Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
O Biblii inaczej
Autor Wiadomość
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-29, 23:18   

Był wysoki i miał warkocz
Eliza Litak

Przez wieki nie zwracano większej uwagi na wizerunek, który odbity jest na Całunie. Nic dziwnego - jest tak niewyraźny, że niemal zlewa się z płótnem. Nie badano też samej tkaniny. Ludziom wystarczała świadomość tego, że - jak wierzyli - Całun okrywał ciało Chrystusa i są na nim ślady Jego krwi.

Tajemnice Całunu zaczęto odkrywać dopiero na przełomie XIX i XX w. W 1898 r. włoski fotograf-amator Secondo Pia zrobił pierwsze w historii zdjęcie tej tkaniny. Gdy oglądał w ciemni negatyw, jego oczom ukazała się z niezwykłą wyrazistością postać człowieka, odsłoniły się niedostrzegalne szczegóły wizerunku. Zrozumiał, że Całun może wiele opowiedzieć...

To cud, że przetrwał

W pierwszym momencie patrzącemu rzuca się w oczy nie sam wizerunek postaci, lecz uszkodzenia płótna. Właściwie to cud, że tak delikatna tkanina przetrwała tyle wieków, i to pomimo burzliwych wydarzeń. Paradoksalnie, do najcięższych uszkodzeń Całunu doszło nie wtedy, gdy był przewożony i ukrywany, lecz w czasie, gdy go troskliwie przechowywano. Największe zniszczenia pozostawił pożar w kaplicy w Chambery w 1532 r. Ołowiana skrzynia, w której przechowywano Całun, zaczęła się topić. Kilka kropel metalu spadło na złożone płótno i wypaliło szesnaście dużych dziur. Gaszący pożar - dwaj franciszkanie, dworzanin i kowal - próbowali schłodzić relikwiarz, wylewając na niego wiadra wody. Ta, przedostawszy się do skrzyni, przemoczyła płótno i pozostawiła siedem czworokątnych jasnych plam. Po pożarze siostry klaryski naprawiły tkaninę, łatając ją kawałkami korporału i podszywając całość lnianym płótnem holenderskim.

Na Całunie są też starsze ślady ognia, rozłożone symetrycznie w czterech miejscach. Nie wiadomo jednak, kiedy i w jaki sposób powstały. Być może był to efekt dotknięcia nieostrożnie trzymaną kadzielnicą. Mówi się też, że jest to ślad po ordaliach, czyli "sądzie Bożym". Podczas takiego "sądu" przytykano do relikwii rozżarzony pręt, jeśli zapaliła się, uznawano ją za fałszywą. Nie ma jednak pewności, czy Całun był poddawany takim próbom.

Nietypowa tkanina

Samo płótno jest jedyne w swoim rodzaju, naukowcy nie znają podobnego. Najprawdopodobniej powstało na Bliskim Wschodzie, być może w Syrii, w pierwszych wiekach naszej ery. Jest to lniana drogocenna tkanina, tkana splotem ukośnym zygzakowatym, bardzo rzadko używanym, najczęściej w tkaninach wełnianych lub jedwabnych, nigdy zaś w lnianych. Ponadto, każda nić osnowy przechodzi kolejno nad trzema a potem pod jedną nicią wątku, co jest również nietypowe i jeśli się zdarza, to w materiałach o znacznie mniejszej gęstości niż Całun.

Płótno ma kształt prostokąta o wymiarach 4,36 na 1,1 m. Zauważono, że wymiary te stanowią wielokrotność łokcia, miary długości powszechnie stosowanej m.in. w starożytnej Palestynie (łokieć liczył ok. 54 cm). Nie wiadomo jednak, czy nie jest to czysty przypadek, tym bardziej że w przeszłości małe kawałki Całunu odcinano na relikwie. Przypuszcza się, że skrócono w ten sposób m.in. tę część, na której odbita jest przednia strona stóp.

Wzdłuż jednego z dłuższych boków Całunu doszyto pas o szerokości ok. 8 cm, krótszy od płótna o 46 cm. Pas ten wygląda na odcięty, a następnie starannie doszyty w to samo miejsce, o czym świadczy splot, który w obu fragmentach idealnie do siebie pasuje. Nie wiadomo jednak, dlaczego to uczyniono.

Tajemnicze litery U

Na Całunie zauważono prostokątne pasy, ułożone wokół twarzy mężczyzny, tworzące jakby dwie litery U. Naukowcy wciąż nie są pewni, co pozostawiło taki ślad. Najpopularniejsza teoria głosi, że są to odciski specjalnej podpórki, na której w starożytności i średniowieczu układano głowę zmarłego (wykonywano ją przeważnie z drewna lub słomy). Nie wiadomo jednak, z jakiego powodu na Całunie są odciśnięte dwie litery U, skoro nie znany jest przypadek użycia podwójnej podpórki.

„Pójdziesz na śmierć”

Na Całunie są również fragmenty napisów, ułożone głównie wzdłuż wspomnianych pasów. Nie wiadomo kto, kiedy i w jakim celu je tam umieścił. Nie jest pewne nawet, czy naniesiono je na Całun ,gdy jeszcze było w nim ciało, czy już później. Najprawdopodobniej pojawiały się w różnym czasie. Nie ma pewności co do ich znaczenia, gdyż litery są niewyraźne. Mimo wszystko, podejmowane są próby ich odczytania.

Po lewej stronie twarzy dostrzeżono napis przypominający starogreckie słowo PEZ, oznaczające „czynić, spełnić ofiarę” lub „zaświadczam”. Po prawej stronie znajduje się ciąg znaków, tworzących napis INNECE. Odczytuje się go przeważnie jako fragment łacińskiej formuły IN NECEM IBIS – „Pójdziesz na śmierć”. Obok widać znaki: NAZAPHNO lub NAZARENUS, czyli „Nazarejczyk”. Są też inne symbole, mogące określać tożsamość zmarłego: napis HEOY pod brodą, co może być fragmentem słowa Yheoi, czyli „Jezus”, i znajdujące się nad głową litery IC, uważane za skrót imienia Jezus Chrystus.

To nie wszystkie napisy, jakie znaleziono, są one jednak najistotniejsze dla badań. Wśród pozostałych warto wspomnieć fragmenty wezwania Sanctissime Iesu Miserere Nostri („Najświętszy Jezu, zmiłuj się nad nami”), znajdujące się nad prawym kolanem postaci. Jego powstanie tłumaczy się następująco: napis najprawdopodobniej przesiąkł z pergaminowej kartki, przytkniętej na jakiś czas do Całunu po to, by poświęcić ją przez kontakt z relikwią.

Kwitnąca Gundelia tournefortii

Na powierzchni Całunu przez wieki osadzały się mikroskopijne pyłki roślin. Są one bardzo trwałe, można je zidentyfikować nawet po setkach lat. W 1973 r. szwajcarski kryminolog Max Frei przeprowadził badania i na ich podstawie rozpoznał pyłki pięćdziesięciu ośmiu roślin. Siedemnaście z nich występuje we Włoszech i Francji, trzy czwarte w Palestynie: trzynaście spotyka się wyłącznie na pustyni Negew i w rejonie Morza Martwego, kolejne trzy tylko w okolicach Jerozolimy, np. Gundelia tournefortii. Na Całunie jest tak dużo jej pyłku, że można przypuszczać, że spadł na tkaninę prosto z kwitnącej rośliny. Część pyłków jest charakterystyczna dla roślin ze wschodnich obszarów dzisiejszej Turcji, m.in. z Konstantynopola. Znaleziono też pyłki pochodzące z Północnej Afryki i Sahary. Wyniki analizy pyłkowej wspierają przypuszczenia o wędrówce Całunu przez okolice Morza Śródziemnego.

To nie jest obraz

Na Całunie nie znaleziono żadnych śladów farby, barwnika ani substancji, którym wizerunek mógłby być namalowany. Z pewnością też nie powstał wskutek odbicia na tkaninie krwi pokrywającej ciało ofiary: plamy krwi i obraz ciała są od siebie „niezależne” i łatwo je odróżnić. Co więcej, w miejscach, w które wsiąkła krew, wizerunek nie powstał. Nie wiemy więc, dlaczego ciało odbiło się na płótnie; wiadomo tylko, że powierzchnia włókien ma zmienioną strukturę. Naukowcy mówią o rozpadzie celulozy we włóknach, wskutek czego powstały słomiano - żółte plamy.

Badając materiał, naukowcy znaleźli natomiast fragmenty tkanin, drobiny ziemi, bakterie, grzyby i owady. Najistotniejszą substancją organiczną jest jednak wspomniana krew, która z pewnością jest krwią ludzką. Specjaliści rozpoznali, która krew wypłynęła przed, a która po śmierci mężczyzny, odróżnili też krew tętniczą od żylnej. Niezwykłe, że krew widoczna na Całunie do dziś zachowała intensywny czerwony kolor, chociaż zazwyczaj z upływem czasu brunatnieje. Próbowano tłumaczyć to m.in. konserwującym działaniem mirry i aloesu, których ślady znaleziono na płótnie. Odkryto też, że krew z Całunu zawiera wyższy niż przeciętny poziom bilirubiny, mogącej wpływać na zabarwienie krwi. Substancja ta występuje w krwi osób, które przed śmiercią doświadczyły wycieńczających cierpień.

Możemy być pewni, że płótno okrywało zwłoki okrutnie torturowanego mężczyzny. Ale jak zginął? Kim był?

Wysoki i z warkoczem

Mężczyzna z Całunu w chwili śmierci liczył trzydzieści, czterdzieści lat. Był silnie zbudowany. Jego wzrostu i wagi nie da się dokładnie określić, gdyż płótno było wielokrotnie rozkładane i lekko się rozciągnęło. Ponadto wizerunek jest trochę zniekształcony, gdyż tkanina dopasowała się do budowy ciała. Ocenia się, że miał 175-180 cm wzrostu i ważył 75-81 kg.

Chociaż jego twarz jest wręcz zmasakrowana, wciąż widać, że miała bardzo proporcjonalne rysy. Oczy były osadzone blisko nosa, kości policzkowe są wysokie i nie wystające. Nosił wąsy i brodę, miał jasne, długie, lekko falujące włosy. Niedawno odkryto, że były one zaplecione w gruby, spuszczony na plecy warkocz.

Udało się określić grupę jego krwi: AB Rh+. To bardzo rzadka grupa, spotykana u 3-4 proc. ludzi na świecie, lecz znacznie częściej występująca wśród ludów Bliskiego Wschodu.

Wyrywano mu włosy

Twarz widoczna na Całunie jest jakby pokryta drobinkami krwi. Niektórzy uważają, że jest to ślad po „krwawym pocie” (hematidrozie), którego człowiek może doświadczać w sytuacjach skrajnego osłabienia, silnego wstrząsu psychicznego i strachu. Dalsza analiza wskazuje, że mężczyznę bardzo brutalnie bito po twarzy: oblicze jest zdeformowane, pokrywają je rany, prawdopodobnie uszkodzona jest czaszka. Uderzano przede wszystkim od lewej strony, dlatego prawa część twarzy jest szczególnie zniekształcona: na policzku widać trójkątną ranę, oko silnie spuchło, powieka została naderwana. Kości łuków brwiowych przecinają skórę, nos jest złamany. Przypuszcza się, że człowieka z Całunu mocno uderzono jakimś narzędziem, np. kijem lub biczem. To musiało spowodować obfity krwotok, o czym świadczy duża ilość krwi, która spłynęła na wąsy. Widać również, że wyrywano mu włosy z wąsów i brody, miejscami odrywając nawet kawałki skóry. Ten mężczyzna przewracał się i upadał na twarz, bowiem w okolicy nosa odkryto zmieszane z krwią drobiny ziemi. Są to kryształy aragonitu, rodzaj osadu wapiennego, przypominający ten, spotykany do dziś w okolicach Jerozolimy. Niewykluczone, że właśnie stamtąd pochodzi.

Monety Cezara Tyberiusza

Przez wieki ludzie oglądający Całun byli przekonani, że w odbitej na nim twarzy widzą ogromne szeroko otwarte oczy. Dopiero w 1977 r. zauważono, że postać bynajmniej nie ma otwartych oczu, lecz położono na nich leptony, monety z brązu, będące w obiegu w Cesarstwie Rzymskim w I w. n.e. Na monecie z prawego oka znajduje się rysunek lituus, tj. laski pasterskiej, na lewej zaś simplum – pucharu. Na obu z nich widnieje grecki napis Tiberiou Kaicapos – są to więc monety cezara Tyberiusza. Ta leżąca na prawej powiece zawiera błąd w nazwie, charakterystyczny dla monet wybijanych w prowincjach Cesarstwa: Caicapos, zamiast Kaikapos. Data wybicia wskazuje na szesnasty rok panowania Tyberiusza, tj. 29-30 r. n.e.

W okolicach Jerycha i Morza Martwego znaleziono przypadki pochówków, w których zmarłym kładziono na powiekach monety lub kawałki glinianych skorupek. Nie był to zwyczaj powszechny, nie miał też nic wspólnego z greckim mitem, głoszącym, że umarły musi mieć ze sobą pieniążek za przewiezienie przez Styks, rzekę umarłych. Żydzi kładli na powiekach zmarłym drobne pieniądze, żeby nie widzieli drogi, którą ich niesiono na miejsce ostatniego spoczynku.

Kolce poraniły głowę

Mężczyźnie z Całunu nałożono czepiec z gałęzi cierniowych (być może była to palestyńska roślina nazywana dziś spina Christi), pokrywający całą głowę. Na jego karku, czole i pod włosami jest wiele śladów po ranach kłutych, układających się w formę łuku. Najwięcej jest ich na karku, gdzie gałęzie ciernia najmocniej wbiły się w skórę. Na głowie, tam, gdzie biegną żyły i tętnice, plamy krwi są dużo większe, gdyż kolce spowodowały obfite krwotoki. Najwyraźniejsza strużka krwi znajduje się na środku czoła mężczyzny. Ma kształt odwróconej trójki. Prawdopodobnie w tym miejscu, jak u wielu osób, biegła u niego duża żyła, rozszerzająca się przy wysiłku. Jeśli uszkodził ją kolec, krew mogła płynąć długo po jego usunięciu. Przypuszczalnie, gdy zaczęła płynąć, mężczyzna z bólu odruchowo zmarszczył czoło, strumień krwi przesunął się i przybrał nietypowy kształt.

Przywiązany do słupa i ubiczowany

Na prawie całym ciele skazańca znajduje się około stu dwudziestu ran, pogrupowanych po dwie lub trzy. Naukowcy są zgodni, że są to ślady bicza, zwanego flagrum romanum, o dwóch, trzech rzemieniach, zakończonych ołowianymi kulkami lub haczykami, powodującymi rany tłuczone i szarpane. Skazany był w trakcie chłosty całkiem nagi, gdyż ślady uderzeń widoczne są nawet na pośladkach. Z układu ran wynika, że podczas biczowania miał skrępowane ręce i przywiązany był do niskiego słupa. Biczujących było dwóch, obaj wymierzali ciosy od tyłu. Stojący po prawej był nieco wyższy i chłostał bardziej brutalnie. Bito przede wszystkim po plecach, udach i łydkach, natomiast oszczędzono okolice głowy i serca, nie chcąc dopuścić do przedwczesnego zgonu. Niewykluczone jednak, że prawą stronę twarzy zmasakrowało ofierze przypadkowe uderzenie bicza.

Aby nie doprowadzić do zabicia, tradycja hebrajska ograniczała karę chłosty do trzydziestu dziewięciu batów. Wiek płótna, szacowany na I w. n.e., i odtworzone metody chłosty sugerują, że oprawcami byli Rzymianie. Nie przywiązywali wagi do tradycji żydowskiej i traktowali biczowanego z wyjątkowym okrucieństwem.

Dźwigał patibulum?

Mężczyzna najprawdopodobniej dźwigał ciężki chropowaty przedmiot, który boleśnie otarł jego skórę nad łopatkami. Uszkodzony jest zwłaszcza prawy bark: skóra i mięśnie są miejscami starte aż do splotów nerwowych. Ta rana ma kształt przypominający prostokąt, o wymiarach 10 na 9 cm. Otarcie nad lewą łopatką jest bardziej zaokrąglone i ma średnicę ok. 12 cm. Te rany nakładają się na ślady po biczowaniu, powstały zatem po karze chłosty.

Ale co pozostawiło te ślady? Najczęściej uważa się, że powstały pod ciężarem patibulum, poprzecznej belki krzyża. Skazańcy na własnych plecach zanosili ją na miejsce kaźni, gdzie przytwierdzano ją do pionowej belki wbitej w ziemię. Patibulum było przeważnie potężnym konarem drzewa, długim na ok. 2 m i ważącym ponad 50 kg. Nic dziwnego, że jego ciężar rozjątrzył rany po biczowaniu. Mężczyzna z Całunu, niosąc patibulum, musiał mieć na sobie ubranie, które trochę ochroniło jego ciało.

Prawy bark wygląda na zniekształcony i być może wybity. Niektórzy badacze uważają, że potwierdza to tezę, jakoby ten człowiek wykonywał zawód, który powodował nadwyrężanie prawej ręki, np. zawód cieśli. Według innych opinii to zniekształcenie wiąże się ze złożeniem do grobu. Po śmierci, kiedy ciało zaczynało sztywnieć, złączono szeroko rozłożone ręce skazańca, co spowodowało wybicie barku. Nie jest też wykluczone, że bark uległ deformacji pod wpływem dźwiganego ciężaru.

Pole Destota

Ślady na rękach dowodzą, że człowiek z Całunu został ukrzyżowany. Zastygłe strumienie krwi na ramionach świadczą o tym, że w czasie, gdy płynęła po nich krew, mężczyzna miał ręce wysoko wzniesione. Widać też, że próbował podciągać się do góry – wtedy kierunek strumienia krwi zmieniał się. Nie udawało mu się jednak podnieść się na długo, więc ponownie się osuwał.

Po zbadaniu płótna znaleziono miejsca, w które wbito gwoździe. Wbrew powszechnemu przekonaniu, nie przebijano dłoni. Gdyby tak było, ich mięśnie zostałyby rozerwane pod wpływem ciężaru ciała. Skazanemu przebito więc nadgarstek, trafiając w tzw. pole Destota, szczelinę między kośćmi nadgarstka. Gwóźdź bez problemu przeszedł przez ciało i mocno przytwierdził je do krzyża. Jednakże przebicie uszkodziło nerw środkowy, przez co kciuki automatycznie zgięły się do wnętrza dłoni (dlatego na Całunie nie widać kciuków). Grzbiety dłoni noszą ślady otarcia. Prawdopodobnie „szorowały” o drewno, wówczas gdy mężczyzna podciągał się na krzyżu, aby zaczerpnąć powietrza i choć na chwilę ulżyć nieznośnemu bólowi w przebitych nadgarstkach.

Nie mógł oddychać

Również wygląd klatki piersiowej świadczy o tym, że człowiek z Całunu zmarł na krzyżu: jest ona bardzo napięta i rozciągnięta, mięśnie przepony są uniesione a brzuch wklęśnięty. Najwyraźniej skazany z trudem walczył o każdy łyk powietrza, podpierał się na stopach i prostował. Robił to, dopóki miał siłę. Śmierć na krzyżu następowała najczęściej w wyniku uduszenia.

Kiedy męka przeciągała się, łamano skazańcom nogi. Bez tego konanie mogło trwać nawet ponad dobę. Kiedy ukrzyżowani nie mogli się już podnosić, dusili się. Możliwe jest też inne wytłumaczenie: po złamaniu nóg krew szybko spływała ku dolnym częściom ciała, a nagły spadek ciśnienia tętniczego i niedokrwienie mózgu (zapaść ortostatyczna) doprowadzała do śmierci. Wykazano, że człowiekowi z Całunu nie łamano nóg, najwyraźniej zmarł szybko.

Krew i woda

Na wysokości piątego i szóstego żebra widać na płótnie obszerną plamę krwi. Rana, której wynikiem był krwotok, jest owalna i stosunkowo nieduża. Wszystko wskazuje na to, że została zadana po śmierci mężczyzny, kiedy jego ciało znajdowało się jeszcze na krzyżu. Ostrze przeszło między żebrami i przebiło prawy przedsionek serca. Wypłynęły z niego dwa płyny: gęsta ciemna krew i niemal przeźroczysta ciecz, przypominająca wodę, która pozostawiła na Całunie jasne zacieki. Mogła być to albo surowica krwi, od której oddzieliły się czerwone krwinki, albo limfa. Zebrała się ona w prawym boku, po tym jak mężczyznę biczowano, lub podczas niesienia patibulum, gdy jego narządy wewnętrzne zostały bardzo poważnie uszkodzone.

Na plecach postaci widoczne są dwa strumienie, w których krew miesza się z wodą. One również pochodzą z rany na piersi. Krew spłynęła na plecy wówczas, gdy zmarłego zdjęto z krzyża i ułożono na boku.

Najprawdopodobniej serce skazańca przebił rzymski żołnierz. Po pierwsze mówi o tym wielkość rany, odpowiadająca rozmiarom ostrza lancei, włóczni używanej w rzymskim wojsku, o charakterystycznym kształcie liścia. Po drugie – wygląd rany wskazuje, że włócznię wbito z niewspółmiernie dużą siłą jak na cios zadany martwemu człowiekowi. Ten, kto przebił ciało, uczynił to automatycznie i rutynowo. Także fakt, że cios wymierzono w prawy bok, może świadczyć, że uczynił to doświadczony żołnierz, przyzwyczajony do uderzania w prawy bok wrogów, których lewa strona przeważnie była zasłonięta tarczą, chroniącą serce.

Na Całunie wygląda jak kulawy

Cząstki ziemi, które znaleziono na twarzy mężczyzny, pojawiają się również na jego stopach i kolanach – z pewnością przewracał się wielokrotnie. Upadki te były bardzo bolesne: nogi są poranione, kolana uszkodzone (zwłaszcza lewe jest zdeformowane i zakrwawione, rzepka uszkodzona), a staw biodrowy wybity. Najprawdopodobniej pod koniec drogi na miejsce ukrzyżowania mężczyzna nie był już w stanie iść o własnych siłach.

Podczas przybijania do krzyża jego stopy połączono na siłę i przymocowano jednym gwoździem. Lewą stopę wykręcono i ułożono na prawej, przyciskając do krzyża. W nienaturalny sposób wygięto nogi i w wyniku tego zwichnięto staw skokowy prawej stopy. Gwóźdź wbito tak, aby przeszedł między kośćmi śródstopia i – jak w przypadku nadgarstków – nie uszkodził żadnej kości. Wbity w ten sposób, mocno przytwierdzał skazanego do krzyża i podtrzymywał cały ciężar ciała.

Po zdjęciu ciała z krzyża, stopy dalej przylegały do siebie, gdyż zesztywnienie pośmiertne utrwaliło ich deformację. Może więc wydawać się, że prawa noga jest dłuższa o kilka centymetrów od lewej.

Czy to On?

Całun przez kilkadziesiąt godzin okrywał zwłoki człowieka, który był torturowany i zmarł na krzyżu – co do tego nie ma wątpliwości. Nie ma bowiem tak genialnego fałszerza, który byłby w stanie podrobić wszystkie szczegóły, jakie specjaliści najróżniejszych dyscyplin naukowych odkryli, prowadząc badania nad Całunem. A jednak przez wszystkie publikacje przewija się pytanie: czy postacią z Całunu jest Jezus Chrystus?

Zdumiewająca jest zgodność śladów męki, jaką przeszedł mężczyzna z Całunu, z ewangelicznymi relacjami o ostatnich godzinach życia Jezusa. Jedną z nich jest opis rany boku. Św. Jan pisze: jeden z żołnierzy przebił Mu bok, a natychmiast wypłynęła krew i woda (J 19,34). Płyn, który razem z krwią wypłynął z serca skazańca i zostawił ślad na Całunie, mógł być przez świadków ukrzyżowania uznany za wodę. Również fakt, że ciało mężczyzny przed owinięciem w płótno pogrzebowe nie zostało, wbrew zwyczajom, dokładnie obmyte, może wskazywać, że został pochowany w pośpiechu. Czy wynikało to z faktu, że starano się zdążyć z pochówkiem przed szabatem (por. Łk 23,56)?

Ale nie tylko zgodność z przekazem Ewangelii może wskazywać, że Całun okrywał ciało Jezusa. Znamienny jest charakter płótna, czas i miejsce jego powstania, wyniki analiz pyłkowej i mineralogicznej. Do tego dochodzą odtworzone rzymskie metody totur i ekspertyzy medyczne. Kolejna zbieżność dotyczy monet położonych na powiekach zmarłego: pochodzą z 29/30 r. n.e., a za najbardziej prawdopodobną datę Męki Chrystusa uważa się 7 kwietnia 30 r. Mężczyzna z Całunu bardzo przypomina Żydów sefardyjskich, pochodzących z Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej czy Hiszpanii. Jego wzrost był nietypowy, ale znajdowano w Judei pochodzące z I w. szkielety mężczyzn o porównywalnym wzroście. Nawet warkocz nie powinien nas dziwić – była to popularna fryzura wśród Żydów.

Czy to wszystko dowodzi, że człowiekiem, którego wizerunek znajduje się na Całunie, był Jezus Chrystus? Trzeba wielkiej odwagi, aby jednoznacznie odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Zbieżność informacji, które można „wyczytać” z Całunu, z tym wszystkim, co wiemy o Jezusie, jest ogromna. A jeśli nie jest to autentyczne płótno pogrzebowe Zbawiciela i – aby zdobyć taką „relikwię” – popełniono straszliwą zbrodnię i zamęczono kogoś w identyczny sposób? Vittorio Messori napisał kiedyś, że w przypadku Całunu „nauka zdaje się mówić: aut Deus, aut Diabolus, tertium non datur”, to znaczy „albo Bóg, albo diabeł, trzeciej możliwości nie ma”.

Eliza Litak

Źródła:
P. Baima Bollone, Całun Turyński. 101 pytań i odpowiedzi, Kraków 2002
A. Marion, A. Courage, Całun Turyński. Nowe odkrycia nauki, Kraków 2000
V. Messori, Wyzwania wiary. Teraźniejszość w perspektywie chrześcijańskiej, t.I, Kraków 1998
Z. Treppa, Całun Turyński. Fotografia Niewidzialnego?,
Warszawa 2004
I.Wilson, Całun Turyński, Kraków 1983

tekst pochodzi ze strony:
http://www.katolik.pl/ind...rtykuly&id=2036
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-04, 13:35   

Spotkania z Biblią - Księga Prz 51
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=23093
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10