Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
jak rozmawiacie ze zdradzaczami
Autor Wiadomość
malizna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-06, 10:47   jak rozmawiacie ze zdradzaczami

Witam wszystkich , zaczęłam nowy wątek- , ponieważ ja mam straszny z tym problem. Raz potrafię rozmawiać spokojnie raz wręcz jestem podminowana – zła. Ale może nie chodzi o to w jaki sposób rozmawiać tylko czy. Zastanawiam się bardzo często czy powinnam w ogóle odbierać telefon, mówić co słychać. Jeżeli się wyprowadził i chce żyć ze swoja nową miłością. Fakt, że młodszy syn nie chce z nim rozmawiać, a on chcąc wiedzieć co u niego wybiera rozmowę ze mną. Bardzo mi smutno, że jest taka sytuacja –ale to nie ja odeszłam- a syn jest pełnoletni. Wiem ,że na pewno nie ma takiej możliwości aby całkowicie urwać z nim kontakt – do chociażby sprawy finansowe i wychowawcze. Choć w kwestii tych drugich nie ma za bardzo dużo do powiedzenia- z drugiej strony jak urwę kontakt to skąd bedzie wiedział ,że wciąż czekam? Podzielcie się swoimi doświadczeniami.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-06, 11:26   

Dzielę się. Chociaż sama mam sporo dylematów, wątpliwości... to i przy okazji wygadam je.
Kiedy rozmowy z moim mężem zaczęły mnie psychicznie rozwalać tak, że czułam, że już nie dam rady więcej - odcięłam się od nich. Maksymalnie jak się dało. W praktyce - najlepsze jest w tym momencie kontaktowanie się przez maile i smsy, bo dostajemy wtedy czas do namysłu, uporządkowanie emocji, możemy działać na zasadzie "bodziec-pauza-reakcja". W rozmowie bezpośredniej jest to niebywale trudniejsze.
Dalej - rozmowa najprostsza, same konkrety. Pleplanie o pogodzie może być, ale tylko wtedy kiedy czujesz, że chcesz, masz ochotę, nie dołuje cię to - czyli jesteś już na tyle silna, że możesz i umiesz. Jeśli nie możesz i nie umiesz - dajesz sobie czas, i wzmacniasz siebie.
I dalej - niezmiernie ważne, ale i najtrudniejsze - dobrze jest maksymalnie obrać rozmowę z emocjonalnego patrzenia na rozmówcę. Zatem - nie patrzeć przez pryzmat swojego skrzywdzenia, nie wnikać "co poeta miał na myśli", starać się odczytywać komunikaty WPROST. I tak samo WPROST komunikaty nadawać. Aaaaa - ale to jest trudne!!!. Właśnie wczoraj i przedwczoraj przerabiałam na własnej skórze :-?
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-06, 11:52   

U mnie właściwie nie ma rozmów, choć specyfika problemu jest inna gdyż żona w tygodniu wraca wieczorem do domu.
Są tylko pewne komunikaty dotyczące jako takiego funkcjonowania i nie wchodzenia sobie w drogę.
Sama "rozmowa" spokojnym tonem co nie przysparza mi kłopotów, jedyne bujawkę powoduje u mnie siłą rzeczy mimowolne słuchanie rozmów żony z kochankiem, bywają takie jak wczoraj po pół godziny (chyba załatwiła sobie darmowy numer do niego he he), żołądek trochę zaczyna wachlować.

malizna napisał/a:
z drugiej strony jak urwę kontakt to skąd bedzie wiedział ,że wciąż czekam?


Jeżeli będzie mu zależało Malizna to sam się zainteresuje, tym się nie przejmuj czy zauważy, naprawdę.
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-06, 16:02   

Ja Kochani wybrałam ciszę i dobrze mi z tym. Jakiś czas temu wymysliłam sobie moralizatorstwo, nawracanie czy jak to tam nazwać. Doprowadzało to tylko do odbijania piłeczki, bo na moje udawadnianie winy (bez sensu!) on oczwiście bronił się atakiem. Na szczęście poszłam po rozum do głowy i skoro on tak absolutnie wierzy, że np. dzieci nie zostawił to tego mu nie wytłumaczę. On ma w tym momencie taką wizję i muszę to przyjać! Po co niepotrzebnie tracic siły na coś czego nie można zmienić, a wchodząc w niewygodne tematy narażać się tylko na dalsze wzajemne zniechęcanie.
Często korci mnie, żeby chwycić za telefon i powiedzieć co o tym myślę, ale tego nie robię.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-06, 18:12   

Mam takie zdanie jak Nirwanna.
Jeżeli współmałżonek chce ze mna rozmawiać i sam zaczepia, dzwoni , co słychać ( czyli chce)....to jeżeli ja mam na to ochotę, siłę, to rozmawiam . Raczej sama nie wchodziłabym na temat MY .....raczej podążałabym za tym o czym chce rozmawiac współmałżonek.
Myślę sobie, żeb gdyby zapytał, co słychać, chyba odpowiedziałam wtedy - przyjdź do domu, pobądź z nami, sam zobaczysz, zapraszam !
Ile mi to daje, ile wytrzymuję, czy mnie nie rani, czy ja chcę i mam na to siły i ochotę.

Gdy współmałżonek nie chce rozmawiać.....to raczej nic na siłę. Wtedy pisałam krótkie maile lub smsy.....Uczyłam sie tez milczeć .

Jednak ważne jest aby tego kontaktu nie staraić i jakos go podtrzymywać....dlatego do milczącego współmałżonka czasem miły sms.
A do tego, który nagabuje rozmową....chyba raczej rozmawiać....ale też nie pozwolić sie krzywdzić. Pozdro !! EL.
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-06, 20:39   

kurcze dziewczyna,ja juz nie kapuje nic...wlasnie jestem po rozmowie ze zdradzaczem....wiecej na moim temacie.....prowokuje, obwinia...a potem sms przepraszam....no nic tylko walnac w leb....ale mam zlosc w sobie...brrrrrrrr....tak mi dopiekl ze szok....El,ja nie dzwonie ,nie pisze do niego i czuje sie lepieji teraz nawet powiedzialam zeby on nie pisal i nie dzwonil skoro chce zachowywac sie tak przed chwila...
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-06, 20:50   

kangoo,
Czytałam Twój post o reakcji na rozmowę z mężem.
Ja w takiej sytuacji, kiedy powiedziałam, że się nie zgadzam, a On swoje i naciskał nie wytrzymałam i..
...wyciągnęłam różaniec i zaczęłam się modlić. Po cichu, ale stanowczo. Innym razem odmawiałam
"Pod Twoją obronę..."
W takich przypadkach kiedy nie chciałam krzyków i awantur chowałam się za płaszcz Niepokalanej. I wiecie co,
mojego męża zawsze zapowietrzało i uciekał. W ciszy. Ogon pod siebie i w nogi.
Potem czasem dzwonił i przepraszał. Postanowienia nie zmienił, ale głosu nie smiał podnieść.
Na Matkę się nie krzyczy, a Ona ma potężny posłuch i Piekło się Jej obawia.
Kiedy tracisz zimną krew to hop, pod Jej płaszcz, a Ona obroni. A kiedy głupiałam na 100% i mnie zatykało łapałam cudowny medalik na szyi i w myśli prosiłam:
" Niepokalane serce Maryi módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
Dziewczyno działa jak zbroja!!! nie do przebicia.
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-06, 21:30   

wiesz ja rozaniec mialam w kieszeni i w myslach powtarzalam Panie ratuj,Ty sie tym zajmij...ale zlo tym razem bylo silniejsze ode mnie i sprowokowalo mnie...Oddaje to wszystko Panu,On wie jak to zkleic, wiec ucze sie jeszcze jestem dopiero napoczatku,ale jak juz mowilam umiem wstac a nie trwac i paplac sie w bagienku...a reszta powolutku....
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-06, 21:37   

kangoo,
Tarcza ochronna Maryi działa zawsze i natychmiast jeśli jesteś w stanie Łaski Uświęcającej.
:-)
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-07, 09:39   

staram sie to naprawic,ostatnie dnia popelnilam kilka grzeszkow,a wczoraj nie bylam w kosciele,wiec mozliwe ze moja tarcza nie zadzialala...
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-07, 11:04   

Kangoo, no to konfesjonał i od nowa!
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-07, 19:18   

Ja z moim mezem staralam sie rozmawiac normalnie. Nie a NAS. Oczywiscie, na poczatku, jak odszedl, staralam sie przekonywac, prosic, tlumaczyc zycie. Ale prowadzilo to do nikad. Wiec przestalam. On nie zaczynal tego tematu, to i ja tez nie. Ale staralam sie o "normalnosc" - pewnie przede wsyzstkim ze wzgledu na dzieci. Udawalo sie. Choc oczywiscie byly dni, kiedy nie mialam ochoty na niego patrzec, mowic do niego. moze bylo naszym wspolnym szczesciem, ze nie bylo burzliwych klotni, rzucania talerzami:-) i wyzwiskami. Ani on, ani ja nie szukalismy tego typu konfrontacji. Latwo nie bylo... Tylko mnie bylo lepiej, bylam spokojniejsza, jak rozstawalismy sie w spokoju, a nie w halasie. Ja jestem tez taka, ze nie umiem sie klocic, nie chce sie klocic (co nie znaczy, ze wszystkiemu przytakuje). Ale halasliwe dyskusje to nie dla mnie. A i szybko doszlam do wniosku, ze roienie mu wymowek, wyrzucanie jego bledow w kolko, nie prowadzi do nieczego dobrego, a wrecz przeciwnie - popycha go jeszcze bardiej w ramiona jego kochanicy (tak wspanialej i wyrozumialej przeciez ;-) )
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-07, 19:36   

wiesz justynko ,ja mu tez juz nie wyrzucam stawiam mu fakty,lepiej mi jak go nie widze, nie pisze...ostatnia klotnia zostala sprowokowana przez niego ,ale zaskoczylam go swoja stanowczoscia i choc nie tak te rozmowe sobie wyobrazalam....a co do kochanek...no teraz to one sa aniolami...a my te zle...wazne ze my jestesmy spokojne i wiemy na kim sie oprzec...
 
     
Calineczka
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-11, 22:24   

Tak jest jak piszecie. U mnie również raz spokój raz chęć wyrzucenia wszystkich żali z siebie. Potem refleksja, po co to, przecież to nic nie zmieni.
Ja juz nie umiem rozmawiać z moim mężem, przychodzi do dzieci nie do mnie. I dla dzieci przyjmuję go w moim domu. Gdyby nie dzieci nie chcialabym go wiecej widzieć. Za duzo łez, cierpienia mojego, dzieci całej mojej rodziny. Jest to moj mąż wiem, jak zmieni mu sie cos w głowie nie odrzucę go oczywiście na teraz. Co będzie za rok, dwa czy potem nie wiem. Wie tylko Pan Bóg. Myśle że po coś to wszystko się dzieje. Ja inaczej postrzegam świat teraz, nabrałam pokory do życia. To juz dużo. A to dopiero początek czegos nowego w moim życiu.
Rozmawiać trzeba oczywiście, tylko czasem jest to bardzo trudne, w zasadzie trzeba sie uczyć rozmawiać na nowo, w nowej sytuacji.
Był u mnie ostatni przyjaciel, mój i męża( w zasadzie najpierw był przyjacielem męża),przyjechal do Polski i była to pierwsza rozmowa z nim po wyprowadzce mojego męza z domu. Powiedział mi trzymaj się i wiedz że wszyscy sympatyzujemy z tobą i wiemy co czujesz.Pomogło bardzo.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 5