Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Rozmowy z gentelmenem
Autor Wiadomość
gentleman
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 00:35   

Kari, w mojej sytuacji jest trochę inaczej niż w sytuacji Żony Artura. U mnie jest tak, żeby ratować małżeństwo i rodzinę moja żona powinna zrozumieć, że sama również przyczyniła się do rozstania. Ona sama jest daleko od Boga i to że ja obecnie mogę chcieć ratować nie oznacza, że i ona chce. Oboje mamy silne charaktery i bez naszego wspólnego wysiłku nie powiedzie się odbudowa małżeństwa.
A co do bożka w postaci Artura mam odmienne zdanie w tej kwestii. Nie uważam, iż Bóg jest zazdrosny o drugiego człowieka. Poza tym jedno z przykazań bożych wręcz nakazuje taką postawę wobec drugiego człowieka jaką przyjęła Żona Artura :-) . Całkowicie ją popieram w tej postawie i czuję, że czyni słusznie.
 
     
Satine
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 00:42   

Mieszkasz z kochanką i żyjesz z nią i to ŻONA MA CHCIEĆ coś naprawiać? Chyba Ci się coś pomyliło.........
Silny charakter kojarzy mi się z kimś, kto dotrzymuje obietnic. Na przykład przysięgi małżeńskiej..... Troszkę pokory by się przydało...... Gentlemanie......
 
     
żona Artura
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 04:02   

U mnie znowu bezsenne noce...
Satine,
Satine napisał/a:
Mieszkasz z kochanką i żyjesz z nią i to ŻONA MA CHCIEĆ coś naprawiać? Chyba Ci się coś pomyliło.........

moim zdaniem gentlemen,zaczal juz pracowac nad soba,dostrzegł co jest w życiu najważniejsze,wyciagnal wnioski z tego co zrobil,sam fakt,ze pojawil sie na tym forum jest moim zdaniem dużym plusem dla Niego i zgodze sie z tym,ze sam pracujac nad soba,a jego zona nie pracujac nad soba,nie przepracujac razem tego co bylo zawalone, niczego sam nie naprawi... czasami bywa tak,ze jak malzonek ten ktory na poczatku robil wszystko zeby uratowac malzenstwo,po pewnym czasie nie ma juz sil ,moze przyzwyczai sie do zycia w pojedynke,moze ma inne powody,ze juz nie chce byc z tym,ktory opuścił rodzine ...
 
     
Ula79
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 07:24   

Wiesz gentelman po przeczytaniu Twoich kilku postów jawisz mi się jako człowiek o niesamowitej postawie żądaniowej, "żona powinna", "musi" itp. Prawda jest taka, że to ty odszedłeś, zostawiłeś. Skąd wiesz, że żona nie widzi swojej winy? Czy kiedykolwiek z nią na ten temat rozmawiałeś? Mówisz, że ona jest daleko od Boga a kto się przyczynił do oddalenia? Może Twoje odejście pchnęło ją w ramiona kochanka, może zwątpiła w miłość Boga opuszczona przez Ciebie? A może najdalej od Boga jesteś właśnie Ty?
Ciągle rozkazujesz, nawet żonie Artura, rób tak, nie rób tego. Nie wysyłaj smsa, bo może jaśnie pana urazi. Pracuj nad sobą. Prawda jest taka, że osoba, która odeszła tak jak i TY zrobi co będzie chciała, a tym bardziej będąc już w innym związku.

Dlaczego więc osoba pozostawiona ma bać się, obawiać swoich reakcji, poczynań. Nie rozumiem dlaczego, np ja zostawiona dla innej kobiety, moje dziecko wychowujące się bez ojca, na które mąż nie płaci alimentów od ponad roku mam znowu padać na kolana i ciągle przepraszać i obwiniać się. Nie wiem doprawdy nie wiem? Bo ileż można?

A Ty jak przedszkolak nie chcę, nie mogę bo ona to, bo tamto, bo nie przeprosi nie ukorzy się.

Nie wiem czy zastanawiałeś się nad tym jak niszczysz życie swojej kochance, Ona też ma prawo do normalnego związku po bożemu z kawalerem, związku, który pobłogosławi Bóg.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 12:12   

Żono Artura, to nie mąż zmienił ( jak pisze Gentleman ) postawę wobec Cibie, ale to Ty zmieniałaś swoją postawę wobec męza !
Cisza, spokój, brak komentarzy, oceny itp.
Jeżli Ty się zmienisz, to też wszystko okół Ciebie się zmieni.....zauważasz już to pewnie...co ??
Powodzenia ! Piękna była Wasza Wigilia i Ty byłaś SUPER !! Pozdro!!

Gentlemanie.....hm....jest tak, jak piszą Panie wyżej ! Ty chcesz, żądasz.....ale to nie Twoja żona mieszka z kochankiem ale TY z kochanką...pewnie nie ONa zdradziła, odeszła, zostawiła itp.

Ona ma coś zrozumieć ?? A co ??
Ty zacznij rozumieć, co zrobiłeś swojej rodzinie .
Zacznij od siebie ! Bo jak tak będziesz czekał, to pewnie się nie doczekasz !! Ale pewnie taka Twoja wyczekująca postawa jest Ci bardzo wygodna....co ?? EL.
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 12:57   

Gentleman, nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Mi nie chodzi o ratowanie Twojego małżeństwa na razie przynajmniej, tylko o ratowanie Twojej duszy i duszy Twojej kochanki. Powtarzam, że żyjecie w grzechu ciężkim, a to oznacza, że wasze dusze są martwe. Czy kochasz samego siebie, czy zależy Ci na tym zeby żyć wiecznie? Czy zależy Ci na tym, żeby Twoja kochanka i żona żyły wiecznie?Czy może tylko używasz na razie kochanki, jak Ci się znudzi to ją rzucisz i masz w nosie jej losy? Skąd wiesz ile czasu ci zostało tu na ziemi, może trzeba się pospieszyć i wrócić do Boga? Dla Ciebie jest jedna droga (jeszcze raz to napiszę): rozstać się z kochanką, wyspowiadać się, trwać w łasce uświęcającej, żyć w samotności, być dobrym ojcem i nie czekać co zrobi żona, tylko modlić się za nią, by też wreszcie przejrzała na oczy i modlitwa za kochankę o jej nawrócenie. Zacznij wreszcie patrzeć na życie z innej perpektywy.
 
     
Satine
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 13:03   

żona Artura napisał/a:
moim zdaniem gentlemen,zaczal juz pracowac nad soba,dostrzegł co jest w życiu najważniejsze,wyciagnal wnioski z tego co zrobil,


Hmmmmmmm, skoro mieszka nadal z kochanką, śmiem się z Tobą nie zgodzić, że dostrzegł, co jest w życiu najważniejsze..... że wyciągnął jakieś wnioski.....jedyny wniosek jaki wyciągnął to chyba taki: mieszkam z kochanką, bo co jeśli żona nie zechce się poprawić i walczyć o mnie? Mam być sam? Żono Artura, żonaty facet mieszkający aktualnie z kochanką nie jest dla mnie autorytetem w sprawach rodzinnych.........przykro mi.....El. ma rację. Gdyby to zachowanie Twojego męża zmieniło się o 180 stopni, jak to pisze gentleman, to Artur by po prostu wrócił do domu, czyż nie? Zmieniłaś się Ty, dlatego widzisz, jak zmienia się nieznacznie świat wokół Ciebie...... i tak trzymaj.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 13:05   

Kari...........taka opowiastaka,kawał......... 35 laetni facet pyta swojego anioła stróża:powiedz mi mój Ty aniele jak to jest w niebie?co tam sie robi???? i co mam robic by sie znależść w tym niebie?????
Aniół stróż :daj mi spokój,coś taki ciekawski?graja w hokeja,w piłkę,w bejsbol......
35 -latek: no ale powiedz co ja mam robić?????,...ja chce być w niebie szczesliwy............
W końcu anioł mu odpowiada:zacznij od jutra grać w hokeja,albo lepiej sędziować....
35-latek" :Aniele,ale ja nigdy nie grałem w hokeja,ja się nie znam na sędziowaniu,ja się tego nigdy nie nauczę.............
Anioł;no i gadaj z nim.............. nawet nie wie że za tydzień ma pierwszy mecz.............
 
     
gentleman
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 16:00   

Ależ się wszyscy rozpisali na mój temat. To prawda i ja jestem jeszcze daleko od Boga i to prawda, że ja porzuciłem rodzinę. Jednak nie zgodzę się z twierdzeniem, iż ttylko ja jestem odpowiedzialny za rozpad małżeństwa i za tę całą sytuację. Wielką przeszkodą dla próbującego powrócić męża jest duma kobieca. W moim przypadku jest tak, że podjąłem próby powrotu 2krotnie (1 próba w maju, a 2 obecnie), lecz ciągłe wyrzuty, brak odpowiedniej komunikacji i duma kobieca, bardzo przeszkadza w porozumieniu i odbudowie. Zauważyłem, że większość z Was z łatwością przyjęła postawę mojej żony: to mąż jest winny, to on opuścił rodzinę, to on "rozwalił" małżeństwo, to on nie dochował przysięgi, to on jest złym ojcem, itd. itp. Dopóki moja żona (jak i większość porzuconych kobiet) będzie wyrażać taką postawę i zrzucać całą winę na złego męża to nikłe są szanse na jego powrót. Jedynie pokora obojga małżonków, przyznanie iż wina leży po obu stronach i chęć naprawy przez obojga małżonków, jest receptą na trwałą odbudowę małżeństwa. Tak uważam.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 16:13   

gentelmen............ czy wina leży po obu stronach???? żona do łózka kochanki Ciebie wepchneła?nałoznice Ci sprowadziła?
Chyba mylisz pojęcia ..............winy i odpowiedzialności.

Odpowiedzialność za związek,za rodzinę,za małżeństwo .........tak,za to odpowiadająobie strony.

Za zdradę .........zawsze odpowiada ten co zdradził.Bo to była jego decyzja i on musi ponosić konsekwencje.

Wiesz........ każdy "popaprany "człowiek,w każdej dysfunkcji broni się przed poczuciem winy,przed stawaniem w prawdzie o sobie poprzez zamianę poczucia winy na poczucie skrzywdzenia.
Bo gdyby nie ona/on..................
Bo on te zwinien......................
Bo inni tez tak maja..................

Ten mechanizm jest znany m/i jako wypieranie prawdy.
Jak zapytasz zdradzacza/kę dlaczego zdradzili to zawsze znajdzie 1001 przyczyn na usprawiedliwienie zdrady(alkoholik napicia się).
Tak działa dysfunkcja
 
     
Satine
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 16:23   

No ale gdzie Twoja pokora i chęć naprawy, skoro mieszkasz z kochanką?Co to ma być? Jakiś sprawdzian dla żony, ile jeszcze wytrzyma i kiedy w końcu da spokój i zaakceptuje Twój grzech? Co to znaczy "druga próba obecnie" - jaka próba, czego? Kogo żona ma przyjmować w tej chwili do domu? Faceta, co w walizce przywiezie rzeczy świeżo wyprane przez kochankę, a jego skóra będzie pachniała obcą kobietą? A badałeś się, czy jesteś zdrowy i nie zaraziłeś się czymś od tej kobiety, choćby żółtaczką lub grzybicą? Ahaaaa, a jak żona nie chce, to używasz kochanki.........Tak jak tu dziewczyny mówiły, przestań oglądać się na żonę i sobą się zajmij, swoim grzechem, swoją postawą.......... Przebadaj się u wenerologa i naprawiaj SWOJE życie, a nie życie żony. MOŻE potem będzie można mówić o naprawie małżeństwa. Z koślawych bali domu nie zbudujesz........... Ręce opadają.............Żona ma absolutną rację, że nie zgadza się na powrót Twój do domu w tej chwili. Nie jesteś gotowy, aby być znowu mężem..........To tak jakbyś przyjechał do kogoś samochodem, który mu ukradłeś i domagał się wybaczenia i tego, aby zrozumiał, że musiałeś ukraść, że to jego wina, bo po co zostawił samochód na parkingu, zamiast w garażu.............. A kiedy zatrzasnął Ci drzwi przed nosem, odjechałeś tym ukradzionym samochodem dalej i psioczysz na niego, że taki wredny jest i Ci nie przebacza.........Tu już nie tylko o wiarę chodzi, o bliskość Boga, a o zwykła ludzką przyzwoitość, o którą nawet niewierzący powinien dbać..........................
Dobrze, że trafiłeś na to forum, ale szukaj pomocy dla siebie i raczej powstrzymaj się od dawania rad, bo możesz tylko komuś zaszkodzić, w tym przypadku wpędzając Żonę Artura w poczucie winy, że nie chce zaakceptować wiarołomnego małżonka i ma tłumić w sobie swoje odczucia, bo może akurat on zechce wrócić do domu, a ona mu w tym przeszkodzi....................A prawda jest taka, że jak ktoś CHCE wrócić do domu, to zrobi wszystko, aby do tego doszło, a nie ogląda się na nikogo. Jak Artur odchodził do kochanki, to sie przejmował żoną i tym, co ona czuje, mówi????? Jakoś go to nie obchodziło. Teraz taki wrażliwy się zrobił?......... A Ty się przejmowałeś żoną i jej dumą, kiedy ją zostawiałeś? To czemu teraz ma to dla Ciebie znaczenie? Bo brakuje Ci odwagi, aby przyznać, tak!!! nawaliłem. Ale tego trzeba chcieć, po prostu. Wygodnie tak się zdradzaczowi tłumaczyć. Mieszkam z kochanką, ale to żony wina.........żal mi Cię, gentleman.........
Idę sobie meliskę zaparzyć, bo się uniosłam, wybaczcie............
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 16:43   

Jeszcze miły gentelmenie odpowiedz mi jak wygladały te twoje dwie próby powrotu...??????????????
Bo widzisz wg. mnie próba powrotu, bez względu na to czy taką zgodę, szansę na powrót
otrzyma się od współmałżonka = zerwaniem związku z kochanką/kiem,
długa szczera rozmowa z żoną/mężem, wyznanie za siebie swoich win...bez względu na to czy druga strona wyzna swoje...., jasne określenie swojego stanowiska, czyli
jasny komunikat - jestem sam/sama, zależy mi na ......,
pracuję nad sobą, zrobiłem/zrobiłam już to i to w kierunku naprawy, zrozumienia tego co się wydarzyło..., robię nadal to i to....trwam i zostawiam Ci przestrzeń na przemyslenie....,
na decyzję....,
Bo widzisz ja mam wrażenie, ze u Ciebie te próby były tylko takim bezpiecznym sondażem między wierszami....sondując na ile jeszcze moja żona jest miękka, na ile jeszcze ewentualnie istnieje cień szansy na powrót, na ile jeszcze jestem nadal dla niej ważny...., jak dalece mogę się jeszcze posunąć w swoich poczynaniach...czy jeszcze mam jakis wpływ na żonę i jej decyzje, czy już przekroczyłem magiczną granicę za którą nie ma nic....
więc tak widzę twoje próby powrotu jako takie bezpieczne macanie
nie tracąc przy tym nic, nie dając z siebie nic......bez ryzyka.

Wiesz - z własnego podwórka znam przypadek, gdzie mąz zostawił zonę z kilkorgiem dzieci, zdrada, inna kobieta....potem chęć powrotu..., ale oczywiście na warunkach zdradzacza....,
że dopiero zerwie z kochanką jak go najpierw żona do domu przyjmnie....,
mądra jednak ta żona była bo na to nie poszła..., warunek był najpierw zerwiesz
z kochanką, potem przez jakis czas bedziesz pracował nad sobą..., będziesz jak prawdziwy mąż i ojciec, a potem będzie decyzja czy moze walizy na nowo wnieść do chałupy....,
ale nie skorzystał...tak bardzo mu na rodzinie zależało.....zbyt duże ryzyko...zerwie
z babą.....wygody zabraknie......poduchy tym samym spod tyłka wylecą....a tu ogrom
pracy i nie wiedzieć czy warto....
 
     
gentleman
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 16:48   

Satine, niewiele zrozumiałaś i nie wiesz kompletnie jaka jest moja sytuacja. Twoja postawa bardzo przypomina mi postawę mojej żony. Niestety mylisz się, że chciałem wrócić do żony a ona się nie zgodziła na mój powrót. To była raczej rozmowa o tym abyć dać naszemu małżeństwu szansę, próbę na odbudowanie. lecz to nie było tak, że ja przyszedłem skruszony i prosiłem lub błagałem o przyjęcie. Mężczyzna raczej takich rzeczy nie robi.
Moja rozmowa z małżonką była prowadzona w duchu pojednania i chęci naprawy przez OBOJGA MAŁŻONKÓW! I proszę przestańcie w końcu ciągle powtarzać o zdradzie cielesnej, że od tego trzeba zacząć! Nie tędy droga do pojednania, pojednanie zaczyna się w sercu i chęci naprawy, odbudowy a nie od tego czy będę żył sam czy z kochanką!
A wszelkie obelżywe stwierdzenia, że powinienem się przebadać na choroby weneryczne, itp. pominę aby zachować cierpliwość. Satine i czemu ty walczysz ze mną? Walka Twoja nie odniesie żadnego skutku, nie tędy droga, nie w taki sposób. Nie walcz z mężczyzną bo nie wygrasz, on zresztą też nie.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 16:53   

Diabeł ubrał sie w ornat i na mszę ogonem dzwoni...............
Gentelmen ...........Ty podobnie.
Ty zdradziłeś a żona ma w pokorę uderzać...........bo Ty tak chcesz.
A Satine nie walczy z Tobą.......ona otwiera Ci szeroko otwarte oczy.......ale bielmem zdrady zaszłe
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8