Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Moja historia. Proszę o wsparcie...
Autor Wiadomość
nefertari
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 09:05   

EL. napisał/a:
Anais, jak z ta przemoca nie jesteś do końca pewna...to zrób eksperyment...Przy kolejnej jakiejś tam powaznej rozmowie NIE DAJ SIE SPROWOKOWAC ! Bądź spokojna MIMO wszystko.....a nawet wycofaj się, jeżeli zacznie byc gorąco. Jeżeli mąż mimo to nadal będzie sie nakręcał, Ciebie prowokował, coraz bardziej sie rozdrażniał......masz obraz i pewność - trzeba działać !


warto spóbować
człowiek dostosowywuje sie do osoby z która rozmawia jak ktos krzyczy krzyczymy i my jak ktoś zniża głos i my mówimy ciszej

jak mąż zobaczy Twe opaowanie może i On sie opanuje a jak będzie sie nakręcał sam jeszcze bardziej to znaczy ze cos z nim nie tak
 
     
Anais
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 10:20   

Uff, jestem wreszcie. Odpowiadam od początku.
Mirakulum, ja niby wiem, że trzeba to zatrzymać. Ale właśnie dlatego, że tak nie było zawsze, miałam nadzieję, że to jakaś przejściowa sprawa. Myślałam sobie, że to nie jest nasza codzienność, że to nie zdarza się często, ale te kilka razy się zdarzyło i…chyba jest coraz gorzej. Mąż niby rozumie, obiecuje, ze to się więcej nie powtórzy, ale boję się, i szkoda mi nas. Jest mi tak ciężko, bo kiedy nic złego się nie dzieje, jest naprawdę fajnie – z zewnątrz wszyscy myślą, że jesteśmy super małżeństwem. A ja jestem jakaś taka zdezorientowana, nie mogę się skupić na pracy, ciężko mi. Mirakulum, dowiem się, gdzie mam możliwość terapii.
Nałogu, stawiam te granice, ale chyba nieskutecznie. Naiwnie. Za każdym razem wierzę, ze to był ostatni raz, kiedy mąz mi to obiecuje.
Kingo, zainteresuję się tym. Mąż od kilku lat bierze leki, myślałam o tym, że to może mieć związek, czegoś w organizmie brakuje, może jakieś mikroelementy lub hormony… Już od dawna namawiam go na wizytę u lekarza, u neurologa lub przynajmniej ogólnego.
Różo, wlaśnie ta intuicja krzyczała we mnie wielkim głosem, ze coś jest strasznie nie tak! I mówiłam mu o tym, okazuje się, że niepotrzebnie, bo tylko go to rozwścieczało, mówił, ze czuje się niesłusznie oskarżany. I, Różo, nie mam żadnych dowodów, ani nawet uzasadnionych podejrzeń. Tylko ta intuicja, że coś stanęło między nami. Coś, czego nigdy wcześniej nie było. Wiesz, jeszcze coś zauważyłam, otóż szukanie we mnie wad i niezauważanie zalet, które kiedyś były dla niego ważne. To tez jest takie typowe, prawda? Ale nic nie wiem, nie mam podstaw do jakichś oskarżeń. Ale dzięki, będę może bardziej czujna. I Bóg zapłać za modlitwę, ja tez, odkąd zaczęłam czytać to forum, modlę się za wszystkich Sycharowiczów, i nie zapomnę o Was.
El. Zrobię tak. Spróbuję, raczej myślę, że się uspokoi, ale sprawdzę. Często wybucha, krzyk w sytuacji zupełnie nieadekwatnej, i zazwyczaj jest tak, że jeśli ja utrzymam bardzo spokojny ton głosu, pogodny wyraz twarzy, to awantura klęśnie. Ale jeśli tylko wdam się w dyskusję, coś jest nie po myśli mojego męża, awantura narasta. Ale zastosuję się do Twoich rad i napiszę, dzięki. Tak, jest cholerykiem. Alkohol - bardzo rzadko, od wielkiego dzwonu i potem szybko zasypia, raczej jest nawet łagodniejszy. Wiem, że nie można zgadzać się na krzywdzenie, dlatego tu napisałam, bo wyjścia są tylko dwa – poukładac wszystko, albo się rozstać. Nie chcę tego, ale kiedy jest źle, padają takie słowa i to z obydwu stron 
Nefertari, tak zrobię  i napiszę.
Nie mogę być codziennie na forum, ale w miarę możliwości. Będę pamiętać o Was wszystkich w modlitwie. Z Panem Bogiem.

[ Dodano: 2010-01-20, 10:28 ]
Te kwadraciki to miały być emotikonki :pierwszy taki :-( a drugi taki ;-) . Jeszcze nie rozgryzlam wszystkiego.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-24, 21:56   

Anais napisał/a:
ja niby wiem, że trzeba to zatrzymać.


ja tez niby wiedziałam - to musi być decyzja przez duże D

Anais napisał/a:
Mąż niby rozumie, obiecuje


to prowadzi do nikąd
potrzebna fachowa pomoc , naucza cie tam stawiać granice , zatrzymać przemoc , to nie takie straszne jak myślisz - tez dla ludzi,

uszy do góry , wszystko dla dobra
 
     
Anais
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-25, 14:10   

Mrakulum, postanowiłam, poszukam pomocy, nie wiem jeszcze gdzie, ale poszukam. Na razie jest nieźle, najpierw szok, słowa o rozstaniu. Potem przysięga męża że to się więcej nie powtórzy. Zaproponował wspólną modlitwę. Na razie, małymi kroczkami idziemy ku lepszemu. Ale mam świadomośc, ze w sytuacji stresowej hamulce znów mogą puścić i nie chcę tego już.
Mirakulum, miałaś podobną sytuację, udało Ci się uchronić dzieci? Chodzi mi o ochronę dzieci przed konsekwencjami takich poważnych konfliktów między rodzicami. Martwię się czasami, jaki obraz rodziny wyniosą z naszego domu...

[ Dodano: 2010-01-25, 14:25 ]
Słuchajcie, wiecie, jacy jestście wszyscy fantastyczni? Jak bardzo to forum pomaga? Nawet jak nie ma się czasu lub możliwości żeby zawsze pisać, już samo czytane daje bardzo wiele. Ale kiedy się napisze, natychmiastowy odzew, wsparcie tylu osób...to jest niesamowite.
I jeszcze pytanie. Co się dzieje z Gabi? Bardzo poruszyła mnie jej historia, nie mogłam wtedy pisać, ale czytałam i modliłam się. Czy ktoś ma informacje, co się z nią dzieje?
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-25, 14:53   

Cytat:
Nałogu, stawiam te granice, ale chyba nieskutecznie. Naiwnie. Za każdym razem wierzę, ze to był ostatni raz, kiedy mąz mi to obiecuje

Temat mi bardzo bliski, więc dwa słowa...
Nie warto łudzić się, że to ostatni raz... Nawyżej agresja przybierze inne formy, wyżywanie się na rzeczach, a to też nie jest miłe...
U mnie doszło do tego, że agresja przybrała właśnie formę zaplanowanej, zapowiedzianej wręcz zdrady - przekroczyło to moje najśmielsze oczekiwania... Myslałam, że mąż nie jest w stanie zaskoczyć mnie juz niczym, po tylu latach... A jednak... To była chyba ta agresja największego kalibru - armata...
Paradoksalnie, jeśli chcesz pomóc mężowi i sobie - zgłoś sprawę tam, gdzie zwykli to robić ludzie - nienaiwni... To może męża skutecznie ostudzić, czyli pomóc, a z pomocą najbliższej osobie, wiadomo, nie trzeba zwlekać. Musi poczuć, że to, co robi jest złe, karalne, że tak dalej nie można, że już nie pozwolisz...
 
     
Anais
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-25, 17:25   

Różo, on wie, ze to złe, sam nie chce tak sie zachowywać, ale mówi, że nie może się powstrzymać i że to moja rola, łagodzić, uspokajać, przestać się odzywać kiedy on sie nakęca.. Boję się takiej wersji, o której piszesz, bo kazda awantura bardzo nas od siebie oddala, i już niejedno słyszałam, że ma mnie dość i że to ja go doprowadziłam do takiego stanu, że nad sobą nie panuje. Potrafi w nerwach powiedzieć, że mnie nienawidzi, co nieodmiennie doprowadza nie do rozpaczy, bo myślę sobie, ze w końcu sam w to uwierzy.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-25, 17:44   

Hmm, jakbym czytała o swoim... Nie panuje, ale nie widzi właśnie w tym problemu, widzi natomiast przyczynę i problem - W Tobie. To jest coś, co powala z nóg... Znam to, znam i bardzo dobrze Cię rozumiem... Takie krzywe zwierciadło, nie da się w nim rozpoznać rzeczywistego defektu urody, mówiąc oczywiście bardzo delikatnie. Im więcej braku opanowania, tym więcej obarczania winą Ciebie, bo to Ty źle odezwałaś się, bo to Ty niepotrzebnie wtrącałaś się - winy będzie coraz więcej, nawet z czasem będzie coraz bardziej Ciebie unikał - jako sprawcy. Tak, nie dziw sie, Ty będziesz w jego oczach sprawcą - jego nieszczęścia. Nie myśl, że odwrotnie... Jak tu miałby zabrać się za siebie, może - za leczenie, kiedy problem jest w Tobie... A może nawet - to Ty powinnas leczyć się, bo w końcu jesteś osobą, która nie daje porządnym ludziom normalnie żyć . Ostro trochę, ale to tak ku przestrodze, żebyś rzeczywiście nie poczuła się oprawcą - z czasem tak się dzieje. Więc pamietaj, że problem jest w nim, i tak trzeba myśleć o tej sytuacji. Może nawet chwilami nienawidzieć, zwłaszcza tuż po napadzie agresji, gdyby nie Ty - nie doszłoby do tego... To chore myślenie, staraj sie mu nigdy nie ulegać. Im będzie więcej poczucia winy W Tobie, tym bedzie jemu lżej. Na razie tyle.
 
     
Anais
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-25, 17:56   

Poza tym nie sama agresja fizyczna jest problemem, nawet jeśli to już nigdy sie nie powtórzy, to są jeszcze inne problemy. Ogólnie w tej chwili nasze małżeństwo przypomina sinusoidę, raz jest bardzo dobrze, raz bardzo źle, ale czasem z powodu jakichś błahostek mąz potrafi krzyczeć, szybko się unosi i albo mnie obrazi, albo zaczyna mówić, ze my sie nigdy nie rozumieliśmy, że zawsze się tylko kłóciliśmy, a przecież tak nie było! Tak, jakby zapomniał wszystko dobre a pamiętał tylko stresy i złe rzeczy. To trwa w sumie trzeci rok, jestem wykończona psychicznie i fizycznie, bardzo dużo płaczę, niestety dzieci dużo widzą, mają żal do taty, trochę się na niego zamknęły, boją się chociaż w stosunku do nich tak się nie zachowuje. No, pokrzyczy, to tez agersja.
Zdaję sobie sprawę z tego, ze pewne moje zachowania mogły się przyczynić do kryzysu, potrafię nagadać, truć, marudzić, oj potrafię. Od tego się zaczęła agresja - trułam, bo byłam zazdrosna o tą koleżankę, więc mąz najpierw chwilę tłumaczył spokojnie, a kiedy ja nie przestawałam o tym mówić...zaczęło byc fatalnie. No ale jest jak jest i teraz niech mi ktoś poradzi co robić tak na już, zanim trafię gdziekolwiek, bo nie wiem, kiedy to będzie. Chcę coś zrobić, nie wiem co. Wiem, ze forum jest skarbnicą wiedzy, ale chyba teraz potrzebuję, zeby po prostu ktoś mi powiedział - na teraz rób tak i tak. Obserwuję jak kryzys odbił się na nas wszystkich, mąż też sprawia wrazenie wykończonego psychiczne, dzieci zdezorientowane i przygnębione, ja właśnie głównie zdezorientowana, nie mogę się skoncentrować, cieżko mi się skupić na pracy, mam wrazenie, ze wszystko robię trzy razy wolniej. No i jestem stale zmęczona, najchętniej spałabym cały czas, gdyby tak się dało. Ewentualnie mogę czytać swoje ulubione ksiazki, wszystko inne jest dla mnie ogromnym wysiłkiem.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-25, 18:03   

Jesli chcesz żyć pod jednym dachem z takim właśnie baardzo trudnym człowiekiem, koniecznie musisz nauczyć się bezbłędnego wyczuwania momentu, w którym to już, już, za chwilę - stanie się to, czyli nauczyć się wyczuwać bezbłędnie moment, nazwałabym - fali dobijającej do brzegu... Na nic wtedy Twoje racje, trzeba zamilknąć i oddalicćsię szybko.

Życie z takim człowiekiem to niebezpieczeństwo nieustannego udowadniania sobie winy nawzajem, taka spirala. W pewnym momencie dopada zmęczenie, rezygnacja...
Nie mam, jak widzisz, pocieszających wiadomości dla Ciebie... A może u Ciebie - lżejszy przypadek... Możesz zacząć pracować nad sobą, przede wszystkim - cierpliwość i powściągliwość w mowie, może zadziała... I cały czas świadomość, że oto obok Ciebie chory człowiek. Nie umie inaczej, chciałby, ale nie umie... I to też jego cierpienie - prawdziwe.
 
     
Anais
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-25, 18:06   

Tak, Różo, ja tez widzę coraz więcej podobieństw w naszych "przypadkach", dlatego czekam na Twoje rady, na rady Mirakulum, Nałoga, Kingi, wszystkich, którzy w jakiś sposób otarli się o problem. Czekam na rady, ja sama jakoś tak się czuję, że nic już nie wiem, że nic nie rozumiem, i jakoś wydawao mi się, ze jestem dorosła, a życie mnie przerosło. Wiem, ze ludzie mają większe problemy, ale te nasze wydają mi się takie niepotrzebne, takie łatwe do uniknięcia za obustronną chęcią i pracą...Otóż nie, okazuje się, ze wcale nie są łatwe, bo coś między nami stoi, jakis mur, który wyrósł, nie wiem kiedy...I wydaje mi się że na nic już nie mam wpływu.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-25, 18:21   

Staraj się nie przypominać mężowi o tej koleżance ( ja tego też nie potrafię, tyle że u mnie to już nie domysły, ale fakt), bo być może ma coś na sumieniu w tej materii, u mnie tak jest - alergia na prawdę... Więc, żeby było dobrze, to nie wypytywać, kiedy nie chce - to ten jego skarb (tajemnica), którego będzie bronił niczym lew... (odpuść sobie, naprawdę). W Twoich oczach on przecież chce uchodzić za bezbłędnego, silnego faceta...
Wiem, że to niezmiernie trudne. Uczyć się dystansu, pracować nad cierpliwością... Mając obok siebie takiego człowieka, potrzebne są wszystkie cnoty pod słońcem. Na pewno zero agresywnych zachowań (myślę tu o słowach) z Twojej strony, bo przecież wiesz, że obok Ciebie człowiek jadący samochodem prędkością max - bez hamulców... To Ty musisz zadbać o to, żeby nie spowodował wypadku... Ty posiadasz hamulce jego samochodu...

Więc - własne wyciszenie, z myślą o sobie, o dzieciach (one to bardzo przeżywają, o czym pewnie powiedzą Ci kiedyś, gdy dorosną), unikanie sporów i kłótni. To bardzo trudne zadanie, ale to przeciez Twój mąż, człowiek, którego kochasz...

[ Dodano: 2010-01-25, 18:31 ]
Cytat:
takie łatwe do uniknięcia za obustronną chęcią i pracą...

Też to wiem, ale przez wiele lat nie było tej chęci obustronnej i raczej już chyba nie będzie... Możesz jednak i musisz podjąć pracę nad sobą - to jest zawsze możliwe i dostępne, wiec korzystaj z tego, co jeszcze możesz..., bo przecież na małżeństwie Ci zależy... Wszystko jednak musi być pod czujną kontrolą - Twoją.
 
     
Satine
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-25, 18:39   

róża napisał/a:
Nie warto łudzić się, że to ostatni raz... Nawyżej agresja przybierze inne formy, wyżywanie się na rzeczach, a to też nie jest miłe...


Trochę mnie to przeraziło......Robię wszystko, by na nowo zaufać mężowi po incydencie, kiedy mnie uderzył....Ja wówczas za tym pierwszym razem, trochę w szoku, trochę w strachu, wstydzie, zadzwoniłam na policję........Nie wiem, czy to to sprawiło, że mąż jest od ponad roku paryskim wzorem męża (jeśli chodzi o zachowanie).....chcę wierzyć, że sam się wstydzi i było mu źle z tym...nie tylko dlatego, że mogę znowu zadzwonić po policję, a to będzie już drugi raz.....Wie też, że nie jestem z tych kobiet, co to by odwołują zeznania....czy to ze strachu, czy z nadziei, że już nigdy, że to ostatni raz......Ja na co dzień nie obawiam się przemocy, obawiam się jedynie, że któregoś razu znowu przy jakiejś okazji wypije i przestanie być sobą.....I to jest takie dziwne....Myśmy się znali naprawdę długo przed ślubem....Mąż nigdy nie wypił choćby piwa, był zagorzałym abstynentem, nie lubił, nie smakowało mu..... To, że się ten jeden raz napił i upił, było dla mnie takim samym szokiem, jak to, że mnie po pijaku uderzył.......I o ile wierzę mu w jego zapewnienia, że nie był sobą, że nie skrzywdzi mnie, to nie mam pewności, czy nigdy się nie napije.....Też walczę z tą nieufnością.....Mówię sobie, że przyjmuję postawę, że ufam....Ale każde spóźnienie z pracy już powoduje u mnie ból brzucha......nerwowość......Jedyne co wiem, to to

róża napisał/a:
W Twoich oczach on przecież chce uchodzić za bezbłędnego, silnego faceta...


tak czuję właśnie, dlatego nigdy mu tego nie wypominam, poza jednym razem chyba w dwa tygodnie po incydencie (posprzeczaliśmy się o wycieczkę szkolną syna, a raczej o pieniądze na nią i wtedy on podniósł na mnie głos, ja mu na to: idź się napij i mnie walnij, może mnie przekonasz). Wiem, to było wredne.....Ale ja się sama z tym źle czułam, a po pół roku zrozumiałam, że muszę go też za to przeprosić......Jak jednak pozbyć się tej nieufności, która przeszkadza w takim powrocie do normalności.....Czy to kwestia czasu....czy coś jeszcze robię nie tak....nie wiem.......
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-25, 18:41   

Anais, róża,

Przemoc domowa to bardzo trudny temat, z którym nie poradzicie sobie same. Nie jest ważne czy to przemoc fizyczna czy werbalna.
Mamy mini bazę danych o poradniach. Baza się rozrasta powolutku, więc zaglądajcie tam:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4554
Zdecydowanie wymiana doświadczeń jest ważna, ale bez specjalisty będzie to "droga przez mękę."
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-25, 18:55   

Satine, będąc na Twoim miejscu też bym zaufała ponownie, tu wchodził w grę alkohol, czyli chwilowe zamroczenie. I to jest coś z zupełnie innej beczki, chyba że problemem jest alkoholizm...
Moja sytuacja jest mocno odmienna od Twojej, gdyż alkohol w ogóle nie wchodzi w grę - tu rzecz dzieje sie na trzeźwo, z całym rozmysłem. Nieumiejętność panowania nad samym sobą, nerwowość, a zero chęci do jakichkolwiek medykamentów, choćby ziołowych.
Coś na wzór alkoholika, czyli uzależnienie od agresji. Kiedy brak możliwosci rozładowania właśnie w ten sposób napięcia - słabnie temperament (typ choleryka) i już lada moment znajdzie się coś, żeby wyładować się... I znowu wraca siła i energia niesamowita. To takie ładowanie akumulatora. Bardzo smutne ładowanie...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4