Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy ja idę dobrą drogą ?
Autor Wiadomość
n_tesia4
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 12:22   Czy ja idę dobrą drogą ?

Kochani.

Chciałam i ja wyjść z ukrycia i nie tylko czytać , czytać, czytać, ale zacząć pisać wreszcie coś o

sobie.Potrzebuję waszego wsparcia, bo coś mi się wydaje, że chyba teraz to ja zaczynam

być

naprawdę wredna.

W skrócie to będzie wyglądało tak:

Rok 2008-dziwne telefony, sms-y, i słowa: to tylko koleżanka

1 styczeń 2009-albo będę z nią, albo zostanę singlem.To był jedyny raz kiedy mąż przyznał

się do niej

Dalej scenariusz był taki: błagania, płacz, prośby.......

Tego nie cofnę, ale tak właśnie beczałam.

No i mężowskie: są dzieci, jestem sam, nigdzie nie odejdę.....ale zero dotykania,

przytulania.

Musiałam zasięgnąć porady i psychiatry i psychologa,

W kwietniu znalazłam Was, świadectwo El. i innych.

tu po raz pierwszy usłyszalam o uzależnieniu od męża,

Puścić go wolno......

Przeprosiłam, ciężko było przestać prosić od czasu do czasu o buziaka na dzień dobry...

Nie pytać się gdzie jedzie, skąd wraca....ale skoro potrzebuje pobyć sam.....

Uśmiech, na zaczepkę- udałam że nie słyszę, sms, ale to robione po to by wrócił..

A ludziska coraz to nowe wieści dostarczali.

Którejś niedzieli modliłam się tak: Matuchno Kochana , Ty wiesz, że ja człowiek grzeszny i

słaby. Co się stało tego nikt nie cofnie, ale błagam zrób wszystko, żebym się już nic więcej

o tym co było miedzy mężem a panienką nie dowiedziała. Na drugi dzień rodzice panienki

powiedzieli, że mój mąż wynajął już sobie mieszkanie

To była polowa września, mąż wyprowadził się, założyłam sprawę o alimenty,

Uczę się być sama, cieszyć się z bliskości Jezusa, starać się żyć pięknie i właśnie tu

zaczynam mieć problem. Mamy wspólne gospodarstwo rolne, mąż przyjeżdża codziennie.

to są dla mnie trudne momenty. Zaczynam dostrzegać, że o wiele lepiej jest mi samej, niż

gdy obok mnie jest obcy mi zupełnie facet. Bo to mój Czaruś nie jest.

Czy tak właśnie powinnam odczuwać ?

Chcę tu pisać do Was, proszę piszcie też do mnie.

Na razie dostęp do komputera mam przed południem, kiedy dzieci w szkole , ale staram się

zaglądać tu codziennie.


.
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 12:33   

n_tesia4 napisał/a:
Zaczynam dostrzegać, że o wiele lepiej jest mi samej, niż

gdy obok mnie jest obcy mi zupełnie facet. Bo to mój Czaruś nie jest.

Czy tak właśnie powinnam odczuwać ?


To Tesiu jest pokłosie zranienia, czuję coś podobnego do mojej żony kiedy codziennie się wieczorem widzimy, już bym wolał by się wyprowadziła niż męczyła mnie swoją obecnością.

Wybaczenie nastąpiło nie czujemy nienawiści, ale od wybaczenia do kochania droga daleka.

Owszem opiekowałem się nią gdy m-ąc temu miała grypę, w ubiegłą niedzielę z rana zawiozłem na policję gdy została okradziona w barze podczas upojnego wieczoru z amantem.

Ale Kościół nie narzuca obowiązku życia z człowiekiem, który nie chce się zmieniać i jest w szponach zła.

Pogody ducha
Jarek
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 12:35   

n_tesia4 napisał/a:
Zaczynam dostrzegać, że o wiele lepiej jest mi samej, niż

gdy obok mnie jest obcy mi zupełnie facet. Bo to mój Czaruś nie jest.

Czy tak właśnie powinnam odczuwać ?


Ty sama to wiesz ;-) nie ma czegoś takiego - powinnam czy nie powinnam odczuwać. Jeśli coś odczuwasz, to po prostu odczuwasz, to Twoje jest, to Ty sama w tym jesteś....
Powiem Ci tylko, że wiele osób będących w separacji lepiej się czuje, kiedy nie spotyka często współmałżonka. Bowiem - masz rację - jest to inny człowiek. Jest to człowiek zniewolony przez złego. Natomiast odrębną kwestią jest to - co się z tym swoim uczuciem robi. Tu nie ma jednej dobrej recepty, bo każdy człowiek jest inny, i inne są tzw. zewnętrzne obowiązki, czyli np. dzieci, czy jak u Ciebie - gospodarstwo.
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 12:52   

n_tesia4 napisał/a:
Czy tak właśnie powinnam odczuwać ?



Nirwanna wyłapała to co ja . Czy powinnam odczuwać ? Odczuwasz , po prostu odczuwasz , nie ma - powinnam , nie powinnam . UCZUCIA NIE SĄ GRZECHEM !! , DOPIERO TO CO Z NIMI ZROBIMY MOŻE SIĘ NIM STAĆ >Nie spychaj uczuc głęboko , wyraz je , wykrzycz , możesz wykrzyczeć je samemu Bogu . Czasem myslimy , że odczuwac złość na Boga to tak straszne uczucie , że nie wolno nawet o nim pomysleć . Tymczasem Bóg chce , żebyś wszystko mu powiedziala . to Twój Przyjaciel . A w przyjazni jak się zataja to i owo , to się robi przepaść .

Jeżeli chodzi o Twojego męża , to też Twoje odczucia sa naturalne , nikt nie przepada za przebywanien z kimś kto " dokopuje " . Złe odczucia moga się przemienic na te dobre - ale to proces i trzeba je przepracować . Najpierw nazwać , oddać , dać czas . A pózniej zacząć wybaczać . Ale to juz kolejny etap. Dasz radę . Fajnie , że piszesz
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 13:12   

Cytat:
Czy tak właśnie powinnam odczuwać ?

To, co odczuwasz jest Twoje, majprawdzisze i masz do tego prawo.
Sztuką jest nie wypowiadać wszystkich swoich odczuć i myśli do końca mężowi, który zdradził. Mogą one być przysłowiowym kopaniem dołu pomiędzy wami - dołu nie do zasypania. Chodzi mi o słowa obraźliwe, czy też nieprawdziwe, np., że już nie kochasz, że nigdy nie kochałaś, może je potraktować na serio i tym samym, rozgrzeszyć się niejako z zaistniałej sytuacji. W końcu to nic dziwnego, że niekochany mąż znalazł sobie inną... Więc powiedziałabym - poruszać jego sumienie, ale bardzo umiejętnie... Dzielić się własnym poczuciem ogromnego skrzywdzenia, to powinno spędzać mu spokojny sen z powiek.
Odczuwasz niechęć i to zupełnie naturalne, unikamy ludzi, którzy krzwydzą lub skrzywdzili, bo ich obecność boli... To takie ludzkie, próbujemy bronić się.
Już prosiłaś, błagałaś i wszystko na nic. Więc teraz czas na wzmożoną modlitwę, ona niemożliwe czyni możliwym... Polecam codzienny różaniec. Proś, a nawet kłóć sie z Panem Bogiem, że przecież obiecał, że będzie z Wami... Bąź wytrwałym, a nawet natrętnym proszącym... Dobijaj się do drzwi, aż otworzą się... Dla Boga nie ma spraw niemożliwych do rozwiązania, On ma swoje, jakże często zdumiewające nas sposoby... On może przemienić wodę w wino, jak to stało się w Kanie. Czy jeszcze w to wierzysz??
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 13:22   

n_tesia4 napisał/a:
Zaczynam dostrzegać, że o wiele lepiej jest mi samej, niż

gdy obok mnie jest obcy mi zupełnie facet. Bo to mój Czaruś nie jest


Mam to samo.
Tylko do tego odczucia jeszcze pełną świadomość nieustannej obecności niechcianego " gościa" w moim mężu. Niechcianego przeze mnie i niedostrzegalnego dla Niego.

Używaj obrony własnej, a przestaniesz zezwalać na ponowne poranienia.
Jesteście z mężem w trudnym etapie kryzysu i" On czerpie zasilanie" ze Zła, nawet bezwiednie. Jeśli Ty nie napędzasz spirali złości i nienawiści to jedyną pożywką staje się Twój ból, który Ci zada.

Nauczyłaś się korzystać z dobrodziejstwa obecności Jezusa, wtulaj sie w Jego ramiona i pozwól leczyć rany.
Kiedy nadejdzie Wasz czas poczujesz się dobrze przy mężu, ale i On będzie czysty, bez zbednego duchowego lokatora .
 
     
n_tesia4
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 16:18   Czy ja idę dobrą drogą ?

Co ja z tymi swoimi odczuciami teraz robię? Chyba nic. Milczę. Różaniec w rękę i milczę.
Panu Bogu wykrzyczałam, a jakże. Ja, która nigdy nie umiałam krzyczeć, taki numer odwaliłam i to Komu...!!!!!

Ale co tam. Ulżyło i mam Przyjaciela, który chyba mnie nie odrzuca mimo moich upadków.Nieraz tak sobie myślę, że chyba i On drapie się po głowie jak nas do siebie na nowo zbliżyć.

Ta cisza, która teraz między nami trwa sama nie wiem czy nam pomaga. Jakoś tego chyba do końca nie oddałam Bogu.Jak wciąż gadałam, że zaczniemy od nowa to efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, więc może tak musi być?

No i ten niechciany gość. Nasz dom był zawsze pełen gości, bliższych, dalszych znajomych.Czy ten pierun wcisnął się między nimi, czy sama mu otworzyłam drzwi?

Ale się cieszę, że odważyłam się wreszcie napisać. Jednak jest różnica, gdy się czyta odpowiedzi skierowane do siebie . Dzięki Wam.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 16:44   

n_tesia4,
ubawiłam sie setnie, posłuchaj:

Kobieta niezastąpiona:
http://www.youtube.com/wa...feature=related
 
     
n_tesia4
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 09:03   Czy ja idę dobrą drogą ?

No Kinguś, dobre to , oj dobre......
Skoro facetowi lepiej na duszy , gdy tak sobie pobelkoce to niech mu tam.

Nie wiem, czy ja dobrze zrozumiałam Wasze posty, ale czy to znaczy, że ja do końca nie wybaczyłam? Boję się, że mi tak zostanie, że wolę być sama. Teraz w moim mężu jest tyle nienawiści, że ja chyba naprawdę przestaję się tym przejmować. Dzień po dniu pokazuje, że to opętanie. Nawet jak w Trzech Króli okadziłam delikatnie mieszkanie, to ten mój łobuziak pootwierał wszystkie okna w domu, by ,,smród " wyleciał.

Przekraczać samą siebie.

Człowiek naprawdę nawet nie przypuszcza, ile potrafi zrobić. Przez 16 lat, gdy spadł bodaj mały śnieg, ja samochodem nigdzie nie pojechałam sama. No bo ja taka biedna, słaba, nie potrafię, boje się- A z Ciebie kochanie taki super kierowca-
No i bęc, kierowcy brakło. A tu dzieciska do szkoły zawieźć trzeba, do lekarza i mnóstwo innych spraw. I co? Okazało się że potrafię, nawet na letnich oponach.

Nie wiem, ale to kiedyś Tyśka chyba pisała, że mąż od niej nie odchodzi, póki ona rozpacza i jest w kiepskim stanie. U mnie było też tak. Gdy przestałam pokazywać swoją rozpacz, w tym roku mając Karwowskiego lata poszłam na studia to to moje kochanie aż kipiało złością, że mamuśka taka uczona chce być, płacze, że kasy nie ma a tu szkółki się zachciało. No i z czystym sumieniem odszedł. A mamuśce co tu dużo ukrywać , płacze się jeszcze trochę, ale mam tylu dobrych ludzi wokół siebie no i Was.

I będę tutaj pisać, może jeszcze trochę nieporadnie, ale praca czyni mistrza.Widzę między innymi po Danusi. Nie dawno To zaczęło, a jak potrafi pięknie myśl na papier przelać.

Piękny dzień za oknem.
Siadam pisać następny list motywacyjny, może mi się uda wreszcie znaleźć prace.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 12:23   

Cytat:
Nie wiem, czy ja dobrze zrozumiałam Wasze posty, ale czy to znaczy, że ja do końca nie wybaczyłam?

Moim zdaniem z wybaczeniem jest tak, jak z kupnem chleba - codziennie. Codziennie, kiedy zaczynam dzień, mówię sobie - "dziś też musisz wybaczyć" i tak od nowa. To byłoby takie proste, łatwe - raz powiedziane w sercu "wybaczam" i sprawa załatwiona na zawsze. Ilekroć budzi się w człowieku żal, tylekroć muszę przebaczać, i bywa że to dzieje się 77 razy w ciagu dnia. Trudne to bardzo, ale w cnotach też ćwiczyć się trzeba... Zły każdego dnia podsuwa myśli "zobacz, to ten co cię tak mocno skrzywdził, a ty jemu tak łatwo odpuszczasz?" . No więc odpuszczam, staram, się odpuszczać każdego dnia i może tak do końca życia?? Chyba że... amnezja dopadnie na starość i problem sam rozwiąże się. :-/
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 12:30   

róża napisał/a:
Moim zdaniem z wybaczeniem jest tak, jak z kupnem chleba - codziennie

Nie na darmo Pan nas nauczył modlitwy do swego Ojca, czasem ze łzami w oczach, ale odpuszczamy by móc prosić o to samo jednak w Boskim idealnym wykonaniu.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 12:51   

Jarosławie, tyle lat, tyle razy w życiu było na ustach " odpuśc nam nasze winy, jako i my.." i to było takie normalne... Aż tu nagle przychodzi zmierzyć się z tą prawdą, i bywa, że ściska w gardle, że może jednak "nam odpuść inaczej, łatwiej, nie tak, jak my innym", bo tak trudne Twoje słowa Panie, dopiero teraz wiem jak baardzo trudne...
Taka zwykła modlitwa, zawsze była taką zrozumiałą, aż tu stała się tak trudną... Odkrycie po latach. :shock:
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 13:12   

róża napisał/a:
Moim zdaniem z wybaczeniem jest tak, jak z kupnem chleba - codziennie. Codziennie, kiedy zaczynam dzień, mówię sobie - "dziś też musisz wybaczyć" i tak od nowa.

Wiesz co masz rację, wybaczać trzeba codziennie. Żeby zaczeło to przynosić efekty wewnątrz siebie musimy zdobywać sie na nie bez wzgledu na to co na zewnątrz sie dzieje. Ja zrobiłąm tak:
Postawiłam zdjęcie męża i codziennie czynię na czole męża znak krzyża błogosławiąc mu, duchowo proszę Anioła Stróża mojego małżonka, aby zaniósł mu moje błogosławieństwo. Kto błogosławi ten wybaczył i jednocześnie oddaje pod bożą opiekę tego komu się oddaje tę duchową posługę.
Jednocześnie, jeśli muszę przełamać się do tego gestu, bo coś mnie uwiera, doceniam jak trudno czasem wybaczyć, i jak wiele przez to zyskujemy oboje, gdy pokonuję siebie i własne ego.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 13:25   

Kingo, fajny sposób z tym przebaczaniem codziennie odnowa. :-D Sama go
opracowałaś?

Tak, z tym uwieraniem, to jakby wpadł kamyk do buta, może nawet sporych rozmiarów i trzeba było już zawsze tak - z tym kamykiem chodzić... Najpierw zaakceptować fakt istnienia jego w bucie, być może - na zawsze... i uczyć się z dnia na dzień znoszenia tej niedogodności... Pewnie im dalej, tym łatwiej, powoli zapomnisz, że buty w ogóle mogą być inne ... I właśnie w takich w drogę, choć pewnie nie raz przyjdzie ochota ulżyć sobie...
Chodzi przecież o to, aby język giętki nie powiedział wszystkiego, co pomyśli głowa... :-D
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9