Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Naprawić? A może znów zacząć od nowa...
Autor Wiadomość
marzena0711
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-30, 19:02   

Na 100 % będe się modliła


http://anleda.pl/anleda/oanilach2/oddanie.htm
Ostatnio zmieniony przez marzena0711 2009-12-30, 19:14, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-30, 19:07   

midziulka,
Jestem z Wami modlitwą i duchem :mrgreen:
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-30, 20:33   

Ja tez jestem z Wami.
 
     
Agnieszka_ns1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-30, 23:36   

Będę... Dopiero wróciłam do domu i pójde spać późno ale modlitwę odmówię. Dziękuję, że jesteście. Dziękuję za wsparcie duchowe i dobre słowa. Łatwiej jest znosić trudy życia jak wiem, że nie jestem sama.

[ Dodano: 2010-01-02, 00:01 ]
Ta modlitwa to istny cud... Nie wiem na ile daje rezultaty w postaci zmiany zachowania i myslenia w moim męzu- to wie tylko Bóg i częściowo mój mąż, ale ta modlitwa zmienia mnie i mój stosunek do niego. Mniej strachu, więcej spokoju i patrzę na niego z pewnym dystansem. Wreszcie mogę coś zrobić i tylko ode mnie zależy czy to zrobię czy nie. Rozmowa wymaga zaangażowania obu rozmówców, działania prowadzące do naprawy relacji wymagają chęci obu osób... Modlitwa NIE!!! On nie musi sie ze mną zgadzać, nie musi nawet o niej wiedzieć, ja nie muszę niczego tłumaczyć, udawadniać, dopytywać się. To piękne. To pewnego rodzaju wolność.
Niestety ciągle mam przebłyski podejżliwości... Właściwie nawet nie wiem czy tamta kobieta nadal jest w jego życiu czy nie. Czasem, zwłaszcza w jakiś kluczowych momentach zapadam się i wątpię. Jak sobie z tym radzić? Jak długo to może trwać? Czy nalegać na szczerą rozmowę i jasna deklarację? Mam obawy, że i tak mi nie powie.
 
     
Ela1969
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-03, 22:08   

Witaj Agnieszko!
Właśnie dzisiaj mija dokładnie rok kiedy dowiedziałam się o romansie mojego męża, bardzo długim romansie. Nadal jesteśmy razem, trwamy, budujemy.
To był bardzo ciężki dla mnie i całej mojej rodziny rok. Ja podobnie jak Ty nie mogłam pogodzic się i chyba nadal nie do końca pogodziłam się z tym co się stało. Chciałam uciekac, krzyczałam, chciałam zdradzic, płakałam, płakałam codziennie przez kilka miesięcy. Teraz jest lepiej, nie wiem czy to w jakimś stopniu uzrowienie małżeństwa, czy działanie leków, ale myślę o tym i w dalszym ciągu to rozpamiętuję (to jest najgorsze), chociaż już nie z taką siłą jak na początku.

Wszyscy tutaj piszą, że kryzys jest po coś. Chyba tak właśnie jest. Oboje bardzo się staramy, oboje chyba też zmieniliśmy się, uczestniczymy w 12 krokach, chcemy pojechac na rekolekcje. Mój mąż na wszystko się zgadza, to chyba mu zależy?
Wiesz Agnieszko kiedyś psycholog powiedział mi, że jak małżonkowie zdołają odbudowac małżeństwo to może byc nawet lepiej. Pomyślałam wówczas, że to jakaś kompletna bzdura, jak tu może byc lepiej kiedy mąż mnie zdradzał. Teraz po roku wiedzę, że wszystko jest inne, więcej modlimy się, przyjmujemy komunię św., więcej czasu poświęcamy sobie, są czułe słówka i smsy i jest też lepszy seks. :-D To prawda wszystko wygląda lepiej tylko boli, boli bardzo, dlaczego żeby to osiągnąc trzeba tak dużo stracic...Ja zawsze mówiłam o swoich potrzebach, mówiłam o tym głośno, natomiast mąż mój mówił, że niczego mu nie brakuje. Wiem, że teraz dałabym więcej dla naszego małżeństwa, wiem jakie popełniłam błędy. Z drugiej jednak strony widzę też ile nie dostałam (wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, było mi dobrze tak jak jest), jednak nie zdradziłam, wiedziałam po co zakładałam rodzinę. Zadaję sobie ciągle pytanie dlaczego mężczyźni są mniej dojrzali od kobiet (chociaż nie zawsze) i uciekają się do zdrady nie próbując naprawiac i ratowac małżeństwa.
Staram się iśc na przód i cieszyc się życiem, chociaż jest trudno. Jest trudno tym bardziej dlatego, że ta dziewczyna przez cały ten czas, w którym ja próbuję się podnieśc nie daje nam spokoju. Ciągle daje o sobie znac i nie daje o sobie i całym tym zdarzeniu zapomniec. Staram się tym nie przejmowac i lekceważyc jej dziecinne zachowania :-P Tłumaczę sobie, że ta "smarkula" nie może przekreślic tylu lat.

Tak więc Agnieszko Twoje odczucia nie są odosobnione, ja czuje się podobnie. Mam nadzieję, że modlitwa i czas jest najlepszym lekastwem na nasze choroby. Może nasze kryzysy są po to, żeby odnaleźc Boga i siebie wzajemnie i w trójkę budowac? czego Wam z serca życzę.
Pozdrawiam
 
     
Agnieszka_ns1
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-03, 23:16   

Piękne świadectwo... Cały czas próbuje zrozumieć, cały czas staram sie zaakceptować to co straciałam. JUŻ NIE ROZPAMIĘTUJĘ.... Już nie myslę o niej choć cały czas mam świadomośc jej istnienia. Nie znam jej. Kiedys chciałam poznać, zobaczyć ale po co...
Zrozumiałm pewien drobiazg i na razie sie go kurczowo trzymam. Zrozumiałam, że skoro Bóg nas złączył za naszym przyzwoleniem to jesteśmy jednym ciałem, jestesmy jednoscią i wszystko co uczynię, co wymodlę zrobie dla nas obojga. To zrozumienie dużo mi dało. Przestałam dociekać, łatwiej mi zaufac Bogu. Nie wiem na jak długo to wystarczy, ale ta świadomość też nie jest mi potrzebna. Staram się po prostu go kochać. Nic więcej. nie zastanawiam sie nad tym czy potrafię mu i jej przebaczyć tylko staram sie to robić. Tak jak w jego przypadku jest mi łatwiej tak jeszcze nie znalazłam drogi by przebaczyc jej. Nawet nie wiem czy to przyjdzie. Dobrze, że się nie rozstalismy choć i ja miałam takie pragnienia. Trwamy. Na pewno odnajduję siłę w modlitwie. Siłę i sposób na różne niepokoje.
 
     
robertT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-26, 01:01   

Ciekawe Agnieszko!Mąż zdradził a Ty od razu:"gdzie popełniłam błąd?"Zawsze podziwiam takie kobiety.Historia podobna do mojej-ja też byłem zdradzaczem,żona odkryła,dopiero otworzyły mi się oczy ,jak zacząłem ją tracić.Teraz prawdopodobnie stracę ją...lada dzień.Dlatego chwała Tobie ,że chcesz to ratować.U mnie jest odwrotnie...chcę bardzo...ale w pojedynkę nie dam rady.U Was jest Bóg...modli się-mąż,modlicie się-to jest fundament związku.Teraz widzę z perspektywy czasu-na którym miejscu był Bóg w naszym małżeństwie?Gdyby był na pierwszym...co mogłoby się wydarzyć?Co z tego,że w kościele co niedzielę...co z tego ...?Płytka ta wiara była!BYŁA-teraz jest inaczej...Pan jest na pierwszym miejscu...zrozumiałem pewne sprawy...namacalnie...i nie jest to"jak trwoga..."nic z tych rzeczy.Wydoroślał duży chłopczyk...jego wiara wydoroślała...Ratujcie związek-uda się.Pan jest z Wami.Pozdrawiam.
 
     
żona Artura
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-26, 11:37   

robertT,
robertT napisał/a:
"gdzie popełniłam błąd?"

tak chyba reaguja wszystkie kobiety,u mnie bylo tak samo,tez zastanawialam sie gdzie popelnilam blad,zaczelam dopytywac meza gdzie ja popelnilam blad co takiego zrobilam,nie odpowiedzial od razu,ale dopiero po kilku dniach,ze jemu sie wydawalo ze mnie kocha,on kocha ta kobiete nigdy nie czul czegos takiego do zadnej kobiety i to jest milosc jego zycia.Ela1969,
ciesz sie,ze maz chce to naprawic,moj niby chcial,ale wytrzymal tylko 7 miesiecy,z niczego nie chcial zrezygnowac zeby ratowac malzenstwo,nawet napisal mi sms-a ze on nie zmieni sie i albo go zaakceptuje takim jaki jest albo sie roztaniemy,on ma dosc takiego zycia,on chce byc szczesliwy i wiesz co po 2 dniach od tego sms-a nie wrocil z pracy,na nic zdaly sie rozmowy,prosby,blagania zeby dal nam szanse,jego zdanie nie pros mnie o to ja chce byc szczesliwy z Martusia z moja ksiezniczka,perelka,ty jestes dla mnie obojetna a ja kocham miloscia prawdziwa.
 
     
robertT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-26, 12:03   

Nie masz racji żono Artura.Nie wszystkie tak reagują!Mam na to dowód w domu.Widzisz,Ty walczysz jak lwica o małżeństwo...Ty i jeszcze większość kobiet.Dlatego je podziwiam.U mnie nie ma co podziwiać...ruiny już są!Zdradziłeś-koniec,nie mamy o czym rozmawiać.To ja walczę jak tylko potrafię,ale jest to walka z wiatrakami...z wiatrakiem!Trwa to już dwa lata i...nic.Jeszcze gorzej.Dałem więc sobie spokój...nie namawiam,nie prostuję,nie tłumaczę...nie ma sensu.Walczę modlitwą-to jest najsilniejsza walka.Tego nikt nie pokona...nie ma szans,chociaż wydaje się niektórym...nie widzą tego tak po prostu.Muszą sami odszukać Boga w sobie!
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-26, 14:16   

Robert............. to nie walcz.Bądż dobrym,zadoścuczyniaj.......ale nie ciągle na kolanach..... nie ciągle w pozycji aportażu...... skamlania........ dawaj świadectwo zadoścuczyniania swoją postawą ale nie upokarzaj się(nie pomyl z pokorą)
 
     
Agnieszka_ns1
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-26, 17:34   

Nie mam po ludzku wpływu na decyzje mojego męża. Po tym wszystkim co od niego usłyszałam uwierzyłam tak na serio w istnienie szatana. Teraz dopiero moja wiara nabrała pełni gdy dopusciłam do siebie mysl o tym, że nie na wszystko mamy wpływ- wiele spraw jest poplatanych przez diabła, wiele zagmatwanych po to bym uwierzyła, że inaczej nie można. Trwam w małżeństwie, trwam w modlitwie za mojego męża- inaczej tego nazwać nie można.
Piszesz Robercie, że podziwiasz takie kobiety...
Nigdy nie jest tak by obie strony były podobne, jeśli jedna chce naprawy, druga wątpi w tę myśl. To właśnie jest działanie wroga... To wszystko jest bardzo trudne i wymaga wiary. Wiary w to, że Bóg chce Twego dobra i nie zrobi niczego by Cię zniszczyć, wiary w Jego moc naprawczą, wiary pomimo braku zrozumienia. Nie wszystko trzeba rozumieć, czasem trzeba po prostu uwierzyć.
Polecam Ci modlitwę za żonę. Jest taka książka (na pewno spotkałeś sie już z tym tytułem tu na forum) "Moc modlitwy męza"(ja korzystam z "Moc modlitwy zony") jeden z cytatów "Zamartwianie się swoim małżeństwem niczego nie zmieni... Modlitwa o nie może zmienić wszystko."
Twoja modlitwa za żonę jest nie do zastąpienia, ma wielką moc- największą z wszystkich. Uwierz w to i nie poddawaj się nawet jeśli po ludzku wszystko stracone. Nie poddawaj się bo tylko o to chodzi szatanowi- byś zrezygnował.

A tak na marginesie...też bardzo bym chciała by mój mąż dojrzał tak jak Ty Robercie... niestety jeszcze nie czas.
 
     
robertT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-27, 00:13   

Nałóg,kurcze!Pisałem Ci już chyba w innym temacie,że dałem luz.Nie skamlę,bez kolan...Dałem spokój ,chociaż czasami jęzor już chce wylecieć i coś wytłumaczyć.NIE-nie da rady już tak.Moją walką jest teraz modlitwa.Koniec,kropka! Tak Agnieszko,dwie osoby muszą chcieć.Niestety u mnie tak jak u Ciebie. Jedno chce...drugie aż kipi...Ale wiara...wiara Tak mam wielką wiarę.To jest teraz na pierwszym miejscu.Książka?Nie mam jej...ale dzięki za podpowiedź...postaram się nabyć.Jeżeli chodzi o poddanie się w walce o moje małżeństwo ...nie ma takiej opcji!Zbyt bardzo ją kocham.Niestety,poraniłem żonę strasznie...ale modlę się aby Bóg dał jej siłę przebaczenia mi.Na dzisiaj jest to niemożliwe...czeka mnie za chwilę piąta sprawa rozwodowa...nie zrażam się...walczę...Nie poddawaj się Ago-myślę,że Twoja połówka dojrzeje i Bóg nie przejdzie koło Was obojętnie!
 
     
Agnieszka_ns1
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-27, 19:42   

Książkę można kupić tu
http://www.dobryskarbiec.pl/
Robercie, Ty zdałeś sobie sprawę z tego co zrobiłeś i chcesz naprawy swego życia, u mnie to ja byłam po tej drugiej stronie i czekam na krok męża... Co prawda nigdy nie jest tak by jedna strona była winna, ja część tej odpowiedzialności wzięłam na siebie lecz niestety nie jest mi jeszcze dane cieszyć się tym samym ze strony męża. Pan Bóg nigdy sie nie powiela. Jego droga do serca mego męża jest inna niż do mojego, może dłuższa, może trudniejsza- nie wiem. Oddałam Mu to całkowicie i trwam na modlitwie.
Zyczę Ci wytrwałości i dużo cierpliwości. Nie poddawaj się, nigdy nie wiesz co będzie tą kroplą która przeleje czarę. A jeśli ustąpisz może się okazać że byłeś o kroplę od celu.
 
     
robertT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-28, 00:19   

Czytałem jeszcze raz Twój pierwszy post.Widzisz...chcesz...chcecie.Tak jak pisałem od razu postawiłaś pytanie..."co zrobiłam nie tak?....i teraz jeszcze część winy bierzesz na siebie!!!Podziwiam...Cię!Ale jaki jest problem...jeżeli oboje chcecie...Piszesz,mąż na kolanach w nocy...dręczy go ...ma poczucie winy...przecież tak blisko jesteście aby to scalić!Może Ago konfesjonał dla męża byłby zbawienny?Tyle lat nie było go przy kratkach.Tam z grzesznika spada niesamowicie dużo kilogramów!Bynajmniej ja się tak czuję jak odchodzę od kratek. Niestety u mnie nie jest tak jak u Ciebie.Nie mam szans po ludzku wygrać swoje małżeństwo.Walczyłem różnie...prośby,błagania...tłumaczenia...na nic to się zdaje...Dałem luz...teraz różaniec w rękę...to jest walka...moja walka.Zresztą...będę miał jakieś moce przerobowe to Ci szerzej to przybliżę-jeżeli chcesz.Nie,nie poddam się w swojej walce...w tej materii jestem pewien,że nie odpuszczę.Nawet jeżeli na sali sądowej padnie-koniec!Dla mnie to nic nie znaczy...przysięgałem jej przed Bogiem...tam nikt rozwodu nam nie da!Przysięgałem również wierność...teraz nie mogę sobie tego darować!Proszę Boga...da jej może siłę...siłę przebaczenia... Dzięki za podpowiedź książkową...skorzystam. [/hide][/scroll]
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10