Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
trudne decyzje...
Autor Wiadomość
anulka_35
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-27, 09:12   trudne decyzje...

Witam Was serdecznie,
Jakże moja historia różni się od Waszych. Tym bardziej czuję się okropnie z samą sobą. Sama dokonałam już oceny moich czynów i wiem, że moje postępowanie było tak złe, że z pochyloną głową przyjmę każdą krytykę. A jednak jestem samotna z moją historią…nie jestem w stanie spojrzeć komukolwiek w oczy i opowiedzieć o tym…i trudno mi jest się na to odważyć…a jednak bardzo tego potrzebuję. Może zechcecie jednak przebrnąć przez tę historię…i dać mi swoje refleksje ….

Jestem mężatką od 12 lat, mamy dwóch wspaniałych synków 6 i 8 lat. Mogę powiedzieć, że jesteśmy dobrym małżeństwem…zawsze byliśmy. Nasz związek oparty jest na przyjaźni, wzajemnym szacunku i miłości…jest…był. Jedyne co zawsze było między nami nie tak ..to seks. Zawsze jednak myślałam, że to nie najważniejsze…ze liczy się miłość…a na świat przyszły dzieci.

Od trzech lat jednak zaczęło mi bardzo brakować męża jako mężczyzny. Nie interesowałam go jako kobieta nie miał na to czasu ani ochoty. Rozumiałam, że stresująca praca…później brak pracy…później znów stresująca praca na wysokim stanowisku. Z czasem prowokowanie bliskości…inicjowanie atmosfery przestało mnie już bawić. Nie robiłam jednak wymówek i kłótni. Wspominałam czasami o problemie, o szukaniu pomocy, o moich potrzebach, o tym ze tak się nie da…obiecywał albo zbywał. Było mi go żal…cierpiałam razem z nim bo czułam, że mnie kocha. Tak minął kolejny rok, drugi…Byłam nieszczęśliwa w małżeństwie a jednocześnie wiedziałam, że to dobry człowiek i ojciec. Przyjaciółka uważała, ze ma kogoś…a ja jakoś nie wierzyłam bo to dobry facet (dalej w to nie wierzę). Przyszedł moment, że tak bardzo brakowało mi bliskości, że zaczęłam fiksować. Leczyłam się u psychiatry ale nie miałam odwagi przyznać się w czym tkwi naprawdę problem…wspominałam o różnych temperamentach ale bałam się śmieszności. Nie miałam nigdy problemu z mężczyznami więc na ich sygnały reagowałam odrzuceniem…albo modlitwą, która uchroni mnie od zrobienia jakiegoś kroku. Zdaje się, że czasami uchroniła mnie od zdrady. Wiedziałam jednak, że jeśli tak będzie dalej…źle się to skończy dla mnie i mojego małżeństwa. I wakacje 2009…przez zbieg okoliczności spotkałam się z moją sympatią z przed 15 lat. Było cos między nami ale nigdy za daleko nie zabrnęliśmy a później nasze drogi się rozeszły. Pomyślałam, że będzie miło…a w tyle głowy mam moją rodzinę…i nigdy nie pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia tym bardziej, że on też ma rodzinę i dziecko. Okazało się, że wciąż to dobry, mądry facet…odpowiedzialny i ciepły. Dziwne było jednak to, że przytuliliśmy się i tak trwaliśmy bez słów przez pół godziny…Kiedy się żegnaliśmy ja wiedziałam, że nie chcę więcej się spotykać…on natomiast chyba wręcz przeciwnie. Później były maile, smsy i moje słowa, obawy, że nie warto, że wkręcimy się i będzie problem a mamy rodziny. A jednak zatęskniłam…i choć dzieliło na 200km spotkaliśmy się…on zaangażował się na maxa…a ja…umierałam od wyrzutów sumienia. Złamałam wszystkie przysięgi, przez 15 lat nie pomyślałam o innym mężczyźnie a teraz…drugi miesiąc żyłam w innym świecie. Już wtedy wiedzieliśmy, że na kochanków się nie nadajemy ze względów emocjonalnych i moralnych. Kochaliśmy nasze rodziny…szanowaliśmy małżonków, martwiliśmy się o ich przyszłość. Wiedziałam, że te kilka spotkań to o kilka spotkań za dużo. Ale nie chodziło o seks tylko o naszą przyjaźń i to co czujemy. Chciałam to skończyć miesiąc później wiedząc, że mnie to niszczy i zniszczy nasze rodziny. Czułam już wtedy, że on jest na takim etapie, że poświęciłby wszystko…miesiąc się nie widzieliśmy. Ze złamanym sercem zakończyłam ten związek. Spotkaliśmy się po raz ostatni płacząc jak dzieci się żegnając. Po miesiącu wiedziałam, że jestem w ciąży…świat mi się zawalił. Z mężem nie kochałam się miesiącami więc sprowokowałam taką sytuację aby…mieć jeszcze czas aby to wszystko przemyśleć.. Przebiegło mi przez głowę aby …zniknąć z tego świata - ale mam cudowne dzieci…aby usnąć ciążę – ale nic to dziecko nie jest winne moich błędów i grzechów. Przepłakałam miesiąc…popadłam w totalną depresję…próbuję się trzymać przy rodzinie ale i tak jestem na skraju wytrzymałości. Podjęłam jednak decyzję (zawsze byłam przeciwnikiem aborcji ale jakże trudno o tym nie myśleć jak człowiek sam staje w obliczu niechcianej ciąży), że życie tego dziecka stawiam ponad szczęście mojej rodziny…bo to jedyne właściwe i zgodne z moim sumieniem rozwiązanie. ON wciąż pisze rozpaczliwe maile…o miłości, ..o tym, że jego życie straciło sens. Nie powiedziałam mu o ciąży. Chcę aby odbudował swoją rodzinę. Czuję się jakoś winna, bo wiedziałam, że często faceci tracili głowę (chociaż dawno) i mogłam to przewidzieć. Zresztą ostatnio wszystko biorę na siebie…bo czuję, że to wszystko to konsekwencje moich złych czynów. Wciąż płaczę…nie umiem się pozbierać i podjąć decyzji kiedy powiedzieć o tym mężowi. On jest czuły i dobry…chociaż nie kochaliśmy się 4 m-ce ale nie ma i tak z jego strony takiej potrzeby a ja w takim dołku to nawet o tym nie myślę. Analizuję wiele scenariuszy. Nie wierzę, że mąż zaakceptuje mnie z tym dzieckiem, wiem, że dla każdego byłoby to trudne. Boję się powiedzieć mu teraz ponieważ nie wiem czy psychicznie w ciąży jestem w stanie temu sprostać i tak mam ogromne wyrzuty, że mój stan psychiczny może mieć zły wpływ na dziecko. Może gdy się urodzi dziecko będę silniejsza…może. Boję się totalnego odrzucenia otoczenia, krytyki która mnie zabije…nieszczęścia mojego skrzywdzonego męża i unieszczęśliwienia dzieci. Wiem to wszystko ale teraz muszę ponieść konsekwencje moich nieprzemyślanych wyborów. ON nie wie …może tak lepiej. …Wiem, że mnie kocha ale w czym teraz by mi pomógł. Sama nie odejdę od rodziny…nie chcę także rozbijać jego. Muszę to unieść sama, znaleźć psychologa, który mi pomoże to przetrwać bo jednak sama nie dam rady z tą tajemnicą…
 
     
m.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-27, 09:53   

Witam Cie Anulko

wiesz mi się wydaje że żaden psycholog Ci nie pomoże, jeżeli chcesz naprawdę z kimś szczerze porozmawiać to idź do Kościoła, zwierz się księdzu i Panu Bogu.

nie chcę Ci nic radzić bo masz ciężka sytuację, jednak nie powinnaś się kontaktować z byłym kochankiem czy tym bardziej mówić mu o ciąży.
piszesz że Twój mąż jest dobrym i czułym mężczyzną, że Cie kocha więc nawet jak się dowie o dziecku wybaczy Ci, mi ksiądz w konfesjonale powiedział że ja muszę się postawić w sytuacji męża czy jeśli to on by mnie zdradził czy ja bym mu wybaczyła? Mój mąż okazał się wspaniałym człowiekiem i mimo wszystkich moich podłości wybaczył mi tak jak Bóg nam wybacza. tak naprawdę często jest tak że to my sami nie potrafimy sobie wybaczyć tego co zrobiliśmy a Bóg wybacza zawsze bo bardzo kocha.
nie wiem czy lepiej jest okłamywać całe życie męża i żyć w kłamstwie z samym sobą, czy być szczerym i powiedzieć prawdę. wiem jednak że Bóg jest Prawdą i do niej powinniśmy dążyć.
więc zastanów się, nad tym czy szczerze porozmawiać z mężem, ale zanim to zrobisz porozmawiaj z Księdzem, na pewno nie z przyjaciółkami bo ich rady mogą się okazać błędne, uwierz mi wiem coś o tym.
ważne jest że zdałaś sobie sprawę z tego że źle zrobiłaś teraz możesz to naprawić tylko z Panem, On da Ci odwagę by szczerze porozmawiać z mężem a Twojemu mężowi da mądrość i czułość by sprostać temu problemowi
pozdrawiam
m.z.
 
     
artuana
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-27, 10:23   

Kochana Anulko,
masz bardzo trudną sytuację, ale teraz musisz myśleć przede wszystkim o dziecku, które ma się urodzić. Ono nie jest niczemu winne i ma prawo do szczęśliwego życia.
To Ty musisz mu zapewnić jak najlepsze warunki do tego, by urodziło się zdrowe. Musisz dbać o siebie, bo Twój stres odbija się na dziecku. Zresztą wiesz o tym dobrze sama.
Z tamtym mężczyzną nie kontaktuj się wogóle. Definitywnie powiedz mu, że to koniec, aby nie robić mu żadnych nadziei.
A mężowi musisz powiedzieć o ciąży...., ale nie o kochanku. Nie teraz. Może kiedyś w przyszłości, a może nigdy? Nie potrafię Ci w tej sprawie doradzić..., bo to strasznie trudna sprawa :-(
Zdaję sobie sprawę, że ta tajemnica będzie Ci ciążyć i męczyć, ale może potraktuj to jako.... pokutę ?

Pozdrawiam Cię i życzę wszystkiego najlepszego.
No i na pewno musisz porozmawiać o wszystkim z osobą duchowną, tak jak radziła M.Z.
Ostatnio zmieniony przez artuana 2010-02-27, 10:25, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-27, 10:24   

Cytat:
Muszę to unieść sama, znaleźć psychologa, który mi pomoże to przetrwać bo jednak sama nie dam rady z tą tajemnicą…



I to jest jedynie słuszna decyzja.
By dać sobie z czymś rade, coś znieść musisz mieć jasność umysłu, której dziś nie masz…
Brakuje ci pewności siebie, a mocne poczucie winy zaciemnia racjonalizm decyzji…
Nikt z nas tu nie jest w stanie dać ci oczekiwanej przez ciebie formy wyjścia z tego, jedynie wsparcie o zrozumienie, co jest także szczególnie teraz ważne dla ciebie...
podnosić twoją wartość i samoocene byś jak najszybciej uporała sie ze swoim życiem...

Masz wiele do przerobienia z samą soba, bo problem miałaś już zanim do tego wszystkiego doszło, to znaczy do zdrady, romansu… dlatego wazne jest byś powoli z udziałem psychologa powoli prostowała swoje ściezki…
Bez udziału terapeuty niestety nie uda ci się tego…
fora różnego rodzaju bez opieki psychologa pełnią tylko funkcji samopomocy ale profesjonalizmu tu nie szukaj…

Ludzie mogą sobie tu mówić, ale to nie ich życie, i nie na nich spadną konsekwencje, dobra wola pomocy to za mało byś ty i twoi bliscy i inni uwikłani w to ludzie dziś wyszli z tego w miare z jak najmniejszymi stratami…
Jeśli już chcesz korzystać z for to jedynie by się wygadac, poszukac, pocieszenia i zrozumienia to rola for różnego rodzaju,

prace nad sobą niestety musisz przeprowadzić u konkretnie wyspecjalizowanej osoby, która nakieruje cie na prawidłowe myślenie i kroki z tym związane..
Pomoże ci wyjść z poczucia winy, które dziś doprowadza cie do depresji i bezradności w zaradzeniu problemów swoich


Powodzenie dasz rade naprostowac swoje życie… każdy z nas kiedyś przeszedł droge swoich zmian…
i nikt nie ma prawa cie osądzać a jeśli nikt z nas takiego prawa nie ma,
to i ty siebie nie osądzaj… takim sposobem tylko wzmacniasz bezradność zamiast zadośćuczynic wszystkim zło jakie sie wyrządziło...
tylko takie podejście może podnieść twoją samoocene, że wynagrodziałaś komuś krzywde... i przerobić nalezycie z takiego doświadczenia lekcje na przyszłość z pożytkiem...
jedynym twoim obowiązkiem jest dziś zadbać o siebie o swój stan zdrowia psychiczny i podjąc krok w tym kierunku u specjalisty
Ostatnio zmieniony przez mami 2010-02-27, 14:08, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-27, 13:09   

anulka_35,
Witaj,
nie ma takiego grzechu, którego Jezus by nam nie wybaczył, ani sytuacji z której by nas nie wyprowadził. Tylko wszystko mu oddaj i zaufaj.

Po ludzku znalazłaś sie w bardzo trudnej sytuacji na którą złożyły się całe lata zaniedbań i niedomówień w małżeństwie, a zaowocowały krótkimi brzemiennym w skutki romansem.
Niestety nie uda się tego rozwiązać w tydzień, ale nastawiając się na długofalowe działanie Łaski Bożej możesz poukładać wszystko jak trzeba.
Najpierw powinnaś zadbać o siebie i swój wewnętrzny spokój poprzez pojednanie z Bogiem i oddanie mu całego okresu ciąży, porodu i połogu- polecam Sanktuarium Maryjne w Leśniowie.
http://www.leśniów.pl
To wspaniałe miejsce gdzie Matce możesz powierzyć wszystkie troski i sama poczuć się Jej dzieckiem. Myślę,że znajdziesz tam kapłana, który jak dobry ojciec poradzi Ci jak poprowadzić dalej rozmowy z mężem i poukładać swój świat.
Koniecznie trzeba to zrobić, aby duchowo zamknąć furtę złu, które wpuściłaś do Waszej rodziny. To trudne, ale z Bogiem i pod Opieką Maryi wykonalne.
Na chwilę obecną polecam Ci do wysłuchania:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4903
rekolekcji od o.o. Dominikanów, bo w Twojej sytuacji będą bardzo pomocne.

I jeszcze jedno Bóg Ci pomoże, nie bój się Go. Podejmując decyzję o urodzeniu dziecka pomimo niechcianej ciąży sprawiło,że opowiedziałaś się za Miłością. Stanęłaś po stronie Boga choć ścieżka do Niego była kręta. Masz jak w banku,że pomoże Ci tak jak mu na to pozwolisz. Jego Serce i ramiona są dla Ciebie otwarte. Jesli przyprowadzisz mu takze meza obejmie Was oboje. :-D
 
     
anulka_35
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-27, 14:03   dziękuję za wszystkie słowa

...spróbuję odpowiedzieć jak tylko będę miała na to siłę...bez łez. A dziś sobota i moje dzieci chcą mamę ...uśmiechnietą dla siebie. Dziękuję raz jeszcze za słowa i wskazówki gdzie szukać pomocy.
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-28, 09:44   

Anulko najważniejsze to nie poddać się w dążeniu ku dobru...a jak się upadnie...powstać! Wierzę, że Ci się uda.
Z Bogiem...
 
     
marek12b7
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-28, 14:44   

[quote="mami"]
Cytat:
Muszę to unieść sama, znaleźć psychologa, który mi pomoże to przetrwać bo jednak sama nie dam rady z tą tajemnicą…

I to jest jedynie słuszna decyzja.


Anulka - ja Ci nie powiem o jedynej słusznej decyzji,........... bo jej nie znam. Wspieram Cię modlitwą. Pan Bóg zna Twoją sytuację i ma dla Ciebie rozwiązanie. Próbuj wypełnić Jego wolę, szukaj jej, myślę że tylko tam znajdziesz szczęście dla siebie i swojej rodziny. Nie myśl że Twoja sytuacja jest jedyna.........
 
     
Patita
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-28, 21:17   

Czy ojciec dziecka nie prawa wiedzieć ze zostanie ojcem Tego dziecka?? Może będzie chciał uczestniczyć w jego wychowaniu. Przecież dziecko ma do tego prawo aby znać swoich biologicznych rodziców. Trudna sytuacja i życzę Ci abyś znalazła spokój w tym całym zamieszaniu które ma miejsce w Twoim życiu.
 
     
anulka_35
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-01, 15:17   

Nie potrafię jasno myśleć. Wiem, że dla dobra dziecka muszę znleźć ukojenie ...w modlitwie...w nadzieji. Proszę Was może potraficie wskazać mi w W-wie kapłana, który zechciałby być moim spowiednikiem.

Wiem, że sytuacja jest trudna i oczwywiście nachodzą mnie również refleksje dotyczące ojca dziecka. Nie wiem może kiedyś ale teraz niech odnajdzie sam siebie w swojej rodzinie. Może nie mam racji ale teraz wydaje mi się, że wystraczy mój ból i lęk o przyszłość.
 
     
Agutella
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-01, 15:27   

Znam małżeństwo, które przeszło przez taką burzę.... mają już jedno dziecko i przytrafiła się im ciąża, ale ciąża związana ze zdradą żony.... Mąż wiedział że to nie jego (bezpłodność) żona powiedziała, chyba wszystko, powciągane były w to wszystkie osoby dramatu.
Mieli się rozwodzić, tragedia na całego, a dziecko rosło w brzuszku.....
I się nie rozwiedli, mąż uznał dziecko swojej żony jako swoje, dziecko się urodziło i żyją razem, czy szczęśliwie, tego to nie wiem.
Różnie się w życiu układa
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-01, 16:15   

anulka_35,
Pytasz o kapłana, więc poradzę tak jakbym ja dla siebie szukała. z takim problemem jak Twój.
Po pierwsze podjechałabym na Hożą do Domu Prowincjonalnego Sióstr Rodziny Maryi i tam zapytała o kapłana dla siebie. Skoro mają tam siostry okno życia to i muszą mieć dobrego rekolekcjonistę czy spowiednika. Na pewno chętnie Ci kogoś polecą.
Drugi sposób to przez Diecezjalne Domy Samotnej Matki poszukać spowiednika. Chodzi o kapłana, który pracuje z takimi problemami i nie są dla Niego zaskoczeniem, potrafi konkretnie pomóc.

Diecezjalny Dom Samotnej Matki
Adres: Jana Kilińskiego 63, 05-220 ZIELONKA

Telefon: 22-7810979

A jak nie tam to przez Archidiecezję Warszawska:
ARCHIDIECEZJALNA PORADNIA KATOLICKA
00-695 Warszawa, ul. Nowogrodzka 49
Zapisy przez telefon: 022 629 02 61, pon-pt: g. 15.00-19.00
Poradnia udziela pomocy w trudnych i zawiłych sprawach sumienia, trudnościach religijnych i świaopogladowych, odpowiedzialnego rodzicielstwa, trudnościach wychowawczych, wyboru stanu i zawodu, konfliktów małżeńskich i rodzinnych, prawa cywilnego, problemów narkomanii i alkoholizmu, samotnych matek. Bezinteresowną pomocą służą specjaliści w dziedzinie: psychologii, seksuologii, psychiatrii, neurologii, prawa i teologii.

Zajrzyj tu:
http://www.archidiecezja..../pomocog/?a=575

Gdybyś miała jeszcze jakieś problemy to ja osobiście polecam:
Parafia św. Anny- kościól Akademicki- ks. Piotr. Trudno go pomylić, bo jest bardzo postawny-polecam mądry i ludziom życzliwy kapłan. Przez dwa lata pracował i spowiadał w mojej parafii , bardzo mi pomagał. Jesli nie będzie się czuł na siłach poleci napewno dobrego kapłana.
 
     
anulka_35
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-17, 15:08   

Otrzymałam trzy maile na skrzynkę ale niestety nie mogę ich odczytać :( wyrzuca nie w ogóle z netu. Wybaczcie zatem, że nie mogę na nie odpowiedzieć. Dziękuję Wam raz jeszcze za wszystko.

W tej chwili muszę koniecznie udać się do specjalisty bo nie jestem w stanie sama dotrwać do końca ciąży. Jestem chyba zbyt słabym człowiekiem...

[ Dodano: 2010-04-25, 09:06 ]
Moje zawiłe losy mają swój ciąg dalszy...
Piszę o nich aby dać świadectwo ludzkiej miłości i dobroci, chęci wybaczania i pomagania.
Moja historia tak trudna wręcz beznadziejna wydawała mi się pułapką nie do przejścia. Nie jest oczywiście wszystko jak kiedyś i wiem, że nigdy nie będzie. Szłam chyba w tym swoim cierpieniu za głosem Boga. Depresja doprowadziła mnie do załamania nerwowego. Nie potrafił mi pomóc nikt. Byłam i jestem osamotniona w swojej walce o zadośćuczynienie wszystkim tego co złe.
Nie miałam już siły tak żyć w kłamstwie. Nie spałam...nie jadłam...umierałam duchowo i fizycznie. Powiedziałam mężowi prawdę...nie wiem czy to tchórzostwo czy odwaga...ale jego czyste spojrzenie i miłość codzienna doprowadziły do kresu moje wyrzuty sumienia. Miał prawo dalej decydować o swoim życiu a nie być ze mną ...wrakiem człowieka, który umierał za życia.
Jak na "tylko" człowieka przyjął to z nadludzkim spokojem. Przeżywa to bardzo pewnie wewnętrznie. Dziś już wiem, że chce być ze mną, że chce mi wybaczyć...dla mnie i naszej rodziny. Wiedział, że gdybym nie powiedziała to zniszczyłabym siebie i to dziecko, które noszę. Przytula mnie i ociera mi codziennie łzy ...jak Jezus...chociaż sam cierpi.
Długa droga przede mną...nienawidzę siebie, poczucie winy zabija mnie codziennie. Boję się tego dziecka, nie potrafię patrzeć na męża jak kiedyś, bo wiem jak go skrzywdziłam. Boję się ludzi, boję się otoczenia tego co powiedzą gdyby prawda ujrzała światło dzienne...po prostu przyszłego życia. Nie wiem czy nie nadejdzie czas, że mąż uzna, że nie potrafi z tym żyć ...może. Teraz wiem, że mi pomaga o ile można mi pomóć.
Błagam Was Kochani o modlitwę za mnie, o siłę dla mnie abym to uniosła, o to abym zaakceptowała tę dziewczynkę, którą noszę pod sercem...żeby była dzieckiem, które da mi jeszcze kiedyś odrobinę szczęścia w życiu i sprawi, że się kiedyś jeszcze uśmiechnę....bo dziś naprawdę w to nie wierzę...

dziękuję Wam za wszystko

[ Dodano: 2010-04-25, 09:28 ]
Moje zawiłe losy mają swój ciąg dalszy...
Piszę o nich aby dać świadectwo ludzkiej miłości i dobroci, chęci wybaczania i pomagania.
Moja historia tak trudna wręcz beznadziejna wydawała mi się pułapką nie do przejścia. Nie jest oczywiście wszystko jak kiedyś i wiem, że nigdy nie będzie. Szłam chyba w tym swoim cierpieniu za głosem Boga. Depresja doprowadziła mnie do załamania nerwowego. Nie potrafił mi pomóc nikt. Byłam i jestem osamotniona w swojej walce o zadośćuczynienie wszystkim tego co złe.
Nie miałam już siły tak żyć w kłamstwie. Nie spałam...nie jadłam...umierałam duchowo i fizycznie. Powiedziałam mężowi prawdę...nie wiem czy to tchórzostwo czy odwaga...ale jego czyste spojrzenie i miłość codzienna doprowadziły do kresu moje wyrzuty sumienia. Miał prawo dalej decydować o swoim życiu a nie być ze mną ...wrakiem człowieka, który umierał za życia.
Jak na "tylko" człowieka przyjął to z nadludzkim spokojem. Przeżywa to bardzo pewnie wewnętrznie. Dziś już wiem, że chce być ze mną, że chce mi wybaczyć...dla mnie i naszej rodziny. Wiedział, że gdybym nie powiedziała to zniszczyłabym siebie i to dziecko, które noszę. Przytula mnie i ociera mi codziennie łzy ...jak Jezus...chociaż sam cierpi.
Długa droga przede mną...nienawidzę siebie, poczucie winy zabija mnie codziennie. Boję się tego dziecka, nie potrafię patrzeć na męża jak kiedyś, bo wiem jak go skrzywdziłam. Boję się ludzi, boję się otoczenia tego co powiedzą gdyby prawda ujrzała światło dzienne...po prostu przyszłego życia. Nie wiem czy nie nadejdzie czas, że mąż uzna, że nie potrafi z tym żyć ...może. Teraz wiem, że mi pomaga o ile można mi pomóć.
Błagam Was Kochani o modlitwę za mnie, o siłę dla mnie abym to uniosła, o to abym zaakceptowała tę dziewczynkę, którą noszę pod sercem...żeby była dzieckiem, które da mi jeszcze kiedyś odrobinę szczęścia w życiu i sprawi, że się kiedyś jeszcze uśmiechnę....bo dziś naprawdę w to nie wierzę...

dziękuję Wam za wszystko
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-12, 00:23   

Anulka , dziękuje za twoje świadectwo , teraz czeka Cie praca nad wybaczeniem sobie .

Jest to Możliwe , jakiś czas temu nakrzyczała na mnie przyjaciółka , kiedy nie mo-łam sobie wybaczyć .
".....Nie można stawiać swoje-o wybaczenia ponad Boskim wybaczeniem - bo to jest zwyczajna pycha ..... "

Od razu załapałam pion :mrgreen: pycha nieźle się ukrywa . :shock:

Pamiętam w modlitwie

ps. sory za brak litery - ale laptop w tym miejscu zawodzi - między literką f i h :mrgreen:
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10