Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak naprawić to co zniszczone, zaniedbane...?
Autor Wiadomość
mada27
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-08, 12:42   Jak naprawić to co zniszczone, zaniedbane...?

Piszę tu, ponieważ widze ze są tu ludzie, którzy mają wiedze i doświadczenie na temat małżeństwa. I liczę na Waszą pomoc, radę, ukierunkowanie.
Mam 27 lat, mąż 29. To chyba jedyny fakt, który przedstawię obiektywnie;) taki żart... bo zdaję sobie sprawę, ze cała reszta, która opiszę będzie niestety subiektywna. W sumie to nie wiem nawet jak tą "reszte" opisać. Na pewno nie jest dobrze w moim małżeństwie. Na początku myślałam, ze to wina męza i trochę moja. Teraz myślę ,ze to wina moja i trochę męża. Najpierw napiszę o nim, bo to łatwiej. Nie potrafię zaakceptować jego oziębłości (nie przytula mnie, od ponad dwóch lat nie całuje), jego rodzice smi przyznali ze przez cały czas trwania naszego małżeństwa ANI RAZU nie widzieli zeby mnie chociaż za rękę wziął czy tym ardziej przytulił. Na początku to bagatelizowałam, mówiłam ze nie ma co się zachowywać jak papużki nierozłączki, "siedzieć jeden na drugim" cały czas... I tak sobie żyliśmy. Jednak ok. września zaczęło się między nami bardzo psuć. Ciągłe kłótnie, zaczeliśmy spać w oddzielnych pokojach, zaczął mnie unikać, mówić ze nie wiczy mnie kocha, że nie może bez agresji ze mną rozmawiać, ze nie wie czy chce ze mną być... W tym samym czasie zaprzyjaźnił się z koleżanką z pracy (23letnią), odwoził ją do domu (mnie jak gdziekolwiek podwiózł to zawsze to wypomniał, albo łaske robił), zaczął do niej chodzić sam bezemnie, nie rozmawiał ze mną, codziennie wtedy płakałam przerażona tym co mówi, jak się zachowuje, stał się całkiem inny, jego spojrzenie zimne. Nigdy mnie nie przytulił kiedy płakałam, nie chciał rozmawiać tłumacząc ze nie ma czasu. Jednak z koleżanką potrafił gadać przez tel po40minut i śmiać się i być miłym. Czułam ze świat mi się zawalił. Jednak rozumiem ze to nie wina tej koleżanki tylko że między nami jest sporo popsute. Zaczęłam szukać pomocy, rozmawiałam z jego rodzicami (cała rodzina jego to katolicy, praktykujący, mąż był całe zycie ministrantem potem lektorem). Jednak główna rada jaką dostałam to było cytuję: no widzisz, jak w domu źle, to mąż będzie wychodził, uciekał. Okazało się ze tomoja wina ze znika do kolegów, wraca o 2 w nocy, bo na początku związku nie powinnam mu na to pozwalać. Usłyszałam ze to kobieta powinna żądzić (a jego matkę w rodzinie mówią żandarm), a mężczyzna powiien TYLKO pracować. I faktycznie mogę powiedzieć, ze mój mąż pracuje... Od początku związku nie podjął zadej innej inicjatywy niż praca, tzn nie rozmawia (jak ja zaczne to czasem słucha czasem nie, wraca z pracy i ogląda tv, albo dzie na trening albo umawia się z kolegami). Od początk małżeństwa ANI RAZU nie zaproponował wspólnego wyjadu chociazby na weekend (zawsze jest tak ze jego koledzy organizują jakiś wyzd np na grzyby, na kajaki, na urlop-raz byliśmy 5 dni oczywiście zjego kolegami). Podsumowując to jest tak ze albo wychodzę z im i z jego kolegami albo on idzie do nich sam. I na początku się na to godziłam, ale od tegorocznych wakacji począwszy od urlopu, to co weekend spędzaliśmy z jego kolegami. I we wześniu powiedziałam ze ja już mam tego dość, ze ja chcę równowagi, ze chcę zebyśm razem sami też spedzali czas... usłyszałam ze spędzamy przecież: jedząc, śpiąc, rbiąc zakupy. I ze czego jajeszcze chcę???? i zaczął wychodzić sam.
Poszłam również do terapeuty chrześcijańskiego. Na początku przez pierwsze 3 spotkania iedy opowiadałam co i ja terapeuta skłaniał sie ku temu ze to ja jestem tą stroną problemową, ale i mąż też. Pod koniec października wyprosiłam zeby mąż też poszedł. I nie wiem co on tam powiedział i jak się zachowywał, ale jak poszłam na swoją wiyte to terapeuta powiedział ze mąż jest skrajnie niedojrzały, infantylny (gada o kolgach ze ja mu zabraniam, o treningach, o samochodach itp) ze ogólnie zachowuje się jak piotruś pan i ze jst niedojrzały do małżeństwa. Byłam w szoku. Powiedział jeszcze ze mam do wyboru albo z nim być i to znosić (w domu było strasznie, tylko kłótnie pretensje, słyszałam ze ma mnie dość itp) albo mogę napisać tzw list rozwodowy-wymienić w nim to czego nie akceptuje (ze np sam podejmuje decyzje odnośnie przyęcia od rodziców 10tys na samochód-mając pienądze swoje na koncie!!!!, ze jego rodzice za niego wykonują jego obowiązki, np ojciec obcina na żywopłot rzed domemitp) Swiat mi się zawalił. Nie wiedziałm co ze sobą zrobić. Poszłam na adoracje. Cały dzień się trzęsłam i płakałam. ieczorem kuzyn namówił mnie na Msze sw o uzdrowienie wew. Poszłam. I kiedy ksiądz chdził po kościele z Najśw. Sakramntem to płakałam jak bóbr. Nie wiem czemu. I nie rozumiem co się stało. Ale wcześniej kiedy w nocy w takim półśnie się czasem przebudzałam i uświadamiałam sobie sytuacje, w której jestem, ze mąż mnie nie chce, ze zostawi mnie, to byłam przerażona, zrozpaczona. Po tej Mszy, już pierwszej nocy kiedy się przebudziłam zaczęły mi się przypominć rzeczy które ja źle robiłam: ze owszem chciał się wyprowadzić, ale ja go ciągle "wyrzucałam" mówiłam jak mnie nie chcesz to nie to wynocha :oops: , bardziej byłam skupiona na sobie niż na nim, często traktowałam go źle, nie starałam się go rozumieć-jednak byłam święcie przekonana ze rozumiem, ze to on jest wszystkiemu winny itp. To "przypominanie sobie" w nocy, to było coś takiego jakby patrzenie na sprawę zinnej strony. Ja rano nie byłam nawet tego świadoma, ze mi się coś tak nale dziwnie zaczęło w nocy przypominać, inne rzecz też mi się pokazywały w innym świetle... To że jestm kłótliwa, niesamodzielna, że smutna, nietolerancyjna, niegościnna.... masa tego. I umówiłam się z terapeutą i powiedziałam, ze mogłabym ten list napisać gdybym miała czyste sumienie. Ale nie mam, więc czuję ze to całkowicie nie na miejscu ten list rozwodowy. Terapeuta zrobił oczy i apytał co się stało ze ja nagle (w ciągu trzech dni od poprzeniej wizyty) całkiem inaczej to postrzegam??? Więc powiedziałm ze mi się nagle tak zaczęło robić po tej Mszy (o załapałam ze to po Mszy się zaczęło) ale nie chciałam jakoś tego łączyć, ale wszstko tak na to wskazywało... Terapeuta powiedział ze to Łaska. I ze w takim razie powinam zacząćnaprawiać to co robiąm źle i odesłał mnie do domu. Więc ja się starałam naprawiać to co złe we mnie. I na początku jakoś próbowałam, zaczęłam zmieniać chociaż te rzeczy o których wiedziałam, ze mąż ich nie lubi, zaczęłam mu robić śniadanie do pracy, zaczęłam sprzątać (bo wcześniej nie dbłam o dom, mąż miał pretensje o to ze nie może np z kolegą zajść do domu tak niespodziewanie bo często był bałagan i brud-ja w tym za wiele złego nie widziałam), itp
Jednak to wszystko nie jest wcale takie proste... :-( bo potem przez to odrzucenie mni przez męża pojawiła się we mnie fala agresji, złości, cały czas boli mnie o że odrzucił mnie, nie dotykał, ze nie akceptuje mnie, ze nie szukał pomocy zeby ratować związek, ze jak mówie ze się wyprwadzam to on mówi ok, ze jak mówie zeby mnie przytulił, ze ja tego potrzebuje k powietrza to on mówi: chcesz to się przytul, ja tego nie potrzebuję...
Jestem dla niego jak zeszłoroczny śnieg. On tylko PRACUJE. I to jest jego misja.
Teraz stanęło na tym, ze on ni widzi problemu, zdania swojego na różne tematy nie zmieni (np jak pokazuje mu książkę pGuzewicza, w któej napisane jest ze to mężczyzna jest dawcą miłości, ze męzczyzna jest odpowiedzialny za jedność małżeństwa rodziny, ze jego postawa ma być niewzruszona niezależnie od postawy żony, to on zaczyna krzyczć, ze to wcale nie o to chodzi co tm pisze, ze ja to wymyślam itp) Nie wiem po prostu co i jak mam robić. Bo nie tylko w domu mam bałagan, w sumie to wszędzie mam bałagan.
Bardzo dziękuję za każdą wskazówkę, każdą przemyśle.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-08, 17:14   

Mada.............. w sumie to fajny tekst,taki książkowo kryzysowy.
On nie przytula............. a ona krzyczy:wynocha
Koło się kręci.............
Mam do Ciebie pytanie?????? a jaki był ten Twój wybranek przed ślubem????
W oczy zaglądał???
Za rączkę prowadzał???
Rozmawialiście ze sobą???
Wychodziliście razem ?na dyskotekę?do znajomych? Ty masz znajomych?miałaś?

Jak myślisz????? czego brakuje Tobie?????
Czego może brakowac Twojemu mężowi ?czego szuka i znajduje u koleżanki?

PO CO TO ROBI??????

Jak byś sobie zrobiłą analizę Twojego tekstu to wychodzi to co ponizej:
mada27 napisał/a:
Nie potrafię zaakceptować jego oziębłości (nie przytula mnie, od ponad dwóch lat nie całuje

mada27 napisał/a:
ANI RAZU nie widzieli zeby mnie chociaż za rękę wziął czy tym ardziej przytulił

mada27 napisał/a:
nie rozmawiał ze mną

mada27 napisał/a:
Od początku związku nie podjął zadej innej inicjatywy

mada27 napisał/a:
tzn nie rozmawia (jak ja zaczne to czasem słucha czasem nie, wraca z pracy i ogląda tv, albo dzie na trening albo umawia się z kolegami).
mada27 napisał/a:
Od początk małżeństwa ANI RAZU nie zaproponował wspólnego wyjadu chociazby na weekend (zawsze jest tak ze jego koledzy organizują jakiś wyzd np na grzyby, na kajaki, na urlop-raz byliśmy 5 dni oczywiście zjego kolegami


Dalej zrób to sobie sama.
3 lata małżeństwa.................
A teraz gdzie TY??????
No......faktycznie ....z tego teksty to Ci sie trafił mąz............ ale to Ty go sobie wybrałaś......tak ???czy nie?????
Był inny????? tak??????
To przy Tobie tak zgłupiał?
To z Toba jest mu tak żle że uciaka w pracę??może jest pracoholikiem?


Ale mimo wszystko to dobrze że tu jesteś.......... dobrzę że szukasz ratunku,że szukasz drogi,że widzisz tez i swoją rolę w tym konflikcie,kryzysie................
czytaj ,pisz i czekaj na zwroty........................a masz szansę stanąć na nogi.
Na początek jako lekture mężowi podaruj "Warto być ojcem"Jacka Pulikowskiego a sobie ????może "Miłość potrzebuje stanwczośći"Dobsona???
A dla Was obojgu "Pomiędzy meżczyzną a kobietą" Małogrzaty Artymowicz

I zrób sobie solidny rachunek sumienia..........taki bilans tego co razem przezyliście.....
Ale najpierw wypisz sobie to co uważsza za mocne Twoje strony.......zalety.......
obok to co wg Ciebie ma mocne/zalety mąż
A na drugiej kartce wady.........Twoje i męża..............

Jak zrobisz to zapytasz :po co
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-09, 08:17   

Hej

Mam zblizone doswiadczenia do Twoich.

Jak czytam o terapeucie chrzescijanskim to mi się slabo zrobiło.
Nie w porzadku jest takie stawianie oceny przez doradcę, nie jej zadaniem jest stawianie mezowi diagnozy przed Tobą i sugerowanie pisania listu rozwodowego... :-(
Tak juz wiele razy slyszalam, od roznych osob ktore byly na terapii, maz niedojrzaly, moze pani pisac pozew....terapeuci sa ludzimi ktorych w chwili zalamania, roztrzesienia traktujemy jak autorytety!!!!

Nie w porzadku jest mowic cos takiego.

dobre byloby poprowadzenie ciebie tak byś zgodnie ze swoim sercem podjela madra decyzję...w przyjrzeniu sie tez swoim bledom, co własnie zrobilas :)

Skladalismy przed Bogiem przysiege ze i slubujemy malzonkowi milosc, a wiec byc jak najlepszymi dla niego, kochac Boga na pierwszym miejscu by moc kochac madrze meża.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-09, 14:37   

Danka 9 napisał/a:
Jak czytam o terapeucie chrzescijanskim to mi się slabo zrobiło.
Nie w porzadku jest takie stawianie oceny przez doradcę, nie jej zadaniem jest stawianie mezowi diagnozy przed Tobą i sugerowanie pisania listu rozwodowego...

No niestety ja też trafiłam na taką terapeutkę, której musiałam stanowczo powiedzieć,
"najpierw Bóg, potem ja". I to stanowisko nie podlega kompromisom.
Kiedy mi powiedziała, że to prawda,że wierzący mają dodatkową pomoc w postaci Pana Boga, zrezygnowałam z Jej pomocy.
Dla mnie terapia powinna być oparta wyłącznie na Bogu jako podstawie i wsparta ludzkim działaniem, a nie psychologiczną mądrością z Panem Bogiem jako podpórka.
Zastanowiła mnie potem moja kamienna postawa, ale się opłaciło. Pomoc, którą potem otrzymałam była idealna dla mnie.
Kiedy się twardo stawia Boga na piedestale, On sam kieruje nas na nalepsze terapie.
Zna bowiem nasze potrzeby i możliwości oraz ograniczenia terapeuty z którym nas styka.
Nie załamujcie się zatem i poproście Niebo o dobrego terapeutę dla Was na dany moment ( w miarę postępów, czasem trzeba zmienić specjalistę. Pomoc ma być dostosowana do Waszych potrzeb i możliwości, a nie wy do grupy wsparcia, czy lekarza. Każdy musi zdrowieć własnym tempem i dopóki są postępy jest ok. Czasem zastój też jest terapią. Ważne, aby się nie cofać) :-D
 
     
mada27
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-13, 14:45   

Dziękuję za odpowiedzi.
Nałóg myślałam o tym co mi napisałeś... ale nie umiem odpowiedeć na te pytania, nie miem wypisać swoich zalet, męża zalet, wad... czuję się okropnie
nie umiem się modlić, płaczę ciągle, wpadam w jakieś straszne stany, rzucam wszystkim, nie chce nic, nie wiem co robić, wszystko jest bez sensu, nie umiem żyć, nie umiem być żoną
nie wiem nawet jak zrobić rachunek sumienia, nie wiem już co robie złego co robiłam złego, a co jest dobre, chce zniknąć, nienawidze siebie

coś strasznego się ze mną dzieje
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-13, 17:12   

Mada.........to napisz odpowiedż tylko na cześć......dotyczącą Ciebie.....................
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-13, 20:05   

mada27,
Spokojnie, rzadko na to forum trafiają eksperci. Dopiero ciężka praca nad sobą i łaska Boża uczą czego trzeba każdemu z nas. Wszystko po kolei.
Czytaj i pisz co Ci "zalega na wątrobie", my wszyscy uczymy się czegoś od siebie na wzajem.
 
     
mada27
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-14, 09:00   

[quote="nałóg"]a jaki był ten Twój wybranek przed ślubem????

przed ślubem był dobry, nie widziałam jego bierności, uciekania w prace

W oczy zaglądał???
Za rączkę prowadzał???
Rozmawialiście ze sobą???

rozmawialiśmy ze sobą dość dużo nawet, biło od niego takie ciepło, był blisko Boga, uczył mnie wielu rzeczy, swoją postawą pokazywał ze jet i chce być bliskoBoga

Wychodziliście razem ?na dyskotekę?do znajomych?

wychodziliśmy nie za często ale kilka razy w miesiącu na pewno, wtedy to było ta ze to ja go częściej namawiałam zeby gdzieś wyjść

Ty masz znajomych?miałaś? miałam wcześniej znajomych, nie za wielu ale jednak miałam, potem przeniosłam się do miasta męża i już byli tylk znajomi jego albo moje koleżnaki z pracy średnio ok 15lat starsze i choć niektóe są miłe itp to nie ma tak za bardzo wspólnych tematów, bo one mają inne problemy, obowiązki, więc w sumie teraz nie mam znajomych takich "swoich"



Jak myślisz????? czego brakuje Tobie?????

mi na pewno brakuje poczucia ze mż mnie kocha, ze nie zostawi, ze mnie akceptuje

Czego może brakowac Twojemu mężowi ?czego szuka i znajduje u koleżanki? mysle ze jemu nie brakuje poczucia ze go kocham, bo wie o tym barzo dobrze, wydaje mi się ze brakuje mu takiej źle rozumianej wolności, i pewnie czue się niedoceniony przezemnie



PO CO TO ROBI??????

czasem mysle ze cofnął sie w rozwoju do czasów licealnych, śmieje się ze strasznych głupot, bawi go wychodzenie z kolegami(sami rozwodnicy albo kawalerowie któym jet w takim stanie dobrze) i nie widzi tego ze oni nie mają obowiązków, ze nie zostawiją żony w domu samej i robią wszystko by zagłuszyć samotność tym wychodeniem

A teraz gdzie TY?????? nie rozumiem tego pytania... bo chyba zyt ogólne ono jest...

No......faktycznie ....z tego teksty to Ci sie trafił mąz............ ale to Ty go sobie wybrałaś......tak ???czy nie????? jasne ze wybrałam ;) i kocham go

Był inny????? tak?????? czułam że jest dobry, ufałam mu chyba bardziej niż sobie

To przy Tobie tak zgłupiał? tak, przy mnie tak zgłupiał :(

To z Toba jest mu tak żle że uciaka w pracę??może jest pracoholikiem? tak:(((


Ale mimo wszystko to dobrze że tu jesteś.......... dobrzę że szukasz ratunku,że szukasz drogi,że widzisz tez i swoją rolę w tym konflikcie,kryzysie................
czytaj ,pisz i czekaj na zwroty.
co to znaczy "zwroty"?

kupiłam dobsona dwie książki dla siebie i dla niego na razie, te książki o któych piszesz też kupię

I zrób sobie solidny rachunek sumienia..........taki bilans tego co razem przezyliście.....
no i z tym mam problem, bo te same sprawy oceniam w różny sposób... to masakra jakaś, nie wiem czemu tak jest.....

Ale najpierw wypisz sobie to co uważsza za mocne Twoje strony.......zalety.......
obok to co wg Ciebie ma mocne/zalety mąż
A na drugiej kartce wady.........Twoje i męża.............. na forum mam to wypisać czy gdzieś dla siebie po prostu?

nie wiem czy czytelny będzie ten post, ale chciałam odpowiedzieć na pytania a chyba nie umiem cytować;/


Mój mąż nie jest do końca taki ak przedstawiłam, i jak o wynika z opisu. On nie zaczyna pierwszy kłótni, zaczął mnie zapraszać zebym szła z nim jak koledzy go gdzieś zaproszą kiedyś było tak ze zazwyczaj wychodziliśmy razem, a jak jamiałam inne zajęcia albo niezbyt chciałam to namawiałam go zeby szedł sam, ufałm mu całkowicie i uwazałam to za zdrowe, ale w pewnym momencie stało się tak ze zaczesliśmy wychodzić tylko z jego kolegami, sami wcale, i ja zaczełam się buntować ze chciałabym zeby była równowaga ze czasem sami zebyśmy też wyszli, i się zaczeło wtedy.... ze jak niechcę z kolegami to on idzie sam...;/ i chodził. Ja tego nie akceptowałam i płakałam przez to i robiła kłótnie. Na początku grudnia przestał chodzić sam ale powiedział ze sami też nie będziemy nigdzie chodzić chyba ze ja załatwie jakiś wyjazd.
Ale sprawa wychodzenia to chyba drugorzędna sprawa.
O wiele bardziej mi źle z tym że miał (lub ma ale o tym nie wiem) tą koleżakę, że nie potrafie mu ufać tak jak kiedyś po tym co mi mówił ( ze nie wie czy mni kocha itp) - żeby było "śmieszniej " to on się teraz tego wypiera i mówi ze tak wcae nie mówił, udaje jakby nie było tego ze 3miesiące nie dotknął mnie nawet palcem, ze traktował mnie jak sąsiada...
I boję się go, bo oddalił się od kościoła, kiedyś był przykładem dla mnie, teraz chodzi tylko w niedzielę, częto się na msze spóźnia, nie chodzi do spowiedzi, napawdę się go boję teraz.
Ja wiem ze to może głupio brzmi na tle tego co niektórzy tu piszą (ze mąż zostawia dzieci, zonę ze odchodzi) moj na razie nie odszedł ale jak tak dalej będzie to wypracujemy sobie rozwód....
Na dzień dzisiejszy nic nie robię... wiszę w powietrzu, nie wiem co robić, średnio co dwa trzy dni wybucham, płaczę krzycze, rzucam się na niego z łapami, rozwalam jakieś rzeczy w domu (to strasznie brzmi ale napada mnie taka rozpacz jakaś, nie wiem skąd...) potem cisza, robie obiady, gadamy o głupotach, zartujemy i znowu to samo. Jestem wykończona tym, nie umiem już się modlić, nie idę czasem w niedziele do kościoła bo mam buzie spuchniętą od płaczu a w sercu zal i pustke. Do terapeuty przestałam chodzić.
Bardzo zaniedbałam prace, nie potrafie nic robić, skupić się.
ziękuję ze do mnie piszecie
 
     
nefertari
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-14, 09:19   

mada27

Doskonale Cię rozumiem

mada27 napisał/a:
wychodziliśmy nie za często ale kilka razy w miesiącu na pewno, wtedy to było ta ze to ja go częściej namawiałam zeby gdzieś wyjść


u mnie zmiemio sie po urodzeiu dziecka, teraz wogóle raze nie wychodzimy

mada27 napisał/a:
czasem mysle ze cofnął sie w rozwoju do czasów licealnych, śmieje się ze strasznych głupot, bawi go wychodzenie z kolegami

jak ja to dobrze znam

mada27 napisał/a:
wybucham, płaczę krzycze, rzucam się na niego z łapami, rozwalam jakieś rzeczy w domu (to strasznie brzmi ale napada mnie taka rozpacz jakaś, nie wiem skąd...) potem cisza

jest to wierny opis tego co akurat mam w sercu

Sama nie daję rady sobie ze sobą wiec nie mogę dac rady tobie.

Mam nadzieję ze wszystko Ci sie ułóży.
Powodzenia.
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-14, 09:30   

mada27 napisał/a:
A na drugiej kartce wady.........Twoje i męża.............. na forum mam to wypisać czy gdzieś dla siebie po prostu?

Dla siebie Mada.
Cytując zaznaczasz tekst jaki chcesz zacytować zrobi się niebieski i klikasz środkową ikonę prawy górny róg okna cytowanego wpisu - cytowanie selektywne.

Na dzień dzisiejszy wygląda na to, że zauroczenie u męża Twoją osobą minęło, pierwsza faza miłości zakochanie jak to tam nazwiesz.

Teraz dużo zależy od tego czy będzie gonił emocje, czy też nauczysz go dojrzałej miłości, szacunku etc.

Krzykiem rozrzucaniem, tupaniem nic nie wskórasz.
Powiem waszym slangiem ogarnij się, masz dla kogo żyć, córeczka, zero wymówek i nagabywań.
Wzbudź w sobie szacunek do siebie i przelej to uczucie na męża. Zauważyłaś, że jest niedojrzały, dziecinny, to kłóci się z obrazem jaki sobie wymarzyłaś.

Kumple mogą wiele zepsuć to fakt, ale na siłę go nie biorą.

No i jeszcze jedno formacja duchowa to podstawa, jak mąż zobaczy Twoją przemianę powinien się ocknąć. Ufaj Panu nie jest za późno.

Pozdrawiam
Jarek
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-14, 16:34   

Mada............. dośc ostro zatykaja sie kanały komunikacyjne pomiędzy Wami.
Potrzebna jest Wam obojgu pomoc.
Sugeruję rekolekcje dla małżeństw www.spotkaniamalzenskie.pl lub www.malzenskiedrogi.pl
Dobrze że szybko dostrzegasz rosnący problem i szukasz pomocy.

Dla męża warto kupić książkę Jacka Pulikowskiego "Warto być ojcem" ,"Mezczyżni są z Marsa a kobiety z Venus" to lektura dla Was obojga.
I czytaj to forum.......pisz o tym co boli i co drapie.
Dostaniesz wiele wskazówek,zwrotów i wsparcia.Czasami to wsparcie jest bolesne (z pozoru) ale służące poznaniu siebie.
Nie jesteś sama.......................
Pogody Ducha
 
     
mada27
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-15, 09:52   

nefertari napisał/a:
Mam nadzieję ze wszystko Ci sie ułóży.
Powodzenia.


samo się nie ułoży niestety;) ale tego Tobie również życzę

Jarosław napisał/a:
Teraz dużo zależy od tego czy będzie gonił emocje, czy też nauczysz go dojrzałej miłości, szacunku etc


a jak mam go nauczyć dojrzałej miłości, szacunku...?? nawet nie wiem od czego zacząć, jak się zachowywać w codziennych sprawach...
pewnie jakoś swoim zachowaniem mam go nauczyć, bo chyba raczj nie chodzi o pogadanki dydaktyczno-moralizatorskie, których prawde mówiąc troche :oops: produkuje

i tak prawde mówiąc to ciężko pogodzić się z tym że męża zauroczenie mną

minęło :cry:
Jarosław napisał/a:
Krzykiem rozrzucaniem, tupaniem nic nie wskórasz

ja nie chcę tym nic wskórać, nie chcę tak robić, to jest straszne zachowanie, jednak inaczej nie potrafie :oops: staram się z całych sił, tzn powstrzymuje te wybuchy najdłużej jak się da, staram sie zajmować dniem codziennym, staram się być miła i łagodnaale skutkiem jest jego obojętność, albo również jest miły i łagodny i NIC Z TEGO NIE WYNIKA

nałóg napisał/a:
Potrzebna jest Wam obojgu pomoc.

tak właśnie czuję, ze potrzebujemy pomocy
proponowałam spotkania małżeńskie-mąż pojedzie jeśli ja wszystko załatwię, ale jemu nie potrzebne takie rekolekcje, ale jak i potrzebne to on się pświęci :-/

wczoraj znowu powstał temat ten co zwykle - w skrócie pt ''ze on nic nie robi a ja wiecznie niezadowolona''powiedział mi że skoro ja idę w zaparte (tzn ze coś od niego chcę - dokładnie chcę inicjatywy, odpowiedzialności za związek) to on się nie ugnie i nie będze robił nic dopoki ja nie będe zmieniać tych rzeczy które on chce (mam nie płakać, nie kłócić się -dla niego kazda rozmowa to kótnia,więc chyba mam milczeć). Ja tak próbowałam, nie da się.
Co do kwestii jego oziębłości to stwierdził ze on nie wie czemu tak się dzieje, czemu nie całuje mnie od ponad dwóch lat i wogóle nie ma innych oznak okazywania czułości (poza cmoknięciem przed pracą i po pracy a i to nie zawsze), i że pewnie to moja wina. Więc zapytałam czy uwaza ze to w porządku-zdecydowl się być mężem, w związku okazywanie czułości jest niezbędne (zgodnie z nauką kościoła), on jej nie okazuje, na mnie to wpywa gorzej niż destrukcyjnie, on to widzi, nie robi z tym NIC-przyznał ze nic na ten temat nie czytał, z nikim nie rozmawaił,nigdzie nie szukał pomocy. Bo to nie jest kwestia tylko taka ze onsobie w zaciasnych butach chodzi i to tylko jego nogi bolą. Brak czułości boli nie tylko jego. I dlatego uwazam ze mam prawo się na o nie godzić.
Nie miał argumentu zadnego ze postępuje w porządku więc jeszcze ra powiedział ze to moja wina dlatego ze zachowuje sie jak facet, ze nie jestem kobieca, i on nie może przy mnie sirealizować jako męzczyza.... (częściowo tak jest, bardzo mi z tym źle)
Jednak to od mężczyzny Bóg wymaga odwagi, waleczności, i jeżeli on w obliczu problemu chowa głowę w piasek i piszczy ze on mężczyzną być nie może... :-/ i szuka winnych (czyli mnie, bo pod ręką jestem) Powinnam mu czerwony dywan rozłożyć i on dopiero po nim krocząc,( tylko zeby czasem zadnych przeciwnośi nie było) będzie mógł się jako mężczzna zaprezentować :-/
Myślę ze to jeden z naszych główniejszych problemów, nie znamy swoich ról, nie żyjemy wg tego jak zalecił Bóg. To mnie niszczy-znaczy obie postawy któe mogprzyjąć-bierności i czekania na jego inicjatywę w nieskończoność, lub pzejmowania roli "ochroniarza" związku, walczenia-a wiem ze to nie ja powinnam, ze Bóg chce zebym była "podporą" a nie don kichotem z szabelką
Pewnie napiszecie ze to "moje chciejstwo"...
i jeżeli to chciejstwo, więc ja nie chcę pielęgnować takiej postawy i przekonań, ale co robić, jak żyć na codzień NIE WCHODZAC w role mężczyzny???? i jednocześnie jak radzić sobie z tym jesli on swojej roli nie wypełnia????????
Bardzo WAm dziękuję za każdą wskazówkę, za każdy post

p.s. i dziękuję Jarosławie za pomoc z cytowaniem, mam nadzieję ze tym razem sensowniej wyjdzie;)
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-15, 10:28   

Mada???? a co z lekturami???? Mąż nie czytał.................a TY????? co Ty przeczytałaś o komunikacji małżeńskiej? o różnicach pomiedzy kobietami i meżczyznami?

Piszesz:
mada27 napisał/a:
Jednak to od mężczyzny Bóg wymaga odwagi, waleczności, i jeżeli on w obliczu problemu chowa głowę w piasek i piszczy ze on mężczyzną być nie może...

A to Bóg Ci to powiedział???
Mada................ Twój mąż ma pewnie sporo wad............. ale widziały gały co brały......... a jak był inny przed ślubem to znaczy że przy Tobie zbaraniał........... czy pod Twoim wpływem???
Ale jego tu nie ma............. jesteś TY i Tobie napisze:ZACZNIJ OD SIEBIE.
ZMIENIAJ SIEBIE, pod wpływem Twoich zmian zmini sie Twoje otoczenie.
A nawet jak sie nie zmieni otoczenie,to zmieni się Twoje widzenie otoczenia.

Tobie jest żle???? To zacznij zmieniać siebie.................bo na siebie masz wpływ......a na meża ????Jak widać bardzo ograniczony...........
A w dodatku góruje u Ciebie "chciejstwo" zmieniania meża.

Sugeruję zaczęcie od lektury.....może :" Pomiędzy mężczyzną a kobietą" Małgorzaty Artymiak............. lub te wyżej polecane.

A więc???? od męża???? czy od Ciebie ?????? jaka decyzja?????

Pogody Ducha

[ Dodano: 2010-01-15, 10:30 ]
Tobie jest żłe???? to załatwiaj jak naszybciej rekolekcje dla małżonków................ bo jestes moż ebardziej świadoma
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-15, 11:04   

mada27 napisał/a:
i tak prawde mówiąc to ciężko pogodzić się z tym że męża zauroczenie mną

minęło :cry:

Z pewnością, myślałaś, że będzie w Ciebie wpatrzony do emerytury, tak się zdarza ale to wyjątki które potwierdzają regułę iż zakochanie wygasa, a prawdziwej miłości ani widu ani słychu.
Czułość zanika, a do współżycia ze znaną osobą chłop zabiera się po kielichu albo seansie pornograficznym.

mada27 napisał/a:
a jak mam go nauczyć dojrzałej miłości, szacunku...??

Odpowiedź
mada27 napisał/a:
staram się z całych sił, tzn powstrzymuje te wybuchy najdłużej jak się da, staram sie zajmować dniem codziennym, staram się być miła i łagodnaale skutkiem jest jego obojętność, albo również jest miły i łagodny


Cytat:
i NIC Z TEGO NIE WYNIKA
Jak to przecież jest miły i łagodny to mało?

Aha i najważniejsze te starania kieruj pod swoim adresem, ewentualne zmiany u męża traktuj jako dodatek.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8