymi dla innych mężczyzn (więcej o duchowym ojcostwie na stronie: http://www.buildingbrothers.org/): mężczyźni zawsze „podążają za innymi mężczyznami". Taki duchowy ojciec prowadziłby swoje dziecko do dojrzałości i odkrycia „imienia", jakie nadał mu Bóg. Mężczyźni powinni mieć też innych braci, razem z którymi mogliby odkrywać, jak być uczniami Chrystusa. Współczesne duszpasterstwo nie przemienia mężczyzn: „...wiedzą o istnieniu Boga, ale nie znają Go osobiście".
Czy można winić mężczyzn za ich nieobecność w Kościele? Może są oni mniej religijni od kobiet (ale co w takim razie powiedzieć choćby o męskich wyznawcach islamu?)? Jeżeli nie, to może w samym Kościele jest coś, co odpycha mężczyzn? Zastanawiając się nad tym, dlaczego przesłanie Kościoła tak dobrze dociera do kobiet, a tak słabo do mężczyzn, cytuje Murrow słowa guru biznesu, Deminga: „Każdy system przyniesie takie rezultaty, dla jakich został zaprogramowany". To mocne słowa, tak jak mocne jest przesłanie całej książki, które ma wstrząsnąć czytelnikiem. Warto po nią sięgnąć i po męsku zmierzyć się z tym tematem, przed którym i tak uciec się nie da.
Sławomir Zatwardnicki
David Murrow, „Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła", W drodze, Poznań 2007
Zapraszamy na „MSB” czyli Męskie Spotkania Biblijne. Tematyka krążyć będzie wokół naszych postaw w biznesie i pracy. Co na ten temat wiemy z Biblii? Jak podobne problemy rozwiązywali inni? Jak możemy wspólnie się zachęcać i motywować do posłuszeństwa Bogu w sprawach codziennych, finansowych, podatkowych, kredytowych?
Spotkania w Kawiarence Pod Aniołami.
Będzie mocna kawa!
Weźmy ze sobą Biblię.
Najbliższe spotkania
5 stycznia 2011:
Ewangelia wg św. Łukasza dla prawdziwych mężczyzn (20:30)
9 stycznia 2011:
Wychowanie dzieci w oparciu o zasady z Pisma Świętego (16:45)
12 stycznia 2011:
Ewangelia wg św. Łukasza dla prawdziwych mężczyzn (20:30)
19 stycznia 2011:
Ewangelia wg św. Łukasza dla prawdziwych mężczyzn (20:30)
26 stycznia 2011:
Ewangelia wg św. Łukasza dla prawdziwych mężczyzn (20:30)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.