Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Chce by wrocila... jak to zrobic?
Autor Wiadomość
michal30
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-18, 01:55   Chce by wrocila... jak to zrobic?

Witam, glupio sie czuje piszac ale sam juz nie wiem co mam robic...
Moja zona z dnia na dzien postanowila sie wyniesc do rodzicow... Dlaczego? nie wiem... moge sie jedynie domyslac i zastnawiac nad tym co mowila. Ostatnim czasem miewala chore kompleksy ze ma nogi nie takie ze to ze tamto, tlumaczylem ze dla mnie jest najpiekniejsza,najwspnialsza kobieta na swiecie, bo taka jest prawda... ale to pomagalo na kilka dni, ostatnio juz sie o to poklocilismy moze to moja wina bo powiedzialem chyba za ostro, a cytujac: " rany Aska ja mam w to wyane jak Ty wygladasz wazne ze jestes!"

jestesmy razem 13 lat, po slubie 9 mimo mlodego wieku ja mam 30 lat, zona 28, mamy 2 letniego syna, dlatego tez tymbardziej nie rozumiem o co jej chodzi z tym wygladem i dlaczego przenosi sie w ta i spowrotem, robiac wode z mozgu naszemu synowi, dziecko powinno byc w domu z mama i tata.

Zona twierdzi ze jestem kobieciazem, nie, nie jestem, nie interesuja mnie inne kobiety owszem czasem popatrze na kogos ale wydaje mi sie to zupelnie normalne. Przyznaje ze czasem miala powody do zazdrosci przez inne kobiety ktore robily dziwne rzeczy by nas rozdzielic ale zawsze o wszystkim rozmawialismy i bylo dobrze wiec tymbardziej nie rozumiem jej wyprowadzki...

Przez caly nasz zwiazek nie bylismy razem przez dwa lata, zrobila cos strasznego, nie chce o tym pisac ale myslalem, nie tylko ja ale i wiekszosc jej rodziny ze jej nie ma... ale nie chcialbym o tym pisac wtedy dowiedziala sie ze ma nowotwor piersi, dlatego tak postapila... gdy po dwuch latach o wszystkim sie dowiedzialem od razu o wszystkim zapomnialem i chcialem by juz zawsze byla ze mna, ona tez tego chciala...
przez tamten okres mialem wiele kobiet bo w kazdej szukalem jej, ale drugiej takiej nie ma na swiecie, ja nie moge jej stracic...

Zawsze staralem sie by czula sie wazna i kochana, gdy bylo cieplo kazdy weekend organizowalem nam by bylo milo, rano latalem po pieczywo, takie standardowe zachowania moim zdaniem ktore powinnien miec facet... wracajac z pracy kupowalem jakis kwiatek by bylo jej milo, potrafilismy rozmawiac o wszystkim, moze robie cos zle moze nie potrafie kochac bo nikt mnie tego nie nauczyl? Moja matka wolala zawsze mego brata po smierci rodzicow mieszkalem z babcia a po jej smierci bylem w domu dziecka, gdy moj brat mieszkal z rodzinka matki... moze to ma jakis wplyw? chociaz nie wydaje mi sie by to mialo znaczenie... rodzice zony zawsze zastepowali mi wlasnych rodzicow i zawsze sie dogadujemy super bardzo ich kocham i teraz tez mnie rozumieja...
Zona jest dla mnie najwazniejsza, spelnila moje najwieksze marzenie, czyli dala mi milosc i wymarzonego syna...

Co mam zrobic by moja zona wrocila? jak ja przekonac ze jest najwazniejsza i ze dla mnie jest najpiekniejsza kobieta na swiecie?
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-18, 02:52   

michal30,

Witaj na forum,
post to emocje , emocje, emocje.
Dobrze,że zdecydowałeś się napisać, bo tu otrzymasz pomoc. Panowie, którzy są z nami chętnie popatrzą na Twoje problemy po swojemu, ale ja popatrzę po babsku.
Tak mi się rzuciło w oczy,że niezwykle powikłana jest historia Waszego małżeństwa i w wielu miejscach może tkwić przyczyna obecnego zachowania Twojej ukochanej żony.
Na początek powiem,że naprawianie małżeństwa to proces długofalowy, ale to nie znaczy,że cały ten czas musisz być sam. Wiele zależy od tego jak bardzo weźmiesz sobie do serca porady jakich udzielą Ci Sycharki i jak skutecznie uda Ci się je wdrozyć.

Na początek potrzeba wyjaśnić: Jesteście ze sobą 13 lat, a 9 po ślubie. Aby dokopać się do zalążka problemów musisz sobe uświadomić,że pary małżeńskie znające się tylko przed ślubem jako narzeczeni mają inny start psychoduchowy, a inny pary, które miały kontakty fizyczne przed ślubem- mieszkały razem lub tylko pogubiły sie w czystości. To jeden moment gdy mogą rozpocząć się problemy ( sposób przeżywania narzeczeństwa)
Następnie to kompleksy żony związane z wyglądem, które rozwinęły się także na pożywce twojego zachowania i wydarzeń życia ( zarzut bycia kobieciarzem i wiele intymnych kontaktów z kobietami w okresie trwania małżeństwa, no i najważniejszy trauma po chorobie nowotworowej- szczerze mówiąć głównie tu upatruję problemu)
Obawiam się,że żona nie przeżyła do końca i konstruktywnie kryzysu emocjonalno-duchowego związanego z chorobą. W takiej sytuacji często bardzo zaniża się poczucie własnej wartości i atrakcyjności. Dla faceta taką adekwatną traumą może być utrata możliwości satysfakcjonujących kontaktów seksualnych. Piszę to byś zrozumiał jak wielka jest to rana w psychice.
Ty sam także nie wydajesz się do końca osobą silną psychicznie z uwagi na problemy w domu rodzinnym- przebija tu tęsknota za normalną i kochającą rodziną.
W sposób niezamierzony być może Twoje zachowanie jest zbyt zachłanne na miłość i stabilizację, więc przytłoczyłeś nieco swoją żonę i choć bardzo się starasz, to ona nie potrafi udźwignąć nadzieji i potrzeb, które w niej pokładasz. Ponadto piszesz, że spełniła Twoje marzenie o dziecku i rodzinie, a zatem mogła poczuć się już niepotrzebna choć nie do końca spełniona z powodu niedomagań organizmu.

Nie piszesz nic o tym jaki jest Wasz stosunek do Boga i do Wiary. Jak radziliście sobie z wszelkimi problemami, które dotąd napotykaliście- sami czy korzystaliście z żywego kontaktu ze Stwórcą. To bardzo ważne, bo pokazuje umiejętność służenia sobie na wzajem.
Nie piszesz także czy i jak próbowaliście pokonać po ludzku te kryzysy ( oprócz rozmowy), bo jest ich po kolei parę. Czy byli terapeuci, własna praca przez rekolekcje ?
Napisałeś,że rozmawialiście, ale teraz pogubiłeś się w reakcjach żony. To świadczy i o problemach w komunikacji małżeńskiej i o tym,że być może zona potrzebując pomocy sama nie umie sformułować swoich oczekiwań.
Jej powrót do rodziców w tej sytuacji kojarzy mi się z powrotem do bezpiecznej kolebki. Co zaburza Jej spokój i odbiera poczucie bezpieczeństwa?
Jest tak wiele pytań na które musisz poznać odpowiedzi, abyś sie zoriętował rzetelnie w sytuacji.
Osobną sprawą będzie praca nad duchowością i uzdrowieniem relacji małżeńskich.
Przed Toba ogromny trud, ale skoro tak Ci zależy to znaczy,że chęci nie brakuje.
Mam nadzieję,że znajdziesz tu wiele pomocnych rad.
W wolnych chwilach czytaj inne wątki i przekopuj nasze bazy danych. Warto bo będą pomocne.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-18, 03:49   

Michał zapraszam w najbliższą niedziele na 16.00 na spotkanie naszego ogniska "Sychar"

do Bojana , w kościele św Jadwigi królowej . z Sopotu ok 15 km. nawet dojazd miejskim autobusem .



http://www.kryzys.org/vie...r=asc&start=225

z Bogiem
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-18, 09:57   

Michał!
Wyrażenie, którego użyłeś :"przez tamten okres miałem wiele kobiet" bardzo kojarzy mi się z "kobieciarzem", wiec zdecydowanie coś w tym jest. Poza tym słowo "miałem" kojarzy mi się z posiadaniem jakiejś rzeczy, więc takie mam wrażenie, że te kobiety to były takie rzeczy dla Ciebie do używania. Tak dosadnie napisałam, żebyś zrozumiał o co mi chodzi. Może tak to trochę jest? Może żona nie czuła, że traktujesz ją jak wartościową osobę? Tak gdybam i czepiam sie słów, które pewnie powiesz niechcący użyłeś, ale może warto się nad tym zastanowić?
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-18, 10:58   

Cytat:
powiedzialem chyba za ostro, a cytujac: " rany Aska ja mam w to wyane jak Ty wygladasz wazne ze jestes!"

Dla mnie jako kobiety znaczyłoby to tyle, że jest Ci obojętny mój wygląd zewnwętrzny, a niestety - zależy mi na tym, żeby mój mężczyzna - mąż, dopatrzył się we mnie również piękna zewnętrznego. :-)
Ale, nie o tym Michał, bo to na pewno nie jest najwazniejsze i absolutnie nie wierzę, że żona wyprowadziła się, bo nie dostrzegasz w niej tego piękna zewnętrznego... raczej o czymś to świadczy, o czymś poważniejszym...
Piszesz, że byłeś kobieciarzem... Na ile pokazuje moje doświadczenie, kobieciarzem raczej się jest - to jakaś bardzo miła przypadłość w świecie niektórych mężczyzn... Więc, dla mnie - jesteś kobieciarzem, być może dla Twojej żony - też i może właśnie z racji choroby nie chce już nosić na swoich utrudzonych barkach tej Twojej, radosnej ułomności. Tak, nosić na barkach, bo to jest bardzo ciężki ekwipunek dla żony, bądź pewny, że na pewno widzi, czuje więcej niż Ci się wydaje...Więc odeszła...
Co zrobić, żeby tak nie było? Zbliżyć się do Boga, nadać życiu inny, większy, głębszy sens, wtedy fascynacja kobiecym ciałem przestanie zajmować nienależne jej - pierwsze miejsce w życiu, przestanie być bożkiem. Wiem, że to trudne, że to ogromna praca do wykonania, ale jeśli chcesz ratować swoje małżeństwo - podejmiesz się jej. Teraz czas Wielkiego Postu, warto podjąć refleksję (oby owocną) nad własnym życiem. Michale, dokąd zmierzasz??

[ Dodano: 2010-03-18, 11:38 ]
Cytat:
Przez caly nasz zwiazek nie bylismy razem przez dwa lata, zrobila cos strasznego, nie chce o tym pisac ale myslalem, nie tylko ja ale i wiekszosc jej rodziny ze jej nie ma...

A gdybyś tak Michale, chociaż w jednym zdaniu, co też wtedy stało się?? To może postawić problem w nowym, jaśniejszym świetle... To mogły być najważniejsze i najbardziej brzemienne w skutki - Wasze dwa lata. Dużo u Was zranień, Michale, to na pewno nie jest sprawa zgrabnych lub mniej zgrabnych nóg żony...
 
     
michal30
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-18, 23:35   

Kari napisał/a:
Michał!
Wyrażenie, którego użyłeś :"przez tamten okres miałem wiele kobiet" bardzo kojarzy mi się z "kobieciarzem", wiec zdecydowanie coś w tym jest. Poza tym słowo "miałem" kojarzy mi się z posiadaniem jakiejś rzeczy, więc takie mam wrażenie, że te kobiety to były takie rzeczy dla Ciebie do używania. Tak dosadnie napisałam, żebyś zrozumiał o co mi chodzi. Może tak to trochę jest? Może żona nie czuła, że traktujesz ją jak wartościową osobę? Tak gdybam i czepiam sie słów, które pewnie powiesz niechcący użyłeś, ale może warto się nad tym zastanowić?


Witaj, masz zupełną racje, niestety tak wtedy traktowałem kobiety, to było bardzo złe,nie wiem co wtedy przezemnie przemawiało, złość, żal z braku żony przy mnie. Strasznie tego żałuje i ilekroć o tym pomyśle czuje sie jak dureń, wiedząc że jestem jedynym facetem w życiu mojej żony a ja... chociaż ogólnie rzecz biorąc nawet teściowa mówiła że sie nie dziwi że po prostu próbowłem ułożyć sobie życie...

A czy żona nie czuła, że traktuje ją jak wartościową osobę... hmm czy ja wiem, zawsze bardzo liczyliśmy sie ze swoimi zdaniami, nigdy w naszym związku nie było chorej zazdrości z jej strony, gdy wychodziliśmy gdzies ze znajomymi (może to głupi przykład) nie było przeszkód byśmy np z kimś innym zatańczyli, było to naturalne, bo bardzo sobie ufaliśmy...oczywiście najwięcej byliśmy ze sobą.

[ Dodano: 2010-03-18, 23:57 ]
róża napisał/a:
Cytat:
powiedzialem chyba za ostro, a cytujac: " rany Aska ja mam w to wyane jak Ty wygladasz wazne ze jestes!"

Dla mnie jako kobiety znaczyłoby to tyle, że jest Ci obojętny mój wygląd zewnwętrzny, a niestety - zależy mi na tym, żeby mój mężczyzna - mąż, dopatrzył się we mnie również piękna zewnętrznego. :-)
Ale, nie o tym Michał, bo to na pewno nie jest najwazniejsze i absolutnie nie wierzę, że żona wyprowadziła się, bo nie dostrzegasz w niej tego piękna zewnętrznego... raczej o czymś to świadczy, o czymś poważniejszym...
Piszesz, że byłeś kobieciarzem... Na ile pokazuje moje doświadczenie, kobieciarzem raczej się jest - to jakaś bardzo miła przypadłość w świecie niektórych mężczyzn... Więc, dla mnie - jesteś kobieciarzem, być może dla Twojej żony - też i może właśnie z racji choroby nie chce już nosić na swoich utrudzonych barkach tej Twojej, radosnej ułomności. Tak, nosić na barkach, bo to jest bardzo ciężki ekwipunek dla żony, bądź pewny, że na pewno widzi, czuje więcej niż Ci się wydaje...Więc odeszła...
Co zrobić, żeby tak nie było? Zbliżyć się do Boga, nadać życiu inny, większy, głębszy sens, wtedy fascynacja kobiecym ciałem przestanie zajmować nienależne jej - pierwsze miejsce w życiu, przestanie być bożkiem. Wiem, że to trudne, że to ogromna praca do wykonania, ale jeśli chcesz ratować swoje małżeństwo - podejmiesz się jej. Teraz czas Wielkiego Postu, warto podjąć refleksję (oby owocną) nad własnym życiem. Michale, dokąd zmierzasz??


Powiem tak, od czasu kiedy znów jesteśmy razem nie interesują mnie zupełnie inne kobiety, w ogóle nawet i wcześniej gdy byliśmy razem, na inne kobiety nie patrzyłem jak na kobiety... Gdy wiem że żona jest... inne kobiety mogą być jedynie kumplem...

róża napisał/a:
[ Dodano: 2010-03-18, 11:38 ]
Cytat:
Przez caly nasz zwiazek nie bylismy razem przez dwa lata, zrobila cos strasznego, nie chce o tym pisac ale myslalem, nie tylko ja ale i wiekszosc jej rodziny ze jej nie ma...

A gdybyś tak Michale, chociaż w jednym zdaniu, co też wtedy stało się?? To może postawić problem w nowym, jaśniejszym świetle... To mogły być najważniejsze i najbardziej brzemienne w skutki - Wasze dwa lata. Dużo u Was zranień, Michale, to na pewno nie jest sprawa zgrabnych lub mniej zgrabnych nóg żony...


sfingowała swoją śmierć, podobno chciała mnie chronić przed cierpieniem związanym ze swoją chorobą, ale to co zrobiła bolało o wiele bardziej... ale przepraszam nie chce o tym pisać, chciałbym o tym zapomnieć.


Kocham ją, naszego syna i zrobie wszystko by zawsze byli tutaj w domu i zawsze szczęśliwi... a może... może faktycznie Ona czuje sie tylko matką mojego dziecka, jak dziś to od niej usłyszałem...
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-19, 00:50   

michal30,
Proponuję Ci niekonwencjonalną, ale skuteczną metodę poradzenia sobie z pierwszym krokiem w zrozumieniu sytuacji.
Na podanej stronie jest wyszukiwarka klubów Amazonek, wpisz swoje miasto lub najbliższe duże i podjedź do takiego klubu.
http://www.mastektomia.pl/index.php?link=4
Poproś o kontakt z psychologiem pracującym z takimi kobietami i porozmawiaj na temat zachowania swojej żony. Taka rozmowa bardzo wiele spraw Ci rozjaśni i nauczy jak postępować, aby leczyć a nie szkodzić, bo Twoje wyobrażenia i potoczne rady mogą powodować więcej szkody w waszych kontaktach niiż pożytku. Uwierz,że Twoje spojrzenie może zmienić się o 180 stopni po rozmowie z fachowcem.
Dla wielu kobiet rak piersi jest niemal wyrokiem śmierci ( tak im się zdaje ) i obojętnie na przebieg leczenia stan psychiki post factum bywa tragiczny.
Zainteresuj się także terapią i lekami jakie brała żona to może mieć istotne dla jej zachowania.
http://www.rakpiersi.pl/articles,id,97.html
Sfingowaie śmierci świadczy o ogromnej depresji w chwili takiej decyzji- zaburzone postrzeganie miłości w kontekście cierpienia.
Nie chcę Cię martwić, ale bez fachowca psychiatry czy psychologa nie ruszysz. Przy okazji Ty sam też przejdziesz terapię niezbędną aby nauczyć się jak funkcjonować na codzień z osobą o incydentach depresyjnych lub wręcz chorej na depresję.
Pozwoli Ci to sprawnie i świadomie unikać nastepnych zranień w obojgu.
Gdy zaczniesz te swoistą naukę wtedy możesz o tym delikatnie napomknąć żonie, bez względu na pozorną reakcję odczuje w sercu,że Ci zależy. To będzie konkret który zacznie ja otwierać na Ciebie.
Cokolwiek zrobisz zawsze powoli.
 
     
michal30
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-19, 20:02   

Witaj, bardzo dziękuję za radę i napewno skorzystam z takiej konsultacji, Asia nie miała pdjetej piersi, więc dlaczego ma takie kompleksy z tego powodu, po wszystkim została raptem kilku centymetrowa blizna, której przecież nikt nie widzi, przez pierwsze miesiące od powrotu w ogóle nie chciała tego pokazać, nie pozwoliła sie tam dotykać...
Przecież nie kocha sie za coś lecz pomimo wszystko...

Dzis wróciła do domu, syna zostawiliśm jeszcze na kilka dni u rodziców bo musimy pobyć razem, przdyskutować wszystko... ale ciesze się że jest!
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-19, 21:05   

michal30,
Taki uraz powstaje ze strachu i jeśli nie jest do końca wyleczony źle to rokuje. Dlatego zajmij się tym jak najlepiej potrafisz. Stań się dla żony oparciem,a zobaczysz efekty. Musi czuć wsparcie w trakcie terapii. Pamiętaj tylko,że dopóki nie dobrniecie do końca wyjątkowo uważaj na gesty i słowa, które w jej obecności czynisz, bo terapia może ją unadwrażliwić poprzez przypomnienie dramatycznych zdarzeń.
Wszystko powoli i spokojnie. Bez nieprzemyślanych emocji.
 
     
michal30
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-19, 22:02   

Będę sie starał i robił wszystko by z tego wyszła.
 
     
reggrets
[Usunięty]

Wysłany: 2010-05-04, 11:31   

Witaj,

pomysł kingi2 jest bardzo dobry. pewnie yachowanie twojej żony spowodowane jest nałożeniem i kumulacją wielu czynników a to,że wątpi w soją atrakcyjność fizyczną i szuka jej potwierdzenia, jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Porozmawiaj z nią spoojnie, pokaż jak bardzo ją kochasz, potrzebujesz i pragniesz, jak Ci się podoba...najwyrźniej tego tez jej ostatnio brakowało, cóż kobieto czasem potrzeba większej dawki adoracji.
Powodzenia

[ Dodano: 2010-05-11, 15:59 ]
witajcie,

michal30 jestem ciekawa jak rozwinęłą się twoja sytuacja.
 
     
michal30
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-21, 00:53   

Witajcie,
od powrotu żony jest wszystko w najlepszym porzątku, ale też się o to bardzo starałem, i staram nadal, byłem u pani psycholog po porady jak postępować z kobietą po takiej operacji o takich kompleksach...
Oczywiście pojawiały się nowe problemy, ze względu innych kobiet... aczkolwiek moja żona w końcu zrozumiała że dla mnie liczy sie tylko Ona, było wiele kłótni, sprzeczek czasami wręcz nie wytrzymywałem, najtrudniejszą umiejętnością jakiej musiałem sie nauczyć w takich chwilach to opnowanie, więc wszystko działo się powoli... Nigdy nie miałem przed żoną tajemnic, zawsze o wszystkim wiedziała, nawet o złych rzeczach wolałem by dowiadywała się odemnie, bo myślę że nawet jeśli coś złego sie zdarza, a myślę że w każdym związku coś takiego istnieje, zaufanie buduje się nawet wtedy, wtedy gdy jest szczerość, żona była zazdrosna o np. moje znajome/koleżanki, więc zacząłem ją zabierać wszędzie, i z tym chyba też przesadziłem bo już miała dosyć ale widziała że nic złego się nie dzieje, widziała jaki stosunek mam do innych kobiet a jaki do niej i w końcu zauważyła tą zasadniczą różnicę... do tego stopnia że pewna osoba, która od zawsze próbowała między nami namieszć "zaprzyjaźniła" się z moją żoną, co mi się strasznie nie podobało bo byłem pewien że ją zrani, gdyż moja żona jest bardzo ufną, delikatną osobą, i tak też się stało, umawiały sie itd aż w końcu ta kobieta wyznała mojej żonie że rzekomo z nią sypiam, żona z tego spotkania wróciła wściekła jak osa, powiedziała "śpie u rodziców, wracam rano, przemyśl z kim chcesz żyć, kogo tak naprawdę pragniesz, bo ja nie zamierzam wyporzyczać męża" nie wiedziałem o co chodzi, trzasnęła drzwiami i wyszła... nie minęły 2 godziny wróciła, przytuliła mnie i powiedziała słowa które zupełnie mnie rozkleiły "przepraszam, przecież wiem że mnie nie zdradzasz" może to głupie że sie rozklejam, jestem facetem, i przecież powinienem być twardy... ale ... mam wspaniałą, mądrą żonę... i wiem że nie zasłużyłem na taką kobiete, dlatego każdego dnia zabiegam o jej względy, niby znamy się na wylot a wszyscy obcy ludzie uważają nas za "świerzą" parkę w etapie zdobywania, ale przecież kobieta musi czuć zainteresowanie czy to jest pół roku, 10 czy 40 lat związku... Jestem pewien że to właśnie jest kobieta mojego życia, wspaniała kobieta, żona, kochanka i idealna matka naszego syna!
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-21, 11:03   

michal30 napisał/a:
mam wspaniałą, mądrą żonę... i wiem że nie zasłużyłem na taką kobiete, dlatego każdego dnia zabiegam o jej względy, niby znamy się na wylot a wszyscy obcy ludzie uważają nas za "świerzą" parkę w etapie zdobywania, ale przecież kobieta musi czuć zainteresowanie czy to jest pół roku, 10 czy 40 lat związku... Jestem pewien że to właśnie jest kobieta mojego życia, wspaniała kobieta, żona, kochanka i idealna matka naszego syna!


Brawo Michał .
Niech Bóg Wam Błogosławi .
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2010-07-21, 11:23   

michal30 napisał/a:
Jestem pewien że to właśnie jest kobieta mojego życia, wspaniała kobieta, żona,

to jest najpiękniejsze zdanie jakie może mieć mąż o żonie- tak trzymaj
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9