Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Sytuacja bez wyjścia?
Autor Wiadomość
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 21:59   

Kari, dziekuję za pokrzepiające słowa. Doprawdy czasem czuję się jak Hiob, który stracił wszystko. Czy Bóg zechce cokolwiek przywrócić? A może jeszcze mam coś zbędnego w ziemskim bagażu..................
"PUSTE RĘCE PRZYNOSZĘ PRZED TWÓJ W NIEBIE TRON, MANNĄ Z NIEBA NAKARM DUSZĘ MĄ"
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 22:11   

róża napisał/a:
Czy Bóg zechce cokolwiek przywrócić?


http://www.youtube.com/wa...feature=related
 
     
AWS
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 23:03   

Kinga2 dziękuje za obraz Boga tulącego mnie krzyczącą.... poczułam to przytulenie! Malek trzymaj się! Ja 1 III będę miała sprawę, a 4 III minie 26 rocznica naszych zaręczyn. I co z tego, że nadal pamiętam każde słowo.
Piszecie, że może dzieci widziały więcej i przewidywały taki koniec naszego małżeństwa. Byc moze, ale ja naprawdę byłam szczęśliwa, więc co w końcu w życiu jest prawdą? Zgadzam się, że trzeba swój los wziąć w swoje ręce, ale dlaczego mam uwierzyć, że bez tej miłości będzie mi lepiej? Dlaczego dla poszanowania jego wolności mam dać wewnętrzną zgodę na to, by jego ramiona tuliły kogos innego? Nigdy takiej zgody we mnie nie będzie!!!!!!!!!!!!!!

[ Dodano: 2010-02-01, 23:28 ]
Malek!! ja nadałam tytuł temu tematowi, ale tam jeszcze był ? - więc wszystko się jeszcze zdarzyć może!!!!!
Mami napisała: "...sprawiajac w nim poczucie, iz musi, iż to jego obowiązek, bo ślubował...' A czy przypadkiem nie o to właśnie chodzi w przysiędze małżeńskiej????
Nie rozumiem tej postawy zrozumienia dla tego, który odchodzi, ale porzucony MUSI spełnić swój ślub. I jego nie mogą wspierać żadne czułe ramiona. Ta różna postawa wobec tej samej przysięgi tak utrudnia mi zakceptowanie faktów.Nie ma we mnie zgody, że jemu wolno, bo taką podjął decyzję, a mnie pozostaje najlepiej jak najszybciej to przyjąć do wiadomości, choc jeszcze na 10 sekud przed usłyszeniem tej strasznej prawdy byłam pewna, że jestem kochana, bo sama kocham.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-02, 08:34   

AWS napisał/a:
Nie rozumiem tej postawy zrozumienia dla tego, który odchodzi, ale porzucony MUSI spełnić swój ślub

AWS - dowcip polega na tym że, nikt nic nie musi. Za to każdy może wszystko. Wolność dostaliśmy od Boga? Ano tak. Z takim małym dodatkiem, taki mały gratisik dostaliśmy do tej wolności. Ten gratis to wolność również w ponoszeniu konsekwencji użycia naszej wolnej woli. Pan Bóg nas przed tymi konsekwencjami nie chroni, nie usuwa nam ich z drogi. To my mamy tak rozeznawać w naszym życiu, aby dobry użytek z naszej wolnej woli robić, i aby konsekwencje jej użycia były tą latoroślą obfity owoc wydającą :-)
O co chodzi z tym "MUSI"? Ktoś Cię do czegoś przymusza? Robisz coś wbrew sobie? AWS - o Ciebie pytam teraz, męża zostaw, i zostaw to co on musi...
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-02, 09:10   

Najgorszym wrogiem dla siebie samego jestemy my sami… to my sami mając pewną prawde o sobie powstrzymujemy wszystkie korzystne dla siebie zmiany, odczytując je jako złe dla nas…

Pamiętam Różo jak sama mówiłam mojej mamie, a ja byłam na nia zła i jej nie rozumiałam...bo ona miała zawsze tą samą odpowiedź
- co ty tam wiesz, tak się nie da… i dalej zyła narzekając na wszystko nie zmieniając w swoim zyciu nic…
Dzis to już starsza osoba i wciąż te same narzekania…
Miałam do niej żal, że mogłaby czasami sobie pomóc, zrobić coś inaczej by było jej lzej, ale ona wie lepiej choć tylko po to by się utwierdzać w tym jakie życie jest ciężkie…
Nawet nie zauważyłam jak ja sama te same schematy zaczełam powielac, te same narzekania … aż nadszedł dzień w którym to ja usłyszałam od dorosłych córek
- mamo można inaczej… a ja jakbym słyszała moją mame co ty tam wiesz…
Wtedy usłyszałam
- jestes taka sama jak babcia, wciąż tylko narzekasz ale nic z tym nie robisz…

I to była prawda, przeraziłam się nie dlatego, że jestem taka, ale że nawet tego nie widziałam… dziś jest inaczej, ale ciężko było

Cóz narzekanie to nasza narodowa przywara… narzekanie jest jak nawyk
Zrzędzimy, narzekamy, jesteśmy niezadowolone… ze wszystkiego a jednak nic nie robimy… mówimy sobie jakie to wszystko złe i nie do przeskoczenia… że nie ma wyjścia
A wyjście jest zawsze jakieś…
Dlaczego ludzie narzekają?
Bo w ten sposób pozbywam sie odpowiedzialności do zmiany tego, zrobienia czegoś, podjęcia decyzji dla mnie dobrej
Bo wolimy postawić się w pozycji ofiary, która nie ma na nic wpływu
A co za tym idzie? Usprawiedliwienie! nie muszą robić nic, bo to nie ode mnie zależy, ja nie mogę niczemu zaradzic by było lepiej…same trudności, i problemy po drodze…

Taka postawa jest wygodna o tyle, iż nie zmusza do zmian, a sprawia poczucie iż jestem ofiarą nie siebie a problemów na które nie mam ja osobiście wpływu… bo narzekanie
z założenia mówi to "on/ona jest winny", "przez niego tak się dzieje, coś się stało". to postawę roszczeniową od życia i innych…
Różo sam tytuł tematu mówi sam za siebie… Sytuacja bez wyjścia? …????

Rózo…
„Mój mąż nigdy nie chciał i nie chce przyjąć do wiadomości faktu, że jego żona ma orzeczoną niepełnosprawność. Mam być zdrową, piękną, pracującą, nowoczesną kobietą.” Czy aby w tym nie ma znów postawy ofiary?
można wyszukiwac rózne preteksty by utwierdzać sie w swojej bezradności...
I mogę kogoś brac na litość, bo nad taką osoba chora trzeba się użalać, pomagac… czy aby w tej postawie nie ma sposobu na zatrzymanie męża? Nie możesz chorej zony zostawic… wymuszając na nim coś… w ten sposób…
a co mąż ci pokazał... można!
dlatego nie jest to dobra droga do zatrzymania kogoś... /pomijam fakt zwykłego moralnego podejścia do tego, iż zdrada, odejście, porzucenie, z drugiej strony jest złe bezsprzecznie i choroba nie jest gwarancja iż ktoś nie odejdzie /

Rózo zdradza się każdego. Nie chodzi o to, że jest starsza, czy chora, brzydsza… zdradza się tez pięknych ludzi, ludzi mających pieniądze i inteligentnych… zdradza się tych któ®zy zatracili poczucie jedności z partnerem na poczet innych spraw…zapominając, iż o związek trzeba dbac… iż sam długi staż czy dzieci nie chronią nas przed odejściem… ze choroba czy obietnica złozona w kosciele nie jest gwarancją tego iż druga strona nie odejdzie…
Brak bowiem w związku zażyłości.. miłości… jest chora miłość… pod tytułem jestem z toba nie dlatego, że pragne i chce być, że widze w tobie kochaną osobe… ale dlatego, że boje się być sama. Że nie potrafie być sama… dlatego druga osoba szuka gdzie indziej uczuc…

Rózo pozdrawiam serdecznie można zaszczepić w tym czasie w sobie wiele energii dożycia, do nowych zainteresowań.,..
..” Tak więc, moja frustracja jest wielka, bo nie jestem w stanie sprostac oczekiwaniom męża, a przede wszystkim zaspokoić własnej potrzeby, jaka jest niezależność finansowa. ”
Rózo jakie oczekiwania mężą… to mają być twoje oczekiwania, nie pod męża, nie dla dzieci… dal ciebie, ciebie cieszące… jak w takim wypadku nie narzekać… przeciez to z założenia niemożliwe kogoś wciąż przez 20/ 30 lat wciąż zaspakajac czyjes potrzeby… sprostac czyims oczekiwaniom, zupełnie sprzecznym z moimi potrzebami…
I znów, myślisz, że mąż mógłby cie kochac mocniej jako kobiete bogatą czy top może twoje myślenie jestem zalezna od kogos wpływa na ciebie i twoje samopoczucie… Co zresztą jest normowane ale i tu masz prawo za soba… nie możesz zostać z niczym prawo na to nie pozwala drugiemu współmałżonkowi… jak i dzieciom, które otoczyły by cie opieką, ale tu znów twój problem, jak to dzieci maja mi pomagac…
I zapewniam cie Różo…. Nawet tu na forum jest wiele osób którzy mogą potwierdzić, iż nie pieniądze zony mogą sprawić do niej szacunek mężą, ale postawa samej tej żony do siebie…
Pozdrawiam Różo… masz wiele możliwości musisz się tylko otworzyc a to właśnie jest dla takich osób jak ty najtrudniejsze… korzystać z pomocy innych, przyjmować ja jak i wdrażać je w życie…
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-02, 11:35   

mami, to nie tak, że próbuję wziąć męża na litość... Mam swoją godność i zawsze starałam sie ja zachować, mimo wszystko... Zresztą mąż tego bardzo we mnie lubił, że nie dam się przycisnąć butem do podłogi...To również nie tak, że jestem wiecznie niezadowoloną gospodynią domową, raczej zawsze byłam osoba o dużym poczuciu humoru, choć przyznam, że ostatnie wydarzenia sprawiły, że on gdzieś prysł. Nie jestem też inwalidą na wózku, wręcz przeciwnie - dbam o siebie, i wyglądam na zdrową kobietę, nie jestem z tych, co poza garami nie widzą swiata. :-D Ale dobra, już wystarczy tego, kim nie jestem.
Jestem nannormalniejszą w świecie kobietą, która z całą świadomością zrezygnowała w życiu z czegoś dla siebie na rzecz rodziny, i wcale nie byłam z tego powodu nieszczęśliwą. Aż tu ostatnie wydarzenia wytrąciły z równowagi...
Wbrew powszechnej tu opinii "szukać błędów w sobie", nie będę ich poszukiwać, bo kiedy wchodzi w grę osobowość z jaką mam do czynienia, w przypadku męża, to byłoby bezsensownym pogrążaniem się, a tego już chyba dosyć... To nie może być normą, kiedy mąż informuje żone, że zdradził, bo nie chciała z nim jechać do mamy. Pomijam fakt, że tego dnia czekałam na ważne badanie. Nie może byc normą, kiedy mąż informuje żonę, że na wypadek, gdyby poszła do pracy, to niech nie liczy na jego wsparcie, gdyby trzeba było podwieżć kawałeczek itp. Więc naprawdę jestem daleka od obwiniania siebie, raczej dziwię się, jak mogłam tak długo to wszystko znosić i to jest ten dobry kierunek i w tym chcę podążac ze swoim mysleniem, bo być może wyniknie z tego coś pozytywnego... A że kocham męża nadal? Kocham, bo tak ślubowałam i jak widać to jest możliwe, nawet w bardzo trudnym małżeństwie. I nie jest to miłość z lęku o siebie, jestem przekonana, że nawet, gdybyśmy zamieszkali osobno, nadal będę go kochać. Przeżyjesz z mężem 25 lat, to pewnie bedziesz wiedziała, o czym piszę...
Mozna kochać będąc świadomym wielkich wad małżonka, można kochać - doswiadczając zła z jego strony, ale pod warunkiem, że jest to milość złączona z tą największą , przez "M".
Cóż, dzieli nas chyba dziesiąt lat doświadczenia, więc trudno nam zrozumieć się... Dzięki za dobre chęci.

AWS, już to pisałam, ale jeszcze raz - rozumiem Cię doskonale. Masz prawo być zawiedziona, rozżalona, tyle lat przeżytych razem - zobowiązuje, zobowiązuje obydwie strony... Najbardziej oburzające sytuacje, to dla mnie te, kiedy starzejąca się żona idzie w odstawkę na rzecz młodszej, bardziej atrakcyjnej, bo przecież wiadomo, czym innym, mieć lat 20, czym innym 50... To te, moim zdaniem, najbardziej bolesne zdrady, bo z wyrachowania, z nastawieniem na "zysk", takie nieludzkie - powiedziałabym. Czym innym zakochać się w innej kobiecie, czym innym szukać - bardziej atrakcyjnej w łóżku. To musi być strasznie dołujące uczucie dla pozostawionej żony. A tak w ogole od Boga pochodzi to, co jest dla nas dobre, budujące, dające pokój serca, więc, wydaje mi się, że to nie za przyzwoleniem Boga odchodzi małżonek, ale za sprawą Złego i nie ma co oszikiwać się, że trzeba zgodzić sie z tym, bo Bóg tak chce. Pewnie, ze trzeba zgodzić się, ale tylko dlatego że nie ma innego wyjścia. Bóg połączył tych dwoje, wiec na pewno nie chce ich rozdzielać, krzywdzić kogokolwiek. Tak wiele mówi sie tu o wolności, że przecież odchodzący jest wolnym człowiekiem... Ja powiedziałabym, że absolutnie nie jest wolnym, jest zniewolonym... Człowiek wolny ma dobry dystans do swoich uczuć, rozum góruje nad nimi, w przypadku zdrady tak nie jest...
Wraz z zawarciem sakramentu małżeństwa wchodzimy na droge do świętości - przez małżeństwo i każde zboczenie z tego kursu na pewno nie jest dobrym, ani dla jednej, ani dla drugiej strony... I jeszcze ta odpowiedzialność za siebie nawzajem. Kiedys słyszałam takie słowa, że "małżonkowie, albo wejdą obydwoje do Nieba, albo żadne".


AWS, uwierzyć, że bez tej miłości bedzie lepiej, to dla mnie znaczy tyle, co uwierzyć, że z cierpieniem będzie lepiej... Do tego jednak baardzo długo dorasta się, a można po prostu nigdy nie dosrosnąć i nic w tym dziwnego. Święci to potrafili.Moim zdaniem, żona, która rzeczywiście kocha, nigdy nie wyrazi zgody, aby mąż "tulił inną kobietę" . Może pogodzić się z tym, ale nigdy - zezwolić. Jeśli jest taka zgoda, może warto przyjrzeć sie swojej miłości, czy ona naprawdę jest prawdziwa... A może trzeba ją najpierw w sobie zabić i wtedy już będzie łatwiej o to pozwolenie? Powiem za Tobą, AWS, we mnie też takiej zgody nigdy nie będzie!!!
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-02, 12:28   

….”Jestem nannormalniejszą w świecie kobietą, która z całą świadomością zrezygnowała w życiu z czegoś dla siebie na rzecz rodziny, i wcale nie byłam z tego powodu nieszczęśliwą. Aż tu ostatnie wydarzenia wytrąciły z równowagi”...
Jak to ma się do
…”Juz wiem, mam świadomość, że jestem ofiarą... Wiedziałam już dawniej, ale nie zapominaj, proszę, że matka potrafi wiele poświęcić dla chorego dziecka, a ono po prostu potrzebowało ojca. Naprawdę potrzebowało...Trwałam w tym chorym związku przede wszystkim dla niego. Teraz muszę pozostać z nim sama…”

jak i wiele można by było cytowac z twoich wypowiedzi… dopóki nie staniesz w prawdzie o sobie i tym dlaczego pragniesz trwac w związku dopóki będziesz nieszczęśliwa a wraz z toba twoja rodzina…
Twarda miłośc kosztuje niestety wiele cierpień… ty poświęciłaś szacunek na szali cierpienia i zysk dziś niestety nie jest wielki…
czy postępując stanowczo mąz by się zmienił… trudno mówić,
dziś jednak miałabys jednak poczucie szacunku do siebie…
I nie pisałabyś… „Dziś jestem w oczach męża kobietą bezwartościową.”

Pisałaś..” Czy udało się komuś uratować, czy może bardziej doswiadczyć uzdrowienia "chorego" na agresję współmałżonka, a w konsekwencji ocalić małżeństwo?”
Mimo, iż mam o wiele mniejsze doświadczenie z moim drugim mężem niż ty,
to mogę powiedziec, że w jakims sensie na dziś dzień mnie się udało…
ale dlatego, że na pierwszą próbe przemocy była od razu wezwana policja, na zdrady stop nie pozwalam… że kosztowało mnie to wiele lat stawiania warunków i mówienia nie pozwalam…
Jak myślisz, czy było łatwo… wiesz, że nie, wiesz jak trudno zyc z kimś takim…
Każdy z nas ma inną historie, problemy w związku, ale jedynie szacunek do siebie i nie pozwalanie na złe zachowania może drugą strone opamiętac do czegoś, zmusić do zmian…

plus praca nad soba…dlaczego wybrałam takiego człowieka za mężą…. dlaczego nie widziałam pewnych rzeczy…co ze mną nie tak
do tego musiałam dojrzeć, by życ i mieć szczęśliwą rodzine…inaczej nie da się bez pracy nad soba, przede wszystkim nad soba…

..” Mozna kochać będąc świadomym wielkich wad małżonka, można kochać - doswiadczając zła z jego strony, ale pod warunkiem, że jest to milość złączona z tą największą , przez "M".”…
Wszyscy mamy wady…ja, ty, nasi mężowie, ale nie można pozwalać na pewne zachowania,
Jest w mojej strony zrozumienie pewnych zachowań i nabyta poprzez prace nad soba umiejętność obrony…
Ty zaś Różo dzis jestes żywym dowodem na to, iż to nie miłość a uzależnienie, chęc posiadania rodziny tej wymarzonej mimo, że realia były inne… sprawiły, że całą energie włożyłaś w budowanie rodziny sama, bez egzekwowania pomocy ze strony mężą, bez stanowczych stop…
dlatego tez dziś nie masz innego wyjścia jak zmiana tych zachowań, by w końcu mąz może w drugiej połowie zycia dostrzegł w tobie nie wojującą zone o rodzine i miłość jakiej pragniesz, ale zajęłą się też soba byś sama dla siebie \była kimś szczególnym, nie tylko taką jaką chce cie widzieć mąż… to problem pod tytułem uzależnienie…
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-02, 12:49   

[quote="róża"]mami, to nie tak, że próbuję wziąć męża na litość... Mam swoją godność i zawsze starałam sie ja zachować, mimo wszystko... Zresztą mąż tego bardzo we mnie lubił, że nie dam się przycisnąć butem do podłogi...To również nie tak, że jestem wiecznie niezadowoloną gospodynią domową, raczej zawsze byłam osoba o dużym poczuciu humoru, choć przyznam, że ostatnie wydarzenia sprawiły, że on gdzieś prysł. Nie jestem też inwalidą na wózku, wręcz przeciwnie - dbam o siebie, i wyglądam na zdrową kobietę, nie jestem z tych, co poza garami nie widzą swiata. :-D Ale dobra, już wystarczy tego, kim nie jestem.
Jestem nannormalniejszą w świecie kobietą, która z całą świadomością zrezygnowała w życiu z czegoś dla siebie na rzecz rodziny, i wcale nie byłam z tego powodu nieszczęśliwą. Aż tu ostatnie wydarzenia wytrąciły z równowagi...
Wbrew powszechnej tu opinii "szukać błędów w sobie", nie będę ich poszukiwać, bo kiedy wchodzi w grę osobowość z jaką mam do czynienia, w przypadku męża, to byłoby bezsensownym pogrążaniem się, a tego już chyba dosyć... To nie może być normą, kiedy mąż informuje żone, że zdradził, bo nie chciała z nim jechać do mamy. Pomijam fakt, że tego dnia czekałam na ważne badanie. Nie może byc normą, kiedy mąż informuje żonę, że na wypadek, gdyby poszła do pracy, to niech nie liczy na jego wsparcie, gdyby trzeba było podwieżć kawałeczek itp. Więc naprawdę jestem daleka od obwiniania siebie, raczej dziwię się, jak mogłam tak długo to wszystko znosić i to jest ten dobry kierunek i w tym chcę podążac ze swoim mysleniem, bo być może wyniknie z tego coś pozytywnego... A że kocham męża nadal? Kocham, bo tak ślubowałam i jak widać to jest możliwe, nawet w bardzo trudnym małżeństwie. I nie jest to miłość z lęku o siebie, jestem przekonana, że nawet, gdybyśmy zamieszkali osobno, nadal będę go kochać. Przeżyjesz z mężem 25 lat, to pewnie bedziesz wiedziała, o czym piszę...
Mozna kochać będąc świadomym wielkich wad małżonka, można kochać - doswiadczając zła z jego strony, ale pod warunkiem, że jest to milość złączona z tą największą , przez "M".
Cóż, dzieli nas chyba dziesiąt lat doświadczenia, więc trudno nam zrozumieć się... Dzięki za dobre chęci.

AWS, już to pisałam, ale jeszcze raz - rozumiem Cię doskonale. Masz prawo być zawiedziona, rozżalona, tyle lat przeżytych razem - zobowiązuje, zobowiązuje obydwie strony... Najbardziej oburzające sytuacje, to dla mnie te, kiedy starzejąca się żona idzie w odstawkę na rzecz młodszej, bardziej atrakcyjnej, bo przecież wiadomo, czym innym, mieć lat 20, czym innym 50... To te, moim zdaniem, najbardziej bolesne zdrady, bo z wyrachowania, z nastawieniem na "zysk", takie nieludzkie - powiedziałabym. Czym innym zakochać się w innej kobiecie, czym innym szukać - bardziej atrakcyjnej w łóżku. To musi być strasznie dołujące uczucie dla pozostawionej żony. A tak w ogole od Boga pochodzi to, co jest dla nas dobre, budujące, dające pokój serca, więc, wydaje mi się, że to nie za przyzwoleniem Boga odchodzi małżonek, ale za sprawą Złego i nie ma co oszikiwać się, że trzeba zgodzić sie z tym, bo Bóg tak chce. Pewnie, ze trzeba zgodzić się, ale tylko dlatego że nie ma innego wyjścia. Bóg połączył tych dwoje, wiec na pewno nie chce ich rozdzielać, krzywdzić kogokolwiek. Tak wiele mówi sie tu o wolności, że przecież odchodzący jest wolnym człowiekiem... Ja powiedziałabym, że absolutnie nie jest wolnym, jest zniewolonym... Człowiek wolny ma dobry dystans do swoich uczuć, rozum góruje nad nimi, w przypadku zdrady tak nie jest...
Wraz z zawarciem sakramentu małżeństwa wchodzimy na droge do świętości - przez małżeństwo i każde zboczenie z tego kursu na pewno nie jest dobrym, ani dla jednej, ani dla drugiej strony... I jeszcze ta odpowiedzialność za siebie nawzajem. Kiedys słyszałam takie słowa, że "małżonkowie, albo wejdą obydwoje do Nieba, albo żadne".


AWS, uwierzyć, że bez tej miłości bedzie lepiej, to dla mnie znaczy tyle, co uwierzyć, że z cierpieniem będzie lepiej... Do tego jednak baardzo długo dorasta się, a można po prostu nigdy nie dosrosnąć i nic w tym dziwnego. Święci to potrafili. Moim zdaniem, żona, która rzeczywiście kocha, nigdy nie wyrazi zgody, aby mąż "tulił inną kobietę" . Może pogodzić się z tym, ale nigdy - zezwolić. Jeśli jest taka zgoda, może warto przyjrzeć sie swojej miłości, czy ona naprawdę jest prawdziwa... A może trzeba ją najpierw w sobie zabić i wtedy już będzie łatwiej o to pozwolenie? Powiem za Tobą, AWS, we mnie też takiej zgody nigdy nie będzie!!! Żona nie może nigdy godzić się na zatracenie męża, na jego odejście od Boga, na jego śmierć duchową, bo są sprawy wagi największej.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-02, 13:05   

AWS napisał/a:
Nie rozumiem tej postawy zrozumienia dla tego, który odchodzi, ale porzucony MUSI spełnić swój ślub. I jego nie mogą wspierać żadne czułe ramiona. Ta różna postawa wobec tej samej przysięgi tak utrudnia mi zakceptowanie faktów


Oj AWS,AWS...
A kto to napisał?
AWS napisał/a:
Kinga2 dziękuje za obraz Boga tulącego mnie krzyczącą.... poczułam to przytulenie!

Ludzkie ramiona zawsze mogą zawieść, choćby dlatego,że są śmiertelne...

Wiesz kiedy ja połapałam się w tym wszystkim, co związane jest z przysięga wykrzyczałam Panu Bogu,że czuję się jak pies uwiązany do muru na bardzo krótkim łańcuchu, bez możliwości ruchu łapą w lewo czy prawo. I wtedy choć nadal czułam zaciśnięty na szyi łańcuch Bóg zaczął uczyć mnie czym naprawdę jest Sakrament.
Pisałam już o Sercu, które umieścił w duchowym ciele małżonków, o Jedności, przywróceniu godności Sakramentu małżeństwa , sposobie na pokonanie skutków zdrady i rozłamów. Z dnia na dzień wlewał Bóg w moje ludzkie serce zrozumienie i wiedzę, której nie miałam. Żadne nauki przedmałżeńskie nie obejmowały tego,co do dziś Jezus mi pokazuje.
W tym samym czasie poczułam,że Jezus rozpiął mój łąńcuch i mogłam biegać.
Dałem Ci wiedzę i wybór, bo Cię kocham i szanuję Twoją wolną wolę.
Mogłam uciekać, a zamiast tego stałam i myślałam.
Przecież sama prosiłam o Sakrament, sama go udzieliłam mężowi, sama powiedziałam na dobre i na złe ( choć nie rozumiałam w 100% co to oznacza, jak wszyscy), a zatem sama podjęłam decyzję i ponownie przypiełam się do tego łańcucha tylko stał sie jakiś lekki.
Dziś nie ma go wcale. Gdy zapięłąm karabińczyk Bóg zabrał mi łańcuch.( poczucie przymusu) Mam tylko obróżke na palcu, a ona nie ciąży.

http://www.youtube.com/wa...feature=related


Zrozumiałam,że to moja wolność. Wybór pomiędzy Jezusem i Jego Zbawieniem, a porzuceniem mentalnym współmałżonka i być zatraceniem go na wieki. Przecież nie wiem, czy jeszcze ktoś świadomie się o Niego upomni. A może mój nawrócony mąż ma jeszcze kogoś wyciągnąć z tej paszczy szaleństwa jaką jest cudzołustwo...
Wolność AWS jest piękna, ale trudna i niesie za sobą odpowiedzialność za otoczenie.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 09:21   

Kochana AWS....
Przecież w Dekalogu jest - Nie códzołóż
Mie mów fałszywego świadectwa
Nie kradnij
Nie zabijaj
itp

Co Ty chcesz z tym zrobić ? Z Dekalogim ?
Dostałaś takie oto prawa....przyjęłaś je, chciałaś żyć wg nich.
Taką przyjęłaś postawę.

Twój mąz podobnie, chciał, obiecał, przestrzegał.....do czasu....teraz nie.

Co masz z robić z mężem ? Możesz Go upomnieć...zrobiłaś to ! Co możesz więcej ?? Możesz stawić opór i nie uczestniczyć w Jego NIE przestrzeganiu Dekalogu ! I modlić się za męża.
Nie masz innej mocy, nie możesz nic więcej, nie masz wpływu !

Co możesz zrobić ze sobą ?
Możesz wzmacniać się w swojej postawie i nadal bronić Delakogu i zasdad wyznaczonych nam przez Boga, broniąc samego Boga w sobie !!
Ale też możesz podobnie jak mąż.....odejść, porzucić, niszczyć, ranić Go( i Boga w Nim i w sobie), możesz jak mąż odwrócić się od Boga, odsunąć Go i Jego ramina, na śmietnik wyrzucić Jego i swój krzyż....możesz nawet oddać duszę diabłu.....i wtulić sie w jego ramiona....
AWS, Twoje życie i Twoja wola.....

Stanie przy Bogu to trudne.....bo tu nie ma permanentnej zabawy , są trudy, jest ciągle pod górkę, ciągłu rozwój i nie ma odpoczynku, praca, zadania....ale nie ma nudy, jest bezpiecznie , no i obietnica - zycie wieczne !

Życie po drugiej stronie....chyba pozornie łatwiejsze....ale i tu obietnica - na zawsze będziesz mój/moja...a ja po ciebie się upomnę.

Kochana AWS...jesteś wolną osobą !! Teraz się nie oprzesz na mężu, teraz nie On decyduje o Twoim życiu....teraz On zdecydował tylko o sobie ...a Ty musisz wziąć życie w swoje ręcę i zdecydować sama !! Pozdro !! EL.
 
     
AWS
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 22:59   

To oczywiste, co niesie Dekalog i doskonale rozumiem, że wybór należy do mnie. I ja na dziś wiem, ćzego pragnę, ale tego wyboru muszę dokonywać codziennie od nowa i codziennie proszę Pana: pomóż trwać. Ciągle nie ma we mnie jeszcze100% zgody na odejście męża, więc nadal wierzgam, ale coraz szybciej powstaję!! A że tych jedynych ludzkich ramion tak bardzo brak??????!!!!!!!!!!!!!!
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 08:45   

AWS - i to jest właśnie ta akceptacja. Przyjąć do wiadomości fakt, że mąż odszedł, i nie masz tych jedynych ludzkich ramion. Boli, boli koszmarnie.... tylko ten co przeżył, wie co to za ból. Ale Pan Bóg dopuścił taką sytuację, aby się spytać "czy skorzystasz z moich ramion"? I jest właśnie tak jak mówisz - ten wybór raz dokonany, potwierdzamy co dzień. W trudzie....
 
     
robertT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 19:50   

Rozumiem AWS...wiesz dobrze Nirwanno.Jak to zaakceptować?Jak to przyjąć do wiadomości?Ciężko jest,bo tęsknimy jak diabli.Pewnie,że skorzystamy z tych ramion,ale oglądamy się delikatnie za siebie...może troszeczkę chociaż pomożemy?Może sami to ponaprawiamy?Raczej się nie da samemu,trzeba "wskoczyć"w te ramiona i potwierdzać co dzień-jak piszesz!Ale trzeba być konsekwentnym w tym...a my przecież tacy marni...po ludzku brakuje tej konsekwencji...
 
     
AWS
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-05, 23:05   

Dziś mam znów dół. Szukam rozmów z mężem, choć nic dobrego z tego nie wynika, a nie potrafię się zatrzymać. Czuję, że jest wobec mnie nieuczciwy. Chyba wolę najgorszą prawdę, niż taką zabawę w kotka i myszkę. Coraz wyrażniej widzę jaka jest cięka granica między miłością, a nienawiścią. Jestem wkurzona na siebie za tą naiwność i łatwowierność przez tyle lat. Powinnam teraz pracować nad 12 krokami, a mnie nosi. Choć to wszystko tak bardzo boli, z pełną świadomością mówię Bogu: dziękuję za ten kryzys, dziękuję za sychar, dziękuję za 12 kroków, których boję sie bardzo, ale wiem, że to jedyna droga dla mnie.
Dlaczego kiedyś tam uznałam, że dobro męża jest ważniejsze, niż moje własne? Jakie klepki w moim własnym mózgu zapadły,lub właśnie nie zapadły, że tak bardzo się starałam, by usłyszeć w końcu( może na 25 lecie), jestem dumny,że jesteś moją żoną? Zamiast tego usłyszałam - ja już nie chcę!! Porażka!
Przez 15 miesięcy nie potrafiłam w to uwierzyć, myślałam, że nie da się tego przeżyc. Dało się!!! I czasem nieśmiało teraz myślę, że choć boli, to wolę stanąć w prawdzie. I już nie chcę , żeby było tak jak przed kryzysem. Już to wiem, że wcale tak nie było, jak ja to chciałam widzieć :-( Teraz już musi być tylko lepiej, a mąż niech doświadcza konsekwencji wlasnych decyzji.
Kochani pomogło już nie muszę szukać prawdy, gdzie jest kłamstwo. Przecież to fizycznie niemożliwe!!!
El. Twoja praca nie idzie na marne!!!!!!!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8