Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Gorzkie Żale to unikalny festiwal w Warszawie o charakterze międzynarodowego wydarzenia artystycznego.
Stanowi on połączenie spektakli, koncertów, filmów, dyskusji, dla których pierwotną inspiracją jest atmosfera Wielkiego Postu i Wielkiego Tygodnia. Wydarzenia w ramach festiwalu mają stać się przyczyną refleksji nad miejscem wartości w życiu człowieka i poszukiwaniem współczesnego modelu duchowości. Chcemy prowokować do stawiania niewygodnych, ale fundamentalnych pytań.
Pasja jest dla nas wyzwaniem intelektualnym i artystycznym, jest fenomenem teologicznym, ale również kulturowym. Rozważanie Męki Pańskiej prowadzone jest z wielu punktów widzenia: teologicznego, filozoficznego, historycznego, społecznego, a także artystycznego - mówi Michał Mizera, dyrektor programowy Festiwalu. Oferta festiwalu jest różnorodna i skierowana do wszystkich zainteresowanych, niezależnie od wyznania i poglądów.
Edycja 2010: Zstąpił do piekieł
Tegoroczny program festiwalu został skonstruowany wokół „Boskiej komedii” Dantego Alighieri. Ta summa średniowiecza opowiadająca o wielkim nawróceniu autora i Wielkiej Przemianie Chleba w Ciało skupia się w dużej mierze na Wielkiej Sobocie, dniu miedzy Krzyżem a Zbawieniem, dniu, w którym także współczesny człowiek dokonuje wyboru drogi. – dodaje Michał Mizera. Stąd organizatorzy zaczerpnęli pomysł na edycję Festiwalu „Gorzkie Żale”, który stawia sobie za cel przypominanie, że piekło istnieje i jest realnym zagrożeniem dla wszystkich grzeszników.
Nasze poszukiwania wiodą m.in. przez Dantego, Dostojewskiego, Tuwima, Krasińskiego i Becketta. W programie znajdą się także występy rosyjskiej grupy Derevo, nowe produkcje Agaty Dudy-Gracz i Krzysztofa Jasińskiego, koncerty liturgiczne, filmy, spotkania, debaty i kazania. Łącznie 29 wydarzeń, w tym 3 premiery oraz jedna produkcja festiwalowa. – wylicza Małgorzata Wilczewska z Centrum Myśli Jana Pawła II.
Festiwal odbędzie się w Warszawie od 27 lutego do 30 marca 2010 r.
Festiwal organizowany jest przez Centrum Myśli Jana Pawła II, we współpracy z Centralnym Basenem Artystycznym.
Szczegóły dotyczące festiwalu, programu, rezerwacji bezpłatnych wejściówek oraz cen biletów znajdują się na stronie: http://www.gorzkiezale.com
IV Niedziela Wielkiego Postu - Kazanie Pasyjne 2010
Można być samotnym z wyboru. Można być samotnym wbrew sobie. Można czuć się samotnym z braku bliskich czy przyjaciół. Ale samotność można odczuwać nawet wtedy, gdy jest się otoczonym przez wielu ludzi. Nawet tych bliskich i przyjaciół. Bo samotność miewa różne oblicza. W życiu wierzących czasem przyjmuje straszną postać wrażenia opuszczenia przez Boga. Zawsze, gdy nie jest chciana, gdy boli i doskwiera, staje się trudna do zniesienia. Jak fizyczny ból wdziera się w ludzkie życie i jak fizyczny ból uniemożliwia normalne funkcjonowanie.
Nie wiem, czy można powiedzieć, że krzyż Chrystusa uczy człowiek znosić samotność. To ból, przed którym trudno uciec, trudno się obronić. Prawdą jednak pozostanie, że pamięć o przeżywającym w osamotnieniu swoją mękę i śmierć Jezusie może przynieś ulgę każdemu osamotnionemu. Gdy się ją odczuwa, można powiedzieć: mój Mistrz to zna, bo sam samotności doświadczył. A jeśli zna, to pewnie ją rozumie. Rozumie mój stan, rozumie mój smutek, to, że nie mogę znaleźć sobie miejsca, że ciągle czegoś szukam; że ciągle chcę jakoś wypełnić moje pustki.
Samotność Jezusa rozpoczęła się długo przed Jego męką i śmiercią. Gdy w radosnym ferworze nauczania i cudów Jezus zapowiadał swoim uczniom, że zostanie zabity, oni nie rozumieli. Ale i nie dopytywali. Ten temat jakby ich nie obchodził. Woleli go unikać. Jak zdrowy woli unikać rozmawiania z chorym o jego lęku przed śmiercią. „Nie przyjdzie to na Ciebie” – słowami Piotra z Cezarei upominają chorego niejedni, pogłębiając tylko ich samotność. I ta samotność, to niezrozumienie, to unikanie trudnych tematów towarzyszyło Jezusowi od Ostatniej Wieczerzy aż po Ogrójec. Gdy On się modlił, oni spali, mimo że prosił, aby z Nim czuwali. Choć im mówił o tym, co Go czeka, zlekceważyli Jego obawy i lęk. Potem przyszło im już pewnie tylko żałować. Nie tylko tego, że w chwili próby uciekli, ale też tego, że w ostatnich godzinach nie czuwali ze swoim Mistrzem.
Samotność towarzyszyła też Jezusowi w obliczu sędziów i oprawców. Wprawdzie dwóch uczniów poszło za Nim do domu arcykapłana, ale niebawem jeden z nich wyparł się, że Go zna. Jezusa otaczali głównie wrogowie. Ludzie życzliwi – a wiemy, co najmniej o Nikodemie – nie przebili się przez jazgot, drwiny i szyderstwa. Nikt nie obronił Jezusa przed zniewagami i opluciem. Nie było przeciwwagi dla tych, którzy krzyczeli na całe gardło „ukrzyżuj go”. Przeciw sobie miał wrogi motłoch, a za sobą może kilku wystraszonych, milczących zwolenników. Gdzie się podziali ci, którzy jeszcze niedawno wołali „Hosanna Synowi Dawida”?
Łatwiej nieść krzyż, gdy znajdzie się do pomocy ktoś bliski. Jezus dźwigał go sam. Pomagał mu człowiek przymuszony przez żołnierzy. Wprawdzie niektóre kobiety płakały nad Jego losem, podobno któraś nawet otarła Mu twarz z potu i krwi, ale pewnie cierpienie oddzieliło już wtedy Jezusa od reszty świata. Ból ogłupia, sprawia, że trudno kogokolwiek widzieć. Choćby byli wokół bliscy, choćby stali pod krzyżem, choćby płakali czy słowami dodawali otuchy, w bólu człowiek jest zupełnie sam. Bo żadne współczucie tego bólu skatowanego ciała nie zmniejszy. Trwanie bliskich pod krzyżem nie zmniejszy bólu przebitych rąk i nóg i nie doda sił do walki o każdy łyk powietrza. W bólu Jezus był zupełnie sam. Tak bardzo, że wołał słowami Psalmu: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił”. Można widzieć w tych słowach Jezusa ostatnie Jego kazanie, w których przypomina, iż w tym psalmie zapowiedziana została Jego męka. Można – jak chce Katechizm Kościoła Katolickiego – widzieć w nich przyjęcie nas, ludzi oddzielonych od Boga, byśmy razem z Jezusem do Boga się zbliżyli. Ale można też widzieć w nich ślad takiego bólu, w którym wydaje się, że nawet Bóg o człowieku zapomniał. Jeśli Jezus przeżywał taki ból, to czy Bóg nie rozumie szczególnie tych, którzy podobnie jak On cierpią?
Samotność w lęku przed jutrem, samotność w obliczu wrogiego tłumu, samotność w trudnym do zniesienia bólu. Trzy samotności, które w dzień męki i śmierci przyszło znosić naszemu Panu. Może się zdarzyć, że i mnie przyjdzie je znosić. Gdy przyjdą, będę mógł powiedzieć, że mój Pan i Nauczyciel też je zna, bo ich doświadczył. Ale ubolewając dziś nad Jego samotnością muszę też spytać samego siebie: jak ja postępuję wobec tych, którzy boleśnie przeżywają swoją samotność?
Łatwo jest powiedzieć człowiekowi bojącemu się o jutro, żeby się nie martwił, że wszystko będzie dobrze. Pół biedy, jeśli mam realne podstawy myśleć, że rzeczywiście tak będzie. Gorzej, jeśli to sposób na ucieczkę od niego. Na zamknięcie się we własnym pogodnym świecie. Byle nie psuć sobie dobrego nastroju, byle nie brać na siebie czyjegoś bólu. Czasem ta ucieczka zamienia się w szorstkie upominanie bliźniego, że ciągle mówi o jednym, że nie można go już słuchać, że nie można z nim normalnie przebywać. A o czym ma mówić ten, kto się boi tego, co czeka go jutro? A przecież wystarczyłoby posłuchać. Wystarczyłoby powiedzieć, że choć nie rozumiem – bo czyjś lęk trudno dobrze zrozumieć – to jestem z nim. Zgadzam się koić jego lęk swoim słuchaniem, swoją obecnością. Jakbym czuwał w Ogrójcu z samym Jezusem...
Łatwo też stać po czyjejś stronie, gdy ma on wielu zwolenników. W dużej grupie raźniej. Znacznie trudniej, gdy sojuszników nie zostało wielu. Gdy bliscy oskarżanego i wyszydzanego się chwieją, gdy patrząc, jak inni go opuścili, sami zaczynają się wahać, powtarzać – w imię rzekomego obiektywizmu – tezy przeciwników. Ale to właśnie wtedy temu człowiekowi wsparcie jest szczególnie potrzebne. Nawet jeśli popełnił drobne błędy, nawet jeśli nie był idealny, trzeba, choćby w imię dawnej przyjaźni, wesprzeć go obecnością i dobrym słowem. Jeśli i my, jego przyjaciele, w takiej sytuacji go opuścimy, kto z nim zostanie? Tak, tylko Jezus. Ten, który zna, co znaczy samotność pośród zawziętych oskarżycieli.
W bólu każdy cierpiący jest sam. Tej samotności nie wypełni żadna obecność, żadne dobre słowo, żaden przyjazny gest. Poziom bólu nie obniży się, gdy wokół będą bliscy. Ale chyba łatwiej go znosić, gdy wokół są współczujący. Pod krzyżem Jezusa stała Jego Matka, umiłowany uczeń, Maria Magdalena i parę innych osób. Musiało ich boleć. Mogli jak inni uciec i nie patrzeć na agonię Jezusa. My też możemy przed bólem naszych bliskich uciekać. Ale możemy zostać. By cierpiącemu łatwiej było go znosić.
Obym pamiętając o samotności Jezusa w dniu Jego męki, umiał wspomóc moich osamotnionych bliźnich. Może wtedy, gdy mnie samego dopadnie ból samotności, znajdę pociechę u Boga i u innych.
Po niedzieli różowej i po moim głębokim
zamyśleniu o Ojcu Miłosiernym,
wrócę jeszcze do cudów, do znaków,
które Jezus czynił, abym uwierzył.
Gdy nastał wieczór Jezus powiedział Apostołom:
Przepłyńmy na drugi brzeg jeziora...
Nagle zerwał się gwałtowny wiatr.
Fale miotały łodzią i łódki napełniały się wodą.
A On spał na wezgłowiu, na końcu łodzi.
Obudzili Go krzycząc: Nauczycielu,
czy Cię to nie obchodzi, że giniemy?
Wtedy On wstał i rozkazał morzu:
Milcz, zamilknij!
I nastała głęboka cisza.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-03-16, 15:55
16-03-2010
♥♥♥
Zamyślenia wielkopostne
ks.bp Józef Zawitkowski (2010-03-16)
Jezus zapytał dwunastu:
Może i wy chcecie odejść?
Na to rzekł Piotr:
Panie, do kogo my pójdziemy?
Przecież Ty masz słowa życia wiecznego,
a myśmy uwierzyli,
że Ty jesteś Świętym Boga.
Piotrze, Ty naprawdę tak wierzysz?
Przyjdzie Wielki Czwartek.
To wszystko się stanie.
A my kapłani codziennie, sprawujemy
tę Wielką Tajemnicę Wiary.
Gdybym tak naprawdę uwierzył - chyba bym umarł.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-03-17, 11:27
Pojawiły się nowe grzechy "on-line"
Polska Kurier Lubelski | Wtorek, 16 marca 2010
Trwa Wielki Post, a w tym okresie w parafiach rozpoczęły się rekolekcje zachęcające do odnowy duchowej i spowiedzi przed Wielkanocą. Lubelscy księża zauważają, że na liście grzechów pojawiają się zupełnie nowe - związane z internetem.
Z najnowszych badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie wynika, że przynajmniej raz w roku spowiada się 74% Polaków. Jak mówi jedno z pięciu przykazań kościelnych, każdy katolik powinien przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu pokuty. Jak wynika z sondażu, w tym roku przed Wielkanocą swoje grzechy wyzna 85% mieszkańców wsi i 62% wiernych w dużych miastach.
- Mniej się modlimy i rzadziej chodzimy do kościoła, ale skłonność do spowiedzi się nie zmienia - mówi ks. dr hab. Sławomir Zaręba z Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, który prowadził badania. - Badania socjologów z UKSW jasno wskazują, że częściej spowiadają się kobiety (80%) niż mężczyźni (67%).
Księża przypominają, że do złego coraz częściej kusi nas internet. - Nowe technologie to przede wszystkim dobro, z którego możemy korzystać, ale dla niektórych także pokusa do złego. Mówiąc młodzieży o rachunku sumienia, zwracam więc uwagę na takie grzechy, jak: zemsta przez internet, oczernianie na portalach społecznościowych czy nagrywanie wulgarnych filmów z udziałem innych na telefonie komórkowym - podkreśla ks. dr Ryszard Podpora, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa w lubelskiej kurii.
Na nowej liście grzechów można też umieścić: agresywne wulgarne SMS-y, zniesławianie kogoś np. na portalu Nasza-klasa.pl, elektroniczny atak na cudze witryny albo pocztę elektroniczną, promowanie pornografii on-line.
Jak często się spowiadamy?
Stanisław Michałowski: Przyznam szczerze, że ja wcale nie chodzę do spowiedzi. Nawet z okazji większych świąt, kiedy to ludzie masowo się spowiadają.
Weronika Wilczek
Tak, chodzę do spowiedzi. Trudno mi powiedzieć jak często, ale na pewno kilka razy w ciągu roku. Staram się spowiadać zwłaszcza przed większymi świętami kościelnymi, takimi jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc.
Dziś, to już nie żarty.
Będę mówił o wskrzeszeniu umarłych.
Byłem przy umierających.
Byłem przy śmierci bliskich.
Powszednim stał się dla mnie pogrzeb,
ale co ja był zrobił,
gdybym zobaczył, że umarły wstał?
Dzisiaj jest takie wielkie święto,
uroczystość Świętego Józefa,
któremu Kościół dał taki piękny tytuł:
Oblubieniec Najświętszej Maryi Panny.
Józefolodzy napisali o Nim wiele ksiąg,
a Pismo Święte nie przekazało nam
żadnego słowa Józefowego.
Taki cichy, a taki Wielki.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-03-19, 13:01
Legenda o św. Józefie
W cieniu piramid egipskich na początku V wieku napisano apokryf poświęcony św. Józefowi. Jest to traktat o dobrej śmierci. Dokument ten świadczy o kulcie św. Józefa.
Autor posłużył się formą relacji o Józefie przekazaną przez samego Jezusa. Ten bowiem, według autora, na Górze Oliwnej zebrał wokół siebie uczniów i opowiedział im historię swego ojca, który Go uznał za syna. Powtórzył szereg wiadomości zawartych w innych apokryfach o tym, że Józef był wdowcem i miał dzieci, o jego zmaganiu z przyjęciem Maryi, kiedy odkrył że jest brzemienna, o ucieczce do Egiptu, o jego pracy zawodowej. Interesujące natomiast jest to, co mówi o jego chorobie i śmierci.
Józef miał otrzymać zapewnienie od anioła: W tym roku umrzesz. Ta wiadomość zatrwożyła Józefa, dlatego udał się do świątyni Pańskiej, by pokutować i modlić się. Modlitwa przytoczona przez autora jest refleksją nad tajemnicą śmierci i prośbą, by Bóg zabezpieczył drogę, po której dusza Józefa pójdzie do krainy zmarłych. Jest on bowiem świadom, że złe duchy mogą ją zaatakować.
Po powrocie do Nazaretu Józef zachorował i popadł w trwogę. Ten lęk wyraża w kolejnej modlitwie, pełnej bólu i niepewności. W niej aż dziesięć razy mówi: Biada mi... Jest to rachunek sumienia z czynów, jakie były dziełem jego oczu, rąk, uszu, nóg, żołądka, ciała. W tych słowach przebija głęboka świadomość odpowiedzialności za wszystko, co człowiek czyni w swoimi życiu. Kończy ten rachunek sumienia poddaniem się woli Boga.
Następnie autor podejmuje opowiadanie Jezusa: Kiedy mój kochany ojciec, Józef, to powiedział, wstałem, podszedłem do niego, leżącego w trwodze swej duszy oraz swego ducha, mówiąc mu: "Bądź pozdrowiony, mój kochany ojcze Józefie, ty, którego starość jest szacowna i równocześnie błogosławiona". On odpowiedział w wielkiej, śmiertelnej bojaźni, mówiąc Mi: "Bądź pozdrowiony wielekroć, mój kochany synu! Oto moja dusza uspokoiła się we mnie na krótki czas, gdy usłyszałem Twój glos. Po czym poprosił Jezusa, by wysłuchał jego grzechów. Wysłuchaj mnie dziś, mnie twojego sługę, gdy Cię proszę, wylewając łzy przed Tobą: Wyznaję, że serce wyrzuca mi zbyt ludzkie myślenie o Twojej Matce, bo jeszcze nie byłem wtajemniczony w to, że bez udziału mężczyzny poczęła syna. Wyznaję też, że raz poszarpałem Twoim uchem, gdy jeszcze byłeś dzieckiem. Józef kończy to wyznanie prośbą, by Jezus osądził go w imię swej dobroci.
Święty Józefie, Pan Bóg wybrał Ciebie na opiekuna Świętej Rodziny. Byłeś gotowy stracić swoje plany i marzenia dla wypełnienia woli Bożej. W ten sposób byłeś zawsze gotowy, aby opuścić ten świat i wejść do Ojca Niebieskiego. Pan Bóg dal Tobie to szczęście, aby w godzinie śmierci mieć blisko siebie Jezusa i Jego Najświętszą Matkę.
Nie wiem, kiedy na mnie przyjdzie ta najważniejsza godzina życia, ale pragnę być gotowy tak jak Ty. Proszę o obecność kapłana, który przez sakrament pojednania i sakrament chorych oraz przez Komunię Św. może mi pomóc, podobnie jak kiedyś Jezus umocnił Ciebie. Proszę również o obecność Maryi poprzez ludzi wiary i Ewangelii, którzy noszą w sobie Jej obraz, Jej duchowe macierzyństwo.
Pragnę Twojej szczególnej pomocy w tych momentach, w których Pan Bóg będzie stawiał mnie przed podobnymi próbami, jak kiedyś Ciebie. Pragnę uczyć się umierać przez tracenie własnej woli dla Chrystusa i mężne życie Słowem Bożym w trudzie codziennej pracy. W ten sposób chcę pod Twoją opieką przygotować się na przejście do wiecznej i prawdziwej ojczyzny. Amen.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.