Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Sytuacja bez wyjścia?
Autor Wiadomość
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 15:25   

mami napisał/a:
A tak… cóz będziesz całą energie dawała w ratowanie związku na starych zasadach… będziesz starała się dopasować do męża… poszerzac granice przyzwalania na mężowski „wybryki” a i tak możesz na końcu tej drogi zostać z niczym… mąz odejdzie…
Zostawiając cię samą, przed czym dziś tak mocno chcesz się uchronic kontrolując zbyt mocno partnera, sprawiając w nim poczucie iż musi, iż to jego obowiązek, bo przysięgał…
O wiele lepiej jak bez takiego przymusu mąż zobaczy w nowej Rózy kobiete, nie zone czy matke swoich dzieci… nowa kobiete, taką jakiej nie zna.. niedostępną troche, tajemniczą, wesoła pełna zycia… ale bez zmian w swoim życiu to nie nastapi ani bez zgody twojej wewnętrznej na to… bo mąż dziś już pragnie innego życia niż te, które było dotąd… i nie koniecznie musi to być złe życie… zło polega tylko że pragnie z kim innym… ale zmieniając swoje nastawienie do życia możesz coś dobrego dla siebie i związku zrobić



Mami mmmmmmmm........ale to jak to sie mówi wyższy poziom.
Zrozumienie.........Siebie.........innych.
Pierwszy odruch jak zawsze ten sam czemu wystawiono mnie do wiatru???

dalej za wszelka cenę ratować związek ale jak???

jeszcze dalej bunt,odrzucenie,złość -lecz czy wiem na co i kogo???

Czas błędów,czas złych podpowiedzi-i ganianie jak to pisała AWS-współmałżonka.

Wszystkie siły jakie można wykorzystać dla Siebie,na pracę nad sobą-sa marnotrawione.

Po co marnotrawic -skoro ktos i tak jasno mówi nam NIE !!!!!

P.S AWS-masz szansę ,masz szanse programu 12 k-może i wiele spraw w trakcie jego zagubisz,może i wiele tego czego kurczowo się trzymasz-tego ludzkiego stracisz.........

Ale odnajdziesz w nim Siebie -tą prawdziwą i tego Ci życzę,zreszta rózy też....odnalezienia swego Ja

pozdrawiam
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 16:03   

mami, jakbym słyszała swoją córkę - naprawdę. Tak, juz wiem, że przyszła pora myśleć o sobie, o czym nawet mój mąż od dawna mi to przypomina, dośc brutalnie, bo wskazująć na inne kobiety, że one to potrafiły, że on też chciałby być ze mnie dumny... Niedawno powiedział mi, że kochałby jeszcze bardziej, gdybym to i owo... Chodzi o pracę. Tak, ja to wszystko rozumiem, że teraz, kiedy dzieci już dorosłe, pora by pomysleć o zarabianiu pieniążków - na siebie. Moja pozycja - zdania sie na łaskę i niełaskę mojego "pana" to na pewno nic godnego zazdrości. Jak każdy człowiek, mam przecież swoją godność i wypomionanie...boli niezmiernie. Mami, tylko wiesz, życie czasami tak się układa, że nijak wyjść ze ślepego zaułka, do którego ono wpędziło... Otóż problemy zdrowotne naprawdę ograniczają możliwości, już to sprawdziłam... Jedna praca - pogorszenie zdrowia, druga praca - zwolnienie z powodu choroby itp. Wiadomo, jakie dziś czasy, trzeba być zdrowym, dyspozycyjnym, a ze mną tak nie jest. :-( I chociaż to brzmi tak fajnie, te uprzywilejowane miejsca pracy dla osób niepełnosprawnych, to tak naprawdę wymagania w stosunku do takiego pracownika niczym nie róznią się od wymagań względem w pełni zdrowych. Owszem, różnią sie - płacą, bo jest z reguły najniższa.
Myslałam o wolontariacie, skończyłam różne kursy, ale jak tu byc dobrym wolontariszem bez grosza w kieszeni? Więc muszę mysleć, jak najpierw pomóc sobie... A nie jest to proste, mami. Pewnie, że gdybym - zamiast czas poświęcać rodzinie, realizowała się zawodowo, dziś byłabym na rencie i tego problemu nie byłoby... Tak więc, moja frustracja jest wielka, bo nie jestem w stanie sprostac oczekiwaniom męża, a przede wszystkim zaspokoić własnej potrzeby, jaka jest niezależność finansowa. Nie trudno o takie traktowanie, kiedy mąż czuje sie jak "pan i władca", nie mogę miec w takiej sytuacji zbyt wiele do powiedzenia... To pozycja przegranego... Tylko, gdyby tak sięgnąć pamięcią, gdzie on był, kiedy ja spędzałam z dziećmi wiele godzin, kiedy zajmoweałam się wszystkim, czego dziś skutki zdrowotne ponoszę. To straszne uczucie, kiedy czlowieka walczacego z bólem z dnia na dzień wysyła się do pracy, do której on najzwyczajniej w świecie - iść nie jest w stanie, choćby tak bardzo chciał...
Tutaj wychodzi też prawdziwe oblicze naszego ZUS, który nie zechciał uznać, że ten brakujący rok składki to nie z mojej winy, ale potrzeba pielęgnacji dziecka, że był w tym czasie zasiłek pielęgnacyjny, ale to , jak z pewnością wiadomo wszystkim - temat morze...
Więc, reasumując, wszystko, co napisałaś, mami, jest prawdziwe, wszystkie rady słuszne, ale pod warunkiem, że sa one skierowane do zdrowego, zdolnego do pracy człowieka. Mój mąż nigdy nie chciał i nie chce przyjąć do wiadomości faktu, że jego żona ma orzeczoną niepełnosprawność. Mam być zdrową, piękną, pracującą, nowoczesną kobietą. :-(

Więc okazuje się, że można, nie akceptować wielu rzeczy w życiu, w tym - choroby żony i w ramach buntu zdradzić ją ze zdrowa, pracującą, czyli taką w sam raz...

Jeszcze mała refleksja, wszystkie stresy życiowe, w pewnym wieku, dają o sobie znać w postaci kłopotów zdrowotnych, może więc płaczac za odchodzącym mężem, dobrze jest pomyśleć, że ostatecznie może to zaowocować , niekoniecznie gorszym zdrowiem - na stare lata.. :-) Nic gorszego nad życie w przewlekłym stresie...
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 17:07   

NORBERT napisał/a:
Czas błędów,czas złych podpowiedzi-i ganianie jak to pisała AWS-współmałżonka.
Wszystkie siły jakie można wykorzystać dla Siebie,na pracę nad sobą-sa marnotrawione.
Po co marnotrawic -skoro ktos i tak jasno mówi nam NIE !!!!!


Norbert - to tak z boku wydaje się, że te siły są marnotrawione. Najczęściej tak jest, że człowiek musi przejść ten etap niby-marnotrawienia sił, po to właśnie aby przekonać się, że jego działania - nie skutkują. Po to aby zwiesić ręce, i powiedzieć w końcu "zrobiłam wszystko co było w mojej mocy. Teraz już nie ja, Jezu Ty się tym zajmij." Dopiero wtedy to zdanie jest w pełni szczere i pochodzi z głębi serca. Jeśli człowiek sam do tego nie dojdzie, we własnym tempie, to potem ma pretensje do otoczenia, że popędzało, że kazało robić coś na co człowiek gotowy jeszcze nie był... i wyłażą znów demony, że ktoś mi każe coś robić, a to w ogóle nie po mojemu jest!
Dajmy wolność w przeżywaniu kryzysu w swoim osobistym tempie. Mówmy, że tak będzie lepiej, to nie będzie działało, a to zadziała, a tamto zadziała ale po pewnym czasie, ostrzegajmy przed pułapkami... Ale pozostawmy wolność, bez popędzania.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 17:46   

Nirwanna napisał/a:
Mówmy, że tak będzie lepiej, to nie będzie działało, a to zadziała, a tamto zadziała ale po pewnym czasie, ostrzegajmy przed pułapkami... Ale pozostawmy wolność, bez popędzania.

Zgadzam sie z Toba nirwano-i podpowiem jeszcze tak jak mawia czesto Jacek R-kiedy zaczynają sie w człowieku zmiany??? kiedy szuka dojścia do Boga????
kiedy chce naprawić relacje???

Jak światek własnej iluzji i bagienka własnego oszustwa pryska.
Stajemy wtedy przed lustrem i zadajemy pytanie

czy jestem w każdej chwili szczęsliwy???

czy tylko gram szczęście????

Czy moje serce i umysł sa spójne???

czy oszukuje serca,albo umysł????

Zaczyna sie wtedy etap prawdy o Sobie-a dalej to już prawie z górki.........

choć z poczatku to bieg po wybojach!!!

Ja nirwano próbowałem oszukiwac najpierw własny umysł,potem własne serce że juz nie kocham zony-na nic zdała sie sztuczność,na nic zalepianie uczuć.

Tego człowiek nie zagłuszy-jak jest prawdziwe.

A i życie w zakłamaniu-nie dawało spokoju.
Zresztą to było widać co innego serce.............co innego umysł......

Ja mawiam coś jest zawsze po coś ;-) ;-) ;-)


pozdrawiam
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 18:04   

AWS napisał/a:
Teraz jestem ja i Bóg. Toczę walkę z moim Bogiem, a ON przemawia, ale częściej milczy

Kiedy czytałam Twój post miałam takie skojarzenie.
Widzę Boga Ojca trzymającego w ramionach krzyczące i wierzgające dziecię. Kopie i bije na oślep,wrzeszczy z bezsilności, a Bóg tuli, tuli, tuli i głaszcze i całuje po główce....
...i jak tu przemawiać werbalnie. I tak nie usłyszy w tym zgiełku.Niech gesty i serce mówią.
Wciąż krzyk i płacz i bunt, a Bóg sie nie gniewa, w ciszy przytula....
Przecież to dziecko dramatycznie łaknie Miłości. Dopóki sie Nią nie nasyci będzie się szarpać, a potem zmęczone zaśnie na kolanach ojca. Kiedy rano nabierze sił, spokojnie wysłucha co On ma dziecku do powiedzenia....
:->
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 18:21   

Kingo czytając ten tekst miałam skojarzenie ze sobą...
Już byłam tym w miarę spokojnym dzieckiem, radzącym sobie ze wszystkim, jakby pogodzonym z faktem. Okazało się jednak, że niewiele mi trzeba, żeby znowu wierzgać...rozmowa z mężem, bo jego matka rozpowiada, że synek już nie mieszka z kochanką- nadzieja...kłamstwo! Mąż jest teraz w stanie super depresyjnym z wielkim poczuciem winy, ale bez najmniejszej chęci wyjścia z bagna....do tego dzisiejsza rocznica ślubu, o której NIKT nie pamiętał, bo przecież naszego małżeństwa dla nikogo już nie ma! Czuję bunt, bo zawsze będzie moim mężem....i wierzgam w ramionach Pana jak na poczatku drogi!
Może jednak to tylko taki trudny czas i będzie lepiej!
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 18:43   

malek,
Z okazji rocznicy udzielenia sobie Sakramentu przez Ciebie i męża ,życzę Ci wielu bozych błogosławieństw oraz sił do dźwigania dóbr wszelakich, którymi niech Was Niebo obsypie....
Życzę Ci pokonania kryzysu w tempie najlepszym do uzdrowienia wszystkiego co chore i wejścia w nowy czas z podniesioną głową, bez potrzeby zaglądania w złe dni. Niech Dobry Bóg zbuduje wokół Was warownię pod Niebo i uczyni Was Kolumną ze stali przeciw Światu niech będzie Waszą Obroną. A Najświętsza Maryja Panna niech uczy Was ofiarnej i pełnej Miłości małżeńskiej, która zaowocuje szacunkiem i szczęściem po ludzku.
:-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 18:58   

Dziękuję Kingo z całego serca...to taki cudowny a zarazem smutny dla mnie dzień!
Wczoraj podczas rozmowy z mężem zadałam mu bezsensowne pytanie: Co masz mi do powiedzenia z okazji jutrzejszej rocznicy ślubu? Odpowiedzią była minuta ciszy...i tak to chyba zostawmy. Pocieszające dla mnie jest to, że w końcu już mnie nie wini, nawet pamięta, że rozumieliśmy się bez słów. Ma tylko nadzieję, że szybko umrze...modlę się za niego, inaczej już nie potrafię mu pomóc.
Moja refleksja z okazji tego święta: Cudowne jest każdego dnia radzić sobie z problemami, które kiedyś były nie do przeskoczenia czując przy tym rękę Boga.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 19:08   

malek napisał/a:
Wczoraj podczas rozmowy z mężem zadałam mu bezsensowne pytanie: Co masz mi do powiedzenia z okazji jutrzejszej rocznicy ślubu?

Wiesz, to nie jest bezsensowne pytanie. Jesli chwilę się zadumasz to dostrzeżesz, że to nie Ty, ale Wasze poranione Serce zadało to pytanie.

Kiedyś podczas Mszy Świętej usłyszałam takie słowa( dotyczą Sakramentu małżeństwa):
"Bo czyż można wyrawać bijące Serce z piersi? Irozedrzeć na dwoje bezkarnie? A Krew, która się poleje nie jest Krwią człowieka ( tylko Jezusa). Bo odtąd stali się jednym duchowym Ciałem, a Bóg udzielił mu Serca Swego"

Jeśli dokładnie rozumiesz co dzieje się w chwili udzielania sobie na wzajem Sakramentu małżeństwa zroumiesz czyje Serce pytało? Komu udzieliłaś ust swoich.
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 19:20   

Różo, spokojnie, Bóg zna Ciebie i wie, że nie z powodu lenistwa nie pracowałaś, sadzę, że nawet miałas więcej pracy niz niejedna pracująca kobieta, tyle, że za Twoja pracę w domu nie dostawałaś wynagrodzenia. Rezygnacja z pracy zawodowej, to naprawdę trudna sprawa, w domu często nikt nie docenia wielkiego wysiłku włożonego w wychowanie dzieci, zwłaszcza takich, które wymagają specjalnej troski. Ale to jest dobre i Bóg to docenia. Wierzę, że Bóg znajdzie dla Ciebie jakieś rozwiązanie, powierz mu konkretnie ten swój problem, poproś o modlitwę inne osoby, nie czuj sie gorsza od męża, bo jesteś na jego utrzymaniu. Gdyby musiał płacić opiekunce dużo by go to kosztowało, a tak sprawę załatwiałaś Ty kosztem swojej kariery. Jestem pewna, że Bóg Cię samej z tym nie zostawi, ale teraz poprzez kryzys na wielu polach chce Cię jeszcze bardziej zahartować i do siebie zbliżyć. "Ja wszystkich, których kocham karcę i ćwiczę."(Ap. 3,19)
Małek, mylisz się, o Twojej rocznicy ślubu na pewno pamięta całe Niebo, wszak na Twoim ślubie byli wszyscy święci i prosiłaś ich o pomoc, a dziś pewnie mają z Twojego powodu wielką uroczystość!!! Więc uśmiechnij się i przyjmij od Nich pełne miłości życzenia!!! Ja też się dołączam!!!
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 19:24   

Bogu obiecałam trwać przy mężu na dobre i na złe, a nie umiem wyrwać męża ze szpon złego....jakbym Boga zawiodła! Mąż skwitował podobne słowa stwierdzeniem, że nakładam na siebie zbyt wielkie, niepotrzebne ciężary, że pójdzie do piekła i tyle. Wiem, że ja sama nic nie mogę, a jednak mam poczucie, że może mogłabym jeszcze coś zrobić. Nie podkładam mu poduchy pod pupę, nie interweniuję w jego kiepskie kontakty z dziećmi (córka powiedziała mu wczoraj przez telefon, że jest jej niedobrze jak ma z nim rozmawiać )...a może powinnam? Przecież to go jeszcze bardziej dołuje, wpędza w jeszcze większe bagno. Czuję tak jak tytuł postu: sytuacja bez wyjścia.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 19:54   

malek napisał/a:
Czuję tak jak tytuł postu: sytuacja bez wyjścia


http://www.youtube.com/wa...uGt7CntdTM&NR=1
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 20:32   

dziękuję Kingo...dodaje skrzydeł!! Co mi tam brak pamięci innych (choć pewnie niezręczność)...Jezus mym prawdziwym przyjacielem!
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-01, 20:37   

malek,

http://www.youtube.com/wa...feature=related

:mrgreen:
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 4